She's the only one for me cz. 22

Enni wróciła z wakacji i oczywiście prędko pobiegła do swej przyjaciółki. Początkowo przeglądały kolorowe gazety i co rusz śmiały się z plotek na temat „gwiazd”. To znów komentowały najnowsze trendy w modzie. Tanja informowała ją na bieżąco o rozwoju sytuacji w Helsinkach, toteż wydawało się, że nie mają za bardzo o czym rozmawiać… Był jednak jeden temat, jaki „kumpela” musiała poruszyć prędzej, czy później.
- Ale już nigdy tu nie był, nie? – dopytywała zaciekawiona, mając na myśli oczywiście Aleksego.  
- No, nie! Już ci przecież mówiłam, nie? – gospodyni nerwowo przewróciła oczami.
- Ale fajnie masz… - westchnęła rozmarzona – mogłaś mnie też zaprosić!
- Nie zaczynaj znowu! Nie było cię przecież, nie? – jęknęła podenerwowana.
- Ja tam na twoim miejscu nie słuchałabym rodziców, tylko się za niego brała! – pokiwała głową.
- Przestań, nie mam ochoty na branie się za kogokolwiek! Zresztą mówiłam ci, że ma tam jakąś Barbie! Brzydką, no, ale ma! – mruknęła, przewracając kolejną stronę magazynu.
- E tam, skąd możesz wiedzieć, czy to jego? Z Tarją, to przecież była pomyłka! – Enni beztrosko machnęła ręką – o! Patrz na to! Świetna ta suknia, nie? Chciałabym taką do ślubu… - westchnęła, malując w wyobraźni swój własny ożenek.
- To ty się za niego bierz! Starzeje się, to może myśli już o ślubie – zachichotała kpiąco.
- Co ty, nie zrobiłabym ci tego! – uszczypnęła, z nutką ironii w głosie.
- Słuchaj: odwal się, dobra?! Mam już dosyć docinków, wystarczy, że mi rodzice ględzą!
- Oj, dobra, co się tak wściekasz?
- Bo mnie to nie śmieszy – burknęła wymownie – jeszcze do niedawna byłaś o niego zazdrosna, a teraz mi go wciskasz! Skąd ta zmiana, co? – wystawiła język, pogardliwie mrużąc przy tym oczy.
- A wiesz, poznałam takiego jednego. Rok starszy, teraz robi ostatni rok na studiach! – odparła ożywiona.
- I nic mi do tej pory nie powiedziałaś?! – oburzyła się – i co? Jaki jest? – rzuciła gazetą i wpatrzyła się w przyjaciółkę, niczym w drogocenny obraz. Co, jak co, ale nawet jeśli ona miała o mężczyznach zdanie, jakie miała, to i tak wspierała „kumpelę”, która myślała zupełnie inaczej. Poza tym… ta „babska ciekawość” i „romantyczne uniesienia”!
- No bo znamy się od niedawna! Poznałam go na stadninie koni, jak byłam u dziadków. Przyjechał tam z rodziną na wakacje, ale też jest z Helsinek! Ostatnio wpadłam na niego na uniwersytecie i odnowiliśmy znajomość! Mówię ci: jest super! Przystojny, zabawny…
- A jak ma na imię? – dopytywała, szczerze zaciekawiona.
- Kalle. Jego rodzice są nieźle nadziani! Pokazywał mi swoją chatę z daleka, super! A jaki ma samochód… jeny, cudeńko! – przeżywała „kumpela”. Śmiała się z jej min i rozmarzonego wzroku. Wyraźnie się „zabujała”! Oby tylko nie tak samo, jak w przypadku tego prokuratora, bo wówczas ów student srogo się rozczaruje. O ile odwzajemnia jej zainteresowanie.  
    Wtem dobiegł je sygnał oznajmiający sms. Tanja zamarła na moment. Obawiała się, że to znowu Perttu… - Nie zobaczysz, kto to? – zdziwiła się Enni.
- A jak to on? – mruknęła niechętnie – ty zobacz!
- No, ale…! – nim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, już rzuciła w nią komórką. Nie pozostało jej więc nic innego, jak tylko odebrać – spoko… od Aleksego! – zachichotała, robiąc przy tym dziwną minę.
- Co? Co pisze? Dawaj! – prędko wyrwała jej telefon z ręki. Serce od razu zabiło jej szybciej, dlaczego do niej napisał…? – „Kolega Perttu, ten Jyrki, przeszedł na twoją stronę. Zezna w sądzie, że cię zgwałcił” – odczytała powoli – co…? – bąknęła, unosząc na towarzyszkę zdezorientowany wzrok.
- No podobno Jyrki powie, że… - zaczęła, po czym zamilkła i… pisnęła, zeskakując z łóżka. Tanja zrobiła to samo i piszcząc tak i skacząc, jak „wariatki”, zaczęły wykonywać jakieś dziwne tańce.
- Co się dzieje?! Wszystko się trzęsie! – do pokoju w końcu zajrzała przerażona matka, a za nią Kaari.
- Jeden z koleżków Perttu powie w sądzie, że on jest winny! Na pewno już teraz wygram! – zawołała radośnie.
- Dobry Boże… ACH! – usłyszawszy to, reszta również zaczęła piszczeć i tańcować razem z nimi.

    Rozdział 16

    Enni postanowiła zapoznać Tanję ze swoim „wybrankiem”, dlatego też wyciągnęła ją na wspólny wypad do kręgielni. By czuła się pewniej, mieli z nią pójść Kaari i Matti. Idąc za ciosem, postanowiła „wtajemniczyć” i Aleksego, który, co oczywiste, nie powinien się zgodzić, ale…  
- No, snooker jest fajny, pewnie!
- Ja tam wolę od zwykłego bilardu! - …właśnie dyskutował z Mattim. Sporo ryzykował, ale perspektywa chwilowego oderwania się od pracy i pustego mieszkania zwyciężyła. Tymczasowo nie miał z kim się gdzieś wyrwać: Hannu był „pod pantoflem” żony, a Timo jak zwykle na służbie. A na wyciągnięcie ręki byli przecież nowi znajomi… choć tak „niebezpieczni”. Wystarczyło przecież, że w pobliżu znalazłby się jakiś „paparazzi”, a jego posada z pewnością zostałaby zagrożona. Postanowił jednak ten jeden raz odejść od przepisów, w nadziei, że nikt na niego nie doniesie. Wszak „dziennikarskie hieny” ochłonęły na moment, gdyż w planach nie było na razie rozprawy, a i tak polowali głównie na wokalistę „Bajek”.
- Ej, a pamiętasz, jak graliśmy kiedyś w tym klubie? – wtrąciła tymczasem Kaari.
- No jasne! Ej, może sobie kiedyś pójdziemy i zagramy w snooka, co? – zaproponował ożywiony brat.
- No pewnie! Aleksi, słuchaj tego: gramy, nie? I Matti się zamierzył, a tu kij się wrył w stół! Normalnie, jak na tych kreskówkach! – parsknęła głośnym śmiechem, na co reszta oczywiście odpowiedziała tym samym. Tyle, że śmiech Tanji był sztuczny. Bardzo się denerwowała z powodu wyjścia w publiczne miejsce, i z tego też powodu źle czuła. Do tego miała wrażenie, że nie potrafi być tak zabawna, jak rodzeństwo, a nie chciała wyjść przed resztą na ponurą.
- Hej wam! – z wnętrza luksusowego renault wyłoniła się Enni.
- Taa, zaprasza nas, a ostatnia się zjawia! – parsknęła Kaari. Miała dziś wyjątkowo dobry humor.
- No co? To wy jesteście za wcześnie! Ja jestem co do minuty! – wystawiła język – poznajcie się! To jest Kalle, a to moi znajomi! – gdy tylko mężczyzna okrążył samochód, chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę reszty – to Matti, Kaari, Tanja… są rodzeństwem! Podobni do siebie, nie? – „nadawała” rozradowana.
- No pewnie! Miło mi was poznać! – odścisnął ich dłonie. Z całej trójki jedynie Tanja podała rękę z wahaniem. Posłał jej uprzejmy uśmiech i „przeszedł dalej”.
- A to Aleksi, nasz znajomy prokurator! – kontynuowała przedstawianie.
- Dobra, cicho! Nikt nie musi o tym wiedzieć – uciszył ją delikatnie. W końcu, jeśli pracodawcy się dowiedzą, „poleci na pysk”…
- Serio? Rany, rodzice zawsze mi truli, żebym został prawnikiem… dobry w ogóle taki zawód? – zaciekawił się, i do niego wystawiając dłoń.
- Zależy, kiedy – wzruszył ramionami.
- Kalle jestem! – mocno ścisnął jego rękę.
- Kalle…? – powtórzył za nim jakimś dziwnym tonem.
- No tak! To co? Wchodzimy do środka? – zabrał dłoń i oplótł ramieniem Enni, która wyraźnie świata poza nim nie widziała. Zaraz potem ruszyli do wnętrza budynku. Aleksi odprowadził ich wzrokiem, aż dotąd nie mogąc się otrząsnąć. Przed oczami stanęła mu bowiem Hanna, z tym swoim dumnym wyrazem twarzy, chwaląca się, iż jej syn ma na imię Kalle.
- Coś się stało? – usłyszał obok siebie głos Tanji.
- Nie… nic. Jego imię mi się tylko z czymś skojarzyło – odrzekł niepewnie. Zaciekawiła się, lecz widząc jego minę nie była pewna, czy może spytać, z czym dokładnie. Zresztą mógłby to uznać za oznakę prawdziwego wścibstwa. Zamiast tego podążyła za jego spojrzeniem i utkwiła wzrok w eleganckim pojeździe nowego znajomego.
- Idziecie, czy nie? – od drzwi zawołała na nich Kaari. Oderwali więc wzrok od owego samochodu i udali się ku wejściu. Po drodze Tanja wypytywała, jak to się stało, że Jyrki zjawił się w prokuraturze z zamiarem złożenia prawdziwych zeznań, a Aleksi cierpliwie jej odpowiadał, zostawiając na koniec te nieciekawe fakty…
- Mam tylko nadzieję, że sąd nie podważy jego zeznań. Był przecież pijany – westchnął, gdy już siedzieli przy jednym ze stolików.
- Jak to?! – jęknęła zawiedziona – skąd mogą o tym wiedzieć?! Badali go?
- No nie, ale może…
- Ale super zabawa! – do stolika właśnie wróciła zziajana Enni, ciągnąc za sobą nowego „przyjaciela”, toteż Aleksi zamilkł. Kalle nie był wtajemniczony, więc nie powinni rozmawiać o tym przy nim.
- Ale dobra jest! Normalnie wszystkie kręgle rozwalała za każdym rozdaniem! – zawołał zaaferowany Matti.
- E tam, co ty! Kalle mi pomagał! – parsknęła zalotnie, robiąc do niego „maślane oczka”.
- Dobra, to teraz ja idę, to podobno dobre na kondycję! – Kaari poderwała się z miejsca – chodźcie, nasza kolej! – zwróciła się do reszty.
- Ja nie wiem… nie mam za bardzo ochoty – bąknęła Tanja.
- Co ty?! A po co tu niby przyszłaś? No chodź! – siostra pociągnęła ją za rękę.
- Chodź, zostawmy ich na chwilę samych – Aleksi puścił do młodszej oczko, mając na myśli oczywiście Enni i jej znajomego. Na ów gest zrobiło się jej dziwnie gorąco.
- To ja pójdę po coś do picia! – Matti zerwał się z miejsca i ruszył ku automatowi z napojami.
- Widzisz? Już wyczuł klimat! Chodź! – rozbawiona Kaari wciąż targała ją w swoją stronę. Poddała się więc i pozwoliła poprowadzić w kierunku torów, po czym stanęła przed jednym z nich.
- A jak w to się gra…? – wybąkała niepewnie.
- No bierzesz kulę i rzucasz, nie? – siostra chwyciła jedną z nich w rękę i rozpędziwszy się, rzuciła na podłogę. Ta potoczyła się z niemałą prędkością i rozbiła prawie wszystkie kręgle – WOW! – pisnęła, podskakując – przybijcie piątki! – zawołała, po czym zamachnęła się ku Aleksemu, a następnie „wymusiła” gest od Tanji.
- To akurat wiem! – prychnęła zdegustowana – ale jak to się wkłada w rękę?! – dodała, mając na myśli otwory w kuli. Jedna z nich właśnie do nich „wróciła”, toteż Aleksi chwycił ją w dłoń.
- Podaj mi! – zwróciła się do niego Kaari. Przekazał jej więc rzecz, ale ta, o mały włos, a upadłaby na podłogę. W ostatniej chwili ją odratowali. Dziewczyna natychmiast parsknęła śmiechem. Tanja znowu obserwowała ją… z zazdrością. Robiła minki, śmiała się… jakby go podrywała! – patrz: tu są trzy dziury, wkładasz tu palce i rzucasz! – wyjaśniwszy, znowu się zamachnęła i rzuciła kulą, która tym razem „wyczyściła” parkiet z kręgli.
- Wow! Dobra jesteś! – prokurator gwizdnął z podziwem – gdzie się tak nauczyłaś grać?
- A szło się gdzieś czasem po robocie! – zachichotała, puszczając oczko – poza tym mój były pracował w kręgielni, to mnie co nieco nauczył!
- E, to zmienia postać rzeczy! Zobaczymy, czy jesteś lepsza ode mnie? – zaśmiał się, po czym chwycił kulę. I tak oto rozpoczął się pomiędzy nimi „pojedynek”. Znudzona Tanja przysiadła w końcu na maszynie, która zwracała okrągłe „pociski”, i obserwowała ich z nieukrywaną irytacją. Kaari skakała wokół niego, niczym kotka w rui! Wciąż robiła te swoje dziwne miny, droczyła się z nim, przybijała „piątki”, żartowała… a on jej oczywiście wtórował. Czuła się tam zbędna, ale nie mogła odejść. Enni „mizdrzyła się” przy stoliku z Kalle, Matti zagadywał jakąś młodą, a do tego wszystkiego… bała się, że jeśli odejdzie, to Aleksi i jej siostra „rzucą się” na siebie! Nie mogła na coś takiego pozwolić!
- Wygrałam! – w końcu ta zaczęła skakać i piszczeć, jak jakaś rozszalała nastolatka. Tylko patrzeć, jak rzuci mu się na szyję, phe!
- Ej, to nie fair! Oddałem ci kolejkę! – naburmuszył się – robimy powtórkę?
- Z chęcią… ale… nie teraz… Muszę odsapnąć…! – powachlowała się ręką.
- Może i dobra jesteś, ale słabą masz kondycję! – parsknął uszczypliwie.
- No co? Jestem tylko słabą kobietą! Mądry się znalazł, bo facet! – odpowiedziała tym samym, na co Tanja pogardliwie wywróciła oczami. To było takie „mdłe”!
- A myślałem, że mamy tu równouprawnienie – kontynuował prokurator.
- Ha, ha! Ale nie w sferze fizycznej! Dobra, idę do reszty! – Kaari machnęła ręką i oddaliła się.
- Nie wydaje mi się! Równouprawnienie, to równouprawnienie! – zawołał za nią ze śmiechem, po czym natknął się na ponurą Tanję – co jest? Źle się bawisz? – zwrócił się do niej.
- Co? – uniosła na niego zdezorientowany wzrok – no… nie… co ty – uśmiechnęła się niemrawo – no, nie umiem grać, to co będę robić?
- Chodź, nauczę cię. To łatwe!
- Dobra tam… nie rób sobie kłopotu – bąknęła niepewnie, choć w środku aż się do tego rwała.
- Daj spokój! Chodź, bo cię wytargam siłą! – parsknął, wystawiając do niej rękę. Popatrzyła się w nią tępo, po czym nieśmiało wyciągnęła ramię. Nie pozwalała sobie, jak dotąd, na takie gesty, ale przecież kiedyś trzeba do nich wrócić, więc czemu nie dzisiaj? Chwycił ją za dłoń i pociągnął w swoją stronę. Następnie rozpoczął objaśnianie „trudnej sztuki” gry w kręgle – włóż tutaj palce – tłumaczył spokojnie, na co ta parokrotnie próbowała, ale bez rezultatu. W końcu po kliku minutach śmiechów i przedrzeźniania się, udało się jej zrobić pierwszy krok.
- Gdzie reszta? – do stolika wrócił właśnie Matti.
- Są tam, na torze – Kaari skinęła głową.
- A… wiecie, co? Zauważyłem, że Tanja strasznie się do niego klei! A jakie robi oczka! – parsknął.
- Weź, daj spokój! Ona w ogóle na niego nie patrzy, bo ma ciągle wzrok w ziemi! – parsknęła na to siostra.
- Tam gadanie! Moim zdaniem powinna spróbować. Musi kiedyś wszystko zacząć od nowa, nie? – wtrąciła Enni.
- Ale raczej nie z nim, to przecież prokurator… - zamyśliła się Kaari.
- To od razu mają się z tym obnosić? Przecież ma tych świadków, to niedługo całe to szambo i tak się…! – zaczął wzburzony Matti, ale napotkawszy zdziwiony wzrok Kalle od razu zamilkł – to znaczy… i tak to ona decyduje, a nie ty! – dokończył niepewnie – to… ja będę niedaleko, mam nauczyć tamtą babkę gry! – zachichotał znacząco, po czym udał się w ową stronę.
- A ten jak zwykle podrywa! – zaśmiała się Kaari – to co? Jak się poznaliście? – zwróciła się do Enni i jej towarzysza.
- No, weź rozbieg! – zachęcał Aleksi.
- A jak się wywalę? – parsknęła rozbawiona Tanja.
- E tam! Widziałaś Kaari, ani razu się nie przewróciła! No dalej!
    „Dopingowana” cofnęła się do tyłu, po czym nieco rozpędziła, aż w końcu zamachnęła, puściła kulę i… poślizgnęła na wypastowanym parkiecie, w następstwie wywijając orła. Przeraził się na ów widok i prędko przy niej przykucnął, pytając, czy wszystko w porządku. W odpowiedzi usłyszał głośny śmiech.
- Miałam się nie wyrąbać! Kłamiesz! – parskała ubawiona.
- Przestraszyłaś mnie! – oburzył się z lekka – wstawaj!
    Zaczęła więc się gramolić, aż w końcu wystawiła ręce z prośbą o pomoc. Zdziwiony, acz i zadowolony, że nie ma nic przeciwko jego dotykowi, chwycił ją za dłonie i zaczął ciągnąć w górę. Dziewczyna jednak albo się z nim droczyła, bądź naprawdę nie mogła wstać, w rezultacie czego szarpnął tak mocno, że ta wpadła w jego ramiona. Natychmiast cofnął się do tyłu w obawie, że zbije go po rękach, jak wtedy na przejeździe. Tanję zaskoczyła taka gwałtowna reakcja z jego strony, gdyż dotąd była to jej specjalność. Z tego wszystkiego zarumieniła się, zawstydzona, co on odczytał, jako przejaw dyskomfortu – To niechcący, przepraszam! – zaparł się rękoma.
- W porządku, nic się nie stało – bąknęła, wykrzywiając usta w grymasie uśmiechu – to… to jeszcze raz! – zawołała i pobiegła po kulę.
    Odetchnął z ulgą, mimowolnie uśmiechając się pod nosem. Robiła postępy. Pytanie tylko, co się do tego przyczyniło? W końcu wciąż miała na głowie mnóstwo problemów. Bał się ryzykować stwierdzeniem, że to… jego zasługa. Jeśli tak, to co właściwie czuła? W jej oczach, kim dla niej był? Znajomym prokuratorem? Dobrym znajomym? Bardzo dobrym znajomym…? Nie, chyba nie chciał wiedzieć.
- Nie tak, ten palec tutaj – odchrząknął, obserwując jej „poczynania” z kulą do kręgli.
- Jak? Tutaj? – wcisnęła do otworów kciuk i mały palec.
- Nie… - ostrożnie wziął ją za rękę i właściwie „ułożył” na kuli – o tak! I odchyl trochę rękę, jak się zamachniesz, to wtedy będzie z większą siłą – wytłumaczył, gestykulując przy tym – tylko się nie wywal! – zastrzegł, na co ta parsknęła śmiechem i wzięła kolejny rozbieg. Zamachnęła się i rzuciła kulą, lecz jej ciężar nieomal, a pociągnąłby ją za sobą. Krzyknęła rozpaczliwie i upuściła ją. Ciężka rzecz upadła na parkiet tuż obok jej stóp.
- Co znowu?! – zawołał wystraszony.
- Palce mi się zaklinowały! Chyba sobie złamałam! – jęknęła, machając ręką.
- Bo się po jednym wkłada, a nie dwa do jednej dziury – westchnął, przewracając oczami – pokaż, na pewno nie jest tak źle – to powiedziawszy, wystawił do niej rękę, by podała mu swoją dłoń. Tak więc zrobiła. W sekundę później już stroiła minkę „cierpiącej”, a Aleksi „badał” palce – to nic takiego… lekkie zadrapanie… nie masz złamania – zaśmiał się, po czym podmuchał uszkodzone miejsce, jakby chciał w ten sposób załagodzić ból. Po jej plecach natychmiast przeszły przyjemne ciarki. Choć nie lubiła, jak dotąd, takich, czy podobnych gestów, bardzo się jednak za nimi stęskniła – nie obraź się, ale kręgle chyba nie są dla ciebie – zauważył żartem.
- Już się poddajesz? Oj, niecierpliwy jesteś – przedrzeźniła go, odważnie patrząc w oczy. Odpowiedział tym swoim uśmiechem i…
- Dobra, koniec flirtów! Wracam do gry! – …głos Kaari sprowadził ich na ziemię. Puścił jej dłoń i stanął pół metra dalej, robiąc do siostry jakieś „głupie” miny. Tanja się zniesmaczyła. Nie tylko nie spodobał się jej dowcip siostry, ale i sama jej obecność. Nie dość, że będzie go podrywać, to i zepsuje dalszą zabawę.
    Reszta czasu, jaki spędzili w kręgielni, upłynęła na zawodach: w jednej drużynie była Tanja, Kaari i Aleksi, a w tej drugiej Enni, jej chłopak i oczywiście Matti. Bawili się bardzo dobrze, choć w rezultacie wygrał „team” „kumpeli”, gdyż Tanja przewracała się i źle rzucała, i dzięki temu tracili kolejki. Z tego wszystkiego, aż popadła w przygnębienie, ale siostra i znajomy prawnik prześcigali się w zapewnianiu jej, że nic się przecież nie stało i po prostu się zdarza. Rozchmurzyła się więc i powróciła do ich „obserwacji”… Kaari się jednak zanadto koło niego kręciła!
    Na koniec wieczoru udali się jeszcze do jakiegoś niewielkiego klubu, gdzie można było spokojnie porozmawiać. Bez tych wszystkich hałasów i tłuczonych kręgli. Zasiedli w kącie, na wygodnej sofie, która była w stanie pomieścić ich wszystkich. Ów mebel, w kształcie litery „u”, okalał stolik, na jakim stała paląca się świeczka. Jak na takowe miejsce powietrze było bardzo przejrzyste, gdyż w lokalu obowiązywał całkowity zakaz palenia. Tak więc atmosfera była całkiem przyjemna.
- Tak, studiuję. Ostatni rok teraz zacznę – opowiadał o sobie Kalle.
- Ładny masz samochód – zauważył Aleksi.
- A dzięki! Uwielbiam go po prostu! Stary… to znaczy ojciec, fundnął mi na 18-stkę! – dumnie się napuszył. W odpowiedzi zmierzył go jakimś dziwnym wzrokiem i zaczął nerwowo bawić się kluczykami od swojego pojazdu. Tanja, po chwili obserwacji, zrozumiała, o co mu chodzi. W końcu on nie miał ojca, sam musiał zarobić na swojego peugeota. Zapewne dziwnie mu było słuchać, jak to inni dbają o swoje dzieci.
- To chyba nadziani jesteście! – parsknęła Kaari. Enni od razu zgromiła ją spojrzeniem. To było bezczelne!
- A no… można tak powiedzieć. Ojciec ma własną firmę, także wiesz… - chwalił się nowy znajomy.
- A można wiedzieć, jak się nazywa? Może u niego pracuję, a nawet o tym nie wiem? – śmiała się dalej. Dziewczyna wypytywanego jedynie kręciła ze zniecierpliwieniem głową. Wszak, zapomniała już, jak to sama niegdyś „przesłuchiwała” towarzyszącego im prokuratora.
- A to żadna tajemnica! Eero Lehtinen – odparł dumnie. Po jego słowach rozległ się niemały huk, gdyż Aleksi upuścił na blat kluczyki, mierząc Kalle jakimś dziwnym wzrokiem.
- A, to nie znam chyba… - myślała Kaari – chociaż… a nie! Moja firma chyba robi z nim interesy!
- Że tak spytam – wtrącił nieśmiało prokurator – ale czy… twoja matka ma może na imię Hanna?
- Tak. A co, znasz ją? – zaciekawił się.
- No… właściwie tak – uśmiechnął się drętwo. Jego wyraz twarzy bardzo się zmienił, jakby zbladł.
- Dobrze się czujesz? – spytała zdziwiona Tanja.
- Tak… trochę mi się tak jakoś niedobrze zrobiło… zaraz wrócę – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem i wstał od stolika, po czym prędko się oddalił.
- Co mu się stało? – bąknęła zdezorientowana Kaari.
- Źle mu się zrobiło! Może po alkoholu? – machnął ręką Matti.
- Przecież nawet łyka nie zrobił!
- No to nie wiem, może ma wrzody? – wzruszył ramionami.  
    Tanja popatrzyła po nich, po czym przeniosła wzrok na salę w poszukiwaniu Aleksego. Właśnie podszedł do lady i wsparł się na niej rękoma.
- By to szlag! Ze wszystkich przeklętych Kalle w Helsinkach, to musi być akurat ten palant! – furczał do siebie, aż w końcu barman zmierzył go jakimś dziwnym spojrzeniem – daj pan wódki! – burknął podenerwowany, po czym zasiadł przy blacie i podparł się ręką – „super! Umawiasz się ze swoim przyrodnim bratem i nawet o tym nie wiesz! Czego się dziś jeszcze dowiem, że nielegalnie zbił kasę?!” – mruczał w duchu. Był wściekły. Na siebie, że nie próbował dociec wcześniej, jak wygląda jego „braciszek”. To znów na Hannę, że milczy i nawet nie pozna go z resztą rodziny. W końcu na całą familię, która miała „mamony w bród” i w rezultacie złość przeniosła się na cały świat, wszystko wokół. Nawet ten „głupi” barman, który się mu „durnowato” przyglądał, go wkurzał…
- I co? Sam tam tak będzie? – gdy minęło parę minut, a ten nie wracał, Tanja zaczęła się niepokoić.
- To idź do niego! – parsknęła Enni. W odpowiedzi posłała jej przedrzeźniającą minę.
- Dobra tam! Chciał się napić, a nie chciał przy nas, proste! – skwitował Matti, choć nie mógł chyba wymyślić czegoś równie głupiego.  
    Na sam dźwięk słowa „alkohol”, czy „pić” Tanji od razu robiło się gorzej. To trunki winiła za swoją tragedię. Może, gdyby Perttu był wtedy trzeźwy, opamiętałby się? A może tak naprawdę powinna winić jego kolegów, którzy woleli się spić i zostawić ją na pastwę losu? Jakby nie było, nie miała prawa ingerować w czyjeś decyzje odnośnie picia. Może po prostu Aleksi znowu miał ten swój napad smutku?
    Tymczasem upłynęło już trochę czasu. Towarzysze zdawali się już zapomnieć o tym, że jeden z nich się odłączył. Ale nie ona. Raz po raz, to patrzyła w jego stronę, to znów na niewielką scenę, na której pracownicy ustawiali sprzęt muzyczny. Być może na jakiś występ na żywo? Po kolejnych kilkunastu minutach miało się okazać, że tak...
- Mili goście! Gwiazda naszej sceny muzycznej, lider zespołu „Fairy Tales” – Perttu Ranielli, zgodził się zaśpiewać dla nas przy akompaniamencie naszego klubowego zespołu, „Keskiyön Lapset”! – usłyszawszy ów komunikat, Tanja poczuła ścisk w dołku. Wokalista wyszedł już na podest i stanął przed mikrofonem.
- No nie! Czy to jest jakiś pechowy wieczór?! – Aleksi wściekle uderzył szklanką o blat, wznosząc przy tym wzrok ku górze. Barman wciąż przyglądał mu się z nutką niepewności…  
    Tymczasem Perttu obejmował wzrokiem salę, ciekaw reakcji zebranych. Bynajmniej nie był to przejaw jego skruchy. Niektórzy coś szeptali, zapewne o procesie, inni mieli roześmiane twarze, aż w końcu wśród nich wszystkich natrafił na tą, jaką bardzo chciał zobaczyć… to była Tanja! Uśmiechnął się wrednie pod nosem i już rozmyślał, którą z przygotowanych uprzednio piosenek ma podsunąć muzykom.
- Wychodzimy! – Kaari zerwała się z miejsca.
- Czemu? – zdziwił się Kalle – fajnie jest!
- To głębsza sprawa…
- Zostajemy – mruknęła Tanja.
- Co? – siostra wlepiła w nią zaskoczony wzrok.
- Ej… czy ty nie jesteś…? – nowy znajomy wycelował w nią palec, a następnie w muzyka, po czym zasłonił ręką usta.
- Tak, to ja jestem ta od procesu z tym świrem – dokończyła za niego – i nie mam zamiaru więcej uciekać! To miejsce tak samo dla mnie, jak i dla niego, skoro jest oskarżony i może tu przebywać! Ja nie mam nic na sumieniu, więc tym bardziej zostanę! – prychnęła, jeszcze głębiej wciskając się w skórzaną sofę.
- No, ale… - Kaari nadal się wahała.
- Siadaj! – syknęła na nią. Siostra więc posłusznie wróciła na miejsce. Czego miałaby się bać? Jest wśród znajomych, w centrum miasta, w razie czego zadzwoni na policję. Ma zakaz zbliżania się do niej, a ma tu wielu świadków, którzy będą mogli potwierdzić, że ewentualnie przekroczył granicę. To Aleksi nauczył ją stawiać czoła wyzwaniom.  
    Ranielli wybrał senną balladę miłosną, której jeszcze do niedawna zawzięcie słuchała, jako zapatrzona w swego „ukochanego”. Kiedyś jej ulubiona piosenka zmieniła się teraz w ohydne, prymitywne wyznanie…
- „When I see you, my heart cries out ‘Do it!’, I wanna say, that I want you in every moment. Give me your soul and be mine, my sweet valentine. Take me out from this boring world” – „smęcił”, nie spuszczając z niej wzroku. Odpowiadała mu zawistnym, wręcz pogardliwym spojrzeniem. Udawała silną – chciała taką udawać, choć na wiele jej się to przecież zdać nie mogło. Jeśli dostrzeże, że wcale się go nie boi (choć prawda wyglądała inaczej) może tym bardziej się do niej przystawiać.
- Bla, bla… i myślisz, że każda leci na to, że wyjesz? – parskał pod nosem Aleksi. Każda kolejna „kolejka” sprawiała, że coraz bardziej „odlatywał” – nie umiesz śpiewać! – krzyknął w końcu na całą salę. Perttu aż się zaciął, słysząc jego głos. Nie spodziewał się go tutaj zobaczyć, a tym bardziej tego, że będzie mu zakłócać występ!
- O Boże, on się chyba upił! – Kaari na powrót zerwała się na równe nogi i wyszła zza stolika. Tanja zrobiła to samo i ruszyła za nią.
- Jeny, ale problem! Ma rację facet! Wyje, aż bębenki pękają! – prychnął Matti.  
    Kalle spojrzał na Enni, mierząc ją zniesmaczonym wzrokiem. Odpowiedziała niewinnym uśmiechem. Skąd miała wiedzieć, że „Aleks” ma takie „zapędy”?
- Skończ z tym, bo tu zaraz wszyscy nawiukają! – odbił się tymczasem od blatu i stanął obok. Wokalista starał się go ignorować i kontynuował swoją „kwestię” – ten laluś, to zwykły zboczeniec! Wiecie, co robi po godzinach?! – zawołał, rozglądając się po pomieszczeniu. Goście lokalu już między sobą szeptali.
- Idziemy do domu! Zabierasz się z nami? – obok zjawiła się Tanja.
- O, przyszłaś? No widzisz, słońce, ja sobie właśnie rozmawiam z takim jednym zbokiem – zaśmiał się głupkowato.
- Przestań… Kaari, zawołaj Mattiego, albo co? – bąknęła, speszona takim „przywitaniem”.
- Widzisz ją?! – wycelował w nią palcem – wiesz, co ty jej zrobiłeś?! Powinienem cię za to, parszywo świnio, zabić! – wrzasnął w kierunku Perttu. Niektórzy z zebranych już zaczęli podrywać się z miejsc. „Pachniało bitwą”.
- Zostaw go! Nie jest tego wart! – Tanja szarpnęła go za ramię, ale w ogóle jej nie słuchał. Wręcz przeciwnie, wyszarpnął się i ruszył pod scenę. Przerażona pobiegła do stolika.
- Masz coś do mnie?! – Perttu „porzucił” wokal i zwrócił się do atakującego.
- Jak jesteś taki odważny i bijesz kobiety, to spróbuj się lepiej z facetem! Co?! Boisz się może?! Ale nic dziwnego, bo wcale nim nie jesteś!
- O ludzie… - Enni potrząsnęła głową – dobrze, że sobie dałam z nim spokój… to jakiś narwaniec! – mruknęła do siebie.
- Idziemy stąd – Kalle poderwał się z miejsca i pociągnął ją za sobą.
- No, ale… a reszta?!
- Poradzą sobie! Jeszcze chwila i mnie z nim skojarzą! Zmywamy się! – syknął pod nosem, mocno szarpiąc ją przy tym za rękę.
- Ej! Nie wyjdę bez pożegnania! Co ty?! – oburzyła się.
- To sobie zostań! Ja idę! – burknął, po czym prędko wyszedł. Zdenerwowana uderzyła otwartą dłonią w blat stołu i pobiegła za nim.
- Masz o coś wąty?! Dobra, proszę bardzo! Możemy wyjść i się zmierzyć! – Perttu wyszedł zza mikrofonu i ruszył ku zejściu z podestu.
- Tylko mi ofiary nie udawaj, wykolejona świnio! Aż mi się rzygać chce, jak na ciebie patrzę! – wciąż prowokował Aleksi. Matti podbiegł do niego i tak, jak siostra, próbował odciągnąć, ale również się wyrwał – zostaw mnie! Ja wiem, co robię! – uniósł ramię, niczym zaprzysięgany w sądzie świadek.
- Daj spokój! Zepsujesz sobie opinię! Zostaw debila! – syknął podenerwowany. Siostry obserwowały zaistniałą sytuację ze strachem w oczach. Klub prawie już opustoszał.
- Ale masz prokuratora, nie ma co! Nie dość, że alkoholik, to jeszcze narwany! – zarechotał kpiąco Perttu.
- Od niej wara! – zamachnął się i z całej siły przyłożył mu w twarz. Ten aż się zatoczył i przewrócił na podwyższenie. Aleksi pomachał obolałą ręką.
- DOŚĆ! Już mu starczy! – pisnęła wystraszona Tanja. Były zerwał się jednak z prędkością światła i oddał napastnikowi. W rezultacie zaczęli się wzajemnie okładać, aż wpadli na jeden ze stolików. Barman nie miał zamiaru długo na to patrzeć, czym prędzej chwycił za telefon. Z zaplecza przybiegł też zaalarmowany kierownik lokalu. Bijący się „przelecieli” przez stół i upadli na posadzkę. Matti próbował ich rozdzielić, ale nie dawał rady. W końcu zatoczył się i sam prawie, że upadł na podłogę.
- PRZESTAŃCIE! DOŚĆ! – wrzeszczała Tanja.
- Zaraz będzie tu policja! Proszę się uspokoić, będziecie panowie pokrywać szkody! – wtórował jej kierownik. Ci jednak wcale nie mieli zamiaru przestać. Wszak, już od dawna mieli ochotę porządnie sobie „wlać”! Jednakże maniery i trzeźwość umysłu zawsze sprawowały „pieczę” nad emocjami. Aż do teraz, w tej chwili to wszystko nie miało żadnego znaczenia.  
    Perttu zepchnął z siebie rywala i szybko pozbierał się na równe nogi w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby go ogłuszyć. Szczerze mówiąc, nie bardzo dawał sobie z nim radę i musiał skorzystać ze „wspomagacza”. Można powiedzieć, że w przeciwnika wstąpiła jakaś dzika siła, z którą chyba mało kto by sobie poradził. Gdy tylko Aleksi złapał pion, od razu rzucił się na muzyka. Przyparł go do ściany i zamachnął na niego pięścią.
- Dosyć już! Policja jedzie, zamkną cię! – Matti znów przystąpił do działania, próbując chwycić go za ramię, ale było za późno: pięść już odcisnęła się na twarzy Perttu, pozostawiając na niej ślad w postaci strugi krwi, jaka potoczyła się z nosa.
- Może jeszcze raz, co?! Miło ci?! To za nie wszystkie, za nią, ZA MNIE! – wrzasnął, niczym obłąkany, po czym powtórzył cios. W tym momencie między niego, a Mattiego wkroczyła policja. Chwycili go za rękę i odciągnęli od atakowanego.
- Ty… PSIE! – wokalista pomacał się po twarzy i wystartował do niego. Drogę zastawił mu jednak ojciec, mierząc go wściekłym spojrzeniem. Koledzy, tymczasem, wykręcili ręce Aleksemu i zakuli go w kajdanki – taa! Zamknijcie go! Chciał mnie zabić, to jakiś świr! – warknął, przecierając zakrwawione usta.
- Nie mniejszy od ciebie! Bydlaku, zboczeńcu ty! – furczał wściekle.
- Jeszcze jedno słowo! – pogroził palcem. W tym momencie Markko włożył mu na rękę „obrączkę” – ZA CO?! – zawołał oburzony.
- Robisz burdy, szczeniaku! I bez dyskusji, bo cię nie wypuszczę! – syknął, łapiąc go za drugie ramię.
- Ja nic nie zrobiłem! To on…! Powiedzcie, jak było! – wrzasnął na skupionych obok Tanję, Kaari i Mattiego, ale ci, rzecz jasna, nawet nie mieli zamiaru, by się za nim wstawić – zaatakował mnie! Wyzywał! NIC NIE ZROBIŁEM! – krzyczał przeraźliwie, ale na nic się to zdawało. Zaprowadzono go do radiowozu, gdzie został już wsadzony prokurator.
    Towarzysze wieczoru wyszli z lokalu i obserwowali całą scenę ze strachem i niepokojem. Nie sądzili, że znajomy im prawnik jest zdolny do takich rzeczy…

***

    Rozdzierający ból głowy wybudził go ze snu. Uniósł się i od razu chwycił za czaszkę. Czuł się strasznie, w środku jakby palił go ogień, a nieprzyjemne mdłości dodatkowo „umilały” złe samopoczucie… Do tego spał na czymś twardym, niewygodnym, w rezultacie czego strasznie bolały go plecy.
- Śpiąca królewna wstała?! – dobiegł go znajomy głos… Otworzył oczy i spojrzał w kierunku, z którego on pochodził – widzisz, co mi, psie, zrobiłeś?! Ojciec grozi, że mnie nie wyciągnie! Mam ochotę cię zabić! – był to Perttu, który siedział w sąsiedniej celi. Szczęściem, zgodnie z procedurami, dzieliły ich kraty. Jeszcze chwilę mierzył go ogłupiałym spojrzeniem, po czym powoli zaczęło do niego docierać, gdzie on w ogóle jest…!
- Co ja tutaj robię?! – zerwał się na pryczy, nerwowo rozglądając się wokół siebie. On, który to tu właśnie osadza przestępców, sam tu teraz ląduje?!
- Tylko nie chrzań, że niczego nie pamiętasz, bo w takie bajki to ja nie wierzę! – rywal zerwał się ze „swojego” łóżka i podszedł do krat – i po co ci to było?! Co tym pokazałeś?! Wariacie ty! – warknął wściekle – mogą mnie teraz usadzić na dobre! Potrzebne to było?! No gadajże, psie jeden! – kopnął w pręt.  
    W ogóle jednak nie zwracał na niego uwagi, gdyż gorączkowo myślał nad tym, skąd się tu w ogóle wziął? Jak? Dlaczego…? Do głowy powoli zaczęły mu przychodzić obrazy, które mniej więcej „opowiedziały”, co się w ogóle stało.
- Dobry Boże…! – jęknął i z powrotem padł na łóżko. Już po karierze! Jeśli nie odwołają go ze stanowiska, to będzie cud na skalę światową!
- Jak tylko stąd wyjdę, to i nawet On ci nie pomoże! Zabiję cię, słyszysz?! ZABIJĘ! – warczał młody Ranielli – co ty w ogóle ode mnie chcesz, co?! To przez nią, tak?! Przez tą dziwkę?! Co?! Ciągle mnie jeszcze wspomina i musisz się mnie pozbyć?!
- Jeszcze jedno słowo, a pogrążę się do końca, ale mimo to jeszcze raz rozkwaszę ci ryj! – pogroził palcem.
- Sorry, stary, ale skoro mnie tak ubóstwia, to nawet po śmierci będzie mnie wspominała! – zarechotał pysznie.
- STUL PYSK! – podbiegł do krat i chwycił go za fraki.
- Co? Dobrze mówię? – uśmiechnął się wrednie – nic nie poradzę na to, że laski lecą na takiego, jak ja!
- Rzygać się chce, jak się na ciebie patrzy! Wiesz, kto na ciebie leci? Same durne nastolatki, które nie mają bladego pojęcia o życiu tak samo, jak i ty! Zadufany w sobie maniak! – wysyczał mu prosto w twarz. Od razu znikł z niej szyderczy uśmieszek, a za to pojawił się grymas obrazy.
- Kietala, wyłaź! I puść go, bo ci dołożymy kary! – obok celi stanął funkcjonariusz.
- A ja?! Co ze mną? – zawołał Perttu.
- Ty na razie zostajesz, tatko kazał cię trochę potrzymać! – uśmiechnął się znacząco.
- Co to ma znaczyć?! Puść mnie w tej chwili, bo oskarżę o nadużywanie władzy!
- Taa! Gadaj zdrów! Kietala, ruszże prędzej ten tyłek, nie mam całego dnia! – zawołał zniecierpliwiony.  
    Aleksi zmierzył więc rywala chłodnym wzrokiem i powoli udał się do wyjścia. Policjant poprowadził go jednak korytarzem do jednego z gabinetów, zamiast na „wolność”. Po drodze minęli Timo, który patrzył na niego współczująco. Jednocześnie dziwił się, że kolega w ogóle się czegoś takiego dopuścił. Wyglądał okropnie: potargane włosy, pokrwawione ubranie i do tego wszystkiego zaschnięte na twarzy plamy krwi, pochodzące z rozciętego łuku brwiowego i pękniętej wargi. W takim oto „wydaniu” zasiadł przed biurkiem „gliniarza”, Ranielli w dodatku. Koledzy byli tak mili i pozwolili mu „pomaglować” prawdopodobnie byłego prokuratora.
- No… nieładnie! – „wycyckał” – musimy cię puścić, bo to pierwszy raz, ale… te zniszczenia w barze, czynna napaść, do tego pijany… to nie bardzo pasuje do prokuratora, nie sądzisz? – uśmiechnął się wrednie.
- I co? Chciałeś mnie zamknąć za takie coś, a swojego synka-gwałciciela nawet nie masz w zamiarze? – beztrosko wzruszył ramionami – gdzie tu sprawiedliwość?
    Po owych słowach twarz „gliny” wyraźnie sposępniała.
- On, to inna sprawa! Ty masz świecić przykładem! – warknął podenerwowany.
- Wystarczy, że ty już świecisz… i to jak! Normalnie jarzeniówka! – odparł tym samym tonem i wstał z krzesła.
- A ty gdzie?! Jeszcze z tobą nie skończyłem!
- A ja tak, nie musisz mi tego wszystkiego tłumaczyć… ja dobrze wiem, co mnie czeka, także oszczędź sobie wykładów na synusia! Żegnam! – kiwnął ręką i trzasnął głośno drzwiami.
- Idiota! – prychnął do siebie obruszony Markko.
- Co ci odbiło?! – tymczasem prokuratora „obstąpił” teraz zaciekawiony Timo – podobno rzucałeś się, jak wściekłe zwierzę! Naćpałeś się, czy jak?
- Spiłem – burknął – słabo pamiętam, także daj mi spokój… - jęknął, chwytając się za głowę. Ledwo jednak uszedł parę kroków, a już natknął się na niemniej oburzonego Hannu.
- Czyś ty zwariował?! Wiesz, co ty narobiłeś?! – zawołał na „dzień dobry”.
- Szczerze? Nie bardzo, a co? – uśmiechnął się krzywo.
- Módl się, żeby właściciel knajpy nie wniósł oskarżenia o zdewastowanie mienia! Jak się postarasz, to skończy się tylko na grzywnej! Ale to nic, w porównaniu z tym, jaki Virkinainen jest wściekły! Grozi, że cię wykopie! – wyłożył poruszony.
- To w takim razie żegnaj… - pomachał ręką.
- Ty się chyba serio źle czujesz! Może od razu po karetkę do wariatkowa dzwonić, co?! – pokręcił głową na boki. Timo wtórował mu głębokim wzdychaniem.
- Słuchaj… w tej chwili o tym wszystkim nie myślę, mam to gdzieś! Zaraz mi łeb pęknie i nie wiem, co jeszcze, także daj mi święty spokój! – warknął wściekle, po czym przepchnął się między nimi i udał pośpiesznie ku wyjściu. Tuż po pokonaniu paru schodków przystanął jednak i chwycił się za skronie. Chwilami ból był nie do wytrzymania… Ale gorszy był chyba ten istnienia. Miał ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć! Co za wstyd! Wszyscy to przecież widzieli! A tego obawiał się najbardziej – etykietki „zbira z domu dziecka”. Do pełni „szczęścia” brakowało mu tylko potwierdzenia, że jest bezrobotny…

***

    - Na razie tylko pana zawieszam! Muszę poczekać na decyzję wyższych władz – burknął „szefunio” – sprawą tej, jak jej tam? Tej Venus, zajmie się pana zastępca.
- Venerinen – poprawił, jak zwykle zachowując kamienną twarz, choć tym razem dowody przeciwko niemu były stalowe. Jednakże duma nie pozwalała płaszczyć się przed nielubianym Virkinainenem.
- Wszystko jedno! Pana zastępcą jest Hannu Salminen, tak? W takim razie on przejmuje teraz wszystkie pana obowiązki! I niech się pan modli, żeby pana nie odwołali, jest pan w końcu dobry!
- Tak? Zawsze odnosiłem wrażenie, że wcale mnie pan nie lubi i ucieszy się, jak mnie wywalą – posłał mu ironiczny uśmiech.
- Tylko mi bez takich, bo się postaram, żeby pana wyrzucili! To tyle! Do widzenia! – wskazał palcem drzwi, po czym zasiadł w fotelu i zaczął coś tam notować w papierach. Aleksi zmierzył go kpiącym spojrzeniem i powoli wstał z krzesła, po czym ruszył do drzwi. Miał tu jeszcze do pogadania z kolegą, teraz to on musi się mocno starać… Oby nie zaprzepaścił tego, co on zdążył już zbudować. W końcu nie znał Tanji tak dobrze, jak on, i traktował swoją pracę czysto rutynowo.

    Rozdział 17

    Odkąd Enni „zaprzyjaźniła się” ze swoim nowym chłopakiem, nic się już dla niej nie liczyło! Ale było to do przewidzenia, wszak zakochani widzą tylko siebie i pragną przebywać w swoim towarzystwie… tylko swoim. Tak więc i ona, Tanja, poszła w odstawkę. Bardzo brakowało jej wizyt przyjaciółki i wspólnego chadzania po sklepach, czy plotkowania na różne tematy. A właściwie to na ten jeden: o zdarzeniach z „nieszczęsnego” klubu.  
    Wybrała się więc na spacer do Esplanadi, bo musiała sobie to wszystko przemyśleć. To, co tam widziała, było straszne… Jakby wstąpił w niego jakiś inny człowiek… straszliwy demon furii. Co miał w ogóle na myśli wrzeszcząc „Za nie wszystkie, za nią, za mnie”? Czyżby ją okłamał i Perttu rzeczywiście coś mu zrobił? Nadal przecież coś przed nią ukrywał, według niego bardzo strasznego. Ku swemu własnemu zdziwieniu tak mocno mu zaufała, polubiła, a teraz? Sama nie wiedziała, co ma o nim myśleć? Który z nich był tym prawdziwym? Ten wesoły, opiekuńczy człowiek, czy też skryty, narwany „szaleniec”? A może oba warianty? Nie chciała jednak oglądać go w tej „drugiej wersji”.
    Szła wolnym krokiem, wzrok miała wbity w podłoże alejki, a gdy go podniosła, dostrzegła na jednej z ławek przy pomniku Runeberga tego, w związku z którym miała tyle wątpliwości. Zawahała się: iść dalej, czy zawrócić? Nie wiedziała, czy ma się go bać, czy… zrozumieć? Z drugiej jednak strony, zachowywał się agresywnie tylko wobec Perttu, więc może wyłącznie w jego obecności dostaje „białej gorączki”?  
    Odetchnęła głęboko i przyśpieszyła kroku.
    Bezwiednie wpatrywał się w gołębie, które szukały nieopodal na ziemi czegoś do zjedzenia. Było chłodno, dlatego włożył ręce do kieszeni. Mimo wszystko nie miał zamiaru ruszać się z miejsca. Tu mu było dobrze, wszystkie emocje zdawały się ulatywać w powietrze, łagodny wiatr niby to mówić „Nie jest tak źle, wszystko jeszcze będzie dobrze”. Czy w domu miałby to wszystko? Nie, więc wolał być tutaj. Tak na wszelki wypadek, gdyby do głowy zaczęły „płynąć” „czarne myśli”, bo jeśli straci pracę, to chyba się zabije. W końcu to sens jego życia! Jedynie ona zawsze z nim jest, „odwdzięcza się”, zabijając czas, jaki musi spędzać sam. Jedynie do tego dąży, bo nie ma innych celów, nie ma nikogo, ani nic.
    Jak na razie wszystko było wielką niewiadomą. Rozmawiał już z właścicielem zdewastowanego klubu i wybłagał u niego, by nie wnosił oskarżenia. Zamiast tego musiał zapłacić ogromne odszkodowanie. Tak więc wiedział już, na co pójdzie cała wypłata. To jednak nie wymazywało wielkiej plamy na jego honorze prokuratora. Przełożeni, prócz Virkinainena, na pewno już wiedzieli. A jak zna życie, jego chętnie pozbawią funkcji, miast wsadzić takiego „bydlaka”, Ranielli, za kratki.  
    Wtem dosłyszał słabe „Cześć”, toteż uniósł głowę. Tanja przemknęła obok, niczym podmuch. Nawet nie zdążył odpowiedzieć. Uszła jednak kawałek i zawróciła. Kręciła się chwilę nieopodal, aż w końcu niepewnie dosiadła. Natychmiast odsunął się na drugi koniec ławki. Było mu za bardzo wstyd. Ba, nawet nie umiał na nią spojrzeć. Za kogo ona go teraz ma? Chyba za takiego samego, jak ten „zboczeniec”, a było przecież już tak dobrze…  
- Mogę ci coś powiedzieć? – zagaiła z dystansem.
- No…? – rzucił nieśmiało.
- Okropnie wyglądasz… nieźle oberwałeś.
- Dzięki, wiem. Widziałem się w lustrze.
- Ale i tak on dostał więcej… silny jesteś – uśmiechnęła się niepewnie, po czym spuściła głowę, zdając sobie sprawę z tego, że to, co powiedziała było głupie.
- Głupio wyszło… przepraszam – odwrócił głowę w przeciwną stronę.
- Nie ma za co… szczerze mówiąc, to sam sobie tym zaszkodziłeś. Nie prosiłam przecież o obrońcę.  
    Owe słowa nieco ugodziły w jego dumę i honor, które zawsze „trwały na posterunku”, tym samym w wielu kwestiach wprowadzając go w błąd.
- Jak się jest pijanym, to się nie wie, co się robi, proste – skwitował dość oschłym tonem, poczuł się w końcu urażony. Teraz to z kolei ona czuła się nieswojo, już od dawna nie zwracał się do niej w taki sposób – zwaliłem ci proces – kontynuował bezbarwnie.
- Co? Nie rozumiem… - zmarszczyła czoło.
- Już go nie prowadzę. Hannu się nim zajmie, a jak zechce, to wszystko anuluje i zacznie od nowa.
- Jak to?! Po co?! – wzburzyła się – ja nie mam zamiaru mówić tego wszystkiego od nowa! Dlaczego to zrobili?!
- Zachowałem się nagannie, więc dostałem karę.
- No i po co?! – zawołała z wyrzutem – po co ci to było?! Co chciałeś tym osiągnąć?!
- Nie praw mi kazań, bo nie jesteś moją matką! Nikt nie będzie mi prawił, bo nie ma kto! – uniósł się.
- To skoro jej nie masz, to ja będę w takim razie!
- A z jakiej racji?! Kto ty jesteś dla mnie?! – odwrócił twarz, patrząc na nią pogardliwie – już nie musisz ze mną gadać, teraz biegnij do Hannu! Jemu całuj tyłek, żeby ci pomagał! – wykrzyczał zjadliwie. Z każdym kolejnym słowem jej oblicze coraz bardziej pochmurniało, aż w oczach zarysował się błysk łez. Jego słowa raniły, niczym ostre noże. Zerwała się z ławki i ruszyła przed siebie – cholera! – przeklął pod nosem, zdawszy sobie sprawę z tego, co zrobił. Zaraz też poderwał się na równe nogi i udał za nią – zaczekaj!
- Odczep się! Nie muszę już przecież z tobą gadać! – przetarła oczy, przyspieszając kroku.
- Źle to powiedziałem! – desperacko chwycił ją za ramię.
- Powiedziałam: odczep się! – powtórzyła, prędko je wyszarpnąwszy. Po jej policzku pociekła łza.
- Ale nie płacz przeze mnie! – jęknął bezradnie – wcale tak nie chciałem!
- A skąd wiesz, że przez ciebie?! Może to dlatego, że jakiś idiota mi wszystko skomplikował i teraz wsadzę tego padalca za kratki za 15 lat, albo i wcale?! – wyrzuciła z siebie zdenerwowana.
- Dobra, masz rację! Nie mamy o czym rozmawiać! – zaparł się rękoma – w takim razie miło było, ale się skończyło! Pa! – odwrócił się i zrobił parę kroków.
- Czekaj… - usłyszał jednak cichą „prośbę”. Przystanął, głęboko do siebie wzdychając. Sama nie wie, czego chce! Odwrócił się zdenerwowany – to sobie teraz pójdziesz?! – kontynuowała już głośniej – nawet nie powiesz, dlaczego to wszystko?! Ja mam już wszystkiego dosyć, a tu…! Dlaczego wszyscy faceci muszą być tacy sami?! – rozpłakała się na całego.  
    Na ów widok od razu przeszła mu złość, bo jak mogło być inaczej? Ruszył w jej stronę.
- Uspokój się – podszedł i niepewnie wyciągnął ramiona. Nie wiedział jednak, czego się może spodziewać, jeśli była w takim stanie, dlatego zabrał je z powrotem. Wyglądała jednak tak żałośnie, że tylko się prosiła, by ją do siebie przytulić. Przełknął nerwowo ślinę i zaryzykował. Wziął ją za ramiona i delikatnie do siebie przysunął. Początkowo się opierała, gdyż tym razem przemawiała przez nią duma, ale w końcu pozwoliła się objąć. Nawet chwyciła się jedną z rąk jego ramienia, a drugą położyła na plecach, po czym kontynuowała szlochanie.  
    Była przyzwyczajona do takich gestów. W domu zawsze, gdy coś się stało, biegli do matki, lub ojca, i wtulali się w ich ramiona. To dawało im poczucie bezpieczeństwa, ukazywało, że mogą zaradzić ich problemom, ochronić przed niebezpieczeństwem. Choć na jakiś czas zrezygnowała z takiej bliskości, to jednak teraz za tym tęskniła, nie potrafiła bez tego żyć. Musiała, mimo wszystko, być obok ludzi i „pobierać” od nich to niesamowite „ciepło”, jakie ma w sobie każdy człowiek. Na ten moment zapomniała o wątpliwościach względem niego i przywarła doń jeszcze mocniej.  
    Czy dla niego mógł to być jakiś szczególny gest? Nie, bo w końcu nie było to niczym dziwnym. Wszak tak przekazuje się sobie uczucia. Gdy chcemy kogoś pocieszyć, to znów pokazać, jak bardzo daną osobę kochamy. Jednak, z pewnych względów, było to trochę inne. Już od dawna nikogo nie przytulał i nikomu tak szczerze nie współczuł. Było mu naprawdę głupio, że ją obraził. Zwłaszcza, że to, co powiedział, było kompletną bzdurą. Może mu jednak wybaczyła, skoro nie obawiała się tulić doń z taką mocą?
    Trwali tak chwilę, aż w końcu się odsunęła.
- Sorry… cyrki znowu robię – przetarła mokre policzki.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem tak mówić – westchnął, zanurzając ręce w kieszeniach.
- Ale ja na serio chcę wiedzieć, co ci odbiło… nigdy cię takim wcześniej nie widziałam – mruknęła, sięgając po chusteczkę.
- Jak mam ci to wytłumaczyć? – uniósł bezsilnie ramiona – no uchlałem się i coś mi odwaliło… sam nie wiem do końca, dlaczego.
- Nie o to mi chodzi. Chcę wiedzieć, co on ci zrobił – dopytywała, głośno smarkając.
- Kto?
- On, Perttu.
- On… nic – podrapał się nerwowo w głowę.
- Nie kłam. Wiem, że coś na pewno – popatrzyła mu w oczy z taką przenikliwością, jakby chciała go nimi prześwietlić – przecież jak go okładałeś, to powiedziałeś, że to za „nie”, jakąś „nią”… - zawahała się, gdyż nie była pewna, czy chodziło mu o nią, czy kogoś innego? – i w końcu „za mnie”, o co tu chodzi? – dopytywała zdeterminowana. Nie przypominała już teraz tej zapłakanej, biednej dziewczyny, którą była jeszcze przed sekundą.
- Tak… mówiłem? – rozwarł szeroko oczy, bo przecież tego nie pamiętał – no… to takie pijackie brednie… sama wiesz! – wzruszył niedbale ramionami.
- Nieprawda! Masz coś do niego, odkąd tylko się to wszystko zaczęło! Już dawno miałeś ochotę mu przywalić! Dlaczego? Chcę to wiedzieć!
- Nie mogę ci powiedzieć…
- Dlaczego? – powtórzyła tak jękliwie, aż przeszły go ciarki – czy to jest aż tak straszne? Co to takiego? A może zrobiłeś coś jeszcze gorszego, niż to w knajpie?
- Bez przesady – skrzywił się z niesmakiem – to był pierwszy i ostatni taki wyskok!
- Ale dlaczego w ogóle do niego doszło? – drążyła dalej.
- Już coś ci powiedziałem! Zresztą, wcale nie muszę ci się tłumaczyć, to nie twoja sprawa! – machnął ręką i skręcił w bok, z zamiarem odejścia stamtąd. Robiło się nieciekawie…
- Właśnie, że moja! – skutecznie zatarasowała mu jednak drogę.
- Tanja, już po wszystkim! Nie musisz ze mną gadać, ani się spotykać, bo nie ma po prostu takiej potrzeby! Posprzątane: nie mam już tej sprawy, więc nie muszę ci się też zwierzać i tłumaczyć!
- Może ty to tak widzisz, ale nie ja! Bo… Chyba, że ty masz mnie dość, to… Dobra, kapuję! – pokiwała głową, a na jej twarz wystąpił drętwy uśmiech – w porządku, jak chcesz! Usunę się! Szkoda tylko, że się pomyliłam. Myślałam, że jesteś inny, niż reszta facetów, że można z tobą pogadać, zaprzyjaźnić się… ale nie… cóż… jak widać wszyscy są tacy sami! – wzruszyła ramionami i cofnęła się do tyłu.
- To nie tak… - westchnął – lubię z tobą przebywać, jesteś jedyną dziewczyną… nie, kobietą, z którą się tak dobrze rozumiem! – wyrzucił z siebie, po czym natychmiast zamilkł, sam nie wierząc w to, że to w ogóle powiedział.
- Skoro tak, to dlaczego nie wyjaśnisz mi przynajmniej, dlaczego się ochlałeś i wszystko schrzaniłeś? – jej ton był już raczej błagalny, aniżeli pełen wyrzutów.  
    Zamyślił się na moment, coś tam wymruczał pod nosem, po czym w końcu się odezwał:
- Dobra… powiem ci, ale nie tutaj… chodź tam, gdzie zawsze – skinął głową w stronę ogromnego drzewa, obok którego wiodła ścieżka do „zakątka”. Poczuła ogromną ulgę. Może teraz dowie się, o co w tym wszystkim chodzi? Choć widziała go w takim stanie, jak ten w klubie, mimo to nie bała się iść z nim sam na sam w owo miejsce. Jakoś dziwnie mu ufała, choć teoretycznie powinna obawiać się go bardziej, niż Perttu…  
    Po chwili zmierzali już do celu – Jak się okazuje, ta kobieta ma dwoje dzieci – tłumaczył, odgarniając gałęzie. Prześlizgnęła się między nimi, uważnie słuchając – tą dziewczynę już widziałem, jest jeszcze chłopak i zgadnij, kto nim jest? – w odpowiedzi bezradnie wzruszyła ramionami – ona nazywa się Hanna Lehtinen, a…
- To… Kalle?! – uprzedziła go, robiąc przy tym wielkie oczy.
- Właśnie.
- Niesamowite… - zakryła dłonią usta.
- Prawda? W każdym razie trochę mnie to wytrąciło z równowagi i potem sama widziałaś… - uniósł ramiona, pokonując ścieżkę bardzo wolnym krokiem.
- Szczerze mówiąc, to nie pochwalam upijania się dla uciszenia nerwów – przyznała nieśmiało.
- Wiem, że to było głupie, ale… no trudno! Stało się! Bardzo tego żałuję, bo nie chcę stracić roboty, ale to już nie ode mnie zależy – westchnął, stając przed swoim „ulubionym”, powalonym drzewem.
- Gdyby jego tam nie było, to by się nie stało, prawda? – zauważyła niepewnie.
- Poniosło mnie…
- No nie mów, że za każdym razem, jak się uchlasz, rozwalasz knajpę?! – wykrzywiła się ironicznie.
- Nie wiem… jak za dużo wychylę, urywa mi się film.
- Aleksi, ja nie żartuję! To poważna sprawa! – naburmuszyła się – co on ci zrobił? Powiedz mi! – jęknęła błagalnie.
- Już powiedziałem, że nic – mruknął, siadając na starej, spróchniałej kłodzie.
- Nie kłam! – popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Kiedy to prawda! – podenerwował się z lekka – po prostu… nienawidzę gwałcicieli, to wszystko!
- Czemu? – przysiadła się obok, zmieniając ton na o wiele łagodniejszy. Nawet jeszcze nie usłyszała, co też takiego mu się przydarzyło, a już mu współczuła.
- Jeden z nich przysłużył się do spaprania mojego i tak nic niewartego życia, także… jakiś uraz pozostał – wymamrotał, jak zwykle patrząc gdzieś przed siebie. Mówienie o takich rzeczach do kobiety, która nie była Tarją, sprawiało mu trudność.
- Jak to…? – wydukała niepewnie, po czym rozwarła usta – ktoś… ktoś ci coś zrobił, jak byłeś… dzieckiem…? – wyjąkała po chwili, nerwowo przełykając ślinę.
- Nie – parsknął po chwili – nie o to chodzi! Nie mogę ci powiedzieć, o co konkretnie, co już zresztą wiesz – spojrzał na nią wymownie.
- Czemu?! Nic z tego nie rozumiem! Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?! Co by to miało zmienić?! – oburzyła się.
- Niektórzy ludzie tego nie rozumieją. Uważają, że skoro mamy takich ojców, to z reguły musimy być źli, najlepiej trzeba się nas pozbyć… i właściwie to mają rację… Może niektórym nie jest z tym źle, bo znajdują nowy dom, życie, ale gdy wiesz o czymś takim… to coś się po części zmienia. Wiesz, że jesteś inny spośród reszty ludzi i takim cię też widzą…
- Nie kapuję… czemu mówisz takie rzeczy…? – patrzyła na niego, niczym nieprzygotowany na kartkę z maturalnymi zadaniami.
- Nie powinienem ci tego mówić, skończmy to może – zerwał się z miejsca.
- Nie ufasz mi? – chwyciła go za ramię, chcąc w ten sposób dać do zrozumienia, że ma usiąść z powrotem. Westchnął ciężko, gdyż takie bezpośrednie pytania wpędzały go w zakłopotanie.
- No jasne, że ufam, inaczej w życiu bym tu z tobą nie był – mruknął, rozglądając się dookoła, jakby obawiał się, że ktoś ich podsłuchuje.
- To czemu nie chcesz powiedzieć? – dopytywała dalej. Niejeden uznałby to już po prostu za zwykłą chęć zaspokojenia szalonej ciekawości. I z pewnością po części to ta nią kierowała.
- Tanja, bardzo słabo cię znam… czemu miałbym ci o sobie opowiadać? No powiedz sama – usiadł z powrotem.
- Chrzanisz! Od roku się ze mną użerasz, znasz moje problemy, sytuację… Nie musisz się bać, że komuś to powiem, bo nikt, poza mną, nie wie, że masz problemy z matką i chodzisz do Tarji, bo wcale to nikogo nie obchodzi!
- Nie chodzę do niej! – skrzywił się.
- Znowu łżesz! – pokiwała znacząco palcem.
- No dobra! Od czasu do czasu! – mruknął poirytowany. Natychmiast zgromiła go spojrzeniem – ech… częściej! – wysyczał obruszony – bardzo często! Zadowolona?! – zawołał w końcu, już poważnie zdenerwowany.
- Nie, nie wściekaj się… przecież to nie wstyd. Ja też do niej chodzę, i co? Uważasz mnie za wariatkę? – bąknęła, nieco zbita z tropu taką reakcją.
- Jasne, że nie – zmierzył ją z ukosa, choć zdarzało mu się myśleć inaczej – chodzę do niej, bo daje mi różne rady i pomaga wychodzić z dołków… zastępuje mi jakby matkę – wyjaśnił, by uciąć wszelkie domysły.
- O Boże… - usłyszawszy owo wyznanie, aż klapnęła się ręką w czoło. Jak zwykle „głupia” Enni musiała zrobić propagandę z niczego!
- Co się stało? – zaniepokoił się z lekka.
- Nie… nic – wyprostowała się prędko – zszedłeś z tematu, mówiliśmy o czymś innym – zauważyła pośpiesznie.
- O rany, myślałem, że już zapomniałaś! – jęknął przeciągle.
- Nie w tak ważnej sprawie!
- Coś się tak uparła?!
- To w takim razie powiedz mi wprost, że cykasz się, że jak to usłyszę, to od razu ucieknę! No dalej! – zawołała, wyzywająco zakładając rękę na rękę. Była już bardzo zdenerwowana. Po części tak właśnie czuła: nie chciała, by to było coś strasznego, ale jednocześnie wiedziała, że jeśli będzie, to tak zrobi. Po prostu ucieknie.
- Tak! Właśnie o to chodzi! Rozszyfrowałaś mnie, brawo! – przyznał, równie poruszony – żadna o tym nie wiedziała! Ani jedna z tych, z którymi byłem, a ty, co właściwie jesteś dla mnie obca, chcesz to ze mnie wyciągnąć?! No pomyśl logicznie: powiedziałby ci ktoś?!
- Przestań to wreszcie powtarzać! Do diabła, dla mnie nie jesteś wcale obcy, bardzo cię lubię! Ale, jak ja jestem dla ciebie, to… mogę sobie pójść – zaczęła się zbierać.
- Nie idź… - mruknął, chowając twarz w dłoniach – ja się tego wstydzę! Wiem, jakbyś później na mnie patrzyła i dlatego… no nie mogę! – nabrał więcej powietrza, głęboko przy tym wzdychając. Również odetchnęła i przysunęła się jeszcze bliżej.
- Sorry… nie powinnam tak naciskać – położyła dłoń na jego barku – ale… to dlatego, że chciałabym wiedzieć, jaki jesteś. Czy nie masz na sumieniu czegoś okropnego, a przynajmniej chciałabym to usłyszeć, żeby chociaż… spróbować zrozumieć? Sam wiesz, co miałam z Perttu. Jak się czuję, gdy teraz dowiaduję się o nim tych wszystkich rzeczy… Nie chciałabym kiedyś, zupełnie przypadkowo, dowiedzieć się czegoś podobnego o tobie… od roku jestem bardzo czujna i starannie dobieram sobie znajomych, a ty… jesteś jednym z nich, także… -  przetarła twarz wolną ręką. Owa rozmowa i ją wiele kosztowała. Zabrał dłonie ze swego oblicza i ciężko westchnął. Jego oczy były jakieś dziwne, jakby mętne? – co się stało? – powiedziała to tak współczującym tonem, że aż przeszły go nieprzyjemnie ciarki. Nie lubił tego – za bardzo ględzę? – spytała, jeszcze troszkę się przysuwając.
- Nienawidzę go, jak wszystkich innych gwałcicieli, bo… moja matka została kiedyś zgwałcona… - zaczął, wbijając wzrok w ziemię – potem… urodziłem się ja – odwrócił głowę i spojrzał jej w twarz, gdyż chciał widzieć jej reakcję. Ciepły uśmiech, jaki jeszcze przed sekundą rozświetlał jej oblicze, natychmiast zgasł. W oczach pojawiło się niedowierzanie – dlatego mnie oddała… nie mogłaby wychowywać bachora, który wziął się z czegoś takiego… - z powrotem zwrócił wzrok ku morzu. Zamilkła, nie wiedziała, co powiedzieć. Musiała to wszystko przetrawić – nie winię jej za to… sam chwilami mam siebie dość, jak o tym pomyślę… - uśmiechnął się sztucznie – ale za to, że mnie urodziła, już tak. Nie powinna była! – zakończył z naciskiem.
- Nie… nie mów tak… - w końcu się odezwała – zrobiła bardzo dobrze, bo dzięki temu poznałam naprawdę wartościowego człowieka!  
- Teraz tak mówisz, ale gdybyś, dajmy na to, musiała urodzić i wychować bękarta tego drania, to ilekroć byś na niego popatrzyła, zawsze widziałabyś jego! A jeszcze, nie daj Boże, jakby miał jego charakter! Boże, uchowaj!
- Przestań! Nie rodzimy się przecież z urobionym charakterem, całe życie nad nim pracujemy! A rodzice są po to, by nam w tym pomagać! Wychowywałeś się przecież w sierocińcu, a jakoś nie jesteś kryminalistą! Wszystko zależy od nas samych!
- Prawie… nie licząc tego ostatnio – uśmiechnął się sztucznie.
- Dlatego go sprałeś, tak? Bo on ci się kojarzy… z twoim ojcem? – zauważyła nieśmiało.
- Ja nie mam ojca… wziąłem się z niczego i jestem nikim – odrzekł chłodno.
- Głupoty opowiadasz… - na jej twarz wystąpił ciepły, choć wymuszony uśmiech – pamiętasz, jak mówiłeś, że żyjemy dla innych ludzi? Wtedy z tymi roślinami? Może ty właśnie jesteś tutaj, żeby pokazywać takim, jak ja, że nigdy nie jest tak źle, by mogło być gorzej?
- To aluzja do mojego i tak dziadowskiego życia? – mruknął, nieco tymi słowami urażony.
- Nie tak to chciałam powiedzieć! – przygryzła wargę – miałam na myśli… Masz w sobie siłę, którą potrafisz przekazywać innym! Bardzo mi pomogłeś, widzisz? Jeszcze z parę miesięcy temu marzyłam, żeby wszyscy faceci zniknęli, rozpłynęli się, ale dzięki tobie zobaczyłam, że przecież nie wszyscy są tacy, jak on! – przekonywała gorąco. Chciała odkręcić to, co przed chwilą palnęła.
- Ładnie mówisz… - uśmiechnął się lekko – ale nie znasz mnie dobrze… może ci się tylko wydaje, że jestem nie wiadomo jaki, a tak naprawdę… kawał drania ze mnie? Nie umiem okazywać komuś uczuć, żadna ze mną długo nie wytrzymała… - westchnął głęboko.
- Bo może nie umiały patrzeć w głąb? Człowiek, to nie tylko powierzchowność, ale i wnętrze… ja patrzę na to, co widziałam i wciąż widzę – odparła, wciąż się w niego wpatrując, choć wzrok miał skierowany w zupełnie inną stronę.
- Nie znałem cię od tej strony… - z powrotem zwrócił twarz ku niej – nie powinnaś się była zmarnować przy tym bydlaku.
- Ani ty marnować się przez tego, który sprowadził cię na świat, bo zrobił coś dobrego – odrzekła, patrząc mu prosto w oczy. Spuścił wzrok, gdyż nie zgadzał się z owym stwierdzeniem. Rozejrzała się dookoła, jakby czegoś poszukiwała – chodź… pokażę ci, co mama robiła, jak byliśmy smutni! – zerwała się z miejsca, po czym przysiadła na leżącym nieopodal drzewie, które przecięte na pół, jak gdyby imitowało ławeczkę. Ręką nakazała, by obok niej usiadł.
- To znaczy, co? – bąknął niepewnie.
- No… przysiądź się i połóż głowę na moich kolanach.
- Że co…?! – przełknął ślinę, patrząc na nią zaskoczonym wzrokiem.
- Co? Nie chcesz? Ja chciałam tylko… - zmieszała się.
- Nie no, jasne, że chcę, tylko… pozwalasz mi na coś takiego? – przyznał szczerze.
- No to jest właśnie to, o czym mówiłam: zmieniłam się i zaczęłam ufać ludziom – przetarła czoło. Choć było przenikliwie zimno, ona czuła gorąco, które co chwila „uderzało” jej do głowy. Mierzył ją niepewnym wzrokiem jeszcze przez chwilę, aż zaczęła żałować, iż wyszła z taką propozycją, po czym wreszcie dosiadł się do niej i zrobił to, o co go prosiła. Przez chwilę wahała się, unosząc dłoń w powietrzu, aż w końcu się odważyła i zaczęła gładzić go po włosach, niczym matka swego syna.  
    Czuł się dziwnie, jakby naprawdę była nad nim ta, którą powinien nazywać takim „mianem”. Jednocześnie było to dla niego coś nowego. Jak dotąd, nikt nie zachowywał się tak wobec niego. Gest był miły i pełen ciepła.
- Dlaczego to robisz? – spytał po chwili, spoglądając na fruwające nad taflą morza ptaki. Powoli szykowały się już na spoczynek.
- A tak… chciałam ci pokazać, jak to było u mnie – uśmiechnęła się lekko – skoro mam matkę, to dlaczego miałabym się nie podzielić tym, co mi dała? – westchnęła na samo wspomnienie, nie przestając głaskać go po głowie. Czuła dziwną, emocjonalną więź z tym człowiekiem, która nakazywała jej to robić. Chciała dać mu coś od siebie, zwłaszcza, że znała jego sytuację.
- Nie wierzę, że chcesz w ogóle ze mną jeszcze rozmawiać… - przyznał szczerze.
- To nie pochodzenie jest ważne, a to, jakim się jest człowiekiem.
- Szkoda, że nie poznałem cię wcześniej – uniósł się, patrząc na nią z podziwem, ale i wdzięcznością. Spodziewał się innej reakcji z jej strony.
- Mogłabym powiedzieć to samo o tobie – bąknęła speszona i spuściła wzrok – ja to się dziwię, że jeszcze ze mną wytrzymujesz… wiem, że jestem okropna…
- Daj spokój… z początku, to może, ale… teraz…
- Dobrze wiedzieć – parsknęła lekko, na co jej zawtórował, lecz zaraz potem na jego twarzy pojawił się grymas. Wciąż świeży ślad po bójce, w postaci rozcięcia na wardze, nie pozwalał na takie gesty – boli? – skrzywiła się, jakby i ona „oberwała”.
- Trochę, ale w końcu sam jestem sobie winien – przyznał, wzruszając ramionami.
- Pamiętasz, jak mnie nazwałeś, kiedy chciałam cię wyprowadzić z knajpy? – spytała, nieśmiało wyciągając rękę, po czym odgarnęła nią włosy z jego czoła. Chciała obejrzeć drugą z „ran”, która znajdowała się nad łukiem brwiowym.
- Nie… a co? Coś głupiego…? – rzucił niepewnie, jej śmiałe gesty nie przestawały go zaskakiwać – przepraszam, jak cię obraziłem, czy coś…
- Głupie tak, ale czy obraźliwe? Raczej nie… powiedziałeś „słońce” – parsknęła.
- Co? Rany… - klapnął się w czoło i od razu skrzywił – wybacz, mówiłem bzdury, bo się schlałem! – jęknął na obronę.
- Nie obrażam się, to było miłe – uśmiechnęła się lekko – boli, jak dotykam? – spytała, opuszkami palców dotykając skóry wokół rozcięcia.
- Teraz chyba nie…
- A tutaj? – zjechała dłonią niżej, tuż obok ust, które też nieco „ucierpiały”.
- Może trochę…? – ujął jej dłoń w swoją.
- To… to sorry… muszę być delikatniejsza… - wykrztusiła. Miała wrażenie, że serce już siedzi jej w gardle. Miotały nią teraz dziwne, choć już dobrze jej znane emocje. To chyba właśnie one pchnęły ją ku niemu, przez co jeszcze bardziej się przybliżyła. Uniosła drugą rękę i dotknęła nią jego policzka. Nie spuszczał z niej wzroku, patrząc jej prosto w oczy. Nic nie rozumiał z tego całego zachowania, ale dobrze wiedział, co w tej chwili z chęcią by zrobił. Uprzedziła go jednak, dając tym samym do zrozumienia, że chyba myśli o tym samym: zbliżyła twarz i delikatnie musnęła go w usta, gdyż bała się, że zbyt „gwałtowne” zachowanie może mieć odwrotny do zamierzonego skutek. Cofnęła się prędko i popatrzyła na niego z wahaniem. W tej chwili przeszłość i dawne wydarzenia nie miały dla niej znaczenia. To, co czuła w środku, miało nad nią przewagę.  
    Ów gest nieco go zaskoczył, nie spodziewał się, że wzbierze w niej aż taka odwaga. Widziała to i zmieszana spuściła głowę. Po chwili poczuła pod brodą dotyk dłoni, która uniosła ją w górę. Przymknęła oczy. Wiedziała, że on chce w ten sposób „odwdzięczyć” się jej za ów gest. Dała się więc ponieść, choć w środku czuła, że bodaj każdy mężczyzna odpowiedziałby na taką „zachętę”.  
    Od razu oddała pocałunek i w rezultacie było ich więcej, niż jeden. Gesty były bardzo delikatne, niczym dwoje nastolatków, którzy nie mają pojęcia o całowaniu i dopiero się tego uczą. Ale to tylko przez wzgląd na jego rozciętą wargę, inaczej z pewnością byłyby bardziej namiętne. Dominowało w nich jednak uczucie.
    Trwało by to tak może i dłużej, lecz w pewnym momencie poczuła na talii dotyk jego dłoni. Natychmiast zaczęła wracać do rzeczywistości, przykre wspomnienia tamtego wieczora znowu wróciły.
- Stop! – odsunęła się, zapierając rękoma – nie… nie mogę! – zerwała się z miejsca, wyślizgując tym samym z jego objęć.
- Zrobiłem coś nie tak? – popatrzył na nią zaskoczony, ale i zakłopotany.
- To… ja… ja tak nie mogę… Moja wina! – porwała w rękę torebkę.
- Czekaj! Powiedz chociaż…!
- Przepraszam, zagalopowałam się! – nerwowym ruchem strzepała z kurtki brud i czym prędzej uciekła. Zrobił za nią parę kroków, po czym zrezygnował z „pościgu”, który i tak nie miał sensu. Przetarł nerwowo twarz i założył ręce na boki. Od środka natychmiast zaczęła zżerać go niepewność i wcale nie było to miłe uczucie.
    Szła, właściwie biegnąc. W głowie miała teraz tysiące myśli. Zastanawiała się, co w nią w ogóle wstąpiło?! Kiedyś to właśnie w stosunku do Perttu była taka bezpośrednia, śmiała. Robiła coś, bo wierzyła, że i on myśli podobnie. Teraz było niemalże tak samo. Ale nie chciała przecież niczego powtarzać, zaczynać od nowa… Rodzice mieli rację: nie jest gotowa na żaden nowy związek! Choć mu ufa, to z drugiej strony, gdyby coś się wtedy popsuło? Co on właściwie myśli? Czy wszyscy mężczyźni nie są przecież tacy sami i zależy im wyłącznie na takich gestach, które mają się kończyć o wiele „dalej”, aniżeli ona postanowiła to zakończyć? Przecież jest taki, jak inni, jest „facetem”! Może i dobrym i tak bardzo w jej oczach przystojnym, ale jednak „FACETEM”! Towarzystwo siostry i Enni chyba wypaczyło jej pogląd na mężczyzn, bo zaczęła traktować go, niczym kolejną koleżankę. Tyle, że różnica polegała na tym, iż pomiędzy mężczyzną, a kobietą pewne sprawy rysują się inaczej, aniżeli między dwoma przyjaciółkami.  
    „Zajechała o jedną stację za daleko”. Dobrze wiedziała, że to jej wina, to ona to zainicjowała. Jak się z tego teraz wytłumaczy? Jeśli wziął to na poważnie, to będzie jej teraz ciężko to odkręcić… Oby tylko nie okazał się jakimś „wariatem”, jak były! W końcu ten jego ojciec… Nie, nie powinna tak o nim myśleć. On jest inny, dobry…
    Rozważania przerwało nagłe zderzenie z jednym z przechodniów. Idąc tak przed siebie, niechcący trąciła go w ramię. Nie miała ochoty przepraszać, jedynie spojrzała na ową osobę…
- Cześć… - mruknął na przywitanie, gdyż był to Jyrki! Nie odpowiedziała, wbiła w niego nienawistny wzrok i czym prędzej ruszyła przed siebie – czekaj! – zawołał za nią – słyszałem, że teraz proces będzie prowadził jakiś inny facet! Co w takim razie będzie? – spytał zaciekawiony.
- Idź sobie do koleżki i się spytaj! – syknęła wzburzona i czym prędzej odeszła. Wykrzywił się z lekka. To nie było miłe… przecież stanął po jej stronie, nie musi się boczyć!

***

    Wpadła do domu i prędko wyłączyła komórkę, by na wszelki wypadek nikt do niej nie dzwonił. To była głupia wymówka, kto by miał niby dzwonić? Chodziło jej tylko i wyłącznie o niego. Domyślała się, że będzie chciał porozmawiać o wydarzeniach z Esplanadi. Niespodziewanie z „głównego” pokoju wyłoniła się Enni.
- Co ty tu robisz? – bąknęła zaskoczona.
- A byłam z Kalle oglądać dom, jaki chce sobie kupić, i wysadził mnie tu niedaleko! No to postanowiłam wpaść! Nie było cię, ale twoja mama powiedziała, że może zaraz wrócisz.
- Długo czekasz?
- Bo ja wiem? Z jakie pół godziny? Ale fajnie nam się rozmawiało! Z tobą też bym chciała pogadać, troszkę cię ostatnio zaniedbałam – przyznała z przymilnym uśmieszkiem.
- Nie szkodzi – odpowiedziała z kamiennym wyrazem twarzy, choć myślała zupełnie inaczej. Jednakże w owym momencie relacje z „kumpelą” grały drugie skrzypce.
- A tobie co? Źle się czujesz? – zauważyła zaniepokojona, przyglądając się jej drżącym dłoniom, którymi zdejmowała kurtkę.
- W pewnym sensie tak… odsunęli Aleksego od sprawy i nie wiem, co teraz będzie.
- Co takiego?! Na serio?! – w progu stanęła zaniepokojona Krystyna – i co teraz?
- No to przecież mówię, że nie wiem… wszystko zależy od tego drugiego prokuratora… Pójdę do niego i spróbuję przekonać, żeby kontynuował to, co on zostawił – odgarnęła nerwowym ruchem włosy.
- Dziecko drogie, dobrze się czujesz? – rodzicielka stanęła przed nią, dokładnie badając wzrokiem. Taka zacięta obserwacja w końcu ją przeraziła!
- Tak! Co jest?! Zzieleniałam, czy jak?! – zawołała przerażona.
- Masz straszne wypieki! Nie masz gorączki? – wyciągnęła dłoń, by dotknąć jej czoła, ale cofnęła się do tyłu.
- Nie! Czuję się dobrze! To dlatego, że biegłam.
- Czemu? – kobieta uniosła brew – uciekałaś przed kimś?! – dodała zaraz potem wystraszona.
- Nie…! Enni, chodź do mnie, co? – skrzywiła się z niesmakiem i skinąwszy na nią ręką, udała się do swojego pokoju. Miała zły humor, bo to wszystko zaczęło ją przerastać. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić i jak się zachować, a takie sytuacje zawsze wzbudzały w niej agresję.
- Skąd wiesz, że go odsunęli? Przysłał ci coś? Dzwonił? – dopytywała, już za drzwiami, przyjaciółka.
- Nie, gadałam z nim osobiście.
- I co? Jak się zachowywał? Był pijany?
- Oj, przestań! – wykrzywiła się – to był taki jednorazowy wyskok! …A przynajmniej mam taką nadzieję… - dodała pod nosem.
- Skąd jesteś tego taka pewna? Aż tak dobrze go znasz? – „kumpela” „uwaliła się” na fotel.
- Można tak powiedzieć.
- Przed czym wiałaś? Może na serio ktoś cię ścigał?
- To było raczej przed samą sobą – odparła niezrozumiale.
- Co? – parsknęła rozbawiona.
- Nic… Wiesz, że Aleksi zna twojego nowego? – zmieniła temat.
- Tak? Skąd? – zaciekawiła się.
- A tego to ci już nie powiem! – uśmiechnęła się wrednie.
- A co to za jakaś tajemnica?! Gadaj! – oburzyła się.
- Przykro mi, ale powierzonych sekretów się nie zdradza!
- O, to ci się już zwierza? No, no – parsknęła zaczepnie – ale nie zna go z policji czy takich tam, co? – spoważniała po chwili.
- Nie, to coś zdecydowanie innego… bliższego – mruknęła pod nosem.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 13663 słów i 76441 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik aniaaa

    Świetne :-) dodaj kolejną dzisiaj :-D

    20 paź 2016

  • Użytkownik jaaa

    <3<3 chce kolejna czesc ;-;

    19 paź 2016

  • Użytkownik ja

    <3

    19 paź 2016

  • Użytkownik BENO1

    :bravo:

    19 paź 2016