She's the only one for me cz. 16

Tanja stanęła pod największym helsińskim uniwersytetem – długim, żółtym budynkiem, wzniesionym w XIX wieku. Od frontu budowlę zdobiło kilka kolumn w grecko-rzymskim stylu, uwieńczonych zdobieniem w kształcie trójkąta. Elewacją budynek uniwersytetu nasuwał więc myśl o starożytnych świątyniach w Atenach, czy Rzymie. Powiewał dosyć silny wiatr, dzięki czemu raz po raz dawało się słyszeć, jak ten szarpie flagą, umieszczoną na dachu zabytku. U jego „stóp” studenci oraz tamtejsi rektorzy zaparkowali wiele samochodów, a ponieważ wielu kończyło zajęcia, właśnie do nich wylegli. Na cały ten widok serce Tanji waliło, jak młot. Chciała tu wrócić, ale coś ją powstrzymywało. Strach, może… lenistwo? Ciężko jej było to określić, co, ale i tak wiedziała, że na razie nici z tego. Semestr miał się ku końcowi, a ona przecież straciła całe półrocze.  
    Weszła po kamiennych schodach i zaszyła się w najciemniejszym kącie, niedaleko drzwi wejściowych. Tuż obok stali jacyś studenci – nie znała ich, więc mogła odetchnąć z ulgą. Ale po co tu w ogóle była? Otóż czekała na Enni, która miała niedługo wyjść. Chciała z nią pogadać, a zwłaszcza o dziwnym spotkaniu z prokuratorem… Póki co, ta na razie nie opuszczała budynku.
- No co? Ma, na co sobie zasłużyła! – dobiegło ją nagle. Serce od razu podeszło jej do gardła. Miała wrażenie, że to o niej. Tuż obok przeszły jakieś dziewczyny.
- No weź! Źle ją potraktował! – mówiła jedna z nich.
- Narzucała mu się! Wcale mu się tam nie dziwię! – oponowała druga. Słysząc to wszystko znowu zaczęła się dusić…
- Taa, bronisz go, bo ci się podoba! Ale ja tam na twoim miejscu bym się lepiej za Lauriego brała. Olaf, to przecież debil!  
    Tanja cofnęła się do tyłu i oparła o mur. W ich słowach nie padło przecież jej imię… ani tego „padalca”! A więc to nie o niej! Niestety, i tak jej to nie uspokoiło, nadal czuła się nieswojo. Tu było tak dużo ludzi, każdy z nich mógł przecież o niej gadać, rozpoznać, wyśmiać… Czuła się coraz gorzej, znowu powracało to nieprzyjemne uczucie z lunaparku.
- A następne zaliczenia mam…! Wiesz, jaką muzę dostałam…? Na jutro jestem umówiony… - głosy, tysiące głosów rozbrzmiewało wewnątrz i przed budynkiem. Chciała zatkać sobie uszy, by tego nie słyszeć. Nie chciała wsłuchiwać się w każdy, najdrobniejszy dźwięk. Miała wrażenie, że i tak dotyczy właśnie jej – A Tanja… - na dźwięk swojego imienia, choć wcale nie musiało chodzić o nią, pośpiesznie odbiła się od ściany i czym prędzej zbiegła po schodach w dół. Uszła kawałek i bezradnie przejechała rękoma po włosach. Zaczęła nerwowo krążyć w tę i wewtę, by się uspokoić.
- Cze, mała! – nagle obok niej zatrzymał się samochód, ale to nie on ją przeraził, ale głos, jaki usłyszała – ładną mam brykę, co? Właśnie testuję i chyba sobie zafunduję! – z wnętrza luksusowego, białego mercedesa spoglądał na nią… Perttu. Siedział obok Janne, który prowadził.
- Ty… TY CHAMIE! – wrzasnęła wściekle i z dziką furią rzuciła się na niego.
- Spokojnie! Odwala ci?! – zawołał, atakowany z pięści. W tym momencie wstąpiła w nią jakaś niewypowiedziana siła, która musiała mieć swoje ujście, a był nim powód owej złości.
- Zniszczyłeś mnie! Ty świnio, ty debilu, ty… gnoju! – piszczała, bijąc na oślep. Uderzała, gdzie popadło, z oczu płynęły jej łzy, a nowe skutecznie zamazywały obraz.
- Zabierzcie tą wariatkę! – wrzasnął na kolegów. Jyrki pośpiesznie wyskoczył ze środka i rzucił się do niej.
- NAWET SIĘ DO MNIE NIE ZBLIŻAJ! – krzyknęła piskliwie. Wyrywała się i kopała, gdy ten złapał ją od tyłu – PUSZCZAJ! – zasadziła mu kuksańca z łokcia, od razu ją puścił i chwycił się za brzuch. Zaczęła kopać w auto i na nowo doskoczyła do byłego. Pod uniwersytetem zawrzało od setek głosów studentów, którzy komentowali całą scenę. Zaalarmowany wrzaskami i piskami pieszy patrol policji, w końcu zwrócił się w ich stronę.  
- Co tu się dzieje?! – zapytał funkcjonariusz.
- Ta wariatka się na mnie rzuciła! Jest naćpana! – zawołał obruszony wokalista.
- NIENAWIDZĘ CIĘ! Sam jesteś ćpun! – pisnęła desperacko, po czym zamachnęła się, by zdzielić go po głowie. W ostatniej chwili mężczyźni złapali ją pod ramiona i odciągnęli od atakowanego.
- Co mi zrobiłaś, świrusko?! – syknął, oglądając się w lusterku. Był podrapany i posiniaczony.
- To i tak dla ciebie za mało! – splunęła tuż przed samym pojazdem – PUSZCZAJCIE MNIE! – zaczęła się rwać, niczym dziki kot, którego pochwycili „źli ludzie”. Policjantom nie pozostało więc nic innego, jak tylko ściągnąć posiłki i odstawić ją na komisariat. Może tam się uspokoi? Albo oddadzą ją do jakiego „wariatkowa”?  
    Po chwili przyjechał radiowóz. Przez całą drogę do samochodu wciąż się rwała i piszczała. Nie obchodziło ją, iż jest bacznie śledzona przez wiele par oczu i teraz już naprawdę obgadywana. Nie chciała na policję, bała się Ranielli! Niestety, przegrała – mężczyźni wpakowali ją do środka i prędko odjechali.
- No co za jakaś…! – Perttu przejechał ręką po twarzy.
- I dobrze ci tak! – Jyrki wciąż masował się po brzuchu – nie trzeba było z nią zadzierać! Widzisz, co żeś z niej zrobił?! Wariatkę!
- Stul dziób! Najwyraźniej od początku taka była!
- Obudziłeś wulkan! – zarechotał Janne.
- No i muszę jechać do szpitala! A jak jakiego tężca…?! Szpital! – zawołał olśniony – to czynna napaść, oskarżę ją! – zatarł ręce.
- O jeny! – Jyrki nerwowo przewrócił oczami – i po co chcesz jej jeszcze i tego dokładać?! Nie wystarczy ci, ile jej już narobiłeś?! Gdybym był jej chłopakiem, to bym cię zabił!
- Nie zrobiłem tego! Odwala ci?! Jak jesteś po jej stronie, to spadaj, proszę bardzo! Ale obiecuję ci, że do zespołu już wstępu nie masz! – wycelował przed siebie palec. Kolega zamilkł, jedynie wykrzywiając twarz – Janne, odpalamy i do szpitala, zrobię sobie obdukcję! – zmierzył go destrukcyjnym wzrokiem i przykładając chusteczkę do twarzy, wygodnie rozsiadł się w fotelu. Jyrki okrążył samochód i z powrotem do niego wsiadł. Owa sytuacja w ogóle mu się nie podobała!
    Tymczasem Tanja była już na miejscu. Komisariat, w którym pracował ojciec Perttu, był tym głównym w mieście i to tutaj postanowiono ją odwieźć. Gdy funkcjonariusze wprowadzili ją do budynku cała drżała i płakała. W duchu modliła się, żeby Ranielli nie był dzisiaj na służbie, a przynajmniej nie na komendzie… Właśnie minęli zaskoczonego Timo, który od razu rozpoznał w niej tą od sprawy Aleksego. Bez większego namysłu zawrócił i pobiegł w „zaciszne miejsce”, by nikt nie przeszkadzał mu w rozmowie.

***

    Rodzice Pauli Mikkanen pomieszkiwali w niedawno wzniesionym, uroczym czerwonym domku. Podwórko było urządzone równie ładnie: niewielka sadzawka z fontanną natryskową, ozdobne kamienie, karłowate krzewy oraz wyłożony granitową kostką podjazd, na którym stał elegancki renault. Tak więc i państwo Haväralainen należeli do tych zamożniejszych… Po dokładnych „oględzinach” i w rezultacie stwierdzeniu owego faktu, oraz powitaniu przez dwa urocze yorki, prokuratorzy wreszcie weszli do środka.
- No… córka powiedziała, że da nam pieniądze. To wszystko – tłumaczył się w jakiś czas potem mężczyzna w średnim wieku, ojciec Pauli. I tym samym wszystko stało się jasne: to stąd ten „przepych”.
- Ja nie rozumiem! Niczego nie przeskrobała, po co ją panowie ścigacie? – wtrąciła jego żona.
- Nikogo nie ścigamy, po prostu zbieramy informacje… prawdopodobnie tu chodzi o korupcję, a to poważny zarzut – wytłumaczył spokojnie Aleksi.
- Nasza córka nie ma z tym nic wspólnego!
- Oczywiście, że nie, ale wyższe władze… - nim zdążył dokończyć, oto komórka dała o sobie znać – mianowicie… - postanowił ją jednak zignorować, niech sobie dzwoni… - no więc… Przepraszam! – w końcu się jednak poddał i poderwawszy z miejsca, odszedł kawałek dalej.
- No to chodzi o to, że prawdopodobnie w głównej komendzie są skorumpowani policjanci – dokończył za niego Hannu.
- Timo, nie zawracaj mi głowy w robocie! – syknął tymczasem do słuchawki.
- Ale dzieje się coś dziwnego! – zawołał przejęty – wiesz, kogo nam co dopiero przywieźli? Tą Tanję!
- CO?! Nie chrzań! – zawołał zaskoczony.
- No serio! Wygląda strasznie! Cała zapłakana i w ogóle! A jak go zabiła?
- Bez przesady… - skrzywił się – rodzina wie?
- No na razie raczej nie i zresztą i tak nie pozwolą się jej z nią zobaczyć!
- Dobra… czekaj, podjadę tam! Zajmij się nią na razie i nie pozwól, żeby Ranielli ją przesłuchiwał – zastrzegł.
- A co ja mogę? To przecież mój szef, zabronię mu tego?! – jęknął bezradnie.
- Oj, no dobra! Po prostu się koło niej kręć, będę niedługo – westchnął i zakończył połączenie – przepraszam, ale na razie musimy to przerwać… dostaniecie państwo wezwanie z prokuratury, to wtedy to dokończymy – zwrócił się do rozmówców.
- Ja się nie będę w nic mieszać! Dziękuję! – kobieta pokręciła głową na boki.
- To przyślę po panią policję i ona was przesłucha! Do widzenia! – mruknął i udał się do drzwi.
- Jak to?! Naprawdę?! – mężczyzna wyraźnie się zaniepokoił.
- On żartuje! – Hannu posłał mu przepraszający uśmieszek i pobiegł za nim – co się dzieje? To musi być coś bardzo ważnego, skoro przerywasz robotę! – ledwo udało mu się go dogonić.
- Zamknęli Tanję. Nie wiem, o co chodzi i wolę to sprawdzić – wyjaśnił, wsiadając do samochodu.
- CO?! Ukręciła mu łeb?! – wybałuszył oczy.
- Następny się znalazł! – przewrócił oczami i uruchomił pojazd.

***

    Zamknęli ją w niewielkiej celi, w której siedziała już jakaś kobieta. Nieznajoma miała potargane włosy i nieciekawe spojrzenie, którym natychmiast zaczęła uważnie lustrować przybyłą od dołu ku górze. Zupełnie, jakby miała chrapkę na jej garderobę, albo co…? Ordynarnie żuła przy tym gumę, raz po raz zaciągając krótką spódnicę, jaką usiłowała zakryć dziury w rajstopach. Tanja nerwowo przełknęła ślinę, do oczu znowu zaczęły napływać jej łzy.
- Spokojnie, to takie rutynowe kroki, niedługo stąd wyjdziesz – obok zjawił się Timo.
- Nic nie zrobiłam! – chwyciła się krat i docisnęła do nich, jakby chciała jeszcze bardziej się do niego zbliżyć. Był jedyną znaną jej twarzą.
- Coś jednak musiałaś przeskrobać, bez powodu nie zamykają. To jak? – drążył zaciekawiony, choć ryzykował ofuknięcie.
- Sprałam go! – wysyczała wściekle.
- Tego wyjca? – zgadywał, w odpowiedzi kiwnęła głową i spuściła wzrok – a, to spoko! Jak dojdą do tego, że jest oskarżony i ma wytoczony proces, to cię puszczą! Teraz tu jesteś, bo jak ktoś jest agresywny, to go tu wsadzają na „uspokojenie”.
- Ja nie chcę tu być… boję się… - wyjąkała ściszonym głosem, by dziwna „współlokatorka” jej nie usłyszała.
- Zaraz wyjdziesz. Przyjedzie Aleksi, to cię…
- Skąd wie?! – uniosła przerażony wzrok.
- No… zadzwoniłem do niego.
- Perkonen, co tam robisz? – dobiegł ich głos jednego z „gliniarzy” – zostaw ją, to jakaś wariatka! Jak się znacie, to po robocie sobie gadajcie! Rusz tyłek i na dół! Trzeba jechać na osiedle, jakaś awantura tam jest! – polecił mu. Timo westchnął ciężko, wzruszył ramionami i odszedł do mężczyzny.  
    Jeszcze mocniej zacisnęła dłonie na stalowych prętach. Czuła się taka bezradna! Nie było już nikogo, kto mógłby ją choć trochę wesprzeć! Choć, z drugiej strony, była zaskoczona tym zainteresowaniem ze strony młodego policjanta… Po ostatnim spotkaniu mógł ją uznać tylko za „wariatkę”!
    Tymczasem Aleksi był już w biurze policjanta, który przyjmował na tzw. „dołek”. Kto by pomyślał, że z prokuratora zamieni się w adwokata? Jednakże w tej chwili tylko on mógł udzielić jej pomocy. A znając ją, była niezbędna.
- Wypuśćcie ją, to ten koleś podejrzany o gwałt – tłumaczył „gliniarzowi”.
- Napadła na niego, zachowywała się agresywnie. Musimy sprawdzić, czy nie była pod wpływem jakichś środków – odparł na to.
- To jej zróbcie badania, tylko szybko. Ona jest trochę… no… - pokręcił palcem obok głowy – jak ją tam będziecie trzymać, to się jej pogorszy.
- A co ty, jej adwokat? – zarechotał mężczyzna – o ile mi wiadomo, jesteś prokuratorem!
- Wszystko jedno! Przecież nie popełniła przestępstwa, nie? Wypuść ją z celi, przekonam ją, żeby dała sobie zrobić te badania bez histerii.
- No… no dobra, niech ci będzie! Ale bierzesz to na swoją odpowiedzialność! – wycelował w niego palec i powoli ruszył się z miejsca, zadziwiony, iż ten tak dobrze zna ową dziewczynę.
    Wciąż stała przy kratach, kurczowo się ich trzymając. Nie unosiła wzroku, bała się, że on gdzieś tu jest… Szczęściem, „towarzyszka” z celi nie była rozmowna i jedynie raz po raz „strzelała” balony z gumy. Wtem Tanja ujrzała na podłodze czyjeś buty, ktoś właśnie przed nią stanął.
- I jak? – na dźwięk znajomego głosu prędko podniosła twarz – no… problemowa jesteś, nie ma co! – prokurator drętwo się zaśmiał.
- Nie… nie potrzebuję pomocy… nie musisz się fatygować… - bąknęła, z powrotem spuszczając wzrok.
- Oj, wydaje mi się inaczej – westchnął – spokojnie, zaraz cię wypuszczą, tylko jest jeden warunek: muszą zrobić ci badanie krwi, inaczej…
- Nie chcę! – w jej oczach zarysował się strach.
- Dlaczego? To nic takiego – zdziwił się.
- Ja… ja… - poczerwieniała i jeszcze niżej spuściła głowę – ja się boję zastrzyków… - bąknęła najciszej, jak umiała.
- To przecież nie zastrzyk! – parsknął śmiechem.
- To co?! Ale strzykawka, a ja się ich boję! – zawołała oburzona – zawsze mdleję przy pobieraniu krwi… - burknęła pod nosem.
- O Boże… - przejechał ręką po twarzy – trudno, tym razem musisz się poświęcić, takie procedury. Zachowywałaś się podobno, jakbyś była pijana, albo naćpana… muszą zrobić to badanie, żeby wykluczyć to drugie – bezradnie wzruszył ramionami.
- Łatwo ci mówić, a ja się naprawdę boję! – pisnęła desperacko. Faktycznie: aż cała drżała.
- No dobrze już… obiecuję, że zaczekam na ciebie za drzwiami i w razie czego będę cię łapał, żebyś się nie zabiła, jak będziesz fruwać – parsknął lekko. Od razu przypomniała sobie poprzednie razy, kiedy w istocie przy nim mdlała, i oblała się rumieńcem. Nie miała zamiaru znowu tego powtarzać! Widząc jej minę on również się speszył.
- Venerinen, idziemy badać krew – obok zjawił się policjant, aż drgnęli w swoich miejscach.
- Nie chcę! – zacisnęła ręce na prętach i wbiła w znajomego przerażony wzrok.
- Rozumiem, ale musisz! – szepnął zniecierpliwiony.  
    Mężczyzna wypuścił ją z celi i wziąwszy pod rękę gdzieś poprowadził. Z deszczu pod rynnę. Trzęsła się, jak galareta. Właśnie dlatego pobyt w szpitalu po nieudanym samobójstwie był taki straszny! Codziennie było pobieranie krwi i wciąż to samo: omdlenie… Na samo wspomnienie o tym już robiło się jej niedobrze, a to zwiastowało kolejny „fik”.  
    Sam Aleksi był przerażony jej widokiem: była blada, jak ściana, albo raczej wręcz… zielona! Na szczęście proceduralne zabiegi wykonywano w budynku obok komisariatu. Zgodnie z obietnicą, prokurator podążył za nimi. Przed wejściem do gabinetu zabiegowego posłała mu spojrzenie przerażonego zwierzątka i zniknęła za drzwiami. Zasiadł na krześle na korytarzu i uśmiechając się do siebie, wbił wzrok w podłogę. Taka „duża” dziewczyna, a boi się zastrzyków! Kto by pomyślał?
    Minęła chwila i drzwi się otworzyły. Prędko poderwał się z miejsca. Wyszła zza nich na wpół-żywa, towarzyszący jej policjant musiał ją podtrzymywać za ramię – I… i co? Jak się czujesz? – spytał niepewnie prokurator.
- Chyba zaraz puszczę pawia… - wymamrotała, prawie słaniając się na nogach.
- Mam rozumieć, że teraz ty się nią zajmiesz? – „glina” posłał mu jakieś dziwne spojrzenie i bez pytania puścił dziewczynę – zaraz wracam – dodał i zawrócił do gabinetu. Tanja tymczasem chwyciła się za usta, jakby miała zaraz zwymiotować.
- Chodź do łazienki, albo…! – Aleksi bez namysłu chwycił ją za ramię.
- Nie chcę… - wybełkotała.
- No to się połóż! Podobno trzeba dać nogi do góry, czy coś? Zawołam pielęgniarkę, niech coś zrobi! – puścił jej rękę i zaczął ganiać po korytarzu, jak jakiś „głupek”. Na wszystkie propozycje odpowiadała jednak „Nie”, aż w końcu po prostu zasiadła na krześle i wsparłszy łokieć o kolano, chwyciła się dłonią za czoło – przynieść ci może wody? – nachylił się nad nią.
- Nie trzeba… zaraz mi przejdzie… muszę tylko chwilę posiedzieć… - wymruczała.
- I jak tam? – do „nieszczęsnej” dwójki wrócił funkcjonariusz.
- Zostawcie ją tutaj na razie, jest w kiepskiej formie – westchnął Aleksi.
- No dobra, ale bierzesz za nią odpowiedzialność. Jak zwieje, to będzie na ciebie! – kiwnął palcem i gdzieś odszedł. Prokurator nerwowo pokręcił głową i przetarł ręką twarz. Kto by pomyślał, że przyjdzie mu sprawować rolę pielęgniarki? Usiadł na krześle obok niej i z powrotem wpatrzył się w podłogę.
    Wciąż czuła się strasznie, omdlenie jak na razie nie miało zamiaru ustąpić. Przechyliła się nieco w bok, aż natrafiła na „coś” ciepłego i miękkiego. Przytuliła się więc do „tego” i przymknęła oczy, gdyż ogarnęła ją nagła senność.
    Aż się wzdrygnął, gdy dziewczyna wczepiła się… w jego ramię. Chciał się wyrwać, ale postanowił przystopować, w końcu była to niecodzienna sytuacja. Co prawda, mdlała już parę razy, ale dzisiaj okoliczności były inne. Gdy tylko ktoś przechodził korytarzem, zniżał głowę i udawał, że drapie się w nią, by nikt go nie rozpoznał. Inaczej ploty nie miałyby końca. Z drugiej strony, czuł się dziwnie, mając obok siebie kogoś, kto wymagał opieki. A jeśli Tarja mówiła właśnie o tym? Może ma to mu pokazać, że ma jednak jakieś uczucia? Może sytuacja taka, jak ta, ma w nim je rozbudzić? Współczucie, opiekuńczość i może nawet nić… sympatii? Chociaż nie żywił do niej jakiejś niechęci. Od początku była mu obojętna, jak każdy, kto jest w danej sprawie ofiarą. To ona rozpoczęła tą wojnę, a i tak kiepsko na niej wyszła, bo oto teraz była „na jego łasce”. Nie miał jednak zamiaru jej tego wypominać, w końcu też bywał wredny.
    Czyjaś obecność przypomniała mu też przeszłość, gdy to tuliły się do niego jego byłe dziewczyny i ona, Juuli. Czy za tym tęsknił…? Może trochę? W tej chwili był jednak nieco skrępowany. Nie chciał, by przypadkiem ta „złośnica” pomyślała sobie, że może być dla niej kimś więcej, aniżeli tylko „opiekunem”. Choć, tak z drugiej strony, czy z jej strony coś takiego było w ogóle możliwe?
- Venerinen? – usłyszawszy obcy głos, aż podskoczyli w miejscach. Otworzyła oczy i uniosła głowę, a widząc, „czym” była jej „poduszka” od razu stanęła na baczność. Aleksi poszedł w jej ślady i zwrócił się do policjanta:
- Już jest spokojna, na pijaną nie wygląda, także możecie ją chyba wypuścić, co? Na wyniki badań i tak trzeba zaczekać.
- No nie wiem… - mruknął patrząc, to na nią, to znów na niego. Przyglądała im się niepewnie, raz po raz przecierając piekące ze wstydu policzki – możesz dać gwarancję, że nie zdemoluje pół miasta? – zapytał po chwili.
- Tak, rzuciła się na tego kolesia, bo jest oskarżonym w jej sprawie. Nerwy jej puściły, sam rozumiesz – tłumaczył spokojnie. „Glina” zastanawiał się jeszcze przez moment, aż wreszcie nakazał jej iść za sobą. Posłała Aleksemu przerażone spojrzenie, gdyż obawiała się, że na nowo zamkną ją w celi, ale ten uspokajająco kiwnął głową.
    Miał rację, bowiem po dopełnieniu reszty formalności, mogła opuścić budynek komisariatu. Gdy tylko wyszli na główny korytarz, powitał ich Hannu, który przyjechał tam za kolegą.
- I jak było w kiciu? – parsknął wesoło. W odpowiedzi Aleksi nerwowo przewrócił oczami. Towarzysz najwyraźniej chciał wyprowadzić ją z równowagi, a wtedy zobaczy…
- Okropnie… - wybąkała, mierząc „wybawcę” niepewnym wzrokiem.
- Pamiętam, jak mnie kiedyś zgarnęli! Było późno, a ja, chociaż miałem 13 lat, ciągle jeszcze łaziłem po ulicy! Ale się wtedy bałem! – śmiał się, jak przysłowiowy „głupek”.
- Dobra, to było nieporozumienie. Odwieźmy ją do domu, bo rodzice tam jajo zniosą – mruknął zniecierpliwiony Aleksi – dobrze już? Może chcesz wody? – zwrócił się do niej.
- Nie… w porządku – wybąkała zaskoczona i czym prędzej wsiadła do samochodu prokuratora.  
    Przez całą drogę do domu w ogóle się nie odzywała. Wzrok miała zwrócony w okno, przez które obserwowała migające obiekty. Kierowca opowiadał w tym czasie do towarzysza za co została zamknięta i takie tam. Nie miała mu tego za złe, o ile nie wspomni o omdleniu… Na szczęście ominął ten wątek. Gdy spostrzegła, że już dojeżdżają, prędko odpięła pas i zaczęła się gramolić z auta.
- Dasz już sobie radę? – spytał jeszcze raz.
- Tak – posłała mu zdziwione spojrzenie i wysiadła – dzięki – bąknęła jeszcze i głośno trzasnęła drzwiami.
- Ej, ej! Ale ostrożnie, bo mi samochód rozniesiesz! – zawołał spanikowany, na co od razu się speszyła – skoro masz taką siłę, to pewnie nieźle mu dowaliłaś! Chciałbym zobaczyć jego sprany pysk! – parsknął śmiechem, po czym puścił do niej oczko i uruchomił na nowo silnik. W odpowiedzi wykrzywiła twarz w grymasie, który miał znaczyć uśmiech, i cofnęła się nieco do tyłu. Czuła, że chyba znowu się rumieni. Spięcie i łomoczące serce nakazały jej prędko uciekać. Wycofał samochód i odjechał. Czym prędzej dopadła do drzwi i zaczęła szukać drżącymi rękoma kluczy. W dołku ściskało ją uczucie strachu. Chciała być już w domu, gdyż bała się, że zaraz skądś wyskoczy Perttu i w odwecie uderzy ją w twarz za tą „zniewagę”.

***

    W domu Raniellich trwała kolacja. Ann podała już swym „panom” talerze z posiłkiem i teraz nareszcie sama mogła zasiąść do stołu. Przygotowała pieczeń z renifera w ciemnym sosie, zdobioną plasterkami cytryny – ulubioną potrawę Markko. Mężczyzna od razu łapczywie rzucił się na swą porcję, zaś wściekły syn, miast jeść, przeglądał się w lusterku.
- Niedobrze… chyba cię kiepsko wyuczyłem! - zarechotał ojciec. Matka rzuciła jedynie przelotne spojrzenie i, jak gdyby nigdy nic, połknęła kolejny kęs.
- To nie jest śmieszne! – warknął oburzony Perttu.
- Nie! Właśnie, że nie! To JEST zabawne! Dajesz się bić babie? Czego cię uczyłem?!
- A co miałem zrobić?! Gdybym ją tknął, dowaliłaby mi jeszcze to! – zawołał poruszony, bacznie obserwowany przez rodzicielkę – siedzi? – dodał ponuro.
- Już ją wypuścili. Ten tam, jak mu tam… ten cały prokurator ją wyciągnął – ugryzł pokaźny kawał mięsa.
- Co?! Z jakiej racji?! Nie jest jej adwokatem! – prychnął pod nosem.
- Zabawiają się na boku, a co? Zdziwiony? Myślisz, że dlaczego jest prokuratorem? Za solidną karę każe sobie nieźle płacić, a biedne kobietki oczywiście płacą, byleby tylko uwolnić się od oprawcy! – rzekł sarkastycznie. Żona zmierzyła go z oburzeniem. Bardzo chciałaby coś powiedzieć, ale wiedziała, że drogo by ją to kosztowało.
- Co to miało znaczyć?! – uniósł się syn.
- Że każe sobie płacić ciałem, proste! – uniósł kpiąco ramiona.
- Ona nie jest łatwa!
- Tylko mi tu nie wyskakuj z jakimiś sentymentami! – prychnął, rzucając sztućcami, aż Ann drgnęła w miejscu – wpakowała cię w bagno, to teraz ją w nim pogrąż, jasne?! I żryj tą pieczeń! Szkoda, żeby takie dobre mięso się marnowało przez jakąś latawicę!
- „Jest moja! Nie znajdzie sobie innego! Nie pozwalam na to!” – syknął w myślach rozwścieczony syn. Co z tego, że go tak „oszukała”, wytaczając mu ten proces? Jeszcze ze sobą nie skończyli! Ona jest jego, nie wolno się jej kręcić obok żadnego innego „faceta”!

***

    Rodzina Venerinenów również spotkała się przy wspólnym stole, lecz ich, w przeciwieństwie do Raniellich, bardziej, aniżeli jedzenie, interesowało to, co miała do powiedzenia Tanja. Właśnie zdawała im relację ze spotkania z Perttu, oraz pobytu w areszcie. Można sobie tylko wyobrazić, jaka panika zapanowała w domu, gdy Enni zadzwoniła z pytaniem, czy jest Tanja, skoro nie przyszła na spotkanie.
- I do nas nie zadzwonił?! Co to ma być?! To my powinniśmy cię stamtąd wyciągnąć! – oburzył się Juha.
- Mnie też, szczerze mówiąc, nie podoba się, to, co robi ten prokurator – przytaknęła Krystyna.
- Chwilę, przecież i tak nic byście nie zrobili! Zamknęli mnie, bo byłam agresywna! Za takie coś nie ma czegoś takiego, jak kaucja – obruszyła się.
- Z drugiej strony… rodzice mają rację, powinien nas był zawiadomić – przyznała Kaari.
- Oj, dobra tam! Tanja tak go zauroczyła, że o nas zapomniał! – zachichotał Matti.
- Przestań! – speszona pchnęła go lekko w ramię. Rodzice od razu spojrzeli po sobie i lekko się uśmiechnęli, zdawała się coraz bardziej do siebie dochodzić. Jeszcze do niedawna nie odważyłaby się na taki gest względem brata – jestem tylko poszkodowaną w kolejnej sprawie, nic więcej! – wystawiła mu język.
- Tam gadanie! Miłość nie uznaje żadnych przeszkód! – naigrywał się dalej.
- Zamknij się!
- Dobra, dobra! Uspokójcie się! – skarciła matka – tak, czy inaczej… trzeba mu będzie chyba za to podziękować… upiekę jakieś ciasto! – rzuciła olśniona.
- Lepiej mu „Finlandię” kupmy! – wtrącił mąż.
- Ej, no co wy?! To już jakby przekupstwo! – zawołała główna „zainteresowana”, czyli Tanja.
- E tam! Co nieco się przyda, żeby się do tego przyłożył. Może doda mu ze dwa lata? – matka puściła do niej oczko.  
- Nie przyjmie tego, a jeszcze oskarży was o próbę przekupstwa – odparła bez większego przekonania, gdyż sama nie była pewna stuprocentowej uczciwości prokuratora. Co prawda, nie wyglądał na takiego, ale pozory mogą przecież mylić… Ale jakoś tak nie chciała, żeby się okazało, iż po tym wszystkim, jak starał się w jej sprawie i udzielał pomocy, wyszedł na zwykłego oszusta. Wtedy już chyba w ogóle straci wiarę w ludzi.  
    Co by jednak nie mówiła, matka już postanowiła: upiecze dla prawnika ciasto, gdyż do jego obowiązków nie należało przecież ratowanie poszkodowanych z opresji. Tak nakazywała wdzięczność oraz… pomyślność w sprawie córki.
    Było już po trzeciej w nocy, a ona jak zwykle przewracała się z boku na bok. Uczucie zakłopotania znowu powróciło i znowu nie dawało jej spokoju. Po raz kolejny „dała plamę przy tym facecie”! Pewnie myśli sobie teraz, co z niej za „przewrażliwiona wariatka”… A czy to ważne? Niech uważa, co chce!
    Biła się tak z myślami, aż usłyszała dźwięk komórki. Zdziwiona sięgnęła więc po nią i zobaczyła na wyświetlaczu ten sam, co niedawno numer. Bez dłuższego namysłu wcisnęła połączenie:
- Halo? Kto to? – jak zwykle głucha cisza – proszę więcej nie dzwonić! To pomyłka! – zawołała zdenerwowana i czym prędzej zakończyła połączenie. Serce zaczęło jej jednak bić szybciej. Miała wrażenie, że to on… Chce ją wykończyć psychicznie, żeby do tego wszystkiego i jeszcze zwariowała! Na razie postanowiła jednak to zignorować, w końcu takie pomyłki się zdarzają… Jeśli to się powtórzy, powie o tym… temu prokuratorowi, bo komu innemu? Może on zwróci się do odpowiednich władz?

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5078 słów i 28681 znaków.

2 komentarze

 
  • xxx69

    super  :blackeye:

    11 paź 2016

  • Beno1

    :bravo:

    10 paź 2016