She's the only one for me cz. 7

Od tygodnia nie opuszczała swojego pokoju. Ów incydent z graffiti bardzo ją przybił. Miała wrażenie, że jeśli wyjdzie na zewnątrz, to ktoś znowu wytknie ją palcem, wyzwie, obrazi… Po przemyśleniu tego wszystkiego doszła do wniosku, że z tymi roślinami, to w pewnym sensie prawda: może w rzeczywistości chodziło mu o to, iż może kiedyś odrodzi się, jak owe kwiaty? Że może tak naprawdę chce żyć? Zaraz jednak potem znowu wracały czarne myśli. Że nie ma tu już życia, że nic nie znaczy, jest niczym… Zwykłą rzeczą, która po wykorzystaniu staje się bezużytecznym śmieciem. Zaprotestowała więc: przestała jeść, nie brała leków, które przepisał jej lekarz. Jej stan zdrowia bardzo się pogorszył, dlatego trzeba było odroczyć kolejną rozprawę. Ale co ją ona obchodziła? Teraz nie liczyło się już nic.  
    Zwykle (prócz bezwiednego surfowania po Internecie) leżała w łóżku, mając twarz zwróconą w ścianę, na której malowała oczami wyobraźni swoje życie, gdyby nie pojawił się w nim Perttu. Nie odwiedzała też Tarji, choć miała umówione spotkania. Nie chciała do niej iść, bo nie zgadzała się z tym, co próbowała jej wmówić. Krystyna nie mogła pogodzić się z całą tą sytuacją – nie mogła przecież stracić córki! Nie chciała jej o niczym mówić, dlatego nie rozumiała, co jest powodem tej nagłej zmiany. Czy ten proces? Ale przecież musiało do niego dojść, by przekonał się, że za każde przestępstwo trzeba iść do więzienia! Jedyne, co teraz mogło uratować jej córkę, to chyba tylko bliskość rodziny. Tak przynajmniej mówiła psycholog. Dlatego postanowiła urządzić wspólną kolację, na którą zaciągnęła ją niemalże siłą. Zasiedli w piątkę przy jednym stole. Tanja, zła na cały świat, jedynie szturchała widelcem zawartość talerza.
- Zjedz coś. Widzisz, jak mama się napracowała – zaproponował Juha.
- Nie mam ochoty – mruknęła jak zwykle.
- W ten sposób niedługo zostanie z ciebie szkielet – westchnął Matti.
- Z ciebie na pewno nie, póki cię matka karmi – odburknęła nieprzyjemnie. Od jakiegoś czasu miała mu za złe to, że nie miał dziewczyny i tym samym nie planował założenia rodziny. A przynajmniej nie próbował się usamodzielnić poprzez wyprowadzkę. Dlatego wciąż musiała oglądać w domu jego „gębę”. W głębi duszy żywiła doń irracjonalną złość za to, że nie lubił masowych imprez i tym samym nie poszedł z nią wtedy na festyn.
- Tanja, nie mów tak do niego! – oburzyła się Kaari.  
- Spoko, już się przyzwyczaiłem do tego, że jestem dla niej przeszkodą – rzucił obojętnie.
- Gdybyś miał tak zasrane życie, jak ja, to też by ci wszyscy przeszkadzali! – wstała od stołu, rzucając przy okazji sztućcami. Tym razem już nie wytrzymał…
- Sama je sobie zasrałaś, to czego teraz chcesz?! – warknął cierpko. Siostra z grymasem na twarzy wlepiła w niego pełen nienawiści wzrok.
- Matti, spokój! A ty… - Krystyna zabrała głos – …lepiej się hamuj i zacznij żyć normalnie! Mam już dość patrzenia na to, jak traktujesz ojca i brata!
- Czy ty nie rozumiesz, że nienawidzę wszystkich facetów?! – córka znowu była gotowa zalać się łzami – myślą, że mogą robić sobie z nami, co tylko chcą! Że są tacy silni i wspaniali, a tak naprawdę to… niepohamowane, ordynarne świnie!
- Zastanów się trochę, co mówisz! Ojciec słucha! Należy mu się chyba szacunek, co nie?! – zaprotestowała oburzona Kaari. Juha wstał od stołu i poszedł do siebie. Tak bardzo kochał swoją córkę, a ta zarzuca mu, że jest nie lepszy od byle jakiego zboczeńca… Bardzo zabolały go jej słowa, bo zawsze starał się być dobrym ojcem. Nawet teraz, gdy dzieci były już dorosłe, wyjechał do Szwecji, żeby zarobić dla poprawy ich wspólnego bytu. By młodsza córka mogła bez wyrzutów sumienia studiować. Poza tym cierpiał z powodu tego, co ją spotkało, równie mocno, jak żona.  
    Tanja rzeczywiście nie miała mu nic do zarzucenia: nigdy na nią nie krzyczał, nie wytykał jej win. Zawsze nazywał ją swoim „skarbem” i na wszystko pozwalał… Że też wtedy nie było go z nią… Poczuła się strasznie głupio i natychmiast pobiegła do swojej samotni.
- Jak zwykle to samo… teraz się tam zamknie i wyjdzie, kto wie kiedy – rozpłakała się Krystyna – ja już naprawdę nie wiem, co mam robić… chcę jej pomóc, ale nie potrafię… - wsparła się ręką o stół, wylewając gorzkie łzy. Pozostała dwójka dzieci objęła ją we współczującym uścisku.
    - Jeszcze trochę, a wykończysz tą rodzinę! – do pokoju Tanji, jak burza, wpadła najstarsza córka państwa Venerinen.
- Nie musieli doprowadzać do tego głupiego procesu! – młodsza, jak zwykle wylewała łzy do poduszki.
- Tu nie chodzi o proces! A może za to się mścisz, co?! Od czasu… od wtedy jesteś nie do wytrzymania! Jesteś zgorzkniała, jak jakaś stara baba! Wiem, że, do diabła, wiele przeżyłaś, ale nie jesteś jedyna! Nie wyżywaj się na ojcu, bo go tym do grobu wprowadzisz! Mama płacze w pokoju, Matti zastanawia się, jak ma się poruszać w swoim własnym domu… Dziewczyno, obudź się i przejrzyj na oczy! Wykańczasz nas! – wykrzyczała zdenerwowana.
- Wyjdź stąd! – wrzasnęła, zrywając się z posłania – jak mnie nie rozumiesz, to wara stąd!
- Jesteś chyba najgorszym człowiekiem na świecie! – zmierzyła ją z politowaniem.
- Wynocha! – powtórzyła histerycznie – wara stąd! Zjeżdżaj! Nie chcę widzieć ciebie, ani nikogo z tej rodziny! Wszyscy jesteście tacy sami! Wynoście się! – zaczęła ciskać poduszkami. Kaari wycofała się, w ogóle na nią nie patrząc.  
    Znowu się rozpłakała, padając na łóżko. W owej chwili złość i urażona duma przesłaniały jej cały świat, przez co nie potrafiła trzeźwo przyznać, że starsza siostra ma rację. Była teraz w centrum wszechświata, taka biedna i skrzywdzona przez najbliższych. Oni nie mieli prawa do okazywania negatywnych emocji, tylko ona miała na nie wyłączność!  
    Trwała tak do jedenastej. Wszyscy udali się już do pokoi i zapewne spali. Nikt już do niej nie przyszedł – nawet matka, która miała to w zwyczaju. Pewnie to stąd, że się obraziła… jak i cała reszta. Nieco się wyciszywszy, zaczęła gorączkowo myśleć: mieli rację, stała się nie do zniesienia… Czemu im to robiła? Przecież chcieli dobrze, tylko jej dobra. Tak długo znosili jej humory, że musieli w końcu wybuchnąć. Biedny tata… miał taką zbolałą minę. Ale nie potrafiła inaczej. Nie umiała cieszyć się z życia. Już nie. To wciąż wracało, przypominało jej, kim jest – a jest… nikim! „Wykańczasz nas!” – słowa siostry dzwoniły jej w uszach, jak dzwonki, tysiące dzwonków.  
    Wyszła z pokoju i po cichutku włożyła wierzchnie odzienie. Miała ochotę już tu nie wracać, nie sprawiać im więcej kłopotu, by nie musieli oglądać jej skwaszonej miny. Właściwie, sama nie wiedziała dokąd idzie. Nogi niosły ją same. Choć było już późno, nie bała się, wszystko było jej obojętne. A niech ją nawet napadną i… i tak nic gorszego chyba już nie mogło jej spotkać.
    Aleksi wracał samochodem do domu. Jak zwykle pochłonęło go tyle obowiązków, że nawet nie zwrócił uwagi na czas, który przepłynął, niczym woda między palcami. Ale co to za różnica, o której wróci do domu? Z nikim nie mieszka, więc nie ma dla kogo. To praca była całym jego światem, zupełnie jakby pojął ją za żonę. I wcale mu to nie przeszkadzało. W końcu zajęcie nie człowiek – możesz mu zaufać i całkowicie się poświęcić. Może nie odpowie ci miłością i wdzięcznością, ale na pewno nie zrani, jak ktoś, komu ufasz. Dlatego zdecydowanie to ją wolał od otaczających go kobiet, których, zresztą, i tak nie miał czasu poznawać, czy tym bardziej podrywać… i tak nigdy nie miał do tego jakiegoś specjalnego „daru”. Kilka ostatnich znajomości utwierdziło go w przekonaniu, że na razie woli dać sobie spokój.
    Właśnie dojeżdżał do przejazdu kolejowego, gdy opadły szlabany. Zaklął w duchu. Nienawidził oczekiwania na pociąg, gdyż to bywało długie. Gdyby wyjechał pięć minut wcześniej… ale może zaraz pojedzie?
    Tanja szła przed siebie z totalnym chaosem w głowie. Wtem usłyszała w oddali gwizd. Zwróciła głowę w tamtą stronę. Była niedaleko trakcji kolejowej, prawdopodobnie przejazdu. Odruchowo ruszyła naprzód, ku niemu. W głowie narodziła się myśl, pragnienie, które nęciło ją już od tak dawna, a dzisiejszy wieczór tylko ją w nim ugruntował: skończyć z tym wszystkim – to było wręcz jej marzenie w ostatnim czasie. Nie będzie już robić im wszystkim problemów. Niech Markko cieszy się, że skandal związany z jego synkiem nareszcie się skończy. Perttu… a niech idzie do diabła. Może kiedyś zapłaci za to, co jej zrobił? Ale jej to już nie interesuje. Matti szybko zapomni, znajdzie dziewczynę, ożeni się. Kaari to samo, tyle, że wyjdzie za mąż. A rodzice? Urodzą się im wnuki i zastąpią tą „czarną owcę”, jaką była ona… Enni? Może w końcu kogoś znajdzie? Któż może wiedzieć, czy to nie jest właśnie ten „potwór”, który się jej tak szalenie podoba? Może uda się jej go omotać? Wszystko jedno, kto to będzie, i tak szybko o niej zapomni. Ale co oni wszyscy ją teraz obchodzą? Pociąg jedzie szybko, czy wolno? Oby pośpieszny, bo woli mieć niebolesną, skuteczną śmierć. By więcej nie cierpiała.  
    Doszła do przejazdu. Oślepiona przez migające światła, zwiastujące nadjeżdżający pociąg, przeszła pod szlabanem. Zamknęła oczy i rozłożyła ramiona.  
    Przetarł twarz, rażony przez pulsujące diody, i niecierpliwie spojrzał na tory. Wzdłuż ich linii było niemal całkowicie czarno, jeśli nie liczyć kilku jasnych punkcików, to jest miejskich latarni, oraz świateł semaforów. Z przeciwległej strony nareszcie nadciągała rozświetlona maszyna.
    Stanęła na środku toru, po którym zmierzał ciężki skład stali i żelaza. Na szczęście jechał szybko, zapewne pasażerski. Ale co tam – tak, czy inaczej, zabije ją siła uderzenia, wciągnie pod koła, a potem…  
    Pociąg był już bardzo blisko, zaczął trąbić, by opuściła tory. Nawet nie miała takiego zamiaru. Jeszcze mocniej zacisnęła powieki i rozpostarła ramiona. Ciężar pociągu tak bardzo na nią oddziaływał, że cała drżała. Nie ze strachu, nie bała się śmierci.  
    -„Nareszcie!” – mruknął do siebie, odrywając wzrok od wyświetlacza telefonu. Wtem światła jego samochodu oraz nadjeżdżająca lokomotywa oświetliły stojącą na torach postać. Ze zdumienia rozwarł szeroko oczy, po czym bez namysłu wyskoczył z auta. Jako świadek (i urzędnik państwowy) nie mógł pozwolić na jej śmierć. Tym bardziej, że z tyłu za nim nie oczekiwały żadne samochody. Ale kto inny pośpieszyłby na pomoc? Czy on sam nie powiedział, że w tych czasach ludzie nie są skłonni, by poświęcać się dla innych?
    Jeszcze chwilka i będzie po wszystkim… - myślała. Pociąg trąbił coraz głośniej, uszy przeszył nieprzyjemny dźwięk hamowania. Ciemność w jej oczach rozjaśnił blask reflektorów. Drżenie było jeszcze cięższe, wszystko dudniło. Już…  
    Wtem czyjś silny chwyt zwlókł ją z torów. Stracili równowagę i upadli na trawę obok, tuż obok nasypu. Hamujący pociąg przejechał przejazd.
- Puszczaj mnie! Puszczaj! – zaczęła się wyrywać, czując obrzydzenie, ale i strach.
- To… to ty?! Tanja, co ty, do diabła, robisz?! – Aleksi wreszcie ją rozpoznał. Po kilku minutach z oddali nadbiegł konduktor wraz maszynistą w poszukiwaniu ciała.
- No ładnie! Ćwiczy się sceny z „Titanica”, co? – pokiwał głową pracownik kolei. Tanja natychmiast uwolniła się z uścisku.
- Pani stała na torach? – spytał ledwie żywy maszynista.
- Tak… - prokurator, mierząc ją niepewnie, nerwowo przełknął ślinę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że sam mógł zginąć pod tym „stalowym potworem”.
- Chciała się pani zabić? – spytał kolejarz – jeśli tak, wzywam policję! Takie są procedury, przykro mi.
    Tanja cała drżała, nie umiała wydobyć ze siebie słowa, choć oczywiście nie chciała tutaj „gliniarzy”.
- Nie… to nie będzie konieczne. Ona… ona jest niewidoma, nie widziała pociągu – palnął bez zastanowienia Aleksi.
- Co?! Widziałem, jak stała na torach, trąbiłem! – oburzył się drugi mężczyzna.
- Długo czekaliśmy na pociąg, a ona potrzebowała iść na stronę i… no… kieruje się tym, co słyszy, źle wykalkulowała. Prawda… kochanie? – wykrztusił, kontynuując banialuki.
- Ta… Tak… myślałam, że pociąg już przejechał… no… że jestem w dobrym miejscu… trochę wypiłam i pomyliły mi się kierunki – wybełkotała ze spuszczoną głową.
- Mogłaś zginąć… tak się o ciebie bałem – rzucił dla wiarygodności. Owa historia brzmiała jednak zbyt nieprawdopobodnie, by konduktor miał w nią uwierzyć. Należało ustalić, czy niedoszła samobójczyni (bo tak, czy inaczej, na taką mu wyglądała) może czuć się bezpiecznie przy swym „wybawcy” i nie spróbuje jeszcze raz, gdy tylko odjadą. Dlatego też zapytał, czy aby naprawdę zna swego domniemanego partnera. W odpowiedzi przytaknęła gorąco, nie unosząc przy tym głowy, by nie wydało się, że tak naprawdę cieszy się doskonałym wzrokiem.  
- Dobra, powiedzmy, że wierzę. W takim razie jedziemy dalej… - rzekł zaraz potem – jasny gwint, będziemy mieli z jakieś 10 minut spóźnienia! Niech pan pilnuje żony i idzie z nią na tą stronę, bo na drugi raz się nie zatrzymamy! – dodał drwiąco, po czym ruszył do środka. Z pociągu spoglądali na nich pasażerowie. Niektórzy szemrali między sobą podekscytowani.
- Chodź ze mną – Aleksi próbował wziąć ją pod rękę, ale się nie dała – uspokój się, bo wezwą policję! – wyszeptał, oglądając się za siebie. Pracownik kolei istotnie zerkał na nich z drzwi pojazdu. Posłusznie więc skierowała się wraz z nim do samochodu, po czym kazał jej wsiąść. Choć niechętnie, zrobiła to.
- I co teraz? Wywieziesz mnie do jakiegoś lasu, a potem… - zaśmiała się gorzko.
- Ależ masz wyobraźnię – potrząsnął głową z niedowierzania.
- Nie mniejszą, niż ty.
- To wolałaś policję? – popatrzył nań znacząco. Nic nie odpowiedziała, uparcie patrząc gdzieś przed siebie – jedziemy do twojego domu – dodał, uruchamiając samochód.
- Nie chcę do domu… jedyne czego chcę, to umrzeć… po co mnie uratowałeś? – mruknęła.
- Nie wiedziałem, że to ty… - odrzekł, prędko orientując się, że zabrzmiało to co najmniej dziwnie – zareagowałem, bo taki był mój obowiązek – poprawił się.  
- Tak? No kto by powiedział? Ty, dla którego nie liczą się inni? Wszyscy są przecież łajdakami, którzy nie zasługują na przebaczenie! – prychnęła pogardliwie.
- Przestań… - jęknął zmęczonym tonem – nie znasz mnie, więc nie wydawaj osądów.
- Acha, bo to przecież należy do ciebie, co nie?
- Nie jestem Bogiem! Nie mnie jest dane kogoś oceniać. Jestem tu tylko po to, by pomóc zachować jakiś porządek! – podenerwował się.
- Wiem, że nie jesteś! Nikt nie jest… ale gdybym ja Nim była, to ty, jak i reszta facetów już byście nie istnieli! – wysyczała zawistnie. Zatrzymał się z piskiem opon.
- Szkoda, że nie jesteś, bo może wtedy w końcu zobaczyłabyś we mnie człowieka, którym jestem tak samo, jak ty – odparł spokojnie, odwracając twarz w jej stronę.
- Nie… ty nim nie jesteś! – warknęła, prędko wysiadając z auta. Równie szybko je opuścił i ruszył za nią. Zaraz ją dogonił, po czym chwycił za rękę i odwrócił do siebie – zostaw! – oburzyła się, próbując wyrwać ramię z uścisku.
- Więc naucz mnie nim być! – rzekł rozkazująco, patrząc jej prosto w oczy – naucz mnie być człowiekiem – powtórzył łagodniejszym tonem. Zapanowała krępująca cisza. Przez krótką chwilę wymieniali się „wrogimi” spojrzeniami, aż w końcu wyrwała się i uciekła do swojego bloku – by to szlag! – syknął do siebie, wściekle kopiąc w oponę.

***

    Rano, o dziwo, obudziła się w nieco lepszym humorze, niż w ostatnich dniach. Absurdalne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że co dopiero próbowała się zabić. Całą noc śniła o tym, co by się stało, gdyby nie było go na przejeździe. Gdyby „stutonowa” maszyna wykrzesała z niej resztki życia… Może tak jest lepiej? Może tak naprawdę nie jest gotowa na śmierć…?  
    Przeciągnęła się i po chwili zwlekła powoli z łóżka. Udała się do kuchni, gdyż czuła w żołądku nieprzyjemne ssanie. Po drodze jednak usłyszała znajome głosy, dochodzące z sypialni rodziców. Przystanęła więc.
- Byłam za ostra! Wiesz, co ona mogła zrobić?! A jakby tak… popełniła samobójstwo?! Przecież już raz…! – łkała Krystyna.
- Nawet tak nie mów! Wtedy to chyba bym poszedł do jego domu i zabił własnymi rękoma! – Juha był równie roztrzęsiony – przez takiego jednego zwyrodnialca z mojej kochanej dziewczynki…
    Tanji zakręciły się łzy w oczach. Przypomniała sobie to, co Aleksi mówił o owych roślinach. Choć miała siebie za nic, to była przecież jeszcze rodzina, która ceniła ją sobie najbardziej na świecie. To prawda: żyjemy nie tylko, by istnieć dla samych siebie, ale i innych – i to chyba przede wszystkim dla nich…  
    Znowu zdała sobie sprawę z tego, że postąpiła jak dziecko. Zwłaszcza, że rodzice mieli rację, wytykając jej, jej złe zachowanie. Postanowiła, że się zmieni. Już więc miała wejść do sypialni i objąć rodziców ze wszystkich sił w podzięce za to, że jest tu dzięki nim. Jednakże w tej jednej chwili zdała sobie też sprawę z tego, że przecież nie ma za co dziękować… za ten ból i cierpienie? Zresztą, nie miała ochoty na bliższe kontakty, takie jak chociażby obejmowanie się. Jeszcze nie teraz. Gdy tylko do kogoś się zbliżyła, a zwłaszcza do mężczyzny, dręczyły ją potem koszmary. To, że ten „wspaniały ratownik” ją dotknął nie ma żadnego znaczenia – i tak wciąż się boi. Chyba już nikomu nie uda się odbudować jej zaufania do ludzi, a konkretniej… do tej męskiej części. I pomyśleć, że zniszczył je ktoś, komu tak ufała, a nawet… kochała? Miała już paru chłopaków, ale znajomość z Perttu była taka inna… taka, poważna? A może po prostu zaślepiła ją jego sława?
    Cofnęła się i wróciła do siebie. Straciła ochotę na śniadanie.

    Rozdział 5

    Perttu stał na środku sali, wyraźnie zdenerwowany. Nie powodował tego bynajmniej wstyd, czy obecność dziennikarzy, a… Aleksi. Prokurator miażdżył go zawistnym wzrokiem, jak gdyby Tanja była kimś ważnym w jego życiu, a przecież nic nowego do niego nie wnosiła… No, może poza tym, że dzięki niej chyba nabawi się nadciśnienia przez ciągłe zdenerwowanie.
    Patrzyła to na niego, to na byłego z ogromnym zdziwieniem. W powietrzu wręcz czuć było nienawiść, jaką prokurator żywił do oskarżonego… Atmosfera udzielała się najwyraźniej i innym, bo wszyscy w skupieniu obserwowali przesłuchanie. Żadnych szeptów, czy szmerów. Nawet fani „Bajek”, którzy zwykli robić rumor, oraz „natarczywi” dziennikarze siedzieli, jak mysz pod miotłą. Może to stąd, iż to Ranielli zeznawał?
- Więc, jak pan mówi, była kuso ubrana? – głos obrońcy, czyli Rista, wyrwał Tanję z zamyślenia.
- To nieprawda! Ta kiecka nie była kusa! – rzuciła desperacko do siedzącej obok matki – niech on to sprostuje! – pisnęła.
- Spokojnie, na pewno wie, co robi – odparła Krystyna. I rzeczywiście: nie upłynęło parę sekund, a Aleksi już włączył się do dyskusji:
- Przepraszam! Mówi pan, że kusa, tak? Przypominam, że ta osoba była pańską dziewczyną, a nie jakąś tanią panienką – zwrócił się do Perttu.
- I właśnie dlatego sama tego chciała, a teraz narzeka – wzruszył ramionami. Na sali jak zwykle dało się słyszeć śmiechy. Z pewnością to fani wtórowali swemu idolowi.
- Dobrze wiesz, że tak nie było! – zawołała oburzona Tanja.
- Cisza! – upomniał ją sędzia.
- Tak? Wcześniej mówił pan, że to musiało zajść po opuszczeniu przez nią autokaru, więc teraz się okazuje, że jednak w środku? – kontynuował prokurator, nie zwracając na to najmniejszej uwagi. Znowu rozeszły się szepty, a grupka fanów zaczęła skandować w obronie „bożyszcza”. Reporterzy? Wiadomo: w najwyższej gotowości.
- Panie prokuratorze! Nie udzieliłem panu głosu, potem się pan wypowie! – skarcił oburzony sędzia.
- Bo najpierw była ze mną w środku! A skoro wcześniej chce, a potem ją gwałcą, to niech teraz nie gada, że jestem ścierwem! To zwykła prostytutka, skąd możemy wiedzieć, jak było naprawdę?! – wrzasnął zdenerwowany Perttu. Na jego mokre od potu czoło wystąpiły żyły. Nie znosił tego „przeklętego faceta”! Bo, szczerze mówiąc, kto pałałby miłością do prokuratora? Ale w tym wypadku było to coś więcej: oskarżyciel miał w stosunku do niego jakiś ukryty żal, co potęgowało nienawiść.
- Ścierwem jest ktoś taki, jak ty! Przyznaj się lepiej od razu, a nie odstawiaj tu przedstawienia! – atakujący go prokurator aż uniósł się z miejsca, celując w niego palcem. Przerażona Tanja wbiła w nich wzrok, sama już nie wiedząc, co ma o tym myśleć? Perttu zacisnął dłonie w pięści. Był gotów wyskoczyć zza barierki i przyłożyć temu „ulizańcowi”! Walka wisiała w powietrzu. Cóż za „pożywka” dla „tabloidów”!
- Sprzeciw! To jest wymuszanie na moim kliencie przyznania się do winy! To jest niezgodne z prawem, bo nic nie zostało mu jeszcze udowodnione! Obowiązuje tutaj reguła o domniemanej niewinności! – obrońca również zerwał się na równe nogi. W pokoju powstał istny harmider, tym razem wiedziony przez dziennikarzy.
- Podtrzymuję! No panie prokuratorze! Co się z panem dzieje?! Proszę się łaskawie uspokoić! – wrzasnął sędzia – ogłaszam 30 minutową przerwę, żeby mógł pan ochłonąć! – zawołał, patrząc przy tym na niego podejrzliwie. Policja wyprowadziła Perttu. Gdyby nie to, przyłożyłby prawnikowi!
- Uwolnić naszego wokalistę! Oszustkę do pudła, żeby tam schudła! – krzyczeli „kreatywni” fani.
- Proszę wyjść! Jest przerwa! – ryknął prowadzący, po czym wyszedł zza swojego biurka i podszedł do Aleksego – jako prokurator dobrze pan wie, że powinien unikać takich sytuacji. Tylko utrudnia pan prowadzenie rozprawy, a chyba panu szczególnie zależy na wygranej? – popatrzył znacząco.
- Tak… przepraszam – mruknął, usiłując zamknąć walizkę, co wcale nie było proste, gdyż z ogromnego zdenerwowania aż trzęsły mu się ręce. Tanja, która jeszcze nie wyszła z sali, obserwowała to wszystko w wielkim zdumieniu.
- Nie chcę przeprosin, tylko spokoju, jasne? Człowieku, mam takich spraw ze trzy dziennie. Łeb mi już pęka, jak słyszę te wszystkie pomruki i piski, dlatego wiesz… przystopuj – sędzia klepnął go w ramię i udał się na „zaplecze”.  
    Aleksi westchnął do siebie i oparł się o blat stołu.
- Wszy… wszystko w porządku?
    Usłyszawszy nieśmiałe pytanie, aż się wzdrygnął. Nie zauważył, że ktoś jeszcze został na sali.
- Tak – mruknął, biorąc do ręki walizkę.
- Nie chcę się wtrącać do twoich metod, ale… nie przesadzasz trochę? – kontynuowała zdezorientowana Tanja. Odparł zdawkowym „Nie” i ruszył do drzwi – Perttu coś ci… zrobił? – bąknęła, idąc obok.
- Niby co? – popatrzył na nią zdziwiony.
- No… zachowujesz się, jakby jednak tak… chyba, że jesteś taki w stosunku do każdego oskarżonego?
- Tylko nie zaczynaj znowu! Nie mam dziś ochoty na kłótnie! – jęknął, kiwając palcem.
- Nawet nie miałam takiego zamiaru! Jestem tylko ciekawa – odburknęła.
- To zależy od sprawy – na ową odpowiedź rozmówczyni aż uniosła jedną z brwi. Co to ma znaczyć? – słuchaj… - przystanął, drapiąc się w czoło wciąż jeszcze drżącą ręką – przepraszam za to, co mówiłem i jak się zachowałem ostatnio… po prostu trochę wyprowadziłaś mnie z równowagi – wymruczał, ciężko przy tym wzdychając.
- Kiedy, co? – bąknęła niepewnie, szukając w pamięci jakichś nieprzyjemnych zdarzeń z jego udziałem.
- No… wtedy, jak się chciałaś… Pociąg i… wiesz…
- A, wtedy… nieważne, chyba po prostu za dużo mówię – odchrząknęła zmieszana. Nic już na to nie odpowiedział, tylko szybko gdzieś odszedł. Odprowadziła go zaskoczonym spojrzeniem. Im dłużej go znała, tym dziwniejszy stawał się w jej oczach…
- On jest boski! Jak cię broni! Już chwilami jestem zazdrosna! – westchnęła Enni, która właśnie do niej podeszła.
- Co?! – poirytowała się – walnęło ci coś?! On jest jakiś nieswój, daj sobie spokój! – prychnęła.
- Przecież ja żartuję! – jęknęła, przewracając oczami – ale ci stuknięci fani „Fairy Tales” wymyślili już, że podobno macie romans, dlatego on jest zazdrosny i się tak zachowuje. Przy okazji chcecie wyłudzić od Perttu pieniądze i godnie sobie za nie żyć, choć on jest oczywiście niewinny – dodała z przekąsem.
- Że co?! Kto im w ogóle pozwala wchodzić na salę?! – uniosła się – jeszcze tylko tego brakuje, żebym została zdrajczynią, w końcu prostytutką już jestem… - westchnęła, siadając na ławce.
- Nie słuchaj tego, co on gada. To wredny cham – starała się ją pocieszyć przyjaciółka.
- Tanja? – nagle, tuż obok, wyrosła kobieta w średnim wieku. Ot niepozorna, nieumalowana, z włosami spiętymi w kucyk. W odpowiedzi dziewczyna nieśmiało skinęła głową – Ann Ranielli, matka Perttu – przedstawiła się.
- O, super! Zaraz usłyszę, że mam to odwołać, tak? – prychnęła desperacko.
- Wara od niej! Już swoje przeszła! Pani mężulek ją prawie do samobójstwa doprowadził! – wtrąciła się Enni.
- Naprawdę? – kobieta chwyciła się za usta – nie wiedziałam o tym... – przyznała skruszona.
- Daj mi spokój! Cała wasza rodzina! – Tanja złapała się za głowę i zacisnęła dłonie na uszach.
- Dziecko, jeśli to prawda… - Ann usiadła obok niej i położyła rękę na jej ramieniu – to mam nadzieję, że prokuratorowi uda się wsadzić go za kratki. Tam, gdzie jego miejsce.
    Słysząc to, przyjaciółki spojrzały po sobie zdziwione. W końcu rzadko się zdarza, by rodzic stał w opozycji względem swego dziecka. Czyżby ta kobieta o czymś wiedziała? Niestety, nie mogły o to zapytać, gdyż ni stąd ni zowąd, zjawił się Markko i chwycił żonę pod ramię, mocno szarpiąc ją w górę. Tanja na jego widok od razu zadrżała. Co prawda, był w cywilu, ale mimo to aż ciarki ją przechodziły.
- Co tu robisz?! – warknął na małżonkę.
- Ja tylko rozmawiam – wykrztusiła wystraszona.
- Po czyjej jesteś stronie? Naszego syna, czy tej… suki? – syknął cierpko.
- Proszę mnie nie obrażać! – zaprotestowała drżącym głosem.
- Obrażać?! Przecież jesteś, jak suka! Już znalazłaś sobie kochanka! Lepie na facetów! – warknął zawistnie. Tanja nie wytrzymała. Wstała i zrobiwszy zamach, uderzyła go w twarz. Ten natychmiast pomacał się po obolałym policzku, z jego oczu niemalże posypały się iskry. Zacisnęła dłonie w pięści. Jeśli jeszcze coś powie, powtórzy cios. Była tym już tak zmęczona, że nawet nie miała ochoty uciekać. Przeciwnik, gdyby to było tylko możliwe, zabiłby ją teraz wzrokiem. Bądź sięgnął po broń, gdyby tylko miał takową za pazuchą. Ann jedynie patrzyła z przerażeniem to na niego, to na dziewczynę. Już otwierał usta, by coś powiedzieć…
- Coś nie tak? – między nich wszedł policjant. Za jego plecami widać było pośpiesznie zmierzającą w ich kierunku rodzinę dziewczyny.
- Jeszcze tego pożałujesz! – zagroził, odwracając się – a ty idziesz ze mną! Do naszego syna, gdzie twoje miejsce! – pociągnął żonę za rękę.
- Wow, Tanja, byłaś super! – zawołała Enni, gdy tylko odzyskała zdolność mówienia. Ta opadła z powrotem na ławkę, zupełnie bez siły. Sama nie wiedziała, skąd wzięła się jej odwaga na tak ryzykowny odruch.
    Tymczasem prokurator, w oczekiwaniu na drugą część rozprawy, przesiadywał na ławce w głębi korytarza. Utkwił wzrok w ścianie, podpierając brodę rękoma. Był wyraźnie zamyślony.
- Aleksi? – usłyszał nad sobą głos Tarji – dobrze się czujesz?
- Tak, tylko… denerwuje mnie jego arogancja – mruknął – dlaczego te sprawy zawsze są takie trudne? Czemu tak ciężko udowodnić winę? – spojrzał jej w oczy pytającym wzrokiem, jakby żądał od niej odpowiedzi na coś, co sam powinien wiedzieć lepiej – chciałbym być bardziej skuteczny… - westchnął, nie czekając, aż coś powie – ale nie potrafię… Wszystko się chrzani! Nawet…! – nerwowo przygryzł pięści.
- Dalej nic? – spytała, na co pokręcił głową na boki – cóż… od początku wiedziałeś, że to będzie trudne, ale jestem pewna, że detektyw w końcu wpadnie na jakiś trop… musi wpaść – kobieta współczująco objęła go ramieniem.  
    W tym właśnie momencie zza rogu wyłoniła się Enni, która szła na poszukiwanie automatu z czymś do picia, ale na ów widok stanęła, niczym wryta. Od stóp do głów przeszyła ją irracjonalna zazdrość. Wyglądało na to, że prokurator kogoś ma. Może było za wcześnie na „czarną rozpacz”, ale musiała przyznać, że zrobiło się jej przykro. W końcu każdy „przystojniak”, jakiego napotkała, musiał być zajęty!

***

    Dla Perttu tego wieczora wszystko układałoby się świetnie: siedział u siebie przed telewizorem, popijając piwo, zamiast w więziennej celi, gdzie takowe napoje były zabronione. Mógł w każdej chwili wyjść, gdzie chciał. Udać się do lodówki po przekąskę, pograć na gitarze, czy włączyć ulubioną muzykę. Ale ten ojciec… skutecznie zakłócał jego błogi spokój.
- Jak ci zależało na tyłku, trzeba było iść do agencji, a nie znaleźć sobie jakąś oszustkę! – huczał mu nad uchem.
- A może ja szukałem miłości, co? – wywrócił oczyma.
- To masz miłość! W kiciu na pewno będą cię „kochać”! Tam uwielbiają takich, jak ty!
- Nie rozumiesz, tato! – podniósł się z miejsca.
- Co ja ci mówiłem?! Więcej szacunku! – ojciec złapał go za fraki.
- Dobra, dobra! Spoko! Jakoś to będzie! Mają kiepskie dowody, a jak coś, to na pewno będzie w zawieszeniu! – zaparł się rękoma.
- To ja cię osobiście powieszę, jak mi spaprasz reputację! Wiecznie tylko z tobą problemy! – warczał wściekły Markko.
- Spokojnie… przekonam ją, żebyśmy poszli na ugodę! Najlepiej trzy lata w zawieszeniu, co…? – zmierzył go przerażonym wzrokiem. Znał porywczą naturę swego ojca i nie chciał z nim zadzierać. W istocie ten prychnął i z całej siły pchnął go na kanapę.
- I się przyznasz, tak?! – wycelował w niego palec – dasz zrobić ze siebie zboczeńca?! A może… nim jesteś?!
- Bez przesady, dobra?! – poruszony z powrotem zerwał się na równe nogi i stanął z nim twarzą w twarz – to była moja dziewczyna, jak mógłbym jej coś takiego zrobić?
- To po co chcesz iść na ugodę?! Masz walczyć do końca! Risto ci pomoże, tylko mi bez takich, jasne?! Nie pozwolę splamić naszego nazwiska! Wystarczy, że już nas ośmieszasz tym swoim dziadostwem! – warknął, mając na myśli „Fairy Tales”. Od początku bowiem nie podobała mu się muzyczna kariera syna. Chciał, o ironio, by poszedł w jego ślady i również wstąpił do policji.
- To jest MÓJ zespół! – poprawił urażony Perttu.
- Ale masz go dzięki mnie! – Markko pokiwał palcem tuż przed jego twarzą – więc dla dobra tego badziewia i rodziny masz udowodnić niewinność, czy to jasne?!
- Tak mu wierzysz? A jeśli to ona jest ofiarą? – w drzwiach stanęła Ann, której cichy, niezdecydowany ton ledwie doszedł uszu domowników.
- Mamo, za kogo ty mnie masz?! – obruszył się na to syn.
- Pamiętaj, co ci mówiłem! – ojciec po raz ostatni zmierzył go znaczącym spojrzeniem, po czym zwrócił się do żony: - a ty, morda w kubeł! Wynocha do kuchni, gdzie twoje miejsce! – pchnął ją tak mocno, że prawie straciła równowagę, ale mimo to posłusznie się wycofała – widzisz? Tak się traktuje kobiety! Mają być uległe. Wiedzieć, kto tu jest panem, a nie ciągać nas po sądach! Czego ja cię uczyłem, ty kryminalisto?!
- W kiciu jeszcze nie wylądowałem, więc żądam szacunku – prychnął urażony.
- Tylko się tam znajdź, a nie masz tutaj miejsca! – Ranielli pogroził mu pięścią i skierował się do wyjścia.  
    Perttu był wściekły! Cała ta sprawa pokrzyżowała mu wszelkie plany! Zamrozili mu konta bankowe, więc na razie musiał odłożyć remont nowego domu, który niedawno kupił. Zamieszkałby tam z nią… ale ona musiała zrobić to „szambo”! Zdradziła go, wbiła nóż w plecy… Nie mógł jej tego wybaczyć! Gdyby nie to wszystko, już by się wyprowadził od tych „stukniętych staruchów”! Zwłaszcza od ojca. Odkąd pamiętał, był porywczy i bił za byle co. Matka nieraz chodziła w ciemnych okularach w środku zimy. Nigdy nie protestowali, bo się go bali, w końcu zawsze miał przy sobie służbową broń. A gdyby tak postanowił użyć jej w akcie furii…? Tak widział to on i tak też zawsze powtarzała mu matka, która najzwyczajniej w świecie dała się stłamsić.  
    I taki „buc” śmie nazywać siebie policjantem?! Zamiast dawać rady jemu, najpierw powinien się zastanowić sam nad sobą…! Nagle jego przemyślenia przerwał przenikliwy wzrok Ann, która na nowo stanęła w progu.
- Spoko… nie skażą mnie, jestem niewinny – wzruszył ramionami.
- Obyś mówił prawdę – mruknęła cicho i wycofała się do tyłu.
- Żesz, do diabła! – syknął pod nosem, po czym chwycił w rękę kurtkę i zaczął się pośpiesznie ubierać. Nie zostanie tu ani minuty dłużej, to „dom wariatów”! Nie dość, że widywał swoje inicjały na okładkach wszystkich gazet w tym negatywnym sensie, a na ulicy co chwila zaczepiali go „paparazzi”, to jeszcze tutaj – w rodzinnym gnieździe nie miał spokoju! Gdyby nie to, że zarekwirowali mu dokumenty, uciekłby za granicę.  

***

    - Chyba nic z tego nie będzie... - jęknęła Enni, będąc przy tym „bardzo pilnie” zajęta, bowiem… malowała paznokcie. Zwracała się do Tanji, u której gościła.
- Z czego? – zaciekawiła się, wtórując jej w owych zabiegach.
- Aleksi kogoś ma! – jęknęła z wyrzutem, jakby ten miał obowiązek zwrócić na nią uwagę, ale mimo to „bezczelnie” się sprzeciwiał – a już myślałam…!
- A dziwisz się? – burknęła – ilu jest teraz wolnych facetów w jego wieku?
- Nie jest taki znowu stary! – skrzywiła się – ale ta jego baba…!
- Co z nią nie tak? – z wrażenia jej dłoń „zawisła” w powietrzu, dzięki czemu lakier swobodnie skapywał na co dopiero posłane łóżko.
- Nie widziałam dokładnie jej twarzy, ale wyglądała na… dużo starszą – Enni była szczerze oburzona. Ona, taka „młoda i piękna”, a ten, mimo wszystko, gustuje w „starych raszplach”?! Co takiego ciekawego mogła mieć w sobie taka „ropucha”?
- Co? – Tanja parsknęła śmiechem – zwidziało ci się! Albo… albo to była jego matka.
- Za młoda na matkę! – zaprotestowała – wydała mi się podobna do twojej… psycholog – bąknęła niepewnie. Na owe słowa przyjaciółka prawie już zaniosła się od śmiechu.
- No weź przestań! A co takiego robili, że taka zazdrosna jesteś? – śmiała się do rozpuku.
- Obejmowali się, ot co! – urażona jej postawą założyła rękę na rękę. Tanja natychmiast przygasła, głęboko się zamyśliwszy. Nie, to nie pasowało… przecież Tarja miała 40-ści parę lat, a on… ze 30? Trochę to tak… No, ale ponoć w miłości wiek nie gra roli… i od kiedy to taki związek ma być zbrodnią tylko dlatego, że to kobieta jest starsza…? Zaraz, przecież ona nosi obrączkę, czyżby więc zdradzała z nim męża?! – i co? Zatkało kakao? – po chwili zupełnej ciszy „kumpela” triumfalnie się uśmiechnęła.
- Pamiętasz, jak spotkałyśmy go w parku? – zaczęła poważnie – był taki jakiś dziwny i mówił, że był na spotkaniu… a jak tam się potajemnie schodzą? Przecież ona jest zamężna! – pisnęła zaaferowana.
- Co? A to świnia… - oburzyła się towarzyszka – ale co, jak co! To ona wykorzystuje jego, w końcu jest wolny, a ona kogoś ma.
- Nie usprawiedliwiaj go! Też jest dobry – prychnęła – ja wiedziałam, że wszyscy faceci, to chamy! Wiesz, co? Nakryjmy ich! – zachichotała przebiegle, na co „kumpela” zmierzyła ją z wahaniem – no co? Widać, jacy są bezczelni. Nawet w sądzie się nie pohamują! Chodźmy do Esplanadi – upierała się przy swoim.
- Tanja, co ty tak nagle? Przecież nie chciałaś nawet na moment…
- Ale teraz mam misję! – uśmiechnęła się przebiegle – udowodnię mojej „cudownej” psycholog, że się myli co do facetów! – zatarła ręce, zaś w jej oczach błysnęło tak dawno już niewidziane podekscytowanie.
    Nawet, jeśli takowa perspektywa była dla Enni „bolesna” (wszak miała zdemaskować „podstępne czyny przystojniaka”, a tacy w jej oczach musieli być nieskazitelni tak, jak i na zewnątrz), to nie mogła odmówić ze względu na przyjaciółkę. Jeśli to miało jej choć trochę pomóc w wyjściu z depresji, nie było czego rozważać. Poza tym obie uwielbiały rozwiązywać tajemnicze zagadki! Nawet ich przyjaźń właściwie od czegoś takiego się zaczęła: kiedyś w szkole wybuchła pewna afera z ocenami. Otóż, podczas „okienka” ktoś zawsze dopisywał wysokie stopnie jednej z uczennic. Oburzona tym zachowaniem klasa wyznaczyła je do rozwikłania owej, jakże dziwnej zagadki i tak oto, podczas „śledztwa”, bardzo się ze sobą zżyły.  
    We dwójkę zawsze potrafiły nieźle narozrabiać i wszędzie wejść, bo Tanja była z tego niegdyś powszechnie znana. Z „kumpelą” kreowały się na „piękności”, dzięki czemu wzdychała za nimi połowa szkoły, a one traktowały to jedynie jako dobrą zabawę. Czyżby więc to, co się stało, było taką zemstą ze strony mężczyzn za to, jak niegdyś do nich podchodziła? Miało jej pokazać, gdzie jej miejsce…? Nie, to przecież nie miało usprawiedliwienia!
    Popołudniowy spacer do urokliwego Esplanadi (a właściwie jego główny cel) był świetnym sposobem na oderwanie się od posępnych myśli. Dziewczęta nie wzięły tylko jednego pod uwagę: nie był to jedyny park w mieście. Była jeszcze chętnie odwiedzana plaża Uunisaari, ciche „knajpki”, czy lokale otwarte głównie z myślą o turystach, a także… własne cztery kąty, czy hotele w jakich domniemani kochankowie mogli się spotykać do woli. Esplanadi na pewno nie mieli dzisiaj w planie. Tak więc spędziły w parku bite dwie godziny, bezsensownie spacerując w tę i we w tę (podczas, gdy Tanję wielokrotnie łapały ataki paniki), aż złe i skostniałe z zimna postanowiły wreszcie wrócić do swoich domów.

***

    Kaari była z siebie bardzo zadowolona: po raz pierwszy od tylu czasy udało się jej (po wielu namowach) wyciągnąć siostrę na zakupy do dzielnicy, w której znajdował się niewielki pasaż handlowy. Wykorzystała do tego wolną sobotę oraz nieco lepszy nastrój siostry. Na miejsce dojechały tramwajem. Tanję jednak nie bardzo interesowały towary – nie widziała w nich nic dla siebie i nie chciała też ich kupować. Po co jej nowe ubranie? Czy to zmyje z niej wstyd i upokorzenie, jakie wciąż czuła do swojej osoby? Upiększy ją? Nie chce się stroić, bo i tak wcale nie jest ładna. Poza tym, nie miała pieniędzy, a honor nie pozwalał jej, by to Kaari fundowała jej zachcianki. Nawet, jeśli chodziło o zwykły lakier do paznokci.
    Właśnie przeglądała, tak od niechcenia, jakieś bluzki, byleby tylko zabić czas. Gdy na moment uniosła wzrok, oto zauważyła przez szybę w witrynie znajomego jej prokuratora… a przynajmniej ów ktoś był bardzo do niego podobny. Mimo że „w cywilu”, a więc ryzyko pomyłki było znacznie większe. Tak, czy inaczej, mężczyzna wszedł do kawiarni naprzeciwko butiku, w którym była z Kaari. Jeśli to rzeczywiście on, to może… ma zamiar spotkać się tam z Tarją…?  
    Domysły zaczęły wiercić w brzuchu tak nieprzyjemną dziurę, że postanowiła dokonać niemożliwego. A może i głupiego. Chwyciła pierwszą, lepszą bluzkę z wieszaka i pobiegła do kabiny, w jakiej przebierała się siostra.
- Masz jeszcze tą! Ładna jest! – wcisnęła jej w rękę obcisłą koszulkę z wizerunkiem… „Fairy Tales” i wybiegła ze sklepu, kierując się na przeciwległą stronę ulicy.
- Dzięki! – zawołała Kaari – ale chwila… Tanja, to ma być żart?! – oburzona wychyliła się zza kotary, ale tej nigdzie nie ma… - schowała się! – prychnęła do siebie, po czym wróciła do przymierzania.  
    Tanja natomiast była już w „knajpce”, której próg przekroczyła z szalenie bijącym sercem. Od razu uderzył ją gwar rozmów, zapach kawy i grająca w tle muzyka. Zaczęła się zastanawiać, co ona tutaj w ogóle robi? Przysparzać sobie kolejnego ataku przez „byle faceta”?! Mimo to zaczęła rozglądać się po wnętrzu. „Raz Tanji V. śmierć (albo i więcej, w końcu już próbowała)”. Gorzej tylko, jak to wcale nie był on… Wreszcie, po wnikliwej obserwacji, dostrzegła go w kącie lokalu, przy jednym ze stolików. W istocie był to ten prokurator i tak, jak sądziła, ktoś mu towarzyszył. Tyle, że to nie była kobieta, a… jakiś mężczyzna.  
    Przysiadła się do pustego stołu, by jej nie zauważył. Cały czas towarzyszyło jej uczucie lęku i duszności. Źle się tutaj czuła, było zbyt dużo ludzi, do tego młodych. Przecież to mogą być fani „Bajek”… Jak na złość znajomy i jego towarzysz dosyć długo ze sobą rozmawiali. Z nudów zaczęła już ziewać, gdyż nie chciała spoglądać na telefon, by w razie czego nie przegapić czegoś istotnego. W końcu zauważyła, że „tajemniczy” mężczyzna przesuwa po blacie jakąś kartkę. Aleksi podniósł ją, po czym zaczął się w nią wpatrywać, kiwając przy tym głową. Wyglądał na bardzo poruszonego.
- „Może to jakiś liścik, w którym pisze, że z nim zrywa?” – myślała, gdy nagle na stolik padł cień.
- Podać kartę „menu”? – zapytał kelner. W odpowiedzi krzyknęła wystraszona.
- Nie… ja tylko na chwilę – bąknęła, starając się uśmiechnąć. Pracownik lokalu odszedł. Ale nie tylko on, bo gdy spojrzała w stronę znajomego stolika okazało się, że towarzysz Aleksego również. Został sam, wciąż badając wzrokiem ową kartkę. W końcu przetarł twarz i podparł ją ręką, trwając tak przez chwilę, jakby intensywnie nad czymś myślał, a nawet… wzruszył się? - „to na pewno zerwanie” – snuła domysły, choć takowych rzeczy raczej nie załatwia się poprzez osoby trzecie – „dlatego w sądzie jest taki wściekły! Jak mogłam tego nie zauważyć? Tarja jest ze mną na każdej rozprawie, żeby mi niby pomagać, a tak naprawdę gania tam za nim! A to jędza!” – kalkulowała ze złością, gdy wtem dostrzegła, iż ten rozgląda się po pomieszczeniu. Czym prędzej utonęła pod stołem. Nie mógł jej tam przecież zobaczyć! Kątem oka dostrzegła, że wstał z miejsca i udał się do wyjścia. Gdy tylko zniknął, wydostała się spod stolika i czym prędzej opuściła lokal.
- Tanja?! Tanja! Na kopyta reniferów! – tuż pod nim przerażona Kaari biegała od sklepu do sklepu w jej poszukiwaniu. Była naprawdę poruszona.
- Hej! Tu jestem! – krzyknęła na nią.
- Tanja! No wiesz, co?! Jak ja się przestraszyłam! – pisnęła, nie kryjąc wyrzutów – co ty sobie wyobrażasz?!
- Sorry… zachciało mi się pić i wstąpiłam do tego baru, czy co to tam jest? – wymyśliła na poczekaniu.
- Tak sama…? – siostra z niedowierzania, aż wymierzyła w nią palec. W odpowiedzi niepewnie kiwnęła głową – jeny, to super! – rozentuzjazmowana dziewczyna przycisnęła ją do siebie – robisz postępy! Ale pamiętaj, że i tak musisz na siebie uważać, masz zbyt wielu wrogów – dodała poważnie.
- Wiem… - westchnęła – dlatego wolałabym już iść do domu.
- Ale najpierw zafundujemy sobie „Coca-colę” z okazji twojego odważnego wyczynu! – pociągnęła ją w stronę automatu. Też mi „wyczyn”… gdyby tylko wiedziała, w jakim celu tak naprawdę się tam udała.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 8070 słów i 45360 znaków.

1 komentarz

 
  • jaaa

    Czekam na kolejną<3

    21 wrz 2016