She's the only one for me cz. 12

dziękuję za komentarze, są bardzo motywujące ;) pozdrawiam :)

    Tanja przekroczyła próg poradni, w której przyjmowała ją Tarja. Udała się do rejestracji i zgłosiła umówioną wizytę, następnie razem z ojcem, z którym tu przyszła, udała się do poczekalni. Czuła się trochę nieswojo – do tej pory jeszcze nie wychodziła nigdzie z Juhą. To był pierwszy raz. W drodze mało rozmawiali. Zresztą, to on wciąż zagadywał, próbując nawiązać nić porozumienia – nic z tego. Była jakby nieobecna i nie chciała się odzywać, a wynikało to stąd, że jej myśli wciąż skupiały się wokół Perttu i jego fanów, którzy mogli wyskoczyć, kto wie, skąd?  
    Przez ten cały zamęt w głowie nawet nie zauważyła, że ojciec od czasu do czasu dziwnie wykrzywiał twarz, co chwila też zaciskał i rozluźniał pięść u lewej ręki, jakby ta mu drętwiała… Właśnie zajął miejsce, a córka ruszyła pod drzwi. Nie spytała, czy ktoś jest w środku. Szczęściem, usłyszała dochodzące stamtąd głosy, więc „nie zrobiła sobie wstydu” i wróciła na krzesło.
- Ona była taka podobna… - Aleksi nerwowo wyłamywał palce.
- Nie masz przecież pewności – Tarja posłała mu współczujące spojrzenie – nie masz się czym przejmować, na pewno to…
- Że też akurat dzisiaj ktoś musiał podziurawić te przeklęte opony! – uniósł się.
- Nie zapędzaj się tak! Gdybyś był samochodem nawet byś ich nie zauważył – pokiwała głową.
- Daj spokój! Jakbym jechał wolno… - zaprotestował.
- Tak… to ci się rzadko zdarza! – parsknęła.
- No co ty? Ani jednego mandatu za prędkość jeszcze nie złapałem! – oburzył się.
- Dobra, dobra…! Oj… przepraszam cię. Porozmawiałabym jeszcze z tobą, ale na piątą mam umówionego pacjenta, także wiesz… - odchrząknęła znacząco.
- Wiem – zaczął się zbierać do wyjścia – dzięki za rozmowę, jak zawsze mi pomogłaś… - westchnął i udał się do drzwi.
- Nie ma sprawy. Jakby co, to dzwoń – uśmiechnęła się ciepło.
- Dzięki, pa! – pożegnał się i wyszedł. Za drzwiami uśmiech od razu zszedł mu z twarzy: Tanja wlepiła w niego zaskoczony wzrok. Była ostatnią osobą, którą spodziewał się tutaj zobaczyć. Co prawda, była podopieczną Tarji, ale żeby to akurat ona musiała być tą pacjentką „z piątej”? Co za żałosny przypadek!  
    Ojciec dziewczyny nie czekał na jego powitanie i sam wyszedł z wesołym „Dzień dobry!”. Odpowiedział tym samym, rzucając pannie Venerinen zdawkowe „Cześć” i czym prędzej się odsunął, by udostępnić jej wejście do gabinetu Tarji.
- Niech pan zaczeka! Kiedy będzie następna rozprawa? – Juha poderwał się z miejsca. Było mu to nie na rękę, bo nie miał ochoty na rozmowy, ale skoro ten już się pofatygował…
- Proszę! – Tanja nie mogła posłuchać, bo oto dosłyszała niecierpliwy głos swojej psycholog. Mierząc prawnika podejrzliwym wzrokiem, weszła do środka – o, witaj Tanja! – ta wyraźnie ucieszyła się na jej widok. Wciąż oglądając się za siebie, usiadła na krześle, tuż przed biurkiem.  
    Tak zaczęła się cotygodniowa sesja pytań i rad. Psycholog nie powiedziała jej niczego nowego: musi zacząć przekonywać się do ludzi i uczyć zaufania do nich…  
    Po jakiejś godzinie opuściła gabinet. Aleksego już nie było, bo i co miałby tam robić przez tak długi okres czasu? Tutejsi mężczyźni nie należeli do szczególnie wygadanych, toteż cudem by było, gdyby aż dotąd prowadził z jej ojcem zażartą dyskusję.
- Co ci takiego mówił? – zagaiła Juhę, wyciągając z torebki komórkę.
- Jak zwykle o procesie, że może będziesz musiała zeznawać jeszcze raz…
- Co?! O Boże…! – jęknęła przeciągle.
- I jak było u pani doktor? – zarzucił standardowym pytaniem, którego tak nie cierpiała.
- Chwilę, tylko napiszę sms’a… - wymruczała pod nosem, po czym zaczęła wystukiwać na klawiaturze jego treść: „Hej, Enni! Mam coś, co cię na pewno zainteresuje. Otóż nasz znajomy potwór, czy jak wolisz, prokurator, to albo świr, albo rzeczywiście zadaje się z Tarją, bo zgadnij, gdzie go spotkałam? U niej w poradni! Jak skończysz zajęcia, to zadzwoń, pogadamy o tym”  – przeczytała całość i pewna, że nie ma błędu, wcisnęła na „Wyślij”…
    Odzew Enni był, jak się mogła tego spodziewać, niemalże natychmiastowy! Tyle, że nie zadzwoniła, ale po całym dniu ciężkich wykładów, nie zważając na głód i zmęczenie, zjawiła się u niej. Ale z tą dziewczyną tak już było: gdy jej na czymś bardzo zależało, nie potrafiła zadowolić się „suchą” konwersacją przez telefon – ona musiała to omówić w cztery oczy!
- Serio? I jak wyglądał? – dopytywała zaciekawiona.
- No to mówię ci przecież, że mu od razu mina zrzedła, jak mnie zobaczył! – przewróciła oczami – ale jak wychodził, to miał taki banan na twarzy, że…!
- Jeny, to chyba naprawdę coś do niej ma… do licha, szkoda! Zmarnuje się przy niej, ona przecież stara baba! – jęknęła zawiedziona przyjaciółka.
- Ciekawe, czy mają ślub… - i Tanja zaczęła się wciągać w tą podejrzaną, jak dla nich, relację – a może jest po prostu stuknięty?
- Daj spokój! – skrzywiła się – ty też chodzisz do psycholożki, więc to znaczy, że masz nierówno pod sufitem…?! Ej! A może to odkryjemy, co? – zachichotała przebiegle.
- Co niby? – mruknęła zgaszona.
- No, czy są małżeństwem, nie? Jak nie, to go odbijam starej wiedźmie!
- Przecież ci mówiłam, że ona nosi obrączkę! – jęknęła przeciągle.
- To co? Przecież stara matrona może go tylko wykorzystywać! Wróćmy do śledztwa, co? – zrobiła do niej „maślane oczka”.
- Daj spokój… nie wiem, czy jestem gotowa na takie zabawy… - zawahała się.
- No nie daj się prosić! Jutro mam akurat wolne na uczelni! No, Tanja… - mrugała powiekami, niczym zalotna pannica do swego ukochanego. Powoli jej ulegała, Enni miała jakiś dar przekonywania… Ale i sama była tego ciekawa. Jakby nie popatrzeć, to wszystko było szalenie interesujące! A jeśli to „śledztwo” jej tylko pomoże? Może, gdy zajmie się czymś innym, to zapomni o całym tym koszmarze? W końcu Tarja zachęcała ją, żeby się czymś zajęła, ale nie powiedziała przecież, czym…  
- No… no dobra – bąknęła w końcu.
- Super! – jak się mogła tego spodziewać, Enni zaczęła skakać i wieszać się po niej, niczym małpa na gałęzi. Ale w końcu zapowiadała się ciekawa „praca”!  

***

    Następnego dnia, ucząc się na błędzie z Esplanadi, tym razem przyczaiły się niedaleko budynku prokuratury, na godzinę przed zakończeniem przez Aleksego pracy (o ile w istocie miał opuścić owo miejsce o czasie, bowiem dziewczyny nie miały pojęcia o jego „zamiłowaniu” do nadgodzin). Cel był oczywisty: będą go śledzić! Co z tego, że ma swoje auto? Najwyżej wezmą taksówkę, jak na najprawdziwszym filmie szpiegowskim!
    Ten, póki co, na razie nie miał zamiaru ruszać się ze służbowego fotela, ani nikt nie miał prawa go z niego wyrzucić. Jak zwykle przeglądał różne akta, to znów Internet… Perttu był ciekawą osobistością… w wieku 16 lat został zatrzymany za jazdę po pijanemu bez prawa jazdy. W papierach, które to dopiero teraz się odnalazły po bardzo „tajemniczym zniknięciu”, doszukał się jednak jeszcze czegoś, o wiele ciekawszego… Parę lat temu do prokuratury zgłosiła się jakaś dziewczyna, która twierdziła, że Perttu ją rzekomo pobił. Po paru dniach wróciła jednak i oznajmiła, że chce to odwołać. I tak oto sprawa się urwała… A jeśli mówiła prawdę…?
    Spisał jej dane i postanowił ją odwiedzić. Przetarł twarz i raz jeszcze spojrzał w ekran laptopa: roiło się na nim od linków do stron o „Fairy Tales”. Na żadnej z nich oczywiście nie było mowy o „wyczynach” „sławnego idola”… Wcisnął jeszcze jeden link i po chwili ukazała mu się strona, której sama zainteresowana, to znaczy Tanja, z pewnością nie powinna widzieć… „Blog o moim znienawidzonym wrogu – Tanji Venerinen” – przeczytał jaskrawy tytuł. Obok niego znajdowały się porysowane, bądź zniekształcone zdjęcia dziewczyny, które ktoś zeskanował z gazet. Westchnął ciężko i „zjechał” niżej. Na stronie roiło się od bezsensownych wyzwisk, głupich komentarzy i lamentów, jak to ona przerwała karierę Perttu. Nawet i jemu się dostało: zdjęcie z jego twarzą było kompletnie popisane, a pod nim „twórczy” komentarz – „Prokurator, który chce zamknąć Perttu, ble! Zabić, zabić, zabić!”. Pokręcił głową na boki i parsknął do siebie. To było tak głupie, że aż śmieszne. Mimo tego, widać było, że blog cieszy się dużym powodzeniem, bo pod ostatnią notatką widniało aż 35 komentarzy. Wcisnął link i już po chwili uzyskał do nich dostęp. Połowa z nich nie była interesująca: albo chwalono autorkę za jej „superancką robotę”, albo krytykowano w nich „Bajki”. Były też takie, które obrażały samą Tanję. Dobrze, że tego nie widziała, bo znowu wpadłaby w histerię…  
    Wtem natrafił na jeszcze jedną wypowiedź, która nieco różniła się od pozostałych: „Daj spokój, mała! Perttu to śmieć, nie warto dla niego obrzucać tej babki błotem. Ma rację: to zwykły wariat i oszołom. Znam go, to wiem co nieco. Ona mówi prawdę, jest zdolny do takich rzeczy”. Owe słowa, co prawda, natychmiast zostały zagłuszone przez inne, desperackie, w których wyniesiono wokalistę na bardzo wysoki piedestał, ale i tak ta jedna wypowiedź dała mu wiele do myślenia… Skąd ten ktoś mógł to wysłać…?  
    Spojrzał na nick i widniejące obok IP, postanowił je spisać i dowiedzieć się czegoś więcej. A nuż uda się ustalić miejsce pochodzenia komputera?  
    Wyłączył laptopa i zerwał się z krzesła, by udać do kolegi z biura obok, który zajmował się takimi komputerowymi sprawunkami.
    - I zaś to samo… przemarzłam już na kość, a i tak się niczego nie dowiemy… - marudziła, będąca na dole, Tanja.
- Oj, przestań! Po prostu się zasiedział, ale na pewno niedługo wyjdzie – Enni nerwowo przewróciła oczami – ale super! – zachichotała po chwili.
- Niby co? To, że robimy z siebie kretynki? – mruknęła niechętnie.
- No, że znowu jest tak, jak kiedyś! Jak robiłyśmy nasze akcje!
- No tak… - uśmiechnęła się na samo wspomnienie.
- A pamiętasz, jak zakablowałyśmy chłopaków na palarni? – „kumpela” znowu parsknęła śmiechem.
- No! Olli boczył się na nas przez miesiąc!
- Podobał ci się, co? – Enni puściła do niej oczko.
- Weź, chyba tobie! – obruszyła się z lekka.
- Cicho! Wychodzi! – nagle została gwałtownie szarpnięta za ramię, aż prawie straciła równowagę. Prędko schowały się za murem. Rzeczywiście: „cel”, to znaczy prokurator we własnej osobie, właśnie opuścił budynek.
- Nie, nie zdążyłem sprawdzić numerów. Nie… jest pan pewien…? Dobrze, dziękuję! – rozmawiał przy tym przez telefon. Wytężały wszystkie siły, byleby tylko z odległości, w której się znajdowały, dosłyszeć co nieco z owych „pogaduszek” – w ten piątek? Dobrze, czekam, do widzenia! – zakończył i schował komórkę do kieszeni.
- Chyba nie gadał z nią… mówił „pan”… - szepnęła zaintrygowana Tanja.
- Nie… gadał coś o spotkaniu, na pewno z nią – wtórowała jej podekscytowana Enni – ty, zgubił wózek? – zdziwiła się zauważywszy, iż ten zmierza przed siebie, miast do samochodu. Brak „czterech kółek” wynikał stąd, że przy okazji wymiany opon postanowił dokonać również przeglądu w pojeździe, a to wymagało czasu.  
    Bynajmniej nie zauważył znajomych dziewcząt, gdyż głowę miał, jak zwykle, zaprzątniętą myślami. To o sprawie przeciwko Perttu, dziewczynie z akt i Internetu, to znów owej kobiecie… I tak w kółko. Ale cóż mogło być w tym dziwnego, jeśli praca w prokuraturze była jego pasją?  
    Dla „detektywów w spódnicach” perspektywa „niezmechanizowanego celu” była satysfakcjonująca! Czym prędzej wybiegły zza ściany i ruszyły za nim.  
    Przez cały czas, gdy to szedł przed siebie, wciąż słyszał za sobą ten dziwny stukot obcasów. Wciąż ten sam, jednostajny… Czyżby więc jakaś kobieta zmierzała w tym samym, co on, kierunku przez tak długi czas? Ogarnęło go tak wielkie zdziwienie, że aż zaczął obserwować nadchodzące z naprzeciwka „niewiasty” z dość głośnym obuwiem. Ten dźwięk był jednak jakiś inny…
- Wariatko, po coś ubrała takie buty?! Słychać cię na pół kilometra! – syczała poirytowana Tanja.
- No co?! Tenisówki mi się rozwaliły! – jęknęła „nieostrożna” przyjaciółka. Oto dotarł do skrzyżowania, na zupełnie odkrytym terenie! Serca podeszły im do gardeł. Rozglądał się w jedną, to w drugą stronę… mógł je więc dostrzec! Zapaliło się czerwone światło. Zwolniły i przyczaiły się za słupem wysokiego napięcia.  
    Odgłos ustał… a więc owa „strojnisia” albo stoi na świetle, albo po prostu wreszcie sobie poszła w swoją stronę. I dobrze, bo już zaczął go irytować ten „głupi” dźwięk. Kto wymyślił buty na obcasach?!  
    Spojrzał niecierpliwie na zegarek – światło paliło się już dość długo. Z ogromną uwagą przyglądał się wszystkim przejeżdżającym samochodom. A nuż wypatrzy ten należący do owej kobiety? Miał „fotograficzną pamięć” i dlatego doskonale zapamiętał kolor i markę jej lexusa… Z drugiej strony, szanse były marne. Spotkać się z upragnionym pojazdem w tak wielkim mieście graniczyło z cudem! No, wreszcie! Zielone! Z ulgą wszedł na pasy i… znowu ten odgłos! Zaczął się już powoli niepokoić, a jeśli ktoś go śledzi? Wczoraj przebite opony, a dzisiaj… kto wie? Na wszelki wypadek postanowił się odwrócić.
- PATRZY TU! – wystraszona Tanja pisnęła o wiele za głośno, niż powinna. Spanikowana Enni chwyciła ją za ubranie i szarpnęła, by odwrócić w swoją stronę. W rezultacie ta wpadła na kosz na śmieci, robiąc przy tym niemały huk. Na szczęście w tym samym momencie przejeżdżał tamtędy o wiele głośniejszy tramwaj, dzięki czemu nie zwrócił na to uwagi.
- Dobra, poszedł! – Enni odetchnęła z ulgą – to możemy…
- Co „możemy”? Zabiłam się! – jęknęła towarzyszka, trzymając się za obolały brzuch. Jej gest oraz wykrzywione grymasem oblicze przyciągnęły „zatroskanego” przechodnia.
- Przepraszam, wszystko w porządku? Może potrzebują panie pomocy? – spytał uprzejmie. Zaskoczona Tanja bezradnie rozdziawiła usta, gdyż sama nie wiedziała, co odpowiedzieć? Wówczas Enni szarpnęła ją za ramię i zaczęły uciekać, pozostawiwszy mężczyznę samemu sobie. Dla pewności zaczął rozglądać się w poszukiwaniu ukrytej kamery, gdyż uznał to za żart.
- Normalnie przyciągasz facetów, jak magnes! – śmiała się tymczasem „uciekinierka”.
- Zabawne, no naprawdę! Do licha, dogonimy go! – pisnęła zziajana Tanja.
- Tędy! – Enni, jak zwykle, szarpnęła ją za rękę i pociągnęła w wąski zaułek, pomiędzy dwoma budynkami.
    Co rusz przecinające ulicę tramwaje najwyraźniej o czymś mu przypomniały, gdyż zmienił kierunek i wstąpił na przystanek autobusowy. Gdy para „detektywów” wychyliła się zza ściany, analizował rozkład jazdy.
- Chyba gdzieś jedzie, i co teraz? – wyszeptała Tanja.
- Możesz mówić głośniej, przecież i tak cię nie usłyszy. Pojedziemy za nim! – zadecydowała Enni.
- Aj, nie pchaj się tak na mnie, żebra mnie bolą! A jak nas zobaczy? Może dajmy sobie spokój, co?
- Skoro doszłyśmy już tak daleko, nie wycofamy się! – uderzyła pięścią w mur i od razu skrzywiła się z bólu.
    Nadjechał wyczekiwany przez niego numer. Dziewczyny wyskoczyły zza ściany, pędząc do pojazdu z prędkością światła, przy czym Enni potykała się w swych głośnych butach. Udało im się dopaść do autobusu w ostatniej chwili! Niestety, przez swe niewygodne obuwie „głównodowodząca” wywróciła się na stopniach. Tanja czym prędzej wciągnęła ją do środka, ze strachem zauważywszy, iż przygląda im się zaciekawiony prokurator. Prędko obróciła się doń plecami, kurczowo chwytając barierki, dzięki czemu wyglądała, niczym pijana kobieta, która nie potrafi utrzymać równowagi. „Cel” tymczasem zajął miejsce przy oknie, na szczęście nie rozpoznając w niej panny Venerinen.
- Nie mamy biletów! A jak nas złapią?! – zauważyła, gdy już ruszyli z miejsca – musisz się tak na mnie ciągle pchać?! Serio połamiesz mi żebra! – jęknęła, gdyż Enni docisnęła się doń całym ciałem, wpychając na niewygodną barierkę. Pozostali pasażerowie przyglądali im się z dystansem, biorąc za będące pod wpływem jakichś substancji.
- Gada przez telefon, ale nic nie słychać! – pisnęła zaaferowana „kumpela”. Niestety, siedział zbyt daleko, a silnik autobusu pracował dosyć głośno.
- A ty jak zwykle swoje! Patrz lepiej, czy nie sprawdzają biletów! – warknęła towarzyszka.
- To kurs na Hietaniemi, po co on tam jedzie? Przecież mieszka w przeciwnym kierunku – gdybała Enni, ani myśląc o tak „przyziemnych sprawach”, jak „legalna” jazda środkami komunikacji miejskiej. Miała na myśli główny cmentarz, na którym spoczywało mnóstwo fińskich sław – dawni prezydenci owego kraju, polegli w wojnach, znani muzycy, itd. Nekropolia zajmowała spory obszar i była często odwiedzana przez turystów, oraz samych mieszkańców miasta z uwagi na znane nazwiska, oraz ciekawe obiekty architektoniczne. Jeśli „cel” się tam zapuści, to pewne, że przepadnie, jak „orzeszek w tundrze”.
    Wszystko jednak na to wskazywało, gdyż wysiadł na przystanku nieopodal cmentarza. Tanja chętnie zrezygnowałaby ze „śledztwa” na owym etapie, ale „kumpela” oczywiście pociągnęła ją za sobą.
- Dziwne ma zainteresowania… Będzie się wieszał, czy jak? – bąknęła ta pierwsza, gdy już zmierzały w ślad za nim.
- Weź! Może ma jakiś pogrzeb? – kalkulowała Enni.
- Taa… nie wiedziałam, że jest księdzem… - mruknęła ironicznie.
- Oj, przestań! Może… nie wiem… chce pozwiedzać?
- O tak! Idealna rozrywka po robocie! – parsknęła w tym samym tonie.
- Dobra, pani zasadnicza, idziemy! – towarzyszka przyspieszyła kroku, gdyż ten mijał już bramę, a wtedy może im przepaść…
- Zwariowałaś?! - …lecz Tanja chwyciła ją za ramię i pociągnęła w swoją stronę – co nas obchodzi, po co on tutaj przyszedł?! Nie spotkał się z Tarją, to…!
- No co ty?! – obruszyła się Enni – to jest właśnie szalenie ciekawe, kogo tu pochował! Ja idę!
- To sobie rób, co chcesz! Mnie akurat nie interesi, za kim rozpacza! – prychnęła i jeszcze bardziej wycofała się za żelazną bramę. „Kumpela” wzruszyła ramionami i bezczelnie ruszyła w głąb rozległego cmentarzyska. A nuż ma tu rodzinę, bądź żonę, która zginęła w tajemniczych okolicznościach? To byłby doskonały powód do tego, żeby go pocieszyć!
    Znowu usłyszał w oddali ten dziwny stukot… Co prawda brzmiał głucho na ubitej ziemi, ale tak, czy inaczej, ktoś ewidentnie go śledził! Odwrócił się gwałtownie. Enni natychmiast dopadła do jednej z mogił, udając, że gorliwie sprząta. By być bardziej wiarygodną, przejechała otwartą dłonią po zakurzonym nagrobku i natychmiast się ubrudziła.
    Chyba popadał w paranoję tak, jak panna Venerinen… Najwidoczniej jakaś kobieta weszła na cmentarz w tym samym momencie, co on, i już odnalazła swój cel. Skarcił się za swą „głupią podejrzliwość” i ruszył w dalszą drogę. Choć w pewnym sensie miał do niej prawo: jako prokurator mógł być przecież obiektem obserwacji jednego z bandziorów. A zwłaszcza młodego Ranielli.
    Enni postanowiła zmienić taktykę i weszła pomiędzy nagrobki, oraz otaczające je drzewa, by robić mniej hałasu. Prokurator minął starą, acz wyremontowaną kaplicę, i skierował się na aleję, która wiodła nieco w górę. Szczęściem dla niej, przy „kościółku” rosła trawa, toteż… postanowiła skrócić sobie drogę, choć mogła to przypłacić zbesztaniem przez innych odwiedzających. Wszak należało szanować zieleń i to spokojne miejsce. O tak, chyba nikt nie dba o środowisko tak bardzo, jak mieszkańcy Skandynawii. Nawet ową, ponurą nekropolię porastały liczne drzewa, nie tylko tworząc nad grobami płaszcz ochronny, ale także upiększając swą zielenią przygnębiające otoczenie.
    Kiedy Enni już myślała, że „cel” nigdy się nie zatrzyma, oto skręcił w jeden z sektorów, po brzegi wypełniony mogiłami, i nareszcie zatrzymał się przed jedną z nich. Płaska płyta z czarnego marmuru nie wyróżniała się niczym szczególnym. Małym wyjątkiem od reguły był wiek owej osoby. Pośród zmarłych, którzy ukończyli swój „bieg” w wieku 70, 60, czy nawet 50 lat, widniały te dwie daty, które tak się wyróżniały. Po zsumowaniu okazywało się bowiem, iż jest to liczba 22 – tyle właśnie żył „właściciel” owej mogiły. Tego dnia przypadała kolejna rocznica jego śmierci.
    Obserwująca go „detektyw” przykucnęła nieopodal za wysokim, stojącym nagrobkiem, ciekawa jego reakcji. A nuż zaraz się rozklei w geście wielkiej rozpaczy, jak to widziała na filmach? Chętnie by go wtedy przytulila i pogłaskała po tych gęstych włosach… choć trochę matowych, bez połysku. Doradzałaby mu jakąś odżywkę.
    Westchnął i spojrzał przed siebie. Miejsca takie, jak to, skłaniały go do zastanowienia się nad sensem życia, które nieraz kończyło się tak szybko… Gdyby spoczywająca tutaj osoba teraz wstała, z pewnością powiedziałaby mu, że mu zazdrości, bo już w tej chwili żyje te osiem lat więcej od niej i, kto wie? Może nawet chciałaby się z nim zamienić? Czasami miewał na to ochotę, zwłaszcza, gdy wydawało się, że egzystencja nie ma żadnego sensu, jest nieciekawa, szara. I choć dajesz innym z siebie wszystko, to oni i tak ci nie dziękują. Żyją własnym życiem, wiecznie zapędzeni, zapatrzeni w samych siebie…  
    Uniósł głowę i spojrzał na korony wysokich drzew, poprzez które przebijały się skrawki nieba. Zastanawiał się teraz, czy to wszystko miało tak właśnie wyglądać? Czy tak jest dobrze? Ogarnęła go nagła złość: na siebie, na wszystko wokół, na tego, kto tu „spał snem śmierci”. W końcu ot tak go zostawił, a przecież obiecali sobie przyjaźń do końca życia. Szkoda tylko, że tak krótkiego…  
    W wielkim wzburzeniu kopnął leżący tam kamień. Ten potoczył się i upadł obok pięknej, czerwonej róży, którą wiatr porwał z jednego z grobów. Jej widok od razu przypomniał mu to, co sam mówił kiedyś do Tanji: każdy jest, jak taki kwiat i z czasem zawsze się odradza, choćby wiądł i z tysiące razy…
    Zaintrygowana Enni, dla odmiany, napierała teraz na nagrobek. Z rozwartymi z emocji ustami uważnie śledziła każdy grymas na jego twarzy, wykonany gest, a nawet częstotliwość oddechu. Wyglądał teraz tak jakoś inaczej. Z „wojownika” przeistoczył się w zwykłego, szarego człowieka, na którego obliczu malowało się tysiące pytań, ale i tęsknota, może i rozpacz…? To sprawiło, że przysłowiowa „palma na jego punkcie” „odbiła” jej jeszcze bardziej! W myślach malowała już sobie scenariusz iście „romantycznej” historii: miał żonę, która to tutaj leży, może i dzieci? Zginęli w jakimś pożarze, albo, żeby było ciekawiej, to wpadli pod rozpędzony autobus. Ewentualnie spadli z górskiej ściany, gdy zdobywali wspólnie K2… nie, zbyt górnolotne. A może zostali stratowani podczas kolejki po świeżą wodę? W końcu parę lat temu był z nią problem – ludzie tak bardzo pchali się do beczkowozów, że w ogóle nie zwracali uwagi na innych! Tak, tak musieli zginąć! Biedak, do tej pory nie może się z tego otrząsnąć, więc trzeba mu w tym pomóc…
    Schylił się, podniósł leżącą na ziemi różę i położył ją tuż obok nazwiska zmarłego. Włożył ręce do kieszeni i wolnym krokiem skierował się ku alejce. Enni błyskawicznie zanurzyła się za mogiłę. Wyglądał zza niej jedynie „czubek” jej głowy, z której znajomego zaciekle obserwowała para wyjątkowo ciekawskich oczu…
    Tanja zaczęła się już niecierpliwić. Jak ta „papla” tam „wlazła”, tak już nie wychodziła! Ale czemu mogła się dziwić, skoro Hietaniemi było ogromnym cmentarzem? Najśmieszniej będzie, gdy okaże się, że ten wszedł tam tylko po to, by „cyknąć sobie selfie” z nagrobkiem takiego Kekkonena (byłego prezydenta) chociażby. Wówczas wyśmieje ją z prawdziwą satysfakcją. Jaka ona głupia, że wsiadła z nią do tego autobusu! Należało zawrócić już wtedy. Na dworze zaczynało się już ściemniać, toteż ogarnął ją strach. Do tego wszystkiego powiał dość nieprzyjemny, chłodny wiatr. Nie chce być tutaj sama! Gdzie ta „idiotka”?!  
    W wielkiej desperacji ruszyła ku bramie, a tuż za nią zderzyła się z „facetem”, który, wpatrując się w telefon, nawet jej nie zauważył. Odruchowo odskoczyła w bok.
- No nie… czy ty jesteś wszędzie?! – Aleksi wbił w nią zaskoczony wzrok. Cóż, dla niej nie był to przypadek, ale dla niego jak najbardziej.
- Mo… mogłabym powiedzieć to samo o tobie… - bąknęła, spuszczając wzrok.
- Jesteś tu sama? Ciemno się robi, nie boisz się tak chodzić? – spytał zdziwiony.
- „Co za troska!” – prychnęła w myślach – nie… E… Enni tu przyszła na… na… no na jakiś grób, nie wiem czyj – zająknęła się niepewnie. Kłamstwo nigdy jej nie wychodziło, dlatego postanowiła uciec się do fortelu. Wszak, po części była to prawda.
- I kazała ci zostać za bramą? No nieźle, zwłaszcza, jak nie jesteś za bardzo bezpieczna – parsknął ironicznie.
- Nie chciałam wchodzić… atmosfera cmentarza mnie przytłacza – mruknęła na odczepnego, wyklinając w duchu na „kumpelę”, która doprowadziła do owej, jakże niezręcznej sytuacji.
- Nie lepiej było jej powiedzieć, że nie masz ochoty na spacery w takie miejsca? – zauważył „bezczelnie”. Poza byciem prokuratorem, powinien dorabiać jeszcze, jako etatowy psycholog, phe! A może to towarzystwo Tarji tak na niego wpływało…?
    Wtem za bramą dało się słyszeć głośne stukanie obcasów. Zmarszczył brwi, gdyż brzmiały dokładnie tak samo… Na widok jego miny Tanja poczuła się nieswojo, tak, zresztą, jak i przyjaciółka. Enni sądziła, że ten już poszedł, a oto stoi sobie za bramą… Twarz natychmiast oblał jej rumieniec.
- O… cześć! – pomachała niepewnie ręką – niesamowite! Ty tutaj?
- Prawda? Wydawało mi się, że wiecie, że tu jestem. W końcu… szłyście za mną – uśmiechnął się znacząco.
- Że… że co? – przełknęła ślinę.
- No co ty? – Tanja starała się zachowywać „luzacki” ton.
- Przecież to nic złego. Normalne, że też chciałyście tu kogoś odwiedzić… po co te tajemnice? – parsknął kpiąco. Teraz to i jej twarz poczerwieniała – wracacie już do domu? Mogę was kawałek odprowadzić – spojrzał od niechcenia na zegarek.
- Tak! – Enni podskoczyła w miejscu, niczym „Gumiś” po „gumi-jagodach” z filmu animowanego, który to w dzieciństwie oglądały.
- No nie wiem… chyba pójdziemy na autobus… - Tanja prędko zgasiła jej entuzjazm.
- E tam, co ty? Ładna pogoda jest, to się możemy przespacerować! – wypaliła prędko. Prokurator na ową wymianę zdań parsknął pod nosem. Spodziewał się właśnie takich reakcji – dobra, to chodźmy! – pociągnęła przyjaciółkę za ramię i już zaczęła ją karcić – zwariowałaś?! Mamy okazję się czegoś dowiedzieć, takie coś się już może nie powtórzyć!
- To sobie z nim idź, ja idę na autobus! – delikatnie wyszarpnęła rękę z jej uścisku. W końcu, gdyby zrobiła to gwałtownie, „facet” gotów pomyśleć, że rzeczywiście jest niespełna władz umysłowych.
- Weź przestań! Czemu jesteś taka dzika?! – „kumpela” przewróciła ze zrezygnowaniem oczyma.
- Spokojnie, ja też wracam autobusem. Dojdziemy do przystanku i uwolnisz się ode mnie – Aleksi ziewnął przeciągle.
- To nie o to chodzi… ja tylko – wyjąkała speszona. Kto by pomyślał, że ma aż tak dobry słuch!
- U kogo tutaj byłeś? – przyjaciółka po raz drugi wyratowała ją z niezręcznej sytuacji. Tyle że w bardzo bezczelny sposób!
- U kogoś znajomego – rzucił po chwili namysłu.
- A… ktoś ważny? – po owym pytaniu Tanja trąciła ją w ramię, tego było już za wiele.
- Tak – uciął krótko, po czym zanurzył ręce w kieszeniach – być może będą dwaj nowi świadkowie w twojej sprawie – zwrócił się do Tanji. Towarzyszka natychmiast przewróciła oczami. I zaś się zacznie…
- Jak to…? – bąknęła nieśmiało – obrony, czy…?
- Po twojej stronie. Namierzyłem dwie dziewczyny, które miały coś wspólnego z Perttu… wychodzi na to, że to niezłe ziółko. Kto wie? Może ma na koncie więcej takich wyczynów, jak ten z tobą? – myślał głośno.
    Poczuła się nieswojo, znowu wróciła ta złość na siebie! Jak mogła tak dać się oszukać?! Czy nie dużo się naczytała o tych wszystkich „gwiazdkach”, którym sława tak uderzyła do głów, że dopuszczali się właśnie takich czynów? W jednej chwili to wszystko stało się takie chore… Przecież mogła temu zapobiec, oszczędzić sobie tego wszystkiego! Czego szukała? Sławy, pieniędzy, dogodnej przyszłości? I co teraz z tego ma?! Cała tego świadomość, ale i złość na siebie sprawiły, że do oczu znowu napłynęły jej łzy.
- To nieźle – mruknęła, prędko wycierając twarz – dałam się wrobić… mogłam się tego przecież spodziewać! W końcu, czego można się spodziewać po kimś, kto ma sławę i pieniądze?
- Nie przesadzaj… nie tylko tacy się tak zachowują… w przeważającej większości takie bydlaki, to zwykli, szarzy ludzie, którzy szukają przygody – wzruszył ramionami.
- Patrzcie, jest już pierwsza gwiazda – wtrąciła Enni, celując palcem w bezchmurne niebo. Za wszelką cenę chciała zmienić temat. Pogaduszki na temat sprawy Tanji już wykańczały ją psychicznie…
- Wiesz, kiedy jest najgorzej? – Aleksi wyraźnie ją jednak ignorował, bo oto patrzył na przyjaciółkę i wyraźnie się do niej zwracał.
- No? – mruknęła, wycierając nos.
- Kiedy ktoś stosuje przemoc wobec swojej rodziny, przyjaciół… znam przypadek dziewczyny, która tak, jak ty, ufała oprawcy. Był dla niej kimś bliskim, aż tu któregoś dnia… sama wiesz…
- Acha, chcesz mi w ten sposób powiedzieć, że nie jestem jedyna, tak? – burknęła – nie, dzięki. Wiem o tym! Ale to mnie wcale nie pociesza.
- Nie, chcę tylko powiedzieć, że to okrutne… i gdyby to ode mnie zależało, zabiłbym każdego faceta, który zachowuje się tak wobec dziewczyny – spojrzał przed siebie i zapatrzył w światła nadjeżdżającego samochodu. Zmilkła. Nie wiedziała, co ma na to powiedzieć. Wierzyć, czy nie?
- Ej, zmieńmy temat, co? Ponuro się zrobiło! – parsknęła Enni.
- Dlatego go nienawidzisz? – Tanja odważyła się zadać pytanie.
- Kto? Kogo? – odwrócił w jej stronę rozkojarzony wzrok. Zmieszała się, ale postanowiła powtórzyć:
- No… Perttu.
- To śmieć.
- Mówisz, jakbyś go znał. Słyszałeś już o tym, co robił?
- La, la, la! Jestem tu, ale mnie nie ma! – Enni zaczynała powoli tracić cierpliwość.
- Nie i chyba nikt o tym nie wie. Ojczulek, widać, skrzętnie to ukrył! Ale wystarczy tylko na niego popatrzeć… cham i nic więcej! – kontynuował poruszony prokurator.
- To w takim razie tylko ja byłam ślepa… - parsknęła ironicznie.
- Media zawsze kreują gwiazdy na świętych i dobrych. Nastolatki widzą w nich idoli, którzy nie mogliby czegoś takiego zrobić i podobnie jest z zakochaniem: nie widzisz wad tej drugiej osoby, dla ciebie jest święta, bo taką chcesz ją widzieć, więc to już raczej wina tego czegoś, co budzi w nas taki stan.
- O… skoro już o bujaniu mowa… - wtrąciła Enni.
- Wow… niezłe wytłumaczenie… nawet mnie trochę podniosło na duchu – Tanja uśmiechnęła się niepewnie – czujesz czasem współczucie do tych, których oskarżasz? – zaciekawiła się.
- Do takich jak on: nie.
- Nigdy? Nawet raz? – drążyła dalej.
- Raz, dwa i znikam… - mruczała pod nosem zniecierpliwiona przyjaciółka.
- Nie na tym polega moja praca… - podrapał się w głowę – gdybym kierował się emocjami, nie mógłbym być tym, kim jestem.
- Nawet jeśli chodzi o matkę piątki dzieci, która jest ich jedyną żywicielką? Wsadziłbyś ją do więzienia na wiele lat? – z niedowierzania aż zmrużyła oczy.
- Zależy, czego by się dopuściła! Załóżmy, że spowodowałaby wypadek, w którym zginęłoby z piętnaścioro cudzych dzieci? Nie zasługiwałaby na karę? – popatrzył pytająco.
- Ale to nieumyślny wypadek!
- Ale macie tematy – parsknęła zrezygnowana Enni.
- Za spowodowanie wypadku nie ma aż tak surowej kary. Musiałaby być naćpana, albo upita do nieprzytomności – przewrócił oczami.
- Ale dzieci zostają bez matki! – upierała się.
- Mają jeszcze ojca!
- A jak on nie żyje? I co potem?! Zabiorą je do domu dziecka?! Bo to zastąpi im dom?! Myślisz, że to fajne, gdy nagle wyrywają cię z rodziny i umieszczają w jakiejś jej namiastce?! Bo tak jest dobrze?! Co potem z nich wyrośnie?! O tym nie myślisz?! Jak tak, to ty faktycznie nie masz uczuć! – uniosła się.
- Sam wiem najlepiej, jak wtedy jest, ale to nie moja wina, że cały ten świat jest taki pokręcony i dzieje się, jak dzieje! – odparł tym samym tonem. Rozmowa z nią, jak zwykle zaczęła wyprowadzać go z równowagi…
- Ale się znalazł! I pewnie już wszystko wiesz, co?! – prychnęła ironicznie.
- Tanja, daj sobie spokój. Psujesz atmosferę – Enni posłała jej znaczący uśmiech.
- Wszystko jasne, dobrzy z was aktorzy! Tylko udajecie współczucie, ale tak naprawdę nie macie pojęcia, co może czuć dziecko, które zostanie bez matki, czy ojca! Potwory bez uczuć! – ta jej jednak w ogóle nie słuchała. Już dawno miała ochotę wygarnąć jednemu z tych „słynnych” „obrońców sprawiedliwości”, co sobie o nich myśli! I pomyśleć, że gdyby została niewinnie oskarżona, ten zjadłby ją żywcem!  
- A ty wiesz, co czuje takie dziecko?! Nie, nie wiesz, bo masz rodzinę! Często nam się wydaje, że potrafimy się wczuć w położenie innych, ale to nieprawda! Ty nie zrozumiesz mnie, a ja nie zrozumiem ciebie, więc po co dalej ta gadka?! – wzruszył nerwowo ramionami.
- To proszę bardzo! Wcale nie muszę z tobą gadać! – prychnęła.
- I dobrze, bo wzajemnie! Jak będę miał coś nowego, to poinformuję twoich rodziców, bo do ciebie, to szkoda się odzywać! – mruknął z niechęcią – odłączam się, mam nadzieję, że już dacie sobie radę – dodał w stronę Enni.
- Czemu?! Fajnie nam się rozmawiało! – jęknęła przeciągle.
- To miał być żart? – parsknął kpiąco. Speszona dziewczyna odpowiedziała mu drętwym uśmiechem. Wtem z jego kieszeni dało się słyszeć melodyjkę zwiastującą rychłą rozmowę. Pośpiesznie wyciągnął telefon z kieszeni i odszedł na bok.
- No i coś narobiła?! Jeny, Tanja, chwilami to mnie totalnie wkurzasz! – warknęła podenerwowana „kumpela”.
- A mam to wszystko gdzieś! Ty też mnie wkurzasz, bo każesz łazić ta tym durniem! – syknęła wściekle.
- Przecież sama chciałaś iść!
- Ale już nie chcę! – wściekła na cały świat, ruszyła przed siebie.
- Czekaj, zrzędo, dokąd leziesz?! Przystanek jest tam! – przyjaciółka prędko popędziła za nią.
- Masz? Już? Kochany jesteś! – tymczasem prokurator był bardzo uradowany – dobra, żartuję! – zaśmiał się do słuchawki – możesz jutro? Dobra, to tak po 11:00… ok, na razie! – zakończył rozmowę, po czym spojrzał przed siebie. Chciał coś powiedzieć tej „nieznośnej dziewusze”, ale ani jej, ani jej o wiele sympatyczniejszej, choć natarczywej koleżanki również nie było… spory kawałek dalej słychać było tylko odgłosy ich kłótni. Pokręcił głową i wzruszywszy ramionami udał się w swoją stronę. Poszuka innego przystanku, gdyż nie ma ochoty wracać z nimi tym samym autobusem.

***

    Tuż po zatrzaśnięciu za sobą drzwi wściekle kopnęła w leżącą na podłodze maskotkę. Już dawno aż tak bardzo nie pokłóciła się z Enni! Miała wszystkiego dosyć! Ciągle robiła coś nie tak, kłóciła się ze wszystkimi, zamknęła w swoim własnym świecie… Wszystko „było do bani”! Nic nie pomagało!  
    Zasiadła przed biurkiem i wsparła brodę na ramionach. Złość powoli zaczęła ustępować miejsca zawstydzeniu i bezradności. Po co nagadała tych wszystkich głupot obcemu „facetowi”?! Po co w ogóle to wszystko?! I tak go nie zna, więc po co jakaś chora „nienawiść”?! Niech sobie wsadza tych wszystkich „głupich” ludzi do więzienia, i tak jej nie obchodzą! Nic jej nie obchodzi! NIC!  
    Nagłym ruchem poderwała się z miejsca i wściekle kopnęła w krzesło. Zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, chwytając się przy tym za włosy. Miała ochotę je sobie wyrwać! Zabić się, zniknąć! Szybkim krokiem podeszła do szuflady i zaczęła w niej przetrząsać wszystkie leki, jakie przepisała jej Tarja. Może spróbować jeszcze raz? Tamtym razem się nie udało, ale może teraz…? Chociaż, z drugiej strony, znowu wyląduje w szpitalu i będzie tam leżeć, jak kłoda. Nie lepiej wybrać jakiś inny sposób? Z pociągiem też się nie udało, bo przecież ten „idiota” musiał być na przejeździe!  
    Kalkulacje przerwał zdrowy rozsądek, który zaczął „pukać” do tej części mózgu, która nie zdążyła się jeszcze „zarazić” życiowym pesymizmem. Co ona właściwie wyprawia?! Co by sobie pomyślała rodzina? A jak z tym wszystkim przesadza? Może wcale nie jest tak źle, jak sobie to wszystko wyobraża? Może wystarczy po prostu się postarać i być innym? Po prostu spróbować…?
- Tanju, mama pyta, czy… - nagle w drzwiach stanął Juha – co ty robisz?! – przeraził się na widok leżących na łóżku leków.
- Nic… nic takiego! – pośpiesznie zaczęła je zbierać.
- Brałaś coś?! – ojciec błyskawicznie znalazł się przy niej.
- Nie! Ćpunem nie jestem! – odburknęła nieprzyjemnie.
- Ale… ale mnie przestraszyłaś… - mężczyzna natychmiast zbladł, chwycił się za pierś i powolnym ruchem przysiadł na krawędzi łóżka.
- Do… dobrze się czujesz? – wybąkała niepewnie.
- Zaraz… zaraz mi przejdzie… - zaczął ciężko oddychać, jakby brakowało mu tchu. Zaniepokoiła się. Przerażona wybiegła z pokoju.
- Mamo! – niczym piorun, wpadła do pokoju rodziców – z tatą coś się dzieje! – wrzasnęła, nie czekając na jej reakcję. Kobieta czym prędzej zerwała się z fotela, zostawiając tym samym swój ulubiony serial, i pobiegła za spanikowaną córką.
- Juha! Co jest?! – wparowała do jej „królestwa”.
- Nic… robicie burzę w szklance wody! – jęknął przeciągle – tylko mi się duszno zrobiło! Trochę się nerwowy zrobiłem, bo ostatnio to wszystko…
- Trzymałeś się tutaj! – córka nerwowym ruchem wskazała na klatkę piersiową.
- Juha?! – żona założyła ręce na boki.
- Zwidziało ci się! Nic mi nie jest, to ze strachu! – burknął nieprzyjemnie – na wyrku leżały leki, to myślałem…
- Jakie leki?! Twoje, Tanja? – matka posłała jej pytające spojrzenie.
- O jeny, chciałam je po prostu przejrzeć, to wszystko! – przewróciła oczyma.
- Jakoś dziwnie wyglądasz… płakałaś? – kobieta zmrużyła oczy.
- A… tak trochę. Przypomniałam sobie, że jutro piąta rocznica, jak Aurinko zdechła – mruknęła wymijająco. Miała na myśli suczkę, którą dostała od ojca z okazji ukończenia pierwszego roku nauki. Niestety, pies zapadł na jakąś dziwną chorobę i po kilku miesiącach męczarni postanowili go uśpić. Od tamtej pory w ich domu nie było już mowy o jakichkolwiek zwierzętach.
- Już? Jak ten czas szybko leci… - Krystyna z podziwem pokręciła głową.
- Szkoda tylko, że tak trudno się zapomina… - mruknęła pod nosem – to co? Idziemy oglądać? Nie chcę tu sama siedzieć – dodała pośpiesznie.
- No pewnie! Idziesz, Juha? – zwróciła się do męża.
- Już, już! – machnął ręką. Gdy tylko Tanja przekroczyła próg pokoju, posłał żonie znaczące spojrzenie i schował do kieszeni pudełko z tabletkami nasennymi.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7267 słów i 41220 znaków.

3 komentarze

 
  • aniaaa

    Dodaj coś dziś :-)

    3 paź 2016

  • ---kali

    Świetne kiedy następna?  :bravo:

    3 paź 2016

  • nutty25

    @---kali nie wiem, może dzisiaj ;)

    3 paź 2016

  • aniaaa

    Świetne  :lol2:

    1 paź 2016