She's the only one for me cz. 30

Aleksi rozejrzał się dookoła i przeszedł na drugą stronę ulicy, na której stało tylko kilka domków – w dość sporej odległości od siebie. Na owej ulicy przeważały drzewa, gdyż były to przedmieścia miasta. Następnie zadzwonił do drzwi nowoczesnej, oszklonej willi. Po chwili otworzyła Ann Ranielli.
- Co pan tu robi?! – zawołała zaskoczona i już miała zniknąć w środku, lecz w ostatniej chwili wstawił nogę między drzwi.
- Proszę zaczekać! Chciałbym dokończyć tą rozmowę z sądu! – rzucił błagalnie.
- Co? Niby jaką? – zmrużyła oczy.
- Tą o pani synu. Mówiła, że miał wypadek, w którym zginęła…
- Z kim gadasz? – usłyszawszy za sobą głos męża od razu zamarła. Zrozumiał, iż to dlatego nie chciała z nim rozmawiać: bała się Ranielli. Ten właśnie dopchał się obok niej i zmierzył go zawistnym spojrzeniem – a ty czego tu?! Sensacji szukasz?! – warknął „na powitanie”.
- Ja chciałem tylko… - sam nawet nie wiedział, jak ma się z tego wytłumaczyć. Bynajmniej nie powodował nim strach przed „gliną”, a troska o dobro kobiety.
- Wypytujesz ją?! Niczego ci nie powie! Te wszystkie brednie, jakie, gnoju, na mnie wytrzasnąłeś, to same bzdury! Nie biorę i nie brałem! – wysyczał, kiwając palcem.
- Fakty mówią co innego! – odparł szorstkim tonem. Nie lubił, gdy ktoś go obrażał.
- Fakty, phe! A może sam dajesz, żeby inni mnie oczerniali?! Won stąd! Ostrzegam: mam w domu i prywatną broń! Dawno jej nie używałem, a bardzo chciałbym sobie trochę postrzelać, w końcu w robocie już mi nie wolno!
- Grozisz mi?! W ten sposób się tylko jeszcze bardziej pogrążysz! – oburzył się Aleksi.
- Proszę was… uspokójcie się! – próbowała wtrącić Ann.
- Ty stul pysk! A ty, won! – Markko wycelował przed siebie drżący palec.
- Dobra! Co ja tu niby zrobię? Sprawiedliwości i tak stanie się zadość! Dziwić się, że młody przestępca, jak ojczulek niewiele lepszy od niego! Aż dziw, że byłeś na tak wysokim stanowisku w policji! – prychnął ironicznie i wycofał się do tyłu.
- Jeszcze jedno twoje słowo! – wystartował do niego, ale żona chwyciła go za ubranie.
- Markko, przestań! Nie pogarszaj sytuacji, nie widzisz, co i tak się dzieje?! – zawołała błagalnym tonem. Chwycił ją za nadgarstki i odepchnąwszy od siebie, ruszył w głąb domu. Westchnęła ciężko, po czym odwróciła twarz w stronę furtki, do której zmierzał już Aleksi. Przez chwilę się zawahała. Miała ochotę wszystko mu opowiedzieć, wreszcie to z siebie wyrzucić, ale strach był silniejszy.  
    Mąż nie był dobrym człowiekiem. Od samego początku ich małżeństwa nie krył się ze swoją ponurą osobowością. Jako policjant miał twarde zasady i nie umiał szanować innych ludzi. Co gorsza, takie rozumowanie wpoił i synowi, który do tego wszystkiego miał ze sobą problemy…  
    Poczuła się zaszczuta i słaba. Zbyt słaba, by przemówić i w końcu to wszystko zakończyć… Cieszyło ją tylko to, że sami rozwiązują za nią tą sprawę: przez to, że ich występki w końcu się wydały i być może trafią tam, gdzie ich miejsce. Choć byli jej rodziną, nie mogła dłużej patrzeć na to, jak się staczają i w coraz większej mierze odpowiadają rysopisowi człowieka bez skrupułów, zdolnego do najgorszych rzeczy.  
    Cofnęła się do tyłu i zamknęła za sobą drzwi. Jeszcze nie teraz… jeśli nie zareaguje, przynajmniej ocali czyste sumienie.

***

    Tiina wróciła z pracy do swego uroczego żółtego domku, po czym padła na fotel i leniwie się przeciągnęła. Westchnęła do siebie i z uśmiechem rzuciła okiem na zdjęcie, na jakim była z jakimś mężczyzną – niewiele wyższym od niej szatynem, który był jej nowym chłopakiem. Nie było go w mieście, gdyż wyjechał w interesach. Tęskniła za nim, więc sięgnęła po komórkę…
- Odłóż to – dobiegło ją nagle gdzieś z tyłu. Rozkaz został natychmiastowo spełniony: ze strachu wypuściła aparat z ręki.
- Dobry Boże… - wyjąkała przerażona – nie… nie zabijaj mnie! – odruchowo uniosła ręce do góry. Perttu już przed nią stanął, mierząc do niej z broni.
- Skąd wiedziałaś, że mam na to ochotę? – zarechotał kpiąco – uuu… laleczko… - podszedł bliżej, wciąż trzymając ją „na muszce” – nie spodziewałem się tego po tobie – zasiadł naprzeciwko, na niewielkim stoliku, i odgarnął jej włosy lufą. Od razu nerwowo przełknęła ślinę. Twarz wykrzywił grymas, miała ochotę jedynie na płacz.
- Proszę… nic mi nie rób…
- Cicho, muszę się najpierw zastanowić! – z jego ust nie schodził ten wredny uśmiech – myślałem, że to, co dostałaś ci wystarczy… tyle forsy… wiesz, ile na to pracowałem? WIESZ?! – wrzasnął, strącając wszystko, co znajdowało się na stoliku – a tyle wiesz! I co ci to dało, że mnie wrobiłaś?! GADAJ! – pokiwał bronią. Na owe krzyki wybuchła płaczem. Nie wiedziała, co ma robić: odpowiedzieć, czy uciekać, ryzykując strzał w plecy?! – już mi teraz wszystko jedno, słyszysz?! Najpierw się na was zemszczę, a potem zwieję! Kapujesz, zdrajczyni?! – warknął, zawisając jej nad uchem – co?! Co tak siedzisz, jak malowana lala?! – krzyknął, chwytając ją za ramiona, po czym mocno potrząsnął. W wielkiej panice kopnęła go, aż wpadł na stół, i zerwawszy się z fotela doskoczyła do telefonu. Prędko stanął jednak na nogach i szarpnął ją za ramię, przez co poleciała w kierunku ściany, i wyrwał z jej dłoni aparat – żadnych takich sztuczek, tania…! – wycelował w nią pistolet. Nim jednak zdążył dokończyć, oto dosłyszeli zgrzyt zamka – kto to?! – warknął, oglądając się do tyłu.
- Nie wiem! Naprawdę! – zawyła, zalewając się łzami.
- Kochanie, jestem wcześniej, bo… JASNY GWINT! – w progu stanął szatyn z fotografii. Perttu natychmiast wycelował w niego broń. Przerażony padł na podłogę. Ten jednak nie wystrzelił, musiał oszczędzać naboje. Zamiast tego, wybiegł na taras, skąd rzucił się do ucieczki. Wystraszony mężczyzna zerwał się z posadzki i czym prędzej podbiegł do Tiiny – nic ci nie jest?! Kto to był?! Złodziej?! – dopytywał, blady, jak ściana. W odpowiedzi rzuciła mu się na szyję i zaczęła jeszcze bardziej szlochać. Gdyby nie on, kto wie, jakby to się skończyło?!

***

    - Żądam ochrony! Macie stanąć na głowie, ale mi ją załatwić! – w biurze Hannu zasiadała, jak zwykle, dumna Paula, z okazałym brzuchem. Aleksi miał rację – właśnie to chciała powiedzieć mężowi, ale ją uprzedził… Obok niej siedział przyszły tatuś, czyli jej mąż.  
    Prokurator nerwowo pokręcił głową. Tuż za nim stał kolega „po fachu”, to jest Aleksi.
- Zobaczymy, co da się zrobić – westchnął.
- Jak to „zobaczymy”? Moja żona jest w niebezpieczeństwie, skoro przyszedł do tamtej, to prędzej, czy później zjawi się i u niej! – zaprotestował mężczyzna.
- Tiina zeznawała w sądzie, pana żona jeszcze nie zdążyła, także… - wtrącił Aleksi.
- To wszystko pana wina! – kobieta wycelowała w niego palec – po co ja się na to wszystko zgodziłam?! Trzeba było siedzieć w domu na tyłku, a nie…! Przecież już dawno skończyłam z tym wariatem, więc po co…?!
- Właśnie po to miała pani zeznawać, żeby go obnażyć! Ten wariat powinien siedzieć w psychiatryku, a nie śpiewać! Gdyby nie ten proces, nikt nigdy by się nie dowiedział, że jest zdolny do takich rzeczy! – uniósł się. Zachowanie owej „baby” od początku wyprowadziło go z równowagi – jakiej pani chce przyszłości dla dziecka? Żeby było bezpieczne, czy żyło wśród przestępców, na których nie chcą donosić ofiary? – kontynuował nieco spokojniejszym tonem. Słysząc takowe słowa kobieta naburmuszyła się i wykrzywiając twarz w grymasie irytacji, powoli wstała z miejsca.
- To my już lepiej pójdziemy! I oczekuję, że dostanę ochronę! Tu w końcu chodzi, jak sam pan powiedział, o moje dziecko! – burknęła, zadzierając głowę do góry, i prędko skierowała się do drzwi. Prokuratorzy od razu przewrócili oczyma.
- Widzę, że miałem rację – rzucił od niechcenia Aleksi.
- Z czym? – zdziwił się na to towarzysz ciężarnej.
- No… faktycznie jest w ciąży.
- A tak! Skąd pan wiedział? – zaciekawił się. W odpowiedzi wzruszył ramionami – tak, czy inaczej, dobry pan jest!
- Ole, idziesz, czy nie?! – warknęła na niego od progu. Mężczyzna posłusznie się zerwał i ruszył za nią.
- Pantoflarz! – parsknął Hannu, gdy już zniknęli.
- Taa, taki sam, jak ty – mruknął w odpowiedzi kolega.
- Co?
- Nic – machnął ręką – no to sprawa się komplikuje… boję się o Tanję – zamyślił się.
- Wow, a co ty tak się nią przejmujesz? – zarechotał zaczepnie.
- Dobra, spadaj…! Do licha! – klapnął się ręką w czoło – miałem dziś przecież iść do tego buca, Virkinainena!
- I co? Co z tobą będzie? – zaciekawił się Salminen.
- Właśnie tego mam się dowiedzieć… Na razie! – mruknął i zamknął za sobą drzwi.  
    Po drodze wyciągnął komórkę i raz jeszcze odczytał na niej sms’a od matki. Pisała, że chce się z nim spotkać, że bała się o niego po tej aferze z sądem… że musi jej wszystko opowiedzieć… Jakoś dziwnie czuł się z tą całą troską. Miał wrażenie, że kobieta jedynie udaje, chcąc w ten sposób „odkupić winy”. Mimo tego, z drugiej strony, nieco go to cieszyło. Wszak, w końcu kogoś obchodził jego los.  
    Stanął już pod drzwiami biura szefa i lekko zastukał. Nie doczekawszy się jednak odpowiedzi chwycił za klamkę i po cichu wszedł do środka. Może „szefunio” przygłuchł? Istotnie, był w gabinecie, tyle, że w fotelu, odwrócony do niego plecami. Już miał coś powiedzieć, by tym samym dać mu znak, iż tam w ogóle jest, ale bardzo zaciekawiła go rozmowa, jaką prowadził Virkinainen:
- Jasne, Markko! Nie martw się! Postaram się coś z tym zrobić, ale wiesz… będziesz musiał, jak zwykle… zabulić – szepnął cicho – no co? Masz już zarzut łapówkarstwa, także jeden raz więcej, to co to dla ciebie? A przy okazji, mam postarać się z twoim synem, czy pakujemy go do więzienia? Oczywiście, jeśli w ogóle się znajdzie! – zarechotał kpiąco. Aleksi zdębiał. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie słyszał! Czyżby jego szef był zamieszany w to wszystko?! Co gorsza, też brał łapówki?! – spokojnie! Załatwi się i… - Tanno zwrócił się właśnie w jego stronę i od razu zbladł – czekaj… muszę kończyć… Na razie – odłożył słuchawkę – Kie… Kietala? Co ty tu robisz? – wybąkał, poluzowując krawat.
- Miałem przyjść na rozmowę, ale widzę, że to chyba ja powinienem spytać o to pana – mruknął z rezerwą.
- Co to ma znaczyć?! Żarty sobie ze mnie pan stroisz?! – zaatakował, czując zagrożenie ze strony „młodego”.
- Rozmawiał pan z Raniellim?
- A co cię to obchodzi?! Nie dam się przesłuchiwać mojemu własnemu podwładnemu!
- Jak nie mnie, to chyba policji – rzucił chłodno i czym prędzej skierował się do drzwi.
- Czekaj! – spanikowany mężczyzna czym prędzej wyskoczył zza biurka i pobiegł za nim – przesłyszałeś się! – po chwili był już na korytarzu – gadałem z Markko, ale…! – wyskoczył przed niego.
- Wszystko jedno, z kim! Pobiera pan łapówki, a to jest nielegalne! I kto tu zasługuje na to, żeby go odwołać?! – prychnął z wyraźnym niesmakiem.
- Święty się znalazł! – Virkinainen parsknął sztucznym śmiechem – a ty może nie bierzesz, co?!
- Nie obrażaj mnie pan! – syknął obrażony i przeszedł obok.
- Kietala, zaczekaj! Załatwię ci awans, tylko mnie nie wsyp! – rzucił się ku niemu, prawie już czołgając się przed nim na kolanach.
- I tak po tym, co zrobiłem w knajpie, mogę o nim zapomnieć na długie lata! Przykro mi, ale nie pozwolę na to, żeby przestępca sprawował obowiązki prokuratora okręgowego! – odparł niewzruszenie. Nigdy nie lubił tego „faceta”, a do tego, gdy jeszcze dowiaduje się o nim takich rzeczy po prostu musiał go wydać!
- Myślisz, że zmienisz ten kraj i ludzką mentalność?! – „buc” najwyraźniej się poddał – a tyle! Jesteśmy, jacy jesteśmy! Nikt nie jest doskonały i niczego nie doprowadzi tu do porządku, liczy się tylko ten, kto ma władzę! A ty jej nie masz, więc nikt ci nie uwierzy! Zwłaszcza po tym, jak się zachowałeś!
- Być może – wzruszył ramionami – moim obowiązkiem jest jednak powiedzieć, co wiem, a jeśli cię nie odwołają, ja złożę rezygnację. Nie będę pracował w zakłamanej instytucji! – syknął i skierował się w boczny korytarz.
- Do licha! By cię szlag, Kietala! – prychnął wściekle i rozglądając się dookoła, ruszył z powrotem do siebie, gładząc się po zroszonym potem czole.

    Rozdział 23

    - Boję się… - przyznała Tanja, ciężko przy tym wzdychając. Siedziała u siebie w pokoju, a głowę wspierała na ramieniu Aleksego, którym ją obejmował – tu na pewno też przyjdzie – uniosła się, patrząc mu w oczy ze strachem.
- Masz ochronę – odetchnął – ale i tak będę w pobliżu w razie czego – posłał jej lekki uśmiech.
- Dzięki, kochany jesteś – odpowiedziała tym samym – w końcu na innych nie ma co liczyć, skoro główny prokurator bierze? – dodała ponuro.
- Ale chyba mnie wierzysz, co? Ja tak nie robię – popatrzył znacząco.
- Co to za głupie pytanie? Bo się obrażę! – udała oburzenie, po czym parsknęła śmiechem i przybliżyła się, by dać mu buziaka. Straciła jednak równowagę i przewróciła się na niego, śmiejąc jeszcze głośniej. Objął ją więc rękoma, zapatrzywszy się w nią, jakby jej nigdy wcześniej nie widział.
- Mówił ci ktoś, że masz niesamowicie zielone oczy? – rzekł w zamyśleniu.
- No… dużo osób, a co? Brzydkie? – zachichotała, zakładając ramiona za jego szyję.
- Musiałbym się zastanowić…
- Idź…! – zaśmiała się – wiesz, co w tobie, jako pierwsze zwróciło moją uwagę? – dodała już zupełnie poważnie.
- Serio w ogóle zwróciłaś? – udał zdziwienie.
- Aleksi, no! Nie psuj nastroju! – oburzyła się.
- Przepraszam. No mów – posłał jej pokorny uśmiech.
- O właśnie! Na ten twój powalający uśmieszek i niebieskie oczy. Bardzo mi się podobają – wyznała rozmarzona.
- Naprawdę? A mnie nie, bo po matce ich nie mam – spuścił wzrok, tracąc całą radość, jaka co dopiero go przepełniała.
- Ale za to duszę masz swoją, bardzo piękną w dodatku – uśmiechnęła się, już mając go pocałować, gdy wtem w drzwiach stanęła Krystyna i tym samym przerwała „amory”.
- Czego się…? – urwała w pół słowa, widząc ich bardzo blisko siebie. Gdy przyszedł, oznajmił jej, iż ma coś bardzo ważnego do powiedzenia Tanji, więc wykluczała możliwość takiego właśnie „celu” jego wizyty… Ba, córka zarzekała się przecież, że nic go z nią nie łączy. No, ale ZWYKLI przyjaciele raczej tak się nie obejmują… a już na pewno nie całują! Bo chyba właśnie to mieli zamiar robić, gdy weszła?
    Na dźwięk jej głosu od razu się rozdzielili, siadając z pół metra od siebie.
- Co chcesz, mamo? – bąknęła, nerwowo drapiąc się w głowę.
- Chciałam zapytać, czy Aleksi się czegoś napije – mruknęła jakimś dziwnym tonem.
- Nie, dziękuję – posłał jej sztuczny uśmiech. Czuł się teraz, jak jakiś nastolatek, któremu zabroniono spotykać się z tą właśnie dziewczyną, a mimo to łamał ów zakaz. Kobieta kiwnęła głową i zniknęła – chyba nas widziała i wcale nie jest z tego powodu zadowolona – rzucił niepewnie.
- A co mnie to? To moje życie! – burknęła, nieco oburzona reakcją rodzicielki – chodź – chwyciła go za dłoń i wstała z miejsca.
- Gdzie, po co? – zdziwił się. W odpowiedzi pociągnęła go za sobą.  
    Po chwili wiedział już, co i jak: gospodyni zaprowadziła go do pokoju rodziców i stanęła z nim na środku. Juha był tak zapatrzony w telewizor, że nawet ich nie zauważył. Odchrząknęła więc, na co mężczyzna nareszcie zwrócił ku nim rozkojarzony wzrok. W progu stanęła również Krystyna – świetnie się składało.
- Mam wam coś ważnego do powiedzenia – oznajmiła podniośle.
- Co ty…? – bąknął zmieszany, acz i przerażony towarzysz.
- Mamo, tato… - była równie speszona, ale starała się zachowywać „uroczysty” ton - …chcę wam przedstawić mojego… - zawahała się na moment. Sama nie wiedziała, jak ma go nazwać? „Facetem”, „chłopakiem”… „narzeczonym”? Nie… to ostatnie byłoby już przesadą, wszak nie poprosił jej przecież o rękę, a i ona na razie tego nie chciała – no… no mojego chłopaka! Choć już go znacie – wskazała na niego ręką. W pokoju zapanowała niezręczna cisza. Poczuła, jak mocno ściska jej rękę. Był bardzo zdenerwowany. Obawiał się, że zaraz go zbesztają za to, iż odważył się zbliżyć do ich córki bliżej, aniżeli pół metra – no… powiedzcie coś – bąknęła z wahaniem. Prawdę mówiąc, sama była przerażona. Wiedziała, jak zapatrują się na to rodzice.
- No… to fajnie – Juha niedbale wzruszył ramionami.
- Co mogę powiedzieć? Chyba to samo, co ojciec – mruknęła Krystyna – Tanja, mogłabyś na chwilę wyjść?
    W odpowiedzi córka udała zamyślenie, gdyż najwidoczniej chciała się z nimi trochę podroczyć, i odciągnęła go na bok.
- Nie zostawiaj mnie z nimi samego! – syknął jej do ucha, niczym biedny, bezbronny chłopiec.
- Nie zjedzą cię przecież! Są po prostu staroświeccy i muszą cię najpierw wypytać, czy się w ogóle nadajesz! – odparła podenerwowana. W odpowiedzi zmierzył ją jakimś dziwnym wzrokiem – spokojnie! Co by nie gadali i tak cię przecież nie rzucę, nie? W końcu to moja sprawa i decyzja, z kim chcę być! – dodała pośpiesznie. Na owe słowa nieco się uspokoił i puścił jej rękę, zmierzając ku rodzicom – to ja… będę w kuchni. Zrobię jaką kawę, czy co? – zwróciła się do nich i wyszła.
- Niech pan siada – Juha wskazał na pufę, stojącą przy stoliku.
- Może mi pan mówić na „ty” – bąknął niepewnie, bombardowany wzrokiem Krystyny. Zasiadła obok męża, wciąż mierząc go tym swoim „specyficznym” spojrzeniem. Zdaję się, że teraz wyjdzie z niej „harpia”…
- I wy tak na poważnie? – spytała rutynowo.
- Proszę pani, jestem już za stary na wygłupy. Jeśli coś robię, to tylko dlatego, że mi na tym zależy – wyjaśnił spokojnie.
- Zabawne! Jeszcze niedawno obydwoje mówiliście, że nic do siebie nie macie i nie zamierzacie mieć, a dzisiaj… no proszę! – kobieta zmrużyła oczy.
- Bo to wypadło tak nagle… sami do końca nie byliśmy pewni, czy…
- Skoro tak jest, to może powinniście dać sobie jeszcze trochę czasu, a nie…?
- Przecież się nie pobieramy, bez przesady! – parsknął drętwym śmiechem.
- Jesteś tu dlatego, że Tanja jest, jaka jest i dlatego się o nią martwimy – westchnęła, przymykając oczy.
- Wiem o tym.
- Nie, wydaje mi się, że do końca nie bardzo – zgasiła go prędko – moim zdaniem na wszystko jest za wcześnie i jeśli…
- Do końca życia chce ją pani chronić? – uśmiechnął się ironicznie – przepraszam, ale ja myślę, że jeśli aż nazbyt będziecie ją trzymać z dala od świata zewnętrznego, to tylko wyjdzie jej to na gorsze. Sama powinna podejmować wiele decyzji i uczyć się znowu żyć, jak normalny człowiek.
- To oczywiste, ale nie musi się tak śpieszyć! Ile to minęło…? Chyba nie ma jeszcze półtora roku, odkąd tamten łajdak tak ją potraktował, a już ma innego? Czy to nie jest za szybko? – zmarszczyła brwi.
- Nie jestem taki, jak on – poczuł się urażony.
- Wcale tak nie myślimy – Juha w końcu zabrał głos – tylko, załóżmy, że wam nie wyjdzie i się rozstaniecie. Boimy się, w jakim wtedy stanie będzie Tanja, przecież może na powrót popaść w depresję!
- Acha, więc sugeruje pan, że się rozejdziemy? No to niezłe mamy błogosławieństwo na początek – parsknął kpiąco, kręcąc głową na boki.
- Nie oszukujmy się: my wiemy i ty wiesz, jaka jest Tanja. A prawda jest taka, że chwilami ciężko się z nią dogadać, ma swoje lęki, obawy… Czasem to wręcz 10-letnie dziecko, a nie dorosła kobieta! – kontynuowała Krystyna.
- Przykro mi, że tak ją pani widzi. Znam ją od tego… jak to pani powiedziała, półtora roku i widzę, że się zmienia, a te obawy itd., przerabiałem to już i…
- Półtora roku, to stanowczo za mało! –  pani Krysia pokręciła głową na boki.
- A może ona właśnie potrzebowała kogoś takiego, jak ja, żeby zobaczyć, jacy są inni? – poirytował się z lekka. Cała ta rozmowa zaczynała go już wyprowadzać z równowagi. Czuł się, jak jakiś kawaler z XIX-tego wieku, który przyszedł prosić o rękę damy. Brakowało tylko muszki, laseczki i jakiegoś stylowego melonika.
- Mam nadzieję, że rzeczywiście jesteś inny – mruknęła na to gospodyni.
- Mam się czuć obrażony?
- Co jest? – w progu stanęła Tanja. Ostatnie słowa bardzo ją zaniepokoiły.
- Nic takiego – odparł Juha z przyklejonym uśmiechem – cieszymy się, że znowu komuś zaufałaś i jesteś z nim tak blisko.
    Owe słowa nie bardzo ją jednak przekonywały… mina matki mówiła zupełnie coś innego. Podeszła bliżej, po czym porozstawiała na stole szklanki z napojem i usiadła tuż obok niego. Rozpoczęło się prawdziwe przesłuchanie…  
    Po godzinie ciągłych pytań w stylu „Co zamierzacie dalej?”, „Ile czasy już jesteście parą?”, „Gdybyście tak brali ślub, to co wtedy…?”, itd., z pracy w końcu wrócił Matti. Widząc owe zbiegowisko bardzo się zdziwił…
- A to co? Spotkanie towarzyskie beze mnie? – parsknął niepewnie – cześć, Aleksi – wystawił do niego dłoń. Odścisnął ją nieśmiało. Ludzie, którzy do niedawna wydawali mu się tacy mili i gościnni, teraz sprawiali wrażenie istnych „dobermanów”, broniących mu wejścia na teren prywatny, to znaczy zbliżania się do ich córki!
- Tanja ma ci coś do zakomunikowania – matka skinęła na nią głową. Siostra od razu poczerwieniała.
- No? Co jest? – dopytywał zaciekawiony.
- Kot miauczy, chyba jest głodny – mruknęła i zerwała się z miejsca.
- No nie wstydź się! Powiedz mu! – drążyła Krystyna. Miała wrażenie, że próbuje ją w ten sposób ukarać za to, że się w kimś zakochała! Natychmiast zmierzyła ją oburzonym wzrokiem. Matti jedynie patrzył to na nią, to na rodzicielkę i uśmiechał się pod nosem, gdyż wciąż nie wiedział, o co w tym chodzi. W każdym razie, cała ta konspira wskazywała na coś szalenie ciekawego.
- Twoja siostra i ja jesteśmy parą – Aleksi postanowił wyjawić „sekret” za nią. Jej policzki przybrały teraz kolor ognistej czerwieni.
- Na serio? Wreszcie? Od kiedy? – chłopak od razu do niego doskoczył i zaczął klepać po ramieniu – to witaj w rodzince! Ochajtacie się?
- Matti! – cała trójka, to znaczy rodzice i Tanja, była w tej kwestii bardzo jednomyślna: wszystkich przeraziło owo pytanie.
- No co? Fajny byłby z niego szwagier! – obruszył się. Prokurator spuścił głowę, parskając pod nosem. Nie za bardzo miał odwagę, by się tu w ogóle odzywać.
- Wiesz, że Matti kupił sobie ostatnio laptop? Skoro tak już należysz do rodziny, to możesz pójść i obejrzeć – pan Venerinen posłał mu uśmiech oznaczający tylko jedno: „Wyjdź stąd, teraz chcemy powałkować trochę córkę”. Nie musiał mu tego dwa razy powtarzać. Zerwał się z miejsca i ruszył za chłopakiem. Tanja westchnęła ciężko i pokręciła głową.
- Jeny… co za szopka! Jakbym wiedziała, to bym wam niczego nie powiedziała! Chcecie go do mnie zrazić?! Bo jak tak, to wam się to na razie skutecznie udaje! – zawołała wzburzona.
- Dobrze wiesz, czemu to robimy! Z tamtym byliśmy nieostrożni, powinniśmy byli też go zaprosić i o wszystko wypytać. Może wtedy by do tego wszystkiego nie doszło? – odparła na to matka.
- Byłam nim zaślepiona, choćbyście mi 100 razy powiedzieli, że mnie zgwałci i tak bym się z nim spotykała! – skrzywiła się z niesmakiem.
- Jesteś go pewna? Dobrze znasz?
- Myślę, że tak.
- A jak się zachowuje w stosunku do ciebie? – dopytywał Juha.
- Skoro przez ten cały czas dotąd mi się nie naraził, to chyba znaczy, że jest w porządku! – zdenerwowała się.
- Wtedy, to było co innego! Teraz jest inaczej i dobrze wiesz, o co mi chodzi! – zmierzył ją wymownie.
- Przestańcie! – przejechała rękoma po twarzy – po co mi mieszacie w głowie?! Nie wolno mi kogoś mieć?! Jeśli coś ma mnie jeszcze spotkać, to i tak spotka! Mieliście mnie przez 25 lat, może w końcu nadeszła pora, żeby ktoś inny się ze mną teraz poużerał, co?!
- Matko jedyna! Oświadczył ci się?! – Krystyna wybałuszyła na nią oczy.
- Nie, ale… no, do diabła! Kocham go i jak zechce się ze mną ożenić, to się bez wahania zgodzę! – wysyczała, już zupełnie purpurowa. Wstydziła się takich wyznań przy rodzicach, choć trochę nie bardzo pasowały do jej wewnętrznego przekonania. Twarz ojca pojaśniała, posłał jej nawet uśmiech. Za to matka wydawała się być nieugięta, jakby stuprocentowo pewna, że Aleksi, to jakiś drań.  
    Poderwała się z miejsca i szybkim krokiem skierowała do drzwi. Miała już ich dość.
- Myślisz, że tym razem to coś poważnego? – Juha zmierzył małżonkę wzrokiem.
- Nie wiem… oby. Jeśli nie, przynajmniej niech się rozstaną w pokojowych stosunkach – westchnęła, przewracając oczami.
    Tymczasem Tanja już pchnęła drzwi od pokoju brata i weszła do środka. On i Aleksi z wielkim zaciekawieniem oglądali właśnie nowy komputer. Wydawał się dobrze rozumieć z Mattim – ten drugi wyraźnie darzył go sympatią. Była mu za to wdzięczna, gdyż patrząc na rodziców wiedziała, że z nimi łatwo nie będzie… Podeszła bliżej i wdała się z nimi w pogawędkę. Pod ich nogami kręcił się Aleks, który również lubił towarzystwo swego „wybawcy”. Dlatego wierzyła, że jest dobrym człowiekiem. W końcu, jak to mówią, zwierzęta się na tym znają.  
    Dyskusja potrwała jeszcze z pół godziny, aż Aleksi stwierdził, że musi iść. Wszak czekało go jeszcze spotkanie z Hanną.
- Nie poszłabyś ze mną do niej? – posłał jej pytające spojrzenie, gdy już ubierał się w wyjściowe ciuchy.
- Ja? No nie wiem… - zawahała się – ostatnio…
- To było kiedyś. Chciałbym, żebyś z nią pogadała, może da ci jakąś radę?
- A jak ty się z nią rozumiesz? – spytała nieśmiało.
- Bo ja wiem? Jest, jak jest… dopiero się poznajemy – wzruszył ramionami.
- To fajnie – uśmiechnęła się lekko.
- To jak? Pojedziesz tam ze mną? – dopytywał dalej.
- No… - zamyśliła się na moment – no dobra, ale ty bierzesz odpowiedzialność za to, jak się coś schrzani! – wycelowała w niego palec.
- Tak jest! – parsknął, salutując – dobra, to ubieraj się. Musimy tam pojechać bezpośrednio stąd – spojrzał na zegarek. Pobiegła więc do siebie, zostawiając go na przedpokoju. Stał tak chwilkę, aż drzwi wyjściowe otworzyły się i „wyłoniła się” zza nich Kaari.
- O, cześć! A ty co tu robisz? – spytała zdziwiona.
- Cześć, przyszedłem do Tanji. Mamy gdzieś razem wyjść – bąknął niepewnie.
- O, to fajnie! Chociaż to raczej niecodzienne! – parsknęła lekko.
- Cze, Kaari! Powiedziałeś jej już? – na korytarzu pojawił się Matti, który „zażerał się” obiadem.
- O czym? – zaciekawiła się.
- On i Tanja, wiesz! – parsknął, gestykulując rękoma coś na kształt czułych objęć.
- Oj, dobra! – przewrócił oczami, bardzo tym speszony.
- Na serio? – twarz dziewczyny przybrała jakiś dziwny wyraz.
- No! Miał już rozmowę z rodzicami i chyba zdał egzamin! – brat śmiał się dalej.
- To spoko… jednak mnie wtedy oszukałeś – uśmiechnęła się lekko do Aleksego.
- Kiedy, z czym? – zdziwił się.
- No mówiłeś, że nie zamierzasz tego zamieniać w coś głębszego – przypomniała równie nieodgadnionym tonem.
- A… to wtedy… - podrapał się w czoło. Z jednej sam nie wiedział, co na to powiedzieć, a z drugiej wcale nie musiał jej się tłumaczyć.
- Dobra, jestem gotowa! – w tym właśnie momencie wróciła Tanja. Widząc Kaari i jej „uroczą” minę od razu poczuła się jakoś dziwnie – już jesteś? – rzuciła do niej.
- Jak widać. Słyszałam najnowsze wieści! Nieźle sobie pogrywasz! – puściła do niej oczko. W jej głosie czuć jednak było bardziej nerwowość, aniżeli prawdziwą radość z tego, że młodsza siostra „w końcu” się zakochała.
- To Matti, ja nic nie mówiłem! – Aleksi wycelował w niego palec.
- Matti…?! – jęknęła przeciągle, przewracając przy tym oczami.
- No co?! To super wiadomość, a skoro wy się nie pieklicie z obwieszczaniem jej, to ja się tym zajmuję! – wzruszył ramionami. Tanja skrzywiła się, po czym udała, że za nim biegnie. Czym prędzej więc zniknął w kuchni.
- To co jest do jedzenia? – Kaari uśmiechnęła się sztucznie i ruszyła za nim. Siostra, wciąż obserwując ją podejrzliwym wzrokiem, zaczęła zakładać kurtkę.
- Przepraszam za rodziców, nie spodziewałam się aż takiego wykładu… gdybym wiedziała, to bym cię w to nie mieszała – westchnęła, zapinając odzież.
- Dobra… nie szkodzi – Aleksi wzruszył ramionami.
- Nie chciałam tego ukrywać, dlatego tak od razu i…
- To fajnie – objął ją rękoma – cieszę się, że się mnie nie wstydzisz – parsknął żartobliwie.
- No co ty?! – oburzyła się z lekka – liczę, że wzajemnie!
- A myślisz, że po co zabieram cię do Lehtinenów? – odparł śmiechem i nachylił ku niej, by znowu pocałować.  
    Kaari przyczaiła się w progu i obserwowała to wszystko z tym samym, co uprzednio, wyrazem twarzy.
- Na co się tak gapisz? – zaciekawił się Matti.
- Na nic takiego… No na nich! – machnęła ręką, po czym przysiadła się do stołu.
- No, nieładnie! To są ich prywatne sprawy! Jak się chcą mizdrzyć, to nikt nie powinien się na to gapić! – wygłosił „dumnie”, na co ona posłała mu przedrzeźniający uśmieszek – ale jestem na serio zaskoczony! Taka była źle nastawiona do facetów, a teraz proszę! To jakiś cudotwórca! – pokiwał z uznaniem głową. Mruknęła na to niemrawo i zanurzywszy łyżkę w zupie rybnej, zaczęła nią „wiercić” we wszystkie strony – a ty co taka? Nie pasuje ci to, że oni… czy jak? – zauważył zaciekawiony.
- Nie, co ty? Miałam kiepski dzień w pracy…  - westchnęła, podpierając się ręką. W rzeczywistości chodziło jej właśnie o to. Jakoś tak, choć tego nie chciała, czuła w głębi siebie zazdrość. Ktoś mógłby teraz powiedzieć „Przecież sama próbowała ich ze sobą połączyć, a teraz ma jakieś pretensje?”. To fakt, ale prawdą jest i to, że czasem robimy jakieś rzeczy, by się zamaskować. Od dłuższego czasu obserwowała Aleksego i coraz bardziej wydawał się jej być mężczyzną niemalże „idealnym”, jak na tych dzisiejszych. Dlatego zaczęła rosnąć w niej zazdrość o to, iż to właśnie Tanja go „dorwała”, a nie ona – ta, której związki nigdy nie wychodziły, bo trafiała na nieodpowiednich mężczyzn, to znów niedojrzałych, aroganckich, zapatrzonych w siebie…  
    On wydawał się być taki inny… Patrząc w owo wyobrażenie o nim w końcu doszła do wniosku, że zagłębiła się w to za bardzo i być może… się w nim zadurzyła? Owa „choroba” rozwinęła się tak bardzo, że przestała już kontrolować emocje i jawnie okazywała zazdrość. Jeśli Tanja się domyśli, to ją za to zabije!

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5743 słów i 32263 znaków.

5 komentarzy

 
  • nutty25

    ciężko mi teraz powiedzieć, kiedy next, bo jeszcze nie poprawiłam dalej :( może dzisiaj...

    31 paź 2016

  • jaaa

    @nutty25 czekamyyyyyy!

    31 paź 2016

  • jaaa

    Kocham te opowiadanie<3

    31 paź 2016

  • ja

    kiedy kolejna część<3?

    31 paź 2016

  • ~~

    Mega  :yahoo:  czekam na next!

    31 paź 2016

  • Beno1

    :bravo:

    30 paź 2016