She's the only one for me cz. 6

W owym momencie siedział w biurze szefa tutejszej prokuratury, Tanno Virkinainena. Był to mężczyzna około 60-tki, niski i postawny. Czoło wyraźnie „prześwitywało” spomiędzy przerzedzonych, jasnych włosów, natomiast grube, ciemne brwi marszczyły się już od paru minut. Musiał przetrawić zasłyszane uprzednio informacje.
- Nie… myślę, że nie trzeba – powiedział w końcu.
- Słucham? – Aleksi parsknął kpiącym śmiechem – on ją nachodzi! Trzeba go tymczasowo wsadzić!
- Kietala, to niska szkodliwość czynu… nie jest przecież seryjnym gwałcicielem – po jego słowach wyraz twarzy podwładnego zaczął się zmieniać z zaskoczonego na wściekły.
- Przepraszam, ale czegoś tu nie rozumiem… a gdyby ona miała, powiedzmy, 13 lat? Też by go pan nie zamknął? – spytał powoli, gdyż jedynie w taki sposób był w stanie powstrzymać się od wybuchu gniewu.
- To inna sprawa! To sława! Dba o swój wizerunek, a jakby to wyglądało, gdyby odsiadywał karę? – zaoponował mężczyzna.
- Mam to głęboko…! – zaczął oburzonym tonem, ale widząc minę szefa od razu się uspokoił – nie, dla mnie to jest chore! Tylko dlatego ma być ponad szarymi obywatelami? Nie, i tak postaram się o tymczasowe aresztowanie! – zerwał się z krzesła i udał do drzwi.
- Kietala! – na dźwięk słów „szefunia” przystanął – niczego pan nie rób bez mojej zgody! – wycelował w niego palec – sędzia już zadecydował! Ma dozór policyjny! Obrońca wziął na siebie odpowiedzialność, a skoro tak, to można mu zaufać! Przecież nie da się wsadzić razem z nim.
- To niech pan jakoś wpłynie na tego idiotę, sędziego! Może przejrzy na oczy?
- Nie rozkazuj mi pan! Jeśli taki incydent się powtórzy, wówczas podejmiemy jakieś kroki – mruknął, po czym, ot tak, wrócił do wpatrywania się w ekran laptopa.
- Za niedopełnienie obowiązków grozi odwołanie z funkcji – przypomniał zdenerwowany Aleksi, mierząc go przy tym z niedowierzaniem.
- To ciebie odwołam, jeśli mi się zaraz nie uspokoisz i stąd nie wyjdziesz! – szef wściekle uderzył pięścią w blat. W ogóle go to nie zdziwiło. Nienawidził tu przychodzić, bo nigdy nie potrafił dogadać się z tym „typem”… Niestety, musiał się go radzić w wielu kwestiach. To w końcu on miał ostatnie słowo. Wymruczał pod nosem „Do widzenia” i wściekle zamknął drzwi. Głośniej, niż pozwalały na to maniery – gówniarze, to zawsze myślą, że wszystkie rozumy pozjadali! – syknął pod nosem i zanurzył się w notatkach, by coś zapisać, ale gniew na podwładnego nie pozwalał mu wykonywać dalszej roboty. Prychnął pod nosem, po czym rzucił długopisem. Ledwo to zrobił, a tu rozdzwoniła się jego komórka – halo? Słucham…? Markko! Miło cię słyszeć! Jak tam z tym twoim synem? Doniesiono mi, że nachodzi tę tam… ostrzeż go, żeby się hamował. Nie mogę tego odwlekać w nieskończoność, wymuszają na mnie tymczasowy areszt! – jęknął przeciągle – no co ty? – zarechotał – tak… to pozdrów tam rodzinkę i pogadaj z Perttu! Tak…! Na ryby? No pewnie! – i tak to rozmowa się rozkręciła.

***

    Wtorek był dniem kolejnej rozprawy. Z miłą chęcią w ogóle nie poszłaby do sądu, ale Aleksi jak zwykle nalegał, by tam była, bo przecież… miała dzisiaj składać. Podobno słowo mówione odziałuje mocniej, aniżeli pisane. Dzięki owej świadomości nie spała przez całą noc, wyobrażając sobie ewentualne scenariusze przebiegu przesłuchania. Jak potraktuje ją obrońca Perttu? Jakie pytania będzie zadawał? Sąd będzie po jej stronie, czy też jego…? Ilu będzie ludzi na sali? Fani czymś jej nie obrzucą, gdy znajdzie się w „centrum uwagi”? Oby było niewielu obserwatorów, bo nie zniesie tych wszystkich par oczu, utkwionych właśnie w jej osobie. Tego faktu, iż zupełnie obcy jej ludzie będą słuchać najintymniejszych szczegółów z jej życia… To byłoby takie upokarzające!  
    Jak na złość, jak zwykle przyszło sporo „gapiów” – głównie fani „Fairy Tales” i ci ciekawscy dziennikarze… Tym razem sędzia zezwolił im na kręcenie materiału do popołudniowego wydania wiadomości. Karierą młodego Ranielliego interesował się przecież cały kraj – nie tylko przez wzgląd na muzykę, jaką tworzył, ale przede wszystkim… gdy ktoś sławny dopuszcza się czegoś złego to jest dopiero „gratka” dla „brukowców”!
    Nadszedł ten nieszczęsny moment, w którym została wywołana na środek. Nogi miała, jak z waty, słowa przesłuchującego ledwo do niej docierały. Powodował to nie tylko stres, a przede wszystkim świadomość, iż jest na świeczniku, patrzą na nią wszyscy zebrani. Dobrze chociaż, że czas dla telewizji już się skończył i pozostali tam jedynie pojedynczy reporterzy. Sędzia nie pozwolił nagrywać zeznań.
- Jaką sukienkę miała pani na sobie tego dnia? – padło kolejne pytanie ze strony obrońcy gwałciciela.
- Sł… Słucham? – wyjąkała niepewnie.
- Kiecka, sukienka.
- Sprzeciw! Proszę tylko nie takim tonem – oburzył się prokurator.
- Pan Kietala ma rację… łagodniej proszę – poparł sędzia.
- No więc? Jaka to była sukienka? – kontynuował obrońca. Pospiesznie zaczęła odszukiwać w pamięci owego szczegółu. Mieszały się jej daty: dzień w którym go poznała z tym, w jakim ją upokorzył. W rezultacie musiało upłynąć trochę czasu, nim upewniła się, że na pewno dobrze kojarzy. Havalainen zaczął się już niecierpliwić, zaś Perttu lekceważąco przewracał oczami.
- Na ramiona… w kwiatki… - wykrztusiła w końcu.
- Jak długa?
- Czy to ma być próba przekonania ofiary, że sprowokowała sprawcę? – Aleksi nie wytrzymał i wskazał na wokalistę. Dziennikarze natychmiast ruszyli do przodu, uważnie rejestrując wszystko na dyktafonach. Kłótnia podczas procesu – cóż za pożywka dla „wścibskich” portali internetowych!
- Goń się ulizańcu! – prychnął oskarżony.
- Spokój! – wrzasnął sędzia – niech pan kontynuuje, albo to przełożymy! – dodał, zwracając się do prawnika.
- No to jak długa? – wyraźnie znużony Risto wsparł się ręką.
- Za kolana… znaczy, przed kolana – zmieszała się.
- Aha… Oprócz tego miała coś pani jeszcze na sobie? – dopytywał się.
- Co niby? – podenerwowała się – chodzi o majtki? Myśli pan, że pod spodem byłam naga?! – na taki wybuch pośród zebranych powstało poruszenie, powodowane głównie przez… „paparazzi’ch”. Ileż dzisiaj było emocji! Trzeba było wszystkie zarejestrować, by potem pisać obszerne notatki na ów temat! O tak, proces należał do niezwykle „gorących”, a takie publika lubi najbardziej.
- No proszę! Co za charakterek! Pytam o to, czy miała coś pani NA WIERZCHU tej sukienki, a tu takie teksty… Widać, co pani chodzi po tej główce – odparł bezczelnie obrońca. Na twarz Perttu wystąpił szyderczy uśmieszek, zaś reszta sali wybuchła cichym śmiechem.
- Jeśli próbuje pan ze mnie zrobić dziwkę, to się to panu nie uda, bo byłam porządną dziewczyną, dopóki nie spotkałam jego! – prawie już krzyczała, w ogóle nie przejmując się reakcją ogółu.
- Spokój! Niech pani nie wrzeszczy! – skarcił ją sędzia.
- Wysoki sądzie, możemy zrobić przerwę? Ofiara jest teraz za bardzo zdenerwowana – zaproponował Aleksi, a ten, po chwili namysłu, przystał na to.  
    Od razu udała się do drzwi, by wyjść na korytarz. Potrzebowała powietrza. Po drodze musiała jednak, jak zwykle, sforsować „stado” podekscytowanych dziennikarzy, którzy oczywiście chcieli wypytać ją o odczucia co do procesu, lecz na szczęście Enni sprawnie się z nimi „rozprawiła”. „Sępy” ruszyły więc na Havalainena.
- Nie przejmuj się tym, co gada ten padalec – poradziła jej zaraz potem.
- Nie wiem, jak długo to wytrzymam – jęknęła bezradnie, siadając na ławce. Z sali wyszedł również oskarżyciel, wyraźnie jej szukając. To stąd, że chciał jej dać wskazówki.  
- Nie dawaj się w ten sposób podchodzić, przecież on jawnie chce cię sprowokować – rzekł, stając nad nią, niczym jakiś kat. Zirytowało ją to, gdyż wyraźnie było po niej widać, iż to nieodpowiednia chwila na takie wywody! I on obraża się, gdy nazywa go potworem?!
- Nie mów mi, co mam robić, a co nie! Sama dobrze o tym wiem! – warknęła, zaciskając dłonie w pięści.
- Jakoś tego nie widać. Jeśli dasz się wciągnąć w walkę psychologiczną, to on wyciągnie z ciebie takie rzeczy, o których ci się nawet nie śniło – odparł niewzruszenie. No tak, trzeba się pochwalić doświadczeniem!
- Zamknij się, słyszysz?! Mam dość twoich rad! I tak wszystko jest skazane na porażkę, to po co mam się wysilać?! I tak jestem w ich oczach… dziwką! Nie słyszysz, co gadają jego fani?! – wykrzyczała, znowu tracąc nad sobą kontrolę, po czym zerwała się z ławki i pobiegła na poszukiwanie łazienki.  
- Tanja, czekaj! – krzyknęła za nią Krystyna.
- Pewnie chce teraz pobyć sama, zostawmy ją – westchnęła Kaari.
- Co on z nią zrobił? – zrozpaczony Juha prawie już się rozpłakał.
- I jak ja mam pracować z takim nastawieniem? – jęknął oburzony Aleksi, odgarniając przy tym włosy.
- Przepraszam, ale musi ją pan zrozumieć. Jest w trudnej sytuacji – panią Krysię nieco oburzyły jego wyrzuty.
- Rozumiem, a przynajmniej się staram, ale i ona musi zrozumieć, że powinna w to włożyć trochę serca, jeśli chce to wygrać! – odrzekł bezradnie, po czym zawrócił i udał się na salę. Tam, z pewnością, od razu został „zaatakowany” przez dziennikarzy…
- Ech… jak on się w to angażuje… - westchnęła Enni, lecz pod wpływem wzroku rodziny Tanji prędko odchrząknęła i uciekła w ślad za nim. Przynajmniej popatrzy sobie na niego z daleka.
    Tanja zamknęła się w sądowej łazience. Podeszła do lustra i zaczęła wpatrywać się w swoje odbicie. To już nie była ona, nie ta sama roześmiana, wesoła i otwarta na ludzi. Tak pewna tego, kim jest i chce być. Głodna nowych przeżyć oraz romantycznych uniesień. Teraz była chudym, wyczerpanym cieniem człowieka. Ogromne sińce pod oczami, blada cera i niewyobrażalny wstręt, jaki czuła do swojej osoby za tę głupotę – swoją głupotę. Patrzyła jeszcze przez chwilę, aż nagle z rozmachem, z całej siły, jaką tylko miała, uderzyła w gładką powierzchnię lustra. To od razu pękło, raniąc jej dłoń. Rozpłakała się na całego. Nie tyle z bólu, co rozpaczy.
- Uuu… nieładnie, i jak za to zapłacisz? Nie mów, że bogata jesteś – usłyszała za sobą znajomy głos. Natychmiast się odwróciła, mimo że nigdy nie miała ochoty oglądać oblicza owego człowieka. Zbyt mocno się bała.
- Czego pan chce? – spytała drżącym głosem.
- I po co to ciągniesz? – Markko patrzył na nią z nienawiścią – dobrze wiem, że on tego nie zrobił, wy zawsze lecicie na muzyków i inne sławy – „fuczał” groźnie.
- Nieprawda… dla mnie pański syn był człowiekiem, a nie ludkiem show biznesu – słowa z ledwością przechodziły jej przez gardło.
- Myślisz, że ile dostaniesz? Przyznaj się w końcu, a już teraz ci zapłacę i po sprawie, tylko skończ z tym gównem! – warknął „gliniarz”.
- Nie zależy mi na waszej brudnej forsie! – odparła podniesionym głosem.
- Tylko nie pyskuj! – Ranielli już zamachnął się na nią ręką. Odruchowo się zasłoniła, choć przy jego ciężkim ramieniu na pewno miała liche szanse. Wtem dobiegły ich głosy. Ranielli więc pośpiesznie opuścił łazienkę. Zaraz potem próg toalety minęła Krystyna.
- Tu jesteś, trzeba już wracać na salę… Jezu, córcia! Co się stało?! – wrzasnęła na widok płaczącej córki z zakrwawioną dłonią. Na myśl przyszły jej jedynie podcięte żyły.
- Ja zwariuję! Oszaleję! Oni są wszędzie! – krzyknęła niezrozumiale, po czym upadła na podłogę zemdlona.
- Co jest? Tanja znowu…? – do łazienki wpadła zaalarmowana Kaari, a widząc, co się dzieje, natychmiast chwyciła w rękę telefon.

***

    Tanja powoli zaczęła otwierać oczy. Przez chwilę towarzyszyła jej całkowita „amnezja”. Sama nie wiedziała gdzie, i po co jest, ale zaraz potem wszystko zaczęło wracać do normy. Znowu ta straszna rzeczywistość… Pytanie tylko, co to za pokój? Nim wszystko stało się czarne, była przecież w łazience… Spojrzała na dłoń – była zabandażowana.
- Lepiej? – zauważyła pochylającego się nad nią lekarza. No nie, czyżby znowu znalazła się w szpitalu?!
- Co się stało? – spytała niecierpliwie.
- Zemdlała pani z emocji, no i ta anemia… powinna się pani lepiej odżywiać – zaczął swój wykład.  
    Moment później opuściła gabinet z kolejną receptą w ręku. Nieopodal zauważyła prokuratora, rozmawiającego z jakimś policjantem. Od razu się wzdrygnęła… Choć po chwili namysłu rozpoznała w nim tego „glinę” ze szpitala – tak, to on wszedł wtedy z Aleksim do sali. Nie wiedziała, gdzie jest reszta, dlatego musiała spytać o to jego kolegę z prokuratury. Powoli i niepewnie ruszyła w ich stronę. Po drodze dobiegły ją strzępki ich rozmowy, gdyż poruszała się niezwykle cicho:
- Jest aż tak ciężko? – pytał młody policjant.
- Ona jest okropna! W ogóle nie mogę się z nią dogadać! Pierwszy raz w życiu mam do czynienia z tak trudnym przypadkiem – skarżył się „sędzia”.
- No przecież chyba nie musisz? Albo… nie! Ja wiem! Łypiesz na nią i przez to lubisz do niej zagadywać – zachichotał kompan.
- Przestań! Przecież muszę jej czasem dać jakąś wskazówkę, zapytać o coś, ale jej nie można, bo w ogóle mnie nie słucha! – odparł oburzony, gdy wtem Timo z ogłupiałą miną pokazał coś palcem. Zdziwiony odwrócił się do tyłu i aż wzdrygnął na jej widok – ju… już dobrze? – wyjąkał, czując, że się czerwieni. Znajomy od razu wycofał się do tyłu.
- Gdzie mama? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jest z twoją siostrą u lekarza, twoja znajoma poszła po coś do picia, a ojciec… - przerwał wzdychając – pokrywa szkody wyrządzone w łazience.
- Zrobiłam to odruchowo – mruknęła, doszukując się w jego spojrzeniu nagany.
- Co się stało tam, w wc-cie?
- Ojciec Perttu znowu mi groził – odparła zupełnie obojętnie.
- Chciał cię przekupić? – zmrużył oczy.
- W pewnym sensie tak… ale co to za różnica? Nie będę ci o tym opowiadać, bo przecież i tak masz już ze mną wystarczająco ciężko – prychnęła znacząco.
- To… nie tak… - nerwowo podrapał się w głowę – ale sama przyznaj…
- I jeszcze coś: ja na ciebie nie łypię i mam nadzieję, że ty na mnie też nie! – syknęła, mierząc w niego palcem i prędko się oddaliła, gdyż zauważyła przechodzącą nieopodal Tarję.
- Ale to...! – bezradnie rozłożył ręce – Timo! – warknął wściekle.
- Co? – uśmiechnął się głupkowato.
- Jeszcze raz powiedz coś tak durnego, to odstrzelę ci łeb! – pogroził palcem i od razu poczuł na sobie wzrok zdziwionego lekarza, który właśnie opuścił swój gabinet. Odchrząknął więc i jak gdyby nic, ruszył w głąb korytarza. Zaraz też dogonił go podśmiewający się zeń kolega-policjant.

    Rozdział 4

    W okolice jednego z helsińskich parków, zwącego się „Esplanadi”, zajechał właśnie samochód. Zaraz potem wysiadł z niego Aleksi, po czym ruszył w głąb obecnie opustoszałego miejsca. Wyraźnie szukał kogoś wzrokiem wśród szerokich alei i pokrytych śniegiem, nagich drzew. Na białym puchu znaczyło się niewiele śladów, a więc prawie nikt tutaj nie zaglądał. W przeciwieństwie do letniej pory. Takie miejsca lubiił i dlatego też to tutaj się umówił. Idąc przed siebie wolnym krokiem, usłyszał w oddali wesołe piski. Była to grupka dzieci, która rzucała się śnieżkami. Na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. On także bywał tutaj w czasach dzieciństwa. Mawia się, że to najwspanialszy okres w życiu człowieka. Po części musiał się z tym zgodzić…
    Wołanie z oddali przerwało rozmyślania. Była to ta, na którą czekał.
- Przepraszam! Miałam dziś… dużo… pacjentów! – wyspała Tarja, gdy była już wystarczająco blisko.
- Nie szkodzi, witaj – przywitał się, po czym skierowali się ku pomnikowi przedstawiającemu Johana Runeberga (narodowego fińskiego poetę), gdyż w cieniu jego majestatycznej postaci można było spocząć na ławce. Jedna z nich była odśnieżona, toteż zajęli miejsce.
- I jak tam? Masz zastępstwo? – spytała psycholog.
- Nie… i to raczej nie będzie możliwe – mruknął, wkładając ręce w kieszenie. Nigdy nie przywiązywał wagi do tego, by nosić rękawice.
- W takim razie… tak sobie pomyślałam, że mógłbyś jej pomóc i przy okazji… sobie – poprawiła okulary.
- Co? Nie rozumiem – uśmiechnął się lekko, wędrując wzrokiem ku ośnieżonemu pomnikowi.
- No wiesz… mógłbyś jej pokazać, że nie wszyscy są tacy, jak on.
- Daj spokój! – poderwał się z miejsca – nigdy nie mieszam pracy ze sprawami prywatnymi! Wiesz, że mi nie wolno. Poza tym… nie, to nie wchodzi w grę! Nie znasz jej dobrze, kąsa wszystko, co żyje!
- Nie zrozumiałeś mnie – psycholog przewróciła oczami – chodzi mi o podejście do niej. Nie patrz na nią jedynie, jak część swojej pracy, ale prawdziwą ofiarę. Kogoś, komu należy współczuć, łagodnie rozmawiać, okazywać życzliwość…
- Niewykonalne! Naturalnie wyprowadza mnie z równowagi – usiadł z powrotem, wymownie patrząc jej w oczy.
- Chcę tylko, żebyś spróbował nawiązać z nią taką… cienką nić porozumienia.
- Ma rodzinę, przyjaciółkę… niech z nimi ją wiąże. Ja tylko wykonuję swoje obowiązki – mruknął, przyglądając się krukom, które brodziły w cienkiej warstwie białego puchu, usiłując znaleźć coś do zjedzenia.
- Tym razem zrób wyjątek i włóż w to trochę uczucia, nie kieruj się tylko pragnieniem zemsty – upierała się przy swoim – ona się izoluje, bez pomocy z zewnątrz nigdy nie dojdzie do siebie.
- Ale dlaczego każesz to akurat mnie? – burknął z wyraźną niechęcią.
- Bo znam cię i wiem, jaki jesteś. Poza tym… jak już powiedziałam, to mogłoby pomóc i tobie – dokończyła łagodnym tonem.
- Mnie? – parsknął śmiechem – ja, to inna sprawa…
- Jeśli w końcu dostrzeżesz człowieka w kimś, kto jest obciążony problemami, to może wtedy znajdziesz to, czego szukasz? Choć raz popatrz na ludzi inaczej.
- Tylko jeszcze ty nie rób ze mnie potwora! – skrzywił się.
- Nie o to chodzi. Wiem, że nim nie jesteś i dlatego liczę na ciebie – rzekła niemalże już błagalnym tonem.
- Nigdy mnie o coś takiego nie prosiłaś – mruknął lekceważąco.
- Robię tak bodaj pierwszy raz i mam nadzieję, że zadziała – uśmiechnęła się.
- Wątpię – wzruszył ramionami.
- Po prostu postaraj się tylko uprzejmiej ją traktować, nie ukrywaj się za procedurami i innymi bzdurami. Taki jesteś tam, ale nie poza biurem.
- Właśnie: taki jestem TAM – zaakcentował – i taki pozostanę, bo jeśli myślisz, że będę się przed nią płaszczył i co chwila wypytywał, czy akurat nie robi się jej słabo, to jesteś w błędzie!
- Ten jeden raz zachowuj się w pracy, jak poza nią. Proszę – Tarja nie dawała za wygraną – przecież nie mówię, żebyś robił to dla niej, tylko dla siebie! Ale to już pozostawiam tobie… i tak sam zadecydujesz… Jakby co, to wiesz, gdzie mnie szukać – poklepała go po ramieniu – pa i pamiętaj, że zależy mi na twojej pomyślności. Wiesz, dlaczego – wycelowała w niego palcem.
- Tak, na razie – mruknął, nie ukrywając niechęci, jaka go teraz ogarnęła. Zamyślił się, bezwiednie lustrując stojącą przed nim figurę poety. Czy ona mogła mieć rację? Może tak schować dumę do kieszeni i…? Nie, przecież i tak obowiązują go przepisy: nie wolno mu utrzymywać z poszkodowaną (bądź poszkodowanym) żadnych kontaktów poza służbowymi, a więc i żywić względem nich jakiekolwiek uczucia. Wiadomo: obiektywizm, który odgrywa w danej sprawie bodaj najważniejszą rolę. No, ale jeśli chodzi o oskarżonych, to jakoś nie potrafi kurczowo trzymać się przepisów… Nie, z jakiej racji ma się jej „podlizywać”, skoro ona traktuje go gorzej od największego wroga? A może, jeśli on będzie milszy, to i ona…? Nie, to wszystko i tak jedna, wielka bzdura! Tarja za bardzo przejęła się przypadkiem tej „histeryczki” i dzięki temu straciła zdolność racjonalnego myślenia.
    Gorączkowo rozważał owe kwestie, póki co, znajdując więcej głosów „przeciw”, aniżeli „za”, aż zorientował się, że poświęcił im chyba zbyt wiele czasu. Przypuszczenia potwierdziły wskazówki zegarka, jakie przez ową chwilę przebyły już dość sporą odległość na okrągłej tarczy, no i zupełnie skostniałe ręce… Owszem, latem przesiadywanie w parku oznaczałoby samą przyjemność, ale zimą…  
    Pomimo nieprzyjaznej pogody „leniwie” zwlókł się z ławki, jakby siedzenie tutaj oznaczało samą przyjemność. Wtedy jednak… dostrzegł w oddali jakby kogoś znajomego – No nie! – jęknął do siebie, po czym prędko się odwrócił, by jak najszybciej stamtąd uciec, ale… nie udało się.
- Hej! Co za spotkanie! – Enni już podbiegła, ciągnąc za sobą… Tanję oczywiście. Niezła mieszanka wybuchowa. Od razu opadły mu ręce.
- Niech to szlag! – syknął do siebie – cześć – uśmiechnął się jednak uprzejmie, gdyż nie chciał wyjść na „gbura”. Może przyczyniła się do tego prośba Tarji, chociaż za wszelką cenę usiłował się jej przeciwstawić?
- Lubisz spacerować po parku? Bo my właśnie też! To znaczy Tanja teraz nie bardzo, ale ja tak i postanowiłam ją tutaj wyciągnąć! – znajoma rozgadała się chyba na dobre… ale mógł się tego spodziewać.
- Właściwie to… miałem tutaj spotkanie i tak… - podrapał się w głowę, odruchowo przyglądając „zgaszonej” ofierze. Najwidoczniej dzisiaj nie miała tego swojego wojowniczego nastroju. Ba, wyglądała, jak zbity pies, któremu dodatkowo zabrano ostatnią kość. Na myśl znowu przyszły mu słowa Tarji.
- I co? – dopytywała zniecierpliwiona Enni.
- Przestań! – syknęła jej do ucha oburzona Tanja.
- I właściwie powinienem już iść – spojrzał wymijająco na zegarek.
- Czemu…? – jęknęła zawiedziona Enni – fajnie nam się rozmawia! – od razu zmierzył ją, jakby miał przed sobą wariatkę. Przecież, tak na dobrą sprawę, dialog wcale się jeszcze nie rozkręcił… i oby w ogóle! Nic dziwnego, że te panny tak dobrze się dogadywały: obie były „nieźle postrzelone”.
- Mam coś jeszcze do załatwienia – odchrząknął, robiąc krok w tył.
- Ale chyba nie w pracy? Przecież na dzisiaj skończyłeś – wymsknęło się jej.
- O… a skąd wiesz? – zmrużył oczy.
- Bo… bo widziałam na tablicy, jak byłam z Tanją w prokuraturze – wzruszyła ramionami. Po jej słowach przyjaciółka parsknęła cichym śmiechem. W końcu znała prawdę: Enni była tam jeszcze raz, w pojedynke, specjalnie po to, by się tego dowiedzieć. Dla pewności nawet zrobiła zdjęcie.  
    Niestety, humor Tanji szybko się ulotnił, bo oto tuż obok przechodziły dwie młode dziewczyny, które na jej widok zaczęły coś między sobą szeptać i pokazywać ją palcami. Spojrzała im w twarze, jakby chciała w ten sposób zapytać, czemu to robią, a wówczas zaczęły kpiąco wykrzywiać usta i mruczeć coś pod nosem. Prędko zrozumiała, jak i, zresztą, Aleksi, intencje owych „smarkul”: to jakieś nastolatki, które słuchają „Fairy Tales” i dlatego rozpoznały w niej tą, która niszczy idolowi karierę. Nie czytała gazet, ani nie oglądała telewizji, a przecież w owych mediach sporo mówiło się na temat sprawy (wiadomo: „paparazzi”). Ojciec Perttu zawsze okropnie się o niej wyrażał, podburzając w ten sposób młodych słuchaczy do szykan. Przecież „jego syn nie mógł tego zrobić! Nie on! To tania oszustka!”. W ten oto sposób spełniał swoją groźbę: „Całe Helsinki będą wytykać cię palcami”.
- Idziemy stąd! – mocno szarpnęła „kumpelę” za rękę.
- No weź! Co dopiero przyszłyśmy, musisz czasami…
- CHODŹMY STĄD! – wysyczała, czując, że oczy wypełniają jej łzy. Była okropnie wściekła na towarzyszkę, która w ogóle jej nie rozumiała!
- Twoja przyjaciółka ma rację – wtrącił prokurator – chodźcie za mną, pokażę wam pewne miejsce – zachęcił, zapominając o tym, że rzekomo musi pilnie jechać. Enni oczywiście to ucieszyło, ale ona cofnęła się niepewnie.
- Wo… wolę nie – mruknęła, jeszcze mocniej wczepiając się w ramię przyjaciółki.
- Chyba nie wrócisz do domu z powodu jakichś zaślepionych pannic? – starał się, by jego ton był spokojny – to nie ty tu jesteś winna, dlatego możesz, a raczej powinnaś chodzić z podniesioną głową. Ale, żeby oszczędzić sobie takich sytuacji chodź tam, gdzie nikogo takiego nie spotkasz – zachęcał cierpliwie – wierz mi, że tam jest naprawdę ładnie.
    Przynajmniej owo zapewnie z jego strony przypadło jej do gustu, gdyż jak większość ludzi ciągnęło ją do malowniczych dzieł przyrody. Wciągnęła powietrze, przetarła oczy i zrobiła krok do przodu.  
    Owo tajemnicze miejsce znajdowało się na terenie Esplanadi, lecz sprytnie ukryte za murem drzew, pozostawało dla większości nieodkyte. I dziewczęta, aż do dzisiaj, nie miały o nim bladego pojęcia. Z niewielkiego wzniesienia, otoczonego iglakami, brzozami oraz niewielkimi krzewami, roztaczał się widok na morze, nad którym w owym momencie akurat „zawisło” słońce. Miało się ku zachodowi tak, jak zima ku końcowi, jednak w Skandynawii śnieg leżał długo i wokół nich, tak, jak w parku, również roztaczała się puchowa kołderka. Usiedli na jakimś pniaku i zaczęli wciągać świeże powietrze.
- Super tu jest! Skąd znasz to miejsce? Ja bym w życiu nie powiedziała, że tu takie jest! – zagadała rozentuzjazmowana Enni.
- Po raz pierwszy byłem tu jako dziecko, a potem już ciągle wracałem – westchnął na dawne wspomnienia. Słuchaczka usiłowała wyobrazić go sobie, jako małego berbecia, biegającego pośród kłujących drzewek, ale się nie udało. Jej wyobraźnia nie sięgała tak daleko.
- Bardzo tu ładnie… latem pewnie jest jeszcze piękniej – mruknęła do siebie Tanja – ale nie interesuje mnie to – dodała ponuro.
- Czemu? Nie lubisz przyrody? – zaskoczony Aleksi odwrócił twarz w jej stronę.
- Teraz już nic mnie nie interesuje… bo tak naprawdę nic tutaj nie ma sensu – na jej słowa poderwał się z pniaka. „Kumpela” już była gotowa zrobić to samo w obawie, że ten jej ucieknie! Lecz, tak naprawdę, nigdzie się nie wybierał.
- Na pozór wszystko wydaje się tutaj martwe. Tak, jak niekiedy my odnosimy wrażenie, że właśnie tacy jesteśmy wewnątrz, ale spójrz – odgarnął pokaźną gałąź rozłożystego świerku. Ich oczom ukazały się przebijające spod śniegu kwiaty.
- Wow! – Enni natychmiast rzuciła się ku drzewku – super! Skąd wiedziałeś, że…?
    Tanja również podeszła bliżej, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Nie spodziewała się, że ów „potwór” trzyma w „rękawie” takie chwyty.
- Mogłoby się wydawać, że to bez sensu: po co mają wzrastać, by potem więdnąć i ginąć, a potem znowu zakwitać? – kontynuował dziwny wywód – ale one mają w tym cel – przykucnął obok.
- Jaki? – bąknęła, robiąc to samo.
- Rosną dla nas i dopóki tu będziemy, tak będzie zawsze.
- Bredzisz – uśmiechnęła się lekko – co ma człowiek do rośliny?
- Może i tak? – przyznał – ale jest między nami podobieństwo: one rosną dla nas, byśmy mogli podziwiać ich piękno i zapach, a my żyjemy dla siebie nawzajem. Gdy kogoś z nas braknie odczuwamy pustkę tak, jak to miejsce tutaj zimą, gdy ich nie ma.
    Zamyśliła się, uważnie analizując każde słowo. Choć brzmiało to niewiarygodnie głupio, to miało w sobie coś pięknego… jakby przesłanie?
- Zaraz… wiem, co masz na myśli – mruknęła po chwili, w końcu zrozumiawszy aluzję – to nie są twoje sprawy, nie znasz mnie i wcale nie zależy ci na moim życiu, więc po co mi to gadasz?! – podenerwowana zerwała się na równe nogi i odeszła kawałek dalej – bo chcesz się poczuć lepiej, tak?! Pewnie mówisz to wszystkim, których posyłasz za kraty? „Nie martw się! Wyjdziesz przed samą śmiercią, a wtedy odżyjesz na parę miesięcy, jak jakieś głupie kwiatki, by później zdechnąć, bo przecież pół życia masz przeze mnie zmarnowane! Sorry, ale mogę ci to wynagrodzić tylko tymi durnymi słówkami”?!
    Równie zdenerwowany przymknął oczy i powoli się wyprostował.
- Nie. Mówię to tylko tym, dla których jest jeszcze nadzieja! Przestępcy nie muszę pocieszać, bo on w ogóle nie żałuje, więc wszystko mu jedno, czy wyląduje w kiciu.
- Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka! A jak ktoś jest niewinny?! Dla niego też już jej nie ma?! – oburzyła się.
- Więc myślisz, że on niby żałuje tego, co ci zrobił? – na jego twarz wystąpił jakby pobłażliwy uśmieszek. Bardzo ją to zdenerwowało…
- Jak się nazywają te kwiaty? – Enni zdawała się niewiele interesować zaistniałą sytuacją, wciąż jeszcze oczarowana wywodem prokuratora. Tanja chwyciła ją za ramię i zaczęła targać w górę – no co? Co jest?! – zawołała zaskoczona.
- Idziemy stąd! – warknęła wściekle.
- Ale ja chcę wiedzieć…!
- Dowiesz się z internetu! – syknęła, po czym odciągnęła ją stamtąd niemalże siłą.
    Westchnął ciężko, znowu zasiadając na pniaku, a następnie sięgnął po komórkę i zaczął pisać sms-a: „Przykro mi, Tarja, ale nic z tego. Ja się do tego nie nadaję. Jestem prawnikiem, a nie terapeutą od rozhisteryzowanych wariatek” – skończywszy, wysłał wiadomość i podniósłszy wzrok zapatrzył się na słońce, które już „dotykało” morza. Jaki on głupi, że w ogóle spróbował!
    Przemierzała ulicę do głębi poruszona. W owym momencie nie liczyło się, że może spotkać kogoś z policji, fanów „Bajek”, czy nawet samego Perttu. Była zbyt zdenerwowana, by o tym myśleć. W swym zaślepieniu nie usiłowała nawet doszukiwać się własnej roli w unaocznieniu prokuratora. Dostrzegała jedynie jego „okrucieństwo i zuchwałość”. Owa złość przekładała się na niezwykle szybki krok. Przyjaciółka ledwo za nią nadążała.
- Co ci?! Co znów nie tak? – sapała, prawie już biegnąc.
- Nie słyszałaś go?! Prawi komuś kazania, a sam nie lepszy! To zwykły potwór! – odparła zniesmaczona.
- Daj spokój! Może nie zrozumiałaś, o co mu chodzi?
- Aż za dobrze! – syknęła, by przystanąć tak gwałtownie, że Enni prawie na nią wpadła. Oto nieopodal, na jednym z budynków, widniał ogromny napis: „Tanja V. to konfidentka i naciągaczka! Fairy Tales forever!”.
- O rany… - „kumpela” z wrażenia aż zatkała ręką usta – nie martw się! Kupimy farbę i z Mattim zamalujemy to w nocy – próbowała ją pocieszyć, ale ta rozpłakała się i uciekła przed siebie, by jak najprędzej znaleźć się w domu. Strach i upokorzenie wróciły – Tanja, zaczekaj na mnie! – pisnęła, czym prędzej za nią biegnąc. W tak chwilach nie powinna była zostawać sama.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5592 słów i 31866 znaków.

4 komentarze

 
  • Czytelniczka123

    Całkiem niedawno znalazłam to opowiadanie . Fabuła jest ciekawa,wciągająca,ale strasznie ciężko się to czyta jak dla mnie . Chce wiedzieć co jest dalej, ale czytanie mnie męczy. Bohaterka mimo upływu czasu wciąż zachowuje się tak samo, a jej "szaleństwo" w ogóle nie ewoluuje. Wciąż tylko krzyczy i płacze .

    28 kwi 2017

  • nutty25

    @Czytelniczka123 miło mi, że fabuła się podoba ale nie rozumiem, w jakim sensie ciężko się czyta? niestety już tego nie zmienię, bo historia jest zakończona i kilka razy poprawiana ;) a w jakim sensie miałoby ewoluować jej zachowanie? że tak z ciekawości zapytam ;) pozdrawiam :)

    29 kwi 2017

  • jaaa

    Ja czekam na kolejną część xd

    20 wrz 2016

  • beno1

    czemu ona tak wrednie traktuje tego prokuratora ?  :rotfl:  :yahoo:

    20 wrz 2016

  • Misiaa14

    Coś innego nowego... naprawdę mi się podoba *-*

    19 wrz 2016