She's the only one for me cz. 36

Siedziała na szpitalnej ławce, z przyciągniętymi do siebie kolanami. Nie obchodziło jej, co na to ludzie, czy lekarze. Muszą uszanować to, w jakim jest stanie! Raz po raz wstrząsała nią fala płaczu. Kaari tuliła ją do siebie, gładząc po plecach. Enni stała pod ścianą, tępo patrząc się w podłogę. Nie umiała wypowiedzieć ani słowa.
- Jak to się stało?! – na korytarzu dało się słyszeć szybkie kroki, w chwilę potem stanęła przed nią Hanna Lehtinen.
- Przepraszam panią, ale ona w tej chwili niczego nie powie… widzi pani, w jakim jest stanie – odparła na to Kaari.
- Po co tam poszedł?! Przecież to nie była jego sprawa! – kobieta zdawała się jednak jej nie słuchać.
- Mówiłam, żeby nie szedł! Mówiłam! – zawyła, zatykając rękoma uszy. Nie mogła powiedzieć nic więcej. Na ów widok Hanna nieco spuściła z tonu. Nie było sensu jej w tej chwili męczyć.
    Z jakiś metr dalej stał Kalle. Wpatrywał się w nie, bezczelnie trzymając ręce w kieszeniach, żuł gumę… Albo to wszystko doń nie docierało, jak należy, bądź bagatelizował sprawę. Ostatecznie, mógł być po prostu „nieczułym draniem”, nad którym górę brała niechęć do brata. To już wiedział tylko on sam.  
- Zostajesz tu? – podszedł do Enni.
- No, a niby co?! Muszę wspierać Tanję! – oburzyła się.
- E tam! Nic mu nie będzie! Jakby miał kipnąć, to na miejscu, nie? – wzruszył lekceważąco ramionami.
- Weź przestań! – skrzywiła się z niesmakiem.
- No co? Taka prawda! – powtórzył gest. Obok niego przeszedł Jyrki i zupełnie „przypadkowo” trącił go w ramię. Co, jak co, ale nawet on, co to przez wiele miesięcy krył przestępcę, miał sumienie i wiedział, że w takiej chwili nie jest pora na żarty. Kalle obruszyło jego zachowanie. Zmierzył go gniewnym spojrzeniem i ruszył ku matce.  
    Muzyk, z kolei, stanął pod ścianą i wsparłszy się o nią, zaczął przyglądać Kaari. Oczywiście ukradkiem, inaczej by go zbeształa. Kto powiedział, że Tanja nigdy mu się nie podobała? No pewnie, że tak, ale przecież była „partią” Perttu. Siostra była do niej podobna i może stąd to zainteresowanie?
    Kaari poczuła na sobie wzrok. Niepewnie odwróciła głowę i napotkała jego spojrzenie. Od razu zwrócił twarz w inną stronę. Parsknęła coś pod nosem i pokręciwszy głową na boki, „wróciła” do pocieszania młodszej siostry. Co, jak co, ale z „wygibusami” nie ma zamiaru mieć nic do czynienia! Wystarczy jej to, co było z Tanją – Mamo… - Kalle właśnie nachylił się do rodzicielki – to głupie, ale… jest w szpitalu, także…
- O co ci chodzi?! – uniosła na niego zimny wzrok.
- No, można pobrać krew do badania DNA!
- Zwariowałeś?! – gwałtownie poderwała się z miejsca. Jej zachowanie przykuło uwagę Enni – prawie go zabili, a ty…! Wiesz, co?! Wstydziłbyś się!
- Mam to gdzieś! Nic mu nie będzie, a ja chcę tylko wiedzieć, z kim mam do czynienia! – wysyczał wściekle. Kobieta wykrzywiła się pogardliwie i wymierzyła mu siarczysty policzek. Od razu złapał się za twarz, po czym zmierzył ją nienawistnym spojrzeniem. Dziewczyna patrzyła na niego z dystansem. Spojrzał na nią, po czym jak burza wyparował ze szpitala. Hanna ciężko opadła na ławkę i skryła twarz w dłoniach.
- Coś się… stało? – obok dosiadła się zdezorientowana Enni.
- Nic – uniosła na nią wzrok, po czym blado się uśmiechnęła.
- Na pewno będzie dobrze… niech się pani nie martwi – wybąkała i zerwała się na równe nogi. Miała wrażenie, że kobieta ją okłamuje, ale cóż… to w końcu rodzinne problemy, ona nie ma z nimi nic wspólnego.  
    W tym właśnie momencie w korytarz wszedł lekarz. Wszyscy poderwali się z miejsc z wyjątkiem Tanji. Obawiała się, że powie, iż umarł, albo zapadł w śpiączkę, czy coś takiego. Nie chciała tego słyszeć. Wsparła głowę o kolana i wbiła w doktora pełen obaw wzrok. Była gotowa zatkać rękoma uszy, jeżeli to, co zacznie mówić, będzie niepomyślne.
- Rodzina pacjenta Kietali? – wycelował w nich palec.
- Tak! – Hanna „wysunęła się na pierwszy plan” – co z nim?
- A więc… - mężczyzna podrapał się w czoło – mamy tutaj do czynienia z dwoma urazami głowy, w tym z jednym poważniejszym.
- Chyba wiem! Widziałam! – krzyknęła zrozpaczona Tanja. Reszta spojrzała na nią, po czym z powrotem zwrócili się ku lekarzowi, który wyglądał na zniesmaczonego jej zachowaniem. Wykrzywiła się, po czym ponownie „zanurzyła” głowę w ramionach.
- To było tylko draśnięcie, ale doszło do uszkodzenia kości czaszki. Musimy sprawdzić, czy i mózg ucierpiał – wrócił do wyjaśnień.
- Co to znaczy? – Hanna zatkała ręką usta.
- No, jeśli tak jest, to może dojść do poważnych powikłań. W tej chwili robimy badania.
- Ale żyje?! – Tanja ponownie uniosła wzrok.
- Tak, ale niewiele brakowało! Miał naprawdę dużo szczęścia! Drugi z ciosów też mógł być śmiertelny, dostał niedaleko skroni – mężczyzna zagestykulował ręką, chcąc w ten sposób pokazać „czuły punkt”. Chodziło mu o raz, który wymierzył mu Perttu, gdy próbował uwolnić Tiinę.  
    Była zakładniczka przebywała nieopodal, w jednej z sal na obserwacji. Jej stan również pozostawiał wiele do życzenia, tyle, że w jej przypadku chodziło o sferę psychiczną.

***

    Zawiał zimny wiatr, który „buchnął” kobiecie z mętnym wzrokiem śniegiem w twarz. Na przemian: raz śnieg, raz deszcz… Stała nad „zwykłą”, surowo wykończoną trumną z jasnego drewna, jaką powoli spuszczano w dół. Po przeciwnej stronie stał zakuty w kajdanki mężczyzna. Jego oblicze nie wyrażało niczego. Ot, wpatrywał się w drewniane wieko pustym wzrokiem. Uniosła twarz i zerknęła na niego. Zrobił to samo i zgromił ją zimnym spojrzeniem. Aż cofnęła się do tyłu, ale z drugiej strony dobrze wiedziała, skąd to: wniosła przecież sprawę o rozwód.  
    Tak, rodzina Raniellich już nie istniała. Skończyła się wraz ze śmiercią Perttu i aresztowaniem jego ojca. Oczekiwał teraz na proces, w areszcie tymczasowym. Już teraz nikt nie odważy się wypuścić go na wolność, by odpowiadał z „wolnej stopy”. Za dużo się porobiło…
    Obok świeżo wykopanego dołu pojawił się ktoś jeszcze. Markko już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale koledzy wzięli go pod ramiona i poprowadzili w stronę radiowozu. To była Tanja, więc z chęcią by jej wygarnął. Ann obeszła grób i stanęła obok niej.
- Przyszłaś na jego pogrzeb? – popatrzyła na nią zdziwiona.
- Nie, chciałam się tylko przekonać, że naprawdę nie żyje… cieszę się, że… że zdechł – odparła zimno. Kobieta nic nie odpowiedziała, jedynie spuściła głowę i spojrzała w stronę trumny – nie mogę mu wybaczyć… nie potrafię – dodała, zwracając twarz w tym samym kierunku. Ann uśmiechnęła się drętwo, po czym położyła rękę na jej ramieniu i odeszła kawałek dalej.  
    Tanja uniosła wzrok. Nieopodal stali Janne wraz z Tuomasem. Zmierzyła ich chłodnym spojrzeniem i po prostu nawróciła. Nienawiść, którą do niego żywiła, wciąż w niej żyła. I ta niechęć, niechęć do nich, że niczego wtedy nie zrobili, nawet później nie… Teraz jest już wolna, nie ma już nikogo, kto uważa ją za swoją własność. Przeszłość odeszła wraz z nim, umarła. Ale w niej będzie żyć już na zawsze. Za każdym razem, gdy zbliży się do niej jakiś mężczyzna, gdy ją obejmie, zechce pocałować… Zawsze będzie się bała, że posunie się za daleko, a potem ją zaszczuje, będzie prześladować i nie pozwoli żyć normalnym życiem…  
    Zaraz… jaki znowu „jakiś”? Ona dobrze wie, kim ma być ten ktoś. To ma być on – Aleksi, którego prawie zabiła. Cała ta znajomość nieomal pozbawiła go życia, a jednak w nią „inwestował”. Czy aby jednak nie zbyt głęboko? Czy to, co się stało, nie pozostawi na nim jakiegoś trwałego śladu? Zresztą, co za różnica? Nawet, jeśli ma pozostać kaleką do końca życia, to ona i tak go nie opuści! Byleby tylko wciąż ją kochał i wybaczył, że prawie przez nią stracił życie. Byleby był taki, jak przed tym wszystkim. Miał ten swój zadziorny charakter, którym ją urzekł. Byleby nie zmienił się w „potwora”, jakim stał się Perttu…  
    Wiedziała o wszystkim: miał wypadek, a w jego następstwie poważne uszkodzenie mózgu. To po tym wszystkim stał się właśnie taki. Dlatego też dobrze wiedział, gdzie celować. Jeśliby go nie zabił, to przynajmniej sprawiłby, że rywal, na skutek poważnego urazu, przestałby darzyć ją uczuciem (być może na jakiś czas) i w rezultacie by się rozstali. Tak… choć szalony, to wcale nie głupi.  
    Chyba, że celował w nią? Ale tak się jakoś złożyło, że udało mu się ją odciągnąć? Może to ona miała przestać kochać i czuć to samo, co on? Może to miała być kara? Może od początku zaplanował, że się zabije? Ale wcześniej chciał złamać jej życie? Może… uczynić z niej „roślinę”? Od samego początku tak było, zawsze ją niszczył… Upodobał sobie… Miała być tylko jego i dla niego… Nikt poza nią. Dlaczego? Już się tego nie dowie.
    Stanęła pod ścianą i ciężko westchnęła. To dziś lekarze mieli ostatecznie wybudzić go ze śpiączki, w którą go specjalnie wprowadzili. Pod wpływem urazu doszło do silnego wstrząśnienia mózgu i w rezultacie jego obrzęku. By ten mógł spokojnie dojść do siebie, a pacjent nie musieć znosić dotkliwego bólu, postanowiono go „uśpić”. Proces przywracania do „świata żywych” ciągnął się jednak już od kilku dni, a więc i teraz Tanja miała wątpliwości, czy aby nareszcie Aleksi już zupełnie oprzytomnieje? A może tak naprawdę wcale jeszcze nie była na to gotowa?
- Już ci coś powiedziałam! – ku niej właśnie zmierzała Kaari, która nie mogła odpędzić się od… Jyrkiego. Siostrę bardzo to zniesmaczyło – o, jesteś? Pytałam się o niego i powiedzieli mi, że już go prawie wybudzili – zwróciła się do niej. Znajomy przystanął i zmierzył ją niepewnym wzrokiem.
- To super – mruknęła chłodno – a ty co? Nie byłeś na pogrzebie kumpla, bo łazisz za moją siostrą? – burknęła w jego stronę.
- Aż do tej pory śni mi się jego widok na śniegu z dziurą w brzuchu, także wiesz… nawet mi o nim nie wspominaj – uśmiechnął się drętwo. Tanja zmierzyła ich jakimś dziwnym wzrokiem i odeszła na bok – a ona? Po co poszła? Przecież go nie trawiła – spojrzał niepewnie na Kaari.
- Żeby się upewnić, że na pewno nie żyje – wzruszyła ramionami.
- Nie, tylko udaje i zaraz pojawi się tu jako zombie z dziurą w bebechu, jak Goldie Hawn! Wejdzie i powie: „Patrzcie na mnie! Jestem cały w ziemi!” – zarechotał kpiąco.
- Idiota! – parsknęła ironicznie.
- To co? Na pewno się nie skusisz? – zrobił do niej „słodkie oczka”.
- Spadaj! Już coś powiedziałam! – zadarła głowę do góry.
- No weź! Umiem grać na gitce, wykombinuję ci coś fajnego!
- Nie przekonuje mnie to!
- Dobra, jak chcesz! – wzruszył ramionami i nawrócił.
- No dobra, czekaj! – zawołała, przewracając oczami – ale dopiero po tym, jak już z Aleksim się wszystko wyjaśni. Nie chcę robić Tanji przykrości – zastrzegła, celując w niego palcem.
- Tak jest! – zasalutował – jeny, co te baby z nami robią? – dodał z niesmakiem.

***

    - Jak się pan nazywa? – dobiegło go pytanie, które już od paru dni bezskutecznie próbowało przebić się do podświadomości, aż nareszcie stało się dlań zrozumiałe w całej swej pełni. Stał przed nim jakiś mężczyzna – to pewnie on był taki „ciekawski”. Do tego świecił mu czymś w twarz, co go strasznie denerwowało.
- Wstrząśnienie jeszcze nie ustąpiło – mówił ktoś jeszcze.
- Co…? – zmrużył oczy, próbując zatkać je ręką, ale okazało się, że pełno w niej jakichś „kabli”.
- Jak ma pan na imię? – powtórzył nieznajomy. Jego twarz przybrała jakiś dziwny wyraz.
- No… - zamyślił się. Zaraz, właściwie jak? A… już chyba wie – no chyba Aleksi… - rzucił po chwili milczenia. Mężczyzna od razu odetchnął z wyraźną ulgą.
- A nazwisko? – drążył dalej.
- Gdzie ja w ogóle jestem…? – chciał się podnieść, ale natychmiast został powstrzymany przez tego drugiego mężczyznę i jakąś kobietę, która wyglądała, jak pielęgniarka.
- Proszę odpowiedzieć na pytanie, jest pan w szpitalu – odparł ten pierwszy.
- W szpitalu…?
- Miał pan wypadek. Proszę powiedzieć: czy nazywa się pan Aleksi Kietala?
- No chyba tak… Wypadek… jaki?
- Chyba wszystko w porządku – medyk spojrzał po towarzyszących mu osobach. Drugi z lekarzy skinął głową – no więc ma pan uraz głowy. Pamięta, co się stało? – zwrócił się do niego.
- Nie… - popatrzył po nich niepewnie.
- To raczej normalne w takich przypadkach… niedługo powinien sobie pan przypomnieć – skoro doktora to nie przerażało, to jego chyba też nie powinno – potrzebuje pan czegoś? Jakieś środki przeciwbólowe?
- Nie… nie trzeba – mruknął, rozglądając się dookoła. Tak naprawdę, to okropnie bolała go głowa, ale jakoś tak nie miał ochoty na leki, bo te z pewnością by go otumaniły, albo przyczyniły się do kolejnej „dawki” snu, a on przecież nie chciał spać! Co dopiero „wytrzeźwiał” i musi sobie wszystko przypomnieć.
- Dobrze… Acha, tylko niech pan na siłę nie próbuje sobie czegoś przypominać, bo to panu może zaszkodzić! – zastrzegł lekarz.  
    Na jego słowa już zupełnie spochmurniał. Chyba jednak nic z tego… Odpowiedział grymasem, po czym zaczął oglądać ramię. Jeszcze nigdy nie widział w nim tylu „kabli”! To było wręcz obrzydliwe… Przez jeden z nich sączyła się kroplówka, drugi właśnie odłączała pielęgniarka, a „świecący” na palcu „przycisk” monitorował funkcje życiowe. Jakże nieprzyjemnie było słuchać bicia własnego serca…
    Tanja siedziała na korytarzu. Przez cały czas obracała w ręku kamień, który niegdyś przyniosła z parku. Gdy wychodziła z domu, rzucił się w jej oczy i postanowiła go ze sobą zabrać. Aż dotąd nie przywiązywała do niego zbyt dużej wagi, ale ostatnio się to zmieniło.
- Jestem! Cześć! – z oddali właśnie nadbiegła Enni – i co?! – ciężko dysząc padła tuż obok niej.
- Nie wiem… na razie jak zwykle cisza – wzruszyła ramionami.
- Byłaś na pogrzebie psychola? – dopytywała przyjaciółka, na co kiwnęła twierdząco głową – dużo było ludzi? Jacyś stuknięci fani?
- Nie… przecież było utajnione, nie? Zresztą, kto by chciał iść na pogrzeb takiego wykolejeńca? – parsknęła ponurym śmiechem.
- I świra! – dodała, wznosząc palec.
- Tak… - uśmiechnęła się blado. Wtem dostrzegła w oddali lekarza, który zajmował się przypadkiem Aleksego. Od razu poczuła, że jej puls znacznie przyspieszył. Może wreszcie się czegoś dowie? Wszak, dotąd spotykało ją jedynie rozczarowanie… Nim jednak zdążyła się ruszyć, „kumpela” już do niego biegła.
- Panie doktorze! I co z nim? Kiedy można go odwiedzić? – zaczęła się „wydzierać”. Mężczyzna zmierzył ją jakimś dziwnym wzrokiem, po czym odchrząknął:
- Jest już przytomny, także… ale nie za długo i tylko jedna osoba, bo jeszcze zacznie za dużo myśleć! – machnął ręką i przeszedł obok.
- Słyszysz? Jest przytomny! Chodźmy do niego! – pociągnęła towarzyszkę za rękę. Ta zamiast iść, stanęła jak wryta – Tanja, co jest? – bąknęła niepewnie.
- Ja… ja się trochę boję… - wykrztusiła, patrząc gdzieś przed siebie.
- No co ty! Przecież nie umrze na twoich oczach! Jakby…
- Nie o to mi chodzi! – poirytowały ją takie słowa – czasami odnoszę wrażenie, że na serio ty się powinnaś była za niego brać… pasowalibyście do siebie ze swoim czarnym humorem – mruknęła z niechęcią.
- Wow, dobre! Ale już za późno! No idź! – pchnęła ją w plecy.
- A… a ty? – wyjąkała, patrząc na nią ze strachem.
- Zadzwonię do jego rodziny i powiem im, że już się z nim mogą zobaczyć! No idźże wreszcie! Ciebie przecież chce widzieć bardziej ode mnie, nie? – posłała jej zachęcający uśmiech.  
    Przełknęła więc ślinę i na drżących nogach ruszyła w stronę właściwej sali. Wątpliwości i ten dziwny głos znowu wmawiały jej, że po tym wszystkim już nie będzie, jak było! Że coś się stanie, zmieni… albo będzie innym człowiekiem. Próbowała to wszystko zagłuszyć, ale nie potrafiła.
    Wciąż wpatrywał się w rękę, w której jedną z żył skutecznie zajmowała wspomniana już kroplówka. Chciał nią ruszyć, ale przez wkłucie nie mógł, a bardzo chciał. Ból był tak silny, że z chęcią pomasowałby się po czole. A gdyby tak się odłączyć…?  
    Wtem ktoś chwycił za klamkę. Od razu zabrał dłoń od „kabli” i, jak gdyby nigdy nic, udał, że drapie się po głowie. Jeśli to lekarz, albo pielęgniarka, zbesztaliby go za taki „wybryk”! Jednakże nie był to ani on, ani ona, a Tanja. Przez chwilę mierzył ją takim wzrokiem, że aż się przestraszyła, czy w ogóle ją kojarzy. Ale skoro już tu weszła, to powinna iść dalej, bo „wyjdzie na idiotkę”!  
    Ruszyła więc w głąb.
- Cześć – rzuciła ze sztucznym uśmiechem. Kiwnął niemrawo, niepewnie się jej przyglądając. Ból dawał mu się tak bardzo we znaki, że aż mrużył oczy. Nie wiedziała, jak ma to odebrać – jak się czujesz? – postanowiła zarzucić standardowym pytaniem. W środku siebie już zastanawiała się, jak to się stało, że w tej chwili rozmawiają ze sobą, jak zupełnie obcy ludzie, którzy widzieli się może ze dwa razy w życiu? W wyobraźni widziała to zupełnie inaczej: otworzy ramiona i nakaże jej, by się w nie rzuciła. Ona wybuchnie płaczem, zacznie „ględzić”, jak to się o niego bała, jak to go kocha, i takie tam… A tu proszę: było zupełnie odwrotnie. Coś ją powstrzymywało przed takim gestem, a mianowicie jego zachowanie. Przecież się do niej nie rwał… ba, jego spojrzenie wręcz odpychało. A jeśli już koniec z tym wszystkim, co było…?
    Myśląc nad tym wszystkim nie wzięła pod uwagę tego, iż co dopiero „wrócił do żywych”, a więc nadal jest otępiały. Ponadto wychowywał się przecież w domu dziecka, w którym raczej nie otrzymuje się czułości, jaką później chciałoby się komuś przekazać. Ktoś musi mu to najpierw pokazać, i to nawet wtedy, gdy chodzi o osobę, którą kocha. Do tego wszystkiego ta jego niepewność i w pewnym sensie może i nawet nieśmiałość?
- Szczerze? Okropnie… - odpowiedział na jej „nieudolne” pytanie, chwytając się przy tym za czoło.
- Uważaj! Masz tu opatrunek! – wyrwała się i złapała go za ramię. Zaraz potem prędko cofnęła rękę. Sama nie wiedziała, czy może sobie pozwalać na takie gesty. Zmierzył ją zaskoczonym spojrzeniem i posłusznie „odłożył” dłoń na szpitalną kołdrę.
- Co się… właściwie stało? – popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem.
- No… Perttu cię postrzelił – spuściła głowę – w takiej chacie… miał Tiinę…
- Że co…? – zmarszczył brwi. Niczego sobie nie przypominał.
- Nie pamiętasz? – pośpiesznie uniosła twarz – a… a mnie? W ogóle wiesz, kim jestem? – odważyła się zadać owo pytanie.
- No, a czemu… nie? – uśmiechnął się sztywno – no Tanja, nie? Chyba, że… zmieniłaś imię?
- Chyba już ci lepiej – odpowiedziała drętwym uśmiechem – już zaczynasz z tymi swoimi głupimi żartami…
- Ja tego nie pamiętam… - popatrzył na nią uważnie, jakby domagał się od niej, by jakoś temu zaradziła. Odpowiedziała współczującym spojrzeniem. Co mogła zrobić? – i gdzie jest…? Co się z nim… stało? – choć mu się to nie podobało, język jakoś dziwnie mu się plątał. Pewnie przez ten uraz i leki, które jeszcze wędrowały po krwioobiegu.
- Nie żyje – wzruszyła ramionami – zabił się.
- Jak…? – drążył, a ona nie powinna mu tego opowiadać. Nie teraz.
- Strzelił do siebie. Szkoda, że nie w łeb, ale ważne, że skutecznie! – wyjaśniła jednak drżącym głosem. Do oczu mimo wszystko zaczęły jej napływać łzy – skutek tego, co się do tej pory wydarzyło. Całej sytuacji, a także i tego, jak się w tej chwili zachowywał. No, ale co mógł na to poradzić? Był, jaki był, przecież dobrze o tym wiedziała! Ponadto, gdy sami cierpimy, raczej ciężko nam wczuć się w sytuację innych i powinna to rozumieć, ale i tak, mimo wszystko, było jej przykro – Hannu przyjdzie… to ci… opowie – dokończyła z wielkim trudem, struny głosowe odmówiły posłuszeństwa. Mierzył ją wzrokiem, ale nie odpowiadał. Powoli zaczynało ją to irytować – to… to ja już może pójdę – włożyła torebkę na ramię i przetarłszy policzki, ruszyła do drzwi.
- Czemu…? Coś nie tak…?
    Usłyszawszy pytanie, natychmiast się odwróciła. Na jego twarzy malowało się szczere zdziwienie, ale i zakłopotanie. Coś aż ścisnęło ją w środku. Nie takim chciała go widzieć: nie wśród aparatury, kroplówek, w szpitalnym łóżku!  
    Nogi poniosły ją same, emocje wzięły nad nią górę. Z impetem wpadła na łóżko i mocno się do niego przytuliła, nawet nie zwracając uwagi na to, czy nie zrobi mu tym krzywdy. Po części sprawdziły się jej przewidywania: wybuchła płaczem. Poczuła, że się wzdrygnął, więc nie spodziewał z jej strony takiego „wyskoku”. Rzeczywiście, jak dotąd jeszcze nie zareagował: nie czuła na sobie jego objęć. Ale miała to gdzieś! W tej chwili obchodziło ją tylko to, że ona może czuć, że jest blisko. Że żyje i emanuje ciepłem, które „wydziela” z siebie każdy, żywy człowiek. Po paru chwilach w końcu poczuła na plecach dotyk. Początkowo delikatny i niepewny, ale z każdą kolejną sekundą stawał się coraz silniejszy, jakby starał się w tym doszukać istoty tych wszystkich gestów, ich sensu. A może nawet w końcu poczuł to, co czuła ona, gdy go obejmowała?  
    Tak, tym razem naprawdę czuła się inaczej, niż dotychczas. Jeszcze bardziej potrzebna i bezpieczna. To sprawiło, że się uspokoiła, przymknęła oczy i głęboko westchnęła.  
    Drzwi się lekko uchyliły. Enni miała zamiar wejść do środka, by ją wymienić, ale zobaczywszy ich w objęciach, wycofała się. Nie będzie im jeszcze przeszkadzać.
    Tanja odsunęła się lekko i nieśmiało uniosła wzrok. Było jej trochę głupio, że tak „wyskoczyła”, no i dotarło doń, że w ten sposób mogła sprawić mu ból. Patrzył na nią uważnie, ale w owym spojrzeniu nie doszukała się wyrzutów za swoje zachowanie. Mogła więc odetchnąć z ulgą. Uniosła dłoń i, jak to miała w swoim zwyczaju, delikatnie musnęła palcami opatrunek, po czym „zjechała” dłonią do jego twarzy.
- Bałam się o ciebie, wiesz? – uśmiechnęła się lekko. Już miał coś odpowiedzieć, ale delikatnym ruchem zatkała mu dłonią usta – wiem, co chcesz powiedzieć: „A na co ci taki głupek?” – przedrzeźniła, przewracając przy tym oczami. Odpowiedział wymuszonym uśmiechem – ale ja kocham mojego głupka… - dodała, spuszczając głowę. Owo wyznanie ją zażenowało. Zaraz potem poczuła na policzku jego dłoń. Prędko uniosła twarz i przybliżyła, by go znowu objąć… i w tym właśnie momencie do sali „wparowała” Hanna. Ona już nie była tak taktowna, jak Enni.  
    No tak, chyba większość matek cierpi na „syndrom spanikowanej Krystyny”.

***

    Tanno właśnie przeglądał papiery dotyczące sprawy Markko, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zawołał „Proszę!” i z powrotem zanurzył się w lekturze. Po chwili aż podskoczył w krześle. Coś upadło na jego biurko z niemałym hukiem.
- Co… co to ma…?! – wysapał, unosząc wzrok. Ujrzał przed sobą podwładnego, który nieraz sprawiał mu mnóstwo problemów: Aleksego Kietalę. Wyglądał, jak zawsze, tyle, że czoło z prawej strony wyróżniał biały opatrunek. By uściślić, hałas wywołała teczka, jaką rzucił na blat. Z kolei do niej wpięta była jakaś kartka – o… już pan wrócił do zdrowia? To miło! – wyszczerzył się sztucznie. Wszak, zachowanie „młodego”, oraz to, że się z nim w ogóle nie przywitał, nieco go zniesmaczyło.
- Prawie – mruknął, lustrując go chłodnym wzrokiem – niech pan to przejrzy, to ważne – polecił mu. Virkinainen uniósł więc brew i przyjrzał się dokumentowi.
- Jak to?! Dlaczego rezygnacja?! – zawołał moment potem.
- Tak, jak mówiłem: jeśli pan tu będzie pracował, to ja nie… zresztą po ostatnim mam już dosyć bycia prokuratorem, prawie straciłem życie – wyjaśnił, wzruszając ramionami.
- No fakt… - podrapał się w czoło – ale był pan w końcu dobry. Nie wiem, co na to powiedzieć – zmierzył go niepewnym wzrokiem.
- Oj, dobra już! Starczy tych umizgów! – parsknął kpiąco – dobrze wiem, że z chęcią mnie pan pożegna! Ale nie chcę się poniżać i dlatego pierwszy składam broń. Rezygnacja poszła już do wyższych władz, a to jest… taka jakby informacja.
- Nie ma to tamto, bezczelny pan jesteś! – burknął, oburzony jego postawą.
- Tylko wobec tych, którzy łamią prawo – mruknął znacząco.
- Kietala, nie zaczynaj pan!
- Mam więc rozumieć, że nie będzie mi pan robił problemów?
- Jak pan chcesz, pana sprawa! – prychnął, uderzając otwartą dłonią w podanie o rezygnację.
    Przemierzył korytarz, po czym przystanął i po raz ostatni zmierzył go spojrzeniem. Tyle lat był z nim związany… tyle godzin tu spędził, „żarł się” na sądowej sali… tyle czasu na naukę poświęcił, nawet dziewczynę, by dojść do tego. Ale nie ma czego żałować! „Dług” spłacony, a prokuratura przecież i tak okazała się być zakłamaną instytucją, w której „rządził” łapówkarz. No, przynajmniej tą tutaj, by już nie wrzucać ich wszystkich do jednego worka.
- Szkoda, stary… - jęknął Hannu, który właśnie klepał go po ramieniu.
- To weź to rzuć i zajmiemy się prawkiem na własną rękę! – parsknął śmiechem.
- No nie wiem… muszę się zastanowić… w końcu prokurator może się rzucać, gnębić świadka… - zamyślił się.
- Dobra, dobra! Starczy! – przewrócił oczami – cześć, Celli – wystawił do niej dłoń, gdyż również obok nich stała.
- Będzie mi tu ciebie brakowało – przyznała z wymuszonym uśmiechem – wpadaj czasem, tylko nie jako przestępca! – pokiwała palcem.
- Postaram się! – objął ją ramieniem, po czym wyciągnął drugie i przyciągnął do siebie kolegę. Postali jeszcze chwilę, pośmiali się, aż do budynku weszła towarzysząca mu osoba – Tanja. Przystanęła niedaleko i zaczęła się im nieśmiało przyglądać. Nie chciała przeszkadzać.
- Ekhm! Ktoś na ciebie czeka! – Hannu w końcu zwrócił mu uwagę. Odwrócił się, po czym napotkał jej sylwetkę. Zakończył więc „smęty” z przyjaciółmi i odszedł do niej. Od razu obdarzyła go pokrzepiającym uśmiechem, gdyż jako pierwsza dowiedziała się o powziętej przezeń decyzji i od początku go w tym wspierała. Doskonale wiedziała, iż nie może się czuć winna, że to przez nią porzuca tak integralną część swojego życia – część siebie. Wiedziała, bo czuła, że on wcale nie żałuje. Ma teraz przy sobie coś o wiele cenniejszego, aniżeli wymarzona praca.  
    Zaraz potem wzięli się za ręce i opuścili budynek.
- Rany, czuję się, jakby gdzieś wyjeżdżał, albo co? – Celli przetarła oczy.
- Za dużo telenowel oglądałaś! – parsknął na to kolega, po czym udał do siebie, ciężko wzdychając. Nie chciał się do tego przyznać, ale i jego „tarmosiło” wzruszenie.

***

    - Na mocy nadanego mi prawa ogłaszam oskarżonego, Markko R., za winnego postawionych mu zarzutów, to jest… - i tu zaczęła się cała lista występków byłego policjanta. Stał z posępną miną, ręce zaciskał w pięści. Czuł się taki upokorzony! Zwłaszcza, że na sali byli niemalże wszyscy ci, którzy „zaleźli mu za skórę” i z chęcią by ich zabił! Ta „zdzira” Tanja, „debilny” prokurator Kietala, „idiotka” Tiina… oraz ta, której nie mógł wybaczyć: jego żona. Wpatrywała się w niego zimnym wzrokiem, jakby go już nie kochała, jakby te wszystkie lata, które razem spędzili, były dla niej nieważne! Jakby nie istniały! Niech no tylko wyjdzie z „pudła”! Pójdzie do niej i…! A, zresztą, po co? Znajdzie przecież inną. Tych od „wygrzewania łóżka” jest przecież na pęczki. Pytanie tylko, na ile zniknie ze „światowej sceny”? – …i skazuję tym samym na 10 lat pozbawienia wolności – usłyszawszy owe słowa aż wściekle uderzył pięścią w sądową ławę. Dziesięć lat! Przecież nic takiego nie zrobił!
- Obyś się męczył przez wieki, gnoju! – wysyczał do siebie. Miał na myśli syna, przez którego się w to wszystko przecież wpakował. To była jego wina! To dla niego utrudniał śledztwa i wręczał… A zresztą, by to szlag trafił i jego razem z tym wszystkim!  
    Teraz już byli koledzy wzięli go pod ramiona i pociągnęli w stronę wyjścia. Proces już się zakończył, więc nie miał co tu więcej robić.
- Będziemy apelować! Spokojnie! – próbował uspokoić Risto. Na jego twarzy pozostała blizna, która szpeciła pół policzka. Pokaźna suma pieniędzy przekonała go jednak, by pomógł i ojcu „nieznośnego” syna… Ale cóż, wiele nie wskórał. Markko prychnął ironicznie i posławszy byłej żonie wrogie spojrzenie, wyszedł za drzwi.
    Tanja odprowadziła go wzrokiem. Skończyło się. To był koniec historii z Perttu i jego ojcem. Wydawało się, że niby sprawiedliwości stało się zadość, ale czy na pewno? Czy on nie powinien żyć i męczyć się w więzieniu, gdzie osadzeni przecież nie cierpią gwałcicieli? Czy nie tam było jego miejsce? Uciekł w najlepsze: po prostu się zabił i przestał cierpieć, bo z pewnością tak właśnie było, był przecież szalony.  
    Z drugiej strony, to dobrze, że już nie istnieje, inaczej mógłby ją gnębić zza więziennych, bądź szpitalnych krat… Nareszcie może więc oddychać pełną piersią i cieszyć się z tego, że żyje. Czy będzie to szczęśliwe życie? Czas pokaże. Miała przecież swoich bliskich: ojca, matkę, siostrę, brata… Oraz tego, który pomógł jej zrozumieć, na czym polega prawdziwa miłość. Że jest cierpliwa, nie szuka swoich własnych korzyści, nie zachowuje nieprzyzwoicie, znosi wszystko i wszystko też przetrzymuje. Potrafi też wybaczać i daje nadzieję. Ona jest zdecydowana go kochać bez względu na to, jaki będzie. A on? Jeśli nie spróbuje z nim być, nie przekona się, czy jest dla niego tą jedyną. Dlatego z nim będzie, bez względu na wszystko.
    Teraz mógł o sobie powiedzieć, że ma to, co przeciętny człowiek. A przynajmniej na pewno jest to matka, choć z pewnością minie jeszcze wiele czasu, aż zaakceptuje ją do końca. Pogodzi się z humorami Kalle i zaprzyjaźni z Tahti. Czy kiedykolwiek nauczy się, co znaczy okazywać komuś uczucia? Być wiernym i lojalnym? Tego nie wie, ale ma obok siebie ją. Postara się jej nie skrzywdzić, będzie szanować i cierpliwie czekać, aż powierzy mu swoje życie do końca.  
    Nie, nie chce być taki, jak Perttu, czy jego ojciec. Chce być człowiekiem, który zasługuje na prawo bytu i miłość drugiej osoby. Może w przyszłości zostanie ojcem, by móc pokazać swemu dziecku, że zasługuje na takie miano. Bo jest nim tylko ten, kto wychowuje, kto troszczy się o potomka i nie porzuca, jak śmiecia. Zadra, którą nosił w sobie od urodzenia, nareszcie się nieco zatarła. To, z jakich powodów pojawiamy się na świecie nie jest przecież ważne, a to, kim jesteśmy później i ile dajemy z siebie innym.

KONIEC

aż mnie szkoda, że to już koniec :( co prawda, tak lubię tych bohaterów, że napisałam jeszcze kontynuację i teraz piszę trzecią część z nimi... :P a więc, dziękuję wszystkim, którzy poświęcili czas, żeby przeczytać to moje ukochane "dziecko" ;) i cieszę się, że się podobało. pozdrawiam ;)

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5856 słów i 32658 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik nomatterwho333

    Trafiłam na to opowiadanie niedawno i żałuję :/
    Jest świetne i bardzo wciąga ;)  
    Czekam na kontynuację, jesteś genialna ;*

    10 lis 2016

  • Użytkownik nutty25

    @nomatterwho333 dzięki :) ;)

    10 lis 2016

  • Użytkownik jaaa

    jejeku swietne, dodasz tą kontynuacje tutaj??

    7 lis 2016

  • Użytkownik nutty25

    @jaaa zastanawiam się ;)

    7 lis 2016

  • Użytkownik jaaa

    @nutty25 nie zastanawiaj sie tylko dodaj!!!!!

    7 lis 2016

  • Użytkownik DemonicEagle

    Och, dopiero co trafiłem na to opowiadanie i już koniec, chyba za dużo za jednym razem przeczytałem.  
    Ale jak dobrze rozumiem masz już napisaną kontynuacjie?

    7 lis 2016

  • Użytkownik nutty25

    @DemonicEagle tak, mam, tylko nie wiem, czy tu publikować ;) w wordzie to opowiadanie wyszło bardzo długie, więc na tym musiałam skończyć ;) a kontynuację i tak napisałam w odstępie kilku lat, bo nie miałam pojęcia, jak dalej pociągnąć temat ;)

    7 lis 2016

  • Użytkownik DemonicEagle

    @nutty25 Ja z wielką chęcią przeczytałbym kontynuację, myślę że inni czytelnicy też chętnie poznaliby dalsze losy bohaterów. Długie opowiadania są wspaniałe,szczególnie gdy w nocy nie można spać ;)

    7 lis 2016

  • Użytkownik nutty25

    @DemonicEagle o tak, to prawda, że są fajne na bezsenne noce :) chociaż to moja własna historia, to często do niej wracam i nie mogę się oderwać ;P ;)

    7 lis 2016

  • Użytkownik DemonicEagle

    @nutty25 Możesz być pewna, że ja też jeszcze nie jeden raz przyczytam to opowiadanie.

    7 lis 2016

  • Użytkownik nutty25

    @DemonicEagle dzięki, miło mi ;)

    7 lis 2016

  • Użytkownik Beno1

    cudowne jak zwykle :kiss:

    7 lis 2016

  • Użytkownik nutty25

    @Beno1 dzięki :kiss:

    7 lis 2016