She's the only one for me cz. 19

dodaję dzisiaj specjalnie dla tych, którzy mimo wszystko to czytają. pozdrawiam ;)

    Rozdział 14

    Miała wrażenie, że wszyscy na nią patrzą, że oskarżają. Czuła na plecach ich wzrok. Pod budynkiem sądu jak zwykle zebrali się fani „Bajek”, domagając uniewinnia ich idola. Ich „apele” w postaci głośnych krzyków i rymowanek słychać było aż tutaj, mimo że okna były pozamykane. Ilekroć padło w nich jej imię, dekoncentrowała się jeszcze bardziej. Do tego Perttu zdawał się zabijać ją wzrokiem… Czuła się koszmarnie – znowu brakowało jej tchu, cała drżała, a serce sprawiało wrażenie, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi… Jak ona nienawidziła tego uczucia. Tej bezradności i strachu przed tym, iż może zaraz straci przytomność tak samo, jak ojciec.
- Kiedy ostatni raz spotkała pani Perttu Ranielli? – dobiegło ją pytanie.
- Z jakiś… tydzień temu… - odpowiedziała niepewnie – jak… jak byłam wyrzucić śmieci…  
- O jakiej porze dnia?
- Był wieczór… ciemno… ale to było niedaleko domu… śledził mnie… - mimowolnie przeniosła wzrok na oskarżonego. Jak gdyby nigdy nic, żuł gumę, szyderczo się do niej uśmiechając. Gdy zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem, złożył usta „w dzióbek” i udał, że posyła jej całusa. Złość wezbrała w niej jeszcze bardziej. Prokurator dostrzegł kątem oka ową wymianę i to podsunęło mu myśl na kolejne pytanie:
- A jak to wyglądało? Jak się zachowywał?
- Chwycił mnie za ramiona i przycisnął do pojemnika na śmieci… groził, że mnie zabije… mówił, że jestem tylko jego… i jak spotka mnie z jakimś facetem, to… to właśnie to, co już powiedziałam…
- Czy podczas tych nadchodzeń ma pani wrażenie, że oskarżony przekracza granice? Dotyka panią tak, jakby sobie tego nie życzyła?
- Proszę! – do „dyskusji” włączył się Risto – czy to ma być próba oskarżenia mojego klienta o molestowanie? Jeśli pan Kietala ma takie chęci, to proszę wszcząć osobne śledztwo!
- Oskarżony posunął się o wiele dalej, więc nie jest czymś dziwnym, jeśli będzie próbował od nowa – mruknął, nie spuszczając wzorku z muzyka. Ten, w odpowiedzi, cynicznie się uśmiechał.
- Sprzeciw! Zapomina pan o domniemanej niewinności, nie wolno panu egzekwować tego prawa! – oburzył się prawnik.
- Pan Havalainen ma rację. Niech pan się hamuje, już któryś raz z kolei pan o tym zapomina! – upomniał sędzia.
- Przepraszam… A więc nie czuje się pani bezpieczna? – zwrócił się ponownie do Tanji.
- Nie – w odpowiedzi spuściła głowę i utkwiła wzrok w dłoniach, którymi nerwowo bawiła się kawałkiem materiału od bluzki – ciągle mnie prześladuje, nawet…
- No weź! Przecież prokuratorek wszędzie za tobą łazi, to co ci źle? – wtrącił, wyraźnie rozbawiony, Perttu. Od razu poczuła ścisk w dołku. Tym razem już chyba nie da rady i po prostu się przewróci…
- Oskarżony, proszę o spokój! Nie udzieliłem panu prawa głosu! – skarcił prowadzący – proszę dokończyć – nakazał jej. Z trudem otworzyła usta, gdyż duszność chwytała ją za gardło:
- On… dzwoni do mnie… to są głuche telefony…
- To udowodnione? – mężczyzna zmarszczył brwi.
- Jeszcze nie, ale właśnie to sprawdzamy – wyjaśnił Aleksi.
- Bez dowodów nie może pani mówić, że to on. To może być przecież każdy – sędzia wzruszył ramionami. Od razu poczuła gniew do jego osoby. Wydawał się być po stronie tego łajdaka! Od samego początku wręcz to okazywał!
- Dziękuję, nie mam więcej pytań. Z tego miejsca chciałbym ponownie wnieść o tymczasowy areszt dla oskarżonego, Perttu Ranielli, gdyż wyraźnie przekracza swoje prawa, jako odpowiadający z wolnej stopy. Jego czyn jest przecież wysoko szkodliwy, czego dowodem jest ofiara – Aleksi postanowił przejść do tego, co jej obiecał: zamknąć „wyjca”, by ten nie naprzykrzał się jej już do końca procesu.
- Sąd przemyśli propozycję… Czy obrońca ma jakieś pytania? – zwrócił się do drugiej ze stron. W odpowiedzi Risto skinął głową, po czym zaczął przekładać jakieś papiery, jakby to w nich miał spisane to, co chce powiedzieć. Prokurator westchnął, kręcąc głową. Ten „stary pryk” się tak łatwo nie podda… Ciekawe, co też wymyśli?  
    Od niechcenia rozejrzał się po zebranych, aż natrafił na twarz, której nie chciał tutaj zobaczyć… Natychmiast zamarł, nie mogąc oderwać od niej wzroku. W kącie, pod ścianą, stała… jego matka.
- Mówi pani, że było ciemno, tak? – Risto przeszedł do „ataku”.
- Tak… - bąknęła nieśmiało.
- Skoro tak bardzo się pani boi, to po co wychodzi sama o tej porze? Przecież to mógł być każdy… no proszę pani – mężczyzna posłał jej pobłażliwy uśmieszek. Od razu przeniosła wzrok na Aleksego, powinien się przecież sprzeciwić, coś zrobić! Ale on nie reagował, patrzył w jeden punkt, jakby był w tej chwili nieobecny. Kobieta z kąta spuściła wzrok, czując na sobie spojrzenie syna. On, wręcz przeciwnie, wprost wiercił ją na wskroś. Zaskoczenie, ale i złość zupełnie odebrały mu teraz możliwość racjonalnego myślenia – ma pani za sobą kilka prób samobójczych, leczy się lekami psychotropowymi… może się pani zwidziało? – kontynuował zimno obrońca.
- Tak… ale to wszystko przez niego! – odparła drżącym głosem. Siedząca w rzędzie Krystyna, jak i reszta rodziny, zaczęła już między sobą szeptać. Mężczyzna wyraźnie dążył do tego, żeby wyprowadzić ją z równowagi!
- Podobno te leki mają działania uboczne. Jak się nazywają? Mamy na sali psychologa, więc może nam powiedzieć, co mogą wywoływać – drwił nadal.  
    Nogi się pod nią ugięły. Znikąd pomocy, jest w tym zupełnie sama, nawet nie wie, co ma odpowiedzieć! Czuła, że znowu się rozpłacze, duszność stanęła jej w gardle jeszcze większym kołkiem. Z całych sił zacisnęła dłonie na barierce, gdyż w przeciwnym razie chyba by się przewróciła.
- To… to on jest nienormalny! Ja nie jestem jedyna…! On jest… chory! – wyjąkała z trudem.
- Skąd może pani to wiedzieć? Oskarżonemu jeszcze nic nie zostało udowodnione.
- Widziałam! Znam ją! Zrobił jej to samo, co mnie! – tym razem już krzyknęła, po czym odbiła się od barierki i nic nie widząc przez załzawione oczy, wybiegła z sali. Od razu powstał istny harmider, który wybudził prokuratora z „letargu”. Spojrzał na miejsce, w którym miał być świadek: pusto!
- Gdzie ona jest? – zwrócił się do stojącego nieopodal policjanta.
- No zwiała, nie?
- Niech to szlag! – klapnął się ręką w czoło. Dopiero teraz zaczęło do niego dochodzić, co znowu narobił…
- Cisza! Proszę o spokój! 30 minut przerwy! – ogłosił sędzia – czy te chore rozprawy nigdy nie mogą skończyć się normalnie?! – przewrócił oczami.  
    Rzeczywiście: proces Tanji różnił się od tych „typowych”, gdyż zwykle mniej w nich było dramatyzmu i nerwów. Po prostu zeznawano i przerwy nie były konieczne. Ale nie w tym wypadku. Wszyscy zaczęli opuszczać salę, w tym i ona – ta, która w pewnym stopniu przyczyniła się do zaistniałej sytuacji – Hanna Lehtinen. Aleksi prędko spakował rzeczy i jak burza ruszył do drzwi. „Dorwał ją” tuż za nimi.
- Co ty tu robisz?! – wysyczał podenerwowany.
- Przyszłam zobaczyć… jak pracujesz – odparła niepewnie.
- I dzięki! Zwaliłaś mi całą rozprawę! – bezradnie odgarnął włosy.
- Ale nie musisz być aż tak surowy! – obruszyła się – im więcej się tak zachowujesz, to… przypominasz mi… jego… - dodała, nerwowo rozglądając się na boki.
- Przestań! Jeszcze jedno takie słowo…! – pogroził jej palcem, po czym zamilkł i ciężko westchnął – co tu robisz tak naprawdę, skoro nie chcesz mnie widzieć? – zniżył głos.
- Tutaj źle nam rozmawiać… - odparła, obserwując przechodzących obok ludzi. Musiał przyznać jej rację, to nie było dobre miejsce. Skinął więc ręką i ruszył gdzieś przed siebie, a kobieta za nim. Enni, która stała niedaleko, obserwowała ich aż do tego momentu, po czym ruszyła do Tanji, która siedziała nieopodal na ławce i płakała.
- Już lepiej? – nachyliła się do niej.
- Nie… Powinien był coś zrobić, coś mu powiedzieć! On mnie atakował! – uniosła zapłakaną twarz.
- Może się zamyślił?
- To niech na drugi raz będzie przytomny! – warknęła cierpko.
- Sorry… to nie najlepszy moment, ale… znowu gadał z tą dziwną babą, która była w jego biurze wtedy – delikatnie zmieniła temat.
- A co mnie to?! Zamiast zajmować się jakimś babsztylem, powinien myśleć o sprawie, a nie! Sam mi kazał, a teraz…! Niech idzie do diabła! – ów manewr okazał się kompletnie nietrafiony… wprawił Tanję w jeszcze gorszy nastrój.  
    Tymczasem ten, o którym rozmawiały, właśnie zasiadł z kobietą, której w ogóle nie znał, na jednej z ławek, w sporej odległości od sali, by nikt ich nie słyszał. Choć i tak, jak na razie, panowała zupełna cisza, której żadne nie chciało przerwać. Hanna przyglądała mu się nieśmiało, zaś on odwracał twarz w przeciwnym kierunku.
- No… kto by pomyślał, że jeszcze kiedyś będziesz obok mnie siedział? – zaczęła w końcu, ale zupełnie nietaktownie. Te słowa zabrzmiały raczej arogancko, aniżeli radośnie – przecież odnalazła pierworodne dziecko. Chociaż, w gruncie rzeczy, można by ją jednak zrozumieć…
- Jak ci to ciąży, to mogę wstać – mruknął podenerwowany, w jego oczach jej słowa były czystym cynizmem.
- Rzeczywiście bardzo mnie musisz nienawidzić…
- Nie… nie ciebie, nienawidzę twojej decyzji.
- Wydaje mi się inaczej.
- Po co naprawdę przyszłaś?
- Zawsze chciałam, żeby moje dzieci się wykształciły, osiągnęły coś w życiu. Zabawne… marzyło mi się nawet, żeby Kalle, mój syn, został prawnikiem – rzekła z rozrzewnieniem.
    Na owe słowa aż poczuł w dołku ścisk. Nie tylko na wieść, że ma jeszcze do tego wszystkiego i brata, ale też dlatego, iż z jej słów wyraźnie wynikało, iż tylko on i jego siostra są jej dziećmi, on już nie. Choć z jednej strony okazywał jej, że wcale nie chce być jej potomkiem, to jednak, jak to zwykły człowiek, żywił w sobie chęć posiadania rodziny, rodzeństwa, matki… czegoś, czego nigdy nie miał. Ale duma, z którą najwyraźniej już się urodził, zawsze nakazywała mu wysoko zadzierać głowę i radzić sobie samemu, bo i zawsze samym był.
- To może jeszcze kiedyś będzie – prychnął ironicznie.
- Wątpię. On jest taki, jak jego ojciec, marzy mu się przygoda – uśmiechnęła się lekko.
- O… to podobnie, jak mojemu, tyle, że z moim to była taka dosyć nieciekawa! – burknął i prędko zerwał się z ławki. Nie miał ochoty siedzieć obok niej, wyprowadzała go z równowagi. Była taka nieczuła, nie umiała się wczuć w sytuację! Miał wrażenie, że wcale nie waży tego, co mówi. Po prostu „paple, co jej ślina na język przyniesie”. A może w ten właśnie sposób chce mu pokazać, gdzie najchętniej by go wysłała…?  
    Zamilkła po owych słowach. Może wreszcie dotarło do niej, że kąsa, niczym jadowity wąż?  
    Nieopodal stanęła Enni i, wmieszawszy się w zebrany tłum, ukradkiem ich obserwowała. Co ją obchodzi, że Tanja ma to w tej chwili gdzieś? Ona jest ciekawa!
- Lepiej o nim nie mówmy – Hanna w końcu przemówiła – mogę ci tylko powiedzieć, że bardzo się na nim wtedy zawiodłam.
- Kim był? – zapytał, będąc wciąż odwrócony tyłem. Nie mógł na nią patrzeć, a do tego sprawę komplikowało nieprzyjemne uczucie wzruszenia, jakie zaczęło go teraz ogarniać.
- Nie chcę o nim teraz mówić, to…
- Ale ja chcę. Mam chyba prawo wiedzieć, kto był tak „miły” i postanowił mnie tu przysłać? – wypowiedziawszy owe słowa usłyszał ciche westchnięcie. Widać, wciąż był to dla niej otwarty rozdział, choć wszystko zdarzyło się ponad 30 lat temu.
- Nie był stąd… znaczy się nie był Finem – zaczęła, nerwowo wyłamując palce – przyjeżdżał tu na wakacje. Nie wiem już, skąd dokładnie był… w każdym razie, to był jakiś bardzo daleki kraj… Moi rodzice prowadzili gospodarstwo agroturystyczne, ta rodzina przyjeżdżała co roku i zawsze zatrzymywała się u nas… jak to mówili: świeże powietrze, lasy, jeziora… Planowali nawet się tutaj przenieść. Zaprzyjaźniłam się z nim, był bardzo miły, do tego przystojny… Rodzeństwo zawsze się ze mnie naśmiewało, bo do ładnych, to nigdy nie należałam, dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy nasza znajomość zaczęła się przeradzać w coś jakby głębszego… ale wiedziałam też, że nie ma żadnego sensu, bo on i tak miał wyjechać. Miałam wtedy 17 lat, uczyłam się… on 21… W przeddzień ich wyjazdu jakoś tak inaczej się zachowywał… jak to głupia nastolatka nie wiedziałam, że najzwyczajniej w świecie się do mnie dobierał… wychowywałam się w rodzinie, w której temat współżycia był tabu. Rodzice mieli swoje żelazne zasady i o „takich” sprawach się nie rozmawiało… Wreszcie powiedział mi wprost, że chce się ze mną przespać, żeby zachować piękne chwile aż do następnego roku…
- Boże… - nerwowo przełknął ślinę, po czym przymknął oczy. To wszystko bardzo przypominało mu sprawę Tanji.
- Odmówiłam. Bałam się, że rodzice by mnie za to zabili… zresztą zawsze marzyłam, że to będzie jakiś książę, który przyjedzie po mnie na białym koniu i porwie do swego zamku! – zaśmiała się gorzko – ale nie ktoś, kto zaraz zniknie… krótko mówiąc, nie byłam taka głupia, na jaką wyglądałam. Bardzo go to zdenerwowało, bo w nerwach go nawet odepchnęłam… wybiegł z pokoju, jak burza! Myślałam, że już go nie zobaczę i płakałam następne pół dnia – przerwała na moment, gdyż ktoś właśnie przechodził korytarzem. To było nietypowe miejsce na takie wyznania, ale przecież mogli się już więcej nie spotkać, a on musiał się dowiedzieć – wrócił późnym wieczorem, pijany, jak bela… wpuściłam go do siebie, wielce uradowana tym, że w ogóle do mnie puka. Myślałam, że już się nie gniewa. Byłam gotowa zgodzić się na wszystko, co by nie powiedział, ale on był już zdecydowany wziąć to sobie siłą… I tyle… - przetarła oczy – więcej ci nie powiem, bo to ani odpowiednia chwila, ani miejsce. Zaraz musisz wracać na salę – uniosła twarz, spoglądając na niego, choć i tak nie mógł „odwzajemnić” spojrzenia, gdyż wciąż był odwrócony. Właśnie sobie wszystko układał w głowie. Z każdą chwilą czuł, że coraz bardziej nie może się z tym wszystkim pogodzić – dobrze się… czujesz? – bąknęła niepewnie. Owo pytanie było nie na miejscu, bo przecież powinna wiedzieć, że nikt w obliczu takich wiadomości o sobie samym nie skakałby z radości. No, chyba, że jakiś zupełnie oddzielony od świata człowiek, który nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojej własnej egzystencji. No, ale chociaż tyle, przynajmniej się zainteresowała… Zamilkł jednak i nie odpowiedział na pytanie. Nie potrafił. Słuchając tego wszystkiego, aż poczuł mdłości. Może z obrzydzenia? Do samego siebie, ojca… nie chciał mieć takiego ojca! Zniszczył mu życie! – cóż… widzę, że wyrosłeś na porządnego człowieka – kontynuowała więc dalej – i… przystojnego mężczyznę.  
    On ponoć taki był, więc jest do niego podobny! Jest żywą „kopią” jakiegoś…!  
    Szybkim krokiem ruszył przed siebie. Kobieta bezradnie zerwała się z miejsca i stanęła, jak wryta. Nie wiedziała, czy ma za nim iść, czy tez zostawić go w spokoju?
    Enni dostrzegła, że kieruje się w jej stronę i prędko wcisnęła się w ciasny, ludzki „korytarz”. Hanna oprzytomniała i wreszcie zrobiła krok, ale tego już nie było, „wtopił się” w tłum i chyba skręcił w jeden z korytarzy, bo już go nie dostrzegła.  
    Kierował się ku łazience, gdyż miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. To wszystko było takie obrzydliwe! Cała ta sprawa, ten „głupi” alkohol… jej zachowanie… Tuż przed toaletą czekało go jednak spotkanie z Tanją. Właśnie opuściła tą damską. Przemywała uprzednio twarz, gdyż pod wpływem płaczu wyglądała strasznie.
- Czemu nic nie zrobiłeś?! Tak miało być?! Miał mnie zmieszać z błotem?! – od razu przystąpiła do ataku – a nie, sorry! To chyba tylko zawsze obrońca wnosi sprzeciwy, jak łajają biednego oskarżonego?!
- Nie teraz… - poprosił błagalnie. Do tego wszystkiego czaszkę zaczął mu rozsadzać ból. Miał w tej chwili dość sądu, sprawy, ludzi…
- Co?! Nic się nie stało, tak?! Zawsze wszystko robisz dobrze?! To chociaż mnie najpierw uprzedź, że mam stać, jak cielę i dać się obrażać! – beształa go dalej. Westchnął, po czym złapał się za czoło i przymknął oczy. Ból był w tej chwili nie do zniesienia – ty się w ogóle dobrze czujesz…? – zauważyła w końcu nieśmiało.
- Nie – przeszedł obok i ruszył do drzwi. Udała się za nim, choć do męskiego wc-tu raczej wchodzić jej nie wypadało. Rzucił teczką o podłogę i stanąwszy przed lustrem, oparł się o umywalkę, po czym spuścił głowę w dół.
- Może musisz iść do lekarza? – stanęła obok, mierząc go niepewnym wzrokiem.
- To nic takiego… tylko boli mnie głowa… idź, zaraz się powinno zacząć…
- Nie denerwuj się, ale… nie wyglądasz najlepiej. Jakbyś miał zamiar zaraz fiknąć, jak ja… - zauważyła niepewnie.
- Oj, Tanja… - uśmiechnął się lekko i zwrócił w jej stronę – szkoda, że już tacy jesteśmy i nie potrafimy was szanować…
- O czym ty mówisz…? – bąknęła z wahaniem i na wszelki wypadek cofnęła się trochę do tyłu.
- Ty akurat miałaś szczęście w nieszczęściu… - zwrócił się w stronę lustra.
- Co…? – zmrużyła oczy. Już nic z tego nie rozumiała. Miała wrażenie, że właśnie rozmawia… ze „świrem”! Już tyle razy zachowywał się bardzo dziwnie, że zaczęła mieć wątpliwości, co do jego stanu psychicznego. Zrobiła jeszcze parę kroków w tył i niosła się z zamiarem opuszczenia łazienki.
- Nie zaszłaś w ciążę, nie urodzisz wyrzutka z przypadku… - patrzył w swoje odbicie z wyraźną złością. Miała wrażenie, że zaraz rozbije lustro.
- Co ty opowiadasz…? Chyba nie mówisz o sobie…? – wyjąkała nieśmiało, po czym chwyciła się za czoło i przejechawszy ręką po twarzy nawróciła, mocno pchnąwszy drzwi, których nawet nie zamknęła. Było jej okropnie głupio. Nie powinna była tam za nim wchodzić, przecież on jest jawnie nienormalny!
- Tanja! – widząc przed sobą matkę, aż podskoczyła – co ci? – parsknęła śmiechem.
- Przestraszyłaś mnie… - wybąkała, łapiąc się za pierś.
- Co jest? Znowu ci gorzej?
- Nie… co? Już czas na salę? – mruknęła, spoglądając niepewnie w stronę toalet.
- Nie widziałaś nigdzie tego prokuratora? Wszyscy już się zbierają, a tylko jego nigdzie nie ma.
- On... chyba nie powinien się tym zajmować… jest jakiś, no wiesz! – pokręciła palcem obok głowy.
- No coś ty? – Krystyna od razu wybałuszyła na nią oczy.
- Chodźcie! Zaraz się zacznie! – z oddali skinęła na nich ręką Kaari. Obok niej stała Enni, która rozglądała się dookoła w poszukiwaniu prokuratora.
    - Wysoki sądzie, wnoszę o przełożenie dzisiejszej rozprawy, albo wezwanie mojego zastępcy. Ja nie jestem w stanie w tej chwili tego kontynuować – „spowiadał się” właśnie przed sędziowskim blatem.
- Kontynuujmy. Co, Kietala? Boisz się, że przegrywasz? – parsknął Havalainen.
- Chyba coś mnie dopadło… jakaś grypa, czy coś? – zignorował jednak bezczelnego „faceta”.
- Dobra… myślę, że to jednak przełożymy. I tak, jak zwykle, zresztą, pełno tu zamieszania – mruknął prowadzący – o Boże… facet, weźcie poślijcie tą Venerinen na jakąś terapię, albo co… niechże ona mi choć raz wysiedzi na tej rozprawie do końca! I bez żadnych mi kłótni! Jak masz porachunki z Raniellim przez tą swoją dziewczynę, to załatwiajcie to poza salą, dobra? – wytłumaczył podenerwowany.
- To nie jest moja dziewczyna – mruknął, niemniej zdenerwowany.
- Kietala, wiesz chyba, że krzywoprzysięstwo jest karalne? – parsknął Risto, ale natychmiast zamilkł, zgromiony spojrzeniem sędziego.
- Niech pan się cieszy, że nie został zawieszony – prowadzący wycelował w prokuratora palec.
- O czym oni tak długo tam gadają? – zastanawiała się Enni.
- Bo ja wiem…? – Tanja w ogóle jej jednak nie słuchała, wpatrzona w znajomego jej mężczyznę, który zmieniał się, jak w kalejdoskopie: raz wesoły, później tak przeraźliwie smutny… jakby skrywał w sobie coś strasznego, co nieustannie zżerało go od środka. Czy to ta śmierć przyjaciela? A może to, że nie zna ojca? A może jest coś jeszcze, o czym nie ma pojęcia?
- Takie związki są w naszym światku zakazane. Hamuj się pan, bo w końcu zostaniesz odwołany, a dobry z pana prokurator! – tłumaczył nadal sędzia.
- Powtarzam: nie spotykam się z tą dziewczyną – wymruczał zniecierpliwiony – możemy to wreszcie skończyć? Inaczej zaraz tu panu zemdleję i będziemy mieli widowisko, jak niedawno z jej ojcem – dodał znacząco.
- Dobra… wracajcie na miejsca – kiwnął ręką – z uwagi na prośbę prokuratora, jak i również osobiste uwagi, postanawiam przenieść rozprawę na inny dzień. Termin zostanie jeszcze ustalony!

***

    Było bardzo ciepło, po niebie gdzieniegdzie mknęły niegroźne chmurki, śpiewały ptaki, drzewa syciły oczy swą zielenią. Lato trwało w swej pełni. Mieszkańcy i turyści jak zwykle wypełnili miejskie parki, zajmując miejsca na trawie. Spacerowali plażą Uunisaari, bawili się na muzycznych festiwalach „pod chmurką”, to znów okupywali restauracje „z ogródkiem” na świeżym powietrzu. Każdy łaknął życiodajnych promieni słonecznych.
    „Tajemniczy” zakątek także rozkwitł w całej swej krasie. Podłoże pokryło się świeżą, zieloną trawą, spomiędzy której wyglądały polne kwiaty. Liście brzóz szumiały na wietrze, a pośród ich gałęzi zasiadały ptaki, wyśpiewując sobie tylko zrozumiałe melodie. Dopiero teraz można było wyczuć tutaj życie, jakie w zimie zamierało. Dlatego to właśnie tu przyszedł, by odszukać ową woń – woń egzystencji, gdyż sam czuł się w tej chwili martwy od środka. Nie widział tej kobiety od tamtego czasu. Znowu „powiedziała, co miała powiedzieć” i po prostu zniknęła… Jak widać, każdą sprawę kończyła w ten sposób. Tarji w tej chwili nie było, gdyż miała zasłużony urlop. Wyjechała gdzieś z mężem. Tylko on wciąż tkwił tutaj. Trzymały go obowiązki, ale i też brak pomysłu na to, gdzie mógłby się udać…? Na pewno nie do rodziny, bo jak dotąd wciąż nie wiedział, kim oni w ogóle są. Zresztą, jakby go niby przyjęli? Skoro nie uwierzyli własnej córce? Z tego, co mówiła, wyrzucili ją z domu, więc musieli być okrutnymi, nieczułymi, wpatrzonymi  w zasady „świętoszkami”, a sami zapewne mieli nie jedno na sumieniu…  
    W skupieniu obserwował fruwające nad taflą wody mewy, promienie słońca przebijały się przez rozłożyste korony drzew, drzewa iglaste pachniały żywicą… Przynajmniej dla takich chwil mógł żyć człowiek.
    Właśnie stanęła nieopodal. Domyślała się, że może go tu spotkać i wcale nie przerażała ją ta perspektywa, bo chciała tego. Pragnęła „raz na zawsze” rozwikłać, kim on naprawdę jest? Wcale nie musiała tego robić, bo przecież i tak nie wolno jej wchodzić z nim w jakieś głębsze więzi, ale coś jej to po prostu nakazywało. Była szalenie ciekawa, czy może skrywać piętno gorsze od niej? Jeśli tak, to może powie jej, co ma zrobić, by cierpieć mniej? By choć troszkę mniej o tym wszystkim myśleć? Może… ją zrozumie? Choć jest mężczyzną, to fakt, więc szanse były tym mniejsze. Ale może chociaż przekona się, że nie jest sama z tym wszystkim? Otaczający ją ludzie żyli w swoim własnym, niczym niezburzonym świecie, nie rozumieli jej. Tarja, co prawda, proponowała jej spotkania z kobietami takimi, jak ona – po tych samych przejściach – ale ona nie chciała. Musiałaby wtedy wciąż to wspominać, w kółko i od nowa. Do tego przecież zamknęła się na ludzi i nie chciała poznawać nikogo nowego. Jedynie on zaintrygował ją na tyle, że potrafiła zrobić krok, na który nie zdobyłaby się w stosunku do nikogo innego.  
    Ruszyła do przodu. Tego dnia ubrała się w modną, kwiecistą spódnicę za kolana, brązową bluzkę z krótkim rękawem, którą zakrywał „lekki”, rozpinany sweterek. Klimat Finlandii był na tyle charakterystyczny, że upały były tam wielkim wyjątkiem, więc trzeba było się „zabezpieczać” przed niespodzianką w rodzaju jakiegoś niespodziewanego deszczu, czy też wiatru, które gwałtownie obniżały temperaturę.
- Cześć… - rzuciła nieśmiało i usiadła kawałek dalej na powalonym drzewie. Od razu zwrócił ku niej zaskoczoną twarz – sorry, że się wpycham, ale jest ciepło, także postanowiłam wyjść sobie na spacer – kontynuowała z lekkim uśmiechem.
- Sama? – mruknął, po czym z powrotem odwrócił twarz w stronę morza.
- Enni wyjechała gdzieś na wioskę do dziadków, a reszta jak zwykle w robocie... Co tam… słychać…? – rzuciła niepewnie.
- W jakim sensie? – wziął do ręki patyk i zaczął nim coś kreślić na „nagim” skrawku ziemi.
- No… jak tam ból głowy?
- Przeszedł.
- Tylko nie bierz mnie za wścibską… - przysiadła się nieco bliżej – ale… o czym ty tam wtedy mówiłeś?
- Co? – z powrotem odwrócił twarz w jej stronę, malowało się na niej szczere zaskoczenie. Nieco ją to speszyło.
- No… o tych dzieciach, wyrzutkach… - drążyła dalej.
- Bredziłem, głowa mnie bolała – rzucił wymijająco.
- No sorry, ale… kiedyś też już byłeś w takim podłym nastroju… pamiętasz? Wtedy, jak chciałeś ze mnie zrobić placek.
- I co z tego? – odrzekł obojętnie.
- No… masz może jakieś problemy?
- Z tobą nie powinienem o tym rozmawiać.
- Bo jestem kobietą, tak? – mruknęła od niechcenia.
- Nie, bo nie mogę się z tobą przyjaźnić… to wbrew mojej robocie – westchnął, znowu unosząc wzrok przed siebie.
- A kto tu mówi o przyjaźni? – wzruszyła ramionami – pomyślałam sobie tylko, że… no ja ci tak często ględzę, ryczę, to… jeśli coś cię gnębi, to możesz mi powiedzieć. Może dam ci jakąś radę, jak sobie nie strzelić w łeb? W końcu dobra w tym jestem – parsknęła nieśmiało.
- Raczej „Jak sobie strzelić”.
- Nie, zachęcanie do samobójstwa jest chyba przestępstwem – kontynuowała tym samym, żartobliwym tonem. Mimo to była strasznie spięta, czuła się dziwnie w jego towarzystwie. Co tu dużo mówić? Byli tam przecież sami, mógłby przemienić się w „bestię” podobną do Perttu i nikt by nawet o tym nie usłyszał, a mimo to tam była. Siedziała tam i nie miała, póki co, zamiaru uciekać. Jakoś tak dziwnie wierzyła, że jemu nie przyszłoby coś takiego do głowy… może dlatego, że był prokuratorem? A może podejrzewanie każdego mężczyzny o takie „zapędy” jest zwyczajnym przejawem paranoi?
- Nie słyszałem o takim artykule – kontynuował obojętnym tonem – i dobrze, bo by mnie musieli już parę razy zamknąć.
- Nie rozumiem – podrapała się w głowę.
- Parę razy już o tym myślałem… czasem się wydaje, że to dobre wyjście: ot tak sobie pozbywasz się życia, które i tak nikogo nie obchodzi…
- No co ty… a rodzina? Rozpaczałaby za tobą – zauważyła nieśmiało.
- Nie moja… ja nie mam rodziny – odparł tonem tak zimnym, że mógłby on schłodzić ciepłe powietrze, jakie było tego dnia na dworze. Serce od razu zabiło jej mocniej, chyba zaczął się otwierać…  
- Jak to? Nie utrzymujesz z nimi kontaktu? – postanowiła drążyć dalej. Nie bała się, że może za to zostać zbesztana.
- Nie znam ich – był, jak kamienny posąg. Odpowiadał na pytania mechanicznie, jakby w ogóle nie obchodziło go, że przecież siedzi obok niego zupełnie obca dziewczyna, której wręcz nie może tego opowiadać.
- Przykro mi… - odwróciła głowę i wbiła wzrok w ziemię.
- Nie trzeba. I tak nie robi mi to różnicy, skoro nawet nie wiem, jak oni wyglądają? Nie ma czego żałować – uniósł niedbale ramiona.
- No, ale to może chociaż jakaś zastępcza rodzina?
- Nigdy takiej nie miałem, wychowywałem się w domu dziecka… dlatego jestem potworem – spojrzał na nią z jakimś dziwnym uśmiechem.
- Tak sobie mówiłam… byłam zła… - speszyła ją ta wypowiedź. Wszystko zaczęło do siebie powoli pasować.
- Nie… masz rację: jestem potworem. Nie potrafię nikogo zrozumieć, ani nikomu współczuć. Może właśnie dlatego jestem prokuratorem? Do tej roboty nie potrzeba uczuć, wystarczy obojętność. W końcu, co mnie to, co się stanie z tym, kogo wsadzam za kratki?
- Głupoty gadasz… jakoś względem mnie potrafisz okazywać współczucie – jeszcze niżej spuściła wzrok. Już czuła, że niepotrzebnie tu jednak przyszła i zaczęła wypytywać. To zaczęło ją powoli przerastać…
- Niby skąd możesz to wiedzieć? Moje słowa mogą przecież nic nie znaczyć. Mogę kłamać, a ty i tak uwierzysz, że to współczucie – posłał jej zdziwione spojrzenie.
- A kłamałeś? – zmarszczyła brwi, choć owo pytanie nie miało sensu. Kto by się przyznał?
- Nie, naprawdę jest mi przykro, że musiałaś to przejść – odparł po chwili, toteż poczuła ulgę.
- W takim razie umiesz współczuć – ciągnęła pewniej.
- Co to w ogóle za rozmowa? Zaczynam czuć się, jakbym był u psychologa! – parsknął lekko.
- No… mówiłeś kiedyś, żebym cię nauczyła być człowiekiem, więc może teraz to właśnie robię? – wzruszyła ramionami. Czuła, że w środku cała drży. Bardzo się denerwowała, serce biło jej strasznie szybko. Na zewnątrz starała się jednak zachowywać pozory – tyle, że… właściwie to pokazuję, bo uczyć nie muszę, bo… nim jesteś… - dodała nieśmiało.
- Tak? Ale to dopiero jedno, jaki będzie następny argument? – nie spuszczał z niej wzroku, co jeszcze bardziej ją peszyło, odbierając tym samym pewność siebie.
- No… oprócz współczucia cechą, która jeszcze charakteryzuje człowieka, jest chociażby umiejętność… obdarzania innych uczuciem… a z tego, co słyszałam, to… miałeś jakąś dziewczynę, więc… - plątała się, drżącą ręką odgarniając włosy.
- Mówisz o zakochaniu? – nie odrywał wzroku od owej dłoni, widział jej zdenerwowanie.
- No… tak… właśnie tak – przełknęła ślinę.
- Ale to tylko jedno, jest jeszcze miłość pomiędzy członkami rodziny, a ja jej nie znam.
- Jak się jest w kimś zakochanym, to… to tak jakby to była rodzina… więc… - odchrząknęła i na wszelki wypadek się nieco odsunęła, gdyż zauważyła, że siedzi dość blisko niego.
- Zakochanie, to stan ogłupienia, to miłość łączy w prawdziwe więzy.
- Skąd wiesz takie rzeczy…? – wyjąkała zaskoczona.
- Mówiła mi kiedyś taka kobieta, u której miałem mieszkać. Była bardzo mądra. Sam na tyle romantyczny nie jestem, żeby to wymyślić – odparł, zawieszając wzrok w okolicach jej talii.
- Oj tam, to chyba nie o romantyzm chodzi… na co tak patrzysz? – zdenerwowała ją ta dziwna obserwacja.
- Boisz się pająków?
- Czemu py…? No nie, łazi po mnie, tak? – natychmiast zesztywniała, czując łaskotanie na całym ciele, jakby obsiadło ją całe stado owych pajęczaków.  
- Spokojnie, nie jest taki duży – zaśmiał się na taką reakcję.
- To co?! Zabierz go! Szybko! – pisnęła, zaciskając powieki, jakoby osaczał ją jakiś straszliwy potwór. Śmiał się dalej, już sięgając doń ręką, gdy nagle zdał sobie sprawę, że to wcale nie będzie takie łatwe. Tanja miała przecież ten swój irracjonalny (jak dla niego) wstręt przed dotykiem. Pająk urządzał sobie wycieczkę po jej sweterku w okolicach brzucha, co tym bardziej utrudniało sprawę. Kiedy jednak zaczęła niecierpliwie dopytywać, czy już zabrał „stwora”, zaryzykował i szybkim ruchem strzepał „intruza”. Ta się oczywiście wzdrygnęła i w rezultacie straciła równowagę, upadając do tyłu. Aleksi poderwał się z miejsca, sam nie wiedząc, co ma zrobić? Podać jej dłoń? Wszak do tej pory zawsze odmawiała. Póki co, zaczęła się niezgrabnie gramolić, toteż postanowił mimo wszystko zapytać. Odpowiedź była jednak oczywista: sama da sobie radę.
    Gdy już udało się jej podnieść, z przerażeniem odkryła, że przy upadku (trochę) zadarła się jej spódnica i oto ten mógł „bezczelnie” przyglądać się jej nogom. Stanęła na baczność, prędko zadzierając materiał w dół. Poprawiła włosy i odchrząknęła zawstydzona.
- Ubrudziłaś się… to znaczy, masz trawę we włosach i na ubraniu – wycelował weń nieśmiało palcem. Jęknęła przeciągle i zaczęła się otrzepywać, prychając w duchu, iż nie wzięła lusterka – jeszcze z tyłu – instruował.
- Jak na faceta dostrzegasz dużo szczegółów – wymruczała podenerwowana – możesz mi pomóc? – dodała, obracając się doń plecami.
- Tylko już nie fikaj – parsknął niepewnie i takim też ruchem zaczął otrzepywać jej sweter z trawy i innych zanieczyszczeń. Wstrzymała oddech i nerwowo wyłamując palce, czekała aż skończy. Po chwili usłyszała magiczne „Już”. Odwróciła się więc i przyglądając mu nieśmiało, podziękowała – przypomniałaś mi mojego kumpla. Chyba nikt nie bał się pająków tak, jak on – podjął na nowo, chcąc rozładować napiętą atmosferę.
- To tam go poznałeś? W domu dziecka? – spytała zaciekawiona, na co kiwnął głową – na serio się tam wychowywałeś? – popatrzyła z niedowierzaniem.
- Tak, a co? Dziwne? – mruknął, mierząc ją jakimś dziwnym wzrokiem.
- Właściwie… tak. Słyszałam różne rzeczy o takich dzieciach – przyznała z wahaniem.
- Co na przykład?
- Że zwykle wyrastają z nich nieciekawi ludzie… tacy… no… sama nie wiem!
- Perttu wychowywał się w normalnej rodzinie, a jest, jaki jest – popatrzył wymownie.
- No fakt… - speszona spuściła głowę.
- Wszystko zależy od tego, w jakim środowisku się wychowujesz i jaki wpływ ma na ciebie towarzystwo. Ja byłem raczej odludkiem, przyjaźniłem się tylko z tym, o którym wspomniałem i taką jedną dziewczyną… reszta ode mnie raczej stroniła i nabijała się ze mnie, bo… - nagle urwał w pół zdania. Rozbudzona w niej żądza wiedzy domagała się jednak więcej:
- Dlaczego?
- Nieważne… po prostu wydawałem im się dziwny, to wszystko – kopnął leżący na ziemi kamyk.
- Utrzymujesz z nimi jeszcze jakiś kontakt? – pytała więc dalej, choć zawiedziona tym, że nie udało się jej dowiedzieć niczego więcej.
- Z nią na szczęście nie, a on… nie żyje od ośmiu lat.
- Sorry… głupie pytanie… - bąknęła speszona.
- Nie szkodzi, trudno. Chciałbym, żeby żył, bo zawsze był dla mnie, jak brat, ale cóż… Wiesz, dlaczego zmarł? – popatrzył na nią pytająco. W odpowiedzi bezradnie uniosła ramiona – bo nie było dla niego dawcy. Miał białaczkę i potrzebował przeszczepu… nikt jednak nie wiedział, kim jest jego rodzina, która mogłaby być potencjalnym dawcą, więc… Taki kretyński już pech, że jak jesteś wyrzutkiem, nie masz już prawa do życia – popatrzył gdzieś przed siebie. Westchnęła ciężko i również spojrzała w dal, gdzie słońce powoli chyliło się już ku horyzontowi.
- Szkoda… - tylko tyle mogła teraz powiedzieć – przepraszam, marne pocieszenie – uśmiechnęła się blado.
- Za co? Przynajmniej kogoś to w ogóle zainteresowało… tak w ogóle to, nie obraź się, ale za dużo przepraszasz – zauważył, niby to żartem.
- Tak? Przepraszam… - odparła i od razu chwyciła się za usta, na co triumfalnie pokiwał palcem.
- O to właśnie chodzi! Mów śmiało, co myślisz, nie zjem cię przecież za to – rzekł, zaraz też żałując, iż przy końcowych słowach nie ugryzł się w język. W odniesieniu do niej należało starannie ważyć słowa. Przyznała mu jednak niemą rację, lekko skinąwszy głową.
    Zaraz potem opuścili zakątek i wyszli na główną aleję, na której roiło się od spacerowiczów. Ławki przy pomniku Runeberga były dosłownie przepełnione, zaś przed nimi stada gołębi usiłowały wyżebrać coś od odpoczywających na siedziskach. W drodze Aleksi przypomniał sobie, jak w dzieciństwie straszył przyjaciela pająkami, i właśnie obrazowo przedstawiał jedno ze zdarzeń. Tanja śmiała się, stwierdzając, że był okrutny. Wreszcie, gdy znaleźli się w cieniu pomnika, dostrzegła na jednej z ławek paru dzieciaków, ubranych zupełnie na czarno. Skojarzyła ich z fanami „Bajek”.
- Pójdę chyba drugą stroną – szepnęła niepewnie. Znowu czuła to nieprzyjemne spięcie.
- Dlaczego? – zdziwił się – idziesz inną drogą? Mogę cię odprowadzić, nie jestem samochodem.
- Nie trzeba, poradzę sobie – odpowiedziała krzywym uśmiechem, przy czym wciąż spoglądała w kierunku młodych. Idąc jej tropem popatrzył w ten sam punkt i zrozumiał, skąd to zdenerwowanie.
- No to tym bardziej sama nie pójdziesz – westchnął – chodź! – skinął na nią ręką.
- Nie pójdę tamtędy! A jak mnie zaczepią?! – pisnęła strachliwie.
- Pamiętasz, jak ci kiedyś mówiłem, że powinnaś chodzić z wysoko uniesioną głową przy takich typach? Dziś jest twój dzień!
- Że co…? – nim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, już chwycił ją za dłoń i pociągnął za sobą ku zebranemu towarzystwu – co ty wyrabiasz?! – pisnęła spanikowana.
- Jak, co? Park jest dla wszystkich – wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic puścił jej rękę i obie zanurzył w kieszeniach. Głośno przełknęła ślinę i ruszyła tuż za nim. Właśnie mijali młodzież – patrz na jego spodnie, jeszcze jedno cięcie i spadłyby mu z tyłka – parsknął pod nosem, na co spontanicznie wybuchła śmiechem. Zebrani odruchowo rzucili na nich okiem, po czym najzwyczajniej w świecie wrócili do rozmowy. Po wyjściu za obręb Esplanadi mogła odetchnąć z ulgą – i co? Nic się nie stało – skwitował obojętnym tonem.
- Rany! Po raz pierwszy! – zawołała uradowana i odruchowo obróciła się wokół własnej osi, czemu towarzysz przyglądał się z nieukrywaną satysfakcją – zatrudniam cię, jako osobistego ochroniarza! – zaśmiała się zaraz potem.
- Bez przesady! To byli metale, więc dlaczego mieliby cię zaczepiać? Nie słyszałaś, że słuchali „Nigthwisha”?
- Może sam słuchasz, że z ciebie taki znawca? – przedrzeźniła go, nie przestając się przy tym śmiać.  
    Zajęta rozmową nawet nie zauważyła, że minęli stojący na poboczu radiowóz. W przeciwnym razie od razu by się uspokoiła, gdyż panicznie bała się policji. Z wnętrza pojazdu ktoś bacznie im się przyglądał…
- A nie mówiłem? Jak nic się z nim puszcza! – prychnął Markko, nie spuszczając wzroku z roześmianej dziewczyny.
- To ta od tego procesu? – spytał kolega po fachu.
- Taa… a jak tak jest, to Perttu nie ma uczciwej sprawy… muszę złożyć skargę na tego żółtodzioba.
- Daj sobie spokój… jak jest niewinny, to żaden prokurator nie wsadzi go do paki – ziewnął przeciągle „glina” i jeszcze wygodniej rozłożył się w fotelu – chyba, że jednak jest, co? – popatrzył znacząco, uchylając jedną powiekę.
- Nawet mnie nie wkurzaj! – prychnął – „sam się wkopałeś, durniu… a mogłeś mieć piękną karierę!” – dodał w myślach.
    Zapowiadał się ciepły, przyjemny wieczór. Niebo przybrało teraz złoty kolor, od morza powiewała łagodna bryza. Witryny sklepowe i neony zapalały się jeden po drugim, tak, jak i uliczne lampy. Tanja czuła się pewnie i bezpiecznie, gdyż Aleksi albo sobie zamierzył, że ją odprowadzi, bądź po prostu się zapomniał i dotarł z nią aż pod budynek, jaki zamieszkiwała. Gdy już stanęła pod klatką schodową, postanowiła wyrazić na głos swe obawy:  
- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy i znowu wyniknie jakieś… nie wiadomo co?
- Jak nie zobaczą, to się nie dowiemy, co to za „coś”, także lepiej… - wzruszył ramionami.
- Oj, przestań już! Ja mówię poważnie! – parsknęła.
- Dobra, to idź już. Prawie już ciemno – spojrzał na zegarek – zrobiłaś mi niezłe pranie mózgu! – dodał z udawanym wyrzutem.
- Co? O co ci chodzi? – zmrużyła oczy.
- Wyciągnęłaś ode mnie informacje, których zwykle nikomu nie mówię! Jesteś jakąś czarownicą, czy jak?
- Jak wstanę z łóżka…
- Oj, no wiesz? Ja mówię poważnie! – przedrzeźnił ją.
- Dobra, spadaj, bo zaczynasz mnie wkurzać! – udała oburzoną.
- To było na serio?
- Zaraz będzie, jeśli tylko postoisz tu pięć sekund dłużej!
- Dobra, dobra! Już sobie idę! Wredna jesteś! – udał obrazę, po czym zawrócił i skierował się w swoją.
- Czekaj! Teraz już na poważnie! – parsknęła jeszcze, na co się odwrócił – fajnie było prać ci ten mózg! – zawołała ze śmiechem.
- Zawsze do usług, pa! – odparł i już naprawdę się oddalił.
- Na razie! – odkrzyknęła i śmiejąc się do siebie ruszyła do klatki. Przepełniało ją teraz tak wiele uczuć, że nie potrafiła określić, które było tym dominującym. Radość? Ulga? Spokój? Euforia? Wydarzyło się tak dużo pozytywnego: przełamała strach przed „podejrzanymi” nastolatkami i zaspokoiła swą ciekawość, wyciągnąwszy od Aleksego pożądane informacje. Pytanie tylko, co z tych dwóch było dla niej ważniejsze…?
- Byłaś na randce z tym prokuratorem? – dobiegło ją nagle. Na dźwięk czyjegoś głosu aż upuściła pęk kluczy. Wystraszona prędko się odwróciła.
- Chcesz mnie zabić?! – syknęła podenerwowana.
- Sorry… nie widziałaś mnie? – bąknął Matti.
- No chyba, jakbym widziała, to bym się nie przestraszyła, nie?
- No jasne… byłaś za bardzo zajęta – parsknął zaczepnie – a tak w ogóle, to pozwalają mu się z tobą spotykać? Czy to nie jest jakby… nie teges? – dodał niepewnie.
- Co ty chrzanisz?! Nie byłam na żadnej randce! – obruszyła się – tylko… tak się przypadkowo spotkaliśmy!
- Żeby nie było, jak z tą gazetą – zauważył nieśmiało.
- Oj, dobra! Jak już, to będzie jego własna wina – wzruszyła ramionami i wpuściła go do środka.
    Po spożyciu kolacji i pogaduszkach z, jak zawsze ciekawską rodzinką, której brat już wszystko wygadał, wreszcie padła na łóżko. Włożywszy ręce pod głowę, zapatrzyła się w sufit, głęboko nad czymś zastanawiając. Właściwie, to wspominała miniony dzień. Na jej twarz wystąpił mimowolny uśmiech. Przypomniała sobie upadek w parku i wybuchła śmiechem. To było takie żenujące! Zupełnie, jak para niewinnych dzieci.  
    Nie… na pewno wszystko z nim porządku, jeśli o sferę psychiczną chodziło. Może to po prostu jakieś problemy? Ale jak tak, to jakie? Jedno jest pewne: ta kobieta, która była w jego biurze, musi być jego matką. Ale, jak widać, nie chciała go, skoro wychowywał się w domu dziecka. Po co Tarja zastosowała tą głupią zagrywkę i nie przyznała się jej, że to o niego jej chodziło? Czy stałoby się coś złego, gdyby powiedziała, że jednak tak…?
    Nagle jej przemyślenia przerwał dźwięk komórki. Niechętnie sięgnęła po nią do torebki i spojrzała na wyświetlacz: znowu on…  
- Cześć, Perttu! Wybacz, ale dzisiaj mi humoru nie popsujesz! Nie chce mi się ryczeć, ani zadręczać tym, że jeszcze żyjesz, także pa! – „wyśpiewała” do aparatu i rozłączyła się, po czym znowu padła na posłanie, parskając na kolejne wspomnienie upadku w trawę.

***

    - Miałam wtedy złamaną rękę… obrzęk głowy… - wyliczała kobieta, która właśnie przesiadywała w biurze Aleksego. Wspierał ją mąż. Tak, to była Paula Mikkanen. W obliczu wezwania do prokuratury nie mogła zrobić nic innego, jak tylko po prostu przyjść.
- Dlaczego panią zepchnął? – prokurator nie spuszczał z niej wzroku.
- Mówił, że z kimś tam o mnie rozmawiał i, że ten ktoś mu powiedział o mnie różne rzeczy… nie wiem, o co mu chodziło. W każdym razie o byle co się wściekał, nie wolno mi było nawet stanąć z koleżanką… - westchnęła. Małżonek mocniej ścisnął jej dłoń.
- Od kiedy to się zaczęło?
- Tak… ja wiem? Przez pierwsze miesiące było dobrze, ale jak pojechał na jakiś festyn, czy coś tam, to po powrocie totalnie się zmienił! Zarzucał mi, że w czasie, jak go nie było, zdradziłam go i w ogóle. No, a kiedyś… Nie mogę – westchnęła, chwytając się za czoło drżącą dłonią.
- Proszę powiedzieć, to ważne – nalegał Aleksi, nie spuszczając z niej wzroku. Kobieta patrzyła to na męża, to znów w biurko. Odniósł wrażenie, że nie chce przy nim mówić – skoro to dotyczy pani, to i męża. Myślę, że powinien o tym wiedzieć – rzucił znacząco. Mężczyzna od razu posłał mu spojrzenie w rodzaju „Dzięki, że mnie wyręczasz. Do tej pory nie miałem o tym wszystkim bladego pojęcia”.
- Właśnie… powiedz, to i tak przeszłość, a on powinien za to odpowiedzieć – zwrócił się do żony.
- No to… no więc… - zawahała się na moment – ktoś powiedział mu kiedyś, że podobno jestem w ciąży i to oczywiście z innym… wściekł się i dlatego mnie zepchnął. Wrzeszczał przy tym, że musi zabić bękarta, bo nie będzie na niego łożył i… - ciężko odetchnąwszy, podparła się ręką o krzesło.
- A była pani w ciąży?
- Nie, nie wiem, kto to wymyślił… i dobrze, bo by się okazał mordercą! – prychnęła – poszłam wtedy do prokuratury, bo on chciał mnie zabić, tak? No, ale…
- Wycofała się pani. Dlaczego?
- Zjawił się ze swoim ojczulkiem i zaproponował mi pieniądze… glina zwyzywał mnie od najgorszych, że udaję, że to bzdura… mówił, że może spreparować dowody i pośle mnie do więzienia, a jak nie mnie, to mojego brata… groził, że posadzi go za posiadanie narkotyków… niestety, brat był już za coś notowany i dlatego znał jego adres, dane… uwierzyłam, że może to zrobić… Perttu pokazał mi wtedy pokaźny plik banknotów i spytał, czy to mi, cytuję, zamknie jadaczkę… byłam tak przerażona, że pokiwałam głową. Nie wiedziałam, co mam zrobić… wzięłam więc…
- To za to kupiła pani ten dom?
- Tak – spuściła głowę.
- Mnie powiedziałaś, że wygrałaś te pieniądze… - mężczyzna zmierzył ją pełnym wyrzutów wzrokiem.
- Chciałam się gdzieś zaszyć! Myślałam nawet o wyprowadzce z Helsinek, ale potem to ustało i… część dałam rodzicom, żeby się wyprowadzili za miasto. Bałam się o brata… - kobieta była już bliska łez. Widać, bardzo zależało jej na opinii małżonka, który teraz był wyraźnie oburzony jej postawą.
- Rozumiem, ale chyba wie pani, że przyjmowanie korzyści majątkowych jest karalne? – spojrzał znacząco.
- Jak to?! Ja… ja nie wiedziałam! – przeraziła się – nie wiedziałam, co mam zrobić!
- Powinna pani była iść na policję i zgłosić, że jeden z funkcjonariuszy wręczył pani łapówkę.
- Ale ja naprawdę nie wiedziałam, co mam zrobić! Bałam się! – skryła twarz w dłoniach – do tego mój brat…
- Dobrze… proszę się uspokoić, na razie jest to nieistotne. Ważne, że Ranielli wręcza łapówki… Zezna to pani wszystko w sądzie?
- Co?! – natychmiast uniosła na niego przerażony wzrok – jak to?! Myśl… myślałam, że to anonimowe! – wyjąkała z nieukrywanym strachem – złożę tylko zeznania i…!
- To konieczne dla wiarygodności, choć z tym, co już mam, mogę śmiało wszcząć śledztwo przeciwko temu glinie. Wtedy odwołają go ze stanowiska i już nic nie będzie mógł pani zrobić! Ale to ważne, by o tym mówić! Ktoś taki, jak on, nie może pracować w policji! Tiina Saivisto, tak, jak pani, ofiara Perttu, zgodziła się już zeznawać w sądzie. Jeśli się pani boi, to poprosimy o ochronę.
- Czytałam wypowiedzi rodziny tej dziewczyny, która wytoczyła mu proces! Mówili, że on ciągle ją nachodzi, że nie czuje się bezpieczna! To, co ja mam powiedzieć?! Boję się tego człowieka, on jest niebezpieczny! – wykrzyczała wzburzona.
- Proszę się uspokoić, jeśli powie pani to w sądzie, to jestem przekonany, że z miejsca…  
- Nie! Mam już dość! Chcę wyjść! – pośpiesznie zaczęła się zbierać.
- Paula, zachowuj się – mruknął, równie podenerwowany mąż.
- Nie! Nie będę nas narażać! Zwłaszcza teraz!
- O czym ty mówisz? – uniósł na nią zdziwiony wzrok.
- Nie powiem ci przecież tutaj! – posłała prokuratorowi znaczące spojrzenie i pośpiesznie wyszła, głośno trzaskając drzwiami.
- Przepraszam za nią… ale po części ma rację – westchnął jej mąż.
- Pewnie jest w ciąży – rzucił od niechcenia Aleksi.
- Słu… słucham…? – bąknął rozmówca.
- Pewnie o to jej chodziło, jak powiedziała „Zwłaszcza teraz”.
- Skąd pan wie?! – wytrzeszczył na niego oczy, jakoby gotów pomyśleć, że prokurator maczał w tym palce…
- Zwykle tak mówią na filmach… niech pan ją o to spyta, to zobaczy – wzruszył ramionami – i proszę ją przekonać, że powinna złożyć te zeznania. To ważne dla oczyszczenia miasta z takich szui, jak Ranielli i jego synek – dodał znacząco.
- No do… dobrze! – zaaferowany mężczyzna prędko zerwał się z krzesła i pobiegł za małżonką.
- Zwariowałeś? – parsknęła Celli, która siedziała przed laptopem i wszystko „notowała” – a jak wcale nie jest w ciąży? Gościu jeszcze gotów przyjść i cię za to pobić!
- E tam! Na pewno o to chodzi! Baby zawsze tak z tym wyskakują – przeciągnął się leniwie.
- Znawca się znalazł!
- Jeszcze zobaczysz, jak sama będziesz – puścił oczko, na co sekretarka wystawiła mu język i zamknęła laptopa. Ten tymczasem poderwał się z miejsca i szybkim krokiem popędził do drzwi, po czym niemal wybiegł na korytarz i „wpakował się” do biura kolegi, Hannu. Gdy jednak z rozmachem otworzył drzwi, okazało się, iż ten jest zajęty… Na biurku siedziała jego żona, bawiąc się jego krawatem, a on, wpatrzony w nią, jak w obrazek, słuchał jej „paplania”.
- Aleks! Nie właź tu bez pukania! – speszony prędko wyrwał krawat z jej rąk.
- Wybacz, ale ty tak robisz u mnie – odchrząknął znacząco – cześć, Marisa – zwrócił się do kobiety. Była to wysoka blondynka o typowo fińskiej urodzie, z niebieskimi oczami oraz wieloma „atutami”, jakimi to może poszczycić się kobieta, czyli wielkim biustem, oraz krągłym siedzeniem – jak tam obiady? Ponoć nie bardzo ci idzie z potrawami wegetariańskimi – uśmiechnął się uszczypliwie. Kolega już przejechał palcem po gardle.
- Bardzo śmieszne! Hannu, coś ty mu nagadał? – naburmuszyła się.
- Nic, nic! Że świetnie gotujesz! Znasz go, wiesz, jaki z niego dowcipniś! – uśmiechnął się niewinnie.
- Dobra, to ja wyskoczę na moment do kibelka, a wy sobie pogadajcie! – puściła oczko i wyszła, kręcąc pokaźnym tyłkiem w opiętych spodniach.
- Cudna jest, nie? – Hannu odprowadził ją rozmarzonym wzrokiem.
- A tobie jeszcze nie przeszło? Myślałem, że po ślubie wszystko się wali – mruknął zdegustowany, po czym rozsiadł się na krześle.
- E tam, co ty… na razie jest super! No… z pewnymi wyjątkami: na przykład, gdy muszę jeść w weekendy w domu… A właśnie! Zrobiłeś to specjalnie, przyznaj się!
- No co? Musiałem się jakoś zemścić za to, że tak ciągle mi włazisz z butami do biura.
- Akurat! Jesteś zazdrosny, bo ja mam piękną żonkę, a ty nikogo! – zachichotał uszczypliwie.
- Taa! Morze jest takie szerokie, więc może się za nie wybiorę! – przewrócił oczami – dobra, do rzeczy! Trzeba prześwietlić Ranielli! Do niedawna jego synek nie miał przecież jeszcze takiej kasy, a mimo to oferował łapówki. Trzeba sprawdzić, gdzie się tak wzbogacił? I co najważniejsze, usunąć go ze stanowiska – komenderował, celując w niego palcem.
- Rany, widzę, że chyba znowu żyjesz… niedobrze, bo mnie znowu zamęczysz! – jęknął Hannu – czemu ty musisz być takim profesjonalistą?!
- Szkoda, że nie ty! Bez dokładności nie ma wyników! To się musi skończyć raz na zawsze!
- Acha, rozumiem… Paula była, tak? I co? Potwierdziła wszystko?
- Tak, ale nie chce zeznawać przed sądem… - zamyślił się – ale spoko, i to załatwię! – odparł pewny siebie, po czym zerwał się z siedzenia i udał do drzwi.
- Jak nic musiała mu wpaść w oko! – parsknął lekkomyślny kolega.
- Kto? O kim mówisz? – w progu na powrót stanęła Marisa.
- A zgadnij! I jeśli dobrze myślę, będzie niezła kaszana! – śmiał się dalej.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 9587 słów i 53773 znaków.

3 komentarze

 
  • ~Ann

    Świetne!  Dla mnie możesz dodawać nawet 2x dziennie  :yahoo:  :tadam:

    16 paź 2016

  • nutty25

    @~Ann cieszę się, że się podoba ;)

    16 paź 2016

  • jaaa

    <3

    16 paź 2016

  • Beno1

    :bravo:

    15 paź 2016