She's the only one for me cz. 14

Prokuratorzy stanęli pod okazałą, piętrową willą, wybudowaną w klasycznym stylu. Domek był żółtego koloru, z białymi oknami, oraz uroczym gankiem. Po drugiej stronie zapewne znajdowało się patio, z pięknym widokiem na morze. Po chwili oczekiwania drzwi uchyliła młoda kobieta. Była to średniego wzrostu blondynka o szaro-zielonych oczach i drobnej postury. Ubrana była w błękitny sweterek i czarne jeansy, dzięki czemu nie wyglądała, jak „stereotypowa ulubienica gwiazdy rocka”. Za to zupełnie, jak… Tanja.
- Tiina Saivisto? – Aleksi zadał rutynowe pytanie.
- Tak… skąd pan…?
- Aleksi Kietala, a to jest Hannu Salminen. Biuro Prokuratury Okręgowej, mamy do pani kilka pytań.
- Nic nie zrobiłam! – zaśmiała się desperacko, po czym lekko cofnęła do tyłu, jakby chciała zamknąć drzwi.
- Przecież pani nie aresztujemy! – parsknął Hannu, ale na widok miny kolegi od razu spoważniał – chcemy porozmawiać o Perttu Ranielli, wpuści nas pani?
- Przepraszam, ale… nie chcę się w nic mieszać… niczego nie zrobiłam – powtórzyła, nerwowo kręcąc głową.
- Nie powiedzieliśmy tego, chcemy tylko uzyskać pewne informacje. Znała go pani? – Aleksi postanowił przejść do „sedna” sprawy.
- Ja… ja nie będę o tym rozmawiać! Wcale nie muszę, panowie nie są z policji, to…
- Ma pani w domu komputer?
- Nie chcę o niczym rozmawiać! Do widzenia! – z hukiem trzasnęła drzwiami.
- No patrz ją! – prokurator parsknął lekkim śmiechem – co za bezczelność!
- A jak to nie ona? Może ktoś to napisał już dawno temu i zdążył się już wyprowadzić, albo pomylili piętra? – bąknął Hannu.
- Nawet tak nie mów! – jęknął zdesperowany – do licha, nie mamy nakazu przeszukania mieszkania, więc się nie dowiemy, czy tam rzeczywiście jest komputer… - mruknął ponuro.
- Zostawmy babkę w spokoju, najwyżej znajdziesz sobie innego świadka! – Hannu przewrócił oczami.
- Ona coś wie! Nie widzisz, jak się zachowała? Najwyraźniej się boi… tylko kogo? Tego palanta?!
- Coś się tak zawziął?! Przecież właściwie masz wygraną…
- Ten wynik nic nie znaczy! Muszę mieć kogoś, kto potwierdzi, że jest do tego zdolny! Jej słowo nie wystarczy, nigdy nie wystarcza i dlatego tak mało gwałcicieli trafia za kratki, bo większość kobiet w ogóle nie zgłasza przestępstwa! Wiesz, dlaczego? Bo z góry są przegrane! – wyjaśnił podenerwowany, po czym prędko pokonał kilka schodków, jakie prowadziły do domostwa Tinny Saivisto.
- Oj, dobra! Po co ja pytam? Przecież to oczywiste, że wielki Aleksi Kietala chce naprawiać świat i nikt go przed tym nie powstrzyma! – Hannu ruszył za nim, przy okazji ponownie wywracając oczami.
- Nie nabijaj się! A co, jakby to spotkało ciebie? Nie chciałbyś, żeby sprawca trafił za kratki?! – zanurzył się w samochodzie.
- Przestań! Nie jestem babą, nie wróż mi takich rzeczy! – parsknął kpiąco – nareszcie do domku… - „uwalił się” na wygodnym siedzeniu.
- Jedziemy do tej drugiej – Aleksi popatrzył przed siebie ze zdeterminowanym wyrazem twarzy.
- CO?! Dokąd znowu?! – jęknął przeciągle.
- Do tej z akt! Masz jej aktualny adres, nie?
- Ale czy to musi być dzisiaj?! Jutro na przykład też jest dzień i…
- Dobra, to podaj go! – kolega w ogóle go jednak nie słuchał i już ruszył z piskiem opon. Towarzyszowi pozostało jedynie bezradnie zawodzić.

***

    - Hamuj się! Chyba nie chcesz, żeby ten idiota wykorzystał to przeciwko tobie?! – Ranielli rzucił płaszcz na podłogę. Co tam, żona go podniesie i powiesi. Jak zawsze.
- Wkurza mnie, co mam robić?! Nie pozwolę się obrażać! – Perttu wściekle kopnął w stojącą w przedpokoju szafkę – skąd on wie o Tiinie?! Jak się do niej dostanie, to już po mnie! – syknął do siebie.
- I może tak byłoby najlepiej? Ja już mam dość ratowania twojego tyłka! – syknął, niemniej zdenerwowany ojciec.
- Niczego jej nie zrobiłem!
- Tak?! To dlaczego trzeba było ją uciszać?!
- Też mi! Raz ją uderzyłem! Tylko raz, to po co ta burza w szklance wody?! – zawołał wzburzony.
- Wiecznie jesteś niewinny! Powiedz choć raz prawdę: zrobiłeś to tej gówniarze?! – Markko zawisł nad nim z groźnym wyrazem twarzy.
- Nie! – zawołał dumnie – wyszła i wtedy ją napadli, proste!
- Jak odszuka tą drugą, to już ty się nią będziesz martwił! Ja nie mam zamiaru więcej maczać w tym palców! Jakby się tak dowiedzieli, od razu wywalą mnie z roboty, a niewiele mi brakuje do awansu! – warknął wściekle.
- A niby co mam z nią zrobić?! Przecież jej nie zabiję!
- Zatkaj jej usta mamoną, chyba ci jej nie brakuje z tego wycia?! – rozjuszony mężczyzna z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi od łazienki.  
    Perttu stał jeszcze chwilę, myślał, po czym podrzucił w rękach klucze od mieszkania i wybiegł z niego. Gdy tylko zniknął, z pokoju wyszła Ann, która podsłuchiwała całą rozmowę. Czuła się winna. Wiedziała o wszystkim, co robił syn, dlatego wierzyła Tanji. Wstydziła się za potomka i bardzo chciała „ukrócić” wszystkie jego postępki. Ale z drugiej strony, oprócz tej rodziny nie miała nikogo, a Perttu to jednak cząstka jej samej, choć tak zła i spaczona… Jeśli ich zdradzi, to ją odrzucą, zostanie sama. Ale te wszystkie dziewczyny, te matactwa… czy tak jest dobrze?  
    Te dwa bieguny, tak od siebie odległe, rozdzierały ją od środka i sprawiały, że czuła się jeszcze gorzej… Myśląc tak, podeszła do płaszcza i podniosła go z podłogi, bezsilnie zaciskając w ręku.

***

    Adres drugiej z byłych Perttu prowadził do dosyć nieciekawego miejsca. Były to „ciemne” zaułki i potężne blokowiska, już mniej zadbane, jak te pierwsze, pomiędzy którymi kręciło się wiele podejrzanych typków. Co to jednak dla prokuratora, który nieraz musi udawać się w jeszcze gorsze rewiry? Weszli do budynku, który zdecydowanie wymagał remontu, i wsiedli do windy. W środku był już jakiś nieciekawie wyglądający mężczyzna. Widząc ich aż cofnął się w kąt. Być może miał coś na sumieniu i bał się, że ci idą po niego, w końcu tyle to się już tego naoglądał na zagranicznych filmach…  
    Dziewczyna miała mieszkać na ósmym piętrze. Winda jechała bardzo powoli, więc Aleksi mógł dostrzec, że twarz kolegi przybiera inny kolor…
- A tobie co? – zaniepokoił się z lekka.
- Nie wiesz? Mam klaustrofobię! Ja już chcę wysiąść! – jęknął bezradnie.
- O ludzie… - przewrócił oczami, wracając wspomnieniami do omdleń Tanji.
- Duszę się! Zaraz zemdleję!
- Przestań, bo mi ją przypominasz! Ciebie już nie będę nosił!  
- Kogo? – zaciekawił się.
- Nie twój interes! Wystarczy mi, że Timo w kółko mi suszy głowę! – prychnął, nie kryjąc przy tym oburzenia.
- O… a co to za jedna, że tak mdleje na twój widok? – zachichotał zaczepnie.
- Co z twoją chorobą? Już ci przeszła? – parsknął kpiąco.
- A… a no tak! O ludzie! Mam dość! – teatralnym gestem chwycił się za czoło, aż tu winda stanęła, „tworząc” efekt lekkiego szarpnięcia. Hannu od razu wpadł w panikę – AA! Urywa się! Zginiemy! – przerażony wczepił się w ramię kolegi.
- Przestań się już zgrywać, wkurzasz mnie! – oburzony prędko się wyszarpnął i pośpiesznie opuścił windę.
- Czekaj! Nie zostawiaj mnie tu! Ja nie chcę umierać! – pisnął, pędząc za nim, niczym dziecko za ojcem. Nieznajomy, który z nimi jechał, odprowadził ich ogłupiałym wzrokiem. Na szczęście, to chyba nie była policja.
    Przeszli całe piętro, aż stanęli pod odrapanymi drzwiami i zastukali. Po chwili w progu stanął jakiś postawny mężczyzna. Na twarzy rysował się kilkudniowy zarost, wyćwiczone mięśnie przykrywały zmyślne tatuaże, a w lewym uchu tkwił kolczyk.
- Panowie do mnie? – mruknął, przyglądając im się badawczo.
- Szukamy Pauli Haväralainen, mieszka tu może? – spytał Aleksi.
- Kto? Człowieku, kiedy ona się tam wyprowadziła! – machnął ręką.
- Jak to? A nie wie pan, gdzie się przeprowadziła?
- Nie wiem. Ludzie gadają, że kupiła wielką chatę nad morzem i tam sobie zamieszkała, a gdzie teraz jest, to nie mam pojęcia.
- Acha… dobrze, dziękujemy! Nie będziemy zajmować więcej czasu… do widzenia! – uprzejmie skinął głową i zawrócił.
- Rany… widziałeś te mięśnie? A jaki miał tatuaż! – za nim szedł zaaferowany Hannu.
- To ciekawe… obydwie panny najpierw mieszkały w klitkach, a teraz w pałacach… - myślał towarzysz.
- Zrobiłbyś sobie dziarę? Bo ja to chyba…
- To podejrzane… musimy znaleźć teraźniejszy adres tej młodej – zadecydował twardo.
- Ja swoje, ty swoje! – kolega przewrócił oczami. Ten go wcale nie słuchał i już udał się do windy – cze… czekaj… chyba nie masz zamiaru tym wracać…? – wskazał drżącym palcem na „pojazd”.
- No, a niby czym? – wzruszył ramionami.
- Ja… ja nie wsiądę… wolę schody! – to powiedziawszy prędko na nie popędził. Aleksi przewrócił oczami i wcisnął guzik.  
    W pół sekundy był już na dole, sprawa inaczej miała się z Hannu, który jeszcze nie dotarł… Gdy w końcu się zjawił, był cały zziajany i z trudem łapał oddech.
- Człowieku, ja cię nie rozumiem! Mieszkasz na szóstym piętrze i nie korzystasz z windy? Powinieneś mieć w takim razie wyrobioną kondycję! – parsknął kolega.
- Ha, ha! Zwykle nie muszę gnać za niewyrozumiałymi gburami! – przedrzeźnił go.
- Nie ruszaj się! – wtem usłyszał za plecami obcy głos, od razu nerwowo przełknął ślinę.
- Ty koleś też! – dodał drugi „typek”, który właśnie zaszedł Aleksego od tyłu – dobra, łapy w górę i dawać wszystko, co macie! – rozkazał, ponaglając go czymś ostrym. Może był to scyzoryk?
- No i po co ja z tobą poszedłem?! – jęknął przeciągle Hannu.
- Spokojnie… zrobimy rysopisy, a jak już ich złapią, podsuniemy ze cztery lata… - parsknął w odpowiedzi towarzysz.
- Nie wymądrzaj się, dobra?! – warknął złodziejaszek.
- Chyba… ma powody… - „koleżka” zrobił jakąś dziwną minę.
- No chyba się nie cykasz?! Prędzej, durniu! Boisz się jakiegoś elegancika?!
- Nie rozumiesz… ten tutaj, to… to… prokurator! – drżącą ręką pokazał mu dokument, który o owym fakcie informował. Mężczyzna wytężył wzrok, po czym nerwowo przełknął ślinę i zajrzał do dłoni, w której trzymał dokumenty Aleksego. Obejrzawszy je, lekko wsunął mu je z powrotem do kieszeni – przepraszamy… to… to był żart – uśmiechnął się niewinnie – prawda, Jussi? Mamy taki piękny wieczór… SPYLAMY! – wrzasnął spanikowany i czym prędzej rzucił się przed siebie, a towarzysz za nim.
- Chodź! Dorwiemy ich! – Aleksi ruszył za „przestępcami”.
- Odbiło ci?! Nie chce mi się biegać! – jęknął zdegustowany Hannu, ale mimo wszystko udał się za kolegą.
    „Bandyci” przebiegli uliczkę, po czym wpadli w jakiś zaułek – ślepy, jak się okazało. W wielkiej desperacji próbowali dostać się na pojemnik ze śmieciami, dzięki czemu wdrapaliby się na dach jakiegoś niskiego budynku, ale nic z tego! Noga jednego z „kolesi” ześlizgnęła się z gładkiej powierzchni kontenera i ten z impetem wpakował się na kompana. Niczym kłody zwalili się na ziemię. Z ręki „dowódcy” wypadł scyzoryk i upadł kawałek dalej. Po chwili do zaułku wszedł Aleksi, po czym podszedł i „zarekwirował” narzędzie „zbrodni”.
- My na serio udawaliśmy! Nie chcieliśmy niczego zrobić! – na jego widok mężczyźni zaczęli panikować i niezgrabnie się z siebie zbierać.
- Zostańcie, jak jesteście! – wycelował w nich palec, po czym wyciągnął telefon – też mi przestępcy! – parsknął pod nosem. W tym momencie dotarł i na wpół-żywy Hannu.
- Mamy chorą matkę! Niech pan tego nie robi! Nie jesteśmy źli! – jęczał jeden z „przestępców”. Aleksi spojrzał na aparat i przez chwilę się zawahał.
- Znacie może Paulę Haväralainen? – spytał zaciekawiony.
- A po co to pan chcesz wiedzieć?
- Bo dzwonię!
- No dobra! Mieszkała tu kiedyś, ale potem wygrała na jakiejś loterii i się wyprowadziła! – wyjaśnił spocony z nerwów koleżka.
- Co wygrała? – zmrużył oczy.
- No kasę, nie?
- W porządku… Hannu, dzwonić, czy nie? – zwrócił się do towarzysza.
- NIE! NIE RÓB PAN TEGO! MY NAPRAWDĘ NIE KRADNIEMY! – wrzeszczeli jeden przez drugiego.
- Prawie… doznałem przez nich… zawału serca… dzwoń! – wysapał pytany.
- NIE! No nie bądź pan taki!
- Przykro mi, ale napadliście na nas, a to jest łamanie prawa! – wzruszył ramionami i wcisnął połączenie. Wzburzeni, natychmiast zaczęli się między sobą przepychać, zwalając winę jeden na drugiego.  
    Po kilku minutach zjawił się radiowóz. Zaalarmowani policjanci zaczęli „rozplątywać” „zamotanych” kumpli.
- Ty jesteś jakiś nienormalny! – Hannu z niedowierzaniem pokręcił głową – myślałem, że ze strachu nie wyrobię, a ty jeszcze za nimi gonisz…
- Phe! Też mi tacy bandyci! Byli bardziej przerażeni od ciebie! – parsknął rozbawiony Aleksi – nie boję się takich, co tylko udają groźnych.
- I tak jesteś psychiczny!
- Grywasz może w jakieś gry? Na przykład… na loteriach? – zamyślił się.
- No co ty? To zwykłe oszustwo! Szansa jest jedna na milion! Zresztą, i tak mało znam takich loterii… - wzruszył ramionami.
- No właśnie… więc to oznacza, że nasza znajoma kręci, jak i tamta… - założył rękę na rękę i podrapał się w brodę.
- O nie… zaczyna się! – kolega przewrócił oczyma.
- Znajdź dla mnie nowy adres tej Pauli jakiejś tam, a ja się zajmę tą drugą! – wycelował w niego palec.
- Nie wystarczy ci to, co masz?! Przecież badanie…!
- Jeszcze jedno słowo, a wsadzę cię do windy! – zagroził i udał się do samochodu.
- Taa! Wyjaw komuś swoje słabe punkty, to cię potem tylko szantażują! – prychnął pod nosem i „poczłapał” za kolegą.

***

    Gdy Tanja wraz z matką dotarły do domu, od razu zostały „zaatakowane” przez resztę rodziny, to jest Kaari i Mattiego. Owa dwójka, z racji pracy, nie mogła uczestniczyć w rozprawach siostry. Zostali już jednak poinformowani o tym, co stało się z ojcem i teraz pragnęli zasięgnąć dokładniejszych informacji.
- Tato został w szpitalu, robią mu jakieś badania – westchnęła Krystyna.
- Podobno zasłabł na rozprawie? – dopytywał Matti.
- Tak… podejrzewają serce.
- No ja wiedziałam! Tanja mówiła, że trzymał się za klatkę piersiową, ale przecież jak zwykle nic mu nie jest! – gorączkowała się Kaari – ale to nie zawał, co? – spojrzała z nadzieją w oczy matki.
- Na razie nic nie wiemy… jutro będą wyniki – odrzekła na to. Córka wzięła ją pod ramię i poprowadziła do kuchni, by zrobić jej kawę. Przy okazji może pomoże jej dokończyć kolację?  
    Tanja została w przedpokoju sama z bratem. Udając, że bardzo powoli ściąga buty, czekała, aż ten sobie pójdzie. Aż do tej pory nie potrafiła się z nim dogadać. Rozmawiali tylko wtedy, gdy było to konieczne. Po niedoszłym wypadzie do lunaparku porzuciła zamiar odbudowania z nim dobrych stosunków. Czuła, że ma do niej żal o to całe zachowanie. Ale musiała oddać mu sprawiedliwość: przecież tak się o nią martwił tamtego wieczora, gdy to się stało…
- I jak idzie? – mimo wszystko dosłyszała nieśmiałe pytanie. Zdziwiona uniosła wzrok.
- Jakoś… - mruknęła niepewnie – jak na razie, to wydaje mi się, że przegrywam – wzruszyła ramionami.
- Spoko, jeszcze będzie dobrze – Matti posłał jej nieśmiały uśmiech i udał się do reszty.  
    Zamurowało ją. Czyżby zrobił pierwszy krok? Czy to nie ona powinna to zrobić? Wydawało się, że wszyscy idą jej na rękę, próbują zrozumieć jej stan, ale wciąż zaciekle stawiała opór! Wciąż była wredna, wiecznie bez humoru, obrażona na cały świat…  
    Odwróciła twarz i zauważyła, że stoi przed lustrem. Odważyła się w nie spojrzeć. Przez dłuższą chwilę obserwowała swoje odbicie, a dokładniej twarz. Niewiele różniła się swym wyrazem od tego, jaki miał dzisiaj ten prokurator. I to jego uważa za „potwora”? Sama w tej chwili się tak zachowuje! Nic dziwnego, że wszyscy trzymają się od niej z daleka, skoro sama jej mina mówi za siebie!  
    Nagle dosłyszała dźwięk komórki, która uporczywie wydzwaniała jej w kieszeni. Wyciągnęła ją, a wówczas okazało się, że to Enni, bo któżby inny zresztą? Nie miała więcej przyjaciół. Ci, których mogła uważać za dobrych znajomych, z pewnością teraz ją obgadują, albo już dawno skreślili, uważając za „naciągaczkę”. Mimo wszystko zawahała się, gdyż nadal było jej głupio po tej całej przygodzie z kamieniem. Niepotrzebnie.
- I jak było? Słyszałam w telewizji, że jakieś zasłabnięcie było! – głos Enni brzmiał melodyjnie i jak zwykle ciepło. Ta to zdawała się nigdy na nią nie gniewać. A może to dlatego, że dzięki wypadkowi wreszcie „dokleiła się” do „potwora”?
- Tak… to tato zemdlał – westchnęła.
- Serio?! Ale nic mu nie jest?
- Na razie nie wiemy… jest w szpitalu.
- Rany, aż tak źle?
- Jutro będzie wiadomo… a właśnie… - zmarszczyła brwi – mam coś nowego na potwora – mruknęła z tonem wskazującym na nutkę pogardy – gadał dziś z jakimś facetem na przerwie i on coś mu dał. Potem się go zapytał, ile za to płaci, ale ten gostek powiedział, że lepiej nie tutaj…
- Taa? I co z tego? – Enni wydawała się być tym znudzona… Bardzo ją to zdziwiło.
- No, jak to?! A jak to jakaś łapówka, albo, ja wiem? Narkotyki?! – podenerwowała się.
- A widziałaś kiedyś takie płaskie prochy? – parsknęła śmiechem – daj spokój, Tanja, on taki nie jest!
- Skąd możesz wiedzieć? Nie znasz go dobrze! – burknęła zniesmaczona.
- Nie wygląda na takiego.
- To trzeba było widzieć jego minę! Wyglądał, jakby go z krzyża zdjęli! A potem, w dodatku, prawie się pobił z Perttu! On jest jakiś dziwny… - zamyśliła się.
- Powaga? Na cmentarzu też jakoś dziwnie wyglądał… ej, a jak ktoś zabił jego żonę i on chce teraz tego kogoś zlikwidować? – zawołała „olśniona”.
- Co ty tak z tą żoną? – parsknęła rozbawiona.
- Ej, no, ale powiedz: to nie jest możliwe?
- Weź przestań! – przewróciła oczami.
- No przecież sama mówisz, że jest dziwny! Może coś na serio ukrywa?
- No… może? – zawahała się, wspominając to wszystko, co się do tej pory wydarzyło – wiesz, co? Mam wrażenie, że on coś ma na pieńku z Perttu. Strasznie go nie znosi i do tego był na tym koncercie… a jak on coś zrobił… no, dobra, jego żonie? – myślała głośno.
- To serio możliwe! – „kumpela” była już podekscytowana do granic możliwości – trzeba to odkryć! Ej, chodź! Zrobimy misję do końca!
- No nie wiem… ciągle źle na tym wychodzimy – skrzywiła się.
- Tanja, no weź, to szalenie ciekawe!
- Oj… dobra, będę robić, co będzie tylko w mojej mocy! – nerwowo przygryzła wargę.
- Jesteś super! Jak będę miała wolne, to zajmiemy się tym razem! – zawołała wesoło. Z drugiej strony i Tanja była zadowolona, że „misja” nadal trwa, w końcu Enni miała rację: to było bardzo ciekawe, ale i bardzo podejrzane…

    Rozdział 10

    Nad miastem zawisły ciemne, ołowiane chmury – już od dwóch dni niemiłosiernie padało. Jak zwykle przesiadywała sama w pokoju. Reszta rodzeństwa była w pracy, a matka u ojca w szpitalu, gdyż, niestety, wciąż tam przebywał. Okazało się, że to jednak serce: wykryto niedotlenienie mięśnia owego organu i nierówny rytm. Lekarze twierdzili, że to wszystko przez stres i było już niedaleko zawału… Czuła się winna – wiedziała, że to przez nią…  
    By zabić wyrzuty sumienia i przerażającą samotność, jaka panowała w całym mieszkaniu, szperała w Internecie na laptopie. Przeglądała serwisy informacyjne, choć wcale nie powinna – to tylko pogrążało ją w coraz większej bezsilności… „Perttu R., wokalista znanej formacji ‘Fairy Tales’ nie zamierza zasypywać gruszek w popiele. Pomimo oskarżenia o gwałt i toczącego się właśnie przeciwko niemu procesu, zespół wciąż daje koncerty! Ostatnio mieliśmy okazję dowiedzieć się, iż odbył się on 15 maja, a już planowane są następne. Co fani na to, jeśli wyrok okaże się skazujący?” – przeczytała kolejną wiadomość. Wściekle wcisnęła na przycisk zamykający okno i od niechcenia otworzyła pocztę. Weszła na konto Kaari, gdyż ta poleciła jej, by w wolnej chwili wyrzuciła tzw. „SPAM”. Czysta skrzynka potrzebna jej była do pracy, ciągle dostawała drogą mailową jakieś informacje z biura. Było pięć nowych wiadomości, od razu nerwowo przewróciła oczami. Chęć na „dobry uczynek” dla siostry od razu jej przeszła.  
    Już miała zamknąć i to okno, gdy zaciekawił ją jeden z tytułów: „Dla Tanji”... List wysłany był z jakiegoś dziwnego adresu. Bez wahania nacisnęła na link. Po chwili jej oczom ukazał się adres do jakiejś strony, bardzo ciekawy, zresztą… Gdy „poszła po nitce do kłębka”, dotarła do bloga, który niedawno oglądał Aleksi. Od razu dopadła ją znajoma już jej duszność, ręce zaczęły drżeć, a oczy znowu napełniać się słonym „morzem”. Mimo to i tak zaczęła czytać treść. Chciała wiedzieć, co o niej wypisują i czego chcą. Dlaczego właśnie od niej?!  
    Z każdą kolejną minutą złość wzrastała w niej coraz bardziej – na autora strony, na Perttu, aż w końcu na sąd, proces, rodziców, prokuratora… Chwyciła do ręki kartkę i niezgrabnym pismem spisała adres, po czym zerwała się z krzesła i czym prędzej udała do przedpokoju.
    Tymczasem w prokuraturze praca wrzała, jak zawsze. A przynajmniej, jeśli chodziło o Aleksego i kilku jego kolegów. Właśnie pochylali się wspólnie nad ekranem komputera, w którym pewna kobieta w okularach poszukiwała wskazanych uprzednio informacji.  
- No i co? I mamy cztery Paule… - westchnął Aleksi, uważnie wpatrując się w monitor.
- Od przybytku głowa nie boli! – zarechotał Hannu. Towarzysz natychmiast zgromił go spojrzeniem, tu przecież chodziło o ważną sprawę!
- Wiek: 36, 27, 25 i 42 lata – wyczytała owa kobieta.
- Pierwsza i ostatnia odpada, to musi być w przedziale od 20-30 lat – myślał Aleksi – chyba, że lubi starsze od siebie? – parsknął kpiąco – świetnie, to gdzie mieszkają te dwie środkowe?
- Jedna na przedmieściach, a druga na wybrzeżu – usłyszał po chwili.
- Dobra, to odszukaj mi dokładny adres tej na wybrzeżu! Tam budowali ostatnio te nowe domki, nie? – zwrócił się do Hannu.
- I to jak! Chciałem kupić dla mnie i Marisy, ale ceny były tak wygórowane, że musiałbym to spłacać do śmierci, a potem zmartwychwstać i płacić dalej! – odparł do głębi poruszony.
- Nie lepiej wcale nie umierać? – parsknął rozbawiony.
- No śmieszne, wiesz?! Ale to nie ja ustalałem prawa…
- Przepraszam – wtem pogaduszki przerwała Celli, która właśnie zajrzała do pokoju – Aleksi, szuka cię ta dziewczyna od procesu z tym wyjcem… jak mu tam…? – zamyśliła się – Perttu, o! No, to ona, mówi, że to pilne.
- Co…? – popatrzył na nią z niedowierzaniem. Tanja tutaj i to z własnej woli? Po co?
- No rusz się! Jest bardzo zdenerwowana! – ponagliła go. Mrucząc więc pod nosem udał się za „puszystą”.  
    Na korytarzu rzeczywiście czekała na niego dziewczyna i to w strasznym stanie: roztrzęsiona, przemoczona od stóp do głów i do tego wściekła… To nie zapowiadało miłej „pogawędki”. Nim zdążył się odezwać, przekonany, iż pewnie znowu chodzi o jakiś wybryk oskarżonego, poderwała się z krzesła i ruszyła ku niemu.
- Mam tego dość! Chcę to skończyć! – doskoczyła do niego z rękoma zaciśniętymi w pięści. Każdy, kto tylko był na korytarzu, zwrócił uwagę w ich stronę.
- Może… chodź do mnie, tutaj… - chciał wziąć ją za ramię, ale cofnęła się do tyłu, mierząc go tym swoim „słynnym” „morderczym” wzrokiem. Po twarzy aż ściekały jej krople z mokrych włosów. Widać, przez całą swoją nienawiść nawet nie zauważyła, że pada – chodź do mojego biura, inni nie muszą słuchać – powtórzył spokojnie i nie spuszczając z niej oka, ruszył do drzwi. Furcząc i mrucząc coś pod nosem, udała się za nim. W sekundę byli na miejscu – o co chodzi? – zapytał, zamykając za nią drzwi.
- O to! – nerwowym ruchem rzuciła na biurko karteczkę z adresem niepożądanego bloga. Czym prędzej udał się do mebla i spojrzał na świstek – mam dość, rozumiesz?! Nie chcę więcej znosić obelg! Ojciec się przez to rozchorował, ja jestem na skraju załamania nerwowego…! Niech sobie robi, co chce i tak tego nie wygram! – kontynuowała zdenerwowana – on wie, że ma wygraną w kieszeni! Urządza sobie koncerty, bawi się, a ja?! Chcę to po prostu skończyć, zapomnieć… bo zwariuję! – złapała się za głowę, po czym wściekle zwiesiła ręce.
- I co ja mam według ciebie zrobić?! – uniósł się – nie możesz teraz powiedzieć, że to nie on, bo za krzywoprzysięstwo idzie się do więzienia! To właśnie wolisz? Siedzieć? To niby jak mam to skończyć, skoro już zacząłem?! Za późno, ma już proces! – bezradnie rzucił karteczką – zresztą, co ci zrobił ten głupi adres, że od razu chcesz z wszystkiego zrezygnować? To od początku było przecież oczywiste, że nie będzie łatwo – zniżył ton.
- Zobacz sobie ten blog, to może, o ile masz w ogóle uczucia, mnie zrozumiesz! – wysyczała przez zęby.
- Widziałem go już… - westchnął ciężko. Miał nadzieję, że go nie zobaczy, ale niestety…
- CO?! I nie powiedziałeś mi?! Do diabła, to przecież mnie dotyczy! – oburzyła się.
- I właśnie dlatego ci nie pokazałem, żebyś się nie zachowywała tak, jak teraz!
- Acha, nie wariowała, tak?!
- Nie zaczynaj z tym…! – jęknął bezradnie.
- Oto, do czego mnie to wszystko doprowadza! Ja mam tego po prostu dość! Chcę to skończyć, rozumiesz?! Zrób coś, załatw… dłużej tego… - ton jej głosu z wojowniczego i głośnego powoli zaczął zmieniać się w cichy i bezradny. Łzy, które utworzyły w gardle „kłębek”, odebrały jej w końcu głos. Na ów widok jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz. W końcu nie jest jakimś potworem, choć ona ma go za takiego, i mimo wszystko potrafi przecież współczuć. A przynajmniej tak mu się wydaje.
- Rozumiem, że to trudne, ale… możliwe, że zdobędziemy dowody, które go jeszcze bardziej obciążą… pamiętasz, jak ci mówiłem o tych świadkach, którzy mogą zeznać przeciwko niemu? Jedną z tych dziewczyn odszukałem właśnie na tym blogu. Ona może potwierdzić, że jest zdolny do takich rzeczy i może nawet… potraktował ją podobnie do ciebie? – wyjaśnił spokojnie. Nic nie odpowiedziała, jedynie niedbałym ruchem poprawiła fryzurę. Po twarzy toczyły się coraz to nowe krople, skapujące z mokrych, poklejonych włosów. Ruszył do biurka i sięgnął po pudełko chusteczek, po czym wystawił do niej dłoń z ową rzeczą. Popatrzyła w nią tępo, aż uniosła wzrok na jego twarz. Musiała się upewnić, jaki ma wyraz, bo jeśli wyraża dezaprobatę dla jej osoby, zaraz trzaśnie drzwiami! Wydawał się być jednak szczery w swoich intencjach – na jego obliczu nie malowała się ani jedna „smuga” cynizmu. Chwyciła więc jedną z chusteczek i przetarła zarumienioną ze złości twarz.  
- Aleks, mamy już…! – wtem do biura „wpakował się” Hannu.
- Ej, ale ile razy ci mówiłem, żebyś najpierw pukał?! – jęknął oburzony.
- Oj, no dobra…! Przepraszam… - ukłonił się uprzejmie na widok Tanji. W odpowiedzi jedynie zgromiła go spojrzeniem. Od razu się w sobie skulił.
- Czego chcesz? – spytał kolega.
- No chodzi o to, że mamy już adres tej kobiety! To ta ulica nad morzem, gdzie są te drogie wille.
- Serio…? Dobra, to zbieramy się! – okrążył biurko i wziął do ręki marynarkę, która wisiała na krześle.
- Jak to? – spytała zdziwiona Tanja.
- Przepraszam, ale mamy do załatwienia sprawę – tłumaczył, wdziewając ubranie – jedziemy do tej dziewczyny, o której ci mówiłem, ale do domu cię odwie…
- Też chcę tam jechać! – weszła mu w słowo.
- Co? Sorry, ale chyba nie dosłyszałem? – parsknął niepewnie – nie możesz…
- Ale ja chcę! Chcę wiedzieć, jaki jest! – w jej oczach błysnęły jakieś dziwne iskierki.
- Aleks… myślę, że ona może się nam przydać. Jak ta babka ją zobaczy, to może, wiesz… prędzej z nami pogada, a nie jak ta pierwsza – szepnął zaaferowany Hannu.
- No nie wiem… - skrzywił się – to wbrew przepisom… wytrzymasz to chociaż? Już jesteś roztrzęsiona, to co będzie…?
- Nie mam zamiaru odstawiać szopki, jeśli o to ci chodzi! – wysyczała nieprzyjemnie. W ogóle nie zwracała uwagi na drugiego prokuratora, jaki się tam przecież znajdował.
- No… no dobra, ale w razie czego, to powiedz, jak się będziesz źle czuła – przewrócił oczami.
- Co to znaczy?! Nie jestem stuknięta!
- Jakby ci się na przykład robiło słabo – wyjaśnił podenerwowanym tonem. Zamilkła speszona, chyba dość jak na razie tych słownych ataków…
    Hannu obserwował ich z rozbawieniem. Wyglądali jak dwa drzemiące wulkany, które właśnie budziły się do erupcji. Byle iskra mogła wzniecić potężny wybuch! Czekał go ciekawy dzień! Zacierając tak z uciechy ręce, udał się za kolegą i jego nieznośną znajomą.  
    Po kilku minutach byli już w samochodzie i ruszyli z miejsca. Tanja siedziała z tyłu. Uważnie obserwowała wnętrze pojazdu, aż w końcu w oczy rzuciła się jej mysz, którą jako pierwszą ujrzała po tamtym omdleniu… Od razu ukryła twarz w dłoniach, gdyż owo wydarzenie jeszcze do dziś wywoływało w niej zakłopotanie.
- I co? Ktoś ci jeszcze przebijał te opony? – Hannu zagadywał, jak gdyby nigdy nic. Udała, że nic ją to nie obchodzi i odwróciła głowę w stronę okna, w którym i tak nie mogła niczego dostrzec, z racji pary, jaka na nie wystąpiła pod wpływem deszczowej pogody.
- Nie – mruknął, skupiony na drodze, kierowca – to chyba byli jacyś żartownisie, mało to takich przypadków?
- A jak tam z nią? – pytał dalej. Mimowolnie zmrużyła oczy, była ciekawa, co to za „ta”.
- Z kim? – Aleksi właśnie wszedł w dość zawiły zakręt. Aż zarzuciło ją w bok.
- No wiesz… z nią! Jak poszukiwania? – najwyraźniej kolega miał nie mówić o „niej” publicznie… Zaciekawiona z powrotem wyprostowała się w siedzeniu.
- Mam adres – starał się mówić normalnie, ale ton jego głosu wyraźnie się zmienił, jakby wręcz załamał…
- Pójdziesz tam?
- Nie wiem.
- No co ty? Idź! Zmarnujesz to wszystko?
- Sam wiem, co mam robić! – podenerwował się – i nie gadajmy lepiej o tym, bo mi się teraz nie chce!
- No, ej! Mam prawo się wtrącać, w końcu ja ci podsunąłem tego…! – nim kolega zdążył dokończyć, Aleksi zgromił go znaczącym spojrzeniem i kiwnął za siebie głową, co oznaczało, że przy Tanji mają o tym nie rozmawiać. Pokornie więc zamilkł i zapatrzył przed siebie. Poczuła się jeszcze dziwniej, co to za tajemnice?!  
    Nie miała już jednak czasu na myślenie, bo oto byli na miejscu. Serce od razu podeszło jej do gardła, poczuła, że już brakuje jej powietrza…  
- Zostań w samochodzie, jeśli będziesz potrzebna, zawołamy cię. Ok? – polecił Aleksi, odwracając się do niej przodem. Pokiwała głową, i tak wiedząc swoje.  
    Prokuratorzy opuścili pojazd i ruszyli ku eleganckiej willi z drewna, pomalowanego na czerwono. Deszcz wciąż zacinał, ale w czymże mógł im przeszkadzać? Pokaźna parcela była ogrodzona. Przy domu rosły krzewy, a pod ścianą stała ogrodowa huśtawka. Takie włości należało zabezpieczyć, dlatego do willi prowadziła zamknięta bramka. Wcisnęli przycisk domofonu, czemu Tanja z zaciekawieniem przyglądała się zza uchylonych drzwi peugeota. Po chwili odezwał się damski głos, to dobrze wróżyło.
- Dzień dobry! Biuro Prokuratury Okręgowej, czy rozmawiamy z panią Paulą Haväralainen? – spytał Aleksi.
- Proku… a czego pan chce? Ja niczego…
- Chcielibyśmy tylko zamienić z panią słowo… to pani, pani Paulo? – dopytywał nadal.
- Tak… to ja… tyle, że teraz już nie Haväralainen, a Mikkanen – poprawiła niepewnie.
- Dobrze, rozumiem. To wpuści nas pani? Deszcz bardzo leje, to sama pani rozumie – uśmiechnął się do urządzenia z nadzieją, że zmiękczy tym jej serce. Na moment zapadła cisza, jakby kobieta we wnętrzu zastanawiała się, czy w ogóle otworzyć. W końcu bramka się jednak uchyliła. W drzwiach, które znajdowały się u szczytu pokaźnych schodów, pojawiła się ludzka postać.
    Tanja skorzystała z okazji, że nie domknęli furtki, i wślizgnęła się na parcelę, choć Aleksi dał jej inne wytyczne. A jakby jej nie zawołał? A ona musiała to usłyszeć! Miała przecież okazję dowiedzieć się teraz, czy może Perttu to „prawdziwy bydlak”, co więcej, może i „wariat”? W głębi siebie wciąż jeszcze czuła to, co do niego niegdyś żywiła. Nie była pewna, czy to była miłość, ale uczucie żalu i rozczarowania codziennie przypominało jej o tej głupiej, czy wręcz tragicznej znajomości. Nie tego się po nim spodziewała!  
    Gdy mężczyźni stanęli na szczycie schodów, kobieta szerzej rozwarła drzwi. Wpadające do wewnątrz światło w pełni oświetliło jej postać: około 30-tki, włosy ciemnego koloru, oczy szaro-zielone, średniego wzrostu… Tanję, która stanęła już u progu stopni, przeraził jej widok, bo była bardzo podobna… do niej samej! Towarzysze byli równie zaskoczeni – podobieństwo było uderzające! – Pani Mikkanen, tak? – wysapał Aleksi, schody liczyły trochę stopni.
- Tak, ale niczego nie zrobiłam! – kobieta wystawiła przed siebie dłoń.
- Wiemy… chcielibyśmy porozmawiać o Perttu Ranielli – przeszedł do sedna sprawy. Jej twarz od razu przybrała jakiś dziwny wyraz. Od razu się domyślił, co zaraz powie.
- A… a co ja mam do niego? No śpiewa… - zawahała się na moment – nie mam z nim nic wspólnego, to co mam…?
- Składała pani na niego donos? Tak ze… dwa lata temu? – zadał pytanie.
- Ja… no… nie pamiętam! – pokręciła głową na boki.
- Może to pani coś przypomni… - sięgnął do teczki i wyciągnął z niej kserokopię jej zeznań. Na ów widok nerwowo przełknęła ślinę – czy to pani pismo? – pytał dalej.
- No… no dobra, to ja! – przyznała się w końcu – ale… ale to była głupota! Chciałam się zemścić…
- Naprawdę? – wydało mu się to tak śmieszne, że aż uniósł jedną brew – zeznała pani, że panią pobił, a nawet zepchnął ze schodów… z tego, co jeszcze przeczytałem, krzyczał przy tym, że panią zabije. Bała się pani o swoje życie i dlatego zgłosiła to prokuraturze, bo na policję nie chciała iść… to przez jego ojca? – wyliczył jednym tchem. Słysząc to wszystko, Tanja aż oparła się o ścianę. Coś ściskało ją w gardle. Perttu to groźny dla otoczenia potwór!
- Tak, tak mówiłam, ale już powiedziałam…! – odrzekła Paula.
- Jak na zemstę, to była pani bardzo zdeterminowana! Za takie coś mógł dostać niezłą odsiadkę! – wtrącił rozbawiony Hannu.
- Nie miałam pojęcia o tym, że macie panowie zamiar mnie wałkować, więc nie będę nic więcej mówić! Proszę najpierw pokazać nakaz przesłuchania, wtedy porozmawiamy! – chwyciła za drzwi.
- I tak wezwiemy panią do prokuratury, to nie lepiej powiedzieć wszystko tutaj? – Aleksi mimo wszystko nie dawał za wygraną – no, to jak było?
- Już powiedziałam: chciałam się zemścić, to wszystko! Zdradził mnie z jakąś tanią laleczką… chyba fanką, byłam zdenerwowana i nie panowałam nad sobą… no i tyle! – wyrzuciła z siebie. Przez cały ten czas mimowolnie odgarniała włosy, to znów błądziła gdzieś wzrokiem, jąkała się… nie z nim takie sztuczki, ona kłamie!
- Jeśli się pani kogoś boi, proszę śmiało powiedzieć, kogo. Jesteśmy z właściwych władz, zapewnimy pani ochronę – powiedział po chwili.
- No, ale co pan mówi? Niby kogo?! – parsknęła nerwowym śmiechem – ja naprawdę nic nie wiem! Wiem, że ma tam wytoczony jakiś proces, ale mnie to nie obchodzi. Nie widziałam go już tyle lat, że nawet nie wiem, jak wygląda, także…
- Przez to, że się pani wtedy wycofała, kolejna dziewczyna stała się jego ofiarą! Chce pani, żeby było ich więcej? Proszę pomyśleć o rodzinie, każda z was może paść ofiarą takiego zwyrodnialca, jeśli się nie będzie ich zamykać! – wytłumaczył poruszony.  
    Po twarzy Tanji zaczęły płynąć łzy. Przed oczyma znowu miała znajome sceny: jego nachodzenia, groźby, oblicze ojca-„gliny”… Nie wytrzymała i zawróciła. Przyjście tutaj, to nie był dobry pomysł. Nie zauważyła jednak stojącej pod ścianą donicy z drzewkiem iglastym i z impetem na nią wpadła. Oczywiście zwróciła na siebie uwagę pozostałych, choć bardzo tego nie chciała.
- Co pani tutaj robi?! Kim jest?! – zawołała zaskoczona Paula, która dopiero teraz ją zauważyła.  
    Aleksi warknął w duchu i nerwowym ruchem odgarnął włosy. Jeśli ona znowu wpadnie w histerię, Tarja już na pewno go zabije!
- Hannu, dokończ z panią – zwrócił się do niego i czym prędzej pobiegł za nieposłuszną dziewczyną.
- Wie pani, kłopoty małżeńskie! – parsknął, „przejmując stery”. Kobieta zrobiła wielkie oczy. To miała być jego żona?! Śledzi go w pracy, czy jak?
    Tanja tymczasem szybkim krokiem zmierzała już do bramki.
- Czekaj! Nie możesz tak po prostu pójść! Źle się czujesz! – usłyszała za plecami głos prokuratora.
- A co ty możesz o mnie wiedzieć?! – odwróciła się gwałtownie i nerwowym ruchem szarpnęła za metalowe drzwiczki.
- Po co to sobie robisz? Trzeba było mnie słuchać i… Nie powinnaś była tutaj w ogóle przyjeżdżać! Dlaczego ja jestem taki miękki?! – jęknął do siebie z wyrzutem.
- Ty nie rozumiesz! Fajnie by ci było, jakbyś się czegoś takiego dowiedział o kimś, z kim coś planowałeś?! – zawołała w podobnym tonie.
- Nie… - westchnął ciężko – i właśnie dlatego nie chcę, żebyś się do tego mieszała! Po co masz to wiedzieć teraz, w takich okolicznościach? I tak w sądzie…
- Ale ja wolę od razu! Po co mam ciągle przeżywać od nowa to samo?! – przeszła kawałek alejką, wijącą się wzdłuż ogrodzonej parceli, i usiadła na przydrożnej ławce. Nie obchodziło ją, że ta jest mokra, wszystko było jej jedno. Szczęściem, na moment przestało padać.  
    Spojrzał w kierunku willi: Hannu wciąż rozmawiał z Paulą. Odetchnął więc i przysiadł się obok.
- Miałem kiedyś dziewczynę… to było coś poważnego, ale… - zawahał się na moment. Siorbnęła, po czym zamilkła, uważnie wsłuchując się w każde słowo – któregoś dnia dowiedziałem się, że mnie zdradza… no, ale jakoś tam sobie było, aż w końcu z nim uciekła – utkwił wzrok w czerwonym domku, kolega wciąż coś tam „paplał”… - co jest najzabawniejsze, tak ze cztery miesiące temu dowiedziałem się, że jej „wspaniały” chłopak został oskarżony o posiadanie narkotyków i jakąś tam nieuczciwą działalność. Prał brudne pieniądze, czy coś takiego… ona o tym wiedziała, a mimo to wymieniła mnie-przyszłego prawnika, na przestępcę! Śmieszne, nie? – zaśmiał się drętwo – długo nie mogłem tego zrozumieć i, zresztą, do tej pory nie pojmuję…  
- A co się stało z nią? – wybąkała, wycierając oczy.
- Gdzieś tam wyjechała, chyba do Tampere, bo koleżkowie tego jej gacha z czymś jej tam grozili… i taki bezsens.
- To… to głupio tak… - wybąkała zaskoczona.
- I to jak! – parsknął sztucznym śmiechem – ale trudno, tak to już jest… Co ten idiota tam tak długo robi?! – wymruczał pod nosem – lepiej się czujesz? – zwrócił się do niej.
- Tak… zresztą wcale nie powinnam być zaskoczona. Skoro potrafi robić takie rzeczy, jak to mnie… to tamto, to nic dziwnego… - założyła włosy za uszy i prędko wytarła kolejną łzę – i co teraz będzie? Zamierzasz to przedstawić w sądzie? – zaciekawiła się.
- Chciałbym, ale… Hannu! – wściekle poderwał się z ławki – coś ty tam tak długo robił?! Zgodziła się chociaż zeznawać? – wypytywał podenerwowany.
- Eee… no… właściwie, to nie… podawała mi przepis na omlet wegetariański. Ja i Marisa mamy zamiar skończyć z mięsem… - zarumienił się.
- Co?! I tylko o tym z nią gadałeś?! – zawołał oburzony.
- Aleks, zrozum! Ona jest wegetarianką! Musiałem się czegoś o tym dowiedzieć, bo jak przestanę jeść mięcho, a tu mi się coś stanie?!
- Ach! No jasne, że ci się stanie, bo ja cię zaraz zabiję! – wzburzony ruszył do samochodu, Tanja natychmiast poderwała się z miejsca i udała za nim.
- Ale po co te nerwy?! I tak nie chciała puścić pary, czegoś się boi, nie będzie mówić! – jęknął skruszony kolega.
- Dobra, skoro tak, to proszę bardzo! Zmusimy ją! – wzruszył ramionami i otworzył drzwi samochodu, by wpuścić do niego dziewczynę. Zmierzyła go jakimś dziwnym wzrokiem i zanurzyła się w środku. W tym wypadku nie było to akurat jej „zabójcze” spojrzenie, ale zdziwienie, jakie ją coraz bardziej ogarniało. Bardzo angażował się w tą sprawę. Była coraz bardziej pewna tego, że on i Perttu muszą się znać! W końcu „były też go nie trawił”…  
    Ruszyli w drogę powrotną. Dobrze już znała ten samochód, w końcu tyle razy już nim jeździła. Nikt z całej trójki się nie odzywał, aż w końcu zza siedzenia wyłonił się Hannu.
- I jak się pani podoba nasza praca? – wyszczerzył się do niej. Zdziwiona, ale i speszona odwróciła wzrok. Aleksi przejechał palcem po gardle, dając koledze w ten sposób do zrozumienia, że jeśli się do niej jeszcze raz odezwie, to ta go przysłowiowo „ukatrupi”. Nie przejął się tym jednak i kontynuował: - jakby co, to ja mu pomagam, także będę się przy tym wszystkim kręcił! No i mam na imię Hannu, a pani to pewnie Tanja, tak?
- Z tego, co wiem, to tak mnie nazwali rodzice – burknęła, wbijając wzrok w posadzkę samochodu. Nieco zbiło go to z tropu, zwykle rozmówcy bywają milsi, a przynajmniej starają się takich udawać…
- To… co teraz robimy, Aleks? – zwrócił się więc do niego.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś mnie tak nie nazywał? Wkurza mnie to! – nerwowo przewrócił oczami.
- No, a jak mam cię inaczej nazywać? „Aleksi” brzmi tak jakoś długo! Lepiej w skrócie, to…!
- Oj, zamknij się wreszcie! Ty masz za to babskie imię!
- Ej, ale odwal się od niego, co?! Nazywam się tak samo, jak nasz wybitny trener skoków narciarskich, a to już coś!
- Taa? To trzeba było zostać skoczkiem, panie Lepistoe! – wykrzywił się z pogardą. Tanja zaczęła się już z tyłu podśmiewać, cała ta wymiana zdań była bardzo zabawna.
- No co? Zastanawiałem się nad tym, ale za dużo ważę i jestem za niski – naburmuszył się.
- Serio? – parsknął śmiechem – bo ja to na poważnie! Zawsze oglądaliśmy Nykaneana i tak sobie myślałem, że jak nie zostanę oskarżycielem, to skoczkiem! – zaśmiał się, wracając do świata wspomnień.
- Powaga? Jakoś ciężko mi w to uwierzyć… - Hannu lekceważąco wykrzywił twarz.
- No tak, a co? Co niby lepszego było do robienia zimą? Lepiliśmy z chłopakami zawsze taką niby skocznię i skakaliśmy z niej w śnieg, bez nart oczywiście! Ale do czasu, bo jednego razu Sanni, ten, co to go rodzice na dworcu zostawili, wiesz, który, skoczył i złamał nogę! Ale się wtedy kobita wkurzyła! Przez miesiąc nie wolno nam było w ogóle oglądać telewizji, a tu akurat mistrzostwa w narciarstwie klasycznym miały być!
- To mieliście telewizor? Łoo, to nieźle! Moje kuzynostwo trafiło do takiego sie…
- Ekhm! – nagle przerwał mu głośnym chrząknięciem. Przypomniał sobie, że w samochodzie jest jeszcze jedna osoba, która nie musi wiedzieć o nim wszystkiego. Ba, NICZEGO nie musi wiedzieć. Hannu zrozumiał aluzję i prędko się uciszył, rumieniąc, niczym burak – gardło mnie chyba zaczyna boleć… to co mówiłeś? – posłał mu znaczący uśmiech.  
    Dziewczyna obserwowała ich wielkimi ze zdziwienia oczyma. Dzieci, „kobita”… gdzie on się w końcu wychowywał? Enni z pewnością już ułożyłaby z tego zmyślną historię, ale ona jakoś nie potrafiła.  
- No, że… u moich kuzynów w ogóle nie było telewizora, wyobrażasz sobie? – uśmiechnął się drętwo.  
    Resztę drogi przemierzyli, gadając już na inne tematy. Wystarczyło, że i tak się zapędził, ale na ten moment zapomniał, że jest z nimi Tanja. Siedziała tak cicho i bezszelestnie, że każdy w końcu przestałby zwracać na nią uwagę. Ona zaś, gdy tylko wróciła do domu, już wydzwaniała do przyjaciółki, by przekazać jej nowe rewelacje: o dziewczynie, jej zdradzie, tajemniczym domu, w którym wychowywał się prokurator, i chłopaku porzuconym przez rodziców…
    Gdy już znalazł się w domu, w którym panował zupełny spokój, zaczął analizować to wszystko, co powiedział dzisiaj Tanji. Zaczął tego żałować. Wcale nie musiał jej o tym mówić, bo co ją to obchodziło? Czy to ją choć troszkę pocieszyło? Wątpliwe. Poza tym, z natury nie lubił zwierzać się obcym, a ona właśnie taką dla niego była.
    Włączył od niechcenia telewizor, a na ekranie, jakby na złość, pojawiła się twarz Perttu. Od razu przełączył kanał i zaczął je bezwiednie przeskakiwać, gdyż myślami odpłynął gdzieś daleko. Do przeszłości.  
    Doskonale pamiętał tą dziewczynę, miała na imię Juuli. Dosłownie oszalał na jej punkcie! Była pierwszą, w jakiej się w ogóle zakochał, to właśnie wtedy po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czemu i po co się tak dziwnie czuje? Miał ochotę wszędzie z nią chodzić, wciąż rozmawiać, patrzeć na nią… i tak w kółko. To wszystko było tym bardziej ciekawe, że najpierw była tylko jego przyjaciółką. To ona kryła go przed „wrednymi babskami”, gdy coś tam nawyrabiał z Ville, uczyła go wdrapywać się na drzewo, łapać żaby, to znów on ją typowych „chłopięcych” trików.  
    Gdy mieli po 16 lat na jakiś czas zniknęła, gdyż opiekę nad nią przejęła rodzina. Spotkali się ponownie po trzech latach i cóż to była za radość! Wtedy wszystko odżyło na nowo i narodził się związek, który niestety długo nie potrwał. Na jednej z imprez, których to podczas studiów nie brakowało, poznała tego przestępcę i wszystko zaczęło się sypać. Tyle, że on o niczym nie wiedział. Dopiero Celli, ta sama, która pracowała w prokuraturze, a którą poznał właśnie na studiach, przypadkowo podpatrzyła ich na jednej z randek.  
    Nie mógł w to uwierzyć, dlatego koleżanka poświęciła się i nieco „powęszyła”, aż w końcu dała mu namiary kiedy, gdzie i o jakiej porze się spotkają. Rzeczywiście: „gach” przyjechał po nią bardzo drogim kabrioletem, a ta prędko do niego „wskoczyła” i na powitanie podarowała mu „gorącego” całusa. Był wściekły, miał ochotę ich zabić.  
    Krążył wtedy niemalże przez całą noc po mieście i zastanawiał się, dlaczego to zrobiła? No dobrze, może za bardzo poświęcił się nauce, by osiągnąć swoje cele, i zaniedbywał ją? Może nie potrafił jej dostatecznie okazywać, co do niej naprawdę czuje, mówić jej tego, bo kto go miał tego nauczyć? Ale czy to jest powód do tego, by tak głupio oszukiwać? Nie lepiej powiedzieć wprost? A może to żadna wymówka…? W końcu sam się już w tym pogubił i nie wiedział, czy naprawdę był w niej zakochany, bo w końcu nikt nigdy nie kochał jego, bo jak widać i ona też nie.  
    Mimo wszystko bezczelnie się wyparła. Chciała ratować coś, czego nie można było już nazwać mianem czegokolwiek. Mimo wszystko się zgodził, było mu wszystko jedno. W tamtym okresie wydarzyła się w jego życiu największa tragedia: zmarł ktoś mu bardzo bliski. Jedyna osoba, którą znał tak dobrze i, jaka była dla niego, jak rodzeństwo, jakiego nigdy nie miał. Ville – przyjaciel od wczesnego dzieciństwa. Zmarł na białaczkę w wieku 22 lat. Walczył z nią przez kilka lat, ale okazała się silniejsza. On mógł tylko stać z boku i bezsilnie na to patrzeć. Do dziś wyrzucał sobie, że mógł coś przecież zrobić, tylko właściwie co?  
    Tak, czy inaczej, między nim, a Juuli już się nie układało, aż któregoś dnia po prostu zniknęła. Rzuciła studia i wyjechała z Helsinek. Podobno uciekła ze swoim „ukochanym” do jakiegoś innego miasta, bo ścigała go policja. Reszta to już to, co opowiadał Tanji: „koleś” trafił za kratki, a ona znalazła się w Tampere.  
    To były najgorsze lata w jego życiu, choć wszystkie tak naprawdę do ciekawych nie należały. Po Juuli były kolejne dziewczyny (podsuwane przez „zatroskanych” znajomych), ale w żadnej już chyba nigdy nie był zakochany, wszystkie były tylko po to, żeby zagłuszyć samotność i pustkę, ale i tak każda z nich odeszła, bo z żadną mu się nie układało. Zarzucały mu, że za dużo pracuje, to znów były zazdrosne o inne kobiety, z którymi współpracował przy sprawach… Jak to mówiły, „za bardzo się angażował”.  
    I tak w końcu znowu został sam. Ale nie narzekał, bo wiedział, że nowa znajomość i tak nie ma sensu. Po co, w końcu, komplikować sobie i tak już zagmatwane życie? Nurtowało go jednak pewne pytanie, które od lat chciał zadać kobiecie, która mieszkała pod adresem, jaki otrzymał w sądzie.  
    Spojrzał w stronę stolika, na którym leżała kartka z owym zapiskiem. Znowu zaczął się namyślać, czy się z nią spotkać? To na pewno nie ma sensu… ale i tak chce wiedzieć! Szala na wadze z pytaniem „Odwiedzić ją, czy nie?”, przechylała się teraz na stronę z odpowiedzią: „Tak”.
    Tanja wzięła do ręki telefon i spojrzała na wyświetlacz: była 2:32, a ona wciąż jeszcze nie spała. Przez cały ten czas intensywnie myślała… Cmentarz, kobieta, dzieci, „facet” z sądu, jakiś młody znaleziony na dworcu... Tarja… i jej pacjent! Ten, którego przyjaciel zmarł, a on wychowywał się w domu dziecka! Wszystko to pasowało przecież do niego!  
    Przejęta „odkryciem”, aż usiadła na łóżku. Jeśli to prawda, to czy nie pomyliła się w jego ocenie, nazywając „potworem”? Wszak dzieci przebywające w takich placówkach, jak dom dziecka, na ogół czują się niekochane, niepotrzebne i w przyszłości nie umieją okazywać uczuć. Może więc właśnie dlatego został oskarżycielem, bo nie potrafi współczuć, wczuwać się w sytuację innych? Może tak naprawdę jego zdaniem nikt ich nie ma, skoro on nimi nie pała? Ale nie… to żadna wymówka! Słyszała, że wychowankowie sierocińców zwykle marnie kończą, a tutaj proszę: prokurator! Dlaczego akurat taki zawód? W końcu z tego, co mówił, wynikało, że już we wczesnym dzieciństwie postanowił nim być. Co więc go do tego skłoniło?
    A może po prostu chciał się wybić? Pokazać, że ludzie myślą o takich dzieciach stereotypowo? A może to ona się myli i jest w ich ocenie zbyt surowa? Nie zna nikogo takiego, więc nie ma prawa się wypowiadać.
    Mimo wszystko „babska ciekawość” zwyciężyła i przy okazji kolejnej wizyty u Tarji, postanowiła rozwiać, bądź potwierdzić swoje przypuszczenia. Wszystko już jej opowiedziała, nawet to, że pojechała z prokuratorami do domu tej dziwnej kobiety… Przez cały czas nerwowo wierciła się przy tym na krześle, bo już miała ochotę wypytać ją o przeszłość Aleksego. Póki co, psycholog była bardzo niepocieszona jego kolejnym „wybrykiem”… a konkretniej tym, że zabrał Tanję „do pracy”.
- Nie powinien cię ze sobą zabierać! Muszę się z nim rozmówić – wściekle uderzyła otwartą dłonią w blat stołu.
- Tak się zastanawiałam… - zmieniła temat, drapiąc się w głowę – mówiła mi pani kiedyś o jakimś facecie, pani pacjencie… że coś tam nie ma rodziny, ktoś mu tam umarł… czy pani nie mówiła właśnie o nim? – spojrzała jej w oczy pytającym wzrokiem, po czym prędko go spuściła. Było jej za bardzo głupio, bała się „porażki”. Przecież może się okazać, że to nie o niego jej chodziło. Mało to takich ludzi?  
    Rzeczywiście: kobieta zamilkła, kompletnie zaskoczona owym pytaniem. Wbiła wzrok w matowy blat dębowego biurka i przez najbliższą chwilę chyba nie miała zamiaru się odezwać. Tanja spodziewała się już, że zaraz wybuchnie śmiechem i w rezultacie wpadnie pod ów mebel, bo faktycznie wydawało się to śmieszne! Pasowałoby raczej na telenowelę, aniżeli najprawdziwszą rzeczywistość – ona, taka „problemowa”, wypalona psychicznie i zmęczona szczęśliwym do niedawna życiem spotyka „faceta”, który całe miał „spaprane” i mimo wszystko nadal żyje. Ona na jego miejscu już dawno „strzeliłaby sobie w łeb”, zwłaszcza po zdradzie tej jego „babki”, o której jej mówił. Jeśli to wszystko, to prawda, już nic jej nie zdziwi!
- Nie – ku swemu zaskoczeniu usłyszała jednak przeczącą odpowiedź – no coś ty? – posłała jej ciepły uśmiech – Aleksi rzeczywiście miał wiele problemów, ale to chyba, jak każdy… Czemu tak pomyślałaś? – zaśmiała się, niby to „luźno”, ale w owym chichocie można było wyczuć i nerwowość.
- No bo… tak jakoś… - spuściła głowę najniżej, jak się tylko dało. Czuła, że cała jest czerwona. Nie lubiła takich „porażek” – tak mi się jakoś skojarzyło…
- Jakkolwiek by się nie zachowywał, to bardzo miły, ciekawy człowiek. Mocno angażuje się w to, co robi i jeśli tylko będziesz z nim współpracować, to z pewnością odniesiecie sukces, tylko… nie pozwalaj mu na zbyt wiele – puściła do niej oczko. Od razu ją zmroziło, skojarzyła to tylko z jednym: ten „facet”, to jakiś bezczelny podrywacz!
- Nie… nie rozumiem… - bąknęła, unosząc przerażony wzrok.
- No wiesz… nieraz ma niekonwencjonalne metody prowadzenia śledztwa. Także, jeśli będzie chciał cię wziąć na takie przesłuchania, jak to ostatnio, czy też urządzał jakieś prowokacje, nie gódź się na to. Wszystko musi pozostawać w twoim zakresie. Jeśli wiesz, że czemuś nie podołasz, nie forsuj się na siłę. Widzisz… on jest mężczyzną i do tego twardym, na wiele rzeczy jest uodporniony i dlatego myśli, że i inni tacy są. Nie pozwól mu tak uważać, pokaż, że jesteś słaba! Powinien to w końcu dostrzec, bo tylko sam na tym źle wychodzi –  
    Słuchając tego, Tanja czuła, że w głowie ma już niezły bałagan. Z jednej strony chciała brać w tym wszystkim udział, ale z drugiej się bała… W rezultacie zaczęła zazdrościć Aleksemu tej jego tajemniczej „siły”, której ona nie posiadała. W tej chwili bardzo by się jej przydała.
- Skoro taki jest… - mruknęła, ciężko wzdychając – to czemu zajmuje się moją sprawą, skoro nie potrafi mnie zrozumieć? – dokończyła, nerwowo wyłamując palce.
- Bo głównie takimi się właśnie zajmuje – usłyszała odpowiedź.
- Ale dlaczego? Na pewno każda kobieta jest taka, jak ja, zwłaszcza, gdy takimi rzeczami zajmuje się facet… jak on to wytrzymuje? – rzuciła od niechcenia.
- O to musiałabyś się już jego spytać – parsknęła lekkim śmiechem – ale skończmy już lepiej o nim mówić, co?  W końcu to twoja wizyta! – śmiała się dalej – to co tam u ojca?

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 10072 słów i 56483 znaków.

2 komentarze

 
  • aniaaa

    Czekam na kolejną  :cool:

    7 paź 2016

  • --kaaari

    Super  :ciuch:

    5 paź 2016