She's the only one for me cz. 8

Dzisiaj postanowiła dokonać kolejnej niemożliwej rzeczy: wyjść z domu sama! Musi iść do Enni, by zdać jej relację z tego, co widziała w „knajpie”. Pora w końcu przełamać ten chory strach przed rodziną Perttu, jego „fanatycznymi” zwolennikami, wścibskimi dziennikarzami i, co najważniejsze, nim samym! Miała ułatwione zadanie, bo nikogo nie było w domu, więc tym samym nie będą skakać wokół niej, niczym „rozszalałe nastolatki”, uradowane tym, że jedna z nich wychodzi za mąż. Bądź też… nikt nie będzie usiłował jej tego wyperswadować.  
    Stanęła przed lustrem. Wyglądała już nieco lepiej: sińce pod oczami zniknęły, nabrała trochę ciała… Jednak wciąż czuła się tutaj obco. Zwłaszcza po tym, co przeczytała na murze… Ale nie! Niczego nie zrobiła, więc ma prawo chodzić po ulicy z podniesioną głową! Z niechęcią musiała przyznać, że w tej kwestii prokurator miał rację.
    Wyjrzała przez okno: jeszcze się nie ściemniło, więc to odpowiednia pora! Poza tym, jeśli będzie dłużej zwlekać, może wrócić ktoś z domowników.
    Chwyciła do ręki torebkę i zamknęła za sobą drzwi. Jednakże już na schodach poczuła, że źle robi, że nie powinna. A jak oni tam będą? A jeśli na nią czekają? Miała ochotę sama dać sobie po twarzy, żeby te myśli zniknęły… Mimo wszystko zebrała się na odwagę i wyszła na zewnątrz.  
    Szła dość szybkim krokiem, jakby chciała czym prędzej dostać się do przyjaciółki. Nie posiadała przy sobie funduszy na transport, a i ta mieszkała niedaleko. Miała spuszczoną głowę, gdyż bała się ją podnosić, by nikt jej nie rozpoznał. Gdy przechodziła tuż obok kiosku z gazetami ciekawość zwyciężyła: uniosła wzrok. Od razu rzucił się jej w oczy artykuł pod tytułem „Lider zespołu Fairy Tales oświadcza, że nie zamierza zawieszać działalności zespołu”. Zwiększyła tempo, wciąż wpatrując się w stoisko, aż w końcu na kogoś wpadła. Pod wpływem uderzenia z rąk Aleksego wypadła jakaś kartka – być może ta, którą dostał w barze – i wylądowała… w pośniegowej kałuży.
- Do licha! – syknął, pośpiesznie się po nią schyliwszy.
- Sorry! Yyy… to znaczy przepraszam! Nie chciałam! – zaczęła się tłumaczyć.
- Co ty… tu robisz sama? – zdziwił się, prędko chowając „świstek” do kieszeni czarnego płaszcza.
- A ty? – zmarszczyła brwi – to znaczy… idę do Enni – poprawiła się. Wszak zadawanie takich pytań było nie na miejscu.
- Mam tu coś… do załatwienia, dlatego cię nie podrzucę – mruknął, niepewnie rozglądając się dookoła.
- Wcale tego nie chcę – burknęła, jak zwykle dosyć nieprzyjemnie. W końcu teraz miała dodatkowy powód, by go nie lubić: „zadawał się z mężatkami” – to… pa – rzuciła wymijająco i szybko się oddaliła.
- Cześć… - wymruczał sam do siebie, bo wszak tej już tam nie było, i z powrotem wyciągnął z kieszeni zmoczoną kartkę. A właściwie fotografię jakiejś młodej kobiety. Z czarno-białego zdjęcia wynikało, że miała nie więcej, niż 20 lat. Ciemne, puszyste włosy, ułożone zgodnie z ówczesną modą, opadały jej na ramiona. Twarz zdobił delikatny uśmiech, a z oczu zdawała się bić radość. Szkoda, że zdjęcie nie było kolorowe, bo wówczas mówiłoby o wiele więcej…
    Przebiegła Tanja wcale nie odeszła daleko! Stanęła tuż na rogu kończących się budynków i zaczęła obserwować prokuratora. Instynkt „tropiciela” znowu zwyciężył! Stał jeszcze chwilę, patrząc się w „świstek”, po czym otrzepał go z brudu i zniknął w głębi bocznej, wąskiej uliczki. Dobrze wiedziała, co znajdowało się w tamtejszych podwórkach. Owo miejsce nie cieszyło się zbytnim poważaniem wśród „porządnych obywateli miasta”, bowiem to tam lokowała się… Agencja Towarzyska. A więc po co tam poszedł?! Chyba nie spotkałby się z Tarją w takich okolicach…?  
    Gdy tylko zniknął, wyskoczyła zza rogu i ruszyła za nim. Samochód zaparkował tuż naprzeciwko „nieprzyzwoitego” zaułka. Jeśli tylko odkryje, że chodzi do takich miejsc, natychmiast wygarnie to psycholog! Dowie się, że jej „ukochany”, to zdrajca i to ona ma rację mówiąc, że „faceci to świnie”! Zresztą taki, to na pewno uważa, że mu wszystko wolno, bo ma władzę! Nieraz słyszała, że ci, co mają się za najbardziej praworządnych, w domowym zaciszu piorą same brudy.
    Serce biło jej, jak oszalałe. Nie tylko z powodu strachu przed tym zaułkiem, ale i z podekscytowania, jakie ją ogarnęło. Kochała bawić się w takie rzeczy, jak odkrywanie czyichś tajemnic! Już zaczęło jej brakować tej adrenaliny, którą wówczas odczuwała! Nareszcie go dogoniła: w istocie zmierzał wprost do „domu schadzek”. ‘A to „ziółko”’…  
    Z budynku wyszedł jakiś mężczyzna, zasłaniając twarz ręką. Pośpiesznie schowała się za stojący nieopodal kosz na śmieci. Bała się obcych „facetów”, nie ufała im. A zwłaszcza tym, co to uczęszczali do takich miejsc…
- Co tu, panienka, robi? Znalazłaś wreszcie swoje powołanie? – nagle usłyszała za sobą czyjś głos: męski w dodatku. Przeszły ją ciarki, a serce na moment zamarło…
    - Naprawdę jej pani nie zna? – Aleksi wbił we współwłaścicielkę agencji, to jest niepozornie wyglądającą kobietę, pytające spojrzenie.
- Nie, nie widziałam jej i nigdy tutaj nie pracowała… - zamyśliła się – ale pan tylko z tym do nas? Nie chce żadnej panienki? – oddała fotografię, kiwając na pracownice „domu schadzek”. Mężczyzna wyglądał jej na „nadzianego”, więc nie mogła przepuścić takiej okazji.
    Spojrzał na kobiety, czy raczej „towary”, które siedziały nieopodal na długiej, „połyskującej” sofie koloru, jakże pasującego do owego miejsca, bo… różowego. Natychmiast weszły w role, wdzięcząc się doń, byleby tylko zostać tą wybraną. Nie to, żeby takowe „niewiasty” go mierziły, bo przecież za każdą z nich kryła się osobna, często dramatyczna historia. Wszak chyba niewiele kobiet marzy o takiej pracy. Poza tym i tą ze zdjęcia coś łączyło z takowym miejscem. Mimo wszystko, choćby się zapierał, czuł pewnego rodzaju niesmak. Tyle, jeśli chodziło o osobiste zdanie. Gdyby wziąć pod uwagę zawodowe przesłanki, to asystował kiedyś przy głośnej sprawie „handlu żywym towarem”, dzięki czemu miał okazję przesłuchiwać ofiary owego procederu. Gdyby nie „zachcianki” „żądnych wrażeń panów” takowe zbrodnie nie dochodziłyby przecież do głosu, a teraz on, który ma stać na „straży sprawiedliwości”, miałby się przyczyniać do napędzania owej machiny? Nie, obiecał sobie, że będzie pełnił swe obowiązki z pełną uczciwością i zaangażowaniem. W końcu była to jego życiowa droga.
- Nie, dziękuję – mruknął, odbierając rzecz.
- Naprawdę?! – kobieta wytrzeszczyła oczy – może się jednak zastanowi? Mogę dać rabat.
- Nie mam nad czym. Do widzenia – skierował się do wyjścia, po drodze raz jeszcze rzucając okiem na „pracownice” lokalu. Jedna z nich nawet puściła doń oczko, ale ów gest i tak nie mógł zmienić jego mocnego postanowienia.
- Żałosny elegancik! – prychnęła pod nosem zgorszona „szefowa”.
    Wyszedłszy na zewnątrz wciągnął duży zapas tlenu. W budynku było niezwykle duszno, w powietrzu zaś mieszały się rozmaite zapachy, gdyż pracownice agencji nie oszczędzały na perfumach. Spojrzał na fotografię i bezradnie opuścił ramię. Kolejny raz niczego się nie dowiedział.
    - Co robisz w takim miejscu? Przyszłaś do pracy? – Markko wbił w Tanję pełen zawiści wzrok, zapewne wciąż miał w pamięci ten policzek. Sparaliżowało ją. Był w mundurze, więc sama nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Teraz na pewno da jej wycisk za tamto!
- Tato, daj jej spokój! Ja z nią pogadam! – wtem usłyszała głos Perttu. Rzeczywiście: biegł z oddali! Sama nie wiedziała, który z nich był gorszy.
    Wystraszona zerwała się na równe nogi i cofnęła ku ścianie, mocno doń dociskając, jakby miało jej to w czymś pomóc. Czuła się osaczona, do oczu zaczęły napływać jej łzy. To już koniec, teraz, kto wie, co jej zrobią?!
- Markko! Tu czysto! – dobiegł ich jeszcze jeden głos.
- Tu też! – odkrzyknął na to Ranielli, wciąż mierząc ją miażdżącym spojrzeniem – jest twoja! – burknął do syna i oddalił się do kolegi-policjanta, który go nawoływał.  
    Poczuła na plecach ciarki. Nie chciała, by ten „padalec” się do niej zbliżał!
- Po co tu przyszłaś? Tu jest niebezpiecznie – spytał Perttu, robiąc krok w jej stronę.  
    Zaczęła drżeć ze strachu, nogi niemalże się pod nią uginały. Po co tu przylazła?! Czy jakiś „potworny” prokurator i jego tajemnice były tego warte?!
- Śledziłeś mnie? Ty i… i twój ojciec? – wyjąkała, robiąc parę kroków w bok. Byleby jak najdalej od niego!
- Nie wiem, skąd się tu wziął… Widziałem, że tu idziesz i poszedłem za tobą.
- Już nic gorszego nie może mi się stać! Ty wystarczająco mnie skrzywdziłeś! – przerażona rzuciła się do ucieczki. Perttu był jednak szybszy. Złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie. Natychmiast zrobiło się jej niedobrze: ze strachu i obrzydzenia – puszczaj mnie! – wrzasnęła przeraźliwie.
- Odkręć to! Ja naprawdę tego żałuję! – wbił w nią, niby to skruszony wzrok – uwierz mi… i wybacz – kontynuował błagalnie, choć ona nie czuła w tych słowach szczerości. Miała raczej wrażenie, że działa pod przymusem, ktoś każe mu to robić. Zresztą, niezależanie od przyczyny, i tak nie potrafiła mu wybaczyć!  
    Przemierzał uliczkę, mając wzrok wbity w ziemię. W jednej z kieszeni zaciskał „nieszczęsne” zdjęcie, zastanawiając się, czy całe te poszukiwania w ogóle mają sens? Wtem usłyszał czyjeś głosy. Uniósł więc głowę, a wtedy bardzo się zdziwił… ten, którego oskarżył o gwałt, właśnie obściskiwał ofiarę owego zdarzenia… Natychmiast przyśpieszył kroku.
- Co tu się dzieje?! – zawołał zdezorientowany. Tanja chyba po raz pierwszy ucieszyła się na jego widok. Perttu, wystraszony jego obecnością, zwolnił ścisk, dzięki czemu wyrwała się i uciekła, od razu chowając za prokuratorem – co ty tu z nim robisz? – syknął do niej.
- Przyszedł tu za mną! Zrób coś, żeby się odczepił! – pisnęła desperacko.
- Masz zakaz zbliżania się do niej! Uszanuj go, albo posadzę cię w areszcie do końca sprawy! – zwrócił się więc do niego, czy raczej mu to wykrzyczał.
- Bo się przestraszę! Zjeżdżaj, bo muszę z nią pogadać! – warknął zdenerwowany.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać! – odburknął – chodź – wystawił do niej rękę. Jak zwykle się zawahała. Nie wiedziała, czy może mu zaufać. Ale w końcu reprezentuje prawo, co może jej zrobić? Utkwił w niej pytający wzrok – wiedziała, że oznacza on tylko jedno: „Albo ze mną pójdziesz, albo on cię nie zostawi”. Chwyciła „pomocną” dłoń. Natychmiast pociągnął ją za sobą, zmierzając do końca „nieszczęsnej” uliczki. Wtem drogę zatarasował im Perttu. Wyrwał się jej pisk przerażenia.
- Zostaw ją! To są nasze sprawy! – warknął, grożąc prokuratorowi palcem.
- Teraz, to sobie gadaj w sądzie! Zejdź mi z drogi! – syknął w odpowiedzi.  
    Dobrze wiedziała, że nie darzą się sympatią, więc to spotkanie nie mogło prowadzić do niczego dobrego! Po co wyszła sama?! Po co tu wlazła?! Z oczu zaczęły płynąć łzy bezradności.
- Taki jesteś odważny?! Ciekawe, jak długo?! – rozjuszony Perttu sięgnął za poły kurtki i po chwili wyciągnął zza nich scyzoryk. Wystraszona chwyciła się ramienia obrońcy. W tej chwili wszystko było jej obojętne: nieważne, kim on jest, gdzie chadza i, że… jest mężczyzną!
- Nie bój się! Tylko udaje! – prychnął pogardliwie Aleksi – prawda? – zaraz potem wbił w nią niemniej zatrwożony wzrok. W odpowiedzi nerwowo wzruszyła ramionami. Teraz była już niemalże martwa ze strachu! Na twarzy oskarżonego zarysował się triumfalny uśmiech, ma ich w garści – trudno… trzeba się przekonać! – jednakże prokurator zrobił coś nieoczekiwanego: puścił jej dłoń, po czym zręcznym ruchem wytrącił nóż z rąk Perttu, aż ten poleciał kawałek dalej. Następnie uderzył zdezorientowanego mężczyznę w twarz i chwycił od tyłu, wykręcając mu rękę. Tanja obserwowała to wszystko, z trudem łapiąc oddech. Z oczu wciąż ciekły jej łzy, głos uwiązł w gardle – i kto teraz stracił odwagę?! Wynoś się stąd, bo dołożę ci do listy zarzutów napad z bronią w ręku! – wysyczał mu do ucha. Rozwścieczony do granic możliwości wokalista zebrał w sobie wszystkie siły, jakie mu jeszcze pozostały, i uderzył rywala w brzuch. Ten zwolnił ścisk i cofnął się do tyłu. Perttu wykorzystał to, by zadać mu kolejny cios. To, co mu się należało za to, jak go obrażał w tym „zakichanym” sądzie!  
     Tanja, widząc, że Aleksi stracił przewagę, czym prędzej rzuciła się w kierunku leżącego na ziemi scyzoryka i chwyciła go w ręce. Były już zaciskał pięści, by kontynuować walkę. Z wargi prokuratora pociekła krew – o tak, Perttu w zadawaniu takich razów był dobry! Przykładem była chociażby Tanja.
- Przestań! Zostaw go, albo… albo cię zabiję! – wrzasnęła, nadbiegając z nożem w ręku.
- Kotek, daj spokój! – wyraźnie się wystraszył.
- Odłóż to! – równie przerażony Aleksi wycelował w nią palec. Lepiej, żeby nie posługiwała się takim narzędziem, bo w istocie gotowa spełnić groźbę.
- Nie nazywaj mnie tak! – pisnęła, potrząsając głową na boki – wynoś się stąd i z mojego życia! Jesteś dla mnie niczym! NICZYM, słyszysz?! – wrzeszczała, mierząc w oskarżonego nóżem – spadaj, bo zabiję ciebie i siebie!
    Perttu bardzo przeraziły owe słowa, więc czym prędzej rzucił się do ucieczki. Nie wiadomo tylko, o kogo obawiał się bardziej: siebie, czy ją?
    Mimo że oprawca zniknął, ta nadal ciężko dyszała, przed oczami pojawiły się jej ciemne plamki. Ręce odmówiły posłuszeństwa. Poczuła jak robi się jej niewyobrażalnie niedobrze…
- Więcej nie rób mi takich akcji! – odsapnął towarzysz „jasnej strony mocy” – myślałem, że naprawdę chcesz… - nim zdążył dokończyć, ta osunęła się na ziemię – no pięknie! – jęknął do siebie, po czym prędko do niej dopadł – słyszysz mnie?! Halo! Już go nie ma! – lekko nią potrząsnął, lecz żadnej reakcji – Tanja! Słyszysz…?! – zawahał się przez chwilę, po czym klepnął ją w twarz. Nic – jak ja to kocham… - mruknął do siebie poirytowany, po czym niezgrabnym ruchem zaczął ją zbierać z podłoża – jak na anemiczkę ważysz dosyć sporo… - wysapał, taszcząc ją do samochodu, bo w końcu gdzie mógł zabrać? Tam było o wiele wygodniej, aniżeli na wilgotnej ziemi. Z wielkim trudem udało mu się posadzić ją na przednim siedzeniu pasażera, po czym wrócił na miejsce w poszukiwaniu „narzędzia rywala”. Jeśli do czasu, aż wróci, Tanja się nie obudzi, zadzwoni po pomoc.
    Powoli otworzyła oczy i niemal podskoczyła pod sam sufit. Gdzie ona jest?! Co to za miejsce?! Dopiero po chwili zorientowała się, że to przecież samochód. Ale czyj? Na ambulans, czy radiowóz nie wyglądał, a Perttu nie posiadał własnych czterech kółek, więc… Wtem jej wzrok utkwił na zabawnej myszce-maskotce, przywieszonej przy lusterku. Gdzieś już chyba taką widziała… w aucie tego prokuratora…? Zaraz… powoli zaczęła wszystko kojarzyć i zrobiło się jej naprawdę głupio… - O, obudziłaś się? – na owo pytanie pisnęła z przerażenia – przepraszam! – niemniej wystraszony Aleksi cofnął się do tyłu.
- Co ja tu robię?! – bąknęła, zrywając się z siedzenia.
- Zemdlałaś… nie mogłem cię dobudzić, więc… - zająknął się niepewnie.
- Przyniosłeś mnie tu?
- No… tak – odrzekł, jakby zażenowany. Na samą myśl o tym, że „obmacywał ją” jakiś „facet”, jeszcze szczelniej dosunęła zamek od kurtki pod samą szyję – szkoda, że dotknęłaś tego noża… były na nim jego odciski palców, mógłbym mu dołożyć za napaść – westchnął, trzymając scyzoryk w ręce.
- Przepraszam… nie wiedziałam, co zrobić… nie da się już tego sprawdzić? – mruknęła pokornie.
- Chyba nie… ale spróbuję – zawiązał woreczek, do którego włożył nożyk, i okrążył pojazd, wsiadając z drugiej strony. Kompletnie ją zatkało, czuła się zażenowana całą tą sytuacją! Obcy mężczyzna obserwował, jak mdleje… Co za wstyd! Z poczucia niemożności aż skryła twarz w dłoniach. Głupio jej było w ogóle na niego patrzeć – wszystko… dobrze…? – wybąkał, nieśmiało się jej przyglądając.
- Tak – uniosła głowę, ukazując tym samym zarumienione policzki – a… ale z tobą nie do końca… - rzuciła niepewnie, na co zmarszczył pytająco czoło – krew ci leci – pokazała drżącym palcem. Dotknął twarzy, a wówczas okazało się, że rozcięta warga nadal krwawi.
- Niech to! Specjalność pana Ranielli – mruknął do siebie, po czym sięgnął do kieszeni po jednorazową chusteczkę, ale wraz z nią wyjął i zdjęcie, z którym krążył po zaułku. Fotografia upadła na posadzkę. Natychmiast się po nią schylił, ale ona była szybsza: pierwsza pochwyciła ją w dłoń.
- Ładna kobieta… twoja znajoma? – uważnie przyjrzała się twarzy „tajemniczej” kobiety.
- Tak – pośpiesznie wyrwał ją z jej ręki.
- Wygląda na stare… szukasz kogoś? – zaciekawiła się, lecz widząc jego minę pożałowała swojej wścibskości.
- Można tak powiedzieć, ale… nie chcę o tym mówić – burknął, szybko chowając rzecz z powrotem na miejsce. Zapanowała niezręczna cisza. Pożałowała zadanego pytania, gdyż nie miała prawa wtrącać się w jego prywatne sprawy – dlaczego tam poszłaś? – padło wtem z jego strony. Natychmiast uciekła wzrokiem w bok. Przecież nie mogła powiedzieć, że za nim!
- Tak jakoś… - bąknęła.
- Nie powinnaś chodzić w takie miejsca, na zwykłej ulicy jest niebezpiecznie, a co dopiero tam.
- Wiem… za to mężczyźni są tam bardzo mile widziani – prychnęła zniesmaczona.
- Co? O czym ty mówisz? – zmarszczył brwi.
- Nieważne! Przeszło mi, więc idę – zaczęła gramolić się ze środka.
- Czekaj! Robi się ciemno, odwiozę cię.
- Nie, dzięki! Poradzę sobie sama! – burknęła, zatrzaskując drzwi.
- I chcesz go znowu spotkać? Skąd wiesz, że gdzieś tam na ciebie nie czeka? Helsinki po zmroku nie są dla ciebie bezpieczne, wiesz przecież, że masz wrogów! – wyłonił się z pojazdu.  
    Nerwowo zacisnęła powieki. Dobrze o tym wiedziała, nie musi jej przypominać! Mimo wszystko powoli odwróciła się w jego stronę.
- Dobra, wygrałeś! – syknęła – ale tylko ten jeden raz!
    Z wyraźną ulgą nawrócił do samochodu. I ona odsapnęła, choć oczywiście tego nie pokazała. Tak naprawdę bała się wracać sama. Nie miała już zamiaru iść do Enni, a perspektywa nocnych, pieszych eskapad wcale jej nie cieszyła…
- Jeszcze nie powiedziałaś, czemu tam byłaś – ponowił temat, gdy już jechali w kierunku jej domu.
- A co cię to tak ciekawi? – burknęła wymijająco.
- Przecież poszłaś do końca ulicy, a potem nagle znalazłaś się tam! Jestem ciekaw, jak to się stało. Szukałaś mnie? – spojrzał pytająco, gdyż właśnie zatrzymali się na czerwonym świetle. Nerwowo przełknęła ślinę, właśnie tak było… No, prawie…
- No… tak! – wyjąkała. Nie było już przecież odwrotu – chcia… chciałam się zapytać, czy… czy… - naprędce wyszukiwała w pamięci czegoś, co mogłoby się jej teraz przydać.
- No? – wciąż mierzył ją wzrokiem, przez co czuła ogromną presję. „Facet” był strasznie dociekliwy, pewnie przez to „zboczenie zawodowe”.
- Yyy… powiesz w sądzie o tym, że Ranielli mnie nachodzi i usiłuje przekupić? – palnęła na poczekaniu.
- No raczej nie… - zamyślił się – nie mamy na to wystarczających dowodów. Poza tym to się nie bardzo wiąże… żeby to udowodnić trzeba by było obwiązać cię kablami i czekać, aż… TO JEST TO! – zawołał tak nagle, przy okazji uderzając niechcący w klakson, aż podskoczyła w miejscu.
- Co… co jest?! – wydukała przerażona.
- Urządzimy prowokację! – na jego twarz wystąpił szeroki uśmiech. Pierwszy raz widziała go takim uradowanym.
- Co to znaczy? – zmrużyła oczy.
- Założymy ci mikrofon i wyślemy na spotkanie z Perttu! Policja będzie wszystkiego słuchać i dzięki temu zyskamy dowód na taśmie, że cię zgwałcił! Musisz tylko wymusić na nim, żeby to powiedział!
- Co proszę? – zmarszczyła brwi – wyślecie, tak? Przykro mi, ale ja nie mam zamiaru znowu go oglądać! Wystarczy, że muszę to robić na rozprawach! – pokręciła głową na boki.
- Tanja, proszę… to najwspanialsza okazja, żeby go zdemaskować! Wyobrażasz sobie jego minę, jak puścimy to w sądzie? – jego oczy niemalże się świeciły. Wyglądał teraz, jak duży chłopiec, który po otworzeniu pudełka z prezentem ujrzał upragnioną zabawkę. Do tego prosił ją. On, „wszechpotężny pan potwór”, co to miał innych za „żałosne, małe ludziki”. Obserwowała go z nieukrywanym pobłażaniem – czemu ja nie wpadłem na to wcześniej? – ponownie uderzył ręką w kierownicę, a dokładniej w klakson, dzięki czemu samochód wydał z siebie kolejny pisk. Pozostali kierowcy potrząsali głowami, biorąc go za jakiegoś „oszołoma”, który trąbi na czerwone.
- Uspokój się! – syknęła, czując na sobie wzrok nieznajomego z sąsiedniego pasa – zapomniałeś, że w policji pracuje jego ojciec? Nie zgodzi się na to!
- A co on ma do tego? – skrzywił się niezadowolony, iż nie podziela jego entuzjazmu – gliny, to swoją drogą. Jako spokrewniony ze stroną nawet nie powinien o tym wiedzieć. Bardziej martwiłbym się Virkinainenem… ale, nawet, jak nie wyda zgody, zrobimy to bez niego – rzekł w zamyśleniu.
- A kto to jest? – zaciekawiła się.
- Mój szef.
- Jak to? Przecież chyba nie możesz bez niego…? To za duże ryzyko, jeszcze ci się oberwie!
- Kto nie ryzykuje, ten nie ma. Mam znajomych w policji, pomogą nam… wszystko zależy tylko od ciebie – znowu zwrócił twarz w jej stronę. Poczuła na sobie ogromny ciężar odpowiedzialności. Z drugiej jednak strony to rzeczywiście niepowtarzalna okazja… ale ten strach… przecież będzie musiała z nim być sam na sam!
- Do… dobra, ale pod warunkiem, że będziecie tam ze mną i w razie czego mi pomożecie – wyjąkała, czując na całym ciele gęsią skórkę.
- Obiecuję, że będę nad wszystkim czuwał! – posłał jej pełen wdzięczności uśmiech. Aż dziw ją brał, że „obcy facet” tak bardzo się w to wszystko angażował. Albo był „prokuratorem z powołania”, albo… zauroczyła go i dlatego chciał jej pomóc…? Nie, to już wolała motyw jakiejś tajemniczej zemsty na Perttu nawet, jeśli brzmiał on, niczym rodem z telenoweli.

***

    Jako zespół, „Fairy Tales” posiadali oczywiście wspólne lokum, w którym mogli spokojnie ćwiczyć i komponować muzykę. Lubili też spędzać tam wolny czas, jakiego mieli teraz pod dostatkiem. Trasa koncertowa została zawieszona, nie było też mowy o komponowaniu nowych kawałków, skoro przyszłość „Bajek” była niejasna. W końcu, by prowadzić działalność, trzeba mieć jakiś cel. Mimo to spotkali się tego dnia, by pobyć w swoim towarzystwie. Chociaż jednego z nich, a konkretniej wokalistę, z chęcią wykluczyliby ze swego skromnego grona, gdyby tylko było to możliwe. Nie chodziło bynajmniej o jego konflikt z prawem, a zachowanie.
- Zabiję psa! – Perttu właśnie z całej siły uderzył pięścią w ścianę. Kumple unieśli głowy znad stołu, na którym grali w karty.
- Przestań już o tym myśleć – mruknął znużony Janne.
- Widzisz, jak mnie urządził?! – wokalista podbiegł do niego z prędkością światła, pokazując spuchnięty nos.
- No… ma niezły cios – Tuomas odłożył karty – z chęcią zobaczę, jak on wygląda! Na pewno lepiej od ciebie! – zachichotał.
- Przestań się nabijać, bo jak ci zaraz…! – zamachnął się ramieniem, toteż towarzysz zapobiegawczo się odchylił.
- Oszalałeś?! Czemu walnąłeś prokuratora?! Wiesz, co on teraz zrobi?! Obdukcję! A potem oskarży cię o napaść! – wtrącił z wyrzutem Jyrki.
- Mam to głęboko! Co mi zrobi?! Tylko ona była świadkiem, a jak puści parę, to ja i tak to wszystko odkręcę! – wysyczał wściekle.
- No, ciekawe jak? – prychnął lekceważąco – daj se wreszcie siana i lepiej zastanów, jak się wywinąć z oskarżenia o gwałt! Gościu zarzucił ci, że ją uderzyłeś, a skoro dowalasz i jemu, to tylko potwierdzasz, że jesteś niebezpieczny!
- Jak chcesz dawać rady, to do telefonu zaufania, debilu! Jeśli będzie trzeba, to dołożę mu jeszcze raz, niech się nie wtrąca w moje sprawy! Ona jest moja!
- Daj sobie wreszcie spokój! Ona cię przecież nie chce! Ostatnio jesteś normalnie nieswój… - jęknął Tuomas.
- Nie! Powiedziałem nie! I jeśli ten goguś chce wojny, to ją dostanie! Już ja się postaram o to, żeby się koło niej nie kręcił! – wściekał się lider „Fairy Tales”. Kumple spojrzeli po sobie, wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami. Chwilami nie rozumieli jego postępowania: najpierw obrażał Tanję w sądzie i zarzekał się, że nie chce mieć z nią nic więcej do czynienia, a teraz chciał ją odzyskać. Chyba, że miała to być taka taktyka na zmiękczenie jej, by wycofała się ze sprawy? Choć na obecnym etapie raczej było to zupełnie niemożliwe.

***

    Aleksi chętnie działałby, jako wolny strzelec, lecz niestety miał nad sobą wyższe władze. Należało zawiadomić sędziego o planowanej prowokacji, oraz szefa. O ile o tego pierwszego był spokojny, gdyż przewodniczący pragnął jak najszybciej zakończyć ową, jakże trudną sprawę (procesy znanych ludzi zdecydowanie mu nie leżały), to z Virkinainenem mogło być już nie łatwo. Z niewiadomych przyczyn utrudniał mu wykonywanie obowiązków. I tym razem się nie pomylił:  
- No chyba pan jest niepoważny?! Takie rzeczy robi się PRZED procesem! Co to panu teraz da? – wrzeszczał podenerwowany mężczyzna.
- Jest osobą publiczną, a takiej ciężko coś udowodnić, dlatego myślę, że w takiej sytuacji… - podwładny starał się zachowywać spokojny ton.
- To głupota! Gdyby chodziło o morderstwo-bezsprzecznie, ale nie przy czymś takim! – „szefunio” nerwowo chodził po pokoju.
- To także wyjątkowa sytuacja! Chodzi o faceta, którego muzyki mogą słuchać dzieci! Musimy zrobić wszystko, by dotrzeć do prawdy. Nie może stać ponad prawem tylko dlatego, że jego wizerunek jest znany w całym kraju! – upierał się Aleksi.
- Nie! To jest naruszanie prywatności! – mężczyzna wrócił za biurko.
- Co proszę?! – zaśmiał się pobłażliwie – niech pan pokaże artykuł, w którym jest to napisane! Jest podejrzany o gwałt, ma już wytoczony proces, to normalne, że gromadzę dalsze dowody! – popukał palcem w blat stołu.
- Powtarzam: dowody zbiera się PRZED procesem! Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć! A teraz żegnam pana, nie mam panu więcej nic do powiedzenia! – szef przetarł spocone czoło i opadł na fotel.
- Mam rozumieć, że nie wydaje pan zgody? – zadał ostatnie pytanie.
- Tak, głuchy pan jesteś?! – fuknął zdenerwowany Tanno – ŻEGNAM! – powtórzył dosadnie. Podwładny skinął głową i ruszył do drzwi. Virkinainenowi wydało się to podejrzane, za szybko się poddał. Wszak, gdy ten „młodzik” wbił sobie coś do głowy, tak długo wiercił mu przysłowiową dziurę, aż ten, zirytowany, musiał się zgodzić. „Żółtodziób” uważał przecież, że we wszystkim ma rację i jego pomysły są niezawodne. Od początku działalności przyszyto mu w prokuraturze łatkę „upartego osła”. Owszem, w owym zawodzie był to mile widziany przymiot (jeśli idee były zgodne z prawem), ale nie w takich sprawach, jak ta Ranielliego. Ale proszę bardzo, niech działa na własną rękę. Tym chętniej go zawiesi.  
    Aleksi wrócił do siebie i zasiadłszy w fotelu, zaczął intensywnie rozważać całą sytuację. Nie mógł sobie darować, że jego pomysł jak zwykle napotkał twardy mur odmowy. Mało szkodliwy czyn, śmiechu warte! Tyle, że wielu ludziom potrafił wywrócić cały świat do góry nogami… Takie „gwiazdki”, jak on, nie powinny czuć się bezkarne tylko dlatego, że mają na koncie kilka cyferek i rzesze fanów za plecami. Czyny tego typu powinny zostać napiętnowane, a może to zyskać dzięki osobistemu wyznaniu „wyjca”. Kiedy te wszystkie nastolatki usłyszą na własne uszy, że ich idol to zwykły zboczeniec! Tak, i tak przeprowadzi tą „przeklętą” prowokację! Perttu trafi do tymczasowego aresztu tak, czy siak!  
    Sięgnął po telefon i zaczął na nim wyszukiwać numer do Timo, by pomógł mu zorganizować ekipę. Wszystko musiało odbyć się profesjonalnie i bez żadnej fuszerki. Obiecał przecież Tanji, że może czuć się bezpieczna, a w pojedynkę nie byłby w stanie zapewnić jej tego w stu procentach.
    Nieudana batalia o zgodę, którą co dopiero stoczył, nie była jednak ostatnią, bo oto czekała go jeszcze „bitwa” z… matką samej panny Venerinen.
- Panie Kietala, ja się na coś takiego nie zgadzam! Nie było przecież o tym mowy! – oburzona Krystyna już wylewała swoje „żale” w jego biurze.
- Mamo, to jedyna okazja! – starała się jej przetłumaczyć córka.
- I co?! Poślę cię, żeby mi cię tam zabili?! Widziałam na tych wszystkich filmach! A jak coś się nie uda i zaczniecie strzelać?! Zabijecie mi moje dziecko! – na słowa kobiety mężczyzna wybuchł śmiechem – to nie jest zabawne! – oburzyła się.
- Droga pani – odchrząknął, wciąż się śmiejąc – po pierwsze: nie będzie strzelaniny. Po drugie: nie może się nie uda. A po trzecie: jeśli się przyzna, to wówczas od razu go przymkną i do końca rozprawy na pewno już nie wyjdzie z aresztu! Dołączymy nagranie, jako materiał dowodowy i koleś już się nie wyliże – wyłożył z wyraźną ekscytacją w głowie. Po jego słowach Krystyna wyraźnie się zamyśliła.
- Mamo, proszę cię. Ja chcę to zrobić – Tanja położyła rękę na jej przedramieniu, patrząc w oczy błagalnym wzrokiem. Na cały ten widok Aleksi wyraźnie się uspokoił, obserwując je z rezerwą. Zapatrzył się na gest dziewczyny względem matki i nie potrafił już spuścić z nich wzroku.
- No… no dobrze! Jeśli tylko czujesz się na siłach – westchnęła w końcu.
- Super! Dzięki, mamo! – uradowana ucałowała ją w policzek. Poczuł się jeszcze bardziej nieswojo – słyszałeś? Możemy działać! – zawołała wesoło.
- Co? – przeniósł na nią nieprzytomny wzrok.
- No mama się zgodziła – bąknęła niepewnie.
- A… tak? To… to świetnie – uśmiechnął się niemrawo.
- Dobrze się czujesz? – zmierzyła go z rezerwą.
- Tak, czemu? – nerwowym ruchem poprawił się w fotelu – może pani na moment wyjść? Chciałbym zamienić z Tanją jeszcze kilka słów na temat tej prowokacji.
    Szczęściem dla niego, kobieta posłusznie zwlokła się z siedzenia i udała się do wyjścia. Mimo wszystko była zadowolona z determinacji córki, która pierwszy raz miała na coś chęci. Może w kiepskim temacie, ale to zawsze coś.  
    Tymczasem sama Tanja westchnęła ciężko i zaczęła słuchać wywodów prokuratora. Serce znowu biło jej szybciej już na samą myśl o tym, co ją czeka. A wcale łatwo nie będzie… Musi zadzwonić do Perttu, by umówić się z nim na spotkanie, potem na nie pójść i tak umiejętnie pokierować rozmową, by ten się wygadał. Tylko jak to zrobić…?  
    Wyszła z gabinetu zupełnie przybita. To wydawało się być o wiele trudniejsze, niż myślała… Musiała jednak wziąć się w garść i udawać przed matką zdecydowaną i odważną. Inaczej gotowa zamknąć ją na klucz, byle tylko nie wzięła udziału w owej farsie, jaką miała być dla Perttu prowokacja! Jeśli to miało pomóc wsadzić go do więzienia, to zaciśnie zęby i zrobi swoje, choćby miała to przypłacić zdrowiem.  
    Jak na razie zagrożona była jej cierpliwość, gdyż po raz kolejny musiała zapewnić panią Krystynę, że na pewno nic się jej nie stanie. Tak to, głośno dyskutując, opuściły mury prokuratury. Rozbawiona Cellli odprowadziła je wzrokiem, po czym udała się do gabinetu szefa. Stał doń plecami, spoglądając gdzieś przez okno.
- Aleksi, może ci coś podać? – zagadnęła, zbierając z biurka zbędne rzeczy.
- Nie… nie trzeba…
- Wszystko w porządku?
- Tak… tylko zastanawiam się, dlaczego jedni mają wszystko i mimo to chcą z tego zrezygnować, poprzez odebranie sobie życia, a drudzy… nic i coś ich tutaj jednak trzyma, jakaś chęć walki, która nie pozwala tego zakończyć – odrzekł w zamyśleniu. Kobieta zostawiła zajęcie i podeszła do niego.
- Być może dlatego, że jedni nie widzą tego, co mają obok siebie, a drudzy chcą tego doświadczyć i wciąż czekają na dobrą okazję? – obdarzyła go łagodnym uśmiechem.
- Może i tak…? – zmarszczył brwi – uwielbiam twoje odpowiedzi na moje pytania, są zawsze takie trafne – uśmiechnął się blado.
- Zawsze do usług! – puściła oczko, gdy wtem na jej biurku zadzwonił telefon, dlatego czym prędzej wybiegła z gabinetu, by odebrać.  
    Westchnął do siebie, spoglądając na Tanję i jej matkę, które opuściły budynek i udały się gdzieś przed siebie.
- Choć tym razem musi się udać… ten jeden raz – wymruczał, uważnie im się przyglądając.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6037 słów i 34337 znaków.

5 komentarzy

 
  • o

    dodasz kolejną czesc dziś? :3

    24 wrz 2016

  • nutty25

    @o może się uda ;)

    24 wrz 2016

  • nutty25

    nie wiem, jakim cudem trafiam ciągle na główną, skoro inne historie są chętniej czytane a mimo to dalej tkwią w poczekalni, hmm... ale to miłe ;)

    23 wrz 2016

  • aniaaa

    Super ;-) juz nie mogę się doczekać kolejnej części

    23 wrz 2016

  • karolinkaa

    Fajnie :)

    23 wrz 2016

  • jaaa

    OOooo, ja czekam na kolejną część<3

    23 wrz 2016