Ostra gra - Prolog + rozdział 1, 2

Prolog
Otworzyłam oczy.
Rozejrzałam się dookoła i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie jestem u siebie.
Że w ogóle nie znam tego miejsca!
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i uszczypnęłam, aby zobaczyć, czy to nie jakiś głupi sen. Nic jednak się nie zmieniło.
Dopiero po chwili skojarzyłam fakty: jednoosobowe łóżko, białe ściany, leki przeciwbólowe na stoliczku wskazywały na szpital.
Spojrzałam w stronę drzwi. Stali tam moi rodzice. Patrzyli na mnie zbolały wzrokiem. Mama miała skrzyżowane ręce, a tata ją pocieszał. Kiedy spojrzeli na mnie, mama się rozpłakała i schowała twarz w bluzę taty.
Wiedziałam, dlaczego tu jestem i dlaczego rodzice nawet do mnie nie podeszli, gdy się obudziłam. Ponownie zawiodłam ich zaufanie, ponownie zrobiłam coś, czego robić nie powinnam.
Po spotkaniu ze znajomymi, których moi rodzice wręcz nienawidzili, i napiciu się alkoholu, wsiadłam w samochód... Ostatnie, co pamiętam, to głośny trzask.
– Ile tutaj jestem? – spytałam, unikają rodziców wzrokiem.
Chwilę się nie odzywali. Mama nawet nie oderwała twarzy od taty bluzy.
Tata westchnął, spoglądając na mnie.
– Cztery godziny – odpowiedział szorstkim głosem. Kiedy zobaczył, że zauważyłam walizkę stojącą przy drzwiach, dodał: – Wyprowadzamy się. Na razie do twojej babci, a potem zobaczymy.
Poczułam, jak robi mi się słabo.
– Cco robimy? – spytałam, ale nie dałam dojść tacie do głosu. – Mam tu szkołę... i znajomych.
– I właśnie ze względu na nich się wyprowadzamy. Mam nadzieję, że dzięki zmianie towarzystwa się... ogarniesz.
Odwrócił głowę ode mnie i pogłaskał mamę uspokajająco po włosach.
Wiedziałam, że nie mam nic do gadania.
I wiedziałam, że pierwszy raz w życiu doprowadziłam mamę do płaczu.


1.
U babci mieszkaliśmy prawie pół roku. Do szkoły odwoził i odbierał z niej mnie tata – wiedział, że w ten sposób nie będę miała okazji spotkać się ze swoimi znajomymi.
Miałam dużo czasu na przemyślenia. Postanowiłam się zmienić i nigdy więcej nie doprowadzić swojej mamy do łez z mojego powodu. Wiedziałam, że w szpitalu płakała przeze mnie – jej jedyne dziecko mogło zginąć przez swoją bezmyślność, a oni byli świadomi, że już jakiś czas temu wyrwałam im się spod kontroli.
W końcu po sześciu miesiącach, kiedy już nawet sami nie mogli wytrzymać z babcią, znaleźli dom, do którego szybko się przeprowadziliśmy.
W aucie panowała absolutna cisza; nawet radio nie było włączone. Mimo iż się zmieniłam, moja mama do dzisiaj się do mnie nie odzywa. Z jednej strony ją rozumiem, bo narobiłam jej tyle strachu, ale z drugiej – staram się i nie wierzę, że tego nie dostrzega.
Kiedy po sześciu godzinach drogi dojechaliśmy pod nasz nowy dom, od razu wyszłam z samochodu i zabrałam jedną walizkę z bagażnika (po resztę planowałam pójść później), idąc w stronę wejścia. Weszłam do środka, gdy tata otworzył drzwi i poszłam na piętro, bo wiedziałam, że mój pokój znajduje się na górze. Położyłam walizkę przy łóżku i rzucając przelotnie okiem na białe, puste ściany pokoju, zeszłam na dół, zabierając słuchawki i telefon.
– Idę zwiedzić okolicę – powiedziałam do rodziców w kuchni.
Nie było sensu siedzieć w pokoju, skoro i tak nie miałam siły się rozpakowywać, a wiedziałam, że świeże powietrze, jak zawsze, zrobi mi dobrze.
Kompletnie nie znałam tego miejsca, więc poszłam pierwszą lepszą ścieżką. Mimo że moja orientacja w terenie była słaba, nie bałam się zabłądzenia, bo zawsze mogę kogoś spytać o drogę...
Po jakimś kwadransie znalazłam się w lesie i dochodząc do dużego kamienia, usiadłam na nim, zaczynając myśleć.
Co jeszcze muszę zrobić, żeby wróciły moje relacje z mamą, do takich, które miałyśmy przed moim wypadkiem. Wiedziałam, że popełniłam wiele błędów – w tym chyba wejście za kierownicę po spożyciu alkoholu chyba największym – ale podobno, jeśli człowiek nie upadnie, nie nauczy się chodzić. Innymi słowy, jeżeli nie doświadczę czegoś sama na skórze, nie będę wiedziała... Nie, kogo ja chce oszukać? Wiedziałam, że nie powinnam była wsiadać wtedy za kierownicę, a i tak to zrobiłam – na głupotę nie ma żadnego usprawiedliwienia.
Myśląc tak, wpadło mi coś do głowy i wydawało mi się, że to jest tym, co powinnam już zrobić na samym początku. Od dnia wypadku nigdy nie powiedziałam rodzicom, że bardzo mi przykro i że przepraszam. Mimo że z tatą już rozmawiałam w miarę normalnie, to chciałam odzyskać dwóch rodziców...
Chcąc to jak najszybciej powiedzieć mamie, wstałam z kamienia i... zamarłam. Zapomniałam drogi. Nie wiedziałam nawet, którą drogą szłam – a swoją drogą było ich od cholery.
Zacisnęłam usta i zrobiłam wyliczankę. Padło na tę dróżkę najbardziej po prawo, więc wypuściłam powietrze i, mając nadzieję, że to właściwa droga, ruszyłam ku niej.
Po kilku minutach byłam pewna, że źle wybrałam. Wróciłam się do punktu wyjścia. Znów będąc na rozstaju dróg, zauważyłam, że na moim (tak, postanowiłam, że będzie należał do mnie) kamieniu siedział wysoki chłopak o czerwonych włosach i stroi gitarę. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie, ale postanowiłam zaryzykować i podejść do niego.
– Hej – powiedziałam i poczekałam, aż na mnie spojrzy – wiesz którą drogą iść, aby wyjść na główną ulicę? – spytałam, patrząc w jego brązowe oczy, jak zaczarowana.
– A ty nie wiesz? – Jego głos ociekał drwiną, a ja poczułam jak z tego powodu narasta we mnie złość.
– A myślisz, że jakbym wiedziała, to pytałabym ciebie o to? – odpowiedziałam, nieświadomie podnosząc głos.
Zrobił duże oczy, który kilka razy pomrugał, a następnie je zmrużył.
– A jak tu się znalazłaś?
– Wyszłam się przejść, a że nie znam okolicy, zgubiłam...
– Nie znasz okolicy, ale od razu rzuciłaś się na głęboką wodę i postanowiłaś iść do lasu? Gratuluję rozumu – dodał i powrócił do strojenia gitary.
Czyli mi nie pomożesz, pomyślałam.
Co za gbur, swoją drogą! On komentuje mój rozum, rozmawiając ze mną jakieś dwie minuty? Poza tym, to że postanowiłam iść do lasu wcale nie było "rzutem na głęboką wodę", tylko jak już wspomniałam – nie znałam okolicy, więc skąd mogła wiedzieć, że tak trudno stąd wyjść? Druga sprawa – przez całą drogę byłam pochłonięta rozmyślaniem i nie zauważyłam, że droga robi się coraz bardziej skomplikowana.
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się na pięcie, kierując kroki w stronę środkowej dróżki.
I tak po piętnastu minutach wyszłam z lasu. Było już ciemno, ale na szczęście dom znajdował się blisko, więc wiedziałam, jak wrócić.
Zdejmując buty, zobaczyłam, że rodzice siedzą w salonie i o czymś rozmawiają. Wypuściłam ciężko powietrze i, cała się trzęsąc, usiadłam na fotelu przed nimi.
Spojrzeli na mnie niezrozumiale, a ja zaczęłam się bawić palcami, strzelając nimi. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę.
– Chciałabym... Bardzo was przepraszam za to, co się stało pół roku temu. Wkręciłam się w tamto towarzystwo, a potem trudno było mi się odizolować od nich. Nie wiem, może imponowali mi swoich obojętnym podejście do wszystkiego?... Obiecuję wam, że to się więcej nie powtórzy, że nigdy...
Przerwałam, bo podniosłam wzrok i zobaczyłam płaczącą mamę. Ponownie przeze mnie. Pokręciłam głową.
– Tak długo na to czekałam – odezwała się w końcu moja rodzicielka, a ja poczułam ogromną ulgę.
Wstała z kanapy i podeszła do mnie, biorąc mnie w ramiona. Stałam jak słup soli. Tak dawno się z mamą nie przytulałam, że nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Dopiero kiedy tata pokazał mi, że mam ją objąć, zrobiłam to.
– To... ja się pójdę przygotować na jutro do szkoły – powiedziałam, gdy oderwałyśmy się od siebie i ruszyłam do swojego pokoju.
Dziwnie zareagowałam, może powinnam z nią jeszcze porozmawiać, ale dla mnie to też była nowa sytuacja. Muszę się przyzwyczaić.


2.
Obudził mnie dźwięk budzika, który natychmiast stłumiłam, chowając pod poduszkę.
Ledwo zdążyłam się zaaklimatyzować w nowym miejscu zamieszkania, a tutaj jeszcze do szkoły... Ciężko było mi opuścić moich znajomych, bo wiedziałam, że nie mam łatwego charakteru (co zresztą nie raz słyszałam) i trudno jest mnie zaakceptować. Dlatego obawiałam się, że tutaj nie znajdę nikogo, komu będę odpowiadać.
– Alice! – krzyknęła mama z dołu. – Wstawaj do szkoły!
Podniosłam się do pół siadu i uśmiechnęłam szeroko do siebie.
Mama w końcu zaczęła się do mnie odzywać, w końcu przestała mnie ignorować, czy posyłać zawiedzione spojrzenia. Cholernie się z tego cieszyłam i wiedziałam, że mimo iż mi wybaczyła, o jej zaufanie jeszcze będę musiała się długo starać. W końcu to nie jest rzecz, którą dostaje się na pstryknięcie palca.
Wypuściłam powietrze ustami i zrzuciłam z siebie kołdrę, następnie wstając i kierując się do szafy.
Nowe miejsce zamieszkania, nowa ja – pomyślałam, gdy przeglądałam ubrania. Do tej pory ubierałam się na czarno, ale skoro mam się zmienić, to zmienię wszystko. Dlatego wyciągnęłam szarą bluzę i czarne rurki – zmiana zmianą, ale to trzeba robić stopniowo. Wiedziałam, że uczniowie będą się na mnie patrzeć, bo w końcu przeniosłam się do ich szkoły w połowie semestru, więc na to byłam przygotowana.
Ubrana i umalowana zeszłam na dół. W kuchni czekało już na mnie śniadanie i uśmiechnięta mama w fartuchu – jak mi tego widoku brakowało! Czułam się niepewnie, kiedy podeszłam do niej i przywitałam się buziakiem w policzek, ale widząc szczęśliwą minę mamy, wiedziałam, że zrobiłam dobrze.
Wychodząc z kuchni, spakowałam drugie śniadanie i wyszłam do szkoły, która była kilkanaście minut drogi od mojego domu. Droga nie była trudna, więc odmówiłam podwózki.
Stanęłam przed wielkim budynkiem Liceum Słodki Amoris i wzięłam głęboki wdech, następnie wchodząc do środka. Wiedziałam, że rodzice załatwili wszystkie formalności związane ze szkołą zaraz kiedy się przenieśliśmy, więc od razu skierowałam się do sali, w której miałam lekcje.
Była jeszcze pusta, więc ucieszyłam się, że będę mogła wybrać sobie miejsce. Usiadłam w przedostatniej ławce przy oknie. Na tych mniej interesujących lekcjach bardzo często odpływałam, a wtedy lubiłam patrzeć przez okno, więc miejsce, które zajęłam, było idealne. Zajmując miejsce, wyjęłam z torby kartkę papieru i zaczęłam na niej rysować.
W pewnym momencie ktoś stanął nad moją ławką, rzucając na nią cień.
Podniosłam wzrok, a moim oczom ukazał się czerwonowłosy chłopak-gbur.
– Czyli znalazłaś wyjście z lasu? – spytał, mrużąc oczy i przechylając lekko głowę na bok.
– Jak widać – odpowiedziałam chłodno i powróciłam do rysowania.
– No, czyli jednak trochę rozumu masz – dodał, a ja spojrzałam na niego srogo.
– Myślę, że więcej od ciebie.
– Naprawdę? – spytał, uśmiechając się krzywo. – Dobra, jak już miło się przywitaliśmy, to możesz sobie stąd iść.
– Słucham?
– Idź. – Pokazał ręką na salę. – Ta ławka jest moja.
Roześmiałam się gorzko.
– Tak? A gdzie jest to napisane, bo jakoś nie mogę znaleźć – powiedziałam, udając, że rozglądam się po ławce.
– Zawsze tu siedziałem i nie zamierzam zmieniać miejsca.
– To mamy problem, bo ja też go nie zamierzam zmieniać.
Znowu powróciłam do rysowania, ignorując Czerwonowłosego.
Usiadł w ławce za mną, chyba rozumiejąc, że nie ustąpię.
Po chwili do klasy zaczęło się schodzić więcej uczniów. Patrzyłam na ich twarze i na pewno nie wyglądały na niemiłe, ale jak naiwnym trzeba być, żeby oceniać człowieka na podstawie wyglądu.
– Hej – przywitała się ze mną dziewczyna, wyrastając znikąd. – Nazywam się Iris. Mogę z tobą usiąść?
– Jasne, siadaj – powiedziałam i przytaknęłam głową.
Iris była dziewczyną o niesamowicie rudym kolorze włosów, które – jak się okazało – były naturalne, dużych niebieskich oczach i dość drobnej figurze.
Dopóki nie weszła nauczycielka, rozmawiałam z nią i okazała się bardzo sympatyczną dziewczyną. Powiedziała, że jeśli będę miała jakieś pytania, mam śmiało pytać. I w zasadzie od razu w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie.
Nachyliłam się nad jej uchem.
– Kim jest ten chłopak za nami? – spytałam, ciesząc się, że ławki są od siebie w miarę oddalone.
– To Kastiel – odpowiedziała szeptem. – Trudno... się z nim rozmawia, raczej jest samotnikiem.
– Zauważyłam – skomentowałam, podnosząc brwi.
– W każdym razie, jeśli nie chcesz mieć kłopotów, radzę ci się trzymać od niego z daleka. Cały czas się pakuje w jakieś tarapaty. Nie lubi się z gospodarzem i cały czas z nim walczy.
No tak, buntownik – pomyślałam.
Odwróciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam, że mi się przygląda. Chciałam mu pokazać język, ale w porę się powstrzymałam. Na razie nie chcę mieć żadnych zgrzytów z rówieśnikami.

LiyettaLecrie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2438 słów i 13459 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik NataliaO

    Bardzo fajnie się zapowiada. Idę do kolejnych części :)

    12 mar 2016

  • Użytkownik xd

    Kiedy kolejna?

    10 mar 2016

  • Użytkownik LiyettaLecrie

    @xd Kilka kolejnych jest na blogu :)

    10 mar 2016