She's the only one for me cz. 4

Tanja otworzyła oczy, leniwie przeciągając się w łóżku. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – mruknęła, mimo że nie miała ochoty nikogo widzieć.
- Witaj, Tanja, tak? – w progu stanęła kobieta w średnim wieku. Dziewczyna nie odpowiedziała, patrząc na nią chłodnym wzrokiem – domyślam się, że tak – uśmiechnęła się nieznajoma – Tarja Puikkonen, psycholog – gdy już podeszła do pacjentki, wyciągnęła rękę.
- Nie jestem wariatką... - zmierzyła ją z dystansem.
- Wiem, ale w tej chwili znajdujesz się w ciężkiej sytuacji. Moja pomoc na pewno...
- I co mi pani powie? „Wszystko będzie dobrze, zapomnisz, to nie była twoja wina” i takie tam bla, bla? – prychnęła w odpowiedzi.
- Nie. Po prostu chcę, żebyś mi opowiedziała, jak to było – usiadła obok.
- Co?! Obcej babie?! A tak się głupi mądrym stanie! – zaśmiała się histerycznie.
- Proszę cię... chociaż opowiedz mi o swoich teraźniejszych uczuciach – zachęcała dalej. Dziewczyna poddała się i zrezygnowana pogadała z przybyłą. Po dość długiej rozmowie zmęczona, zasnęła. Zaczęła śnić, jak zawsze ten sam sen: o tym, co się wtedy zdarzyło. Niecierpliwie wierciła się w łóżku. Nagle ktoś jak zawsze zatkał jej ręką usta, by nie mogła krzyczeć. Zaspana pomacała się po twarzy – rzeczywiście: była na niej czyjaś dłoń!
- Nie drzyj się! – Perttu właśnie się nad nią pochylał. Chciała krzyczeć, lecz nie mogła – jak wtedy – kotek... - lekkim ruchem pogładził ją po włosach – chciała odepchnąć jego rękę, ale natychmiast skrępował jej dłoń – ja byłem wtedy pijany... nie wiedziałem, co robię. Myślałem, że ty też tego chcesz – w odpowiedzi Tanja ugryzła go w rękę – wariatko! – syknął, prędko ją porywając.
- Na pomoc! – wrzasnęła na cały głos.
- Zamknij się! Przecież nic ci nie robię!
- Ratunku! On tu jest! – wystraszył się i wybiegł z sali. Po drodze, na korytarzu, potrącił zaalarmowanego lekarza.
- Co się dzieje?! – internista wpadł do pokoju.
- On tu był! – krzyknęła histerycznie.
- Kto?!
- ON! – na tak „jałowe” tłumaczenia doktor pokiwał głową.
- Musi się pani wreszcie uspokoić – westchnął, po czym zawołał na pielęgniarkę.
- Ale on tu naprawdę był... - jęknęła, cała się trzęsąc. Gdy przyszła siostra, jak zwykle nafaszerowali ją jakimś środkiem uspokajającym – ale ja nie chcę spać... on tu... - mamrotała nieskładnie.
- Z tą dziewczyną jest coraz gorzej... jak tak dalej pójdzie, wyląduje w psychiatryku – zwrócił się do „koleżanki po fachu”.

***

    - W porządku, córeczko? – gdy się obudziła, zobaczyła nad sobą zatroskaną twarz rodzicielki.
- On tu był... - wymamrotała.
- Kto? – zdziwiła się Krystyna.
- Perttu... - znowu przymknęła oczy. Kobieta natychmiast poderwała się z miejsca i pobiegła na poszukiwanie lekarza. Gdy ten oznajmił jej, że nikogo nie było, a córka prawdopodobnie wariuje, zaczęła nerwowo przetrząsać torebkę, po czym wyciągnęła z niej jakąś kartkę, w następstwie przepisując z niej numer na komórkę.
- A ty? Jak myślisz, kto tu mówi prawdę? – spytał, siedząc za biurkiem, Aleksi. Obok stała owa „pulchna” kobieta, przekładając papiery.
- Jestem kobietą, to jasne, iż myślę, że ona – odparła pośpiesznie.
- Ale coś tu nie pasuje… - zamyślił się – pan gwiazdka powiedział, że tak, jak on, piła… ledwo trzymała się na nogach i rzeczywiście w badaniu krwi okazało się, że trochę…
- A co to ma do rzeczy? – znajoma weszła mu w słowo.
- Mogła nie pamiętać, co robi i dlatego nie wie, kto naprawdę się tego na niej dopuścił.
- A czy ona tak mówi? Nie pamięta, kto to był? – zadała pytanie.
- Jest całkowicie pewna, co się stało – mruknął.
- Więc jej wierzę, nie wiem, czemu ty uważasz inaczej… może dlatego, że jesteś facetem? Wy zawsze sądzicie, że baby to prowodyrki – wzruszyła ramionami.
- Przestań, bo zaczynasz mówić, tak jak ona…
- Ale spójrz na to – wskazała na kartkę papieru – te cyferki oznaczają, że wcale nie była upita! To tak, jakby w ogóle nie piła.
- Ale ona przyszła do szpitala na drugi dzień – ostudził jej zapał.
- Tak, czy inaczej, gdyby upiła się do nieprzytomności, to tak szybko by z niej nie wyparowało! Dobrze o tym wiesz – burknęła ironicznie – trochę zaufania do ludzi i tego, co mówią – posłała mu delikatny uśmiech.
- Wiesz, że mam z tym problem… - westchnął – może to tylko głupie śledztwo, ale nie mam zamiaru dać się tu oszukać! To poważna sprawa, od mojej postawy zależą przecież kolejne lata życia tego człowieka.
- Więc, skoro jej nie wierzysz, to umórz sprawę, albo przekaż ją komu innemu – raz jeszcze lekceważąco uniosła ramiona i wyszła, pozostawiając go w zamyśleniu. Ledwo odetchnął, a tu telefon. Gdy podniósł słuchawkę, usłyszał w niej głos owej kobiety:
- Aleks, do ciebie – rzuciła, po czym przełączyła rozmowę.
- Do mnie? – zdziwił się, ale nim zdążył powiedzieć coś jeszcze, po drugiej stronie już odezwała się „natarczywa” osoba – halo? Spokojnie! Proszę się uspokoić! Zawiadomiła pani policję? Proszę pani, w takiej sytuacji… no dobrze, już dobrze! Tak! Do widzenia – rozłączył się, po czym zadzwonił do „pulchnej” znajomej – Celli, wychodzę, więc wiesz, jak coś.
- Dokąd? – zdziwiła się.
- Mam pewną sprawę do załatwienia… - westchnął – i jeszcze coś: nie mów do mnie „Aleks”! – burknął, po czym odłożył słuchawkę i poderwał z miejsca, by się ubrać. A kto mógł dzwonić? Była to roztrzęsiona Krystyna, która obawiając się Ranielli wolała dzwonić do prokuratury, aniżeli na policję…  
    Znalezienie się w szpitalu wcale nie było dla niego trudne, gdyż po prostu wsiadł w samochód i w rezultacie po pięciu minutach był już na miejscu. Tanja przywitała go chłodnym spojrzeniem, nerwowo poruszając się w łóżku. To miało oznaczać, że ani trochę go nie lubi… Ale kogo to obchodzi? To tylko kolejna, rozhisteryzowana ofiara, która boi się policjantów i zamiast ich zawiadamiać, zawraca głowę właśnie jemu…
- Czego on tu znowu szuka?! – prychnęła nieprzyjemnie.
- Droga pani – zignorował ją jednak i zwrócił się do matki – takie rzeczy powinna pani donosić policji, a nie…
- Żadnej policji! To skorumpowane świnie! Ten gliniarz chciał przecież przekupić Tanję! – oburzyła się kobieta.
- Nie tłumacz mu, on i tak nie wierzy! Wszyscy są po jednych pieniądzach – burknęła zniesmaczona córka.
- Co chcecie, żebym zrobił w tej sprawie? – mruknął, mierząc ją chłodnym wzrokiem. Nigdy nie lubił, gdy ktoś zarzucał mu przekupność.
- Niech coś pan zrobi, żeby on tu więcej nie przychodził! – zawołała stanowczym tonem pani Krysia.
- Więc naprawdę tu był? – zwrócił się do ofiary.
- Do diaska! Czy ja wyglądam na wariatkę?! – warknęła obruszona Tanja.
- Dobrze, mogę załatwić ochronę z policji, nic innego nie jestem w stanie zrobić – bezradnie wzruszył ramionami.
- A co mi to da?! Przecież jego ojciec jest gliną! Zrobi wszystko, żebym tylko z tym skończyła! – dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
- Już to pani prawie zrobiła… - westchnął do siebie.
- Słucham?! – porwała ręce, „groźnie” mrużąc oczy. Co to, to tak, miała bardzo dobry słuch.
- Nic… - odrzekł, jak gdyby nigdy nic.
- No nie wiem… a ile by to kosztowało? – myślała Krystyna.
- Jeśli chce pani prywatną ochronę, to proszę do detektywa. Numeru nie dam, bo się w tym za bardzo nie orientuję.
- Bardzo śmieszne, no brawo! Mamo, kogo tyś tu sprowadziła?! To taki sam cham i bydlak, jak i reszta tych parszywych glin! – wtrąciła zdenerwowana ofiara.
- To nie żart, mówię poważnie! – oburzył się z lekka – jeśli nie chcecie państwowej policji, to tylko tak możecie pilnować, żeby on tu nie wszedł. Ale dobrze, postaram się to załatwić. Acha, i coś jeszcze: czemu nie powiedziała mi pani, że piła tamtego wieczora? – ponownie zwrócił się do Tanji.
- Co? – zmrużyła oczy, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
- No, że piła pani. Podejrzany zeznał mi, że to pani z nimi robiła – wyjaśnił bardziej klarownie. Pani Krysia spojrzała na córkę, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. Nie spodobało się jej to, co właśnie usłyszała.
- To były ze dwa kieliszki, nie więcej! Myślisz pan, żebym się upiła?! – podenerwowała się – nie przepadam za alkoholem, a poza tym, to nie w takim towarzystwie!
- To prawda! Przecież widziałam ją, jak wróciła do domu! Nie była pijana – rodzicielka postanowiła stanąć w obronie córki.
- Nawet, jeśli to małe ilości, powinna pani była mi to powiedzieć! Obrońca nawet małe cyferki wyolbrzymi do promili! Uznają panią za pijaną, że straciła pani świadomość i nawet nie wiedziała, gdzie i po co jest.
- Nie chcę teraz o tym mówić! Wynoś się stąd! – zatkała rękoma uszy.
- Jeśli chce pani wygrać, to niech mi mówi o wszystkim! Nawet o najmniejszych szczegółach – tłumaczył, starając się nie zwracać uwagi na ten „dziecinny” gest.
- Powiedziałam coś: wynocha!
- Może lepiej niech pan na razie idzie – jęknęła bezradnie Krystyna. Aleksi udał się więc do drzwi.
- Jeszcze będę musiał zamienić z pani córką parę słów… nie powiedziała mi wszystkiego – westchnął – proszę ją przekonać, że jeśli chce wygrać, to ja muszę wiedzieć takie rzeczy.
- Myśli pan, że… że przegramy? – kobieta spojrzała mu w oczy z niepewnością i lękiem jednocześnie.
- To trudna sprawa… - przyznał po chwili zamyślenia – ale to nie znaczy, że nie do wygrania, tylko trzeba dobrze ułożyć argumenty przeciwko niemu, a w tym celu ja muszę wiedzieć, co i jak – popatrzył wymownie.
- Dobrze… porozmawiam z nią… - odetchnęła ciężko na samą tylko myśl o tym. Skinął głową i wyszedł.

***

    - Wyślijcie kogoś do szpitala, do tej Venerinen. Potrzebuje ochrony – mruknął do jednego z „gliniarzy”, jaki zasiadał za policyjnym biurkiem.
- No wiesz…? To trzeba przedyskutować z innymi! Nie mogę tak posyłać ludzi do byle czego! Co jej nie pasuje? Nachodzą ją dzikie pająki? – parsknął ironicznie.
- To ważne! Ona się boi – burknął – i w ogóle to składam kolejne zażalenie do sądu o tą kaucję, on musi wylądować w tymczasowym areszcie!
- E tam, to niska szkodliwość czynu, poza tym jest tylko podejrzanym, więc…
- Czy ty siebie słyszysz? – oburzył się – a gdyby twoją dziewczynę ktoś tak potraktował i chodził po wolności, to czy nie chciałbyś, żeby go zamknęli?
- Nie chodziłby po wolności, bo ja bym go zabił – odparł urażony.
- To go zamknij, on ją nachodzi!
- Co znowu?! Jakieś problemy z naszą biedną ofiarą? – obok zjawił się Ranielli.
- Tak… pański syn nachodzi ją w szpitalu, więc wnoszę o areszt. Jeśli przykro panu zamykać go tutaj, to chociaż domowy – uśmiechnął się cynicznie.
- Bzdura! Był w domu, po co miałby do niej leźć? Dobrze sprawuję nad nim dozór! – warknął – albo się jej psuje we łbie, albo tak go kocha, że go wszędzie widzi! – prychnął. Na owe słowa twarz prokuratora od razu spochmurniała.
- Może pan potwierdzić, że tam właśnie był? – mruknął po chwili.
- Moja żona może to zrobić. Jeśli pan nie wierzy, to zaraz po nią zadzwonię! I proszę się nie kłopotać z tym wnioskiem, i tak nie zamknę mojego syna, bo on jest niewinny! – posłał mu znaczące spojrzenie.
- Dobra… w takim razie proszę tylko o ochronę – odchrząknął.
- Po co?! Nigdzie nikogo nie będę posyłał!
- Albo ochrona, albo będę męczyć sędziego do tej pory, aż go w końcu zamknie! – pogroził palcem.
- Zresztą! W porządku! Mikko, daj jej tą ochronę, niech się cieszy – uśmiechnął się wrednie – więc jednak zamierza pan bawić się w ten cyrk z procesem? – zwrócił się do Aleksego, zakładając rękę na rękę.
- To moja praca, a gdy ją wykonuję, to nigdy się nie bawię, a staram dokopać do prawdy i tym razem też tak będzie… - odpowiedział spokojnie – więc, jeśli pański syn to zrobił, to może być pan pewien, że ja to odkryję i udowodnię… a na koniec… i tak go zamknę w tymczasowym! – burknął i prędko się oddalił.
- No co za jakiś…?! – prychnął do siebie Markko – co jak co, ale szczwany z niego lis! Ale nie myśl sobie, że zamknę mojego syna! Jeszcze czego…
- Szefie, to jak? Mam dać jej tą ochronę? – bąknął zdezorientowany podwładny.
- A daj! Przynajmniej się do nas nie doczepią, że utrudniamy śledztwo! – machnął lekceważąco ręką – co za idiotyzm… - wymruczał do siebie.

***

    Nazajutrz, zgodnie z obietnicą, pod drzwiami pokoju dziewczyny stał już ktoś z policji – jakiś młody chłopak.
- I po co to, debilu, zrobiłeś?! – syknął Janne, jeden ze składu „Fairy Tales”.
- Teraz już nie wejdę... ten gówniarz na pewno ma mój rysopis – mruknął Perttu, maskując się za czapką baseballową. Obydwaj stali na szpitalnym korytarzu.
- Po co ty ją w ogóle brałeś na siłę? Miesiąc, dwa i sama by ci weszła do łóżka – dorzucił Jyrki.
- Stul mordę, popaprańcu! Nawaliłem się, a wiesz, że potem nie pamiętam, co robię! – warknął Perttu. Reszta zespołu popatrzyła po sobie znacząco, gdyż trudno było się z tym nie zgodzić – zresztą, wali mnie to! Ona znowu będzie moja, jasne?! Procesu wcale nie będzie! – dokończył wzburzony.
- Taa... a u mnie w domu na żyrandolu wiszą zafajdane gacie – zakpił Tuomas.
- I trafiłeś w samo sedno! – wokalista od razu parsknął śmiechem.
- Dobra... to było złe porównanie... kto mi powiesił te gacie, co? Przyznać się! – rzucił zmieszany.
- Koniec dyskusji, świniaki! To, że ja tam nie wejdę wcale nie znaczy, że któryś z was nie może – Perttu spojrzał po kumplach z szelmowskim uśmiechem.
    Tanja właśnie drzemała, by po chwili otworzyć oczy. Miała już dość tego miejsca, chciała wrócić wreszcie do domu. Po co ją tu tyle trzymają? Chcą sprawdzić, czy już mąci się jej w głowie? Nagle drzwi się uchyliły.
- „To pewnie ten gostek” – przemknęło jej przez myśl, jednak zamiast „cherlawego” policjanta ujrzała znajomą twarz… - wyjdź stąd! – krzyknęła od razu – po...!
- Cii... ja ci nic nie zrobię – uciszył ją Tuomas – przychodzę w imieniu Perttu.
- Myślisz, że też ci się uda, jak to zrobił twój koleżka?! – prychnęła nienawistnie.
- Nie gadaj głupot! Mój kumpel naprawdę żałuje, nie chciał, żeby tak wyszło!
- Tak?! Zastanowił się nad tym dopiero teraz?! Ale już się stało, a on pójdzie za kratki! Teraz mam jeszcze większą ochotę, by go tam wpakować! – wykrzyczała rozdrażniona.
- Ciszej, bo ten szkielet mnie wykopie... Proszę... przed nami międzynarodowa kariera... nie psuj jej…
- Guzik mnie to obchodzi! Mógł nie pchać łap do ula, w którym były same pszczoły! – uniosła się jeszcze bardziej.
- Zastanów się jeszcze... proszę... to był jednorazowy wyskok...
- Słyszysz siebie?! Jakbyś się czuł, gdyby twój koleżka złapał cię i...! – urwała w pół słowa.
- Nawet mi nie mów... - wykrztusił zmrożony.
- Kim pan jest? – w drzwiach stanęła Kaari.
- To kumpel Perttu – Tanja nie przestawała mierzyć go z nienawiścią, jakby i on miał w tym wszystkim udział… bo i w pewnym sensie tak przecież było.
- Co?! Wynoś się stąd, natychmiast! – siostra od razu się zbulwersowała.
- Spoko, ja nie chcę źle... - tłumaczył się „intruz”.
- Wynocha! I powiedz swojemu debilnemu koledze, żeby się nacieszył wolnością, bo niedługo ją straci! – wykrzyczała, wypychając go za drzwi. Po chwili zbeształa za nimi młodego policjanta. Tanja ciężko westchnęła. Chyba już nigdy nie uwolni się od tego koszmaru...
  
***

    Incydent, jak ten, już się nie powtórzył. Młody nie wpuścił już do niej nikogo, oprócz rodziny i osób, które prowadziły śledztwo w jej sprawie. Choć i tak nie chciała ich przyjmować, przez co wszystko utrudniała… i jak dla niej to było całkiem dobrze! W końcu opuściła szpital. Jednak po powrocie nigdzie sama nie wychodziła. Zawsze był z nią ktoś z rodziny, no i przyjaciółka, Enni, która wróciła do Helsinek po wizycie u dalekich krewnych. Długo nie mogła sobie darować, że nie była w tych trudnych chwilach z Tanją. Wyrzucała sobie też, że nie poszła z nią wtedy na festyn i dlatego go poznała. Chociaż, może i tak doszłoby do spotkania? Może to było zrządzenie nieszczęsnego losu…?  
    Jak zwykle siedziały razem w pokoju Tanji, gdy Krystyna, uchyliwszy drzwi, oznajmiła:
- Dzwoni ten prokurator, chce z tobą rozmawiać.
- Sama z nim pogadaj – mruknęła Tanja.
- Wiesz, że ty musisz to zrobić, to ty tam byłaś, a nie ja.
- Nie musisz mi tego mówić! – prychnęła – po co ta cała szopka?! Nie chcę żadnego procesu! To i tak nie ma sensu!
- Nie wiesz tego! – matka pokręciła głową na boki – chodź do telefonu, marnujesz mu czas!
- To on sam go sobie marnuje, biorąc się za to wszystko! – warknęła, ale w końcu poderwała się z miejsca – czego?! – burknęła nieprzyjemnie, gdy już chwyciła aparat w rękę.
- No, jest pani, od razu poznałem – w jego głosie dało się wyczuć nutkę ironii, jakby to, że przywlokła się do tej „zakichanej” słuchawki było jej obowiązkiem – czemu nie przychodzi pani do prokuratury? Przysłałem przecież pani zawiadomienie.
- Podarłam i spaliłam! – prychnęła bezczelnie.
- Nie szkoda pani było papieru? Przez panią niszczeją lasy deszczowe.
- Mam je głęboko gdzieś i żadnej ochoty, żeby ruszać się z domu!
- Acha, więc mam po panią przysłać policję?
- Ani mi się pan waż! – zawołała spanikowana – nie chcę żadnego procesu, jasne?! Nie życzę sobie, żebyś się pan fatygował, tak powinno być przecież dla pana lepiej, że nie musi się ze mną męczyć!
- Tu ma pani rację, praca z panią to prawdziwa udręka…
- Nie bądź pan taki bezczelny! – oburzyła się.
- Czemu go tak traktujesz? Z głosu wydaje się miły – wtrąciła zaaferowana Enni, która pchała się jej do słuchawki.
- Weź przestań! To prawdziwy idiota, a jak się puszy!
- To było do mnie?
- Jeśli powiedziałam to w rodzajniku męskim, to tak! – uśmiechnęła się ironicznie. Ileż owo zdanie sprawiło jej satysfakcji!  
    Nerwowo zacisnął dłoń na słuchawce. Ta rozmowa powoli zaczęła wytrącać go z równowagi…
- Słuchaj pani, proszę się tu stawić, bo czy tego pani chce, czy nie, będę się zajmował tą sprawą! Złożyła pani doniesienie na policji, a to znaczy, że jednak chce, żeby to miało finał! A skoro już się zaczęło, to nie mam zamiaru tego kończyć! – wyrzekł nieco podenerwowanym tonem. Tanja spochmurniała.
- Idź! Wsadzicie go za kratki! – przekonywała przyjaciółka.
- Kto jest z panią? – mruknął, słysząc jej głos.
- A co pana to?! – burknęła, ale kumpela trąciła ją w bok. To dlatego, że bardzo chciała wiedzieć, jaki jest ów prokurator! A w szczególności… jak wygląda – moja przyjaciółka – poprawiła się po chwili.
- Dobrze, w takim razie proszę tu przyjść i zabrać ze sobą znajomą, z nią też chcę o tym porozmawiać. Bo nie będę się patyczkował i naprawdę przyślę policję! Do widzenia – wymruczał „groźnie”, po czym się rozłączył.
- No co za...?! – pisnęła do siebie, odkładając słuchawkę, i w następstwie nerwowo przygryzła wargę. Nie chce tutaj policji!
- A! – znajoma wyglądała na bardzo rozradowaną – super, poznam go!
- Będziesz tego żałować – prychnęła ironicznie.
- E tam! Stanowczo za ostro go traktujesz! Jemu naprawdę zależy na tej sprawie, a ty go odstraszasz – Enni pokręciła głową na boki.
- Tak myślisz? – bąknęła niepewnie.
- A znasz sprawy, w których prokurator dzwoni do kogoś, żeby zachęcić go do działania w jego własnym interesie? Zwykle, jak ty kogoś olewasz, to i oni ciebie, a zwłaszcza, jak cię nie znają. Może wpadłaś mu w oko? – zachichotała.
- Przestań! – warknęła, uderzając ją w ramię – to po prostu… zawzięty typ! Sama się, zresztą, przekonasz…
    Rzeczywiście tak się stało i to niebawem, bo po paru dniach obie udały się do prokuratury. Enni odniosła jednak zupełnie inne wrażenie po pierwszym spotkaniu z Aleksim, aniżeli Tanja: z gabinetu niemalże wyfrunęła!
- Jeny! On jest super! – jęknęła, udając, że mdleje – jak fajnie zadaje pytania i w ogóle uwielbiam takich odstrojonych facetów!
- Daruj sobie! – burknęła – aż dziw, że się tak zachowujesz… nie zbombardował cię tym swoim srogim spojrzeniem? – zakpiła.
- No coś ty? On ma właśnie cudowny wzrok… - westchnęła – a jaki miły! Mówiłam ci, że jest taki! Poznałam po głosie – przekonywała rozochocona.
- Weź! Jakoś do mnie odnosi się inaczej! – mruknęła poirytowana.
- Bo sama gadasz, jakbyś kąsała! Bądź przystępniejsza, to i on na pewno taki będzie – na rady przyjaciółki jedynie przewróciła oczami. I tak wcale nie zależało jej na uprzejmościach ze strony tego „potwora”!
- Proszę pani, może pani wejść – wtem dobiegł je głos puszystej kobiety zza blatu – Celli. Tanja aż się wzdrygnęła na jej słowa, ale uniosła się z krzesła i ruszyła do środka.
- Pracuje tu pani? – Enni, jak gdyby nigdy nic, zagadała do „krągłej” niewiasty.
- Tak… jestem sekretarką – uśmiechnęła się.
- Zna pani tego prokuratora, tam ze środka?
- Tak, to mój szef – z jej ust nie schodził pogodny uśmiech. Musiała więc być z natury sympatyczną osobą.
- Fajny jest! A jakim jest pracodawcą? – zachichotała w przypływie euforii.
- Wie pani… raczej jesteśmy bardziej na stopie przyjacielskiej, niż relacji szef-sekretarka.
- Ach, tak… - nieco przygasła na owe słowa, gdyż ów mężczyzna… wpadł jej w oko! Ale jeśli gustuje w takich „grubych babach”…?  
    Tymczasem Tanja już weszła do gabinetu i usiadła na miejscu przewidzianym dla „klientów” prokuratury.
- To o czym chciał pan ze mną gadać? – starała się, by jej ton był nieco milszy. Może ta „roztrzepana wariatka”, Enni, ma rację i powinna być mniej ostra?
- A więc wiem już, że ma pani na imię Tanja, nazwisko Venerinen, wiek 24 lata, studiuje…
- Już nie… - poprawiła – przerwałam je. Nie mogę się pozbierać, dlatego to nie miałoby żadnego sensu… - na jej ostatnie słowa nic się nie odezwał, a po prostu skreślił z „listy informacji” wzmiankę o studiach.
- Więc tyle procent alkoholu u pani wykryto, ile to było w ilości? – zadał kolejne pytanie.
- Ze dwa kieliszki… wznosiliśmy toast, najpierw za nowy autokar, a potem… - nerwowo podrapała się w czoło. Ręce zaczęły jej drżeć. Zauważył ów gest, ale i tak musiał dowiedzieć się najmniejszych szczegółów z tamtego zdarzenia – potem… za… za ich trasę – dokończyła z trudem – tylko tyle… nic więcej…
- Jeśli pani nie chce mówić tego mnie, to mogę to polecić psycholog. Ona panią przesłucha, a potem przekaże informacje mnie – rzucił spokojnie.
- Po co? – zaśmiała się drętwo – i tak będzie pan wiedział o mnie wszystko… co ja mówię? Cała sala sądowa będzie słuchać o tym, jak do tego doszło, więc po co mam to mówić do jakiejś obcej baby, skoro mogę do faceta?
- Ale tak na pewno byłoby dla pani zręczniej.
- Teraz pan to mówi? Już słyszałeś pan połowę tej historii i nie mów, że nie interesuje cię jej dalsza część! – burknęła nieprzyjemnie. Dopiero, gdy skończyła mówić, dotarło do niej, że znowu przeszła do słownej ofensywy. Miły ton gdzieś się ulotnił. Westchnął głęboko, co znaczyło, że zaczynają go irytować jej zarzuty…
- Może na początek… jestem Aleksi, nie musi mi pani mówić na „ty” – wystawił rękę. Przez chwilę patrzyła w nią tępym wzrokiem, nie wiedząc, czy może ją odścisnąć – nie musisz się mnie bać – rzekł, widząc jej wahanie. Szybko więc wyciągnęła dłoń i mocno zacisnęła ją na jego ręku. A niech ma trochę za swoje!
- Ja chyba nie muszę mówić, jak mam na imię? – mruknęła znacząco.
- Dobrze, więc wiem już, ile wypiłaś… ok, a czy on był pijany?
- Bardzo… ledwo trzymał się na nogach… - spuściła głowę, a wtedy usłyszała parsknięcie… - to jest takie śmieszne?! – oburzona, szybko ją uniosła – czy to, że się schlał i mnie zgwałcił jest zabawne?!
- Nie, nie, nie o to mi chodzi! – prędko się wybronił – powiedział, że to ty byłaś tak spita, dlatego się śmieję… nie rozumiem, jak ktoś może być aż tak zakłamany?
- Wierzysz, że… że mówię prawdę? – zmarszczyła brwi.
- To ustalą fakty.
- Fakty! Phe! – prychnęła – tak, czy nie?! A zresztą, po co ja w ogóle pytam?! Przecież ty trzymasz się tylko procedur i nic więcej! Wszystko zależy od faktów! Po co zastanawiać się nad osobowością człowieka, skoro to nie on ma rację, a parę suchych zdarzeń, które mogą być prawdą, albo nie?!
- Co studiowałaś? Psychologię? Jeśli tak, to wcale bym się nie zdziwił. Mówisz jak pedagog – rzucił znad papierów, w których notował kolejne zapiski.
- Jeśli myślisz, że jesteś śmieszny, to wcale tak nie jest!
- Nie jesteśmy tu po, żeby roztrząsać które z nas jest bardziej dowcipne – odparł znacząco, ucinając w ten sposób dalszą dyskusję na ten temat – no to po kolei… - westchnął ciężko – przykro mi, ale musisz to jeszcze raz odtworzyć.
    Wyszła ze środka w jeszcze gorszym humorze… o ile to w ogóle było możliwe! Ze zdziwieniem zauważyła, że znajomej nie ma na poczekalni… Poszła sobie i nie zaczekała na nią? Gdy już zaczęła się denerwować z tego powodu, usłyszała jej głos, dochodzący gdzieś zza ściany. Gdy się wychyliła, okazało się, że Enni w najlepsze rozmawia sobie z jakąś „grubą babą”. Z tą, która kazała jej wejść do gabinetu.
- O! Jesteś już, Tanja? I jak? Fajnie było? – zawołała dość głośno, przez co ludzie, jacy przechadzali się po korytarzu, zwrócili uwagę w jej stronę. Podobnie również owa pulchna kobieta za „kontuarem”… no, ale nic dziwnego, w końcu to zabrzmiało tak, jakby spotykała się z tym „wrednym facetem”.
- A jak może być fajnie, gdy musisz opowiadać do obcego gościa takie rzeczy?! – syknęła, podchodząc bliżej.
- Sorry. To jest Celli, pracuje tu jako sekretarka – wskazała na nieznajomą.
- Mi… miło mi… - skinęła niepewnie.
- Mnie też – obca odpowiedziała jej promiennym uśmiechem – twoja koleżanka jest bardzo zabawna – zachichotała – na pewno uda wam się wygrać sprawę – posłała jej znaczące spojrzenie. Tanję od razu ogarnęła złość. Ta „głupia” Enni jej wypaplała!
- A wy dalej tutaj? Aż tak wam się tu spodobało? Przykro mi, ale wolnych etatów chyba już nie ma – wtem między nie „wpakował się” właśnie ten, który rzekomo miał odnieść w tej potyczce zwycięstwo, czyli Aleksi, w rzeczy samej. Zniesmaczona Tanja nieco się odsunęła.
- Śmieszne… - burknęła nieprzyjemnie.
- A no, fajnie tu jest! – parsknęła Enni – pańska sekretarka jest bardzo sympatyczna!
- A właśnie, Celli… zrób mi kawę – zwrócił się do niej – do widzenia – skinął do nich i gdzieś tam sobie poszedł.
- Pa! Krzyżyk na drogę! – burknęła poirytowana Tanja.
- Do widzenia! Życzę udanego dnia i dobrej kawy! – wołała za nim przyjaciółka.
- Ucisz się, odwala ci?! – oburzona chwyciła ją za ramię, którym machała, niczym jakaś idiotka.
- No co? Zaś masz zły humor? Mówiłam ci coś przecież… - nim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, towarzyszka pociągnęła ją za ramię i prędko poprowadziła do drzwi – hej, Celli! Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy! – krzyczała, wysyłając kobiecie jakieś znaki… Tanja nigdy nie mogła zrozumieć, jak to jest możliwe, że gdzie Enni by się nie pojawiła, tam zawsze musi kogoś poznać i się z nim zaprzyjaźnić…? To jakiś dar, czy może jest po prostu aż taką paplą, że każdego potrafi wciągnąć w dyskusję? Tak, to, to na pewno.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5169 słów i 28713 znaków.

3 komentarze

 
  • pola00

    super ;)

    17 wrz 2016

  • Beno1

    :kiss:  :bravo:

    17 wrz 2016

  • Nataliiia

    Kiedy next??

    17 wrz 2016