She's the only one for me cz. 34

Za oknem dało się słyszeć ptasi świergot. Przeciągnęła się leniwie i tym samym wyciągnęła na całe łóżko. Otworzyła oczy i głośno ziewnęła. Właśnie wtedy przeżyła niemały szok – gdzie ona właściwie jest?! Dopiero po chwili zrozumiała, że przecież w hoteliku, do którego wczoraj trafili… Tyle, że dziś zdawała się być w pokoju sama. Czym prędzej zerwała się w posłaniu i zaczęła rozglądać: nigdzie go nie było.
- Aleksi? – bąknęła niepewnie. Odpowiedziała jej głucha cisza. Powoli zwlokła się z łóżka i stanęła na nogach. Poza pokoikiem była jeszcze tylko łazienka, więc jeśli tam go nie ma, to już nigdzie.  
    Stanęła pod jej drzwiami i zaczęła nasłuchiwać, nie była w końcu pewna, czy może wejść. Jednakże nie dochodził z niej żaden dźwięk… Zaryzykowała i nacisnęła na klamkę. W środku nie było nikogo. Gdzie się więc podział?! Do głowy już zaczęły pukać bzdurne myśli w rodzaju: a może ją zostawił i sobie poszedł, bo go znudziła? To znów, że sam udał się po samochód i po nią podjedzie? Tyle, że niby jak? W lesie był metrowy śnieg! A jak miał dość „nocnego” seansu i uciekł tuż po tym, jak zasnęła…? Nie, to było głupie! No, ale płaszcza, który tam zostawił, też przecież nie było…  
    Zaczęła się już mocno niepokoić. Czym prędzej porwała w rękę swoje odzienie i wybiegła z pokoju. Rzuciła się do schodów. Do góry zmierzał właśnie jakiś mężczyzna. Był tak opatulony, że ciężko było dojrzeć, czy w ogóle ma twarz, zaś głowę skutecznie zakrywał kapelusz. Zignorowała go i jak gdyby nigdy nic, zmierzała na dół. Wtem obcy zatarasował jej drogę, jakby się z nią drocząc. Nie wiedząc, co zrobić, przystanęła. Wówczas nieznajomy przesunął się, „otwierając” jej tym samym przejście. Choć niepewnie, ruszyła więc, lecz od razu stało się to samo: „facet” zaś przeciął jej drogę – Przepraszam, ale chcę przejść! – burknęła podenerwowana. Obcy skinął głową, po czym wskazał ręką, że może iść. Zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem i czym prędzej zbiegła na dół.  
    Gdy stanęła nogą na posadzce, dosłyszała wredny śmiech… znajomy w dodatku… Prędko odwróciła głowę ku górze – to był ten dziwny żartowniś! Właśnie zniknął za ścianą, więc nie dojrzała jego oblicza, jednakże jego chichot przypominał jej ten… Perttu! Nerwowo potrząsnęła głową. On nie żyje!  
    Poczuła na sobie czyjś wzrok, z przerażenia aż przełknęła ślinę. Była to jednak tylko jakaś kobieta, która właśnie stała przy kontuarze i wyraźnie kogoś oczekiwała. Przerażona, bezradnie przejechała rękoma po włosach i jęknęła do siebie. Gdzie on jest?! Zostawił ją?!  
    Wtem drzwi się otworzyły i do środka wszedł właśnie on, a za nim właściciel hotelu – Aleksi! – czym prędzej się ku niemu rzuciła. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, już na nim „wisiała”.
- Wstałaś już…? – wybąkał zaskoczony.
- Myślałam, że cię nie ma! – wydukała, nerwowo rozglądając się dookoła.
- Ten gościu pokazywał mi, którędy dostać się do głównej drogi, spokojnie! Stało się coś? – zdziwił się, widząc jej przerażoną minę.
- Ja… ja go chyba… widziałam! – wyjąkała, blednąc, niczym kreda.
- Kogo?! – wystraszył się.
- Jego! Perttu!
- Co?! – wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. No tak… przecież jej nie wierzy – kiedy, jak?! – dopytywał.
- No… przechodził koło mnie! Po… po schodach… nie pozwolił mi przejść i śmiał się ze mnie… Boże, przecież on nie żyje! Ja wariuję! – jęknęła bezradnie, chwytając się za głowę. Nieznajoma wraz z właścicielem hotelu już wlepiali w nią zaciekawiony wzrok.
- Uspokój się – Aleksi odsunął ją od siebie, po czym wziął za dłoń i poprowadził za sobą – przepraszam, przyjmował pan już dzisiaj jakichś gości? – zwrócił się do gospodarza.
- Nie, ta pani jest pierwsza – odpowiedział zdziwiony mężczyzna. Skinął więc głową i udał się ku stopniom. Dobrze wiedział, że to rzeczywiście mógł być on, przecież jeszcze nie udowodniono, że nie żyje!
- Wierzysz mi…? – bąknęła, idąc za nim – jak to? Przecież on niby… Żyje, tak?! – szarpnęła go bezradnie za rękę, gdy już zmierzali na górę.
- Tanja, uspokój się! Oficjalnie nie, ale można chyba sprawdzić, prawda? – kłamstwo z trudem przeszło mu przez gardło. Ale może wcale się nie myli? – pokaż mi, który to, najwyżej mu wtłukę za głupie żarty – dodał z drętwym uśmiechem, chcąc się jakoś wymigać od odpowiedzi. Oby rzeczywiście był martwy, bo chyba sam go zabije!  
    Zeszli jednak całe piętro, a z „tajemniczego faceta” nie było ani śladu…  
- Jego tam wcale nie było! Ja po prostu wariuję, albo mi się zwidziało, że się śmieje! – jęknęła, gdy byli już na zewnątrz i właśnie zmierzali ku drodze.
- Przecież dowcipnisiów na świecie nie brakuje, może się zamknął w pokoju i dlatego…?! – próbował ją przetłumaczyć, choć sam miał wątpliwości, co do jej stanu.
- Nie! Wczoraj kot, dzisiaj on… psuje mi się we łbie! – puściła jego dłoń i przystanęła, bezradnie łapiąc się za głowę.
- Tanja… - westchnął ciężko.
- Idź i zostaw mnie! Po co ci wariatka?!
- Już to wczoraj przerabialiśmy, nie zaczynaj znowu! – poirytował się z lekka.
- Nie chcę ci robić kłopotu! Jak dojedziemy do domu, to możesz mnie zostawić i…!
- Do diabła! Wali mnie czy jesteś zdrowa, czy chora! Kocham cię taką, jaką jesteś! – wyparował wzburzony. Na owe słowa od razu się zamknęła, tak, jak zresztą i on. Chyba sam do końca nie wierzył, że to w ogóle powiedział.
- Przepraszam… - bąknęła, spuszczając głowę.
- Chodź, bo nigdy nie dojdziemy – westchnął, przewracając oczami. W środku czuł ogromne zażenowanie, że w ogóle z czymś takim wyskoczył.  
    Wzięła go za dłoń i posłusznie udała za nim, ale parę metrów dalej…
- O Boże, znowu to samo! – jęknęła bezradnie – widzę go! Ja naprawdę…! – wycelowała przed siebie palec, gdzie przemykało coś bardzo podobnego do Aleksa…
- Czekaj! Ja też! – zmrużył oczy, uważnie przypatrując się każdemu drzewu, jakie przed nimi rosło. Bez namysłu ruszył przed siebie.
- Gdzie idziesz?! – pisnęła, śledząc go krok w krok.
- Zostań tu, zaraz wrócę! – wyrwał delikatnie rękę z jej uścisku i udał między drzewa.
- Ale…! – zaprotestowała przerażona.
- Jak za mną pójdziesz, to się znowu zgubimy! Musisz znaczyć drogę! – usłyszała w odpowiedzi. Pokiwała więc głową i przystanęła w miejscu, choć cała aż trzęsła się w środku.
    Przemierzał głęboki śnieg, rozglądając się dookoła, jednakże niczego nie widział… „kot”, jakby rozpłynął się w powietrzu! A jeśli to wcale nie był on? Jeśli tak, to chyba oboje wariują, bo przecież też to zauważył! Chyba, że to był jakiś lis, albo… jakaś dziwna odmiana wiewiórki....? Jeśli jednak to pierwsze, to oznacza to tylko jedno: „świr” żyje i właśnie śmieje im się w twarz!
    Serce prawie już wyskoczyło jej z piersi, jakby czuła na sobie czyjś wzrok… Gdy się jednak oglądała, nikt za nią nie stał. Wysoko, pośród drzew, dosłyszała jakiś rumor. Spojrzała w górę, a wtedy coś spadło wprost pod jej nogi. Natychmiast zaczęła histerycznie piszczeć. Zrobiła krok w tył i ze strachu aż padła na ziemię.  
    Usłyszawszy jej krzyk, czym prędzej nawrócił, co wcale nie było łatwe przez grubą „pierzynę”. Właśnie dzięki niej wywrócił się, „po drodze” natrafiając na bardzo ostrą gałąź, która skaleczyła go w rękę. Nie zwrócił jednak na to teraz uwagi. Prędko zebrał się do kupy i jak burza wyparował z lasu – Co się stało?! – krzyknął, widząc ją, siedzącą na ziemi. Tuż przed nią leżał… martwy kruk.
- Ja… ja myślałam, że to… że… sama nie wiem! – wykrztusiła, celując palcem w ptaka – to… Mam dosyć, boję się! – bezradnie chwyciła się za głowę.
- Już dobrze – przykucnął obok niej, chcąc uspokoić – nie wiem, co to było… ale chyba nie Aleks – westchnął, obejmując ją ramieniem.
- Co ci się stało?! – przeraziła się na widok krwi na jego dłoni.
- Do licha… musiałem przeciąć na tym głupim drzewie! – jęknął, oglądając rozcięcie. Czym prędzej sięgnęła do torebki i zaczęła w niej szperać. Po chwili wyjęła z niej chusteczkę i zaczęła opatrywać ranę.
- To moja wina, ciągle tylko panikę robię – westchnęła, obwiązując materiał wokół jego ręki.
- Nie, ja też to widziałem – przyznał, uważnie wpatrując się w jej ruchy.
- Aleksi – popatrzyła nań uważnie – powiedz mi prawdę: on żyje, tak? – wbiła w niego oczekujący wzrok. Od razu przełknął ślinę. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć.
- Jeszcze nie było oficjalnego potwierdzenia, także…
- Co ci powiedzieli wczoraj nad morzem?
- Nic takiego… No, że… no pokazali mi kawałek jego szmaty, to wszystko – bezradnie podrapał się w głowę.
- Nie umiesz kłamać! Tam w chacie, to mógł być on?! – wciąż wbijała weń to żądne wiedzy spojrzenie.
- Sam nie wiem!
- Myślisz, że wariuję, tak? – spuściła głowę.
- Daj już temu spokój! Już ci coś powiedziałem! – jęknął przeciągle. Te jej wątpliwości zaczęły go powoli dobijać…
- Dobra… nie chcę się znowu kłócić – zerwała się na równe nogi. Choć zdziwiony, zrobił to samo.  
    Chwilę potem ponownie zmierzali ku drodze. W zupełnym milczeniu. Ona rozmyślała nad tym, co widziała w hotelu, a on… czy na pewno wszystko z nią w porządku?  
    Po męczącym „spacerze”, który trwał z jakieś półtora godziny, w końcu na horyzoncie zarysowały im się kontury znajomego budynku: schroniska dla zwierząt. Uradowani czym prędzej pobiegli do samochodu, ale…
- No by to jasny…! – z nerwów aż chwycił się za włosy. Wszystkie opony były przebite – no i co za jakieś…?! DO DIABŁA! – wściekle kopnął w jedną z nich i natychmiast zawył, skacząc na jednej nodze. Tanja na ów widok parsknęła śmiechem – to wcale nie jest zabawne! Prawie połamałem sobie palce! – jęknął z wyrzutem.
- Dobra, to ci pomogę! – z trudem ukryła śmiech, po czym zamachnęła się i kopnęła w drugie koło. Po paru minutach bezsensownego okładania opon, w końcu się zmęczyli i z telefonu Tanji zadzwonili po pomoc drogową. Oparli się o samochód i cierpliwie czekali – jak tam ręka? – zagaiła, chcąc zakończyć nieprzyjemną ciszę.
- Trochę boli…
- Od jak dawna masz ten samochód? – zaciekawiła się, przyglądając srebrnemu peaugotowi.
- Ja wiem? Z jakie trzy lata? – podrapał się w czoło – lubię go, także…
- Tak, to widać: lejesz go, jak głupi! – parsknęła lekko – a… mnie? – dodała niepewnie.
- Co? – uniósł brew.
- No… czy mnie lubisz?
- Co to za pytanie? – zaśmiał się drętwo.
- Lubię się z tobą szwendać po lasach – uśmiechnęła się lekko, po czym odbiła od pojazdu i przytuliła doń, obejmując w pasie. Nim zdążył na to zareagować, oślepiły go światła nadjeżdżającej właśnie lawety.

***

    Gdy tylko przekręciła klucz w zamku, zza drzwi od razu wyskoczyła zatroskana matka. Zupełnie, jakby czatowała tam przez cały ranek.
- I jak? Cała jesteś?! – spytała, oglądając ją ze wszystkich stron.
- A nie widać? – przewróciła oczami.
- Dobrze się czujesz? Źle się zachowywał?!
- Mamo! To tak, czy inaczej, moja sprawa! – burknęła poirytowana i „bezczelnie” ruszyła do siebie. Nim kobieta zdążyła powiedzieć coś jeszcze, już zniknęła za drzwiami.
- Co jest? – z łazienki właśnie wyszła Kaari.
- Tanja wróciła, ale nie chce mi nic powiedzieć! A ciekawa jestem, czy mam wziąć wałek i iść przywalić mu nim w łeb! – „biadoliła” spanikowana rodzicielka. Córka odpowiedziała śmiechem i udała do pokoju siostry. Tanja leżała już na łóżku, z rękoma wetkniętymi pod głowę. Na jej twarzy malował się wyraźny uśmiech, więc chyba nic złego się nie stało…
- Te, pani rozmarzona! Co to za tajemnice, co? – uśmiechnęła się, siadając obok niej. Na dźwięk jej głosu z twarzy siostry od razu zniknęła radość. Wyraźnie się speszyła.
- Niby jakie…? – bąknęła niepewnie.
- Mama chce wiedzieć, czy ma iść ukatrupić Aleksego, a ty nic jej nie chcesz powiedzieć! – parsknęła śmiechem.
- Nie ma takiej potrzeby… dobrze się zachował, wręcz idealnie – westchnęła, na nowo wpatrując się w sufit.
- No, a jak to było? Słyszałam, że byliście w jednym pokoju – drążyła zaciekawiona.
- Fajnie… kłóciliśmy się – odpowiedziała z wyraźnym zachwytem, jakby skakanie sobie do gardeł było czymś wręcz pięknym…
- I to jest takie fajne? – Kaari nic z tego nie rozumiała.
- Ale potem się szybko pogodziliśmy… i to jest fajne… umiemy się dogadać.
- Acha, kapuję – odchrząknęła zaczepnie.
- SŁOWNIE – popatrzyła nań znacząco – od wczoraj chyba kocham go jeszcze bardziej… - westchnęła rozmarzona, po czym speszyła się, prędko przenosząc wzrok na starszą siostrę.
- Spokojnie, nie masz się czego wstydzić. Ważne, że się w ogóle do tego przyznajesz – uśmiechnęła się lekko, po czym odetchnęła w duchu. Tanja zdawała się mieć dużo szczęścia w życiu, pomimo tego, co przecież niedawno przeszła.

    Rozdział 26

    Zapadła noc. Wszyscy od dawna byli w swoich łóżkach, gdy w mieszkaniu Venerinenów dało się słyszeć jakieś szmery… Ponieważ nie mieli psa, nikt na to nie zareagował. Po prostu spali w najlepsze. Włamywacz wślizgnął się do środka i wypuścił z rąk miauczącego kota. Następnie zakradł się do drzwi pokoju Tanji i otworzył je powoli. Tuż za nim skradał się miauczący kot. Od razu go kopnął, by ten nie zbudził jej swoimi „wrzaskami”. Zwierzak poturlał się po podłodze, wydając z siebie niemały jęk.  
    Zaczęła się wiercić w łóżku. Natychmiast cofnął się w obawie, iż się obudzi. Jednakże przeciągnęła się, ziewnęła i „wróciła” do snu. Uspokojony osobnik podszedł bliżej i stanął tuż nad nią. Wpatrywał się w jej twarz, na której malował się lekki uśmiech. Miał ochotę ją dotknąć, pogłaskać po włosach, aż w końcu… chwycić za szyję i udusić! Ale jeszcze nie teraz…  
    Sięgnął za poły kurtki i wyciągnął zza nich czerwoną różę, po czym położył na poduszce, i powoli się wycofał. Tuż za drzwiami napotkał kota. Chwycił go za skórę i wrzucił do łazienki, po czym zamknąwszy drzwi, czym prędzej uciekł do wyjścia.
    Niedługo potem wstał ranek. Zmierzwiony Matti właśnie zmierzał do łazienki, a gdy otworzył drzwi… pod jego nogami prześlizgnęło się coś miękkiego! Krzyknął wystraszony, ciężko przy tym dysząc. Tuż przed nim stał… Aleks.  
- Co… co ty tu…?! – wybąkał ze strachem, jakby zobaczył ducha.
- Co jest? Pająka zobaczyłeś? – z drugiego pokoju wyłoniła się Kaari.
- Gorzej… Aleksa!
- Jak to?! Żarty sobie…?! Aleks?! – zaskoczona wlepiła w niego wzrok – Tanja, Tanja! – wrzasnęła, czym prędzej biegnąc do jej pokoju – nie uwierzysz! – jak burza wpadła do środka.
- Co?! – skrzywiła się z niesmakiem. Chętnie pospałaby dłużej…
- Aleks się znalazł!
- ŻE JAK?! – nim zdążyła uzyskać odpowiedź, kociak właśnie wszedł do pokoju, żałośnie przy tym miaucząc. Co prawda, miast szarego odcienia, poprzecinanego białymi pasami, jego sierść był teraz niemal czarna, a ciało wyraźnie wychudzone, lecz i tak nie zmieniało to faktu, iż był to on we własnej osobie – ALEKS! – wrzasnęła, zeskakując z łóżka, i czym prędzej go do siebie przytuliła – jak to się stało? Jak go znaleźliście? – dopytywała ze łzami w oczach. Strasznie kochała tego kota.
- To jest właśnie ciekawe… - Matti podrapał się w czoło – był w kiblu! Jak otworzyłem, to wyszedł.
- Kto go tam zamknął? – zmarszczyła brwi.
- Bo ja wiem? Ja co dopiero wstałem, także nie wiem – bezradnie wzruszył ramionami.
- Hmm… zdaje się, że ktoś, kto lubi rozdawać prezenty… - Kaari zauważyła na posłaniu siostry czerwony kwiat.
- Wow! Jakiś mdły romantyk! – parsknął na to brat.
- Miałaś wczoraj gościa? – siostra zmrużyła oczy.
- Nie… niby jak?! – oburzyła się z lekka.
- To kto to zostawił, co?
- A skąd mam niby…?! Ej, a jak Aleksi znalazł kota i go tu dostarczył? – zawołała olśniona – to on to pewnie zostawił!
- Jaki pantoflarz! Ja nie mogę! – Matti pogardliwie się wykrzywił.
- Spadaj! Jest romantyczny, tyle! – wystawiła język.
- Hola, hola! A kto go wpuścił, co? Przez okno przecież nie wszedł! Tanja…? – Kaari wymierzyła w nią znaczące spojrzenie.
- Ja nie mam z tym nic wspólnego! To pewnie mama, albo tato – wzruszyła ramionami – rany, ale jesteś brudny! Trzeba cię wykąpać! Ale najpierw zadzwonię do twojego znalazcy i mu podziękuję! – niemalże już nuciła, po czym chwyciła telefon w rękę i wyszła z pokoju, by rodzeństwo jej nie przeszkadzało. Starsza siostra miała bardzo nieciekawą minę…
- Co? Co ci nie pasi? Zazdrosna, czy jak? – parsknął na to brat.
- Przestań… nie widzisz, która jest godzina? Dwadzieścia pięć po siódmej! Rodzicie jeszcze nie wstali, więc jak mogli go tu wpuścić? Coś mi się tu nie podoba… - zmarszczyła brwi.
- O jeny, to może Tanja, a nie chce się przyznać? – uniósł ramiona.
- Sama już zresztą nie wiem – nerwowo przygryzła wargę.
    Tymczasem Tanja była już w łazience, gdzie napełniała wodę wanną i przy okazji wybierała znajomy numer. Upłynęło parę sygnałów, ale nic… W końcu, po którymś z kolei wreszcie się odezwał:
- Co jest? Stało się coś?! – usłyszała zaspany głos.
- Nie, nic! Musi coś być, żebym dzwoniła? – parsknęła śmiechem.
- Tanja…! Jest w pół do ósmej! Mam dzisiaj jedyną okazję, żeby się wyspać, także wiesz…
- O rany, chciałam ci tylko podziękować, a ty tak mnie witasz! – udała obrażoną.
- Za co niby? Z tego, co wiem, jeszcze dzisiaj niczego nie zrobiłem…
- Jak to? A to, że znalazłeś Aleksa, to co? – odrzekła z promiennym uśmiechem.
- Jak to?! Znalazł się?!
- No nie udawaj! Nie lubię, jak się ze mną droczysz! – poirytowała się.
- Kiedy ja nic nie wiem… Gdzie był? – ton głosu wskazywał, iż był szczerze zaskoczony. Powoli zaczynało ją to niepokoić…
- No zamknąłeś go w kiblu! – odparła podenerwowanym tonem. Albo się tylko wygłupia, albo na serio nic nie wie. Jeśli jednak to tylko takie żarty, to wcale jej nie bawią – i zostawiłeś na mojej poduszce różę! Nie pamiętasz już? No chyba, że lunatykujesz, co? – parsknęła śmiechem.  
    Słysząc owe słowa na chwilę zupełnie zamarł. Co też ona bredzi?!
- Tanja… na pewno wiesz, co mówisz…? – bąknął niepewnie.
- O co ci chodzi?!  – podenerwowała się – jeszcze nie zwariowałam, jeśli to masz na myśli!
- Nie wkurzaj się! Nic nie zrobiłem, dlatego…! – urwał w pół zdania, gdyż usłyszał po drugiej stronie miauknięcie. Więc to jednak prawda…
- Chodzi ci o to, co widziałam wczoraj, tak?! Dobra, w takim razie więcej ci nic nie powiem! – wykrzyczała wzburzona, po czym się rozłączyła.
- Tanja, zaczekaj! Posłuchaj mnie! – na darmo krzyczał do słuchawki, było za późno – „kto jej, do licha, podrzucił tego kota?! Jaki kwiatek?!” – myślał gorączkowo, gdy oto w sąsiednim pokoju dało się słyszeć potężny huk, jakby tłuczonego szkła. Natychmiast „wyparował” z łóżka i udał się w stronę dochodzącego hałasu. A jeśli ów „ktoś” postanowił „odwiedzić” i jego?! Na samą tylko myśl o tym, aż nerwowo przełknął ślinę…  
    Przekroczył jednak próg, a tu nikogo… za to na środku pokoju leżał jakiś kamień, przewiązany sznurkiem. Podszedł niepewnie i wziąwszy go do ręki, zaczął oglądać. Po chwili udało mu się rozplątać gruby węzeł. Do „bryły” dołączona była karteczka. Rozwinął ją i zaczął czytać: „Przygotuj się: nie przyszedłem do ciebie wczoraj, bo byłem u niej. Super było! Zostawiłem jej nawet kwiatka… wiesz, jak się cieszyła? Dzisiaj przyjdę do ciebie, ale żywy już z tego nie wyjdziesz. Ciebie jakoś nie lubię!” – przeczytawszy owe słowa, aż wypuścił z rąk kamień i „przejechał” dłonią po włosach. A więc wszystko jasne: „wariat” żyje! I do tego wszystkiego ma ochotę go zabić…  
    Czym prędzej zerwał się na równe nogi.
    Kaari siedziała na brzegu wanny, patrząc, jak Tanja kąpie kota. Czy raczej próbowała, gdyż pupil rwał się na wszystkie możliwe sposoby, raz po raz groźnie przy tym pomrukując.
- Czemu się tak wściekasz? Może to serio nie on? – dopytywała przy tym naburmuszoną siostrę.
- Jak nie on, to niby kto?! – prychnęła wzburzona – nie lubię, jak się ze mnie robi wariatkę!
- Sorry, że ci to powiem, ale… jeśli to on? – bąknęła niepewnie.
- Jaki „on”? Wróżką nie jestem, nie umiem wglądać w czyjeś myśli! – skrzywiła się.
- No… Perttu…
- No dajcie spokój! Ktoś się tu włamał, a my nawet nie wiedzieliśmy! – w tym samym czasie Juha oglądał wyłamany zamek.
- Bo trzeba kupić psa! – pokiwała głową roztrzęsiona Krystyna.
- Aleks i włamanie? Po co miałby to robić? – bąknął zdezorientowany Matti.
- No jasne, że nie mógł! Przecież to kot! – kobieta przewróciła oczami.
- Nie on! Aleksi!
- A do diaska! Też nie miała jak nazwać tego kota! Tylko się człowiekowi miesza! – burknęła z niesmakiem – ale co, jak co! Mnie tam ten prokurator się do końca nie podoba! Może faktycznie się…? A! – na widok właśnie jego prawie doznała zawału.
- Jest Tanja? – wysapał, jakby właśnie pokonał w biegu wszystkie schody.
- Cześć! Nie przywitasz się? – zawołał Matti.
- Jasne… cześć – Aleksi wystawił do niego dłoń – co tu się stało? – zaciekawił się, patrząc, jak Juha „majstruje” przy zamku.
- Włamanie w nocy było! Ktoś zostawił kota i przy okazji rozwalił zamek! – „teść” otarł pot z czoła – ale to nie byłeś ty, co? – zmierzył go znacząco.
- No co pan?! – wzburzył się z lekka – z tego, co wiem, nienormalny nie jestem! Za to on, tak! – zaparł się rękoma.
- On? To znaczy, kto? – popatrzyli na niego uważnie.
- Dobra, powiem wam, ale na razie nie mówcie Tanji, bo się wkurzy… - westchnął, zakładając ręce na boki.
    - Pomóż mi teraz, strasznie się rwie! – ta właśnie korzystała z pomocy Kaari, wyjmując z wanny niesfornego kota, gdy Aleksi wszedł i do łazienki.
- Można? – zapukał nieśmiało. Na jego widok obydwie wypuściły zwierza z rąk i wlepiły w niego wzrok. Chyba każda z nich poczuła w piersi znajomy ścisk. I pomyśleć, że „sprawcą” tego był jeden tylko człowiek.
- Co ty tu robisz? – starsza odważyła się coś wykrztusić.
- Wszystko w porządku? Ktoś tu podobno wlazł w nocy – podrapał się w głowę, nieśmiało wchodząc w głąb.
- Tak… teraz już widzisz kota na własne oczy, więc mi chyba wierzysz, że nie wariuję? – burknęła Tanja. Kaari od razu przewróciła oczami. Nie tak się załatwia sprawy z „facetami”!
- Oj, wybacz! Słyszałem go przez telefon, ale nie pozwoliłaś mi nic więcej powiedzieć, bo się rozłączyłaś! – przedrzeźnił ją, na co odpowiedziała językiem.
- Tanja, no bez przesady! – oburzyła się na to siostra – to nie ty go znalazłeś, co? – zwróciła się do niego.
- Nie – odparł, wpatrując się w trzęsącego się z zimna kota. Mokry wyglądał bardzo zabawnie: niczym ledwie żywy, „ulizany” szkielecik.
- To w takim razie, kto? – bąknęła Tanja – nie… wszystko jasne! On jednak żyje! – zerwała się na równe nogi, nawet nie zwróciwszy uwagi na to, że Aleks właśnie wygramolił się z wanny i bezczelnie otrzepał, „oblewając” ich tym samym wodą.
- Spokojnie… - Aleksi próbował ją jakoś przegadać.
- Od początku wiedziałeś, tak?! To on był tam w chacie! – wycelowała w niego palec.
- A skąd mam wiedzieć?! Byliśmy z jakieś siedem kilometrów stąd, jak miałby się tam niby dostać?! – zawołał oburzony.
- Już nad morzem ci to powiedzieli! Trzeba było od razu mi powiedzieć, a nie pozwolić, żebym myślała, że zwariowałam!
- No wybacz, ale kot, to nie on, a widziałaś go przecież w lesie! – odparował podenerwowany.
- A idź! – pisnęła i z hukiem trzasnęła za sobą drzwiami.
- O Boże! Do niej trzeba mieć anielską cierpliwość! – jęknął, wznosząc ręce do góry. Kaari zmierzyła go kątem oka i bezradnie wzruszyła ramionami. Westchnął, niepewnie się jej przyglądając.
    Wzburzona Tanja głośno zamknęła za sobą drzwi, po czym zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. A więc żyje! Ta róża jest od niego! A by go diabli!  
    Chwyciła kwiat w rękę, nawet nie zwracając uwagi na kolce. Te odbiły na skórze głębokie ślady. Syknęła z bólu i upuściła roślinę na ziemię. Nie wiedząc, co robić, chwyciła się za głowę i bezradnie odgarnęła włosy. Gniew wziął nad nią górę: przydeptała różę i zaczęła po niej skakać, niczym jakiś nieznośny bachor. Miała przy tym tak zacięty wyraz twarzy, że każdy, kto by obok niej stanął, stwierdziłby, że ma ochotę kogoś zabić! Poskakała jeszcze chwilę, po czym odwróciła się i natychmiast wzdrygnęła.  
    Pod drzwiami stał Aleksi, przyglądając się jej z dystansem. Od razu się naburmuszyła i schyliła po „nieszczęsny” kwiat – Pochwalił mi się, że ci go dał – mruknął po chwili.
- Co? Gadałeś z nim? – zmrużyła oczy. Tego byłoby już za wiele!
- Nie… dostałem od niego kartkę. Podobno strasznie się ucieszyłaś, jak ci go dał – burknął z wyraźnym wyrzutem.
- Że co? Niby jak?! Nawet nie wiedziałam, kiedy wszedł! Boże… może stał nade mną, a ja byłam bezbronna, bo… - na samą myśl o tym aż przeszły ją ciarki – zaraz… no nie mów, że jesteś o niego zazdrosny? – dodała zadziornie.
- Wcale nie…! – skrzywił się.
- Akurat! Widziałam!
- Niby jak miałbym być zazdrosny o czuba, który chce nas ukatrupić?! Chyba tylko wariat by pomyślał, że jeszcze odezwałabyś się do takiego debila! – prychnął z niesmakiem, na co trąciła go żartobliwie w ramię, robiąc przy tym zaczepną minę. Popatrzył jednak w taki sposób, że od razu spokorniała.
- To co ci jeszcze napisał? – zmieniła temat speszona.
- A nic takiego… - podrapał się w głowę – o tym durnym kwiatku, że u ciebie był… i że… przyjdzie do mnie…
- Zrób coś! Idź na policję! Może go wtedy złapią?
- Mam taki zamiar – uniósł niedbale ramiona.
- Na drugi raz mi mów, jak coś się będzie działo… ja serio myślałam, że już wariuję! Albo… kto wie? Może jednak tak? – westchnęła, krzyżując ręce na piersi.
- Nie… skoro przyniósł tu kota, to znaczy, że miał go przez cały czas i całkiem możliwe, że posługiwał się nim, żeby cię ogłupić – wyjaśnił, chowając dłonie do kieszeni spodni – a co do tego, to nie powiedziałem ci, żebyś nie wpadła w histerię – dodał z lekkim niesmakiem – jakbyś wiedziała, to byś nawet oka nie zmrużyła w tym hotelu.
- A tobie byłoby to nie na rękę, co? Nie wyspałbyś się – odburknęła urażona, po czym prędko ugryzła się w język. Znowu była niemiła!
- I tak się nie wyspałem… wiedziałem, że żyje i wolałem czuwać – odparł z przekąsem.
- Oj, no… przepraszam! Ja wiem, że zawsze dbasz o moje bezpieczeństwo – uśmiechnęła się, wyciągając rękę, lecz oto rozmowę przerwał im Aleks, który właśnie dobijał się do drzwi.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5161 słów i 28208 znaków.

1 komentarz

 
  • Zolie

    Mega :D. Jest nutka takiego strachu. Ciekawe jak potoczą się dalsze losy :) Mam nadzieje, że Perttu za dużo nie narozrabia w ich życiu :D Życzę weny i pozdrawiam!

    5 lis 2016

  • nutty25

    @Zolie dziękuje i też pozdrawiam :) ;)

    5 lis 2016