She's the only one for me cz. 10

Obiecuję, że to ostatni "histeryczny wątek" (z małymi) wyjątkami. Choć przyznam się szczerze, że nie wiem czy publikować to dalej, chociaż historia jest już skończona. To jest jednak strasznie "ciężkie", za ciężkie na taką lajtową stronę. Przyglądam się temu po latach i tak dochodzę do takiego wniosku...

przepraszam, że takie długie wyszło tym razem. Ogólnie moje historie to "flaki z olejem".

Pozdrowienia dla tych, którzy mimo wszystko tutaj wchodzą i czytają ;)

    Rozdział 7

    Na dworze zrobiło się odrobinę cieplej, w powietrzu czuć było wiosnę. Dni były coraz dłuższe, z gałęzi drzew wyzierały pierwsze pąki. Esplanadi i inne parki zaczynały przyciągać mieszkańców. Jednakże Tanja wciąż nie miała zbytniej ochoty na spacery. Od paru dni znowu siedziała w czterech ścianach. Od wydarzeń w magazynie minęło już trochę czasu, ale ona nadal nie mogła dojść do siebie. Enni w kółko „nadawała” o studiach, kolegach, zbliżających się zaliczeniach… miała już dość słuchania tego. Chciałaby tam być, ale wiedziała też, że nie mogłaby. Za bardzo odizolowała się od ludzi, nie potrafiła spoglądać im w twarz, przekonana, że mają ją za winną. Na pewno wytykaliby jej, iż zachciało się jej romansu ze sławą. O tak, koleżanki (i nierzadko koledzy) miałyby mnóstwo powodów do plotek, jakie bezustannie by za nią „krążyły”. A przynajmniej ona tak to widziała.  
    Enni, jako lojalna przyjaciółka (która to czasem wszystko komplikowała, zamiast pomagać), jak zwykle odwiedziła ją w wolnej chwili, by podnieść na duchu. Zasiadały na łóżku, przeglądając magazyny z modą. Wreszcie przybyła zagadała na bardzo pociągający ją temat,:
- No i się urwało… nie wiadomo, czy on serio zadaje się z tą starą wiedźmą.
- Kto? – Tanja mruknęła od niechcenia, przyglądając się kolorowym strojom, jakich to od wieków nie nosiła. Dobrze wiedziała, o kogo Enni chodzi, ale nie chciała o tym mówić.
- No Aleksi, nie? – przewróciła oczami.
- Proszę cię, mówisz o mojej psycholog, a nie babce na miotle! – zachichotała kpiąco.
- Oj, przestań! Tak fajnie nam się śledztwo zapowiadało, a tu kompletna klapa!
- Jak chcesz, to je kontynuuj. Ja nie mam zamiaru – mruknęła, ze zrezygnowaniem przewracając stronę.
- E tam… wiem, o co ci chodzi: boisz się, że odkryjesz o nim coś, co ci się nie spodoba – „kumpela” popatrzyła na nią zaczepnym wzrokiem.
- Spadaj! Co mnie on obchodzi? Po prostu nie chce mi się za nim łazić! Jeszcze czego! Jakoś mi się nie uśmiecha chodzić do Agencji… - skrzywiła się z niesmakiem.
- A skąd możesz wiedzieć, że tam był, co?!
- To sprawdź to! Co mnie to? – wzruszyła ramionami, gdy wtem jej telefon zaczął wygrywać melodyjkę – to on! – pisnęła, patrząc na wyświetlacz. Miała na myśli oczywiście prokuratora.
- Co? Serio? Po co?! – Enni niemal wskoczyła jej na plecy.
- A skąd mam wiedzieć?! – warknęła z przedrzeźniającą miną.
- Odbierz, to się dowiesz! Może to coś z sądu?
- To niech dzwoni do rodziców… - zawahała się.
- Jeny, jak sama jesteś taka wstydnisia, to ja to zrobię za ciebie! – przyjaciółka bezczelnie wyrwała jej komórkę z ręki.
- No co ty?! Oszalałaś?! – oburzona pchnęła ją tak mocno, że niewiele brakowało, by spadła z łóżka, i w końcu zagadała do aparatu.
- Cześć… to ja… nie przeszkadzam? – podrapał się w czoło po drugiej stronie.
- No… nie – bąknęła niepewnie. „Kumpela” już docisnęła się do niej, by jak najwięcej usłyszeć – a co? – kontynuowała, patrząc na znaki, które jej dawała. Miała się uśmiechnąć i „osłodzić” ton.
- Lepiej się czujesz? – padło standardowe pytanie, którego mogła się spodziewać. Ale od kiedy to miałby dzwonić tylko w takim celu?
- Nie wiem, czy to w ogóle możliwe – odparła, na co Enni trąciła ją w bok, więc prędko się poprawiła – powiedzmy, że tak.
- To dobrze… Tak sobie myślałem o tym, o czym mówiliśmy ostatnio i… ja nie żartowałem z tymi punktami.
- Jakimi znowu…? – zmarszczyła brwi, szukając w pamięci owych słów, aż w końcu ją olśniło – a tak! A co to ma do czego? – zdziwiła się. Musiała jednak chwilę poczekać na odpowiedź, gdyż rozmówca wyraźnie się wahał, bądź zastanawiał, jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć.
- Chciałabyś pójść do Linnanmäki… tego lunaparku? – chodziło mu o stały „punkt”, jeśli chodziło o krajobraz Helsinek. Ogromny „plac zabaw” dla dorosłych i dzieci, rojący się od rollercoasterów, karuzel i innych wymyślnych sprzętów. Słysząc to, poczuła, że robi się jej słabo, i to wcale nie z radości. Słowo „lunapark” skojarzyło się jej po prostu z festynem, na którym poznała Perttu. Czy to miał być… podryw? Ale nie, jak? Przecież zajmował się jej sprawą i TYLKO nią! Zresztą traktowała go tak okropnie, że chyba musiałby być masochistą! O nie, nie ma zamiaru „sprzedawać się dla wygranej” i to jeszcze komuś takiemu!
- Zaprasza cię na randkę! A to małpa, ma już przecież babę! – syknęła poruszona Enni.
- Cicho bądź! Przecież tak nie można! – skarciła „kumpelę” – z tobą? To chyba nie wypada… - rzuciła do słuchawki z wyczuwalnym dystansem.
- Nie, skąd – parsknął drętwym śmiechem – mam cztery bilety, możesz zabrać ze sobą, kogo chcesz.
- Dlaczego chcesz dać je właśnie mnie? – bąknęła z ulgą, jednocześnie się rumieniąc. Palnęła niezłą gafę!  
    Zawiedziona przyjaciółka przewróciła oczami, prychając ostentacyjnie. Liczyła na to, że wkręci się do ich towarzystwa, jako „przyzwoitka”, oczywiście przy okazji podrywając prokuratora. Tanji on przecież nie interesuje, a ona stoi jakby obok całej sprawy, więc wolno jej wdać się z nim w bliższe kontakty. Potem mogłaby wspierać „kumpelę”, u boku swego „odważnego chłopaka”… Niestety, piękny obraz wspólnej przyszłości zakłócał jeden niewygodny mankament: jego tam nie będzie!
- Tak, jak powiedziałem: chcę się jakoś zrehabilitować za te ostatnie stresy i pomyślałem, że trochę rozrywki ci nie zaszkodzi – odrzekł tymczasem on – to jak, przyjmujesz propozycję?  
    Tanja przeniosła wzrok na Enni, jakby potrzebowała jej zgody na wyjście. Z jednej strony kusiła ją perspektywa beztroskiej zabawy (o ile wszystko poszłoby zgodnie z planem), a z drugiej wzbudzało to zbyt wiele niechcianych wspomnień, choć lunapark miał z nimi niewiele wspólnego. W takim wypadku podjęcie decyzji za nią było jej bardzo na rękę.
- Powiedz, że dziękujesz – machnęła ręką – chociaż fajnie byłoby się rozerwać… wieki tam nie byłam! No, ale skoro on nie idzie…?
- To w końcu „tak”, czy „nie”?! Muszę wreszcie dać jakąś odpowiedź! – pisnęła zdezorientowana.
- Mnie się pytasz? To twoje wyjście! – przyjęła zamkniętą postawę, jakby się obraziła za to, że to nie jej funduje bilety. Tanja warknęła w duchu.
- Halo? Mam rozumieć, że nie? – dopytywał poirytowany. Przyparta do muru w końcu przytaknęła, po czym nieśmiało podziękowała za „prezent”. Chyba tak było lepiej, aniżeli to ona wychodziłaby do niego z podarunkiem… Gdy już umówili się, w jaki sposób i kiedy odbierze bilety, Aleksi postawił warunek: musi towarzyszyć im przynajmniej jeden mężczyzna. Tak dla bezpieczeństwa. Na tym rozmowa się skończyła.
- Dzięki za radę, no naprawdę! – fuknęła na „kumpelę”, gdy już odłożyła telefon.
- A co ja mam do TWOJEGO wypadu?! – prychnęła ironicznie.
- Przecież pójdziesz tam ze mną! – warknęła, choć Enni nie wyglądała na szczególnie zachwyconą – no i Kaari i… i… Matti, tak. Ostatnio źle go traktowałam… a i tak jest nam potrzebny – dodała w zamyśleniu.
- „Jak dziura w moście! Nuda!” – mruknęła w duchu.
- Mam nadzieję, że będą mogli… inaczej nici z wyjścia.
- „Oby nie dali rady!” – kontynuowała, naprędce obmyślając, jakby tutaj pozbyć się niechcianych „przeciwników”…?
    Jeśli chodziło o upór, to Enni dorównywała w nim Tanji. Miała niewiele czasu na wprowadzenie w życie swego chytrego planu, a mianowicie, by Aleksi jednak im towarzyszył. Los zdawał się jej sprzyjać, bowiem Kaari nie mogła iść w ten weekend, gdyż czekał ją służbowy wyjazd. Na sobotę i niedzielę jej firma zaplanowała szkolenia pracowników. O nie, nie mogły przełożyć wyjścia do lunaparku na za tydzień, bo wtedy to ona, Enni, nie będzie mogła, a Tanja może się rozmyślić. Pozostawało więc tylko jakoś pozbyć się Mattiego…

***

    Pod budynkiem, w którym mieszkała rodzina Venerinenów, krążyła jakaś postać. Kobieta, na co wskazywały buty na obcasie i damski kapelusz. Obserwowała wszystko spod ciemnych okularów, choć dzień był raczej pochmurny, a do lata daleko. Przechadzała się to w tę, to wewtę, co chwila zerkając na wyświetlacz telefonu. Pod klatkę podszedł Matti, który właśnie wrócił z pracy, i obrzuciwszy „dziwaczkę” niedbałym spojrzeniem, zabrał się za otwieranie drzwi. Zaraz też usłyszał szybkie kroki, oraz tajemnicze „Mam do ciebie sprawę”.
- To ty? Czemu się tak głupio ubrałaś? – zawołał na widok Enni, gdyż to właśnie ona okazała się być ową „ekstrawagantką”.
- Pierwszy raz w życiu posuwam się do korupcji, ok? A do tego trzeba konspiry! Albo i nie pierwszy… czekaj…
- Jakiej znowu korupcji? – parsknął pobłażliwie. Znajoma sięgnęła do kieszeni kurtki i wyjęła zeń 20-ścia euro.
- Masz i obiecaj mi, że nie pójdziesz z nami w sobotę do Linnanmäki. Wymyśl, co chcesz: świńska grypa, zapalenie ucha, ból łękotki… co tam chcesz, tylko się jakoś wymów! – wyszeptała, zerkając spod okularów.
- Pogięło cię? – wybuchł śmiechem – jak mnie tak nie trawisz, wystarczyło powiedzieć – dodał urażony.
- Nie o to chodzi! No bierz! – prawie już wcisnęła mu banknot w rękę.
- Jeśli myślisz, że pozwolę wam pójść bez obstawy, to grubo się mylisz!
- Oj, będzie z nami facet, ale inny – przewróciła oczami.
- Co, znalazłaś sobie wreszcie kogoś? – zachichotał złośliwie.
- Bierzesz, czy nie?! – warknęła zniecierpliwiona.
- Jak już, to mogłaś być bardziej hojna – mruknął, odbierając „łapówkę”.
- A ty nie musisz być taką zachłanną świnią! Idź już i nie zadawaj pytań! Pamiętaj: jeśli mnie zawiedziesz, wrócę po tą kasę! – wycelowała weń palcem i wycofała się do tyłu, potykając na krawężniku. Oczywiście niewiele brakowało, by się przewróciła. Wybuchł śmiechem i potrząsnąwszy głową, rozwinął banknot. No cóż, 20-ścia euro piechotą nie chodziło… Oby tylko Enni faktycznie kogoś skołowała, bo inaczej nie ręczy za siebie!
    Nadeszła sobota. Dzień był słoneczny i nawet ciepły. Idealna pogoda na wyjście w miasto. Tanja wstała bardzo wcześnie, gdyż nieznośne podekscytowanie nie pozwalało jej spać. Z jednej strony cieszyła się na ten wypad, a z drugiej jak zwykle dręczyły ją wątpliwości. No, ale przecież nie będą z Enni same. Matti, co prawda, nie był typem „wyrośniętego osiłka”, ale tak, czy inaczej, powinien odstraszyć ewentualnych fanów „Bajek”.  
    Po obiedzie, kiedy to z dziesięć razy wyjrzała przez okno, by sprawdzić, czy aby pogoda się nie psuje, udała się do pokoju brata, by zobaczyć, jak idą mu przygotowania do wyjścia. Niestety, gdy zajrzała do środka, oto okazało się, że ten trzyma się za brzuch.
- Żołądek mnie boli… chyba zaszkodziła mi ta ryba – jęknął, na co odruchowo chwyciła się za podbrzusze. Jedli przecież to samo – sorry, ale nie wiem, czy dam radę pójść – chwycił się teatralnym gestem za czoło.
- Spoko, obejdzie się – bąknęła, jakby odczuwając mdłości.
- Nie! Jeśli to dla ciebie ważne, to poświęcę się – rzekł dziarsko i aż zgiął w pół.
- Dobra, powiedziałam przecież, że nie musisz! – wywróciła oczami – jak masz wszystko obrzygać, to lepiej zostań w domu – dodała i czym prędzej uciekła z pokoju, jakby brat zarażał jakąś straszną chorobą. Gdy tylko zniknęła, wyprostował się, i śmiejąc do siebie, jak gdyby nigdy nic zasiadł do komputera.
    Zatrzasnęła się u siebie i zaczęła gorączkowo myśleć. Kogo by tu wziąć na zastępstwo…? Nie, nie było nikogo takiego… A jak jej też zaszkodził obiad? To i tak nie ma sensu nigdzie iść. Trochę szkoda, bo nawet cieszyła się na możliwość oderwania się choć na chwilę od problemów. Sama nigdy nie wpadłaby na to, by pójść do Linnanmäki. Ten „potwór” miewał czasami dobre pomysły... Zrezygnowana westchnęła i napisała do Enni sms’a, iż z wyjścia nici.
    Minęła niecała godzina, gdy w progi domostwa państwa Venerinen zawitała Enni właśnie. Odstrojona, jak rzadko kiedy: czerwony, obcisły sweterek, czarne rurki i botki na obcasie. Nie mówiąc już o wyszukanym makijażu, mocnych perfumach i szerokim uśmiechu. Zaskoczona Tanja doszła do wniosku, że nie dostała, bądź nie odczytała jej wiadomości.
- Dostałam, spokojnie. Tylko po prostu mam zastępstwo! – oznajmiła wesoło – Aleks z nami pójdzie!
- Nie znam żadnego Ale…! No nie, nie zrobiłaś tego! – pisnęła oburzona.
- Czego…? – wybąkała przerażona. Matti jej wygadał?!
- Jak mogłaś zawracać mu głowę takimi głupotami?! To prokurator, a nie prywatny ochroniarz! – wściekle rzuciła „jaśkiem”.
- No co? Przecież sam ci zaproponował to wyjście! Powiedziałam mu tylko, że bardzo chciałaś iść, ale nie mamy faceta do obstawy. Ma wobec ciebie dług, to się zgodził…
- Jaki znowu dług?! – warknęła przez zęby.
- Nie pamiętasz już? Ta prowokacja i… - cofnęła się niepewnie, w obawie, że Tanja przyłoży jej poduszką.
- Jesteś nienormalna! Przez ciebie może stracić robotę! Nie wolno mu mnie niańczyć w wesołym miasteczku! W ogóle się ze mną spotykać!
- Oj tam, kto go rozpozna w takim tłumie ludzi? – przewróciła oczami – i co to się stało, że tak się troszczysz o jego posadę? W końcu to „bezlitosny potwór” – dodała z przekąsem.
- Nie łap mnie za słówka! Nie potrzebuję komplikacji w i tak skomplikowanej sprawie! Zaraz to odwołam – zawróciła po telefon.
- NIE! – Enni skoczyła za nią i pierwsza pochwyciła aparat – jest już za późno, wariatko! Poza tym obie na tym skorzystamy: ty się rozerwiesz, a ja go może nareszcie poderwę!
- No tak, o czym innym mogłabyś myśleć? – prychnęła z pogardą – oddawaj ten telefon! – wystawiła dłoń.
- Tanja, please! Zobaczysz, że będzie fajnie!  
- Ja cię w ogóle nie rozumiem! Przecież zadaje się ze starą babą i łazi do burdelu, a ty nadal masz na niego chrapkę?! Ty jesteś całkowicie nienormalna! – pokręciła głową z niedowierzania.
- Niepotwierdzone info, przecież był tam za krótko! A z pomarszczonym piernikiem, to nie do końca pewne!
- Sama masz zmarszczki, więc nie wytykaj innym – burknęła złośliwie, na co „kumpela” odruchowo chwyciła się za twarz. Wykorzystała ten moment i wyrwała jej telefon.
- Dobra, poddaję się! – przybyła uniosła ramiona w geście przegranej – rób, jak chcesz. Szkoda tylko, że nie chcesz chwycić pomocnej dłoni… facet specjalnie dla ciebie rezygnuje ze swoich zajęć, żeby zrobić ci przyjemność, a ty… Myślałam, że nareszcie wrócisz do życia, ale cóż… pomyliłam się, a szkoda – wygłosiwszy ową przemowę, skierowała się do wyjścia, lecz nim nacisnęła na klamkę, dobiegło ją wołanie:
- Niech ci będzie! Pójdę z nim do tego głupiego lunaparku! – syknęła zrezygnowana.
- Ale tak na pewno nie! – od razu odwróciła się z szerokim uśmiechem, po czym zaciągnęła ją do szafy.
    Enni, co prawda, nie chciała zrobić z Tanji „konkurencji” dla swej osoby, ale i tak wybrała jej ładny zestaw: niebieskie, zwężane jeansy i fioletową, sweterkową tunikę. Ta jednak ani myślała się tak ubrać, a ponieważ czasu było niewiele, włożyła stare, przyniszczone jeansy oraz szary, obszerny sweter, który ostatnio bardzo polubiła. Tak czuła się najlepiej: ukrywając figurę. Nie pozwoliła też zrobić sobie makijażu, bo dla kogo miała się malować? Dla „potwora”? Jeszcze czego!  
    Przyjaciółka oczywiście kręciła nosem na cały ten „image”, ale wreszcie poddała się, uznając, że tak będzie nawet lepiej. Otoczenie zawsze twierdziło, że z ich dwójki to Tanja jest tą „ładniejszą częścią”, więc lepiej niech wygląda, jak „szara mysz”. Może było to okrutne, ale „Aleksowi” i tak nie wolno było zbliżyć się do „kumpeli”. W końcu „faceci to wzrokowcy” i, a nuż, na widok, „odstawionej” towarzyszki zapomniałby o tym, jaka była wobec niego wredna? Zwłaszcza po tym, co widziała w szpitalu…  
    Gdy ubierały się do wyjścia, z kuchni wyszedł Matti, by się pożegnać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zajadał się jabłkiem.
- Brzuch cię już nie boli? – Tanja zmarszczyła podejrzliwie brwi. Enni od razu przejechała palcem po gardle.
- A… a tak! Ktoś mi powiedział, że… że sok z jabłka jest dobry na to i… O matko, zaraz zwymiotuję! – chwycił się za usta, lecz siostra i tak wierciła go na wskroś, jakby nie dowierzała.
- Tutaj coś śmierdzi... - mruknęła do siebie.  
- Ja nie czuję! Chodźmy już! – spanikowana „kumpela” pchnęła ją w plecy i przesyłając Mattiemu znaki, zamknęła za sobą drzwi.
    Przez całą drogę na dół Enni „trajkotała”, jak to będzie fajnie i w ogóle, byleby tylko odwrócić uwagę Tanji od „idiotycznego” zachowania brata. Ponadto była zbyt podekscytowana, by milczeć. Nieważnym było, że prokurator wcale nie miał ochoty iść z nimi i zgodził się, przytłoczony jej emocjonalnym szantażem: „biadoliła”, jak to przyjaciółka chciała iść i jak z tego powodu płacze teraz w poduszkę. Jak bardzo by jej to pomogło po tym wszystkim, co niedawno przeszła. Znowu się jej przecież pogorszyło… nie je, ani nie śpi… chodzące zombie! Ale cóż, nic z tego! Szkoda, że jego miły gest pójdzie na marne… bo nie sądzi, że jeszcze skorzystają z zaproszenia. Ewentualnie mogą oddać mu bilety.
    Tak długo „marudziła” mu do słuchawki, że wyrzuty sumienia niemal go pożarły. Postanowił więc tym razem zrobić wyjątek dla ofiary – chyba najbardziej niemożliwej z dotychczasowych. Skoro jednak jeszcze bilet pozostawał wolnym (Tanja wzięła trzy z powodu nieobecności Kaari)…
- Ja zwariowałem – mruknął do siebie, czekając na dole na spóźnialskie panny.
- Za bardzo się nią przejmujesz. Nie wyszło i już, takie rzeczy się zdarzają – ziewnął towarzyszący mu Timo.
- Wcale się nie przejmuję! – obruszył się – tylko… nie chciałem, żeby bilety się zmarnowały – dodał wymijająco.
- Pewnie, powiedzmy, że ci wierzę – zachichotał zaczepnie.
- Przestań pajacować i lepiej powiedz, co z filmem z kamery – zręcznie zmienił temat.  
- Niestety nic się nie nagrało…
- Super! – zaśmiał się kpiąco – no to jesteśmy pogrzebani! Kto nam uwierzy, że pchnął ją na ten stół?
- Możesz mieć kłopoty – zauważył policjant.
- Wiem… wszystko się chrzani – westchnął, odgarniając włosy. Ale jak mogło być inaczej? Strąciła torebkę, a znajdująca się w niej kamera natychmiast się wyłączyła, przez co z nagrania nici. Zresztą, i tak nie byłoby obrazu, gdyż materiał wszystko przesłonił. Nikt jednak nie mógł się na nią o to gniewać. Nie była profesjonalistką, która ciągle nagrywa ukryte filmy. Do tego doszło też ogromne zdenerwowanie… Nie powinien był wpaść na ten „głupi” pomysł.
    Nadejście towarzyszek wyrwało go ze świata rozmyślań. To było, jak ogień i woda: Enni kolorowa, pewna siebie i jak zwykle wesoła. Tanja szara, ponura i zamknięta w sobie. Na jej twarzy malowało się wahanie. Podszedł nieśmiało i przywitał się. Mina „szantażystki” zrzedła, gdy i młody „glina” zrobił krok ku nim. A więc nie będą tylko z „Aleksem”!
- Jego już znasz, to Timo. Jest policjantem, który był z nami podczas tej idiotycznej prowokacji – wyjaśnił Aleksi widząc, iż Tanja uważnie mu się przygląda.  
- Jestem przydzielony do twojej sprawy – wystawił do niej rękę, by się przywitać. Zmierzyła go oschłym spojrzeniem, gdyż nie miała zaufania do policji. A jeśli to szpieg Ranielli? Fakt, był na prowokacji, ale przecież ten skądś dowiedział się, że to pułapka, więc może to on mu wygadał…? Młody nie opuszczał jednak dłoni. Chcąc, nie chcąc, musiała ją odcisnąć. I tak też zrobiła.
- To jest Enni, jej przyjaciółka, a to Timo, mój kolega – kontynuował prokurator.
- E tam! Chyba więcej, niż kolega, co? Nie bądź taki skromny! – zachichotał, ale pod wpływem wrogiego spojrzenia Tanji od razu się uspokoił.  
    Wsiedli w samochód, należący do Aleksego, i udali się na miejsce. Park rozrywki był widoczny już z daleka, gdyż z powodu zapadającego zmroku zapalono światła, zdobiące tamtejsze sprzęty. Zatrzymali się pod niepozornie wyglądającą bramą. Wokół roiło się od ludzi, którzy już opuścili wesołe miasteczko, to znów zmierzali do środka. Stamtąd zaś dochodziły piski, śmiechy i głośna muzyka. Tanja zawahała się, gdyż po raz kolejny obleciał ją strach. Wśród gości lunaparku mógł być przecież ktoś, kto ją zaczepi, obrazi… Mimo wszystko wciągnęła powietrze i chwyciła za klamkę. Wysiadając z pojazdu zauważyła, że jej przyjaciółka ma nieciekawą minę.
- Co jest? Już się nie cieszysz, że tu jesteś? – spytała zdziwiona.
- Na co mu ten glina? Przecież nie ściga nas godżilla! – szepnęła oburzona.
- Mnie też się to nie podoba, ale to on funduje wypad, więc nie możemy narzekać. W końcu sama mnie namówiłaś, to teraz dawaj przykład – obdarzyła ją złośliwym uśmiechem i natychmiast poczuła na sobie wzrok prokuratora. Sprawdzał, czy aby dobrze się bawi. Jako pomysłodawca owego wyjścia czuł na sobie ogromną presję. Widząc, że chyba tak, poczuł ulgę.
    Przekroczyli bramę Linnanmäki i od razu uderzyła ich różnoraka paleta barw. Światełka migotały, pulsowały i mieniły się w oczach. Wszędzie grała muzyka, dzięki czemu zlewające się ze sobą dźwięki wręcz przyprawiały o zawrót głowy. Przystanęli, sami nie wiedząc, co wybrać. Karuzelę? Kolejkę górską? Diabelski młyn?  
    Aleksi skierował się ku mapie lunaparku, zaś otwarta na wszystkich Enni zaczęła przekomarzać się z Timo, która atrakcja jest lepsza. Widząc to, Tanja znowu poczuła się obco. Nie ufała ludziom, więc nie potrafiła już tak szybko nawiązywać kontaktów z nieznajomymi. Wręcz zdenerwowała się na „kumpelę”, gdyż co dopiero narzekała na towarzystwo młodego policjanta, a oto teraz sprzeczała się z nim, jakby znali się od zawsze…
    Stanęła pod ścianą bramy wejściowej i zaczęła nieśmiało rozglądać się dookoła. Towarzysze dołączyli do prokuratora i kontynuowali słowne przepychanki pod ogromną tablicą z planem wesołego miasteczka. Obserwowała, jak pokazują coś palcami i przekrzykują się jeden przez drugiego. W całym tym zaaferowaniu zapomnieli o jej istnieniu. Tak naprawdę, to powinna tam podejść i sama wybrać, na co pójdą najpierw, skoro cały ten wypad został zorganizowany specjalnie dla niej. Niestety, jakieś niewidzialne więzy trzymały ją w tym samym miejscu, nie pozwalając zrobić kroku. Przechodzący obok ludzie rzucali na nią przelotne spojrzenia, co przyprawiało ją o jeszcze gorsze samopoczucie. Zaczęła żałować, że tutaj przyszła. To chyba nie był dobry pomysł…
- Dobrze się czujesz? – dobiegło ją pytanie prokuratora, który oczywiście uważnie się jej przyglądał. Nie cierpiała tego „głupiego” zwrotu, a jeszcze bardziej jego wzroku! Wszystko to wypływało przecież z czystej litości, przeświadczenia, iż może dostaje kolejnego ataku histerii, phe!  
    Pokiwała twierdząco głową i przyjąwszy „wyluzowaną” postawę, nareszcie odbiła się od ściany. Zaraz też w oczy rzuciły się jej mknące po torze samochodziki, które z impetem się ze sobą zderzały. To tam postanowiła rozpocząć zabawę. Po chwili więc wygłupiały się razem z Enni w owych pojazdach, niczym dzieci, potrącając się nawzajem. „Fundator” i jego kolega stali na zewnątrz, obserwując je z rozbawieniem.
- Ta jej koleżanka jest zabawna! – chichotał Timo – umie się bawić! Ale ta Tanja taka trochę…
- Musisz ją zrozumieć… ma nieciekawą sytuację – odparł Aleksi.
- Taa, wiem… tylko nie przejmuj się nią za bardzo, bo wiesz… - zarechotał zaczepnie.
- Albo się zamkniesz, albo pchnę cię pod te samochody.
- Uuu, groźba karalna i to z ust prokuratora… gdzie mam to zgłosić? – śmiał się dalej.
- Patrzcie! Bez trzymanki! – Enni właśnie wstała z pojazdu i krzycząc potwornie, usiłowała zwrócić na siebie uwagę towarzyszy. Udało się, bo kto by na nią nie spojrzał przy takim hałasie? Ledwo jednak zdążyła się tym pocieszyć, a już została uderzona przez samochodzik Tanji i wpadła do niego, wprost na koleżankę. Zaczęły się śmiać, udając przy tym, że się biją. Jak na razie wyjście do parku rozrywki doskonale spełniało swoją rolę. Wszak widok rozradowanej panny Venerinen był bardzo rzadki. Jeśli nie powiedzieć, że niektórzy widzieli ją taką dopiero pierwszy raz w życiu.
- Dobra, dosyć! – obok stanął rozbawiony Aleksi i podał rękę, by mogły wygramolić się z małego pojazdu. Uradowana przyjaciółka prędko chwyciła się jego przedramienia i niezgrabnym ruchem zaczęła podnosić. Nie mogła przy tym nie wykorzystać swojej „tajnej broni”… Udała, że się potyka i wpadła prosto w jego ramiona. Na ów widok Tanja aż zakryła ręką usta. W końcu dobrze wiedziała, co ta wyprawia i bardzo ją to bawiło.
- Och, sorry! – zachichotała zalotnie, wciąż ciągnąc swoją grę, jaka to ona jest zakłopotana.
- Nie szkodzi, uważaj – Aleksi jednak wydawał się być niewzruszoną skałą: delikatnie wziął ją za nadgarstki i odstawił na bok. Towarzyszka nie mogła już opanować śmiechu. Aż się skuliła, widząc minę speszonej Enni – w porządku? – spytał zaniepokojony tym widokiem.
- T… tak! – wyprostowała się prędko – ni… nic mi nie jest! – parsknęła głośno. Timo spojrzał na niego zdziwionym wzrokiem, a on z kolei na Enni, całą czerwoną ze złości – już… już dobrze! – odetchnęła i zaczęła zbierać się z autka.
- Pomóc ci? – prokurator postanowił zaoferować się i jej, ale ona oczywiście sama sobie poradzi! Prędko wyskoczyła z samochodu i opuściła atrakcję. Potrząsnął głową, uśmiechając się do siebie.
- O… patrzcie! Karuzela dla dzieci! – „kumpela” wychwyciła kolejny cel – idziemy? – spojrzała po nich takim wzrokiem, że ten wyrażał raczej rozkaz, aniżeli pytanie. O tak, gdy Enni się do czegoś „zapaliła”, nie było odwrotu.
- No co ty… to nie dla nas – skrzywiła się mimo to.
- Weź przestań! Chodźcie! Pobawimy się! – zaśmiała się.
- No nie wiem… - prokurator przejechał ręką po czole.
- Ej, no! Chodź! – chwyciła go za dłonie i pociągnęła do przodu.
- Jej odmówisz? No wiesz… - parsknął Timo. Tanja nie przestawała się podśmiewać. Przyjaciółka chwytała się już ostatniej deski ratunku, byleby go tylko zauroczyć.
- No dobrze! – poddał się w końcu. Pobiegli ku „zabawce”, na której zamiast zwykłych siedzeń, znajdowały się to kaczki, to samochody, konie, jakieś rowery… do tego wszystkiego grała wesoła, „bajkowa” melodyjka. Słowem: coś dla najmłodszych. Enni wpakowała się na karuzelę, zajmując „motor”.
- Ja tu chcę! Żeby było jak w policji! U nas tak jeżdżą! – pisnął oburzony Timo.
- Masz konia, to podobne! – mruknęła.
- Wolę motor!
- Przestańcie, bo rzeczywiście zachowujecie się, jak dzieci! – poirytowany Aleksi przewrócił oczami, po czym usiadł na… „kaczce”. Tanja zajęła miejsce tuż obok, na dosyć ładnie wykończonym „łabędziu”. Znajomi z przodu w końcu się pogodzili i tak Enni zasiadła na „koniu”, a policjant na „upragnionym motorze”. Motorniczy karuzeli zmierzył ich ogłupiałym wzrokiem i uruchomił mechanizm – nie wierzę, że dałem się na to namówić… - speszony Aleksi westchnął do siebie, zasłaniając się ręką – jak ktoś mnie rozpozna, będą mieli dużo do gadania… prokurator bawi się na karuzeli dla dzieci.
- Oj, tam! Jest fajnie! – parsknęła towarzyszka z siedzenia obok.
- Dobrze się bawisz? – spytał zaciekawiony.
- Tak! Jest super! – zachichotała.
- To dobrze, o to mi chodziło – wymsknęło mu się. Mimo że dobrze znała jego intencje, jej uśmiech i tak gdzieś zniknął, a pozostała nieufność, która wymalowała się na jej twarzy. Zauważył to i natychmiast stracił pewność siebie – pasuje ci ten łabędź… ładnie na nim wyglądasz – palnął bez zastanowienia. Od razu wbiła w niego pytający, ale i zażenowany wzrok. Zapanowała niezręczna cisza, ale tylko między nimi, bo wokół grała muzyka, a towarzysze przed nimi przekomarzali się żartobliwie, robiąc przy tym niemały hałas. Przełknął nerwowo ślinę, rozglądając się we wszystkie strony. Poczuł się głupio. Obserwowała go z rezerwą, a do jej umysłu pukało teraz tysiące myśli. Czy powinna łączyć dzisiejszy wieczór z tamtym w szpitalu…? Westchnął głęboko i postanowił zaryzykować – przepraszam, jeśli przypadkiem cię ubrudzę pawiem, ale zwykle nie jeżdżę karuzelą – uśmiechnął się niepewnie. To, co powiedział było strasznie głupie, ale ona i tak z pewnością ma go już za idiotę, więc co za różnica?  
    Na szczęście poskutkowało: najpierw się wzdrygnęła, ale już potem zaśmiała, odchylając nieco w bok.
- Czemu nie? Rodzice nie zabierali cię do wesołych miasteczek? – spytała ze śmiechem.
- Raczej nie chodziłem… - nieco sposępniał, udzielając przy tym bardzo dziwnej, jak dla niej, odpowiedzi.
- Nie mieli na nie pieniędzy? – drążyła, zamiast ugryźć się w język.
- A co? Ty pewnie dużo chodziłaś, że tak pytasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie, jakby chciał się w ten sposób od czegoś wymigać. Na jego twarzy nie było już uśmiechu, co ją nieco zraziło.
- No… chyba często… - bąknęła niepewnie. Poczuła się nieswojo – szkoda, że ty nie… gdy się jest dzieckiem, to wtedy jest najzabawniej.
- Zawsze można to nadrobić – odparł, patrząc gdzieś w bok.
- Powiedziałam coś nie tak? – wydukała zmieszana. Czuła, że coś zepsuła. Luźna atmosfera gdzieś uleciała, nie było już tej radości, aniżeli zanim zadała to „głupie” pytanie.
- Nie, czemu? – odwrócił twarz. Nie wyglądał już jednak tak, jak jeszcze parę minut wcześniej. Był jakby pochłonięty rozmyślaniem nad czymś, co zatruwało go od środka i nie pozwalało cieszyć się obecną chwilą.
    Rzeczywiście: zamilkł, wbiwszy wzrok w dłoń, w której obracał kluczyki od samochodu, i dopóki karuzela nie stanęła, już go nie uniósł. Zrobiło się jej głupio, wyglądał teraz jakoś dziwnie… Nie znała go, nie wiedziała, co ukrywa i dlatego nie powinna była przyjąć tego zaproszenia! Ale jak zwykle ta Enni! Jak tak chciała go poderwać, to mogła sobie tu przyjść sama!  
    Sprzęt wreszcie się zatrzymał. Pośpiesznie zaczęła go opuszczać, gdyż miała ogromną ochotę, by stamtąd uciec.
- To na co teraz idziemy? – przyjaciółka miała jednak inne plany.
- Ja chyba bym chciała… do domu – wtrąciła niepewnie.
- Jak to? Już? Myślałem, że… - jakby w końcu oprzytomniał. Jej reakcja bardzo go zaskoczyła, w końcu jeszcze parę minut temu świetnie się bawiła… a jeśli to była tylko taka przykrywka, by go uspokoić? Poczuł się zawiedziony. Nie lubił, gdy ludzie go oszukiwali. Wolał szczerą prawdę, zwłaszcza, gdy chodziło o tak błahe sprawy. W końcu chciał zatrzeć nieprzyjemne wrażenie, jakie po sobie pozostawił przez tą prowokację, ale skoro jej się nie podoba, to czy nie będzie jeszcze gorzej…?
- Ona tylko tak gada, ale jak się rozkręci, to będzie spoko! – Enni  złapała ją pod ramię – Tanja, nie świruj! Jak się zmyjesz, to i oni! – jęknęła jej na ucho.
- Chcę już do domu! On jest jakiś dziwny! Kto wie, co mu chodzi po głowie?! – syknęła oburzona.
- Przystawiał się do ciebie?!
- Przestań! – przewróciła oczami – sorry, ale… trochę źle się poczułam po tej karuzeli i dlatego wolę już jechać do domu – zwróciła się do towarzyszy. Cóż, owa wymówka była strasznie głupia, ale nic innego nie przychodziło jej teraz do głowy.
- Usiądź, na pewno za chwilę ci przejdzie. Jazda samochodem mogłaby to jeszcze pogorszyć – Aleksi odparł, niczym najprawdziwszy lekarz. Ciekawe tylko, czy owo stwierdzenie w praktyce okazywało się prawdą?
- Przyniosę ci coś do picia, co? – zawołała zaaferowana Enni i nie czekając na jej potwierdzenie, „wypaliła” przed siebie, niczym z procy.
- Pójdę z nią – Timo zrobił jakąś „głupią” minę i ruszył za dziewczyną. Kolega wściekle przewrócił oczami. Ten „idiota” zrobił to przecież specjalnie…  
    Tymczasem zrezygnowana dziewczyna usiadła na murku, obok którego stanęli. Wciąż czuła się nieswojo, i do tego znowu została z mężczyzną sam na sam… miała ochotę zabić za to Enni! Czy ona nie rozumie, co ona przeżywa?! Z nerwów aż zaczęły jej drżeć ręce. Szczęściem dla niej, prokurator okazał się być taktowny i nie dosiadł się do niej, a wciąż pozostawał w tym samym miejscu, to znaczy kawałek dalej.
- Lepiej już? – spytał, niby szczerym tonem. Nie mogła powiedzieć, że tak, bo dopiero teraz naprawdę źle się czuła! Cała drżała, serce łomotało jej jak szalone, a dech zapierała jakaś dziwna duszność… Nie mogła jednak okazać przed nim słabości! Zacisnęła zęby i powoli otworzyła usta.
- Tak… nie chce mi się pić, niepotrzebnie gdzieś poleźli – starała się, by jej ton był w miarę miły, ale nerwy i nieufność wobec owego mężczyzny sprawiły, iż zabrzmiało to dosyć oschle. Westchnął ciężko i rozejrzał się wokoło, aż jego uwagę przykuła mała dziewczynka, która koniecznie chciała strącić piramidę z ułożonych kubków. Była jednak za mała i z trudem spoglądała zza wysokiej lady. Rozejrzał się na boki, ale nigdzie nie dostrzegł dorosłych osób, które mogłyby być jej rodzicami… Bez namysłu ruszył ku niej.  
    Tanja, która miała spuszczony wzrok, postanowiła w końcu unieść głowę i sprawdzić, jak towarzysz reaguje na jej towarzystwo. Wszak się nie odzywał… Jakże się jednak wystraszyła, gdy okazało się, że nigdzie go nie ma! I to nie na żarty! Aż zakręciło się jej w głowie, a do oczu napłynęły łzy bezradności. Nie chciała być tu sama, nie wśród tylu ludzi! Drgawki stały się jeszcze silniejsze, ledwo łapała dech, aż… Wtem dojrzała w tłumie znajomą jej postać: prokurator właśnie zaczepiał jakąś małą dziewczynkę ze dwa kroki stamtąd. Nabrała więc powietrza i udała się w tamtą stronę. Co jak, co, ale nie zostanie tu zupełnie sama!
- No, to rzucaj! – gdy stanęła za jego plecami, właśnie zachęcał małą „do boju”. Dziewczynka przymierzyła się, zmrużyła jedno oko i zamachnęła się… po czym trafiła w samo sedno! Piramidka rozpadła się na „kawałki”.
- Hurra! – wykrzyknęła wesoło.
- No, jeszcze dwa rzuty! – przypomniał mężczyzna, który obsługiwał ów stragan. Mała nabrała więc powietrza i wykonała dwa rzuty, z których niestety jeden okazał się niecelny.
- Nie mam już pieniędzy, a tak chciałam tego misia! – jęknęła bezradnie.
- Gdzie są twoi rodzice? – Aleksi odstawił ją na ziemię. Tanja przyglądała im się z zaciekawieniem, „potwór” wydawał się mieć podejście do dzieci.
- I tak mi nie dadzą więcej. Powiedzieli, że za dużo już wydałam! Samoluby! – dziecko było bardzo bezpośrednie. Najwyraźniej rodzice nie nauczyli jej, że z obcymi się nie rozmawia.
- Dobra, spróbuję ci to wygrać, skoro są tacy niedobrzy – parsknął, sięgając do kieszeni, po czym mimowolnie odwrócił głowę i napotkał wzrok towarzyszki. Na jej widok wyraźnie się speszył. Patrzyła na niego z rezerwą, ale i niedowierzaniem. Już miał coś powiedzieć, by się wytłumaczyć, ale go wyprzedziła:
- Mogę… też spróbować? – spytała nieśmiało.
- No… jasne! – zdziwił się z lekka – rzucaj pierwsza, a ja po tobie – wystawił do niej dłoń z piłeczką, którą właśnie otrzymał od „kierownika” owej budy. Sięgnęła po nią niepewnie. Ręka wciąż jej drżała, do tego nadal unikała dotyku ze strony innych ludzi. Szarpnęła za rzecz i prędko się cofnęła. Na mężczyźnie najwyraźniej nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia, bo oto już rzucał do celu! Udało się, strącił! Mała aż klasnęła w ręce. Teraz przyszła kolej na Tanję. Westchnęła ciężko, nie chciała tego zepsuć, w końcu nie robiła tego dla siebie… Owa zabawa sprawiła, że na chwilę zapomniała o strachu i pewnie zamachnęła się piłką. Drugi cel „stracony”! Pozostał już tylko jeden i to właśnie on należał do Aleksego.
- Udało się! – krzyknęli wesoło, jakby wygrali milion euro, gdy i ten się rozpadł. „Kupiec” podał małej upragnioną zabawkę, a ta natychmiast gdzieś z nią popędziła, nawet nie dziękując „darczyńcy”.
- No coś takiego! Nawet nic nie powiedziała! – oburzyła się Tanja.
- Daj spokój, to tylko dziecko – zaśmiał się – a to marne grosze, co niby bym za nie kupił?
- No, ale to nieuprzejmie tak… - mruknęła. Jakoś tak nie była specjalnie zachwycona dziećmi.
- Może też coś chcesz? Mam trochę kasy – śmiał się dalej.
- Co…? – wykrztusiła niepewnie. Poczuła, że grunt znowu zaczyna się jej usuwać spod nóg. Wszak, to na randkach „faceci” wygrywają coś dla swoich dziewczyn, a ona przecież na niej nie jest i nawet nie zna tego „dziwaka”! Jeśli on coś insynuuje, to… - no co ty… dzieckiem nie jestem, to po co mi zabawki? – uśmiechnęła się niepewnie, po czym prędko oddaliła spod owej budki. Gdzie jest ta „durna” Enni?!
- No co pan? Ona tak tylko gada, ale chce! Wygraj coś pan dla dziewczyny! – zachęcał właściciel „zabawkowego interesu”. Na jego słowa nieco się poirytował. Jeszcze czego, żeby ludzie go z nią łączyli?! Skrzywił się, po czym machnął ręką i udał za towarzyszką.
    Tanja zmierzała przed siebie wolnym krokiem.
- Jednak się dobrze nie bawisz, co? – usłyszała głos prokuratora. Gdy odwróciła głowę, okazało się, że już ją dogonił.
- Nie… przeciwnie, tylko się chwilowo źle poczułam – nerwowym ruchem „założyła” włosy za ucho – chyba masz podejście do dzieci… - zaczęła nieśmiało. Ciekawość wzięła nad nią górę – to dlatego, że masz… swoje? – spytała niepewnie.
- Nie, co ty! – parsknął, lekceważąco machnąwszy przy tym ręką – w przeszłości miałem po prostu z nimi dużo do czynienia i tak jakoś... nie mogła sobie dać rady, to postanowiłem jej pomóc.
- Acha… młodsze rodzeństwo?
- Nie – odparł krótko po chwili wahania. Z chęcią pytałaby więc dalej, ale jego mina mówiła sama za siebie: „Nie pytaj więcej, bo mnie irytujesz!”. Zamilkła więc speszona.
- No, tu jesteś! – nagle wpadła między nich Enni, dzięki czemu zaistniała szansa, iż zapomni o jej „ciekawskich” pytaniach – z pięć minut już was szukamy, gdzieście wsiąknęli?! – zawołała z wyrzutem. Tanja nic jej jednak nie odpowiedziała i najzwyczajniej w świecie przeszła obok – ej, co jest?
- Nie odzywam się do ciebie! – syknęła wzburzona.
- I jak? – do znajomych dołączył nieco zdezorientowany Aleksi.
- Mam ochotę… na coś słodkiego! – Tanja odwróciła się do nich z uśmiechem. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni owym widokiem, w końcu jeszcze do niedawna chciała wracać, a teraz wydawała się być zadowolona… Owszem, z chęcią zjadłaby teraz coś nafaszerowanego cukrem! W przeszłości raczej tego nie robiła, bo zawsze dbała o linię, ale teraz wszystko jej było jedno. Może być nawet „szafą trzydrzwiową”!
- W porządku! – na taki widok Aleksi odczuł wyraźną ulgę – dobra, to kupmy coś, a ja zapła…
- O nie! Nie ma mowy! – przerwała mu oburzona dziewczyna – mam parę euro, sama sobie…!
- Nie, to ja to zorganizowałem i ja będę płacił! – odparł zdecydowanym tonem. Obrzuciła go niepewnym spojrzeniem, zaskoczona tą przesadną hojnością.
- Daj spokój, Tanja! Jak jest uprzejmy, to korzystaj! – parsknęła Enni – patrzcie, tam coś sprzedają! – po czym nie pozwalając jej prowadzić dalszej dyskusji, odciągnęła ją do wskazanego przez siebie stoiska.  
    Po chwili już „okupywali” jeden ze stołów przy budce ze słodyczami, i spożywali „zamówienie”: Enni zapychała się malutkimi okrągłymi ciasteczkami o dźwięcznej nazwie… „Hanna-tädin pikkuleivät”, a Tanja kolorowymi galaretkami w kształcie kulek. Z męskiej części towarzystwa Timo „raczył się” piwem, bo czym mógłby „facet”? Aleksi zaś akurat niczym z racji tego, że prowadził samochód, a do słodyczy jakoś go nie ciągnęło.
- Daj mi jedno! – Tanja właśnie porwała ciastko z talerzyka Enni.
- Spokojnie! Nie objadaj się tak, bo mi się do samochodu nie zmieścisz! – zachichotał zaskoczony prokurator. Pierwszy raz widział, żeby dziewczyna pochłaniała ciastka z taką pasją! W końcu każda martwiła się o sylwetkę…
- Mam to gdzieś! – machnęła ręką, przy okazji plując dookoła okruszkami. Na ów widok Timo skrzywił się, wyrażając w ten sposób swoją dezaprobatę, a towarzysz parsknął jeszcze głośniej.
- Ej, nie bądź świnia! Daj coś w zamian! – oburzona „kumpela” sięgnęła do jej „zasobów”, ale wszystko już zniknęło… - no dajcie spokój! Co za locha jakaś?! Nie żryj tyle, bo się roztyjesz, a wtedy się z tobą rozwiodę! – zawołała poruszona.
- Eee… słucham? W naszym kraju, to raczej śluby tej samej płci nie są dozwolone – wtrącił rozbawiony Aleksi.
- To było z „Przeminęło z wiatrem”, na pewno znasz – zatrzepotała do niego rzęsami.
- A… ten głupi film? – parsknął kpiąco.
- Ja ci dam „głupi”! To jest świetne! Tylko koniec, to faktycznie durny…
- Zasłużyła sobie, facet przez tyle lat koło niej skakał, a ta łaziła za innym… - mruknął, podpierając się ręką o blat.
- ON TO OGLĄDAŁ! – pisnęła podekscytowana, na co Tanja aż się zakrztusiła jedzonym ciastkiem.
- No co? Co w tym takiego dziwnego?! Sama powiedziałaś, że to znane – speszył się z lekka.
- Wiecie, Aleksi ma zamiłowanie do babskich rzeczy, „Casablancę” też oblukał! – wtrącił rozbawiony Timo.
- Przestań, wcale nie! – burknął, po czym uderzył go pięścią w ramię.
- Ej, ale serio? – Enni wbiła w niego wzrok, aż trzęsąc się ze śmiechu. Jeśli padnie „Tak”, to „wybuchnie” na nowo! Zdawało się, że i Tanja świetnie się bawi. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech, a z oczu biła radość, jakiej jeszcze u niej nie widział.
- Nie oglądam filmów, które się żałośnie kończą! – przedrzeźnił „ciekawską”.
- Właśnie, że się pięknie kończy! Takie poświęcenie z miłości…  - Enni złożyła ręce, patrząc przed siebie rozmarzonym wzrokiem.
- Akurat! Chciał się jej po prostu pozbyć, bo mu wykręciła niezły numer z tym mężusiem – wzruszył ramionami. Dziewczyna zawiesiła na nim wzrok i patrzyła tak przez chwilę, po czym… ryknęła potężnym śmiechem, a przyjaciółka jej wtórowała – o co wam chodzi?! – zawołał, do głębi zażenowany. Co w tym takiego śmiesznego, że człowiek obejrzy oscarowe produkcje?! Przecież nie powiedział, że mu się podobało!
- Fa… faceci nie oglądają ta… takich filmów! – wykrztusiła Enni, już płacząc ze śmiechu.
- Chyba, że krytycy – dodała Tanja.
- Ale bez szufladkowania! Skończmy, to już, co? Nie lubię, jak się mnie obgaduje – mruknął, starając się zachować powagę. W końcu kogo nie porusza czyjś śmiech?
- E tam! Weź opowiedz o swojej kolekcji: „Love Story”, „Dirty Dancing”, „Spacer w chmurach”… acha i „Pocahontas”! – rechotał Timo.
- Przestań, co?! – przewrócił oczami.
- A na „Królu Lwie”, to ryczał, jak się ten jeden zabił!
- Oj tam, każdy to przerabiał – Tanja machnęła ręką.
- Nie o to chodzi, on był dorosły, jak oglądał! – parskał policjant.
- Powoli przestaje mnie to bawić… - wymruczał podenerwowany.
- Wow, to twoja dziewczyna ma z tobą spoko. Może sobie oglądać, co chce! – Enni postanowiła ugryźć nurtujący ją temat. Tanja natychmiast posłała jej kuksańca. Uśmiech zniknął i zastąpiło go zakłopotanie, oraz wstyd za koleżankę.
- Nie, bo nie mam dziewczyny… i tych filmów też nie – posłał jej kpiący uśmiech.
- Acha… więc żona?
- Przepraszam, ale czy to jest jakiś „Wieczór zwierzeń Aleksego K.”? – oburzył się z lekka. Natychmiast zamilkła.
- Ja… idę po coś do picia – Tanja zerwała się z miejsca – a ty idziesz ze mną – uśmiechnęła się znacząco, po czym pociągnęła przyjaciółkę za ramię. Ta zaczęła się sprzeciwiać i rzucać, ale i tak pociągnęła ją za sobą.
- Co za okropna dziewczyna… - westchnął, przecierając twarz.
- Tanja? – zaciekawił się Timo.
- Nie… ta druga! Tanja zresztą też, ale ona to co innego, ma problemy – machnął ręką.
- Ta Enni na ciebie łypie! – pokiwał głową.
- Wiem… myślisz, że tego nie widzę? Jak ja nienawidzę namolnych dziewuch…
    - Dziękuję – Tanja odebrała właśnie swój napój – też chcesz? – zwróciła się do towarzyszki.
- Nie – burknęła skwaszona.
- I coś taka? Jakbym cię stamtąd nie zabrała, to ciągle zadawałabyś te bzdurne pytania! Tak się przecież nie robi! – odparła wzburzona.
- No co?! Co w tym złego? Tylko spytałam! – zaprotestowała – ale w takim razie chyba nikogo nie ma – dodała olśniona.
- A Tarja? – burknęła kpiąco – nosi obrączkę, to może być jego żoną! On przecież wcale nie musi nosić swojej! Na pytanie ci przecież nie odpowiedział – wykrzywiła się ironicznie.
- Chwilę… Kicha, ty możesz mieć rację! – jęknęła bezradnie – ale czemu się z nią chowa…? – zamyśliła się.
- Mam to gdzieś – mruknęła, po czym wyminęła ją i skierowała się do stolika.
- No co ty? Przecież cię podrywa, a ty na to nic?! Jak ma połowicę, to trzeba go ustawić!
- Przestań! Nikt mnie nie podrywa! – pisnęła poruszona – przez ciebie już sama nie wiem, po co tu przyszłam! – zdenerwowała się, po czym gwałtownie odwróciła i w rezultacie z kimś zderzyła. Napój wylądował na owej osobie.
- Uważaj pani! – zawołał podenerwowany mężczyzna, strzepując z siebie, ile się tylko dało.
- Przepraszam – jęknęła, zatykając usta. Nieznajomy uniósł twarz spod czapki. Serce natychmiast mocniej jej zabiło, był taki podobny do Perttu! Przerażona, cofnęła się do tyłu. Znowu zaczęła drżeć.
- Kawa… nie no! By to diabli! Uważaj pani na drugi raz! – marudził, oglądając zmoczone ubranie. Nerwowo przełykała ślinę, do oczu napłynęły jej łzy.
- Zagapiła się, spokojnie! – między nich wkroczyła Enni – chodź, nie przejmuj się nim – pociągnęła ją za rękę, ale ani drgnęła – Tanja… co ci? – przeraziła się na jej widok: była blada, jak ściana, a wzrok zdawał się być nieobecny. Mężczyzna obrzucił je bliżej nieokreślonym spojrzeniem i odszedł. Nie, to nie był on, to było tylko złudzenie…
- Ja… ja myślałam, że to… że to on! – wykrztusiła, wciąż zatykając usta. Po policzku pociekła jej łza.
- Kto?! Widziałaś Perttu?!
- Nie… ja… ja… ja już go wszędzie widzę! Boże kochany, czy ja wariuję?! – zabrała dłoń i zacisnęła obie na głowie.
- Spokojnie, to nie był on! Zwidziało ci się, ale serio go przypominał – próbowała pocieszyć koleżanka.
- Nie! Ja wariuję! – z ogromnej bezradności aż się w sobie skuliła. Wtem do jej uszu dotarły znajome dźwięki: „Days looks like you. I’ll give you everything what I have, but say it: I wanna be with you” . Tak, to był utwór „Bajek”, który kazał jej śpiewać na festiwalu! Zaczęła histerycznie targać się za włosy, a po jej twarzy spływały coraz to nowe łzy. Prędko zerwała się na równe nogi i rozejrzała, skąd też dochodzi owa piosenka? Objęła wzrokiem wszystkich ludzi, ale niczego nie widziała. No chyba „Fairy Tales” nie urządzili sobie tutaj koncertu?!
- Tanja, wszystko dobrze?! – Enni była przerażona jej widokiem.  
    Jest! Natrafiła! To był konkurs karaoke, który rozgrywał się nieopodal. Pod postawioną na tę okazję sceną stało mnóstwo ludzi, kilkoro z nich miało na sobie koszulki z logiem „Fairy Tales”, więc z pewnością byli ich fanami… A jak ją tutaj zobaczą?! Jak rozpoznają?! Spanikowała jeszcze bardziej i rzuciła się do ucieczki. Wystraszona przyjaciółka wrzasnęła za nią, ale jej nie słuchała. Wpadła między tłum i nie zwracając na nic uwagi zaczęła się przepychać między zaskoczonymi ludźmi. Co najgorsze, straciła zmysł orientacji, nie wiedziała, gdzie jest. Biegła na oślep, i tak niczego nie widząc przez załzawione oczy. - Pomóżcie mi! – zziajana Enni dopadła już do stołu, przy którym uprzednio siedzieli.
- Co się dzieje?! – towarzysze bardzo przerazili się jej widokiem: była blada, jak ściana.
- Nie wiem! Tanja wpadła w jakąś histerię i zwiała! A jak wlezie pod samochód?! – pisnęła przerażona, z emocji aż drżały jej wargi. Nie musiała jednak długo czekać na odzew: pośpiesznie zerwali się z krzeseł i pobiegli na jej poszukiwanie.
    Nowe łzy właśnie wylały się z oczu i dzięki temu mogła dostrzec bramę. Zebrała w sobie ostatnie siły i wybiegła za nią. Poczuła się bezradnie. Nie wiedziała, co ma teraz robić?! Była bardzo daleko od domu, a czuła, że już nie może biec. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Nogi uginały się pod wpływem własnego ciężaru, a klatkę piersiową tłamsił ciężki kamień. Zebrała resztki sił, a dostrzegłszy stojące na parkingu samochody, wbiegła pomiędzy nie, po czym przykucnęła przy jednym z nich i na nowo wybuchła histerycznym płaczem. Padła na zimny bruk i przyciągnąwszy do siebie kolana, schowała w nich głowę.
    Spanikowana Enni nawoływała jej imię już od dobrej chwili. Timo rozglądał się wewnątrz parku, a Aleksi właśnie minął bramę. Za nim udała się przerażona dziewczyna – Myślisz, że uciekła do domu? – wykrztusiła z ledwością. Sama była ledwo żywa z przerażenia.
- Na pewno… ale stąd to bardzo daleko – mruknął, rozglądając się po samochodach – chyba będziemy musieli wsiąść i… - urwał, gdyż oto dosłyszał cichy szloch…
- Myślisz? Ale ona szybko biegła, to…
- CII! – położył palec na ustach i udał się w kierunku dochodzącego dźwięku. Minął parę rzędów pojazdów, ale nic, aż w końcu, przy jednym z nich, dostrzegł jej sylwetkę. Czym prędzej przyśpieszył kroku, aż dotarł do „celu”.
- Tanja?! – spanikowana Enni już się do niej rzuciła, ale zatarasował jej drogę ramieniem.
- Nie tak, spokojnie! – polecił jej i wolnym krokiem podszedł do dziewczyny, po czym przykucnął obok – już w porządku? – rzucił nieśmiało. Tu skończyła się jego wiedza na temat postępowania z „histerykami”. Towarzyszka również nachyliła się nad przyjaciółkę, „bezczelnie” kładąc mu rękę na ramieniu – chodź… pójdziemy do samochodu – zwrócił się do tej drugiej. W odpowiedzi jeszcze bardziej się w sobie skuliła – jest zimno, nie możesz tu tak siedzieć… - kontynuował łagodnym tonem.
- No, odmrozisz sobie nerki – wtrąciła poruszona Enni.
- Może ja będę mówił, co? – jęknął, spoglądając na nią z politowaniem. Speszona, od razu zamilkła – Tanja, słyszysz mnie? – ponowił próbę nawiązania kontaktu. Dziewczyna nic się jednak nie odzywała, nadal płakała. Do tego była jakby nieobecna.
- Jeny, a jak ona…? – przyjaciółka wykonała „młynek” obok głowy.
- Przestań! – przewrócił oczyma, choć sam nie był pewien, czy nie ma racji… - słyszysz mnie? Pojedziemy do domu, będzie, jak chcesz, tylko wstań i chodź – wyciągnął rękę i spróbował wziąć ją za ramię, ale ledwo dotknął ją palcem, a ta odsunęła się, jak oparzona – dobrze… jak nie chcesz, to nie będę cię dotykał, tylko wstań… - wykrztusił niepewnie. Towarzyszka jeszcze mocniej zacisnęła dłoń na jego ramieniu. Patrzyła na wszystko, jakby właśnie oglądała jakiś film. „Psychologiczny” w dodatku!  
    Tanja w końcu uniosła głowę i popatrzyła na niego pytająco. Chciała wiedzieć, czy aby na pewno mówi prawdę i już więcej nie będzie próbował na siłę jej stamtąd wyciągnąć – Tanja, powiedz, czy mnie słyszysz. Jeśli tak, to daj jakiś znak – zachęcał łagodnym, acz drżącym głosem. W odpowiedzi skinęła głową. Odetchnął z ulgą – chodź, pójdziemy do samochodu i pojedziemy do domu, co? – spytał ponownie. Na owe słowa zaczęła się niezgrabnie zbierać z ziemi. Po jej twarzy wciąż płynęły łzy, pociągała nosem i cała drżała: z zimna i paniki, jaka ją ogarnęła. Nie chciała jednak niczyjej pomocy. Przyjaciółka na siłę wzięła ją pod ramię i poprowadziła do samochodu. Aleksi w tym czasie wyciągnął telefon i odszukał na nim znajomy numer. Po paru sygnałach usłyszał pożądany głos – Tarja? Tu ja, musisz przyjechać. Tak, są problemy, ale nie zgadniesz z kim… z Tanją… tak, dobrze słyszysz! Nie… może lepiej do mnie? Przyjedź, to ci wszystko wytłumaczę – zakończył rozmowę i ciężko wzdychając, zaczął wybierać inny numer. Musiał zadzwonić do Timo, żeby mu powiedzieć, że już (bądź dopiero) się znalazła.
    Czekała już z Enni pod pojazdem. Gdy zebrali się w kupę, Tanję czekała niespodzianka… Aleksi nie miał zamiaru odwozić jej do domu – u niego Tarja mogła z nią swobodnie porozmawiać i uspokoić podczas, gdy w mieszkaniu Venerinenów zapanowałaby istna „histeria”, a Krystyna nawet nie pozwoliłaby psycholog się do niej zbliżyć. „O, nie! To ona wie lepiej, jak z nią postępować, bo jest jej matką, a nie jakaś podrzędna psycholożka!”. Ponadto tym razem już na pewno by go zabiła, nim zdążyłby się obejrzeć!  
    Niestety, gdy Tanja zorientowała się, że prawdopodobnie jadą w inne miejsce, znowu zaczęła przejawiać „histeryczne skłonności”.
- Nie, nie, nie! Ja chcę do domu! – piszczała dziko.
- I pojedziesz, ale najpierw…! – próbował ją przekrzyczeć.
- JA CHCĘ TERAZ! – przechyliła się przez siedzenie i wściekle szarpnęła go za rękę. Ów „gest” spowodował, że wykonał gwałtowny manewr, przez który mogli się rozbić. Enni krzyknęła z przerażenia, gdyż nagle dotarło doń, że zaraz może „zejść z tego świata”! Nie było to miłe uczucie… Szczęściem, po chwili grozy, z trudem wyprowadził samochód na prostą.
- Zwariowałaś?! Nie możesz tak robić! – zawołał oburzony i jednocześnie do głębi na nią wściekły. W końcu i on się przeraził.
- Zawieź mnie do domu, bo wyskoczę! – groziła, łykając łzy. Poddał się więc i ciężko odetchnąwszy, zaczął szykować na to, co będzie na miejscu… Po drodze musieli jednak skręcić w nieznane jej miejsce: Tarja miała być pod budynkiem, w którym mieszkał, więc tam zajechali najpierw. Opuścił samochód i zaczął się rozglądać w jej poszukiwaniu – gdzie my jesteśmy?! – Tanja na nowo zaczęła panikować. Timo obserwował ją ze strachem w oczach.
- Spoko… to chata Aleksego, zaraz przyjdzie Tarja i… - próbowała tłumaczyć Enni. Tanja nie czekała na ciąg dalszy: czym prędzej chwyciła za klamkę – gdzie ty?! – nie odpowiedziała. Wściekle pchnęła drzwi i zaczęła się gramolić z pojazdu – CZEKAJ! – próbowała szarpnąć ją za kurtkę, ale była szybsza.  
- Tanja, co ty wyprawiasz?! – Aleksi również spostrzegł, że ta opuściła samochód. Nawet się nie zatrzymała, a jeszcze prędzej rzuciła przed siebie – STÓJ! – krzyknął spanikowany, po czym udał za nią. Przeraziła się jeszcze bardziej i przyśpieszyła kroku, dogonił ją jednak i chwycił za dłoń, ciągnąc w swoją stronę. Gdy tylko to zrobił, tuż przed nią przejechał samochód – oszalałaś?! Nie wybiega się na ulicę! Życie ci niemiłe?! – zawołał z wyrzutem.  
    Znowu zaczęła drżeć, a łzy płynąć z wzmożoną ilością. Próbowała się wyrwać, ale przed oczyma znowu zaczęły się jej pojawiać plamki… poczuła zawrót głowy – Słyszysz mnie?! – wołał do niej, aż tu osunęła mu się na rękach – do diabła! Tylko mi tego zaś nie rób! – jęknął, z ledwością ją chwytając, dzięki czemu nie wylądowała na jezdni.
- CO JEJ JEST?! – z samochodu wyskoczyła spanikowana Enni.
- Zemdlała! Jak zwykle!
- Aleksi?! – obok nich stanęła Tarja, mierząc weń pełne wyrzutów spojrzenie. A więc to nie z rąk pani Venerinen miał zginąć, a jej…  
    Udali się do mieszkania prokuratora, gdyż to tam mieli najbliżej. Ponadto w takim stanie nie mogli odstawić Tanji do domu – jeszcze nie odzyskała przytomności. Lokum było niewielkie i dwupokojowe – dla samotnej osoby w sam raz. Enni nie była jednak do końca przekonana, czy aby „Aleks” na pewno jest stuprocentowym „singlem” i dlatego uważnie rozglądała się po wnętrzu. A nuż dostrzeże gdzieś ślady „babskiej ręki”? Z drugiej strony, nie musi z ową kobietą mieszkać… Niestety, ciężko było coś orzec, będąc jedynie w przedpokoju i kuchni, bo to tam ich zaprowadził.  
- Ona jest…? No wiesz… - dopytywał w chwilę potem, wykonując obok głowy „młynek”.
- Nie… - Enni zaśmiała się niepewnie – chyba nie… to znaczy, nigdy się tak nie zachowywała. Ma tak od jakiegoś czasu, nie wiem, co jej jest – pokręciła nerwowo głową.
- Jaka jazda… myślałem, że się przez nią zabijemy! – wtrącił poruszony Timo.
- Tak i o mały włos, a puściłbyś pawia – zachichotała.
- Nie śmiej się ze mnie! Miałem już kiedyś taką akcję na służbie! Jak nas zakręciło, to od razu żeśmy wjechali w mur!
- I co? Zabiłeś się?
- Nie nabijaj się, co?! – tak się przekomarzając, nawet nie zauważyli, że do kuchni weszła Tarja, która właśnie skończyła doglądać Tanję.
- I jak? Obudziła się? – Aleksi natychmiast poderwał się od stołu.
- Nie, ciągle jest nieprzytomna – odparła dość chłodnym tonem
- Może trzeba ją odwieźć do szpitala? – mruknął z dystansem.
- To by tylko pogorszyło sprawę. Chodź ze mną… musimy pogadać – kiwnęła na niego ręką. Od razu nerwowo przełknął ślinę, gdyż doskonale wiedział, co go czeka…  
    Enni odprowadziła ich zaintrygowanym wzrokiem. Chętnie poszłaby za nimi, by podsłuchać, o czym też będą mówić, lecz nie wypadało zostawiać Timo samemu sobie.
    Tymczasem będąca w innym pokoju przyjaciółka, powoli zaczęła otwierać oczy. Przed oczyma natychmiast zaczęło jej stawać to, co narobiła! Co oni sobie teraz o niej pomyślą?! Że jest „totalną wariatką”, to oczywiste! Poczucie wstydu było tak wielkie, że miała ochotę zapaść się pod ziemię! Owe przemyślenia tak ją zajęły, że nawet nie zwróciła uwagi na to, gdzie jest. A leżała przecież na zupełnie obcym łóżku, ściany wokół również nie były takie, jak u niej w domu… Zerwała się na posłaniu i dopiero wtedy zobaczyła, że coś jest nie tak… Przeraziła się nie na żarty! Zaczęła ogarniać owo miejsce: było w miarę czysto, skromnie i zdecydowanie więcej przestrzeni, aniżeli w jej pokoju… Gdzie ona jest?!  
    Zeskoczyła z łóżka i pobiegła do drzwi. Już miała chwycić za klamkę, gdy dobiegły ją czyjeś głosy…
- Mam ochotę cię zabić! Czyś ty oszalał?! Jak mogłeś ją zabrać w takie miejsce?! – to była… jakby Tarja?
- Wszystko było w porządku, aż to się w końcu stało. Skąd miałem wiedzieć, że tak będzie? – bronił się Aleksi.
- Ona nie jest gotowa na takie wypady! Czy ty naprawdę chcesz ją doprowadzić do szaleństwa?! – wyrzucała mu.
- Przestań! Już i tak niewiele jej brakuje!
- Nie denerwuj mnie! Znawca się znalazł! Powiedz takie coś jeszcze raz, a…! – bezradnie zwiesiła ręce – nie tak się umawialiśmy! Jeśli chcesz coś zrobić, to najpierw konsultuj to ze mną – dodała jękliwie.
- Dobra, przyznaję! Nic mi nie wychodzi! Jestem niedorobiony, przyznaję się! Ale co może biedna sierota?! Kto miał mnie nauczyć, co mam robić?!
- Tylko nie dramatyzuj!
- Nie bój się, nie odstawię takiej szopki, jak ona! – prychnął ironicznie.
    Usłyszawszy takowe słowa bardzo się wzburzyła, choć miał ku temu pewne podwaliny. Była jednak zbyt przewrażliwiona na swym punkcie, by to dostrzec. Mógł ją sobie brać za wariatkę, proszę bardzo! Może i nią była, ale to nie znaczyło, że może się z niej nabijać!  
    Wściekle chwyciła za klamkę i stanęła w drzwiach. Na jej widok aż podskoczył w miejscu.
- Tanja? Obudziłaś się? – na twarzy Tarji pojawił się łagodny uśmiech.
- Idę do domu – mruknęła, nawet nie witając się z terapeutką.
- Zaczekaj, chciałabym z tobą porozmawiać – rzekła ciepło. Gospodarz zmierzył ją z ukosa, podziwiając za cierpliwość względem „histeryków”. On tak nie potrafił.  
- Nie dzisiaj… jak będę mieć wizytę, to… - odparła Tanja.
- Ale to będzie dopiero za tydzień, a ja muszę to zrobić już teraz – upierała się psycholog.
- Dobra, ale nie tutaj – jej ton był zimny, niczym lód i jednocześnie zażenowany. Nie patrzyła na żadne z nich, a zwłaszcza na prokuratora, przed którym odstawiła taką, jak on to określił „szopkę”…
- Jak chcesz. Pogadamy w takim razie na dole, ale na razie idź do łazienki i umyj twarz. Ubrudziłaś się – poleciła jej z tą swoją troską. Od razu rozejrzała się po korytarzu, szukając wzrokiem dojścia do owego miejsca – drugie drzwi po lewej – nim Aleksi zdążył coś powiedzieć, Tarja go uprzedziła. Mogło się to wydać podejrzane: jeśli kobieta była tak dobrze obeznana z tym miejscem, to… Tanji jednak było teraz wszystko jedno i w ogóle nie zwróciła na to uwagi. Posłusznie ruszyła we wskazanym kierunku – mam nadzieję, że nie słyszała tego, co powiedziałeś – psycholog zmierzyła gospodarza znaczącym wzrokiem. W odpowiedzi machnął ręką i nawrócił do kuchni. Było mu już wystarczająco głupio, żeby jeszcze słuchać kolejnych kazań… Tarja miała wyjątkowy dar wpędzania go w poczucie winy. I znowu okazało się, że to wszystko przez niego, bo przecież zorganizował jej wyjście do tego „durnego” wesołego miasteczka, choć przez pierwszą część wieczoru było przecież całkiem sympatycznie i wyglądała na szczerze ubawioną… ale ta druga część… wyglądała na osobę z zaburzeniami psychicznymi. To go przerażało…
    Spojrzała w lustro i natychmiast spuściła wzrok. Nie mogła na siebie patrzeć. Było jej strasznie głupio, miała ochotę schować się do mysiej dziury, zniknąć, umrzeć… W tamtej chwili nie panowała nad tym, co robi, choć doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Po prostu wtedy była najważniejsza, wszyscy mieli zwrócić na nią uwagę i zobaczyć, jaką jest „cierpiętnicą” – tą która najbardziej dostaje od życia!  
    Chwyciła się umywalki i wściekle zacisnęła na niej ręce. Do oczu znowu zaczęły jej napływać łzy. Łzy wstydu i bezradności. Od tego ciągłego płaczu miała już zupełnie zapchany nos, zaczęła się więc rozglądać w poszukiwaniu jakiejś chusteczki, bądź papieru… Wówczas odkryła, że była to typowo „męska” łazienka: urządzona w „chłodnym” stylu, bowiem wyłożona białymi płytkami, bez tych typowych „kobiecych dodatków”. Na półce stały przybory do golenia, dezodorant dla mężczyzn, takie też perfumy, a na wieszaku wisiał sobie nawet świeżo uprany garnitur… A więc znajdowała się w mieszkaniu tego…  
    Z wściekłości nawet nie umiała teraz znaleźć na niego odpowiedniego epitetu! Nos natychmiast się jej „odblokował” i czym prędzej dopadła do drzwi.
- Tanja, chcesz herbaty? – z jakiegoś innego pomieszczenia wyłoniła się Enni.
- Nie, idę do domu! – burknęła, po czym prędko obok niej przemknęła.
- Tanja, dokąd to? Przecież miałyśmy porozmawiać! – zawołała za nią zdziwiona Tarja.
- Nie dzisiaj! – zatrzasnęła za sobą drzwi.
- O Boże… zbieraj się, odwiozę was – psycholog zwróciła się do zdezorientowanej Enni. Ta oczywiście wolałaby, by to gospodarz eskortował ją do domu swym srebrnym rumakiem… to jest samochodem. Jednakże w owej chwili samo tylko jego spojrzenie zabijało. Posłusznie więc nawróciła do kuchni po kurtkę.
- To pa… super było! – rzuciła do posępnego gospodarza. W odpowiedzi pomachał jej ręką i „powrócił do sennego świata wyrzutów sumienia”.  
    Na dole ledwo udało im się dogonić zdeterminowaną Tanję, której w owym momencie było wszystko jedno i nie przejmowała się samotnym spacerem do domu. Wsiadła jednak do auta Tarji i już po kilkunastu minutach zostały tylko ona i psycholog.
- Opowiedz mi, jak się wtedy czułaś? – zachęcała ją, gdy już jechały do jej domu.
- Tam byli jego fani… to mnie tak rozstroiło… - przyznała, wzrok mając wciąż wbity w posadzkę pojazdu.
- Boisz się ich?
- Pomyślałam sobie, że się przyczepią… a wcześniej… - westchnęła ciężko – wpadłam na jakiegoś faceta i on… on był podobny do Pe… no do niego! Myślałam, że to on i się rozpłakałam… wtedy pojawili się fani… Czy ja… czy ja wariuję? – uniosła twarz i spojrzała kobiecie w oczy, jej wzrok znowu był mętny. Terapeutka zamyśliła się na moment, nim udzieliła odpowiedzi. Przeraziła się, gdyż to oznaczało tylko jedno: Tarja sama nie była tego do końca pewna.
- Ależ nie… to po prostu fobia, fobia społeczna. Boisz się, że ich gdzieś spotkasz, dlatego nie powinnaś jeszcze chodzić w miejsca, gdzie jest mnóstwo ludzi. Najpierw trochę do siebie dojdź – odrzekła po chwili.
- Ale… ale pani mi mówiła, że mam się spotykać z ludźmi, to… - wydukała skołowana. Sama już nie wiedziała, czego ma słuchać, a co ignorować.
- Ale stopniowo, nie tak od razu! Choć z drugiej strony, to i tak postęp, że w ogóle wyszłaś – pokiwała z uznaniem głową – to oznacza, że chcesz przełamywać bariery i mimo wszystko żyć normalnie.
- Chyba już nigdy tak nie będzie… - westchnęła, uporczywie wpatrując się w jej obrączkę.
- Będzie! Zobaczysz! Znam wiele dziewcząt, które były w podobnej do ciebie sytuacji, a teraz żyją normalnie. Widzisz… miałam kiedyś pacjenta… właściwie to wciąż do mnie chodzi – zamyśliła się – kiedy się do mnie zgłosił, był w strasznym dołku. Miał wiele problemów, zmarł jego przyjaciel, a poza nim nikogo nie miał…
- A rodzina? – mruknęła od niechcenia.
- Nie zna jej, bo wychowywał się w domu dziecka. Tam właśnie poznał tego przyjaciela. Pamiętam, jak zawsze mówił, że też już nie będzie lepiej, że będzie tylko gorzej…
- A co on ma do mnie? To facet, a ja jestem przecież kobietą. Oni nie mają pojęcia, co czujemy… - wymruczała z goryczą. Wciąż odczuwała do mężczyzn niebywały wstręt.
- Tanja, ale to taki sam człowiek, jak ty, który też ma uczucia i jest kruchy. Widzisz, my, ludzie, jesteśmy jak skała, która kruszy się pod wpływem wiatru, deszczu, erozji… tym, co roztacza nad nami taki, jak gdyby ochronny płaszczyk, jest nasza psychika i im mamy ją silniejszą, tym mniej zniszczą nas owe problemy. A taką siłę emocjonalną buduje rodzina, jakaś bliska osoba, wiara… Wiesz, czym on ją zbudował? Rodzina przecież nie mogła mu w tym pomóc, bo, jak już wiesz, nie zna jej – dopytywała, raz po raz zerkając w jej stronę.
- Nie wiem… najadł się batoników energetyzujących? – prychnęła kpiąco.
- W jego przypadku akurat pomogła praca. Zajął się nią i dzięki temu zaczął sobie wszystko jakoś budować. Nawet podjął pewne zamierzenia…
- A co ja mam do tego? Mam iść i się go spytać, co ja mam zrobić?
- Oj, Tanja, sugeruję ci tylko, że powinnaś się czymś zająć.
- Mam iść do roboty? Przykro mi, ale na razie się tam nie nadaję! Czuję się taka słaba… - westchnęła ciężko.
- Nie, chodzi mi o jakieś hobby! Malarstwo, szydełkowanie… może też… ja wiem? Módl się do Boga? – wyliczała.
- Do Boga? A co mi to da? – spojrzała na nią z grymasem.
- Poczucie, że nad tobą czuwa i, że jakoś dasz sobie radę. W końcu, jako krusi ludzie mamy w sobie jednak jakąś niesamowitą siłę, że potrafimy wiele znieść! To w końcu On nas tak wyposażył, więc z pewnością i tobie ich jeszcze doda – wyjaśniła z przekonaniem.
- Temu facetowi też to pani mówiła? – mruknęła, z trudem ukrywając pogardę.
- Nie musiałam, w końcu sam doszedł do takiego wniosku – posłała jej delikatny uśmiech. Nie odpowiedziała, była w zbyt podłym nastroju.  
    Pożegnała się i wygramoliła z samochodu. Musiała wiele przemyśleć. W tej chwili wszystko zwaliło się jej przecież na głowę. Enni ma ją za „wariatkę”, tak, jak i „facet”, który prowadzi sprawę, w jakiej może wsadzić Perttu za kratki, bądź nie. Ma wrażenie, że wariuje i do tego wszystkiego… właśnie, co? Czy jest coś jeszcze? Czy opłakuje czyjąś śmierć? Czy nie ma rodziny? Czy to nie są powody do tego, by się zabić? Przecież ona straciła jedynie cząstkę siebie, którą przecież może odbudować, jeśli tylko zechce. Honor, co prawda, nigdy już nie powróci, ale wszystko może się jeszcze przecież ułożyć…  
    Z taką myślą przekraczała próg mieszkania, lecz, gdy tylko dosłyszała z pokoju Mattiego dźwięki radosnej muzyki, oraz śmiech rodziców, którzy oglądali w telewizji jakąś komedię, to wszystko się ulotniło. Znowu była szara, bezradna i bez żadnej przyszłości.

***

    Był późny wieczór. Timo wyszedł jakieś pół godziny temu i od tego właśnie czasu siedział przy stole, bezwiednie wpatrując się w leżący na nim telefon. Wyrzuty sumienia, które wywołała w nim Tarja sprawiły, że naturalna siła rzeczy nakłaniała go, by do niej zadzwonił i przeprosił za to, co się stało. Ledwo sięgał po aparat, a owe myśli już zastępowały drugie: przecież niczego nie zrobił. Było dobrze, potem się zepsuło! Enni przecież mówiła, że wpadła na jakiegoś „faceta” i wtedy się rozhisteryzowała! To więc jej wina, mogła uważać…! Ale czy nie chciała jechać już wcześniej? Gdyby odwiózł ją wtedy, nic by się nie stało! Przynajmniej nie pozostałoby to przykre wrażenie… Nie, od początku nie powinien był próbować uszczęśliwiać ją na siłę tą „głupią” propozycją! Co mu strzeliło go głowy? To pewnie przez te gadki Tarji, żeby był miły… I co z tego miał?! Timo miał rację mówiąc, że za bardzo się nią przejmuje, próbuje wchodzić w jej „pokręcony” świat. Nigdy przecież nie będą sobie równi. „To jakaś wariatka”!
    Właśnie wyłączyła telewizor i przyłożyła głowę do poduszki. Wciąż czuła się strasznie, gnębiło ją to, co zrobiła. Nie wiedziała, jak ma sobie ulżyć… do tego wszystkiego niemiłosiernie bolała ją głowa. Ale cóż, dużo łez, to ból głowy też. Bezradnie wsadziła ją pod poduszkę. Wstyd tarmosił ją od środka, nie pozwalał egzystować. Gdyby ktoś dał jej jakiś znak, powiedział, że wcale go nie obchodzi, to, co zrobiła, poczułaby się lepiej…
- Boże, ja zwariuję! – jęknęła do siebie. Chciała spać, by o tym zapomnieć, by nie myśleć, ale sen nie chciał nadejść. Z chęcią poszłaby teraz do Kaari i ucięła sobie z nią pogawędkę na ten temat – ona na pewno powiedziałaby jej to, co chciała usłyszeć. Czyli, że z pewnością jej za taką nie mają, rozumieją, że ma swoje ograniczenia… Może i powiedziałaby jej to wszystko, bo jest jej siostrą, więc więzy krwi zobowiązywały ją, by brała jej stronę, ale… i tak podniosłoby ją to na duchu. Tyle, że nie mogła, bo tej przecież nie było. Reszta rodziny także jeszcze o niczym nie wiedziała. Nie powiedziała, bo nie chciała ich martwić… „Tato, mamo, chyba wariuję” nie byłoby najwspanialszą wiadomością dla, i tak już znerwicowanych, rodziców… Ale przeżywanie tego wszystkiego w samotności było istnym horrorem!  
    Wtem jej komórka zasygnalizowała sms’a. Uniosła się zdziwiona i sięgnęła po nią. Po chwili odczytała wiadomość: „Sorry, Tanja. Głupio mi teraz, bo tak beznadziejnie zagadywałam Aleksa i przez to poszłaś i wpadłaś potem na tego kolesia… to moja wina, że się tak porobiło… bez względu na wszystko nadal jesteśmy kumpelami. W końcu to wina tego debila, ale pójdzie siedzieć i znów będzie dobrze! Wierz w to i trzymaj się! :)”  - przeczytawszy, poczuła się do głębi wzruszona i czym prędzej zaczęła odpisywać.
    Raz kozie śmierć! Wóz, albo przewóz! Inaczej to go „zeżre od środka”! W końcu to był JEGO „głupi” pomysł! I tu Tarja ma rację: to zawsze on zaczyna, nie myśli, jak mogą się na daną sprawę zapatrywać inni. Liczy się tylko to, że on daje radę, więc inni powinni tak samo! Nie umie dostrzegać ich słabości! A jeśli naprawdę jest potworem, jak to mówi ona…? Zważywszy na to, skąd miał czerpać wzorce? Jak nauczyć się uczuć, które powinien żywić człowiek? Czy jednym z nich jest przyznanie się do błędu i wyciągnięcie do kogoś ręki…? Wszystko jedno! Może i uzna go za „kretyna”, ale i tak to ona pierwsza ukazała, jaka jest! Ale w porządku… spokojnie, po co od razu nazywać ją „wariatką”…?  
    Z wielkimi oporami sięgnął po komórkę…
    Właśnie skończyła odpisywać Enni i nieco uspokojona, odłożyła telefon. Ów sms sprawił, że na chwilę przestała myśleć o tym, co się stało. I chyba miało to potrwać jeszcze moment, bo oto ktoś wyraźnie do niej dzwonił… W pierwszej chwili bardzo się zaskoczyła, ale zaraz potem przyszła odpowiedź: Tarja. Zaskoczenie sięgnęło jednak zenitu, gdy okazało się, że to Aleksi… Zawahała się. Po co dzwoni? Wcale nie chce z nim rozmawiać. A jeśli chodzi o sprawę? Może na coś wpadł? Przemogła się więc i wcisnęła połączenie:
- Halo? Dzwonisz do mnie? – bąknęła niepewnie.  
    Na owe słowa aż nerwowo przygryzł wargę. Miał ochotę się rozłączyć, w końcu już jest zdziwiona, to co będzie potem?! Może się wymówić pomyłką…
- Właściwie… tak… - wykrztusił jednak powoli.
- Chcesz czegoś? – ton głosu jak zawsze był taki sam, czyli odpychający. Musiał teraz zebrać w sobie wszystkie siły, by tego nie zakończyć.
- Tak… jest mi głupio… - kontynuował niepewnie. To, co mówił nie miało sensu, ale sam nie wiedział, jak ma to ubrać w słowa – zaprosiłem cię tam i…
- Nie chce mi się o tym gadać… - westchnęła. Sekundę później aż przeraziła ją owa szczerość i bezpośredniość do jego osoby, zwłaszcza, że w ostatnim czasie gdzieś ją zagubiła. Po drugiej stronie natychmiast zaległa cisza. Speszyły go jej słowa, bo jak zwykle zabrzmiały nieprzyjemnie – halo? Jesteś tam? – spytała nieśmiało.
- Tak… mnie właściwie też się nie chce o tym gadać, to…  
- W takim razie… - już miała zakończyć rozmowę.
- Czekaj! Jak się czujesz? – postanowił jakoś uratować upadającą konwersację, by nie wyjść na jeszcze większego „idiotę”.
- Naprawdę cię to interesuje? – mruknęła, jak zwykle tym swoim ostrym tonem.
- To już nieważne – odpowiedział tym samym i już miał zakończyć rozmowę.
- Nie rozłączaj się! – powstrzymała go jednak – głupio mi… okropnie się zachowałam… - wyznała szczerze.
- To mnie tak powinno być… i jest – poprawił się pośpiesznie – to moja wina, niepotrzebnie cię tam zaprosiłem…
- Daj spokój… naprawdę było fajnie… tylko później zjawił się ten facet i…
- Dobra, nie musisz kłamać. Nic się nie stanie, jak powiesz prawdę – przewrócił po drugiej stronie oczami.
- Kiedy, TO JEST prawda! – uniosła się – ale… jak chcesz… - powróciła do „normalnego” tonu – skoro masz mnie za krętaczkę… to pa!
- Ale nie zaczynaj… gdybym ci nie wierzył, nie zajmowałbym się tym! – jęknął przeciągle.
- Nie chce mi się o tym gadać… cześć.
- Pa, pa! – burknął nieprzyjemnie. Ta rozmowa wpędziła go w jeszcze gorszy humor.
- Czekaj!
- Tak?! – warknął podenerwowany. Chyba sama nie wie, czego chce!
- Dzięki za telefon… - rzuciła nieśmiało i się rozłączyła.  
    Po raz drugi rozmowa telefoniczna z tą „histeryczką” wprawiła go w niemałe osłupienie. Ona potrafiła być wdzięczna?
    Tanja padła na łóżko i ciężko westchnęła. Mimo wszystko miała szczęście: to oni uważają się za winnych, choć powinno być odwrotnie. Może więc być spokojna.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 14080 słów i 78664 znaków.

4 komentarze

 
  • Kllaudii

    Kontynuuj opowiadanie jest bardzo ciekawe   :rotfl: czekam na więcej

    28 wrz 2016

  • nutty25

    @Kllaudii :)

    29 wrz 2016

  • jaaa

    pisz pisz my tu czekamy na kolejne części <3

    28 wrz 2016

  • nutty25

    @jaaa ok ;)

    29 wrz 2016

  • Freya

    Ależ ty skromna jesteś, aż trudno uwierzyć. Tutaj "drukują" także takie "kwiatki", które chyba nie bardzo wiedzą, jaka jest różnica między piórem a długopisem, a ich ego... Ty przynajmniej masz swój styl i jakiś pomysł, a nie sieczkę typu "lovciambimberek". Przy tak dlugaśnym tekście szczególnie widać potrzebę odstępów i teges. Enni, dla mnie jest postacią pierwszoplanową i trzyma przy życiu, hehe - to opko także. Heyka :rotfl:

    28 wrz 2016

  • nutty25

    @Freya heh, dzięki ;) postaram się lepiej edytować odstępy. hej ;)

    29 wrz 2016

  • aniaaa

    Super :-) wstawiaj dalej części, jestem bardzo ciekawa jak to wszystko się potoczy.

    28 wrz 2016

  • nutty25

    @aniaaa ok ;)

    28 wrz 2016