She's the only one for me cz. 9

Tanji niełatwo było wrócić na ten sam komisariat. Niestety, prokurator miał swych znajomych właśnie tutaj. Gdyby nie zapewnienia, że Ranielli ma dzisiaj wolne, oraz świadomość, iż nie idzie tam przecież celem przesłuchania, chyba by zrezygnowała. Tak, czy inaczej, i tak czuła się tutaj nieswojo. Wspomnienia tamtego wieczora raz po raz stawały jej przed oczyma. Różnica była jednak ta, że tym razem pośród „wrogów” znajdowali się też jej poplecznicy, i to aż dwóch: Aleksi i ten „młody glina”.
    Skupili się w kółku, przy biurku wysokiej rangi policjanta: ona, prokurator, wspomniany „gliniarz”, oraz dwóch innych, w tym nieumundurowany pracownik policji, do którego owo biuro należało. Ten ostatni, mając przed sobą telefon na podsłuchu, zaczął jej tłumaczyć, co ma robić:
- Niech mu pani powie, że przemyślała jego słowa i chce się z nim spotkać.
- Powiedz, że chciałabyś się wycofać – wtrącił Aleksi. Popatrzyła niepewnie na drugiego mężczyznę.
- Tak, niech pani tak zrobi – skinął twierdząco, po czym podał jej do ręki słuchawkę. Sięgnęła po nią drżącą dłonią i niewiele brakowało, by ją upuściła. Speszona, szybko docisnęła ją do ucha.
- Ma być naturalnie, pamiętaj! – pouczył jeszcze prokurator. Nerwy miała w strzępach, jej serce łomotało, jak szalone – Timo, nagrywasz? – zwrócił się do policjanta. Ten wystawił kciuk do góry, co miało oznaczać, że tak. Poszło! Usłyszała sygnał. Po chwili usłyszała po drugiej stronie kobiecy głos, nieco się speszyła.
- Dzie… znaczy… do… dobry wieczór… mogę mówić z Perttu? – wyjąkała niepewnie. Zebrani gorąco pokiwali głowami na znak, że na razie wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Tanja? Miło mi cię słyszeć! Zaraz go poproszę. I jak wam idzie? – Ann wyraźnie chciała uciąć sobie pogawędkę.
- Spław ją, nie ma na to czasu! – wyszeptał Aleksi. Nerwowo podrapała się w czoło.
- No… to zależy od rozprawy i… od… od prokuratora, wie pani… - uśmiechnęła się niepewnie. Ten zmarszczył brwi… - mo… może pani dać już Perttu? Wie pani… rodzice nie wiedzą, że dzwonię, a nie chciałabym ich denerwować… skończyły mi się pieniądze na koncie i muszę dzwonić ze stacjonarnego – wybąkała jakieś banialuki. Prokurator oraz jego towarzysz spojrzeli po sobie z podziwem.
- Dobrze, rozumiem – pani Ranielli odłożyła słuchawkę i pobiegła na poszukiwanie syna. Poczuła na czole krople potu i znajomą duszność. Bała się tej rozmowy… temu już chyba nie podoła…
- Tanja? – po chwili rozpoznała jego głos. Był wyraźnie podekscytowany, to było obrzydliwe.
- Tak… to ja – mruknęła z rezerwą.
- Niech pani będzie trochę milsza, bo zacznie coś podejrzewać – poradził policjant „w cywilu”.
- Wiesz, dzwonię, bo chciałabym się z tobą spotkać – kontynuowała z przesadną słodyczą.
- Ale nie aż tak! – pouczył Aleksi. Z tego wszystkiego przewróciła oczami. Sama już nie wiedziała, co ma robić: ma być w końcu miła, czy szorstka?!
- Serio? – na szczęście były chyba niczego nie wyczuł.
- Tak… może być w tym starym magazynie, niedaleko parku Kaisaniemi? Tam, gdzie dawaliście ten specjalny koncert drugiego sierpnia, pamiętasz? Ta… tańczyliśmy tam potem, pa… pamiętasz, nie? – zacięła się przy końcu, czując na sobie wzrok zebranych mężczyzn. Niełatwo przy kimś obcym zdobywać się na zwierzenia.
- No pewnie! Ale czemu akurat tam?
- Bo nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał… chodzi o proces… chciałabym się z tego wycofać, dlatego wiesz… rodzina! Poza tym… no… mam stamtąd miłe wspomnienia – uśmiechnęła się sztucznie.
- Ok! Ja przecież też – zarechotał zalotnie. Zrobiło się jej niedobrze z obrzydzenia… - to kiedy, i o której?
- Jutro o… 19.00 – wyczytała z kartki, którą trzymał policjant.
- Tu jest 18.00! – syknął prokurator.
- Eee… znaczy o 18.00, tak! Przypomniało mi się, że później mam coś do załatwienia – prędko się poprawiła.
- Dobrze, będę czekał z niecierpliwością! – znowu ten śmiech… Pożegnała się i prędko rzuciła słuchawką.
- No… jest pani świetna w te klocki! – pochwalił ją „glina”.
- Sł… słucham? – bąknęła niepewnie.
- Wspaniale poradziłaś sobie z tym pustym kontem na komórce… też jestem pod wrażeniem – Aleksi z uznaniem pokiwał głową.
- Tak jakoś… mi przyszło do głowy – zarumieniła się.
- I te wspomnienia w tańcu… połknął haczyk, jak nic! – zatarł ręce – tylko ciekawe, o co ci chodziło z tym prokuratorem? – mruknął, nieco pochmurniejąc.
- No co? Od tego, jak to prowadzisz wszystko zależy – lekceważąco wzruszyła ramionami. Odpowiedział jej przedrzeźniającą miną – a jak się jednak rozmyśli i nie przyjdzie? – spoważniała, patrząc po obu pytającym wzrokiem.
- Zadzwonisz jeszcze raz. Przekona się wtedy, że masz „szczere” intencje – Aleksi był bardzo pewny siebie. No i łatwo było mu mówić, bo to nie on musiał rozmawiać z tym „padalcem”. Mimo wszystko kiwnęła głową, ciężko oddychając. Sama nie wiedziała, czy wolałaby, żeby przyszedł, czy też nie?

    Rozdział 6

    Przez pół nocy poprzedzającej prowokację krążyła po pokoju, nerwowo obgryzając paznokcie. Nie wierzyła, że to się uda! Już teraz była zdenerwowana – aż cała drżała – więc, co będzie później? Gdy zacznie się jąkać i sparaliżowana strachem panikować? Bez namysłu chwyciła w dłoń komórkę i odszukała w niej znajomy numer – ten, który należał do Aleksego. Z okazji owego szalonego pomysłu wymienili się nimi, by w razie czego móc do siebie dzwonić. Z całych tych wszystkich władz jemu ufała najbardziej, gdyż trochę go już znała. O ile, w ogóle choć trochę komukolwiek ufała. No, ale jako jedyny zdawał się być całkowicie poświęcony jej sprawie. Wcisnęła połączenie, mimo że była… 3.00 nad ranem. Upłynęło już parę sygnałów, ale nic… można było się temu dziwić?
- No odbierzże! – pisnęła do słuchawki.
    Aleksi usiłował porozmawiać z kobietą ze zdjęcia, która wyglądała identycznie, jak na nim. Niestety, jego wysiłki kompletnie na nic się zdawały, gdyż złośliwie go ignorowała. Prawie już błagał, by go wysłuchała, gdy oto skądś nadszedł karzeł-kataryniarz i zaczął zagłuszać wszystko dookoła jakby znaną mu melodią. Kręcił korbą tak energicznie, że niewiele brakowało, by instrument eksplodował. Próbował odepchnąć nachalnego muzyka, by przestał zakłócać to, co chciał powiedzieć, lecz wtedy… obudził się. Do jego umysłu od razu zaczęły dochodzić te same, jakby znajome dźwięki…
    Zerwał się, jak oparzony, szukając telefonu na nocnej szafce. Jako prokurator, był mimo wszystko przyzwyczajony do takich niespodziewanych telefonów.
- Halo?! – zawołał, przykładając do ucha… budzik – niech to! – odłożył go podenerwowany – halo! – mruknął, już nieco poirytowany, w końcu chwytając w rękę właściwą rzecz.
- Ja się boję! To się nie uda! Nie chcę tego robić! – usłyszał rozpaczliwy głos. Chwilę zajęło mu, nim zorientował się, kto mówi po drugiej stronie.
- Uspokój się… - westchnął, odgarniając zmierzwioną „czuprynę” – przecież będzie policja, mówiłem ci, że…
- To co?! – jęknęła, wciśnięta w kąt pokoju – nie jesteś mną, więc co możesz o tym wiedzieć?! Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ja się boję!
- A myślisz, że ja nie? Przecież mogą mi się nawinąć tacy przestępcy, że jak ich wsadzę do pudła, to kiedy zwieją, od razu skierują się do mnie, a wtedy nie ma przebacz!
- No śmieszne, wiesz? – burknęła oburzona – to nie są żarty!
- Ja nie żartuję! Przecież twój znajomek chciał mnie już pociąć nożem.
- Nie chcę o nim mówić! Boję się! – nerwowo potrząsnęła głową, po policzkach pociekły łzy bezradności.
- Zadzwonimy do Tarji tuż przed, pomoże ci.
- Niby w czym?! Pójdzie tam za mnie?! – prychnęła z nutką ironii w głosie.  
    Odetchnął głęboko. Do tej dziewczyny trzeba było mieć sporo cierpliwości…
- Obiecuję ci, że nic się nie stanie… jeśli wykona jakiś nieprawidłowy ruch – krzycz, a wtedy wejdziemy – odpowiedział spokojnie.
- Nie strasz mnie! Jaki ruch?!
- No, a czego się obawiasz? Chyba tego, że zrobi coś nie tak, nie? – poczuł się nieco zdezorientowany – posłuchaj: jesteś bardzo odważną osobą, bo stawiłaś już czoła jego ojcu i jemu samemu. Procesujesz się z nim i jestem pewien, że z tym też dasz sobie radę. Pomyśl, że nic się nie stanie, że przez to jedno nagranie będziemy mogli go usadzić! To zamknie jego ojcu usta, przestanie cię nagabywać! Będziesz wolna!
- Na… naprawdę tak myślisz? – wydukała nieśmiało.
- Gdyby tak nie było, nie powiedziałbym tego… - podrapał się w głowę – idź spać, musisz być wypoczęta.
- Jesteś pewien, że to się uda?
- Tak… cały czas ci to powtarzam… dobranoc.
- Aleksi! – zawołała pośpiesznie.
- Coś jeszcze? – westchnął, przewracając oczami.
- Dzięki… - bąknęła z wyraźnym trudem.
- Za co? – szczerze się zdziwił.
- Że powiedziałeś, że to się uda… to dla mnie… no… bardzo ważne, pa! – zakończyła rozmowę i odrzuciła telefon kawałek dalej, wpatrując się w niego, niczym kat w ofiarę. Policzki znowu pokrył rumieniec. Zrobiło się jej głupio, że to powiedziała! Co jej odbiło?!
    Dla niego również było to wielkim zaskoczeniem, gdyż jeszcze przez chwilę spoglądał w aparat, jakby miała wyjść z niego jakaś „hostessa” i wręczyć mu milion dolarów. Uśmiechnął się, z niedowierzania kręcąc głową, z i powrotem padł na łóżko.

***

    Na komendzie panowało niewielkie zamieszanie. Markko spoglądał na to wszystko nie kryjąc zdziwienia. W końcu, gdy trzech jego podwładnych zaczęło się gdzieś wybierać bez jego zgody, postanowił wreszcie zareagować.
- Perkonen, a dokąd to się wybieracie? – wszedł do jednego z gabinetów, mierząc policjanta podejrzliwym wzrokiem.
- No… idziemy na prowokację… - wybąkał zmieszany Timo.
- Jaką znowu? Czemu ja nic o tym nie wiem? Chyba jesteście moimi podwładnymi?! – warknął podenerwowany. Przerażani „gliniarze” aż cofnęli się do tyłu.
- To polecenie z góry… - zająknął się młody.
- Koivu, o co chodzi w tej prowokacji? – zwrócił się do drugiego z nich. Timo zmierzył go znacząco. Miał trzymać język za zębami dla dobra sprawy. Ranielli był jednak znany z tego, że wszyscy się go bali, więc i on. Tym bardziej, że był sporo młodszy i niedoświadczony…  
    Po chwili Markko znał już adres i miejsce „dziwnych” poczynań kolegów. Nie wiedział tylko, kogo dotyczy owa prowokacja, bo policjanci oznajmili mu, że już późno i muszą iść. Dlaczego on o tym nie wiedział? Zwykle informowano go o tym, co planuje szef policji… To wszystko było bardzo zastanawiające… ale i oczywiste. Chwycił do ręki słuchawkę. Po chwili usłyszał po drugiej stronie poirytowany głos syna – Ta mała wiedźma umawiała się z tobą na jakieś spotkanie w starym magazynie niedaleko Kaisaniemi? – od razu przeszedł do sedna sprawy.
- Jaka znowu…?
- Twoja była! Ta procesowa! – wysyczał wściekle.
- No tak, ale co ty masz do tego? Powiedziała, że chyba to odwoła, słyszysz? Będzie dobrze!
- Nie, durniu! To prowokacja, ona udaje, rozumiesz?! Jak tam pójdziesz, będą próbować wyciągnąć z ciebie, że ją zgwałciłeś! Wystarczy jeden nieostrożny ruch i wylądujesz w pudle! Nie idź tam! – ostrzegł go pośpiesznie.  
    Na twarz Perttu wystąpił grymas niezadowolenia. Cały dobry nastrój od razu z niego wyparował. Zignorował dalsze pytania ojca, i zakończył rozmowę, tak mocno ściskając telefon w dłoni, że aż poczuł ból. Pójdzie tam. Pokaże tej „oszustce”, że nie warto z nim zadzierać! Nigdy nie uda się jej wpakować go za kratki, jeszcze czego?! Powinna była się domyślić, że znajomość z nim, to nie żadne „dyrdymały”, a coś poważnego, dlatego należało mu się to, co sam sobie wziął! Przecież nie pójdzie za coś takiego do „paki”! Jedno, „niegroźne” zajście nie może zniszczyć mu kariery!  
- Myślisz, że jesteś przebiegła? Przekonamy się… - wymruczał ponuro i przyśpieszył kroku, kierując się ku parkowi Kaisaniemi.
    Stary magazyn usytuowany był blisko parku. Niegdyś działała tutaj prężna firma, produkująca słodycze, i to tutaj je składowano. Z powodu problemów z właścicielem gruntu, teraz pozostała tutaj pusta hala, z podziurawionym, przeciekającym dachem i mnóstwem pająków oraz szczurów. Gdzieniegdzie walały się stare kartony, stało też kilka zakurzonych stołów. To przy jednym z nich postanowili rozegrać całą akcję.  
- Nie może pani pozwolić się dotknąć, żeby nie znalazł mikrofonu – tłumaczył jeden z obecnych, gdy policjantka obwiązywała ją w pasie taśmą.
- W torebce będzie kamera, postawi ją pani w takim miejscu, by wszystko było dobrze widać – wyjaśniał drugi. W odpowiedzi mechanicznie kiwała głową, ale tak naprawdę nic właściwie do niej nie docierało. Wciąż wydawało się jej, że to niemożliwe, że nie może się udać! To nie dawało jej spokoju – dopiero, kiedy się przyzna, może pani pozwolić mu podejść bliżej, to będziemy mieli jeszcze jeden dowód na to, że jest winny – dodał policjant. Przerażona przeniosła wzrok na Aleksego – o tym nie było mowy!
- Gdyby stał się agresywny: krzycz, od razu to przerwiemy – prędko odpowiedział na nieme pytanie.
- Pamiętaj, że to ostatni raz i już więcej nie będziesz musiała z nim rozmawiać – pocieszała ją Tarja, którą również tam ściągnięto.
- Dobra, jest 17:50, pora zaczynać! – zawołał ten, który dawał jej wskazówki. Przełknęła ślinę i na drżących nogach ruszyła ku wyznaczonemu miejscu, obserwowana przez czuwających nad wszystkim policjantów. Prokurator nerwowo przygryzał pięść. Bardzo chciał, by to się udało!
- Ty i te twoje pomysły! – zachichotał „glina” – gdyby nie był osobą publiczną, facet nigdy nie wydałby na to zgody! – pokręcił głową na boki, oczywiście nie mając pojęcia o tym, że cała akcja i tak była nielegalna.
- A szkoda, że nie urządzają takich akcji częściej… może wtedy łatwiej by było skazywać gwałcicieli – odparł Aleksi, wciąż wpatrując się w budynek magazynu.
- Wątpię, tu wszystko zależy od ofiary, a te są przecież po ciężkich przeżyciach. Czy tobie łatwo by było stawić czoła czemuś takiemu? – psycholog wymownie kiwnęła głową. Westchnął ciężko, zakładając ręce na boki.
    Tanja drżącymi rękoma położyła torebkę na starym, odrapanym stole. Ustawiwszy ją tak, by wszystko było dobrze widoczne, odwróciła się i objąwszy rękoma, rozejrzała po wnętrzu. Dobrze pamiętała tamten sierpniowy dzień: po hucznych zapowiedziach, „Fairy Tales” zagrali tutaj specjalny koncert „dla wybranych”. Oczywiście, jako dziewczyna wokalisty, była gościem honorowym, i to w pierwszym rzędzie. Co prawda, nigdy nie przepadała za ich muzyką, ale wtedy wydawała się jej taka świetna…
    Westchnąwszy spojrzała na dach, przez który przebijały się promienie księżyca, choć trochę oświetlając ów mroczny budynek. Oczywiście w miejscu, gdzie przebywała ona, tliło się światło z jednej z ostatnich działających żarówek – inaczej by tutaj nie weszła! W obecnej chwili było tak zimno i ponuro… zupełnie, jak w jej życiu. Podczas koncertu panowała straszna duchota, a kolorowe światła ze sceny wlewały tutaj choć trochę radości. Tak, wtedy była szczęśliwa, ale teraz…
    Nagle poczuła w pasie czyjeś dłonie… natychmiast cofnęła się ze strachem, niechcący trącając ręką torebkę z kamerą. Ta upadła na podłogę.
- Co się stało? – były uśmiechnął się przymilnie – wystraszyłem cię? Przepraszam… nie chciałem. Ale wyglądałaś tak uroczo w tej scenerii, że po prostu musiałem.
- Na razie wszystko jest dobrze! – mruknął mężczyzna, który nasłuchiwał całą rozmowę.
- Przyszedł już? – Aleksi odepchnął jego kolegę obok i „bezczelnie” zasiadł na jego miejscu. Również chciał posłuchać.
- No… tak, skąd miałam wiedzieć, że… że to ty…? – wyjąkała, siląc się na uśmiech.
- Co się stało, że zmieniłaś zdanie? Przecież ostatnio chciałaś mnie zabić – z jego twarzy nie schodził ten podły uśmiech. Jedyne, na co miała teraz ochotę, to przyłożyć mu w nią!
- O czym on mówi? – zdziwił się funkcjonariusz.
- Nieważne! Długa historia! – mruknął wymijająco prokurator.
- To ciebie chyba też chciała ukatrupić, co? Nieźle oberwałeś w twarz! – zaśmiał się.
- Nie, to nie ona, jak chcesz wiedzieć – burknął, zasłaniając ślady po bójce z Perttu.
- A… ale teraz myślę, że… że to wszystko jest głupie… - kontynuowała drżącym głosem Tanja – nie… nie wytrzymuję tego psychicznie… to mnie wykańcza… lepiej tego… tego sobie oszczędzić.
- Taa… zwłaszcza, jak oskarżycielem jest jakiś stuknięty gość – zarechotał przebiegle. Aleksi natychmiast został zmierzony wzrokiem przez wszystkich zebranych.
- No… no co?! Czy zachowałem się kiedykolwiek nienormalnie? – wybąkał z lekka tym oburzony, ale i zmieszany.
- Daj spokój… prokurator nie ma tu nic do rzeczy… - wydusiła z ledwością. Słowa nie chciały przechodzić jej przez gardło. Timo od razu puścił do kolegi oczko. Poirytowany owym gestem zgromił go spojrzeniem – my… myślę, że jeśli to odwołam, to dasz mi spokój, co? – rzuciła nieśmiało. Chciała już przejść do głównego celu spotkania, by wreszcie to zakończyć.
- Skarbeczku, a nie boisz się kary za składanie fałszywych zeznań? – udał zmartwienie, odgarniając jej przy tym włosy z twarzy. Cofnęła się do tyłu, lecz niestety stół skutecznie zatarasował jej dalszą ucieczkę.
- Skąd on o tym wie?! – syknął do siebie prokurator.
- Tego nie przewidzieliśmy… - towarzysz podrapał się w głowę.
- Boisz się mnie? – Perttu wciąż grał swoją rolę, dobrze przecież wiedział, w jakim celu tu przyszedł.
- Wie… wiesz, dlaczego – zmieniła ton na nieco ostrzejszy. Przed oczyma znowu stanął jej tamten wieczór.
- Nie… - bezczelnie udał zamyślenie – acha… chyba już wiem… boisz się mnie po tym, jak ten łajdak cię napadł? A może było ich więcej?
- Co on chrzani?! – Aleksi powoli zaczął tracić nad sobą kontrolę. Tarja wbiła w niego przerażony wzrok.
- Dobrze wiesz, że to byłeś ty! Nikt mnie potem nie napadł, zadzwoniłam po brata, przyszedł po mnie! – wykrzyczała podenerwowana. Złość na niego i cała ta sytuacja, sprawiły, że zaczęła zapominać, po co tu właściwie jest.
- Dlaczego tak nagle się zmieniłaś? Jeszcze przed chwilą byłaś miła – podszedł jeszcze bliżej, wciąż robiąc tą swoją minę cierpiętnika.
- Dosyć tego! On chyba wie, idę tam! – prokurator poderwał się z miejsca.
- Daj spokój! Zaczekajmy jeszcze chwilkę! Co nagle, to po diable, Aleksi! – kolega pociągnął go za ramię. Syknął do siebie i zniecierpliwiony na powrót zajął miejsce. Obiecał jej, że nic się nie stanie, nie może złamać danego słowa!
    Oprawca wyciągnął ramiona, Tanja jeszcze bardziej naparła na stół.
- Nie dotykaj mnie! – zawołała resztką sił.
- Ależ, kochanie… naprawdę mi przykro, że mnie w to wrobiłaś, ale jestem w stanie ci to wybaczyć. Powiem w sądzie, że mogę pójść na ugodę: ze dwa w lata w zawieszeniu, bylebyś tylko ty nie musiała za to odpowiadać – wciąż przemawiał do niej słodkim tonem, lecz wzrok zdradzał wszystko: był wściekły… Serce podeszło jej do gardła, oczy wypełniły się łzami. Otworzyła usta, by krzyknąć. Widząc to, pośpiesznie zakneblował je dłonią – może zatańczymy, jak kiedyś? – zaśmiał się przebiegle, obłapiwszy ją w pasie. Natychmiast zaczęła bić go rękoma, ale wydawał się być niewzruszony – ale najpierw… - wsadził jej rękę pod sweter, tego było za wiele! Zaczęła się szamotać, ale przycisnął ją do blatu – pozbędziemy się świadków! – syknął, odrzucając gdzieś mikrofon. Przerażona próbowała ugryźć go w rękę, nadepnąć na nogę, zrobić cokolwiek – myślałaś, że mnie wrobisz, co?! – wysyczał, krępując jej ręce – nigdy, słyszysz?! Komu uwierzą?! Tobie, czy mnie?! Źle to rozegrałaś, laleczko! – warknął wściekle, po czym uwolnił ja i z całej siły pchnął. Straciła równowagę i upadła, uderzając czołem o blat stołu. Przewróciła się na podłogę, po twarzy pociekła jej strużka krwi. Pomacała się po niej drżącą dłonią, a widząc to zaczęła wrzeszczeć, niewyobrażalnie wrzeszczeć.  
    Spłoszony mężczyzna uciekł drugim wyjściem, domyślając się, że gdzieś nieopodal zapewne ukrywa się policja. Po chwili do środka wpadli zaalarmowani funkcjonariusze sądząc, iż ten chyba ją już morduje. Zastali ją siedzącą na podłodze. Patrzyła na rękę, wciąż krzycząc wniebogłosy.
- CO SIĘ STAŁO?! – Aleksi bardzo się przeraził na taki widok. Co tu miało miejsce?!
- ZOSTAW MNIE! – wrzasnęła przeraźliwie – TO TWOJA WINA! ZOSTAW MNIE! ZOSTAW! – piszczała, chwyciwszy się za głowę.  
    Cofnął się do tyłu wystraszony. Pozostali zaczęli przeszukiwać miejsce w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów przemocy. W końcu nie wiedzieli, co się wydarzyło? Tarja podbiegła do niej i mocno do siebie przytuliła. Ta nie przestawała krzyczeć, próbując się przy tym wyrwać.
- Dzwoń po pogotowie, ona krwawi! – zawołała na prokuratora, który stanął, jak wryty, bezradnie wpatrując się w dziewczynę, niczym gapie na wypadek samochodowy – NO DZWOŃ! – powtórzyła podenerwowana. Drżącą ręką sięgnął po telefon. Jeden z policjantów znalazł mikrofon.
- Chyba wiedział – mruknął, podając go dowódcy.
- Do licha! To, co tu mamy nic nam nie mówi… powiedział to samo, co w sądzie – prychnął do siebie.
- A kamera?! – drugi z podwładnych pobiegł na poszukiwania. Sprzęt leżał na podłodze, więc nie było wiadomo, czy coś się nagrało.  
    Po paru minutach przyjechało pogotowie. Rana była niegroźna, wystarczyło jedynie ją opatrzyć, ale ona była w tak złym stanie psychicznym, że lekarze postanowili zabrać ją do szpitala na obserwację. Na miejscu zaaplikowano jej zastrzyk uspokajający. Przestała krzyczeć, jednak zamknęła się w sobie, nie chcąc nic powiedzieć. Przez cały ten czas mierzyła Aleksego nienawistnym, nieufnym spojrzeniem. Czuł je na wskroś, choć nie patrzył jej w oczy – nie miał odwagi. Obiecał jej przecież, że wszystko będzie dobrze, a było zupełnie odwrotnie… „znowu schrzanił”!  
    Tarja również nie ukrywała żalu, jaki w tej chwili do niego miała. Nie o to go prosiła. Ciekawe, co będzie, jak rodzina się dowie?
    Dopiero po dwóch godzinach pobytu w szpitalu Tanja zaczęła mówić, co się stało. Właśnie byli u niej policjanci. Pomysłodawca całego nieudanego przedsięwzięcia siedział na korytarzu, z twarzą ukrytą w dłoniach. Obok dosiadła się znajoma psycholog.
- Wreszcie się odezwała… - westchnęła – na szczęście nic się nie stało. Po prostu zerwał mikrofon, pogroził jej i uciekł… ale mogło być o wiele gorzej – dokończyła z wyrzutem.
- Wiedział o tym, nie odważyłby się tknąć jej przy policji – wymruczał stłumionym głosem.
- Nie wiesz tego do końca… wiesz, dlaczego ma rozcięte czoło? – spytała, mierząc go z wyższością. Zabrał ręce i wyprostował się, patrząc na nią z zaciekawieniem – pchnął ją tak, że straciła równowagę i zahaczyła głową o stół – wyjaśniła lodowatym tonem – rozumiesz? A jakby ją uderzył? Coś ty dobrego wymyślił?! Oszalałeś?! Nie o tym ci mówiłam! – podniosła głos. Zdenerwowanie wzięło nad nią górę.
- Wiem! – zerwał się z krzesła i zaczął nerwowo krążyć obok – chciałem pomóc! Myślałem, że w ten sposób…!
- To nie jest twardy mężczyzna! To kobieta… dziewczyna o słabej psychice! Wiesz, na co ty ją naraziłeś?! Przez ciebie mogła doznać takiego szoku, że wylądowałaby w wariatkowie! Tego chciałeś?!
- Dobrze wiesz, że nie! – syknął urażony.
- Więc na drugi raz konsultuj ze mną takie chore pomysły!
- Przecież ci powiedziałem!
- Przed samą akcją?! No dziękuję bardzo! – prychnęła ironicznie.
- Zgodziła się, więc myślałem, że sama ci powie! – próbował się bronić.
- Akurat! Wiedziałeś, że ja nie wydam na to zgody, dlatego tego nie zrobiłeś! Chociaż raz popatrz na ludzi obiektywnym wzrokiem! Ona nie jest taka, jak ty! Są różni ludzie, jedni mogą znieść więcej, a drudzy mniej!
- Do diabła! Myślisz, że tego nie żałuję?! Wiele bym dał, żeby to się potoczyło inaczej, ale co ja mogę na to poradzić?! Chciałem tylko, żeby to się wreszcie wyjaśniło, żeby za to zapłacił! Żeby… Dobra, na to nie ma usprawiedliwienia! Zadowolona?! – wykrzyczał zdenerwowany.
- Jej to powiedz, a nie mnie! – odparowała nieprzyjemnie – Aleksi… - dodała łagodniejszym tonem – wiem, że bardzo ci na tym zależy, ale nie tak ostro… sprawiedliwości i tak stanie się zadość.
- Wątpię, dlatego to zrobiłem – burknął, ruszając szybkim krokiem w głąb korytarza. Kobieta westchnęła, podpierając ręką czoło.  
    Miał ochotę wyrwać się stamtąd i już nie wracać. W ogóle odciąć się od tego wszystkiego, zakończyć całą sprawę… Palący wewnątrz wstyd nie dawał mu żyć. Idąc gdzieś przed siebie, natknął się na kolegów z policji, którzy opuścili pokój, w jakim tymczasowo przebywała dziewczyna. Właśnie skończyli ją przesłuchiwać – I… i co z nią? – bąknął niepewnie.
- Opowiedziała wszystko, przekażemy ci kopię – odparł funkcjonariusz – na szczęście z nią lepiej, już myślałem, że… - pokręcił palcem obok głowy.
- Przesadzasz… - skrzywił się.
- To ja wracam do siebie, do biura. Trzeba sprawdzić, co się nagrało, w końcu jej słowo nie wystarczy – mężczyzna poklepał go po ramieniu i udał się z resztą do wyjścia.
- Sorry, Aleksi. Mika puścił farbę do Ranielliego i może on mu jakoś… wiesz… - wyjąkał Timo. Prokuratora natychmiast oświeciło.
- By to szlag… - syknął do siebie.
- Naprawdę nie chciałem mu mówić, ale on się przestraszył – tłumaczył pokornie młody.
- Dobra, już dobra… idź, bo cię zwolni – mruknął, kiwając głową na pozostałych policjantów.
- Mam nadzieję, że jednak się nagrało… na razie! – kolega pożegnał się i pobiegł za resztą.  
    Westchnął, mrucząc coś pod nosem. Zawsze ten „przeklęty” Ranielli… Do tego wszystkiego, jeśli szef dowie się o owym przedsięwzięciu… Czarno to widział. „Typek”, który nigdy nie darzył go sympatią, mógł go nawet za to odwołać. Jednak nie wydawało się to takie straszne w porównaniu z tym, co mu zrobi… jej rodzina. Ciekawe, czy już do nich dzwoniła?  
    Odruchowo spojrzał na drzwi od „jej” pokoju: były uchylone. Nabrał więcej powietrza i nerwowo przełykając ślinę, pchnął je. Siedziała na łóżku z pochyloną głową. Chyba odszukiwała numer do domu, bo zerkała na telefon. A więc na razie będzie żył. Włożył ręce w kieszenie, po czym stanął w progu, niczym słup soli. Odwaga znowu go opuściła, nie potrafił pójść dalej. Trwał tak chwilę, aż w końcu zauważyła, że nie jest sama. Powoli odwróciła twarz.
- Już sobie idę… - mruknął, odwracając się do wyjścia.
- Czekaj – zawołała. Odetchnął głęboko i znowu zwrócił się ku niej – coś nie wyszło… - bąknęła, mierząc go bliżej nieokreślonym wzrokiem.
- I to jak – zaśmiał się głupkowato. Gdy zorientował się, że powiedział to naprawdę, miał ochotę „palnąć się w łeb”. Teraz zrobi mu niezły wywód… - przepraszam – odchrząknął prędko, choć co to tu teraz pomoże? W odpowiedzi dziwnie się uśmiechnęła, jakby nie dowierzała jego słowom –  naprawdę – dodał pośpiesznie.
- Miało mi się nic nie stać, a tu proszę… - pomacała się po czole – dobrze, że tutaj, a nie w skroń, bo wtedy… a może tak byłoby lepiej? W końcu bym się zabiła…
- Przestań… nie mów takich rzeczy.
- Głupio mi… - szepnęła, odwracając głowę.
- Ja… jak to? – wybąkał. Przecież to on powinien się tak czuć, a nie ona. I tak, zresztą, było.
- Same ze mną problemy… nie chciałam się tak dziś zachować, to było silniejsze ode mnie! Pewnie teraz sobie myślisz, jaka ze mnie wariatka – przetarła oczy.
- Nie! Wcale nie! Rozumiem, że miałaś prawo się tak zachować – odparł prędko, choć było to półprawdą. Gdy ujrzał ją tam, w magazynie, w istocie doszedł do wniosku, że chyba pomieszało się jej w głowie.
- Obraziłam cię w jakiś sposób? Już nawet nie pamiętam – zaśmiała się drętwo.
- Nie… krzyczałaś tylko, żebym cię zostawił – wyjął rękę z kieszeni i nerwowym ruchem podrapał się w głowę – no i… - odchrząknął – że to moja wina… i to prawda, bo tak jest.
- To nie ma teraz znaczenia… On wiedział – podniosła wzrok, spojrzawszy mu w oczy. Spuścił głowę, gdyż wciąż nie potrafił na nią patrzeć – ktoś mu o wszystkim powiedział, odkręcił to na moją niekorzyść.
- Wiem… dlatego tego nie pokażemy – westchnął – mówił coś po tym, jak urwał ci mikrofon? – nie był pewien, czy zadać to pytanie, ale ciekawość zwyciężyła.
- Że nigdy z nim nie wygram… że nie pozwoli się wrobić… i tak będzie! Nie wygram z nim! – rozpłakała się, chowając twarz w dłonie.  
    Nie wiedział, co ma teraz zrobić: pocieszyć, wyjść? Ale co niby ma zrobić? Co powiedzieć? Żadna z tych opcji nie wydawała się dobra. W końcu przełknął ślinę i ruszył ku niej.
- Z tą głupią prowokacją, czy bez niej i tak wsadzimy go za kratki – przykucnął naprzeciwko. Nie mógł zrobić nic więcej, gdyż bał się, jaka będzie jej reakcja – chcesz chusteczkę? – sięgnął do kieszeni – masz, wytrzyj się – wyciągnął do niej rękę z opakowaniem. Zabrała dłonie z twarzy i sięgnęła po jedną z nich, lecz jej dłoń zawisła w powietrzu – czekaj… - rzekł w zamyśleniu, uważnie się jej przyglądając.
- Co…? – bąknęła niepewnie. Przeszedł ją dreszcz, nie lubiła takich bezpośrednich sytuacji. Nie, od czasu nieprzyjemnego zdarzenia z Perttu.
- Masz tu ślady po krwi – wskazał na lewą stronę twarzy. Pozostał na niej zaciek po strudze, jaka tamtędy płynęła. Wyjął chusteczkę i drżącą dłonią otarł jej policzki z łez i tak „nasączoną”, zaczął ścierać „czerwoną rysę”. Początkowo się wzdrygnęła, cofając trochę do tyłu, ale w końcu postanowiła przezwyciężyć strach. Dlatego wyprostowała się, poddając „zabiegowi”. Jakoś tak w głębi siebie wierzyła, że z jego strony nic jej nie grozi.
- Tym nie zmyjesz – uśmiechnęła się blado.
- E tam! Sól ze wszystkim sobie poradzi, wystarczy dużo łez. Widzisz? Już – napuszył się dumnie.
- Jakoś ci nie wierzę. Dawaj lusterko – rzuciła żartem.
- Nie noszę, to raczej domena kobiet – odpowiedział tym samym.
- To dlatego zawsze jesteś taki zmierzwiony.
- Gdzie? – pomacał się po włosach.
- Żartuję przecież – zaśmiała się, spuszczając wzrok. Zapanowała cisza, którą po chwili przecięło jego nieśmiałe „Dzięki” – za co? – zdziwiła się, unosząc twarz.
- Że nie przegnałaś mnie na cztery wiatry pomimo tego, że wszystko źle się potoczyło… to moja wina, naraziłem cię na niebezpieczeństwo… - popatrzył nieśmiało.
- No… jestem zła – przyznała – ale przecież się na to zgodziłam, więc…
- Bo cię przymusiłem.
- No… trochę – uśmiechnęła się lekko – ale przecież to nie twoja wina, że się dowiedział. Może, gdyby było inaczej, wszystko poszłoby po naszej myśli, nie wiesz tego – dodała poważnym tonem. Odważył się unieść twarz i spojrzeć jej w oczy – no, to punkt uznania dla pana… panie potworze – zaśmiała się żartobliwie, na co odpowiedział jej tym samym.
- Chciałbym, żeby było ich więcej… jak mam wynagrodzić tą durną prowokację? – choć na jego ustach wciąż widniał uśmiech, zabrzmiało to całkiem serio.
- Co? – parsknęła, mimo wszystko uznając to za żart.
- Ekhm! – usłyszawszy czyjś głos odwrócili głowy w stronę owej osoby. To była Enni, która mierzyła ich jakimś dziwnym wzrokiem. Prędko stanął na nogi, a twarz Tanji pokrył rumieniec. Zrobiło się jej głupio, gdyż cała ta scena w ogóle nie imała się do tego, co sama mówiła. Przecież „faceci to świnie”! Prawdę tą ma udowodnić całemu światu, a tu jeden z nich urządza sobie z nią pogawędkę. I to ten „potwór” w dodatku – cześć – rzeczywiście: ton głosu „kumpeli” wyraźnie wskazywał na ukryty zarzut – myślałam, że bardzo z tobą źle! Przez fona miałaś taki straszny głos, a tu proszę – uśmiechnęła się zaczepnie.
- Bo tak się czuję! – burknęła, podenerwowana aluzją.
- No… coś ci nie wyszło, przez ciebie mogłam stracić psiaspsiółę! – ta przeszła teraz do ofensywy względem Aleksego.
- Zostaw go! Zdarza się – mruknęła. Enni od razu wytrzeszczyła na nią oczy. Poczuła się napiętnowana, jakby zrobiła coś potwornego!
- Nie, ma rację. To było głupie i naprawdę żałuję, że cię na to namówiłem – westchnął, zwracając się do niej.
- Spokojnie… już ci przecież powiedziałam, że…
- No ja wiedziałam! – wtem do pokoju „wpadła” roztrzęsiona Krystyna – to się musiało źle skończyć! Co ja panu mówiłam?! Ale nie, pan wiedział lepiej! I co teraz powie?! – wystartowała do niego, celując weń palcem – Tanja?! Boże! Masz… masz ranę! Postrzelili cię?! – spanikowana dopadła do niej, oglądając z każdej możliwej strony.
- Nie… uderzyłam się w głowę! – warknęła poirytowana – nic mi nie jest! Pomyłki się zdarzają!
- Ale nie takie! Pan naraził jej życie! Miałam pana za innego, a tu się okazało, jaki jesteś pan lekkomyślny! Nie podoba mi się to! – biadoliła kobieta.
- Mamo! Ja się na to zgodziłam, jestem przecież dorosła, co nie?! – oburzona odepchnęła jej ręce.
- Córcia, a tobie co? Źle się czujesz?! Zaraz zawołam lekarza! – była gotowa zerwać się i obiec pół szpitala. Na ów widok prokurator zaczął się już z niej podśmiewać, w końcu wyglądało to bardzo komicznie. Ale tak z drugiej strony… też chciałby, by jego matka martwiła się o jego zdrowie… Znowu sposępniał, głęboko wzdychając.
- Mamo, przestań! Najlepiej, to chodźmy do domu, tam ci wszystko opowiem! – syknęła zniecierpliwiona Tanja.
- Zaraz… jak to? Przecież masz zostać na obserwacji – Aleksi oprzytomniał, słysząc owe słowa.
- Nic mi nie jest! Chcę do domu, nienawidzę szpitali! – jęknęła przeciągle.
- No dobrze już! Idę po lekarza – rodzicielka zerwała się z kozetki.
- Już późno, mogę was… - wtrącił nieśmiało.
- Pan dużo już dzisiaj zrobił! – pani Krysia nie pozwoliła mu jednak dokończyć – dziękujemy za uprzejmość, ale nie! – posłała mu znaczące spojrzenie.
- Za to ja się chętnie zabiorę – Enni już robiła te swoje „słynne” „słodkie oczka”.
- My też… pan prokurator chce sobie dopisać na konto kolejne punkty, więc mu pozwólmy – Tanja zaczęła wkładać kurtkę.
- No, ale… jak to… nie rozumiem… - matka bezradnie podrapała się w głowę.
- On wie, o co mi chodzi – odparła z jakimś dziwnym uśmiechem, na co ten odpowiedział jej tym samym. Krystyna postanowiła się więc uspokoić. Skoro córka nie jest na niego wściekła, to ona chyba też nie będzie. Za to Enni nie mogła wyjść z podziwu. Czyżby przyjaciółka nareszcie zmieniła co do niego zdanie?

***

    Wydarzenia minionego dnia skutecznie odebrały jej sen. Analizowała całe zdarzenie szczegół po szczególe, aż rozbolała ją głowa. Nie chciała do tego wracać, raz po raz przypominać sobie wyrazu twarzy tego łajdaka, ale to było silniejsze od niej. Ten obraz wracał mimowolnie. Przewracała się z boku na bok, aż wydarzenia z magazynu ustąpiły miejsca tym ze szpitala. Jakimś niewyjaśnionym jej sposobem darzyła tego człowieka zaufaniem… a przecież, gdy uwierzyła mu, że może czuć się bezpieczna, stało się inaczej. Mimo to, tam wtedy, czuła, że obok jest ktoś, komu zależy na jej powodzeniu. Ktoś, kto tak, jak ona, chciałby, żeby Perttu w końcu wylądował w więzieniu.  
    Z drugiej strony, jak zwykle zaczęły targać nią wątpliwości. Nie zna go i nie wie, co tak naprawdę o niej myśli, co mu krąży po głowie… Czy jego zachowanie było szczere? Czy tylko tak udawał? Ponoć wszyscy, którzy mają coś wspólnego z sądem i tymi sprawami są doskonałymi aktorami… Zresztą, wszystko jedno! Nie powinna wcale o tym myśleć! Głupio postąpiła, że w ogóle dała się wciągnąć w tą rozmowę! Już nigdy więcej!
    Nieudana prowokacja spędzała sen z powiek nie tylko jej. Po raz nie wiadomo, który, przeglądał papiery, usiłując wymyślić coś jeszcze, ale wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju. Przed oczyma raz po raz stawała mu pogrążona w amoku Tanja. A może tak naprawdę nie powinien mieć wyrzutów sumienia? Przecież to nie jego wina, że ma tak słabą psychikę. A co zrobiłby on na jej miejscu? Może właśnie o to chodziło Tarji: by nauczył się wczuwać w czyjąś sytuację? Jak na razie, to czuł się, jakby w istocie był tym „potworem” z wyobrażeń panny Venerinen. Choć, o dziwo, dzisiaj chyba na moment zapomniała, że darzy go „nienawiścią”.  
    Właściwie, sam nie wiedział, czemu to zrobił… dlaczego odważył się podejść tak blisko i dotknąć jej twarzy? Może przez żal do samego siebie, iż ta „durna” prowokacja się nie udała? Że naraził człowieka na niebezpieczeństwo? Była w niej bezradność, która skłoniła go do udzielenia jej choćby niewielkiej pomocy. Chyba to miała na myśli Tarja. Pamięta, jak któregoś dnia pobił się z synem kobiety, u której miał mieszkać. Opatrzyła mu wtedy rozcięty łuk brwiowy. Zrobiła to samo, co on dzisiaj: też otarła łzy, po czym „przemyła” nimi ślady po krwi. Ten młody jednak wygrał i po jakimś czasie musiał wracać z powrotem do siebie.
    Sam już nie wiedział, który temat do rozmyślań był gorszy. Obydwa na pewno skutecznie odrywały go od pracy. Porzucił więc zajęcie i podparł brodę rękoma, spoglądając gdzieś przed siebie, by wyciszyć myśli. Zaraz jednak zawędrował wzrokiem ku stercie dokumentów, spod której wystawało zdjęcie poszukiwanej przezeń kobiety. Wyjął je i nie patrząc na nie, schował do szuflady.

***

    Tanno Virkinainen opuścił miejsce pracy i skierował się ku swemu luksusowemu pojazdowi: niedawno zakupionemu mercedesowi. Oczywiście zaparkował go pod prokuraturą, by daleko nie chodzić. Gdy już chwytał za klamkę, zza naprzeciwka nadszedł Markko Ranielli, w cywilu. Miał nieciekawy wyraz twarzy, co nie zwiastowało niczego dobrego.  
- Tanno! Ukróć trochę tego swojego podwładnego, bo za bardzo miesza się w nieswoje sprawy! – syknął na powitanie.
- Podwła…? Mówisz o Kietali? – klepnął się otwartą dłonią w czoło – co znowu zrobił?
- Zachciało mu się prowokacji, ot co! Nie mów, że ty mu na to pozwoliłeś? Chciał nagrać mojego syna, jak się przyznaje! – warczał wściekle.
- Tak, wiem, ale przysięgam, że nie wydałem na to zgody – położył dłoń na sercu – postaram się go uciszyć, obiecuję.
- Ciągle to słyszę! Najlepiej to go od tego odsuń! Niech zajmie się tym jakiś na niczym się nie znający gówniarz i zawali tą paranoję! Przecież Perttu jest niewinny, no gdzie to?!
- No, ale ja myślałem, że ten będzie dobry… jest młody, niedoświadczony, a ty masz Risto, to… - plątał się mężczyzna.
- Człowieku, przecież ten idiota specjalizuje się w takich sprawach! Jak już się czegoś dorwie, to nie chce odpuścić! Sam nie wiesz, co robisz?! – gorączkował się Ranielli.
- Wybacz, Markko. Przyjaźń przyjaźnią, ale bez przesady, dobra?! – zaparł się rękoma – sam rozumiesz: trzeba mieć podstawy do tego, żeby kogoś odwołać, poza tym i tak dużo dla ciebie ryzykuję! – Tanno wyraźnie się wzburzył. Rozmówca kiwnął na samochód, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że mają wsiąść do środka. Tak też zrobili.
- Ile chcesz? – spytał „glina”, gdy już mogli czuć się „bezpiecznie”.
- Tyle, żeby mojej córce starczyło na wyjazd do Grecji, od miesięcy już mnie o to prześladuje – odparł prędko, a w jego oczach błysnęły iskierki.
- Dobra, zobaczę, co da się zrobić. Ale ty też się wywiązuj z umowy! – pokiwał palcem.
- Podwieźć cię gdzieś? – zaoferował się uprzejmie, jakby czuł zobowiązany wobec „dodatkowego źródła utrzymania”. Czy raczej „studni” spełniającej zachcianki.
- Nie, jestem swoim wozem – burknął, po czym opuścił pojazd, głośno trzaskając drzwiami.  
    Tanno aż się wzdrygnął, po czym zaczął ciskać w myślach przekleństwa na młodego podwładnego. A więc ten „idiota” go jednak nie posłuchał? Czemu go to nie dziwi? No, ale cóż, za nie stosowanie się do nakazów przełożonego grozi przecież nagana, a nawet… utrata stanowiska! Już on mu da!
    Na samą myśl o tym na jego twarz wystąpił szyderczy uśmieszek.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7460 słów i 42259 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Nataliiia

    Czekam na następne części

    25 wrz 2016

  • Użytkownik aniaaa

    Super :-) czekam na kolejną

    26 wrz 2016

  • Użytkownik :):)

    Boskie!!

    25 wrz 2016

  • Użytkownik jaaa

    Jeej<3

    24 wrz 2016