She's the only one for me cz. 31

- Byłam taka przerażona! No coś takiego? Ale nie celował w ludzi? – dopytywała, szczerze poruszona, Hanna.
- W Aleksego, chciał go zabić – wtrąciła nieśmiało Tanja.
- Co?! Mój Boże! – kobieta natychmiast zatkała rękoma usta.
- Tanja…! – jęknął, przewracając oczyma. Jakoś tak, w jego mniemaniu, matka wcale nie musiała o tym wiedzieć.
- Ale na szczęście nic się nie stało! – dodała pośpiesznie.
- Bo ona krzyknęła i go rozkojarzyła – westchnął, wyłamując palce.
- Naprawdę? To dobrze – na twarzy gospodyni zarysował się lekki uśmiech – jesteście parą, tak?
- No… tak – mruknął, mierząc towarzyszkę niepewnym wzrokiem, jakby miała jednak zaprzeczyć.
- Czyli poznaliście, że tak powiem, w pracy? Tak? – dopytywała dalej.
- Tak. Prowadziłem jej śledztwo, a potem proces… - urwał, ponownie przenosząc na nią wzrok. Nie miał w końcu pozwolenia na to, żeby mówić o powodzie sprawy.
- Acha… no tak, tą o gwałt… - rozmówczyni urwała w pół zdania. Tanja była tym tak speszona, że przez cały ten czas nie podnosiła głowy – może zrobię jakiej kawy? Aleksi, pomógłbyś mi? – skinęła na niego porozumiewawczo. Westchnął, krzywiąc się z lekka. Zaś „pachniało” tu wywodem… Mimo to uniósł się z miejsca. W tym właśnie momencie do pokoju weszła Tahti – o! Fajnie, że jesteś! To jest Tanja, znajoma Aleksego. Zajęłabyś się nią przez chwilę? Musimy na moment wyjść – zwróciła się doń matka. W odpowiedzi „młoda” skinęła głową i ruszyła ku nieznajomej.
- Cześć, Tahti jestem – wystawiła rękę. Dziewczyna odważyła się unieść twarz i zrobiła to samo. Wychodząc, Aleksi zmierzył je wzrokiem, po czym udał za matką.
- Nie musisz się fatygować… zostanę sama – wybąkała zmieszana Tanja.
- To żaden problem! – młoda gospodyni machnęła ręką – czym się zajmujesz? – przysiadła się obok.  
- Na razie to siedzę w domu… przerwałam studia.
- Acha… A co studiowałaś, jeśli można wiedzieć? – pytała dalej i właśnie dzięki temu wywiązała się rozmowa.
- Ona była ofiarą? – Hanna właśnie rozpoczęła „przesłuchanie”.
- No tak, niby kto inny? Dlatego ją tu przyprowadziłem. Chciałbym, żebyś zamieniła z nią słowo – przyznał szczerze.
- Aleksi… nie chcę cię denerwować, ale… wiesz, w co się pakujesz? – kobieta posłała mu pytające spojrzenie.
- Co? Nie bardzo rozumiem… - mruknął, unosząc jedną brew. Tak naprawdę spodziewał się, co chce mu powiedzieć: oczywiście to, co rodzice Tanji. Jakżeby inaczej?
- To znaczy… nie wiem, jaka ona jest, ale niektóre dziewczyny mają potem bardzo traumatyczne przeżycia i trudno dojść z nimi do porozumienia – zmierzyła go znacząco.
- Wiem – wywrócił oczami, gdyż mimo wszystko irytowało go słuchanie w kółko tego samego – to i tak nie to, co było jeszcze do niedawna.
- Jak długo ją znasz?
- Będzie z jakie półtora roku, ale dopiero od niedawna jesteśmy parą.
- No więc chodzi mi o to, że… - odchrząknęła, drapiąc się w czoło.
- Tak, wiem: będzie się bała zbytniej bliskości – westchnął, opierając się o klasyczne, drewniane meble, gdyż gospodyni preferowała taki styl bardziej od nowoczesnego, czy „skandynawskiego”.
- Nie tylko. W grę wchodzi tu też okazywanie sobie najzwyklejszych uczuć, jak na przykład obejmowanie się… - zaczęła wyliczać.
- Tu akurat już się nie krępuje – mruknął, biorąc do ręki pomarańczę, po czym zaczął się nią bawić, podrzucając w górę i w dół.
- No dobrze, to chociaż tyle! – wzruszyła ramionami – ale może w każdej chwili mieć jakiś nawrót, jesteś gotowy to wszystko znieść? Tu potrzeba dużo cierpliwości. Wiem, co mówię, bo znam to po sobie! – pokiwała głową.
- Wierzę – rzucił pod nosem – a… ten… no… a jak… - podrapał się w czoło – załóżmy, że z innymi sprawami będzie lepiej, to…
- Nawet, jeśli się przemoże, to istnieje też możliwość, że później i tak będzie przed tym uciekać, bądź nigdy nie będzie zadowolona, a to może prowadzić do frustracji, depresji… i to wzajemnej – wyrecytowała, niczym jakiś psycholog.
- Mówisz to ze swojego doświadczenia, czy skończyłaś jakieś studia pedagogiczne? – mruknął, do reszty tym „zgaszony”.
- Miałam kiedyś taki kurs, a poza tym, to często rozmawiałam z kobietami z podobnym do mnie problemem. Ale ja, na szczęście, takowego nie mam! – odparła ze śmiechem.
- To pogadaj z nią! Powiedz jej, co ma robić, żeby jakoś… no wiesz! – jęknął błagalnie.
- Oj, Aleksi… to przecież nie ode mnie zależy, tylko od jej osoby i możliwości – bezradnie wzruszyła ramionami – ale dobrze! Jak chcesz – dodała, widząc jego minę. Mruknął więc nieśmiałe „Dzięki” – nie ma za co, w końcu tu chodzi o twoje szczęście – odpowiedziała lekkim uśmiechem, na co wykrzywił się w tak dziwny sposób, że sama nie potrafiła określić, co też ów gest oznacza. Mimo wszystko ruszyła z powrotem do pokoju i jak gdyby nigdy nic, zagadnęła dziewczynę. Na razie chciała ją trochę poznać, w końcu nie będzie „walić z grubej rury” do kogoś, kogo nie zna. W tymże czasie syn wdał się w pogawędkę z najmłodszą córką.  
    Tak oto spędzili w domu Lehtinenów całe popołudnie, aż Hanna zaproponowała jakąś przekąskę. W „skromne” progi powrócił i Eero, oraz Kalle, który nie był za bardzo zadowolony z gości, jacy się u nich pojawili… Gdy tylko ci sobie poszli, nie omieszkał nie zrobić matce na złość. Właśnie zbierała ze stołu talerze i szklanki, gdy „nadziała się” na jego nogi, które to bezczelnie położył na blacie – Możesz mnie łaskawie przepuścić? Chcę zabrać tamtą szklankę – mruknęła, nieco tym poirytowana.
- Taa… jak przestaniesz robić szopki – ziewnął leniwie.
- O co ci chodzi? – zmarszczyła czoło.
- Na co spraszasz jakichś obcych na chatę? Jakbyś tego nie robiła, nie miałabyś co sprzątać! – wzruszył ramionami.
- On nie jest obcy! To mój…!
- Tak, tak! Rzekomo syn! – prychnął z niesmakiem – a skąd w ogóle wiesz, że to na pewno on?
- Kalle?! – zawołała oburzona.
- Może ukradł świadectwo, albo co? Przecież sieroty zrobią wszystko, żeby dorwać rodzinkę, a zwłaszcza bogatą! – pokiwał głową, akcentując ostatnie zdanie.  
    Przez chwilę się zawahała. Wszak to, co mówił młodszy syn wydawało się mieć jaki, taki sens… Zaraz jednak potem się otrząsnęła.
- Chyba umiem dostrzec podobieństwo, co nie?! Zresztą mam cię dość! Pogódź się po prostu z tym, że masz starszego brata i mnie nie denerwuj! – prychnęła, prędko porywając w ręce puste szkła. Była tak zdenerwowana, że o mały włos, a upuściłaby je na podłogę.
- Pogodzę, jak zrobisz test DNA! – odpowiedział w tym samym tonie i jeszcze wygodniej ułożył się na posłaniu. Wzburzona kobieta ruszyła do kuchni. Gdy była już w progu, prawie zderzyła się z mężem.
- ACH! Eero, wystraszyłeś mnie! – rzuciła podenerwowana.
- Myślę, że on ma rację – mruknął w zamyśleniu.
- Kto, co znowu?! – jęknęła, przewracając oczami.
- Kalle. Myślę, że powinnaś zrobić ten test – spojrzał jej wymownie w oczy.
- Co wam znowu odbiło?! Jakoś do tej pory…
- Właśnie, dlatego aż sam się sobie dziwię, że sam na to nie wpadłem! Przecież w dzisiejszych czasach jest to możliwe! – zawołał „olśniony” małżonek.
- Eero…! – wykrzywiła się. Dobrze wiedziała, że jeśli teraz zaproponuje to Aleksemu, to z pewnością się na nią wścieknie! Najpierw przyjmuje go do rodziny, a potem ni stąd, ni zowąd ma jakieś wątpliwości?!
- No co? Nie pamiętasz tej historii z Anastazją, tą rosyjską księżniczką, która prawdopodobnie zginęła razem z Romanowami? Też później było wiele bredni, że rzekomo przeżyła, dlatego kobiety się za nią podawały. A czemu? Bo była bogata!
- Tak… naoglądałeś się za dużo filmów, ja bynajmniej o czymś takim nie słyszałam! – burknęła poirytowana.
- Hanna, przemyśl to sobie mimo wszystko! – kiwnął palcem i ruszył do pokoju.  
    Westchnęła do siebie i głęboko zamyśliła. Z tego wszystkiego i ją zaczęły ogarniać wątpliwości: a nuż wmówiła sobie to podobieństwo…? Wtem poczuła na sobie wzrok: była to Tahti, która właśnie stanęła w progu swojego pokoju.
- A ty? Zgadzasz się z nimi? – mruknęła od niechcenia.
- Mnie tam wszystko jedno… chociaż, szczerze mówiąc, wolałabym, żeby nie był oszustem. Zawsze chciałam mieć jeszcze jednego brata – bezradnie uniosła ramiona, po czym na powrót zniknęła u siebie, pozostawiając kobietę samej sobie.
    Tymczasem „obiekt rozmowy”, to znaczy Aleksi, zaparkował już samochód pod blokiem swojej dziewczyny i postanowił wyciągnąć z niej zdanie na temat rodziny. O ile mógł ich tak tytułować.  
- Twoja ma… to znaczy, pani Hanna jest w porządku! – odparła ożywiona – tylko Kalle tak trochę…
- Wiem, to idiota – machnął ręką.
- Jak ty na niego mówisz? Przecież to twój brat – parsknęła śmiechem.
- Ale to nie znaczy, że mam od razu pałać do niego miłością. To debil i tyle.
- Naćpałeś się, czy jak? – śmiała się dalej, po czym w mig spoważniała – co ty jej nagadałeś? – zmierzyła go uważnie.
- Komu i co? – zdziwił się.
- No… swojej matce… jakoś tak dziwnie ze mną gadała.
- Już ci kiedyś mówiłem, że chciałbym, żeby z tobą porozmawiała o… No, ma podobną przeszłość do ciebie – odchrząknął, nieco się pesząc.
- Dzięki, to miłe – uśmiechnęła się lekko. W odpowiedzi przysunął się nieco i zaczął się jej przyglądać, jakby chciał w ten sposób wyciągnąć od niej jakąś informację, której i tak mu nie wyjawi. Po chwili takiej obserwacji zaczęło ją to krępować. Jednocześnie, dobrze wiedziała, co się za tym kryje: spodziewał się, że w „podzięce” podaruje mu całusa – to ja… już pójdę – zamiast tego chwyciła jednak za klamkę i zaczęła się gramolić z auta. Westchnął do siebie i zrobił to samo. Musi ją odprowadzić do drzwi, nie jest przecież bezpieczna.
    Idąc do wejścia myślała nad tym wszystkim: czy ten ich „związek” w ogóle ich do czegoś doprowadzi? Na jak wiele jest już gotowa? I czy kiedykolwiek zostawi to, co było, za sobą i nie będzie już do tego wracać? W końcu kiedyś będzie się domagał czegoś więcej, aniżeli „tylko” pocałunku…
    Ważył każde słowo, jakie usłyszał od Hanny. Rzeczywiście: chwilami zdawała się mieć większe, niż zazwyczaj, obawy. A jeśli matka ma rację i tak naprawdę nigdy nie będzie potrafiła wrócić do normalnego życia? Na tą chwilę nie potrafi z niej zrezygnować. Wierzy, że starczy mu cierpliwości. Ale jak będzie później?
    Te wszystkie myśli sprawiły, że się zasępił.
- Proszę – uchylił jej drzwi, drugą ręką gestykulując, iż ma wchodzić do środka. Na jego twarzy nie było już ani cienia uśmiechu.
- Dziękuję! – parsknęła lekko i zniknęła za nimi. Już miał więc puścić klamkę i udać się do samochodu, gdy te nagle się uchyliły i wyskoczyła zza nich ona. Rzuciła mu się na szyję, po czym prędko ucałowała i jeszcze szybciej zniknęła.
- Co to było? – zawołał zdezorientowany.
- Na pożegnanie! – zachichotała przez uchylone drzwi i posyłając buziaka „na odległość”, już naprawdę zniknęła. Parsknął pod nosem, po czym kręcąc głową ruszył do samochodu. Może nie będzie z nią tak „źle”? W końcu wydaje się być śmiała. A przynajmniej takie właśnie pozory stwarza… oby jednak nie były to tylko one.

***

    - Pobrane odciski palców wskazują na niego! Nabój jest z policyjnego pistoletu! I co?! – Mika rzucił papiery na stół, znajdujący się w policyjnym pokoju przesłuchań. Janne aż podskoczył w miejscu.
- A co ma być? – bezradnie wzruszył ramionami – no dobra, był u mnie i strzelił mi do telewizora! Co miałem w takiej sytuacji zrobić?! Pobiec na gliny i wszystko powiedzieć?! Zabiłby mnie!
- Kiedy do ciebie przyszedł?
- Gdzieś tak popołudniu, w tym samym dniu, co narobił kaszany w sądzie – podrapał się drżącą dłonią w czoło, raz po raz zerkając na rozmówcę.
- To trzeba było nam od razu dać znać, złapaliśmy go! – mężczyzna uderzył otwartą dłonią w blat. Przesłuchiwany znowu drgnął niespokojnie.
- Już powiedziałem: jest walnięty, zabiłby mnie! – zawołał na obronę.
- Zza krat nie miałby jak!  
- Jeszcze go nie znacie! – obruszył się.
- Tak? Skoro tak dobrze wiesz, jaki jest, to dlaczego w sądzie go broniłeś?! Trzeba było od razu powiedzieć, co i jak, to zamknęlibyśmy go i nie byłoby tego całego zamieszania! – warknął podenerwowany.
- Myślałem, że jest inny! Dopiero od niedawna mu odbija! Wcześniej wariował tylko po przepiciu!
- Dobra, dosyć tego… Odprowadźcie go do celi! – skinął na kolegów.
- Za co?! Co ja niby takiego zrobiłem?! – pisnął oburzony.
- Ukrywałeś przestępcę! Może ci ustalą kaucję? Nie moja już w tym głowa… potem i tak czeka cię za to odpowiedzialność karna – „gliniarz” posłał mu ironiczny uśmieszek.
- To był tylko jeden dzień! No, do diabła! – zawył bezradnie.
- Dzień, rok… co za różnica? No weźcie go! – ponaglił podwładnych. Ci podeszli i chwycili Janne pod ramiona. Szarpał się i wrzeszczał, na nic się to jednak zdawało. Był wściekły, tak dać się wrobić! A może Perttu właśnie o to chodziło? Nie spocznie, dopóki wszyscy oni nie trafią za kratki? Jedno było jednak pewne: zupełnie zwariował.

***

    Po tym, jak Perttu uciekł z sądu, Jyrki wrócił do rodzinnego „gniazdka” i właśnie spał w swoim starym pokoju. Nic się w nim nie zmieniło od jego odejścia: na ścianach wciąż wisiały plakaty rockowych zespołów, w kącie stała stara gitara akustyczna. Tak, miło było tutaj wrócić… Szczerze mówiąc, zrobił to, bo bał się o rodzinę. Miał w końcu dwie młodsze siostry i matkę, których nie mógł zostawić samych. Kto wie, co byłemu kumplowi strzeli jeszcze do głowy? I chyba wcale się nie mylił…
    Potworny krzyk starszej z dziewcząt wybudził go ze snu. Czym prędzej zerwał się na równe nogi i wypadł z pokoju.
- CO JEST?! – zawołał, wpadając na przedpokój. Reszta rodziny rozstąpiła się, ukazując mu pod drzwiami… zdechłego szczura. Do zwierza dołączona była karteczka: „Tak kończą zdrajcy”.
- Dobrzy ludzie… synuś, w coś ty się wpakował?! – matka miała łzy w oczach.
- Przeklęty wariat! – syknął pod nosem – dajcie jakiś worek!
- Po co do worka? Na szufelkę to i sprzątnąć! – wzdrygnęła się siostra.
- Nie! Zaniosę to na gliny i rzucę im w pysk! Muszą nam dać ochronę! – zadecydował twardo, unikając przy tym wzroku rodziny, która bezgłośnie, choć może i tego nie chciała, winiła go za powstałą sytuację.
    „Niespodzianka”, co prawda, nie taka, jak u niego, ale czekała też i na Tanję…  
    Kaari właśnie zamknęła za sobą drzwi. Zamyślona i w podłym nastroju. Przez pół nocy myślała nad wszystkim, co do tej pory miało miejsce i tym samym „katowała się” w myślach za to, czego się dopuściła. Wrzuciła klucze do torebki, po czym uniosła wzrok… i zamarła. Cała ściana, łącznie z drzwiami, popisana była sprayem. „Prostytutki do Agencji!”, „Jeszcze mnie, dziwko, popamiętasz!”, „Zabiję ciebie i tego prokuratorka!” – widniały na niej takie i inne napisy. Z przerażenia aż zatkała ręką usta, po czym prędko wbiegła z powrotem do mieszkania.

***

    - Ok, jeszcze tego wieczora będziecie mieli pod drzwiami ochronę – obiecywał Timo. W jego biurze trwała właśnie „narada” z udziałem przerażonych rodzin, oraz prokuratorów, którzy się tą sprawą zajmowali.
- Jak to możliwe, że do tej pory go jeszcze nie złapaliście?! Przecież bezkarnie chodzi sobie po mieście! – zawołała wzburzona matka Jyrkiego.
- Robimy, co możemy! Założymy kamery i będziemy monitorować miejsca, w których może się jeszcze pojawić.
- Grozi, że nas zabije, to już nie są żarty – Aleksi posłał mu wymowne spojrzenie.
- Od początku nie były! – wtórowała mu Kaari, po czym ponownie poczuła na sobie wzrok Jyrkiego. Miała wrażenie, że już któryś raz z kolei się na nią „gapi”.
- Co ja mam robić? Wyprowadzić się stąd?! Wyjechać za granicę?! – łkała Tanja. Aleksi usiadł obok niej i objął ramieniem, gdyż wielokrotnie przekonał się, iż tego właśnie oczekuje od mężczyzny kobieta w sytuacji dlań „krytycznej”. A zwłaszcza panna Venerinen. Jej starsza siostra poczuła się nieswojo…
- Wysłaliśmy już za nim list gończy… może to coś da? – westchnął na to policjant – w każdym razie, to duże miasto, musisz to zrozumieć – zwrócił się do dziewczyny.
- A może dalej ukrywa się w mieszkaniu Janne? Sprawdziliście to? – wtrącił Jyrki. Mężczyzna natychmiast poczerwieniał, wszak tego nie robili…
- Dobra, to tyle! Możecie się państwo rozejść, a ja już wszystkim pokieruję – odchrząknął, ot tak ich rozpędzając. Dla muzyka był to znak, iż jednak nie sprawdzili… Od razu nerwowo przewrócił oczami.
- Wypuściliście już w ogóle Janne? – mruknął, niedbale przeżuwając gumę.
- Nie, jak dotąd nikt nie wpłacił kaucji.
    Jyrki westchnął ciężko i udał się do innego policjanta, by wskazał mu, gdzie też ten przebywa.
    Tanja wyszła na zewnątrz, gdzie Aleksi zaczął jej coś tłumaczyć. Rodzina muzyka zrobiła to samo, więc Kaari została sama. Stanęła pod ścianą i z oddali zaczęła obserwować siostrę. Wydawał się znosić jej humory, wciąż ją pocieszał… Albo doskonale się maskował, albo naprawdę taki był. To sprawiało, że ucisk wywoływany przez zazdrość stawał się jeszcze większy. Nadal nie mogła pogodzić się z tym, że inne zdają się mieć „wspaniałych facetów”, a ona? Była sama po wielu nieudanych znajomościach!
    - Wyciągnij mnie stąd! – Janne niemalże już wieszał się na kratach.
- Nie mam funduszy! Wszystko już poszło, to niby skąd mam ci wziąć?! Musisz się dołożyć ze swojego konta! – burknął Jyrki – po coś się w ogóle trzymał z tym psycholem? Trzeba go było już dawno rzucić, jak ja!
- Taa! Zdrajca! On uważał cię za najlepszego kumpla, a tu taki nóż w plecy! – prychnął oskarżycielsko.
- Co?! Odwala ci?! Chyba ciebie! Do kogo polazł po nawianiu?!
- Tuomas, to debil! Zaraz by wypaplał, a ja…!
- Szkoda, że nie ty. Przynajmniej nie dostawałbym teraz w prezencie zdechłych szczurów! – skrzywił się z niesmakiem.
- To wariat! Żebyś go widział! Normalnie strzelił do telewizora, bo pokazywali jego starego! A wiesz, co mówili? Podobno brał w łapę! Jaki ojciec, taki syn! – odparł z przejęciem.
- I kto tu wbija nóż? – mruknął zdegustowany – i co to się porobiło? – westchnął, rozglądając się dookoła – ze sławnych staliśmy się zwykłymi przestępcami, a z przyjaźni nici… i pomyśleć, że to wszystko przez kumpla, któremu nagle odwaliło!
- To wszystko wina tej lasencji! Tej Tanji! – burknął z niesmakiem – dopóki się nie zjawiła było dobrze!
- Nie… już od dawna było z nim źle, tylko wciąż brakowało jakiegoś zapłonu, który odpaliłby lont, z którego wybuchnie okropna bomba – odparł złowieszczo, na co Janne aż przeszły ciarki.
    Kaari kręciła się bez celu po korytarzu, w oczekiwaniu na Tanję i jej „adoratora”, gdy z „odwiedzin” wrócił Jyrki. Na jej widok aż przystanął. Uniosła wzrok i przyjrzała mu się dokładnie: wysoki, ubrany zupełnie na czarno. Włosy takiego samego koloru sięgały mu do ramion. Jedyne, co odróżniało go od innych mężczyzn, to niedbale żuta guma, co wręcz odpychało… Skrzywiła się, niemal z obrzydzeniem, i odwróciła głowę w inną stronę.
- Ty jesteś jej siostrą? – usłyszała pytanie. Z powrotem zwróciła ku niemu twarz z jakimś dziwnym wyrazem.
- Słucham? To było do mnie? – mruknęła od niechcenia.
- A widzisz tu jeszcze kogoś? – parsknął nieśmiało.
- Niby czyją siostrą? – kontynuowała tym samym, chłodnym tonem.
- No Tanji, nie?
- A to nie widać podobieństwa? – zadarła głowę najwyżej, jak się tylko dało. Jego wygląd, oraz powiązania z Perttu nakazywały jej traktować go z dystansem.
- Może trochę? – mruknął, po czym wzruszył ramionami i przeszedł obok. Jej „dziecinne” zachowanie zbytnio go poirytowało.  
    Gdy tylko zniknął, klapnęła się otwartą dłonią w czoło. Po co się tak zachowała?! Jeśli chce, żeby się jej kiedyś w końcu udało z jakimś „facetem”, to może najpierw powinna zacząć od siebie?! Choć, z drugiej strony, czy intencje takiego „wygibusa” mogłyby być w ogóle szczere?

***

    Na szczęście tak, jak obiecał Timo, stawiła się policja, która czuwała nad bezpieczeństwem świadków w procesie Tanji. Sąd rozważał nawet możliwość dokończenia go zaocznie – wszak Ranielli, uciekając, sam dał odpowiedź na pytanie, czy jest winny, czy też nie. Tak zachowują się tylko ci, co mają coś na sumieniu… Do tego dochodził jeszcze fakt, iż Janne, by wyjść z więzienia, przyznał, że ten zgwałcił tamtego wieczora Tanję. Wyrok był już właściwie przesądzony. Pozostawała jednak jeszcze jedna, nierozwiązana zagadka: czy to, co stało się z Siri Hiltunen, wpłynęło w jakiś sposób na jego psychikę?  
    Aleksi właśnie nad tym myślał, siedząc za swoim biurkiem. Wrócił do pracy, gdyż postanowiono „dać mu szansę” i jak na razie mógł być spokojny o posadę. Tyle, że Virkinainen też… Co prawda, złożył na niego doniesienie do wyższych władz, ale jak dotąd sprawa zdawała się nie ruszać z miejsca… Dzięki temu zafundował sobie szykany ze strony „szefunia”, który groził mu obcięciem pensji, „lichym” przydziałem spraw, czy w końcu ich całkowitym brakiem. Zdawał się śmiać mu w twarz, a on nie mógł niczego zrobić. Rozważał to, co sam niedawno powiedział: jeśli go nie odwołają, to on odejdzie.  
    Póki co, Celli zawiadomiła go, że przyszła do niego jakaś kobieta. Nim zdążył się zastanowić, któż to może być, ta zapukała do jego biura. Ku jego zdziwieniu okazało się, iż to… Ann Ranielli.
- Co pani tu robi? – spytał zaskoczony – mąż coś…?
- Nie… chciałabym dokończyć tą rozmowę z sądu – odparła, zajmując miejsce naprzeciwko.
- I tak nagle… chce pani…? – zaplątał się.
- Ostatnio nie mogłam rozmawiać przez męża, ale teraz… Perttu, to niebezpieczny człowiek. Nie chcę, żeby znowu zrobił komuś krzywdę, dlatego muszę to wszystko wyjaśnić – powiedziała to tak chłodnym tonem, że i nawet on, który nie zwykł bać się „byle czego”, poczuł gęsią skórkę.
- Dlaczego pani tak mówi? – przełknął ślinę – leczy się psychiatrycznie, czy jak?
- Nie, choć powinien – przyznała, patrząc mu w oczy – od czasu śmierci tej dziewczyny… - westchnęła ciężko – miał wtedy poważny uraz głowy, a w rezultacie obrzęk mózgu. Niby wszystko wróciło do normy, ale już jednak nie był taki, jak przed wypadkiem... zatracił wiele wartości… wątpię, żeby kiedykolwiek był zakochany w tej dziewczynie, Tanji, bo widzi pan… ten obrzęk sprawił, że po części utracił zdolność żywienia uczuć do drugiej osoby.
- No tak, słyszałem już o czymś takim… - zamyślił się – no, ale… skoro tak, to skąd u niego taka obsesja na jej punkcie?
- Jemu się tylko wydaje, że ona, czy te inne dziewczyny były dla niego ważne. To wynik tego, że po śmierci Siri przeżył wstrząs. Mieli się pobrać, wydawali się być bardzo zakochani… nigdy nie mógł pogodzić się z tym, jak sam mówi, że ją zabił. Dlatego wszystkie pozostałe dziewczyny dobierał podobne do niej, jakby chcąc sobie w ten sposób wmówić, że ona nadal żyje – ciągnęła z trudem. Słuchał tego wszystkiego z uwagą. No tak! Teraz wszystko zaczynało do siebie pasować! Dlatego wszystkie miały cechy wspólne – to była wspaniała dziewczyna... miła, przyjacielska… te, które nie odpowiadały jej osobowości szybko rzucał, a jeśli w jakiejś zobaczył jej „odbicie”, to starał się ją za wszelką cenę przy sobie utrzymać. Jeśli nie chciały z nim być, bądź dawały mu powód do zazdrości, wówczas traktował je tak, jak nauczył go ojciec… bił je – spuściła głowę.
- A więc panią… maltretuje? – spojrzał nań wymownie, choć wzrok miała wbity w ręce, w których nerwowo obracała ucho od torebki.
- Ja tu nie jestem w tej chwili ważna… tu chodzi o tą dziewczynę, o Tanję. Obawiam się, że będzie ją prześladował, ma na jej punkcie jakąś obsesję… nie wiem, czym jest ona spowodowana. Może w jakiś sposób różni się od pozostałych dziewcząt? – myślała głośno – mam nadzieję, że go złapią, a potem… może umieszczą w jakimś zakładzie? W końcu to mój syn i chcę dla niego jak najlepiej… choć i tak wiem, że już nigdy nie będzie taki, jak przed tym wypadkiem. Dlaczego pozwoliłam Markko dołożyć mu się do tego samochodu?! – głos się jej załamał. Wsparła się ręką i zaczęła szlochać.
- To przykre… - westchnął, spuszczając wzrok. Nie wiedział, jak ma ją pocieszyć – proszę pani… jeśli mąż nadużywa wobec pani siły, to powinna… - zmienił temat.
- A co to teraz zmieni? – uśmiechnęła się przez łzy – i tak postawią mu zarzuty… nie chcę go jeszcze bardziej pogrążać, w końcu to mój mąż – wzruszyła ramionami.  
    Taka odpowiedź zupełnie go zmroziła. Przecież ten mężczyzna postępował wobec niej, jak najzwyklejszy drań! Widział, jak się do niej zwracał, a mimo to chciała pozostać wobec niego lojalna… Co on zrobił z tej rodziny?! Podporządkowanych sobie podwładnych, którzy nie umieli sami radzić sobie w życiu.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4741 słów i 26345 znaków.

2 komentarze

 
  • Beno1

    :bravo:

    1 lis 2016

  • ~~

    To co piszesz jest lepsze niż niektóre książki wydawane w księgarniach  :O  :bravo:

    1 lis 2016

  • nutty25

    @~~  :redface:  :redface:  :redface: przesada, ale dzięki ;)

    1 lis 2016