She's the only one for me cz. 5

Rozdział 3

    Po paru miesiącach od złożenia doniesienia i zebraniu wystarczających dowodów, wreszcie miał ruszyć proces. Proces, którego tak nie chciała i którego tak bardzo się bała. W jej oczach był z góry skazany na porażkę. Cóż może dokonać człowiek w obliczu potężnych pieniędzy i sławy? Czy w ogóle dane mu jest, by osądzał innych? Czy to nie Bóg jest Sędzią? Wystarczyło, że już czuła się upokorzona, po co więc miała doznać jeszcze większego wstydu przez przegraną sprawę? Prokurator był oczywiście innego zdania: był pewien, że muszą to wygrać! Choć do końca nie była przekonana, czy jej wierzy, w końcu „to tylko facet”. Z pewnością tak naprawdę staje po stronie „swojego gatunku”… Niemniej, do wszystkiego podchodził bardzo poważnie (bo czyż to nie z tym wiązała się jego praca?). W sądzie zjawił się z grobową miną i w całkowitym skupieniu. By dopełnić całości, jego ubiór był zupełnie czarny, jakby szedł na pogrzeb… no, z białymi podtekstami, bo koszula była tego koloru. Właśnie otworzył teczkę, by wyjąć niezbędne papiery, lecz oto obok pojawił się obrońca Perttu: Risto Havalainen – znany ze swej skuteczności. Potrafił wygrywać procesy, które z góry wydawały się przegrane. Być może przez wzgląd na swój wiek (większość jego ciemnych niegdyś włosów przybrała już siwy odcień), nabrał doświadczenia przez te wszystkie lata i dlatego procesowanie się z młodym prokuratorem (bo przy nim na takiego właśnie wyglądał Aleksi) wydawało mu się błahostką? Być może, bowiem szerokim uśmiechem demonstrował otoczeniu pewność siebie i całkowity spokój.
- I znowu się spotykamy, Kietala – posłał koledze przebiegły uśmieszek – zakład, że przegrasz?
- Nigdy nie zakładam się o takie sprawy… - mruknął – poza tym ostatnim razem to ty przegrałeś.
- E tam! Dowody były zbyt obciążające! Nawet ja wiedziałem, że ten facet jest winny – machnął lekceważąco ręką.
- I ty nazywasz siebie obrońcą? A gdzie twoje zaufanie do klienta? – zakpił prokurator.
- Pojawia się jedynie wtedy, gdy ktoś podrzuci jakąś dodatkową kaskę! – zarechotał, pocierając o siebie dwa palce, co miało imitować gotówkę – nie mów, że ty nie bierzesz?
- Nie! Moim obowiązkiem jest udowadniać winę, a nie wahać się, więc nie potrzebuję do tego zapomogi – burknął, przeciskając się obok.
- Gadanie! Każdy bierze! – zawołał za nim, ale widząc, że w sądzie zbiera się coraz więcej ludzi, odchrząknął i udał się do rodziców klienta (czyli młodego Ranielliego), którego to zaraz miała przyprowadzić policja. Przeciwnik zaś, tzn. Aleksi, podszedł do Tanji, by dać jej ostatnie wskazówki.
- Zdenerwowana? – spytał, widząc, jak jest blada.
- I… to jak… - wyjąkała niepewnie. Szalenie bijące serce odbierało jej zdolność mówienia.
- Spokojnie. Posłuchaj: ten facet na pewno zacznie wymyślać na ciebie najróżniejsze bzdury. Postaraj się go ignorować, bo jak zabierzesz głos bez zgody sędziego, to on usunie cię z sali – tłumaczył, kiwając w stronę Havalainena.
- A… ale ja i tak nie chcę tam być… - wyznała, ledwie łykając ślinę.
- Musisz być! Powinnaś wszystkiego słuchać, by w razie czego to zdementować.
- Przecież i tak nie wolno mi się odzywać! A może jednak tak, co? To w końcu tak, czy nie?! – poirytowała się, gdyż zdenerwowanie zaczęło ją zbyt mocno przerastać.  
- Wtedy, jak będą cię przesłuchiwać, rozumiesz? WTEDY – dla podkreślenia swoich słów wymierzył w nią palec. W tym właśnie momencie na korytarz wpadła Enni.
- Hej, hej! – przywitała się wesoło – witam i o zdrowie pytam! Ładnie pan dziś wygląda – zagadała do prokuratora.
- No wie pani co? – speszył się z lekka – zwykle to mężczyźni mówią takie rzeczy kobietom…  
    Podenerwowana Tanja uderzyła gadalitwą przyjaciółkę w ramię.
- No co?! – szepnęła oburzona.
- Przestań! Nawet tutaj musisz go podrywać?! To moja pierwsza rozprawa, wspieraj mnie, a nie uganiaj za facetami choć ten jeden raz! – wysyczała poirytowana.
- Sorry… - zmieszała się – no… tak mi się tylko wymsknęło – zwróciła się do prokuratora z niewinnym uśmiechem. Ten jednak kompletnie ją zignorował, grzebiąc w teczce. Na ową reakcję przez twarz Tanji przebiegł wyraz triumfu, zaś Enni udała, że w ogóle jej to nie obeszło.
    Wtem na korytarzu dało się słyszeć odłos czyichś kroków. Z oddali nadszedł Juha – ojciec Tanji, który zdążył przyjechać tuż przed rozpoczęciem się rozprawy. Gdyby nie obowiązki, byłby o wiele szybciej. A tak, aż dotąd, pozostawał z rodziną jedynie w kontakcie telefonicznym.  
    Zawsze był blisko ze swymi dziećmi, więc nie wyobrażał sobie, że miałby nie wspierać młodszej córki w tak trudnym dla niej okresie. Jeśli jednak sądził, że będzie mu wdzięczna za ów ojcowski gest, to bardzo się pomylił. Zaskoczona (wszak nikt jej nie powiedział o jego przyjeździe), w ogóle się nie przywitała, a nawet cofnęła, gdy ten rozłożył ramiona. Juha nie miał pojęcia, czemu to przypisać – stresowi z powodu pierwszej rozprawy, czy też niedawnym przeżyciom? Co by to nie było, jej zachowanie było dla niego, niczym wbity w środek serca nóż.  
    Właśnie wtedy, tuż obok, w asyście policji, poprowadzono Perttu na salę. Jak gdyby nigdy nic, popalał przy tym papierosa. Wyglądał na zrelaksowanego, a nawet rozbawionego całą tą sytuacją. Rodzina pokrzywdzonej zmierzyła go z niedowierzaniem, przemieszanym ze zrozumiałą nienawiścią, co sprawiło mu jeszcze większą radość.
- To ten bydlak?! – wyrwało się zdenerwowanemu ojcu dziewczyny.
- Spoko, dziadku, bo wylewu dostaniesz! – parsknął oskarżony.
- Jak ci, psie, zaraz…! – Juha nie wytrzymał i próbował się do niego wyrwać, lecz Aleksi złapał go za ramię.
- Niech pan tego nie robi, właśnie o to mu chodzi – mruknął do niego znacząco.
- O, pan prokurator próbuje wkupić się w łaski rodzinki! – Perttu nie przestawał drwić – już cię nabrała na słodkie oczka, co? – prychnął, zmieniając ton na szorstki. Prokurator nie zareagował, gdyż już nieraz miał do czynienia z zaczepkami ze strony oskarżonych. Jednakże chyba jeszcze żaden z nich nie był tak bezczelny, jak ten. Może stąd żywił do niego o wiele większą niechęć, aniżeli było to do tej pory? A może powodował to fakt, iż skoro był sławny, uważał się za bezkarnego? – niech ja się dowiem…! – Perttu chciał jeszcze prowadzić „dyskusję”, ale funkcjonariusze ponaglili go, by szedł na rozprawę. Aleksi mógł więc puścić podenerwowanego Juhę, który w owej chwili z pewnością był na niego wściekły za to, że powstrzymał go przed przyłożeniem „zboczeńcowi”.
- Chodźcie, już pora – prokurator zwrócił się do mężczyzny oraz jego córki, która skryła twarz w dłoniach. Słowa i widok Perttu mocno w nią uderzyły. Nie dość, że dopuścił się takiego czynu, to jeszcze teraz robi z niej kłamczuchę… Czemu jednak miała się dziwić? Który, bezczelny typ, co to ma przed sobą karierę, a za plecami setki oddanych fanów, przyznałby się, iż dopuścił się czegoś odrażającego? Potępianego przez ogół społeczeństwa? Zwłaszcza, gdy był tak pewny siebie?
    Widząc jej stan, ojciec podszedł do niej i próbował objąć ramieniem. Natychmiast się wyrwała, zabierając ręce z twarzy. Aleksi zawołał na nich, znacząco kiwając przy tym głową. Zrozumiała ów gest i mimo wszystko ruszyła do środka, zostawiając Juhę z tyłu.
    Sala była niemal pełna. Roiło się od wielu dziennikarzy i reporterów z niezbędną akredytacją, którzy pragnęli zrelacjonować to szalenie interesujące wydarzenie. W końcu nie często zdarza się, że oskarżonym jest osoba publiczna, podziwiana przez wielu nastolaktów. Ledwie Tanja przekroczyła próg owej sali, a od razu napotkała mur, zbudowany z owych „hien”, pragnących jak najlepszego materiału. Na szczęście idący przodem prokurator oznajmił, że nie będą udzielać żadnych wywiadów. „Stado” rzuciło się więc ku obronie i oskarżonemu, który był oczywiście bardziej rozmowny. Z całą stanowczością oznajmił, iż „nie ma się czego wstydzić”. Na szczęście nie mógł powiedzieć nic więcej, gdyż nadeszła pora, by rozpocząć rozprawę. Tanja wraz z towarzyszącą jej rodziną, oraz przyjaciółką, zajęła miejsce w sądowej ławce z przodu.  
    Była jak sparaliżowana, nie potrafiła rozglądać się po wnętrzu tak, jak to robiła Enni. Drażniły ją odłosy fleszy aparatów, raz po raz robiące kolejne zdjęcia. Ilekroć ktoś postanowił sfotografować właśnie ją, zasłaniała się ręką. Chociażby i dlatego nie chciała tego procesu: nie miała ochoty być widoczna na internetowych stronach z wiadomościami, czy tym bardziej rozpoznawalna na ulicy! Cóż z tego, że może zakazać publikacji swego wizerunku, jak i tak jej inicjały będą znane w całym kraju?
    Wtem ze świata przemyśleń wyrwała ją Enni, szturchając w ramię.
- Ale się super prezentuje, nie? Jakby miał władzę! Ale ej, trochę ma, bo może każdego wsadzić za kraty, nawet prezydenta! – wzdychała, kogo mając na myśli? Prokuratora oczywiście.
- Cicho! Próbuję się wsłuchać w akt oskarżenia – mruknęła poirytowana, mimo iż było to nieprawdą. W takim miejscu, jak to, skupienie graniczyło z cudem.
- To same nudy! W kółko tylko artykuł któryś tam, ustęp publiczny numer dwa kółka i trójkąt! – przyjaciółka nerwowo przewróciła oczami.
- Do diabła, to są wydarzenia, których sama doświadczyłam! – zdenerwowała się, czując, że do oczu znowu napływają jej łzy. Przyjaciółka była marnym wsparciem.
- Sorry… O rany, patrz, jak mu się teraz fajnie włosy ułożyły! Widziałam, jak je odgarnął, normalnie, jak jakiś amant filmowy! – ciągnęła podekscytowana „kumpela”, gdyż jej słowa najwidoczniej w ogóle do niej nie docierały.  
- Enni! Jeszcze jedno słowo na jego temat, a przesiądę się gdzie indziej! – syknęła, już zupełnie wytrącona z równowagi.
- Ciszej, dziewczyny! Tu nie wolno rozmawiać! – trąciła je Krystyna.
- Ja o tym wiem, ale ona nie rozumie – burknęła nieco łamiącym się głosem. Emocje wciąż brały nad nią górę. Czuła, że brakuje jej powietrza.
- Dobrze się czujesz? Może chcesz wyjść? – spytała zatroskana matka.
- Nie… zostanę – wyprostowała się, zachowując w pamięci słowa prokuratora o tym, że powinna być obecna na sali. Nie była jednak pewna, ile jeszcze wytrzyma. Wszystkie te pary oczu, sędzia, obrońca, funkcjonariusze policji, itd., zdawały się patrzeć na nią i oskarżać: „To twoja wina! Sama tego przecież chciałaś!”, do tego on, Perttu. Bezczelnie krążył wzrokiem po sali, co chwila zatrzymując go na niej, jakby chciał w ten sposób przekazać, że na pewno się z nią rozliczy zaraz po tym, jak tylko to wygra! Na twarzy Risto wręcz malował się wyraz triumfu. Koledzy z zespołu wymieniali między sobą sugestie. Być może na temat jego wygranej w owym procesie...? Wiedziała, że jej nienawidzą, przecież w ten sposób niszczy im kwitnącą karierę!  
    W kącie stali fani bandu, trzymając w rękach ogromne transparenty z napisami w stylu: „Perttu jest niewinny!”, „Kochamy cię”, „Tanja Venerinen na stos!”. Zauważyła je wchodząc na salę i nadal miała je przed oczami, choć starała się patrzeć przed siebie. Była teraz taka mała i bezbronna. Każdy mógłby ją teraz powalić na ziemię i opluć. Nie broniłaby się.
- Tanja Venerinen, proszę wstać! – wtem dobiegł ją głos sędziego. Matka trąciła ją w plecy. Powoli i niepewnie uniosła się do góry. Zanim mężczyzna przeszedł do kontynuacji, mierzył ją przez chwilę wzrokiem. Przez ten czas czuła, jakby w jej ciało wbijało się tysiące gwoździ, które chcą zmusić ją, by stąd wybiegła, by z tym skończyła – czy całkowicie zgadza się pani z tym, co zostało tu przeczytane? Czy wszystkie te oskarżenia są zgodne z prawdą? – zadał pytanie, nie spuszczając zeń tego swojego świdrującego wzroku. Poczuła, że zaschło jej w gardle. Przecież tego dobrze nie słuchała, nie umiała. Do tego Enni jej przeszkadzała! Co ma powiedzieć? „Tak”, czy „Nie”?! Nie wiedząc, co zrobić „uwiesiła” wzrok na prokuratorze, który czym prędzej skinął głową na znak, że ma to potwierdzić – pani Venerinen? – prowadzący zmarszczył brwi. Widać było, że zaczyna się irytować.
- T… tak! – wyjąkała niepewnie.
- Dziękuję. Oskarżony, proszę wstać – teraz padło na Perttu. Wciąż stała, niczym słup soli, bo przecież nikt nie powiedział jej, że ma usiąść. Zresztą, szalenie bijące serce i zdrętwiałe ze strachu nogi nawet na to nie pozwalały – może pani już siadać! – prowadzący zwrócił się do niej dość szorstkim tonem. Poczuła się jeszcze gorzej, o ile było to w ogóle możliwe. Coś zmroziło ją od środka. Nie! Ona nie może tego mówić przed tymi wszystkimi ludźmi! Nie powie tego!  
    Przepchnęła się między Enni i wybiegła z sali, odprowadzana szeptami oraz fleszami aparatów. Widząc to, Aleksi jedynie pokręcił głową. Tymczasem sędzia zadał Perttu to samo pytanie, co uprzednio jej. Oskarżony „łaskawie” uniósł „siedzenie” z ławki i przyjął dość lekceważącą postawę.
- Nie – rzucił bezczelnie – to wszystko, to jedna wielka bzdura! Niczego nie zrobiłem!
- Wystarczy! Dobrze… kontynuujmy – nakazał prowadzący. Obrońca posłał przeciwnikowi przebiegły uśmiech, a Markko, który stał tuż za synem, pochylił się do niego i poklepał po ramieniu. Po owym geście na jego twarz wystąpił jeszcze szerszy, cyniczny uśmieszek. Nie mógł się oprzeć, by nie spojrzeć na prokuratora… i tak właśnie zrobił. Z jego wzroku przebijała oczywiście pycha i wyższość – wszak był pewien wygranej! Aleksi odpowiedział mu jak zwykle nienawistnym spojrzeniem, co było dla niego podejrzane… Prokurator podchodził do owej sprawy zanadto emocjonalnie. Czyżby upatrzył sobie Tanję? Nie miał jednak teraz czasu na zastanawianie się nad tym, bo oto powstał jego adwokat i rozpoczął swoją przemowę.
    Pierwszy dzień rozprawy upłynął właśnie na tym: na odczytaniu aktu oskarżenia i przemowie obrońcy. Tanja nie wróciła już na salę. Siedziała na zewnątrz, starając się wychwycić każde słowo, jakie tam padło. Towarzyszyła jej matka, która, chociaż ją do tego wszystkiego namówiła, sama nie miała pojęcia, jak przetrwa kolejne rozprawy, a przecież tych miało być odtąd niemało. Ilekroć otwierały się drzwi, dziewczyna zrywała się z miejsca, uciekając na drugi kraniec korytarza w obawie, że to jakiś dziennikarz. Pani Krystyna jeszcze nigdy nie widziała jej tak znerwicowanej, czego nie można było odmówić i jej. Trudno jednak, machina ruszyła i tylko sprawiedliwy wyrok mógł ją zatrzymać. A przynajmniej takiego sobie życzyła.
    Ruszyło przesłuchiwanie świadków, czyli najboleśniejsza dla Tanji część procesu. Najpierw byli to ci obrony. Mówili oczywiście to, czego się obawiała: że to jej wina. Że piła razem z nimi w autokarze i to stało się zapewne już po opuszczeniu owego pojazdu, gdy to chwiejąc się na nogach, spotkała na swej drodze tajemniczego oprawcę. Kumple Perttu byli w tym wypadku zupełnie zgodni… Czymże więc było jej słowo – jej, jako jedynej, bo przecież rodziny tam z nią nie było? Ani też innych świadków z wyjątkiem pozostałych muzyków? Chociaż był to zaledwie początek, i tak wiedziała, że przegra. Czuła to.

***

    - Ja już sobie z tym nie radzę... te myśli wciąż wracają... mam ochotę z tym wszystkim skończyć... - Tanja, kolejny już raz, spędzała popołudnie u swojego psychologa – Tarji. Po tamtej rozmowie w szpitalu zgodziła się na kolejne wizyty. Te były, niczym maleńkie światełko w tunelu i choć na moment koiły zbolałą duszę.
- To zrozumiałe – westchnęła kobieta – a jak proces? – spytała z wyraźną troską w głosie. Tak, jako lekarz mocno angażowała się w to, co robiła. Była psychologiem z powołania.
- Źle... jak na razie to przegrywamy... oni się upierają, że ja to… że ja… że, Boże, pewnie tego chciałam! – rozpłakała się.
- Oczywistym było, że tak właśnie będzie… Wiem, że łatwo mi mówić, ale musisz być silna. Na tyle, ile jesteś w stanie. Powiedz mi… wierzysz, że, gdy uda się wam wsadzić go za kratki, to odczujesz ulgę? Że to minie? – posłała jej spod okularów pytające spojrzenie.
- Nie wiem… na pewno tak… chciałabym, żeby czuł to samo, co ja! Ten sam ból, upokorzenie! Żeby tego pożałował! Nienawidzę go! Nienawidzę wszystkich facetów! Wszyscy są tacy sami! – syknęła z odrazą.
- Nawet swojego brata? – na te słowa zamilkła, wymownie jednak patrząc w oczy swojej terapeutki – zrozum… - ta bezradnie rozłożyła ręce – tak nie może być! To przecież twoja rodzina!
- I co z tego?! Nienawidzę ich wszystkich! Co do jednego! – uniosła się.
- Wybacz, ale nie podchodzisz do tego nadto emocjonalnie? To się kiedyś musi zmienić, żyjemy w końcu w społeczeństwie złożonym z kobiet i mężczyzn. Dlatego musisz zrozumieć, że nie każdy jest taki, jak on. Musisz ich zaakceptować, bo przecież nie wyprowadzisz się na Marsa, prawda? – popatrzyła wymownie, ale i ze współczuciem wobec zawziętości dziewczyny. Według Tanji było to jednak spojrzenie pełne politowania wobec jej osoby. Zagotowało się w niej. Można powiedzieć, że owe słowa ugodziły ją w jej „czuły punkt”. Nie lubiła wszak, gdy ktoś nie zgadzał się z nią w kwestii „wymordowania wszystkich facetów”. Jak, no jak po tym wszystkim można ich było jeszcze bronić?! Zarzucać jej, że przesadza, że nie ma racji?! Przecież nie jest jedyna, i inne siedziały na tym krześle, zwierzając się z tego samego!
- Nie! Nie chcę! Żaden mnie już nie dotknie! Nawet małym palcem! – krzyknęła oburzona.
- Przecież nie mówię, żebyś się z kimś wiązała, ale po prostu… - próbowała Tarja.
- Mam nadzieję, że oni wszyscy wyzdychają! – wrzasnęła, w ogóle nie słuchając psycholog, po czym zerwała się z miejsca tak gwałtownie, że krzesło, na którym siedziała, przewróciło się z hukiem na podłogę. Wybiegła, trzaskając drzwiami. Na korytarzu czekała na nią Kaari, a widząc ją w takim stanie, natychmiast stanęła na baczność – chodźmy stąd natychmiast! – syknęła bez żadnych wyjaśnień.  
    Po chwili znalazły się na ulicy. Szły w milczeniu, gdyż starsza z nich bała się o cokolwiek pytać siostrę. Ostatnimi czasy była, jak tykająca bomba, która, w razie wybuchu, raniła rykoszetem otoczenie. Postanowiła poczekać, aż sama się przed nią otworzy. Z dwojga złego i tak lepiej było widzieć ją zdenerwowaną, aniżeli zapłakaną. Przeszły tak dość spory odcinek drogi, aż wreszcie dotarły do skweru, porośniętego nagimi teraz drzewami, przy którym stały ławki. Tanja, wzdychając, zajęła jedną z nich. Widząc, że nieco uleciały z niej negatywne emocje, starsza siostra postanowiła jednak zagadać:  
- Powiesz mi, jak poszło?
- Źle… ona każe mi przekonać się do facetów! – zawołała oburzona. Kaari jedynie ciężko na to westchnęła, gdyż w owym temacie żadne argumenty nie były wystarczająco dobre. Ba, żadne.
- Patrz! – rzuciła po chwili, celując przed siebie palcem – czy to nie jest ten prokurator i Enni? – wskazała na stojącą nieopodal parę przy samochodzie. Tanja od niechcenia spojrzała w owym kierunku i musiała przyznać jej rację: to byli Aleksi i Enni, żywo o czymś rozmawiając. No tak, przecież nie mogła sobie odpuścić! Gdy tylko spodobał się jej jakiś mężczyzna, bywała tam, gdzie on, była dosłownie jego cieniem! A w tym wypadku miała ułatwione zadanie, bo widywała go przecież na sali sądowej. Sprawdziła nawet godziny, w jakich pracował, więc mogła bez przeszkód czatować, czy aby wyszedł już do domu… Z pewnością „przypadkiem” przechodziła obok prokuratury, a widząc go, postanowiła zagadać na neutralnym gruncie.
    Owszem, właśnie bezskutecznie próbowała wyciągnąć go na kawę. Na razie jednak miała utrudniony „dostęp”, bo ten rozmawiał przez komórkę.
- Dobrze… tak… postaram się… nie no, skąd? Oszalałaś? Wiem… wiesz, czasem praca z nią mnie przeraża… tak… wiem, że tak byłoby lepiej, ale nie ma teraz na to szans! Zresztą, polecenie z góry, sama rozumiesz. Oczywiście, jak to tylko będzie możliwe – „nadawał” do słuchawki. Znudzona Enni bezczelnie oparła się o jego samochód, nerwowo przewracając oczami – spotkać się? Może być dzisiaj? – na owe słowa poczuła się zagrożona! Wyraźnie przecież słychać było, że rozprawia z jakąś kobietą – nie…? Szkoda… dobrze, to może jutro? O 17.00? Ok! Załatwione – z kim się umówił? – wiem, wiem… jak trzeba, to trzeba! – zaśmiał się.
- „Już ja bym jej dała! ‘Trzeba’, phe!” – prychnęła do siebie poirytowana. Chociaż go nie znała, ukłuła ją szpilka zazdrości.
- Dam radę! Do jutra, pa! – w końcu się rozłączył – pani wybaczy… praca – posłał jej przepraszający uśmiech. Ożywiona, od razu „odkleiła się” od błyszczącej karoserii pojazdu.
- Nie szkodzi! – rozpromieniła się.
- To dokąd pani idzie? Podwieźć gdzieś panią? – spytał uprzejmie.
- Skończmy już z tymi oficjałami – parsknęła, „zalotnie” machnąwszy ręką – Enni, jestem! I właściwie to myślałam o tym, żeby się napić gorącej czekolady, gdzieś na mieście… jest tak zimno! – postanowiła od razu przejść do „ataku”.
- To gdzie jest ta kawiarnia? Wsiadaj, to cię podrzucę – ten jednak, jak widać, nie rozumiał, jaki cel kryje się w owych słowach.
- Właściwie, to ja myślałam o tej naprzeciwko i, że ktoś mógłby mi potowarzyszyć… - speszyła się nieco, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Czekasz na przyjaciółkę? – beztrosko sięgnął do klamki samochodu… niedobrze!
- Eee… no nie. A… a właśnie o nią chodzi – palnęła na poczekaniu.
- No spóźnia się, ale to chyba jak każda kobieta! – zaśmiał się. Zaczęła się powoli denerwować… czy on naprawdę jest taki niedomyślny, czy tylko udaje?
- Nie o to chodzi! Po prostu… chcę o niej pogadać. Znaczy… o tym, co może nam jeszcze pomóc w sprawie – kontynuowała banialuki. Tajna wydawała się teraz jedynym sposobem na zadzierzgnięcie bliższej znajomości. Jeśli nie powiedzieć, jedyną płaszczyzną porozumienia. W końcu to dzięki niej w ogóle się poznali. Do Enni nie docierało przecież, że jego jedynym zadaniem było prowadzić sprawę, a wchodzenie w intymne relacje z jej uczestnikami było absolutnie zabronione.  
    Zarzuciła jednak właściwą przynętę, bo mężczyzna połknął haczyk: rzucił wszystko i udał się z nią do kawiarni. Teraz wystarczyło tylko wymyślić na poczekaniu te „ważne informacje”, które miała mu rzekomo przekazać.
    Tymczasem obserwująca ich z oddali Tanja dopowiedziała sobie własny bieg wydarzeń. W jej odczuciu ich spotkanie urosło do rangi randki.  
- Nienawidzę ich! – prychnęła z wyczuwalną niechęcią.
- Co ty mówisz?! – oburzyła się Kaari. Obsesja siostry na temat mężczyzn zaczynała ją przerażać.  
- A nie widzisz?! Już sobie gdzieś idą! Ale pewnie, bo przecież ona nie ma żadnych oporów, a on leci sobie na nią z radością… w końcu to facet! – fuczała, jak w jakimś transie. W oczach wręcz błyskały iskierki.
- Jeny, Tanja... z tobą rzeczywiście nie jest dobrze – siostra wzdrygnęła się. Owo stwierdzenie sprowadziło ją na ziemię.
- Boże! Nie słuchaj mnie! Ja już sama nie wiem, co mówię! – oprzytomniawszy pochyliła się, po czym schowała twarz w dłoniach – ja już sobie nie radzę! – rozpłakała się. Zaraz potem poczuła na plecach czyjąś dłoń, niestety nie należała ona do Kaari, gdyż ta krzyknęła zaskoczona. Przerażona Tanja natychmiast zerwała się do pionu. Za ławką stał Perttu.
- Czego tu chcesz?! – syknęła towarzyszka.  
- Wolny kraj, wolna wola! – odparł wokalista. Tanja poderwała się z ławki, stając parę metrów dalej.
- Masz zakaz zbliżania się do niej! – kontynuowała Kaari.
- Mam to głęboko gdzieś! Policja może mi naskoczyć! Staremu niewiele brakuje, żeby zostać komendantem! – prychnął wyniośle.
- Zostaw mnie w spokoju... - jęknęła ofiara.
- Spokojnie, kotek... nie bój się mnie – oprawca obszedł ławkę i stanął naprzeciwko niej. Zaraz też drogę do dziewczyny zagrodziła mu starsza z sióstr.
- Nawet się do niej nie zbliżaj! – pogroziła palcem.
- Złaź! Gadam z nią, nie z tobą – obruszył się.
- Pocałuj się w dupę, zboczeńcu! – syknęła. Tanja nie wytrzymała owej wymiany zdań i rzuciła się do ucieczki.
- To ty się powinnaś pocałować! Może to by cię trochę rozruszało! – warknął Perttu.
- O… a może sam byś chciał? Myślisz, że jesteś taki męski, bo wziąłeś siłą moją siostrę? Sorry, ale z tego, co się wywiedziałam, kiepski jesteś w tych sprawach! – prowokowała, gdyż złość na niego skutecznie przeganiała strach.
- I ty mnie nazywasz zboczonym? Jak chcesz, to mogę ci udowodnić, jaki jestem, jak to ujęłaś, „w tych sprawach” – zbliżył się, z zamiarem policzenia się z nią.
- Nawet nie podchodź! – w oczach Kaari nareszcie błysnęło przerażenie.
- A gdzie w ogóle podziała się ta twoja „doświadczona” siostra, co? – Perttu wreszcie zauważył nieobecność byłej dziewczyny. Rozmówczyni natychmiast zaczęła rozglądać się dookoła, lecz nigdzie nie dostrzegała siostry. Że też dała się wciągnąć w ową słowną potyczkę jej kosztem!  
    Ta tymczasem biegła na oślep, nic nie widząc przez załzawione oczy. Z drogi ustępowali jej przechodnie, a paru z nich nawet usiłowało zatrzymać, by zapytać, co się stało. W końcu zawadziła o krawężnik, zaliczając bolesny upadek. Nie miała zamiaru się podnosić, pragnęła zostać tak i umrzeć! Łkała żałośnie, zupełnie zrezygnowana, a jej ciepłe łzy roztapiały śnieg. Na szczęście dla niej, nim jej losem zainteresowali się obcy ludzie (czego oczywiście by nie chciała), pojawiła się Kaari. Od razu zasypała ją pytaniami, czy nic jej nie jest, próbując przy tym podnieść.
- On mi nie da spokoju! – krzyknęła w odpowiedzi.
- Już go nie ma! Spokojnie… poszedł sobie – dziewczyna z trudem stawiała ją na nogi.
- Chcę umrzeć… nie chcę już żyć! – kontynuowała, gdy Kaari otrzepywała ją już ze śniegu.
- Nie mów tak! Myślisz, że może chcemy twojej śmierci? Już nigdy nie zrobisz takiego numeru, jak ten z tabletkami! Obiecaj mi! – potrząsnęła nią.
- Nie! Będzie okno, jak nie okno to sznur, podcięte żyły albo… pociąg… tak… - siostra dostrzegała w jej oczach nutkę obłędu – pociąg… rzucę się pod pociąg! – zawołała z mrożącą krew w żyłach radością.
- Tanja, Boże! Wybacz! – zdesperowana Kaari, nie wiedząc, co robić, wymierzyła jej siarczysty policzek. Natychmiast złapała się za twarz, płacząc jeszcze żałośniej – sorry, ale musiałam to zrobić! Już sama nie wiem, co mam z tobą robić, jak się zachowywać! – wyjaśniła pokornie, a z jej oczu również pociekły łzy bezsilności. Na ów widok Tanja wreszcie oprzytomniała, a zdawszy sobie sprawę z tego, do jakiego stanu doprowadziła starszą siostrę, mocno się do niej przytuliła. Ta szczelnie otoczyła ją ramionami, nie przestając płakać. Trwały w uścisku do momentu, aż obie uspokoiły się na tyle, by móc udać się w dalszą drogę.  
    Tymczasem Aleksi i jego „natarczywa” towarzyszka przesiadywali w „nieszczęsnej”, acz przytulnej kawiarni. No, przynajmniej jemu owo miejsce nie kojarzyło się najlepiej, bo Enni jak dotąd nie dostarczyła mu „upragnionych” informacji, a czas był dla niego ogromnie cenny! Mógł przecież coś zjeść, zastanowić się, jakie pytania zada na kolejnej rozprawie, przejrzeć jeszcze raz akta, pomyśleć, kogo by tu jeszcze przesłuchać… W rezultacie nie słuchał „nieistotnych bredni” towarzyszki, która w kółko „nadawała” o sobie. Była więc albo tak zapatrzona w siebie, albo nie umiała czytać mowy ciała, bowiem „lekceważące” podpieranie się ręką, oraz bezwiedne „jeżdżenie” palcem po blacie oznaczało raczej znudzenie, aniżeli wielkie zainteresowanie. W końcu, po raz enty spojrzawszy na zegarek, wszedł rozgadanej towarzysce w zdanie:
- Może przejdziemy w końcu do sedna sprawy?
- „’Sedno’, tak? Może zajarzył, o co mi chodzi?! – spanikowana pisnęła do siebie w myślach – eee… to znaczy? – uśmiechnęła się przymilnie.
- Chodzi mi o to, co rzekomo miałaś mi powiedzieć – mruknął wyraźnie zmęczonym tonem. Nie chciało mu się udawać uprzejmości wobec opowieści o wizycie na dalekiej północy Finlandii.
- A co miałam…? – bąknęła niepewnie.
- Tanja? – rzucił zdziwiony.
- A tak! No to… yyy… chodzi o to, że… - zaplątała się.
- Jest tu – westchnął, wskazując palcem na drzwi wejściowe.
- Co? Jak to?! Po co?! To znaczy… dlaczego?! – wyjąkała, oglądając się do tyłu.
- Pójdź do niej i spytaj – kiwnął znacząco. Sam nie mógł, bo niby z jakiej racji? Ale bardzo interesowało go, dlaczego wygląda tak strasznie: mokry płaszcz i potargane włosy? Mimo że było pochmurno, nie padał śnieg. Kolejny objaw narastającej depresji, czy też może jakiś atak ze strony fanów wokalisty?
- Eee… no tak! Ma… masz rację! – wystękała Enni, podrywając się od stolika. Gdy tylko odeszła, z politowaniem pokręcił głową. Wszystko wskazywało na to, że desperacko usiłowała go poderwać. Podążył za nią wzrokiem, ciekaw reakcji Tanji. Chociaż się tego spodziewał, nie stawiała oporów i pozwoliła się przyprowadzić. W tej chwili była zbyt zrezygnowana, by reagować na otoczene. Niech robią sobie z nią, co chcą.
- Pan Kietala! Dzień dobry! – przywitała się Kaari. Zaskoczona jego widokiem nie była, wszak widziała, że udaje się gdzieś z Enni.
- Co się stało? – spytał niepewnie, spoglądając na ofiarę, która co chwilę ścierała z twarzy nowe łzy.
- Długa historia… wstąpiłyśmy na coś ciepłego do picia, żeby się rozgrzać, a potem wracamy do domu. Może złapiemy jakiś autobus albo tramwaj – jej siostra odpowiedziała mu ciężkim westchnięciem.
- To… przysiądźcie się do nas! – Enni wyszła do nich z ową propozycją, głupio się przy tym uśmiechając,. Ich obecność mogła przecież uratować ją od przekazywania mu informacji, których wcale nie miała!
    Tanja zajęła miejsce bezwiednie, nawet nie zdejmując płaszcza, a Kaari zaczęła zdawać relację ze spotkania z Raniellim. Siostra uparcie milczała, wpatrując się w upatrzony punkt. Była teraz, niczym dziecko, które towarzyszy swemu rodzicowi, gdy to opowiada zdarzenie z jego życia, ale z szacunku do niego nie wolno mu niczego sprostować, choćby ten mówił nieprawdę. Jakby słowo rodzica było święte i niepodważalne. W jej wypadku po prostu nie miała siły, by korygować Kaari.  
- Te nasze sądy! – po wysłuchaniu całej relacji ze zdarzenia, prokurator uderzył pięścią w stół – wnosiłem przecież o areszt.
- A nie można zrobić czegoś jeszcze, żeby go zamknęli? – jęknęła siostra poszkodowanej.
- Zgłoście to. Może was prędzej posłuchają, kiedy przekonają się, że mam rację? – rzekł w zamyśleniu.
- Już to zrobiłyśmy po tym, jak przyszedł wtedy do szpitala – odparła szybko.  
    Enni już od dobrej chwili patrzyła po nich z kwaśną miną. Wdzięczność za uratowanie jej przed wyrzutami prokuratora prędko wyparowała. To stąd, że spotkanie jak zwykle zdominowała sprawa Tanji. Kaari, nie czekając na wywody znajomego, poderwała się z miejsca z zamiarem pójścia do łazienki, a zaraz za nią i ona - „ofiara nieszczęsnej niby-randki”. Obojętna Tanja nawet nie zauważyła, że ją opuściły. Siedziała wpatrując się w świeczkę, leniwie palącą się na stoliku. Nadal uparcie milczała. Aleksi starał się na nią nie patrzeć, nie chciał też do niej odzywać. Bał się, że zacznie go besztać za to, że jest aż tak „skuteczny”, iż ten łazi za nią po ulicy… Bo co tu pomogą wyjaśnienia, że robi wszystko, co w jego mocy?  
    Wyglądała, jak tykająca bomba, której najmniejszy nawet dotyk wywoła niszczycielski wybuch – zupełnie, jakby była w niej skupiona cała złość świata. Zdawało się, że roztacza wokół siebie jakby pole rażenia, które zabije każdego, kto tylko się do niej zbliży. W oczach odbijał się płomień. Prócz sztucznego blasku nie było w nich nic więcej poza smutkiem i zmęczeniem. Brakowało tej pozytywnej iskierki, chęci do życia. Nagle uniosła wzrok. Był tak zimny, że choć na nią nie patrzył, i tak go poczuł.
    - Musiałyście przyjść akurat tu? – wyrzucała tymczasem Enni, gdy Kaari właśnie opuszczała kabinę w łazience.
- Co? – zdziwiła się, podchodząc do umywalki.
- Już prawie mam go w garści, a wy…
- Co?! Więc to, co się stało Tanji cię nie obchodzi, tak? Wolisz ganiać za facetami?! – oburzyła się znajoma.
- Nie… jasne, że mnie obchodzi, ale… on mi się podoba, zrozum. Domyślam się, co ona czuje, ale to nie znaczy, że ja mam przez nią zostać sama do końca życia.
- A kto tak mówi? Co my niby mamy do tego? – przyjęła zamkniętą postawę.
- Jak tylko widzi Tanję, od razu włącza mu się ten przycisk „Jestem prokuratorem”, a ja chciałam z nim pogadać na stopie koleżeńskiej – wyjaśniła chytrze, choć, jak wiadomo, nie szło jej z tym najlepiej.
- Może po prostu znajdź sobie innego kandydata, co? Co, on jeden na świecie? – zauważyła z politowaniem. O ile inną takowy argument pobudziłby do myślenia, to nie Enni. Ona była już zdecydowana: to właśnie on się jej podoba, i pomimo dzielących ich barier, zdobędzie go!  
    Tanja z zawiścią patrzyła w kierunku prokuratora. Ów gest sprowokował go do odwzajemninia się. Spojrzał nań, usiłując doszukać się w zielonych, zadziwiająco wręcz zielonych oczach choć cień aprobaty dla tego, co robił. Nie udało się. Zaraz też dziewczyna nerwowo poruszyła się na krześle. Z pewnością nie spodobała się jej owa „obserwacja”.
- Żal ci mnie, co? – powiedziała w końcu, jak zwykle tym swoim szorstkim tonem. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Wyglądała teraz, jak zbite zwierzę. Na pewno poruszyłaby serce nawet największego „twardziela”, więc tym bardziej jego. Nie miał ochoty się kłócić – pewnie myślisz sobie, co ze mnie za żałosna idiotka, która uwierzyła sławie? Co ja mówię – zaśmiała się ironicznie – ty pewnie uważasz, że kłamię, że to wcale nie on, a ja chcę tylko kasy! Przecież to my, baby, prowokujemy, a wy faceci, korzystacie! – kontynuowała zawistnie.
- Nie, przecież fakty mówią same za siebie – odparł spokojnie.
- Przestań z tymi faktami! – uderzyła pięścią w blat, w ten sposób przykuwając uwagę pozostałych gości lokalu – jestem człowiekiem! Nie jestem byle zdarzeniem! CZŁOWIEKIEM! Czy nie potrafisz choć przez chwilę tak na mnie popatrzeć?! – zawołała z wyrzutem, nerwowo rozejrzał się dookoła – choć przez chwilę przestań być bezdusznym sędzią, który opiera się tylko na wnioskach! – dokończyła łamiącym się głosem.
- Nie znasz mnie, więc skąd możesz wiedzieć, jak postrzegam innych? – westchnął, znowu nerwowo „jeżdżąc” palcem po stoliku.
- To prawda. Ale opieram się na tym, co sam powiedziałeś: że jesteś od tego, by udowadniać winę, nic poza tym.
- Jestem taki w stosunku do przestępców, skąd możesz wiedzieć, jak jest z tą drugą stroną? – poczuł się urażony.
- Czy ty myślisz, że możesz zrozumieć kogoś, kto przeżył to, co ja?! – zaśmiała się ironicznie – nie jesteś mną, ale za to bezdusznym facetem, który nigdy nie zrozumie, co czuje kobieta!
- Fakt, bo i niby jak? Ale jestem też człowiekiem, nie bestią, jaką to kiedyś mnie nazwałaś – mruknął, patrząc jej w oczy z wyrzutem, jakby żądał w ten sposób przeprosin za to, co powiedziała.
- Co możesz wiedzieć o ludzkim dramacie?! Naoglądałeś się ich już tyle, że już nawet nie wiesz, kiedy masz współczuć!
- Nie wiesz czemu jestem tym, kim jestem – odrzekł zdecydowanie.
- I… nie chcę wiedzieć – odparła niepewnie, gdyż owe słowa bardzo ją zaintrygowały. Wypowiedział je takim tonem, że miała ochotę mimo wszystko się dowiedzieć…
- I co? Gadacie sobie? – wtem zjawiła się, jak zwykle uśmiechnięta, Enni. Aleksi na jej widok nerwowo przewrócił oczami. Domyślał się w końcu jej zamiarów.  
- Lepiej się czujesz? – Kaari nachyliła się do siostry. Jej ubranie zdążyło już przeschnąć, dzięki czemu trochę się rozgrzała. Jeśli nie przypisywać zasług gorącej atmosferze, jaką sama stworzyła.
- Chcę już do domu – odpowiedziała ściszonym, acz podenerwowanym tonem.
- Mogę was podwieźć – zaoferował się jedyny mężczyzna w owym gronie.
- Nie trzeba, tak chyba nawet nie wypada – zaprotestowała siostra ofiary.
- Tam gadanie! Pewnie, że skorzystamy i bardzo dziękujemy! – Enni prędko zdementowała jej odmowę, na co zgromiła ją spojrzeniem. Jeśli jednak prokurator sam wyszedł z taką propozycją, to czemu nie?  
    W rezultacie, w chwilę później już siedziały we wnętrzu srebrnego peugeota. Jak na dobrze zarabiającego, Aleksi posiadał dosyć „skromny”, kilkuletni model. Może przywiązywał się do starych rzeczy? A może nie czuł potrzeby otaczać się luksusem tylko dlatego, że pełnił ważną, państwową funkcję? Nikt nie miał zamiaru go o to pytać, bo cóż miał do tego? Liczył się gest. Przyjaciółki usiadły z tyłu, a Kaari obok kierowcy. Jak zwykle wdali się w dyskusję, rozważając oczywiście ostatnie wydarzenia.
- Wolałabym siedzieć tam – mruknęła Enni, wskazując na przedni fotel.
- To trzeba było siadać – odburknęła Tanja.
- Widzę, żeś znowu piła mydliny – zauważyła, oburzona jej zachowaniem.
- A co?! Może mam się cieszyć z tego, że moja przyjaciółka woli się szlajać po knajpach z jakimś idiotą, zamiast iść ze mną do lekarza?! – odparła w miarę ściszonym głosem.
- Przypadkowo się na niego natknęłam!
- Akurat! Wiem, że sama za nim polazłaś! Znam cię!
- No i co? Może ty coś do niego masz, ale to nie znaczy, że ja też muszę! Powinnaś być milsza, przecież od niego zależy, czy on pójdzie siedzieć! – prychnęła „zdemaskowana” „kumpela”.
- Nie od niego, tylko sędziego! – poprawiła wściekle – nie ufam mu, jasne?! Robi tylko to, co chciał od niego tatuś! Jakie to przykre, że dzisiejsi rodzice robią z dzieci potwory!
- Daj spokój! Ja odnoszę zupełnie inne wrażenie. Zachowuje się normalnie, a sala sądowa, to przecież co innego. To ty raczej jesteś, jak potwór bez uczuć! Ciągle naburmuszona i…! – urwała, gdyż twarz przyjaciółki wykrzywił grymas oznaczający, że zaraz rozpłacze się przez jej cięty język.
- Coś nie tak? – kierowca zauważył w lusterku, że z Tanją znowu coś jest nie tak.
- Tak! Chcę wysiąść! – warknęła, prędko wycierając twarz.
- Jeszcze kawałeczek! Dojedźmy – zaoponowała Kaari.
- Ja chcę teraz! Bo jak nie, to wyskoczę w biegu! – zagroziła, w ogóle nie zważając na to, co pomyśli o niej prokurator. Oczywiście nie miał zamiaru się z nią licytować i posłusznie zatrzymał samochód. Pośpiesznie wypadła ze środka.
- To idźcie, a ja jadę dalej – Enni wysiadła z pojazdu i już zamierzyła się, że usiądzie na przedzie, lecz…
- Nie ma mowy, mieszkasz niedaleko! Po co będziesz pana fatygować? – oburzyła się Kaari – i tak dużo zrobił! Dziękujemy bardzo! – bezczelnie zatrzasnęła jej drzwi przed nosem. Ta jęknęła bezradnie, patrząc przy tym, jak Aleksi uśmiecha się z ulgą i po prostu sobie odjeżdża – nie dzisiaj! Widzisz, w jakim ona jest stanie! Jeśli jesteś jej przyjaciółką, to powinnaś to rozumieć! – ciągnęła najstarsza z nich, wymownie patrząc jej w oczy. Enni uspokoiła się więc i podeszła do roztrzęsionej „kumpeli”.  
    Prokurator przejechał kawałek, po czym zatrzymał się, by sprawdzić, czy aby nie potrzebują pomocy z „rozhisteryzowaną” ofiarą.
- Boże, daj mi siły, bym jakoś przetrwał ten proces do końca! Ona jest nie do wytrzymania! – westchnął, wznosząc wzrok ku górze – może i po przejściach, ale to nie znaczy, że ma nienawidzić całego świata – dodał zniesmaczony.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7330 słów i 41413 znaków.

4 komentarze

 
  • o

    dodasz dzis kolejna część?

    19 wrz 2016

  • nutty25

    @o postaram się ;)

    19 wrz 2016

  • beno1

    Enni trochę szaleje , czekam na next  :bravo:

    19 wrz 2016

  • jaaa

    czekam na kolej cześć<3

    18 wrz 2016

  • Freya

    Dobrze, że umieściłaś w fabule Enni, jest takim "wesołym rozrywkowym stworkiem" i powinno być jej jeszcze więcej. Wprowadza swoistą dynamikę na planie, mimo tego, że zachowuje się od czapy. Heyka:-))

    18 wrz 2016