She's the only one for me cz. 23

Pomimo zawieszenia w pełnieniu obowiązków, Aleksi i tak przyszedł do prokuratury, gdyż nie miał nic innego do roboty. Poza tym chciał sprawować nadzór nad Hannu, który mógł przecież coś przeoczyć. Zresztą znał go i wiedział, z jakim „zapałem” wykonywał swoją pracę. Dodatkowy bodziec w postaci jego „ględzenia” powinien mu pomóc. W owym momencie zasiadał przed jego biurkiem, informując o swym wsparciu.
- Nie, Aleks. Jak się dowiedzą, to cię tym bardziej wyrzucą! Lepiej się do tego nie mieszaj – Hannu jednak potrząsnął przecząco głową.
- Wpadłem na ciekawy trop, nie mogę tak go teraz zostawić! – poirytował się.
- Dobra, dobra, detektywem nie jesteś!
- Słuchaj: bardzo mi zależy na tej sprawie, a znam cię i wiem, że czasami jesteś niedokładny – przyznał wreszcie, przyparty do muru.
- Wow, to przez wzgląd na tą pannę? No, nie powiem ładna jest! – zaśmiał się.
- Daj spokój! Jest winny! Mamy to czarne na białym, ale dzisiejsze prawo jest tak beznadziejne, że jest właśnie tak, jak jest! – podenerwował się.
- Tak, tak! Ja i tak wiem swoje!
- Oj, zamknij się! – prychnął, teraz już wzburzony, ale i zażenowany. W słowach współpracownika było ziarenko prawdy, owszem. Ale głównie chodziło mu o to, by ten „kanalia” nie myślał sobie, że pozostanie bezkarny. By poszedł siedzieć, pomimo sławy i „szerokich pleców” tatusia. A co najważniejsze, by odpowiedział za swój podły czyn. Tak, czy inaczej, Hannu wprost uwielbiał dręczyć swojego kolegę. Może to ta satysfakcja, że on miał żonkę, a on nikogo? A może coś zauważył?
    Nagle zadzwonił jego służbowy telefon, przerwał więc naśmiewki i sięgnął po słuchawkę.
- O wilku mowa, a wilk tuż – rzucił po chwili.
- Co? O czym ty…? – nim Aleksi zdążył dokończyć, do biura już zajrzała Tanja. Widząc go, od razu cofnęła się do tyłu. Przez myśl mimowolnie przemknęły jej jego słowa o bieganiu do jego następcy.
- Ależ proszę, proszę! Rozmawiamy właśnie o procesie! – zachęcił Hannu. Nabrała więc więcej powietrza i ruszyła w głąb, po czym zasiadła na drugim krześle.
- To może ja pójdę… nie będę przeszkadzał – Aleksi poderwał się z miejsca.
- Czekajże! Pogadajmy w trójkę, w końcu ty w tym głównie siedzisz. Naprowadź nas, co mamy teraz robić – kolega zatrzymał go w miejscu. No, ale przecież sam tego chciał. Tanja nerwowo przełknęła ślinę. Czuła się nieswojo w jego obecności, wolałaby, żeby jednak wyszedł. Niestety dla niej, z powrotem usiadł na krześle.
- I co teraz będzie? – bąknęła nieśmiało. Czuła na sobie jego wzrok.
- Chciałbym to kontynuować! Po co zaczynać coś od nowa, skoro Aleks… yyy, Aleksi dobrze poprowadził całe śledztwo? Zresztą, szczerze mówiąc, czy było ono tak właściwie potrzebne? Dowody przecież mieliśmy na tacy, wystarczyło tylko ustalić datę pierwszej rozprawy – wyjaśnił z uśmiechem, jakby wcale nie była to „śmiertelnie” poważna sprawa.
- Skoro tak, to dlaczego ciągle jest na wolności i jakoś wcale się nie zanosi na to, że pójdzie siedzieć? – mruknęła ponuro. Prokurator na owe słowa od razu spochmurniał speszony, a Aleksi nerwowo poruszył się na krześle. To była jakby aluzja w jego stronę, że niedostatecznie się starał.
- Cóż… sądowi najwyraźniej taki dowód nie wystarcza – odparł po chwili ten pierwszy – ale udało nam się teraz dotrzeć do dowodów, które na pewno już go do reszty obciążą! – w ten sposób wywiązała się dyskusja, podczas której dwójka jej uczestników czuła się bardzo niekomfortowo. Ciężko było im się skupić w swojej obecności. Wreszcie, po paru minutach, Aleksi opuścił gabinet, by porozmawiali już „sam na sam”. Jego to już przecież nie dotyczyło. Tanji, mimo wszystko, nie podobała się ta sytuacja, gdyż znowu musiała zwierzać się przed obcym człowiekiem. Znowu opowiadać to samo! Już przywykła do tego „pierwszego” prokuratora i częstych wizyt właśnie u niego, a nie… u owego, aż chyba nazbyt wesołego „faceta”.  
    Wyszła w dość ponurym nastroju. Ledwo jednak uszła kawałek, a już poczuła, że ktoś chwyta ją pod ramię. Serce od razu zabiło jej mocniej. Domyślała się, kto to, i to oznaczało tylko jedno: będzie musiała się „spowiadać”.
- Musimy pogadać – mruknął jej nad uchem.
- Myślałam, że… że już cię nie ma… - nerwowo przełknęła ślinę – a o czym chcesz gadać? – uśmiechnęła się sztywno.
- Dobra, nie udawaj. Dobrze cię znam: głos ci drży, a to znaczy, że doskonale wiesz, o co mi chodzi – odparł, jakby z wyrzutem.
- Czemu tak dziwnie do mnie mówisz? Zrobiłam ci coś? – oburzyła się z lekka. W odpowiedzi pociągnął ją za sobą i poprowadził do… prywatnej łazienki, z której korzystali jedynie pracownicy prokuratury – a jak ktoś tu wejdzie? W końcu to publiczny kibel – bąknęła, rozglądając się na boki.
- W tej chwili nie ma przerwy. Część jeszcze nie przyszła, a Celli zwykle przychodzi tu o 12:00, a w tej chwili jest… - spojrzał na zegarek - …11:30, także mamy pół godziny – wyjaśnił, niemalże jednym tchem.
- Wow, ale jesteś oczytany… na pewno pracujesz, czy tak naprawdę obserwujesz wszystkich dookoła? – parsknęła sztucznym śmiechem.
- Dobra, do rzeczy – natychmiast ją zgasił, mierząc tym swoim wymownym spojrzeniem – co teraz?
- Z czym? Jeśli chodzi o sprawę, to…
- Nie udawaj głupiej – uśmiechnął się kpiąco, po czym pokręcił głową na boki – Tanja, ja mówię o naszym ostatnim spotkaniu. Chyba pamiętasz, co…
- Lepiej pójdę, ktoś może jednak… - od razu ruszyła do drzwi.
- Dlaczego uciekasz? Jesteś o to zła? To powiedz wprost, wieją tylko tchórze.
    Usłyszała za plecami. Natychmiast przystanęła, po czym przymknęła oczy, nerwowo przełykając ślinę.
- Mam już dość problemów z Perttu… nie chcę, żebyś i ty mnie osaczał – mruknęła, spuszczając głowę.
- Wcale nie chciałem – podszedł bliżej, po czym stanął naprzeciwko niej – chcę tylko wiedzieć, co chcesz z tym wszystkim zrobić? Dla mnie to nie była zabawa, ale coś naprawdę poważnego.
- Dla mnie też, ale to nie znaczy, że mam z tym coś robić.
- Co? – zmrużył oczy, nie bardzo wiedząc, co chce przez to powiedzieć.
- To był… przypadek, trochę się zagalopowałam, to wszystko! Przecież nie musimy tego więcej powtarzać – wzruszyła ramionami. Zmierzył ją zaskoczonym spojrzeniem, jakby nie spodziewał się takiej odpowiedzi z jej strony – ja nie jestem gotowa na coś nowego… od znajomości z tym draniem minął zaledwie rok, także… musisz mnie zrozumieć… - dodała niepewnie.
- Skoro tak, to dlaczego pokazujesz coś innego? – ton jego głosu od razu się zmienił. Dało się w nim wyczuć jakby wyrzut.
- Już powiedziałam… - wydukała onieśmielona.
- Naprawdę tego nie chcesz? A może po prostu się boisz? – zrobił krok w jej stronę, od razu cofnęła się do tyłu.
- I to i to… - wykrztusiła, natrafiając na ścianę.
- To dlaczego nie potrafisz tego kontrolować?
- O co ci chodzi? – parsknęła drętwym śmiechem. W odpowiedzi podszedł jeszcze bliżej i nachylił się nad nią. Odruchowo przymknęła oczy… Minęła jednak chwila, a nie doczekała się pocałunku.
- Już rozumiem – zamiast tego ironiczny śmiech – bez zobowiązań, tak? Przykro mi, ale za stary na to jestem – mruknął, po czym odsunął się i szybkim krokiem ruszył do drzwi.
- Do diabła! Kretynka! Idiotka! – wściekła na siebie, zaczęła bić się otwartą dłonią w czoło, po czym ruszyła za nim – Aleksi, czekaj! – zawołała tak głośno, że aż zwróciła na siebie uwagę Celli i przechodzących korytarzem ludzi. Był nieopodal i właśnie się ubierał – nie chcę, żeby to się zepsuło! – jęknęła, gdy już obok niego stanęła – widzisz, co się stało? Już się kłócimy, a wszystko przez…!
- Trudno, może taki już jest ten świat i facet z kobietą nie potrafią się bez „tego” dogadać? – uśmiechnął się drętwo – pa – udał się do wyjścia.
- Nie chciałam tak, naprawdę! – szła za nim krok w krok, niczym cień.
- Wierzę – mruknął, po czym zbiegł po schodach.  
    Została stać u ich szczytu, gdyż zdawała sobie sprawę z tego, że dalsza rozmowa z nim nie ma sensu. Uraziła w końcu jego dumę, ale i uczucia. Tyle że to bolało i ją! Bardzo. Zrobiła zbolałą minę, zwieszając przy tym ręce, aż swą postawą zwróciła uwagę Celli.
- Coś nie tak? – spytała z troską.
- A nic… zmienili mi prokuratora – bąknęła „na odczepnego”.
- I nie podoba ci się? – parsknęła, jakby mówiła do dziecka – no… nie dziwię ci się, Aleksego można bardzo polubić! – dodała z uśmiechem.
- Taa, niestety – mruknęła pod nosem.
- Ten nowy na pewno też jest fajny!
- Zobaczy się – burknęła. Dobrze wiedziała, że kobieta zwyczajnie stroi sobie z niej żarty. Bo i co mogła wiedzieć o powadze jej sytuacji?  
    Wyszła z budynku w podłym nastroju. Żal i złość na siebie tak bardzo ściskały jej gardło, że miała ochotę się rozpłakać. Nie chciała przecież robić mu przykrości. Wszystko było takie piękne i nagle… Sama zresztą nie wiedziała, czego chce! Z jednej strony przystałaby na wszystko, co by tylko powiedział, a z drugiej się bała… dokładnie tak, jak stwierdził. Chwilami jednak „ogłupiające” uczucie zdawało się przezwyciężać strach. I dlatego chyba prędzej, czy później, musiało stać się, jak się stało.
- Czołem, lala! – nagle usłyszała znajomy głos. Od razu przeszły ją ciarki. Nim zdążyła pomyśleć, skąd dochodzi, czyjeś silne ręce pochwyciły ją od tyłu i została pchnięta ku jednemu z samochodów. Oprawca zatkał jej ręką usta i na siłę wepchnął do środka. Krzyki i szarpanie na wiele się nie zdawały, gdyż w tej chwili po owej ulicy przechadzało się mało przechodniów. We wnętrzu siedział już Tuomas.
- Spoko, nic ci nie zrobimy, nie krzycz! – próbował ją uspokoić, ale natychmiast zdzieliła go przez głowę.
- Silna jest! – Janne zatrzasnął drzwi. Od razu do nich dopadła, ale siedzący na przedzie Perttu włączył blokadę przycisków. Przeniosła w jego stronę przerażony wzrok.
- Kochaś ci nie pomoże! Byliśmy pod prokuraturą i widzieliśmy, jak popruł gdzieś tym swoim gratem – zaśmiał się ironicznie.
- Czego ode mnie chcesz?! – krzyknęła łamiącym się głosem.
- Tylko pogadać… słyszałem, że się coś schrzaniło i ten świr został odsunięty – zarechotał, kręcąc palcem obok głowy.
- Jedynym wariatem jesteś ty! – warknęła odważnie.
- Tak? Czy to ja napadam na ludzi i rozwalam knajpy?! – poirytował się.
- Nie! Robisz coś o wiele GORSZEGO!
- Oj, przestań o tym chrzanić, bo mi się rzygać chce, jak to słyszę po raz już wtóry! Jakbym wiedział, to bym się za nic nie zabierał! I tak kiepska jesteś! – prychnął z pogardą. Po owych słowach wstąpiła w nią dzika furia, miała ochotę go zabić!
- Ty… ŚWINIO! TY…! – pisnęła, po czym przechyliła się przez siedzenie i zaś zaczęła go okładać.
- Zabierz tą wariatkę! – syknął wściekle. Janne natychmiast wyskoczył z samochodu, a Tuomas chwycił ją w pasie, by odciągnąć od kumpla. Po chwili została brutalnie wytargana z pojazdu i dosłownie rzucona na bruk – jesteś tak samo stuknięta, jak ten czubek! Dobraliście się, jak w korcu maku! – warknął, wyskakując ze środka – ale zapamiętaj sobie: i tak z nim nie będziesz, bo ja na to nie pozwolę! Albo ja, albo nikt inny! A jak ci nie pasuje taki układ, to zabiję i ciebie i jego! – pogroził, po czym z powrotem zniknął w aucie. Tam od razu natrafił na oburzone spojrzenia kolegów – co?! – syknął, aż trzęsąc się ze złości.
- Nie przesadzasz trochę? Za takie groźby idzie się do kicia – zauważył Janne.
- Mam to w czterech literach! Ta prostytuta mnie do tego zmusza!
- Mówiłeś, że to wtedy na festiwalu było dobrowolnie z nią… to jak w końcu? Zgwałciłeś ją, czy nie? – wtrącił, równie zniesmaczony, Tuomas.
- Stul pysk! To już wiem ja i ta zdrajczyni! Ruszaj, durniu, bo mam już dosyć oglądania jej zakłamanej gęby! – warknął wściekle, uderzając kierowcę w ramię. Choć zdenerwowany, posłusznie uruchomił samochód, po czym odjechali z piskiem opon, pozostawiając ją samej sobie.  
    Właśnie oglądała rozbite kolano, zanosząc się coraz większym płaczem. Przechodzący obok ludzie zerkali kątem oka, ale nikt nie odważył się podejść bliżej. Być może brali ją za pijaczkę, która zaliczyła bolesny upadek. Po paru minutach siedzenia na zimnym chodniku w końcu zaczęła się zbierać, bo co innego mogła zrobić? Była rozgoryczona. Przeszkadzało jej teraz wszystko dookoła, więc gdyby i ktoś chciał jej jednak pomóc, z pewnością by go jeszcze zbeształa. Znowu wróciła ta „złość na wszystkich facetów”. W tym łącznie z nim. Coś mu się nie podoba, to proszę! Droga wolna! „Idiota, drań, bękart”…!  
    Wreszcie opamiętała się i przestała miotać w głowie te wszystkie wyzwiska. To, jaki jest, to już w pewnym sensie nie jego wina. Sam musiał przecież kształtować charakter i wolę, a wzorców na pewno najlepszych nie miał. Poza tym miał prawo się gniewać, bo sama zaczęła coś, czego nie potrafiła skończyć.

***

    - Siadaj, coś ty taki wzburzony? – zawołała zdziwiona Tarja, obserwując Aleksego, który krążył po jej gabinecie, jak w jakimś dzikim transie.
- Bo jestem na ciebie zły! – wycelował w nią palec i z powrotem zanurzył ręce w kieszeniach.
- O co? Zrobiłam coś…?
- Kazałaś mi się zająć tą dziewuchą i wyszły z tego dość nieciekawe rzeczy!
- O co ci chodzi?! Jaka…?
- Tanja Venerinen, mówi ci to coś?!
- A co z nią?! – wystraszyła się.
- „Zajmij się nią, pokaż jej, jaki jesteś…”, bla, bla! – zacytował ironicznie – Nie wzięłaś tylko pod uwagę tego, że coś takiego między facetem, a kobietą nie jest możliwe!
- No, ale co się stało? – już nic z tego nie rozumiała – zachowałeś się źle wobec niej?! – zawołał, teraz już do głębi przerażona.
- Sam nie wiem… ale to ona zaczęła! – zasiadł na krześle.
- Co?! Mów mi natychmiast, o co chodzi?! – dopytywała, prawie już bijąc pięścią w blat biurka.
- Nie… tego ci nie powiem – pokręcił głową na boki – w każdym razie, doprowadziłaś do kaszany – wzruszył ramionami.
- Że co…? No nie! Chyba się w niej nie zakochałeś?! – zawołała z wyrzutem.
- Sam nie wiem.
- O mój Boże! – chwyciła się za czoło – Aleksi, ona nie jest dla ciebie!
- To po co ją do mnie pchałaś?! – zawołał oburzony.
- Przecież ci mówiłam, na jakich zasadach ci to radzę! Chciałam tylko, żebyś zbliżył się do ludzi z problemami!
- No i zbliżyłem… i to jak! – parsknął ironicznie.
- Ona nie jest gotowa na taką znajomość – popatrzyła nań wymownie – dlatego…
- Wiem, już mi powiedziała – wzruszył ramionami, przy okazji robiąc coś przy paznokciach.
- Cieszę się, że przynajmniej tak spokojnie to przyjmujesz – spojrzała niepewnie.
- A bo to raz? Zdarza się – odparł obojętnie - …nie! Wcale tak nie jest! – po czym nagle zerwał się z krzesła. Tarja aż podskoczyła w swoim fotelu – po prostu „uwielbiam” dostawać kosza, naprawdę! Teraz będzie „fajnie”, wiesz?! – parsknął wymuszonym śmiechem – dlaczego nic mi nie wychodzi? Ja już w ogóle tego nie rozumiem – rozłożył bezradnie ręce.
- Bardzo chciałabym ci pomóc, ale w tej akurat sprawie nie mam głosu. To ona decyduje, a i tak mówię ci, że nie jest gotowa – powróciła do łagodnego tonu – zresztą… czasami bywa, że my patrzymy na kogoś inaczej i wydaje nam się, że ten ktoś myśli podobnie, ale w rezultacie wychodzi, że właśnie tylko my wyobrażaliśmy sobie za wiele – dodała, głęboko wzdychając.
- Właśnie tego nie jestem pewien… - wymruczał pod nosem – na razie! – nagle ruszył do drzwi.
- Jak to…? Ej, czekaj! Nie idź jeszcze! Aleksi! – zawołała, wyskakując zza biurka, ale ten już zdążył zniknąć – osz, co za uparci ludzie! – warknęła do siebie – ciekawe, co ona mi powie?
    Ta, o której myślała – czyli Tanja – siedziała właśnie u siebie, wpatrując się w wyświetlacz telefonu komórkowego. Widniał na nim jego numer. Bardzo chciała zadzwonić i powiedzieć mu o wszystkim, co się wydarzyło. Zawsze to robiła, a teraz nie mogła… Z jednej strony formalnie nie powinno go to interesować, z drugiej… moralnie to po prostu nie pasowało. Po jej twarzy co rusz spływały łzy bezradności. Czuła, że jest w tym zupełnie sama i nie ma dokąd uciec.
- Jak tam? – do pokoju zajrzała Kaari. Od razu odrzuciła telefon – nie jadłaś nic na kolację.
- Nie jestem głodna – przetarła twarz.
- Do diabła z tym padalcem… - westchnęła, siadając obok niej – żeby ten zasrany proces się w końcu skończył, bo obiecuję, że sama mu skręcę łeb! – uniosła się. Jej słowa, czy raczej wojownicza postawa, nieco rozśmieszyły siostrę – chociaż tyle! – parsknęła lekkim śmiechem – musisz to zgłosić na policję – dodała już poważniejszym tonem.
- Nie mogę! – na twarzy dziewczyny od razu wymalował się strach – on tam jest i…!
- Koniec z tym! Jutro idziemy na policję i bez dyskusji! – pogroziła jej palcem.
- Ale ja…!
- Rozumiem, że się boisz, ale to nie może tak być! Muszą go wsadzić i tyle! Nie wiem, co sobie w ogóle myślą! To jest zresztą bezpodstawne, żeby sobie robił, co chciał! To, że ma ojca glinę jeszcze niczego nie poświadcza! Idziemy i koniec! – zadecydowała, mocno ją do siebie dociskając. Tanji nie pozostało nic innego, jak tylko się zgodzić. W takich momentach pragnienie odzyskania spokoju, przynajmniej w tej jednej kwestii, zwyciężało. Nad innymi nie miała niestety kontroli.

    Rozdział 18

    Niepewnym krokiem przekroczył próg komendy i ruszył w głąb korytarza. Po drodze kiwał głową do znajomych mu policjantów, z których niektórzy jakoś dziwnie mu się przyglądali i szeptali między sobą. Z pewnością o jego „nieszczęsnym wyskoku”. Wreszcie „wślizgnął się” do właściwego biura, oddychając przy tym z prawdziwą ulgą.
- Timo! Jesteś tu? – szepnął, rozglądając się dookoła.
- Tak, a co? – spod biurka wyłonił się ów „osobnik”. Aż się wzdrygnął – co ty? Nerwicę masz? – parsknął rozbawiony.
- Ha, ha! Skąd miałem wiedzieć, że jesteś tam? – burknął oburzony.
- A co ty w takiej konspirze? Możesz gadać głośno, śmiało! Drzwi są przecież zamknięte.
- Nie chcę, żeby Ranielli się dowiedział, że tutaj jestem.
- Spoko, w tej chwili nie ma służby – uspokoił go.
- No to na co czekasz? Zaprowadź mnie tam! – ponaglił go podenerwowany, na co „glina” zrobił jakąś głupkowatą minkę, „wycyckał” coś tam pod nosem i skinął głową w kierunku pewnych drzwi, na których widniał napis: „Archiwum” – no co? Mogłem nie zauważyć – uśmiechnął się niewinnie.
- Rany, jaki ty jesteś rozkojarzony! – gwizdnął zaczepnie – zabujałeś się, czy jak? – zachichotał, szukając kluczy do owych drzwi.
- Za to ty sypiesz dzisiaj kretyńskimi dowcipami! – „odwdzięczył się”. W tym czasie kolega uporał się z zamkiem.
- Dobra, tylko bądź cicho! Jak cię tu odkryją, wykopią mnie! – syknął, otwierając potężne, podwójne „wrota”.
- Ok, będę jak mysz pod…! – ledwo to jednak powiedział, a już wlazł w jakieś wiadro z mopem, które ktoś tam najwyraźniej zostawił.
- Aleks…! – jęknął przeciągle.
- Dobra, od tej chwili będę cicho! – obiecał speszony, po czym policjant zamknął za nim drzwi i wrócił do obowiązków. Zaczął się przechadzać obok ogromnych regałów w poszukiwaniu „adresu”, jaki podał mu Timo. Musiał znaleźć akta, jakie kolega niegdyś przeglądał, a które musiały zawierać coś ciekawego. Na owym zajęciu nie uszło mu więcej, jak z dziesięć minut, gdy...
- Co pani tu robi? – zza pokaźnych drzwi dobiegł go stłumiony głos.
- Niech mi pan otworzy! Zostawiłam tam wiadro, a bardzo mi jest potrzebne!
    Na owe słowa aż upuścił papiery, które właśnie przeglądał, i zaczął gorączkowo rozglądać się dookoła. Gdzie tu się skryć?!
- Za bardzo to tam wchodzić nie wolno… - najwyraźniej, Timo starał się spławić „babsko”.
- Przecież ja tylko pracuję, niczego tam nie przeglądam! Nawet dobrze czytać nie umiem! – oponowała kobieta. W pośpiechu zaczął zbierać teczkę, z której wysypała się zawartość, ale wszystko leciało mu z rąk – niechże pan otworzy! Ja tylko na chwilę! – spanikowany, w końcu je zostawił i pobiegł do końca regałów, by skryć się za jednym z nich. Kolega najwyraźniej się poddał, bo właśnie rozbrajał zamek. W tej chwili serce podeszło mu do gardła. Chowanie się za bardzo cienkim meblem do łatwych „zadań” nie należało – dziękuję! – „babsztyl” właśnie sięgnął po wiaderko – a co się tam stało? – zdziwiła się, widząc rozsypane papiery.
- A, to…? – na czoło Timo od razu wystąpił pot – to… to ja rozwaliłem!
- To ja może pozbieram?
- NIE TRZEBA! – spanikowany, prędko ruszył przed siebie, przy okazji potykając o wiadro i kuśtykając na jednej nodze przykucnął, by zebrać akta – sam zrobię – posłał kobicie przepraszający uśmieszek. Ta zmierzyła go spode łba i nareszcie sobie poszła. Odetchnął, przecierając czoło – zgadnijcie ludzie, kogo chciałbym zabić? – zanucił pod nosem.
- Sorry! Ta baba mnie przestraszyła! – zza regału wyłonił się niemniej przerażony Aleksi.
- Dlaczego to leżało na podłodze?! Mogłeś się wydać!
- No to mówię ci przecież…! Zresztą, gadałeś, że nikt tu nie włazi! – zawołał poruszony.
- Oj, już dobra! Pokażę ci, które to i wracam za biurko – burknął, wkładając teczkę na właściwie miejsce.
- Jakby nie można było tak od razu – zauważył pod nosem i natychmiast został zgromiony przez oburzone spojrzenie kolegi-policjanta.
    Upłynęła jakaś godzina, odkąd Aleksi „grzebał” w Archiwum. Przez ręce przewinęło mu się sporo ciekawych akt… wiele spraw, które przyjmował Ranielli, było po jakimś czasie umorzonych, bez względu na rangę ich powagi. Przypadek…?
- Dzień dobry, my w ważnej sprawie! – do biura Timo właśnie wpadła Kaari. Towarzyszyła jej oczywiście młodsza siostra.
- Tanja, co się stało? – zdziwił się na ich widok.
- To wy się znacie? – bąknęła zdezorientowana Kaari.
- Można tak powiedzieć – odrzekła niepewnie.
- No to opowiedz mu, co się znowu stało! Niechże wreszcie ruszą tyłki i zrobią coś z tym padalcem, bo sama się z nim w końcu rozliczę! – zaczęła starsza siostra. Była przy tym tak głośna, że jej „okrzyki” dotarły aż do uszu będącego w sąsiednim pokoju prawnika.
- Znowu Ranielli? – dopytywał Timo.
- Wczoraj, jak szłam… to… to oni… mnie wciągnęli do samochodu… i… - przerwała, gdyż głos uwiązł jej w gardle.
- I? Zrobili ci coś? – pytał rutynowo.
- Wygrażał mi… i…
- Co…? – dosłyszawszy jeszcze jeden głos w pokoju, od razu zwróciły twarze w stronę owej osoby – kiedy? – Aleksi ruszył w głąb biura i stanął niedaleko Tanji.
- Jak wyszłam z pro… prokuratury – wyjąkała, gdyż zalała ją fala wstydu.
- Co ci zrobili?! – dopytywał, wyraźnie poruszony.
- Mó… mówił, że… że… nas… zabije, nie… nie chciał mnie wypuścić! – zakryła rękoma twarz. Nie potrafiła na niego patrzeć.
- Zrób coś z tym! – zwrócił się do Timo – w tej chwili wyślij po niego radiowóz, muszą go za to zamknąć! Albo sam go tu osobiście przytargam!
- Dobra! Zobaczę, co da się zrobić!
- Nie „zobaczę”, tylko działać! Co to ma znaczyć?! Już dawno powinniście go zamknąć! – ciągnął wzburzony.  
- To jest po prostu chore! Co to za policja?! Kpicie sobie, czy jak?! – do dyskusji włączyła się i Kaari, co dało pretekst do wymiany zdań.  
    Po chwili takich krzyków, zdenerwowana Tanja miała dość i wyszła na korytarz. Zajęta „przezbywaniem się” siostra nawet tego nie zauważyła. Ta stanęła pod drzwiami i zaczęła wycierać twarz. Moment potem ktoś wyszedł ze środka. Uniosła odruchowo wzrok i cofnęła się trochę, automatycznie spuszczając głowę. Przystanął tuż obok niej. Odwróciła się i obrzuciła go nieśmiałym spojrzeniem. Wyglądał na przejętego ową sytuacją. Podeszła więc doń, niczym skrzywdzone dziecko do rodzica, i przytuliła się. Ów śmiały gest go zaskoczył, ale odwzajemnił się.  
- Przepraszam… jeszcze ktoś nas zobaczy – oprzytomniała, próbując się wysmyknąć, ale nie wypuścił jej.
- Teraz to i tak wszystko jedno… Gdybym wiedział, że ten błazen cię śledzi, nie pozwoliłbym ci wracać samej – odrzekł z ciężkim westchnięciem.
- Dzięki – zawtórowała mu, jeszcze mocniej się weń wtulając.
- Za co? – spytał zdziwiony. Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż Kaari z rozmachem otworzyła drzwi. Zakłopotani od razu się rozstąpili. Starsza panna Venerinen zrobiła oczy, jak spodki. Widok siostry, obejmującej się z mężczyzną, był jak scena z nieistniejącego filmu science-fiction.  
- Eee… musisz tam wejść i złożyć na niego donos – bąknęła, celując za siebie palcem. Siostra ruszyła więc do środka.  
    Po pół godziny wszystko było gotowe: opowiedziała całe zdarzenie i podpisała zeznanie. Timo miał podstawę do tego, żeby go wreszcie aresztować.  
    Aleksi zaoferował się, jak zwykle, że odwiezie je do domu. Przez całą drogę Tanja obserwowała to jego, to znów siostrę. Kaari w kółko „nadawała”, wpatrując się w niego tym „swoim” wzrokiem (a przynajmniej ona tak to widziała), a on, niby to przypadkiem, od czasu do czasu zerkał w lusterko, w którym odbijała się twarz drugiej pasażerki. Gdy starsza siostra nie widziała, odpowiadała uśmiechami. Sama nie wierzyła, że bawi się w takie rzeczy, ale przestała to kontrolować – Cieszę się, że udało nam się to w końcu załatwić! – szczerze ucieszona Kaari zaczęła gramolić się z samochodu – mam nadzieję, że jak go teraz wsadzą, to już nigdy nie wypuszczą! – dodała wzburzona.
- Ja też – przytaknął, odpowiadając jej uśmiechem. Siedząca tuż za nim Tanja, postanowiła coś jeszcze wyjaśnić:
- Gdy powiedziałam „dzięki” chodziło mi o to, że mówiłeś, żebyś mnie odwiózł, gdybyś wiedział, że on tam jest – rzuciła, wychylając się zza siedzenia.
- Co…? – bąknął rozkojarzony.
- No, chciałam ci podziękować za chęci – uśmiechnęła się lekko i korzystając z nieuwagi Kaari, prędko ucałowała go w policzek, po czym wysiadła z auta. Zaskoczony, odprowadził ją wzrokiem, tym samym nie zwracając uwagi na Kaari, która właśnie się żegnała.
- Halo, ziemia do ciebie! – roześmiała się, zaglądając przez okno.
- Eee... co? – mruknął nieprzytomnie.
- No dzięki za odwiezienie!
- A... nie ma sprawy! Zawsze do usług – machnął ręką i pośpiesznie zapalił silnik.
- Musisz jechać? O tej godzinie mama pichci obiad. Jakbyś chciał, mógłbyś się załapać! – zaproponowała, spoglądając na zegarek.
- Oszalałaś?! – oburzona Tanja prędko zdzieliła ją w ramię.
- No co? Teraz to już chyba nic złego? To jak? – zwróciła się do niego.
- To naprawdę miłe, ale chyba nie mogę – uśmiechnął się drętwo.
- No co ty? A kto się dowie? – wzruszyła ramionami.
- Kaari…! – siostra była już bardzo zdenerwowana jej uprzejmością.
- Nie chcę wam robić problemów. Pani Venerinen na pewno ugotowała tyle, że starczy tylko dla was – posłał jej niepewny uśmieszek.
- Jeny, ale wymówka! No dajcie spokój!
- Na serio dzięki. Może innym razem?
- Oj, no dobra...! – syknęła żartobliwie – ale wtedy już się nie wymigasz! – dodała, po czym zatrzasnęła drzwi, a ten powoli wycofał pojazd i odjechał.
- Dobra, to co ty knujesz? – Tanja przyjęła zamkniętą postawę.
- Nic! Chciałam być miła – uniosła ramiona.
- On ci się podoba, tak?
- Nie żartuj! – parsknęła – chciałam go zaprosić dla ciebie – wystawiła język i ruszyła pod blok.
- Co?! Zaczepiasz mnie?! – wzburzona, prędko za nią pobiegła.
- No co? Widzę, że go bardzo lubisz, to sobie pomyślałam, że jego obecność podniesie cię trochę na duchu po tym wczorajszym.
- Chyba ci odwaliło?! – skrzywiła się z niesmakiem – to tylko znajomy! Jak się kogoś zaprasza na chatę, to już w innych celach!
- Dobra, dobra! Nie wymiguj się! Co było na komendzie, co? Sklonowali cię? – parsknęła zaczepnie.
- Po prostu jest miły i tyle! A ja się zmieniam, więc i zaczynam niektórym osobom ufać – żachnęła się, czując, jak pieką ją policzki.
- A tak się zarzekałaś, że nigdy nie wejdziesz w bliższe znajomości z facetem, że wszyscy są tacy sami, trzeba ich wymordować...
- Oj, zamknij się! – poczerwieniała w końcu. Żałowała teraz, że to wszystko mówiła, bo Kaari miała z tego w obecnej chwili niezły ubaw.
- Nie gniewaj się, przecież ja żartuję! – zaśmiała się i objąwszy ją ramieniem, przytuliła do siebie – cieszę się, że się jednak do jakiegoś faceta przekonałaś... są durni, to fakt, ale bez nich świat byłby nudny, nie? – dodała ze śmiechem – a swoją drogą... jeśli o niego chodzi, to jest na co popatrzeć.
- Dobra już! – naburmuszona, przewróciła oczyma, choć przyznała jej rację w duchu. Oby tylko nie spodobał się siostrze tak samo, jak jej!

***

    Wrócił do siebie i rzucił kluczykami na szafkę w przedpokoju. Przez głowę przewijało mu się jak zwykle tysiąc myśli. Z jednej strony sprawa z Raniellimi, z drugiej Tanja i jej zachowanie… Powoli przestawał ją rozumieć. Raz mówiła, że się boi i nie chce niczego zaczynać, ale jednocześnie zachowywała się względem niego… uwodzicielsko? Sam nie wiedział, jak ma to nazwać. W każdym razie wprost przeciwnie do tego, jak sama się zarzekała. Miał się cieszyć? Być oburzony? Jak tu do tego wszystkiego udowodnić Markko łapówkarstwo? Co z tego, że jest od tego odsunięty? I tak się tym zajmie!  
    Właśnie zdejmował kurtkę, gdy dobiegło go nieśmiałe pukanie do drzwi. Zdziwiony udał się do nich, a gdy je otworzył, doznał niemałego szoku. Za nimi była… Hanna.
- Co ty… tu…? – zająknął się zaskoczony.
- Słyszałam, że się ostatnio porobiło i tak jakoś chciałam się wypytać, co i jak… - bąknęła, niepewnie unosząc wzrok. Jak zwykle była delikatnie umalowana i bardzo elegancka. Wyraz twarzy wciąż jednak sprawiał wrażenie zimnej i nieprzystępnej kobiety.
- To znaczy, co się porobiło? – uniósł kpiąco brew. Nie miał pojęcia, o czym ona mówi.
- No... w tej sprawie z tym muzykiem.
- Obchodzi cię to w ogóle? Przecież nie znasz tej dziewczyny.
- No, ale ty prowadziłeś ten proces.
- Właśnie: prowadziłem, ale cóż… - podrapał się w głowę i zmierzył kobietę badawczym spojrzeniem. Na moment zapadła cisza. Nie wiedziała, co ma robić: wchodzić, czy po prostu sobie pójść? On też się wahał, co ma właściwie zrobić: zaprosić, czy pogonić na „cztery wiatry”? – wchodzisz…? – mruknął w końcu z wahaniem.
- Z miłą chęcią! – wyrwało się jej. Zorientowawszy się, że jest nazbyt entuzjastyczna, od razu przygasła. Otworzył szerzej drzwi i wpuścił ją do środka. Weszła wolnym, niepewnym krokiem, po czym z zaciekawieniem zaczęła rozglądać się po mieszkaniu.
- Nie, nie trzeba – mruknął, gdy chciała zzuć buty – idź może… tam… to jest kuchnia, chcesz się czegoś napić? – kontynuował mechanicznie. W jego głosie nie dawało się jednak wyczuć ani nutki gościnności. Czuła się z tym dziwnie, ale mimo wszystko skinęła głową – czego?
- Bo ja wiem? Herbaty? – rzuciła, rozsiadając się na krześle – tylko może bez trucizny, dobrze? – dodała żartem, ale widząc jego minę od razu spoważniała.
- Teraz już chyba wiem, po kim odziedziczyłem talent do kiepskich dowcipów – wymruczał pod nosem i zabrał się za przygotowywanie napoju.
    Kobieta z zaciekawieniem obserwowała każdy jego ruch, milcząc przy tym, niczym grób. Przyglądała mu się, nawet na chwilę nie spuszczając z niego oka. Chciała w ten sposób wyłapać w nim jakieś podobieństwo do siebie, czy może nawet… do jego ojca. Mimo wszystko, to było silniejsze od niej – Woda musi się zagotować – dosiadł się do stołu – skąd wiedziałaś, gdzie mieszkam? – spytał bezbarwnym tonem.
- Byłam w prokuraturze, a że cię nie było, spytałam o adres twojego zastępcę.
- „Zabiję go!” – syknął w myślach – no? To o co konkretnie chodzi? – rzucił od niechcenia.
- Kalle, mój syn, opowiedział mi, co to się wydarzyło w tym klubie. Chciałam o tym porozmawiać.
- A co to za różnica? Jak już jestem stuknięty, to tylko i wyłącznie moja sprawa, nie?
- Bez przesady... - skrzywiła się – ale… często ci się to zdarza? – dodała nieśmiało, gdyż obawiała się ofuknięcia.
- Niby co? – wykrzywił się kpiąco. Domyślał się, o co jej chodzi.
- No… takie wyskoki? Masz nałogi?
- Przepraszam bardzo, ale co cię to? – wzburzył się z lekka. Kobieta od razu zamilkła – nie, nie mam! Dołożyłem kolesiowi, bo nienawidzę gwałcicieli! Gdybym miał normalnego ojca, jak się należy, to może bym nie zwracał na nich uwagi, a tak, wkurzają mnie i tyle! – założył rękę na rękę i wyprostował się na krześle.
- To może zaważyć na całej twojej karierze! – zauważyła z przejęciem.
- Wiem, moja sprawa.
- W kółko tylko „ja”, „ja”! Nie bądź taki dumny, z tym się daleko nie zajdzie! – podenerwowała się.
- SŁUCHAM?! – wybuchł kpiącym śmiechem – przyszłaś tu, żeby mi robić kazania?! Sorry, ale nie widziałaś mnie prawie 31 lat, także wiesz, zdążyłem się przez ten czas usamodzielnić. Zwłaszcza, że wszyscy ci, na których mi zależało, opuścili mnie, więc trzeba było sobie jakoś radzić! W tej chwili nie potrzebuję już nikogo, bo jestem przyzwyczajony do samotności! Rozumiesz?! – wyrzucił oburzony.  
    Zamilkła. W gruncie rzeczy miał rację, z drugiej strony znów nie…  
- Jak to się czasem ciekawie układa… nie powiedziałabym, że poznacie się z Kalle – zmieniła temat – a może go szukałeś?
- Nie, to było zupełnie przypadkowe. I co o mnie mówił po tej kaszanie? – mruknął obojętnie, choć w gruncie rzeczy bardzo go to interesowało.
- Szczerze mówiąc, to… nie miał o tobie najlepszego zdania. Powiedział, że jak na prawnika to bardzo źle się zachowałeś – pokiwała głową.
- Ale nie powiedziałaś mu? – popatrzył na nią znacząco.
- O czym? – wyglądała na szczerze zdziwioną.
- No jak, o czym? Że według ustalonej przed wiekami hierarchii okazuje się, że ponoć jestem jego przyrodnim bratem.
    Znowu zapadła głucha cisza, co mówiło samo za siebie. Oczywiście niczego nie wyznała. Był tylko ciekaw, czy odważy się przyznać to na głos? Wreszcie rzuciła zdawkowym „Nie”, wbijając przy tym wzrok w blat stołu – I fajnie – wzruszył ramionami – jeszcze by sobie biedaczek żyły pociął na taką wieść… w jego rodzince jest stuknięty kolo!
- Przestań…
- A co? Nie mam racji? Ale i tak, tak szczerze powiedziawszy, jego zdanie mnie nie rusza, to przecież nie moja rodzina – ponownie lekceważąco uniósł ramiona. Po twarzy Hanny po raz kolejny podczas tej rozmowy przebiegł grymas – ani ty nie chcesz tego ruszać, ani ja… więc ciągle jestem sobie sam – ciągnął niewzruszony syn.
- Twoim zdaniem, jak się mam wobec ciebie zachowywać?! Nie znam cię i nie wiem, jaki jesteś, więc nie mogę tak… - próbowała się tłumaczyć.
- Boisz się, że będę go przypominał, tak? – uśmiechnął się, kręcąc głową na boki – wiedziałem…
- To nie tak! – zawołała pośpiesznie – po prostu…
- Nie zaprzeczysz, bo dobrze wiesz, że mam rację – popatrzył wymownie tymi swoimi niebieskimi oczami. Zdecydowanie odziedziczonymi po ojcu.
    Gwizd czajnika przerwał rozmowę. Zerwał się z krzesła i zaczął parzyć herbatę. Westchnęła ciężko i na nowo utkwiła w nim wzrok.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6568 słów i 36937 znaków.

2 komentarze

 
  • jaaa

    <3

    21 paź 2016

  • Beno1

    :bravo:

    20 paź 2016