She's the only one for me cz. 18

Rozdział 13

Enni zmierzała na uczelnię, zajadając się po drodze jabłkiem, aż zatrzymała się przy jednym z kiosków, by zakupić gazetę. Była ciekawa, czy "nabazgrali” tam coś o Tanji. Prasa miała to w zwyczaju. Faktem, fakt, że przyjaciółka z powodów zdrowotnych nigdy do gazet nie zaglądała, ale ona wolała być na bieżąco i w razie czego ostrzegać ją przed domniemanymi atakami (ze strony fanów "Fairy Tales”), wymierzanych z powodu obraźliwych artykułów. Podziękowawszy, odebrała rzecz z ręki sprzedawcy i ruszywszy przed siebie, zaczęła przeglądać pismo. Niby nic ciekawego, jak zwykle to samo… aż tu w pewnym momencie prawie zadławiła się jedzonym kęsem. Na jednej ze stron widniało dość pokaźnych rozmiarów zdjęcie, na którym przyjaciółka siedziała z prokuratorem w jakiejś "knajpce” przy stole, a pod spodem jakże "twórczy” komentarz: "Pozywająca Perttu R. – lidera ‘Fairy Tales’, Tanja V. podczas przerw od kolejnych rozpraw spędza miło czas z oskarżycielem w jej sprawie. Czy to wpłynie na wynik procesu?”.
- Pięknie! – syknęła pod nosem, po czym pośpiesznie zgięła gazetę w pół i zmieniła kierunek. Pierwsze wykłady może sobie podarować, teraz ma coś ważniejszego na głowie.  
Pokonawszy autobusem dzielącą ją od docelowego miejsca, odległość, jak burza wpadła do mieszkania "kumpeli”.
- Co się stało? – Tanja nieco się przeraziła jej widokiem: była zziajana, gdyż biegła po schodach, i do tego okropnie wściekła.  
- Co? No to popatrz sobie! – rozłożyła prasę i otworzyła na "docelowej stronie”.
- Co to… jest…? – wydukała, śledząc treść.
- No jak, co?! Wrabiają was, proste!
- Ale dlaczego?! Jak?! Śledzili nas?!
- Nie wiesz, że ostatnio jesteś sławna?! Zrobią wszystko, żeby cię obsmarować! Nie możesz dawać im powodu! A tak w ogóle… to, co ty tam robiłaś? I to w dobrym humorze w dodatku? – zaciekawiła się, celując palcem w jej roześmianą twarz. O tak, "paparazzi” zawsze mają nosa do "sugestywnych” zdjęć…
- No… tak, o poszliśmy tam z prokuratury… skąd mogłam wiedzieć, że nam zrobią zdjęcia?! – zawołała oburzona – zresztą, nic złego nie robiliśmy, to była tylko głupia rozmowa!
- Ale psujesz mu opinię! A jak go przez ciebie wyleją?! – zagestykulowała nerwowo rękoma.
- Myślisz? – zaniepokoiła się – no, ale… sam mnie tam przecież zaprosił, to co ja mam do tego?!
- Od kiedy to w ogóle tak się z nim dogadujesz, co? – uszczypnęła złośliwie.
- Nie no… no weź! Ty jesteś zazdrosna! – pisnęła oburzona – daj sobie spokój! Przecież on nawet nie zwraca na ciebie uwagi! I tak zresztą jest dla ciebie za STARY! – prychnęła pogardliwie. Może nie był to "najmądrzejszy” kontrargument, ale trzeba było się jakoś odgryźć!
- To i dla ciebie! Przypominam, że masz tyle samo lat, co ja! – urażona Enni podniosła głos.
- Mam to gdzieś, co mnie on?! Tylko sobie gadaliśmy, proste! To ty masz jakieś chore urojenia! Od początku zagięłaś na niego parol, chociaż nawet nie wiedziałaś, czy jest wolny, czy nie!
- A co to, nie może mi się podobać?! Wolny kraj, wolna wola!
- Ale bez przesady! On się nie zainteresuje ani mną, ani tobą! Nie może, bo prowadzi moją sprawę, kapujesz?!
- Ale to nie ja jestem ofiarą, tylko ty! Ja jestem tylko twoją przyjaciółką, także…!
- Chyba cię pogięło?! Ty wierzysz, że…?! – parsknęła kpiącym śmiechem.
- Bo woli ciebie, tak?! – Enni wyglądała na mocno poruszoną.
- Zdurniałaś! – skrzywiła się.  
- A tyle! Nikt by cię nie zechciał, bo jesteś wredna i zgorzkniała! I co?! Kogo by w takim razie wolał, mając przed sobą ciebie i mnie?! – wyrzuciła jej w twarz z pogardą. Po jej słowach Tanji zadrżała broda, bardzo ją to zabolało.
- To fajnie, że w takim razie ty jeszcze ze mną gadasz! – krzyknęła poruszona. Widząc to, "kumpela” spuściła nieco z tonu – chyba, że udajesz, co?! Jak tak, to droga wolna, proszę bardzo! – podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież.
- Ja tak nie chciałam… - wybąkała przybyła.
- Ty nigdy nie chcesz, a i tak mi dowalasz! – wytknęła łamiącym się głosem.
- Co się dzieje? Strasznie krzyczycie! – w drzwiach od swej sypialni stanął zdziwiony Juha. Córka prędko przetarła oczy.
- Nic… ona już idzie… ma zajęcia – schowała gazetę za siebie, po czym posłała przyjaciółce pełne wyrzutów spojrzenie. Enni wiedziała, co to oznacza: ma wyjść. Teraz już się z nią przecież nie dogada. Tanja potrafiła być bardzo zawzięta i gdy się obraziła, to nieraz bardzo poważnie. Ale i ona nie miała zamiaru zasypywać gruszek w popiele: zadarła głowę do góry i ruszyła do drzwi. Była na nią wściekła, że "łazi sobie z nim po knajpach” i nawet jej nie powie! To mówiło samo za siebie!  
Wściekle trzasnęła za sobą drzwiami.
- Co tam masz? – ojca zaciekawiła gazeta, którą córka uporczywie trzymała za plecami.
- Nic takiego – westchnęła, pośpiesznie ścierając łzę, która mimo wszystko potoczyła się po policzku.
- Powiedziała ci coś? Płaczesz – zatroskał się.
- No… chyba będą problemy…

***

Tanno Virkinainen od dłuższej chwili uważnie lustrował gazetę, kręcąc przy tym głową na boki. Po drugiej stronie biurka zasiadał młody podwładny. Dumny, z kamienną twarzą, jakby nie miał sobie nic do zarzucenia. Ale od początku taki był i chyba dlatego go nie lubił. Nie to, żeby był pyszny z natury – wręcz przeciwnie. Po prostu uważał, że w tym wypadku nie zawinił i to jakiś wścibski "dziennikarzyna” wyssał sobie z palca ową historyjkę.
Wreszcie szef wstał z miejsca, po czym rzucił prasą wprost pod nos "winowajcy” i okrążył go, niczym na przesłuchaniu.  
- Co jest jedną z zasad pańskiej pracy, panie Kietala? – zapytał z wyższością.
- Nie utrzymywać bliskich kontaktów z uczestnikami sprawy – wyrecytował mechanicznie, nie odrywając wzroku od jakiegoś niewidzialnego punktu przed sobą.
- A co tutaj jest? – Virkinainen mierzył go destrukcyjnym spojrzeniem.
- Mogę wyjaśnić…
- Chce się pan pożegnać ze stanowiskiem? – ciągnął wyniośle.
- Bez przesady… - skrzywił się.
- Chce pan?! – powtórzył podniesionym głosem.
- Nic tu nie robimy! To prasa jak zwykle wymyśla jakieś bzdury!
- To trzeba tak robić, żeby nie miała powodów! Jak możemy ufać w pańską wiarygodność, co?! Ile panu zapłacili, żeby wyszukał pan "dowody”?!
- Niech pan mnie nie obraża! – nareszcie przeniósł na niego wzrok. W oczach błyskały iskierki szczerego oburzenia.
- Przecież ta sprawa jest z góry przegrana! Z takimi dowodami śmiało można było tego nie zaczynać! – kpił Tanno.
- To może pan by nie zaczął, ale ja uznałem, że są wiarygodne! I, przypominam: zatwierdził to pan!
- Niech pan mi tu niczego nie wypomina!
- A, zresztą, myśl sobie pan, co chcesz! – wzburzony poderwał się z miejsca i ruszył do drzwi.
- Kietala, ja pana ostrzegam! – mężczyzna wycelował w niego palec – bardzo mi pan ostatnio podpadasz! Jeszcze jeden taki wybryk, a odsuwam cię od tej sprawy i wszczynam przeciwko tobie śledztwo!
- Niby za co?! Zrobiłem coś?! – zawołał zdenerwowany – lepiej prześwietlcie Havalainena, wszyscy wiedzą, że bierze w łapę! – chwycił za klamkę i z całej siły szarpnął za drzwi, które niemalże wypadły z futryny. Huk po ich zamknięciu był tak wielki, że pokój aż zatrząsł się w posadach.
- Idiota! – prychnął wzburzony szef – "ale co, jak co! Sam mi dajesz powód do tego, żebym cię uciszył!” – dodał w myślach, po czym odwrócił gazetę w swoją stronę i raz jeszcze zaczął lustrować zrobione niedawno zdjęcia. Tymczasem podwładny zmierzał już do siebie, wściekły na cały świat.
- Aleks! – po drodze zaczepił go Hannu.
- Czego?! Mówiłem ci, żebyś tak do mnie nie mówił! – warknął, chowając ręce w kieszenie.
- Matko… nie wiedziałem, że to wywołuje w tobie, aż taką agresję – bąknął niepewnie.
- Nie… to ten idiota… ten kawał szynki! – wysyczał z pogardą – wkurzył mnie! Powiedział, że mnie zawiesi!
- Niby za co?! – zawołał zaskoczony kolega.
- Ktoś zrobił mi i Tanji zdjęcie, jak byliśmy w knajpie tu niedaleko… ten wieprzek zarzuca mi teraz korupcję! – wyjaśnił podenerwowany.
- Popsuło mu się we łbie?! – Hannu był tym szczerze poruszony – ale… z drugiej strony… powinieneś chyba bardziej uważać – zauważył nieśmiało.
- Nic z nią nie robiłem! Byłem po robocie, więc postanowiłem przenieść się na neutralny grunt, ale i tak gadaliśmy o sprawie – popatrzył znacząco.
- No dobra, ja wiem, mówię o ogóle… Ale słuchaj tego: Timo udało się wywęszyć, że ostatnio, z jakieś parę dni temu, ktoś był widziany w okolicy domku naszej znajomej Pauli… a był to nie kto inny, jak tylko… jego kolega z pracy, Markko Ranielli!
- Co…? – uniósł brew – to pewne?
- No jasne! Jeden z gliniarzy tam mieszka i go widział.
- Może akurat nie do niej szedł… skąd może wiedzieć? Może to była jakaś interwencja, czy coś…? – westchnął zawiedziony. Dobra wieść była taką zaledwie przez sekundę.
- A, a! Był w cywilu! – podkreślił znacząco.
- Dziwna sprawa… trzeba byłoby ją sprawdzić – zamyślił się.
- Aleksi! – w tym momencie podbiegła do nich Celli – przyszła jakaś młoda dziewczyna, ma wezwanie.
- Niech zgadnę… ma na imię Tiina? – w odpowiedzi "grubaska” kiwnęła głową – dobra, to nie ma mnie na razie dla nikogo! Nie łącz żadnych rozmów! – wycelował w nią palec, po czym pośpiesznym krokiem ruszył do biura.
- Ale będzie afera! Ranielli chyba bierze w łapę! – zachichotał podekscytowany Hannu.
- To znaczy? Jest ćpunem? – zamyśliła się kobieta.
- Nie… bierze łapówki! – poprawił ją pośpiesznie.
- Ja się tam nie znam! – machnęła ręką.
- A właśnie, Celli! Dałabyś mi ten przepis na ciasto ze szpinakiem? Od tygodnia jemy tylko sałatkę wegetariańską, bo Marisa nie potrafi innej potrawy! Zlituj się, bo skonam! – złożył ręce, jak do modlitwy.
- No nie wiem, ostatnim razem musiałam ci dawać jakiś przepis 10 razy, bo w kółko gdzieś gubiłeś! – zadarła głowę do góry.
- Ale tym razem już serio raz!
- Nie wiem, czy mam cierpliwość…
- BŁAGAM!
W tym czasie Aleksi zamknął za Tiiną drzwi. Pokonała drogę do biurka niepewnym, acz wyniosłym krokiem. Powodował nią bowiem nie tylko strach, ale i… niezwykle wysokie szpilki, jakie utrudniały "normalne” chodzenie. Gospodarz biura uważnie prześledził ów "marsz”, podśmiewając się przy tym pod nosem – wyglądała komicznie i tym samym, w swym dzisiejszym "image’u”, jak najbardziej pasowała do "wyjca”.  
- To po co zostałam wezwana? – mruknęła, siedząc już na krześle.
- W tej samej sprawie, co ostatnio rozmawialiśmy – usadowił się po drugiej stronie.
- Czyli? – kpiąco wykrzywiła twarz.
- Chcę porozmawiać o tym, jak to się stało, że zamieszkała pani w tak bogatym domu?
- A co to? Nie wolno? Zarobiłam, to się wyprowadziłam! – odgarnęła lekceważąco długie, jasne włosy.
- Tak? Gdzie? Te domy są diabelnie kosztowne, a pani przecież uprzednio w "pałacu” nie mieszkała… byłem pod pani starym adresem.
- Nie jestem na policji, nie muszę odpowiadać na te głupie pytania! – prychnęła.
- Jak nie chce pani mówić tutaj, to mogę ich wezwać. Pogadamy wtedy w trójkę – odparł ironicznie – dobrze… w takim razie… czy przypomina pani sobie, żeby napisała coś takiego? – wyciągnął z szuflady druk z bloga, na którym znalazł tajemniczy komentarz, po czym przesunął kartkę po stole, w stronę kobiety. Iście aroganckim gestem odwróciła papier ku sobie i zaczęła go przeglądać.
- "Perttu – kocham, kocham, kocham, kocham!”, nie uważa pan, że takie bzdety piszą tylko rozhisteryzowane nastolatki? – burknęła kpiąco.
- Nie to, to zaznaczone na żółto – posłał jej uśmieszek w tym samym tonie.
- A… to… - na nowo zagłębiła się w lekturze – no… może i ja, ale co to ma do rzeczy?
- Wie pani chyba, że obecnie toczy się przeciwko niemu proces?
- No tak, i co?
- Jeśli coś pani o nim wie, to proszę powiedzieć.
- A co ja niby mogę wiedzieć? No śpiewa w "Bajkach”, jest znany… tyle, co niby więcej? – wzruszyła ramionami.
- Chyba nie tylko… napisała pani przecież, że go zna – zmrużył oczy, uważnie ją lustrując. Co prawda, przez niedługi czas, lecz miał sposobność rozmawiać z wieloma ludźmi i mniej więcej rozpoznawał już, kiedy ktoś kłamał, a kiedy mówił prawdę – nazwała go pani "śmieciem”, napisała, że jest zdolny do takich rzeczy… - zaczął cytować z kartki – widać, bardzo interesuje panią jego los, skoro znajduje czas na poszukiwania informacji o owym zespole.
- O jejku… co za problem?! – nerwowo poruszyła się na krześle – każdy mógł to sobie napisać! Chciałam zbyć te głupie dzieciaki, to…
- I zniżyła się pani do poziomu głupich, jak ich pani określa, nastolatków, żeby im coś takiego napisać? Niech pani sobie sama odpowie na pytanie, kto w tym wypadku jest mądrzejszy.
- Obraża mnie pan! – obruszyła się.
- Nie, ja tylko staram się uzmysłowić pani, że kłamie. Jeśli ktoś robi coś takiego, to tylko dlatego, że mu na czymś zależy i wątpię, by w tym wypadku była to zwykła chęć otworzenia oczu jakiejś małolacie, której nawet pani na oczy nie widziała – wyjaśnił spokojnie.
- Co ja mam do tego wszystkiego? To tylko głupie słowa! – nerwowym ruchem poprawiła na sobie ubranie.
- Od tego, co tu pani napisała wiele zależy. Jeśli Ranielli jest zdolny dopuszczać się podobnych czynów, jak ten na Tanji Venerinen i jeszcze innych kobietach, to oznacza, że coś z nim nie tak i bezsprzecznie musi iść do więzienia. Dowody, jakie mam w tej sprawie przeciwko niemu, są niestety niewystarczające, muszę to jakoś potwierdzić! To jak? Zrobił pani coś podobnego, czy to samo, co jej, czyli użył wobec pani przemocy seksualnej? – spojrzał jej uważnie w twarz. Spuściła głowę. Widać, zaczęła nad czymś intensywnie myśleć – jeśli tak, to proszę powiedzieć. Wreszcie za to odpowie!
- Ja… ja nie mogę! – zawołała po chwili milczenia – nie mam z tym nic wspólnego! – poderwała się z miejsca i porwawszy torebkę miała zamiar uciec z biura.
- Boi się pani kogoś? – również zerwał się z krzesła. Kobieta natychmiast przystanęła – czy chodzi o jego ojca? Groził pani?
- Pan nie rozumie… ja naprawdę nie mogę! – powtórzyła dobitnie.
- Jest pani w prokuraturze, tu nic pani nie grozi. Zachowamy pani zeznania w tajemnicy do czasu ewentualnego rozpoczęcia się procesu przeciwko niemu! – po jego słowach zacisnęła dłoń na uchu torebki i zrobiła krok do przodu – proszę pani, to jest policjant, nie może dopuszczać się jakichś niewłaściwych czynów! Jeśli takowe popełnia, musimy wiedzieć, żeby nie pozwolić mu wykonywać tak odpowiedzialnego zawodu! – jego ton ze stanowczego i żądnego wiedzy zaczął się zmieniać na błagalny. Bardzo chciał udowodnić winę Perttu względem Tanji.
- Ale… naprawdę pan nikomu nie powie? – spojrzała mu w oczy z wyraźnym strachem.
- Oczywiście! Jeśli się pani zdecyduje to wyznać, przysłuży się wielu osobom! Zyska satysfakcję, że on, chociaż po czasie, i tak za to zapłacił – przekonywał gorąco. Cofnęła się więc i z powrotem zajęła miejsce. Na ów widok chwycił za telefon, jaki znajdował się na jego biurku – Celli? Chodź do biura, musisz coś dla mnie spisać.

***

Tanja wyszła wyrzucić śmieci. Do kontenera miała do pokonania niewielką odległość. Chociaż było już ciemno, chciała się wyrwać z domu, w którym wszyscy zadawali jej pytania, biadolili, co to teraz będzie, zarzucali jej, że źle zrobiła… Miała tego dość, i tak było jej wystarczająco głupio. Szkoda tylko, że będzie poza domem tak krótko. Tutaj nie miała się czego bać: zewsząd otaczały ją budynki, podwórko było dobrze oświetlone… Jaka szkoda, że nie miała psa! Z chęcią wybrałaby się z nim teraz na długi, wieczorny spacer.  
Myśląc tak, wrzuciła worek ze śmieciami do właściwego pojemnika i już miała wracać, gdy… nagle czyjeś silne ręce pchnęły ją na kontener. Mocno uderzyła w niego plecami. Bardzo się przeraziła!
- Co?! Dobrze ci, tak?! – przed sobą ujrzała twarz Perttu, ze strachu głos uwiązł jej w gardle – nie pozwolę przyprawiać sobie rogów! Pamiętaj, że jesteś moja! Jeśli jeszcze raz dowiem się o czymś takim, to cię zabiję! Słyszysz?! – wściekle wysyczał jej w twarz.
- Zostaw! Puść! – próbowała się wymknąć pod jego rozpostartymi ramionami, ale chwycił ją za ręce i docisnął do śmietnika.
- Mów prawdę: zdradzasz mnie z nim?!
- Odczep się! Nie jestem… twoją własnością! – krzyknęła z trudem – na pomoc!
- Zamknij się! – zatkał jej ręką usta – po to mnie wrobiłaś, tak?! Żeby znaleźć sobie innego?! Powinienem cię za to zabić! – na te słowa w jej oczach pojawił się jeszcze większy strach – nie bój się… nie jestem taki… - jeszcze bardziej się przybliżył. Gdyby to było tylko możliwe, cofnęłaby się jeszcze bardziej, ale nie była przecież w stanie wtopić się w metalową konstrukcję kontenera – choć ty uważasz inaczej! – warknął – pamiętaj: nie prowokuj mnie lepiej, bo…! – nim zdążył dokończyć, już padł na ziemię z dzikim jękiem. Nie czekała na ratunek, który mógł wcale nie nadejść. Po prostu kopnęła go w krocze i uciekła – zaczekaj…! – zawył, odprowadzając ją wzrokiem.  
Biegła, jak szalona. Z oczu znowu płynęły jej łzy. Nie uwolni się od niego, nigdy! Nawet, gdy pójdzie do więzienia! Wpadła do klatki i zatrzasnąwszy za sobą drzwi skuliła się pod nimi, po czym wybuchła jeszcze żałośniejszym płaczem. Kogo ona oszukuje?! Nigdy już nie będzie tak, jak było dawniej! Nigdy nie będzie szczęśliwa, to zawsze będzie odciśniętym na niej piętnem! Jedna, głupia znajomość! Po co ona poszła na ten "durny” festyn?!  
Zadając sobie to pytanie, biła pięścią w posadzkę, aż poczuła w niej ból. Zerwała się pośpiesznie i jednym susem pokonała schody. Bała się oglądać za siebie, on mógł przecież tam być! Już zawsze, dopóki będzie żyć, będzie rzucał cień na jej niespokojną egzystencję.

***

- Teraz jeszcze tylko ta druga i po sprawie! – Aleksi, dumnie się pusząc, oglądał właśnie zeznanie Tiiny.
- Sprytne z nich ziółka! Kto by pomyślał, że z tego wyjca taki przestępca! – gwizdnął Hannu.
- Od początku wiedziałem, że ona mówi prawdę… - wymruczał, gdy odezwał się telefon na jego biurku – tak? No dobra… wpuść ją – westchnął ciężko.
- Co jest? – spytał zaciekawiony kolega.
- Przyszła ta, przez którą mogę stracić robotę – mruknął znacząco. Nie minęła chwila, a do biura weszła Tanja z matką. Nie patrzyła żadnemu z nich w oczy, gdyż było jej głupio po tym incydencie z gazetą. Zresztą patrząc na minę Aleksego można było śmiało wywnioskować, że jest o to zły, choć sam to zaproponował – co się stało? – zadał rutynowe pytanie. Hannu natychmiast poderwał się z miejsca i opuścił biuro. Krystyna to wykorzystała i rozsiadła się na krześle, które uprzednio zajmował.
- To nie może tak być! On ją ciągle nachodzi! Nie da się go jakoś zamknąć?! – rozpoczęła podenerwowana.
- Ten wyjec? – spojrzał znacząco na dziewczynę.
- Tak… widział zdjęcia i powiedział wczoraj, że ma ochotę mnie zabić – jeszcze niżej spuściła głowę.
- Usiądź – polecił jej, posłusznie więc tak zrobiła – z tymi fotkami to moja wina… musimy być bardziej ostrożni, a co do tych nadchodzeń, to powinniście z tym iść na policję. My…
- CO?! A w czym oni nam niby pomogą?! Wszyscy są po jednych pieniądzach, rządzi nimi ten cham! Co nam to da?! – uniosła się Krystyna.
- Ja nie mogę niczego zrobić! To oni zajmują się ochroną. Robiłem już, co mogłem, ale nie chcą go zamknąć! Musiałby coś powtórzyć, żeby…
- Acha, więc musi jej to zrobić jeszcze raz, to wtedy będzie dobrze, tak?! To ja sobie wypraszam takie władze, ten proces i to wszystko… najlepiej będzie w takim razie wrócić do Polski! – kontynuowała wzburzona.
- Mamo…! – syknęła, nieco tym podenerwowana Tanja. Nie miała, jak na razie, ochoty, by się stąd ruszać.
- Polski…? – prokurator uniósł brwi.
- Mamy polskie korzenie. Ja, na przykład, jestem Polką, stąd moje imię – burknęła pani Krysia – jeśli będzie trzeba, wywiozę stąd córkę!  
- Nie chcę nigdzie jechać! – syknęła, coraz bardziej zdenerwowana.
- Spokojnie… To jak to było? – westchnął, wyraźnie znudzony ich słownymi przepychankami.
- Poszłam wyrzucić śmieci, najwyraźniej musiał być pod domem i mnie śledzić, bo wtedy mnie zaskoczył… mówił, że jestem tylko jego, że mnie zabije, jeśli go zdradzę… on nigdy nie da mi spokoju! – skryła twarz w dłoniach.
- Mam dowód na twoją korzyść – wyciągnął spod sterty papierów kartkę z zeznaniem Tiiny.
- Co to jest…? – bąknęła niepewnie.
- Zeznania jego byłej dziewczyny, ciekawy z niego typek…
- Co tam pisze?
- To nie dla ciebie, tylko się zdenerwujesz – odparł stanowczo.
- Chcę wiedzieć, co tam pisze?! – uniosła się.
- Tanja, zachowuj się! – skarciła matka.
- Lepiej nie…! – nim zdążył powiedzieć coś jeszcze, ta zerwała się z miejsca, po czym przechyliła przez biurko i wyrwała mu papier z ręki. Matka była tym bardzo oburzona, on jedynie podparł się ręką i nerwowo pokręcił głową. To się jej nie spodoba.  
Zasiadła z kamienną twarzą i zaczęła czytać wyrwane z kontekstu zdarzenia: "Po miesiącu od naszego spotkania uderzył mnie po raz pierwszy, bo rozmawiałam w pracy z kolegą (…) Pierwszy raz poważnie pobił mnie po czterech miesiącach (…) Gdy się z nim rozstałam, groził mi, nachodził. Mówił, że mnie zabije, jeśli go zdradzę. Poszłam na policję, ale byłam przesłuchiwana przez jego ojca. Powiedział, żebym to wycofała, bo inaczej, cytuję ‘Tego pożałuję’. Odpowiedziałam, że tego tak nie zostawię, bo boję się o swoje życie. Po tygodniu od tego zdarzenia ktoś popisał mi drzwi i wybił okna, odbierałam też głuche telefony. Poszłam jeszcze raz na policję. Był inny funkcjonariusz, zeznałam wszystko. Obiecał, że się tym zajmie i jeśli będzie trzeba, przekaże do prokuratury. Jeszcze tego samego dnia zjawił się u mnie ten policjant, ojciec Perttu. Zaproponował pieniądze za milczenie. Wiem, że nie powinnam była, ale wzięłam je. Bałam się go i nie chciałam tego ciągnąć. Za to mogłam przenieść się do innego miasta, żeby się od niego uwolnić. Postanowiłam wziąć te pieniądze, a on wyjechał na jakieś tournee. Od tamtej pory już go więcej nie widziałam. Dopiero parę dni temu zjawił się u mnie, znowu razem z Markko Raniellim, i zaproponował kolejną sumę w zamian za to, że nie będę się mieszać do sprawy o gwałt, którą ma teraz wytoczoną” – czytając to wszystko jej oczy znowu napełniły łzy. Nie mogła uwierzyć w to, że ten niby spokojny, miły człowiek może skrywać w sobie dwie, tak różne osobowości! A więc, to nie była już tylko wyłącznie kwestia alkoholu… Perttu był chory, i to poważnie!
- I co? Co tam pisze? – zaniepokoiła się rodzicielka.
- Ale… ale nic nie ma, żeby jej… to czemu… Nie powiedziała? – wyjąkała łamiącym się głosem, po czym wbiła w Aleksego pełen pytań wzrok, jakby on miał znać na nie odpowiedź.
- Nie rozumiem… - rzucił niepewnie.
- Dlaczego tu nie ma… nic o… o gwałcie…? – wyjaśniła, po jej policzku potoczyła się łza.
- Nic o czymś takim nie mówiła, to chyba… - przerwał głębokim westchnięciem – prawdopodobnie skończyło się jedynie na pobiciu – dokończył, uciekając gdzieś wzrokiem. Nie lubił patrzeć, jak kobieta płacze, gdyż nie miał pojęcia, jak się w takim momencie zachować. Często domagały się z jego strony pocieszenia, a przychodziło mu to przecież z takim trudem…
- W takim razie, dlaczego akurat ja…? Przecież… mógł mnie uderzyć! Tylko uderzyć! Nic bym nie powiedziała! – rozkleiła się na dobre, słone krople skapnęły na ważny dla prokuratora papier.
- Tanja… nie wiadomo, czym się kierował, też cię przecież uderzył. Później mógłby robić z tobą to samo, co z nią… albo i z tamtymi, skąd możemy wiedzieć, ile ich było? – wytłumaczył podenerwowanym tonem. Coś ściskało go za gardło. Nie wiedzieć, czemu, było mu bardzo żal tej dziewczyny.
- Ale dlaczego akurat ja…? – powtarzała, zanosząc się coraz cięższym płaczem. Matka objęła ją ramieniem.
- Celli? – wziął do ręki słuchawkę – przynieś mi szklankę wody – polecił jej.
- Nie chcę… - wybełkotała.
- Dobrze ci zrobi. Przepraszam… może pani na moment wyjść? Chciałbym porozmawiać z córką – zwrócił się do kobiety. Zabrała rękę i spojrzała córce w oczy. Nie była pewna, czy zechce tam zostać sama. Ta w odpowiedzi twierdząco kiwnęła głową, co oznaczało, że bez wyrzutów sumienia może opuścić gabinet – wybacz, ale twoja matka jest strasznie porywcza… na pewno by się wtrąciła, a to ty musisz tu decydować – wyjaśnił, gdy Krystyna zamknęła za sobą drzwi. Po chwili otworzyły się na nowo i w środku pojawiła się Celli z ową szklanką wody. Odstawiła ją na biurko i uważnie im się przyglądając, wyszła. Widziała, że Tanja płacze i chciała ją pocieszyć, ale wiedziała też, że nie powinna przeszkadzać. Wstał z miejsca, po czym okrążył biurko i wziąwszy do ręki szklankę, podał ją dziewczynie. Długo się namyślała, aż w końcu po nią sięgnęła. Usiadł naprzeciwko – wiem, że nie chcesz teraz o tym mówić, ale chciałbym, żebyś powiedziała to wszystko w sądzie – rozpoczął od nowa, nerwowo wyłamując przy tym palce. Zawsze bał się jej reakcji.
- Co…? Nie chcę tego znowu powtarzać! Już dość wstydu sobie narobiłam! – i nie mylił się: znowu była ona gwałtowna.
- Nie, nie o to mi chodzi! Chcę, żebyś opowiedziała, jak cię nachodził i groził. Może w ten sposób uda nam się wymusić na sędzi tymczasowy areszt?
- Co to za różnica…? I tak będzie mnie prześladował… on i jego ojciec! Może trzeba było wziąć te pieniądze, jak ona?! Może wtedy byłoby dobrze?! – wyrzuciła z siebie zdenerwowana.
- Tak się nie załatwia sprawy! Ona wzięła łapówkę, to karalne! A i tak niczego by to nie zmieniło – starał się patrzeć jej w twarz, choć wcale nie było to łatwe, gdyż miała spuszczoną głowę.
- Skąd możesz wiedzieć? – uniosła mętny wzrok.
- Bo on ma na twoim punkcie jakąś obsesję, jesteś inna od tych pozostałych dziewczyn – wyjaśnił spokojnym tonem.
- Niby dlaczego? – pociągnęła nosem.
- Zauważyłaś chyba, że jesteś bardzo podobna do tej, u której byliśmy… Tiina, ta, która złożyła zeznanie, też jest prawie tego samego wzrostu, ma podobne oczy, tyle, że jest blondynką… Myślę, że to jest zamierzone… - zamyślił się.
- Nie kapuję… - mruknęła zachrypniętym od płaczu głosem.
- Was wszystkie coś chyba łączy… ale ty jesteś jakaś szczególna… Gdyby tylko udało mi się dotrzeć do jeszcze jakichś jego byłych, jeśli takie w ogóle są – westchnął, prostując się na krześle.
- Czasami odnoszę wrażenie, że tobie zależy na tym wszystkim bardziej ode mnie… - bąknęła niepewnie. Nieco się już uspokoiła – dlaczego aż tak się w to angażujesz? – dodała, mierząc go nieśmiałym wzrokiem. Wciąż podejrzewała, że musi to mieć coś wspólnego z osobą Perttu.
- No… to takie pogmatwane, do tego jest winny… trzeba go wsadzić! – wzruszył ramionami.
- Czy ty nie znałeś go już wcześniej? – odważyła się zadać kolejne pytanie.
- Cóż, chyba każdy go tu zna… jest obecny w każdej stacji radiowej i kanale muzycznym – skrzywił się z niesmakiem.
- Nie o tym mówię. Znałeś go już wcześniej? Miał już jakieś sprawy?
- Nie, wszystko było sprytnie tuszowane, aż do tej pory. Poza jednym błahym wykroczeniem, ma prawie czyste akta.
- To może… prywatnie? – drążyła nadal.
- Nie… już mówiłem, że nie.
- To dlaczego… mam wrażenie, że go nienawidzisz?
Na owo "przesłuchanie” zaczął się już nieco denerwować, gdyż nie wiedział, jak ma jej to wytłumaczyć.
- Wydaje ci się – mruknął wymijająco – zresztą, jak można nie być wściekłym na kogoś, kto niszczy drugą osobę? – spojrzał nieśmiało. W odpowiedzi mimowolnie uniosła brwi. Nie całkiem zrozumiała, o co też mu chodzi? – jeszcze ostatnio, gdy rozmawialiśmy, byłaś wesoła i otwarta, a dziś… za takie coś powinno się go zabić – wyjaśnił, nie spuszczając z niej wzroku. Owe słowa przyjemnie "połaskotały” jej dumę, ale i sprawiły, że się zawstydziła. Prędko spuściła głowę. Zapanowała niezręczna cisza – to… - odchrząknął po chwili – powiesz to wszystko? Jesteś na to gotowa?
- Chyba nie mam wyjścia – wzruszyła ramionami.
- Świetnie! Teraz już na pewno wygramy! Jego była zgodziła się zeznawać, a mamy przesłuchać jeszcze jedną.
- Sorry… - bąknęła, zupełnie zmieniając temat.
- Za co? – zdziwił się.
- Ta gazeta i w ogóle… tylko problemy robię… - westchnęła ciężko, gdyż wypowiedzenie owych słów wiele ją kosztowało.
- E tam… fajnie było! Gdyby nie groźba utraty pracy, chętnie bym to powtórzył. Rzadko kiedy gdzieś wychodzę – parsknął lekko. Odpowiedziała drętwym grymasem, który na powrót przerodził się w zażenowanie, jakby nie dowierzała jego słowom – ale na serio! Nie przejmuj się tym, bo nic się nie stało – wyciągnął rękę i bez zastanowienia poklepał ją po ramieniu. Wielokrotnie widział, jak inni "stosowali” ów gest wobec przygnębionych i sam zresztą nieraz go doświadczył, więc pomyślał, że w jej przypadku również powinien okazać się pomocny. No, ale zazwyczaj od razu cofa się dłoń, tymczasem on się zapomniał i Tanja wciąż czuła ją na swoim ramieniu. Przyglądała się jej niepewnie przez chwilę, aż wreszcie nerwowo poruszyła się na krześle i wreszcie prędko odsunęła – przepraszam… - niczym poparzony zrobił to samo – nie chciałem naruszać twojej granicy… jakoś tak… - bezradnie podrapał się w głowę. Szczęściem, niezręczną sytuację przerwała Krystyna, która właśnie zapukała i uchyliła drzwi.
- Przepraszam, ale długo jeszcze? Muszę przypomnieć mężowi, że ma wziąć lekarstwo, ale nie wzięłam telefonu i nie mogę zadzwonić – rzuciła nieśmiało.
- To… już wszystko! Możecie iść – pośpiesznie zerwał się z zajmowanego krzesła. Tanja, choć niechętnie, również zaczęła się zbierać.
- Także chyba będę musiała szukać jakiejś roboty! Trudno, darmo, bo jakby tak Kaari sobie kogoś znalazła? – w drodze powrotnej pani Krysia "nadawała” niemalże bez przerwy. Córka w ogóle jej nie słuchała, wpatrzona w chodnik. Idąc wolnym krokiem co chwila dotykała ramienia, wciąż jakby jeszcze czuła na nim dotyk. Było jej z tym dziwnie, zwykle nikt nie okazywał jej takich gestów. Do tego to przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu… - Matti też chce się usamodzielnić, to wiesz, coś odpadnie, nie? – kontynuowała matka.
- Co? – bąknęła nieprzytomnie.
- No Matti się wyprowadza!
- Tak…? Kiedy? – zdziwiła się. Nie sądziła, że to kiedyś nastąpi. Jeszcze do niedawna miała mu za złe to jego "przesiadywanie” w "rodzinnym gnieździe”, a teraz proszę… A jeśli to ona przyśpieszyła tą decyzję?
- Nie wiem dokładnie, kiedy, ale jak już skończą remontować ten nowy budynek w centrum – wyjaśniła kobieta – zaraz… przecież co dopiero ci o tym mówiłam! O czym ty myślisz? – oprzytomniała, kierując na nią pełen wyrzutów wzrok – nie słuchaj mnie! Masz przecież tyle problemów, a ja ci jeszcze ględzę… - dodała zaraz potem skruszona.
- Nie szkodzi… zamyśliłam się… niedługo mam znowu zeznawać przed sądem, to… - uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę? Opowiadaj! Co masz mówić? – ożywiła się.
Już od tak dawna nie musiał nikogo pocieszać, a przynajmniej nikt szczerze nie płakał w jego obecności. Juuli, która wylewała rzewne łzy tuż po tym, jak oznajmił jej, że wie o tym drugim, z pewnością tylko udawała. Chwilowo zależało jej na ciepłym kącie, bo jej "goguś” został wtedy zamknięty, a gdy go wypuścili… po prostu zniknęła. Tanja wydawała się być taka inna – zagubiona, jakby pomimo skorupy samodzielności, którą się okryła, chciała, by ktoś wskazywał jej drogę. I jak widać, chciała by tym kimś był… on? Dlaczego? Wydawało się przecież, że nienawidzi mężczyzn. Sama mu to kiedyś powiedziała, a teraz, gdy tylko coś się działo, przychodziła do niego. Była to oznaka zaufania, czy też…? Nie, jeśli to drugie, to musi to stanowczo ukrócić.
- I jak tam po rozmowie z panną? – do biura znowu "wpakował się” Hannu. Patrząc gdzieś przed siebie nawet go nie zauważył – łoo… aż tak źle? – parsknął, "uwalając się” na krzesło.
- Co? – dopiero wówczas dostrzegł jego osobę.
- Jajco! – parsknął – nad czym tak myślisz? Zabujałeś się?
- Dobra… nie wkurzaj mnie, ok? – oburzył się.
- No co? Ja ci dobrze radzę! Jak masz problemy, tylko się porozglądaj za kobietką! Jak zaczniesz głupieć, to ci się od razu wszystko piękniejszym stanie!
- I przyszedłeś tylko po to, żeby mi chrzanić te pierdoły? – skrzywił się z niesmakiem.
- No, a po co niby? Biuro wolne… czas na ploty! – przeciągnął się leniwie – to co? Robimy po robocie wypad do jakiejś knajpki?

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6171 słów i 34642 znaków, zaktualizowała 14 paź 2016.

2 komentarze

 
  • Użytkownik jaaa

    czekam na kolejna czesc <3

    14 paź 2016

  • Użytkownik aniaaa

    Super :-)

    14 paź 2016