Empiria — rozdział 26

Empiria — rozdział 26Niepotrzebne nam były oficjalne ustalenia. Nie przy tym, co czuliśmy.  
Seks z Gavinem też był dobry — nawet więcej niż dobry — ale nigdy nie czułam do niego tego, co do Harveya i przekonywałam się o tym kolejny raz. Gavin nigdy nie traktował mnie jak partnerki, jak kogoś równego sobie. Dla niego od początku byłam — i pewnie na zawsze miałam pozostać — jakąś skrzywdzoną owieczką, którą on otoczył opieką i uratował. Chciał na siłę zrobić ze mnie „kogoś”, choć i tak zawsze by nade mną górował. Dla Harveya… byłam wystarczająca.
— Bardzo za tym tęskniłam — przyznałam, przytulona do jego nagiej klatki piersiowej.  
— Ja też. Mieliśmy zdecydowanie zbyt długą przerwę.
W mojej głowie od razu pojawiła się myśl, że zaraz niestety będziemy mieli do czynienia z kolejną przerwą, gdy będę miała już duży brzuch, a potem wyskoczy z niego dziecko i będę zbyt obolała, zmęczona i śpiąca, by mieć ochotę na cokolwiek poza jedzeniem i snem. Nie chciałam jednak mówić tego na głos i psuć nastroju.
— Więc już takich nie róbmy — powiedziałam zamiast tego.
Spojrzał na mnie uważnie.
— Dobrze się czujesz? — zapytał z wahaniem.
Wiedziałam, o co mu chodziło.
— Harvey, przestań. Nie traktuj mnie tak, jakbym miała się zaraz rozsypać. Przecież chodzę na terapię. Jest mi lepiej.
— Ale to nie oznacza, że już całkiem wyzdrowiałaś. Wiem, że robisz postępy, ale nie chcę cię w jakiś sposób skrzywdzić czy zranić…
— Czym? Seksem? — Uśmiechnęłam się lekko. — W ten sposób jak najbardziej możesz mnie ranić.
Nie uśmiechnął się.
— To nie jest zabawne. — Spojrzał na mnie znacząco, a mi od razu zrobiło się zimno, bo w mig zrozumiałam, co miał na myśli.  
— Gavin… jest późno. Nie mam na to ochoty.  
Siłą rozsunął mi nogi.  
— Jestem twoim mężem. Mam do tego prawo.
— Powiedziałam, że nie mam ochoty!  
Nie słuchał. Zatkał mi dłonią usta i szybko we mnie wszedł. Zaczął się poruszać, gwałtownie i dziko, aż czułam ból między nogami. Po policzkach spływały mi łzy. Próbowałam go ugryźć w rękę, ale miałam wrażenie, że to tylko bardziej by go rozochociło. Nic do niego nie docierało. Nie obchodziło go, że nie chciałam. Po cichu płakałam, przesuwana po łóżku jak szmaciana lalka.

Z trudem przełknęłam ślinę i pokręciłam głową.
— Nie będę do tego wracać. Ty też nie powinieneś. Chyba już to uzgodniliśmy.
— Może powinniśmy też uzgodnić inne zasady — mruknął, odsuwając się i pocierając dłonią oczy. — Bo czuję się teraz jak samolubny dupek.
— Co? — Nie rozumiałam go. — Bo poszliśmy do łóżka?
— Tak.
— I czujesz się winny, mimo że ja to zaczęłam?
— Seks niczego nie rozwiąże.
— Ale tu nie ma czego rozwiązywać! — Powoli zaczynał mi się psuć humor, mimo że dopiero co czułam się tak wspaniale. — Czy moja przeszłość już zawsze będzie problemem?  
— Więc to źle, że próbuję być ostrożny?  
— Nie mówię, że to źle, po prostu uważam, że już przesadzasz ze swoją chęcią chronienia mnie. Owszem, przeszłam przez piekło, ale zaczynam już czuć się lepiej, a ty mi na to nie pozwalasz. — Te słowa za szybko wyleciały z moich ust. Już nie wiedziałam, co mówię.
— Ja ci nie pozwalam? — zapytał zimno. — Więc to ja jestem problemem?
— Chcę ruszyć naprzód i czuć się dobrze. Po prostu. Nie chcę, żebyś dalej mnie chronił i ciągle się o mnie martwił. Nic mi się nie dzieje, nie rozumiesz tego? Wszystko jest w porządku. Nie zranisz mnie tym, że pójdziesz ze mną do łóżka. Wiem, że chcesz dobrze, ale przez to ciągle mi o wszystkim przypominasz! Nawet teraz!
Patrzył na mnie tak, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy, a ja nagle uświadomiłam sobie, że niejako powtórzyłam słowa, które on kiedyś powiedział do mnie, gdy się rozstawaliśmy.  
A gdy na ciebie patrzę, widzę Gavina. Widzę Kirę i cały ten pieprzony bałagan… Przypominasz mi o nim. O niej. O największym błędzie mojego życia.
Wtedy nie rozumiałam tego argumentu, mimo że później się okazało, że i tak nie był prawdziwy. Teraz nagle miał on dla mnie sens. Nigdy nie patrzyłam na Harveya jak na kogoś, kto przypominał mi o przyszłości, ale tak naprawdę teraz on był jedynym łącznikiem z piekłem, które przeszłam. Czy to, co działo się teraz, miało się już nigdy nie skończyć? Czy już zawsze miał na mnie patrzeć jak teraz, jak na jakąś kruchą istotę, która może się rozsypać z byle jakiego powodu? Jak miałam stać się silniejsza, gdy on ciągle traktował mnie jak kogoś skrzywdzonego?
Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. On zrobił to samo. Nagle zapadła cisza. Mój nastrój gwałtownie się pogorszył. Nie wiedziałam, czy powinnam go przeprosić, bo przecież powiedziałam prawdę.
— Nie będę przepraszał za to, że jestem jaki jestem — odezwał się nagle. Obróciłam głowę, by na niego spojrzeć. — Nie będę przepraszał za to, że się przejmuję, że chcę cię chronić i że nie chcę, byś znowu cierpiała. I to przeze mnie.
— Ja po prostu nie chcę, żebyś traktował mnie jak…  
— Jak co? — przerwał mi. — A jak mam cię traktować? Tak samo jak wcześniej? Bo już nie jesteś tą samą osobą.  
— Nie zranisz mnie seksem — powtórzyłam. — Więc przestań robić problem z niczego.
— Powiedziałaś, że ci o nim przypominam.  
— Bo ciągle o nim wspominasz, a ja chcę zapomnieć! Wystarczy, że muszę nosić w sobie jego dziecko… nie potrzebuję więcej.
— Więc mam o nim nie wspominać? Mam całkiem wyrzucić z pamięci to, jak cię traktował? Nie mogę nawet zapytać o to, czy dobrze się czujesz, bo teraz za każdym razem będziesz mnie atakowała? Bo chciałbym zauważyć, że nie powiedziałem niczego o Gavinie. To ty o nim wspomniałaś.
Czułam rozpacz. Gavina już nie było, a i tak wszystko niszczył. Nie sądziłam, że pokłócę się z Harveyem i to akurat o taką rzecz. Tak, przypominał mi o przeszłości, o Gavinie, ale przecież i tak miałam nigdy o tym nie zapomnieć.  
— Nie atakuję cię.
— A jednak.
— Masz po prostu tendencję do przesady, jeśli chodzi o chronienie ludzi. I nie twierdzę, że to źle, ale nawet z dobrymi rzeczami można przesadzić. Dusisz mnie, a ja… — urwałam, bo wyraz twarzy Harveya nagle się zmienił i już wiedziałam, że nie powinnam była tego mówić.  
— W takim razie wrócę do siebie — powiedział szybko i ruszył w stronę drzwi.
— Poczekaj! — Ruszyłam za nim. — Cholera, przepraszam, Harvey, nie chciałam…  
— Nie ma sprawy. — Już zakładał buty. — Skoro cię duszę, to teraz dam ci trochę czasu beze mnie. Żebyś mogła odetchnąć.
— Nie to miałam na myśli. — Chciało mi się płakać. Naprawdę nie o to mi chodziło. Miałam na myśli jego potrzebę chronienia wszystkich dookoła, a nie jego samego.  
— Daj znać, jak już nie będziesz czuła się przytłoczona moją obecnością — rzucił szorstko, po czym pochylił się i musnął mój policzek, przez co poczułam się jeszcze gorzej — zwłaszcza gdy trzasnęły drzwi.

Julie wróciła dopiero wieczorem, po paru godzinach, kiedy siedziałam w fotelu z pudełkiem lodów, kompletnie załamana. Dzwoniłam do Harveya chyba już z pięć razy, ale on nie odbierał, więc w końcu dałam sobie spokój. Tak cholernie żałowałam tego, co mu powiedziałam, ale skoro nie chciał ze mną rozmawiać, jak miałam mu to wytłumaczyć?
— Co się stało? — Nagle przed oczami mignęły mi blond włosy. — Coś z dzieckiem?
— Nie. Pokłóciłam się z Harveyem.
Wydała się zdziwiona.
— To wy w ogóle umiecie się kłócić, gołąbeczki?
— To nie jest zabawne — powtórzyłam słowa Harveya z jękiem. — Julie, nawaliłam. — Opowiedziałam jej całą naszą rozmowę, a ona potrząsnęła głową. — Co?
— Obydwoje nawaliliście. Jak dla mnie, to oboje macie rację. — Zabrała mi pudełko, łyżkę i nabrała na nią lody. — On ma rację z tym, że nie jesteś tą samą osobą, co kiedyś i ciężko mu się dziwić, że próbuje cię chronić. Dziwne byłoby gdyby traktował cię tak jak wcześniej.
— Ty mnie tak traktujesz.
— Nieprawda. — Pokręciła lekko głową. — Ja jestem po prostu bardziej subtelna niż on, więc może tego nie widzisz, ale nie potrafię już traktować cię tak jak przedtem, i nie uważam, żeby to było coś złego. Harvey być może przesadza, ale to dlatego, że cię kocha. Ale ty też masz rację. Niepotrzebnie zrobił aluzję do Gavina, i to akurat w takim momencie. No i w ogóle, on zachowuje się czasami jak jakiś anioł stróż, tak jak wtedy z tą Kirą… musisz postawić jakieś granice, ale nie możesz też oczekiwać, że przestanie się o ciebie martwić.
Westchnęłam ciężko.
— Wiem. I chciałam mu to powiedzieć, ale nie odbiera telefonu. Niepotrzebnie powiedziałam, że mnie dusi… wcale tak nie jest. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.
— On pewnie też jest przytłoczony twoją ciążą, zwłaszcza że to nie jego dziecko. Ale znając Harveya, nigdy by ci tego nie powiedział.
Moje wyrzuty sumienia tylko się pogłębiły. No tak. Ja oskarżałam go, że mnie dusił, a co sama robiłam? Niby niczego od niego nie wymagałam, ale przecież on ciągle był obok, był zawsze kochany i pomocny, robił mi zakupy, pomagał w przygotowaniu jedzenia… wszystko dlatego, że byłam w ciąży, ale nie z nim. Z Gavinem, który najpierw wprowadził zamęt w jego życie, gdy Harvey był jeszcze z Kirą, a potem…  
— O rany. — Westchnęłam ciężko. — Jestem okropna.
— Nie jesteś. Obydwoje znajdujecie się po prostu w bardzo kiepskiej sytuacji.
— Naprawdę kiepskiej. Nie wiem, co mam robić, Julie. Przecież nie mogę od niego wymagać, żeby był ojcem nie swojego dziecka, ale nie chcę go tracić…  
— Nie musi być jego ojcem. Może być… fajnym wujkiem.
— Jednocześnie będąc ze mną w związku? Też mi fajny wujek. — Skrzywiłam się. — Boże, za każdym razem, gdy o tym myślę, mam tylko coraz więcej pytań i wątpliwości. Niby wszystko się wyjaśniło, gdy Gavin wyjechał, a mam wrażenie, że teraz mam jeszcze więcej problemów.
— Bo one pewnie nie znikną, ale musicie się jakoś dogadać. Najlepiej teraz, gdy nie przeszkadza wam jeszcze płacz niemowlęcia.  
Westchnęłam.
— Pewnie masz rację.
— Zawsze ją mam. — Ona też westchnęła. — Odpuść mu trochę. Ja chyba bym oszalała na jego miejscu, wiedząc, że to nie moje dziecko. I tak znosi to całkiem dobrze.  
— Więcej niż dobrze. Jest wspaniały, a ja… — Zakryłam sobie twarz rękami. — Nie wierzę, że powiedziałam, że mnie dusi. Bez niego nie dałabym sobie rady. Kupił mi nawet ten blender, żeby ułatwić mi życie… a ja naskoczyłam na niego tylko dlatego, że zapytał, czy dobrze się czuję — jęknęłam. — Jestem głupia.
— Nie jesteś. — Usłyszałam nagle głos Harveya dochodzący z boku i aż się poderwałam. Spojrzałam w prawo, w stronę drzwi, które były nieco uchylone, a on stał niepewnie w progu. — Mogę wejść? Chciałem pogadać.
Serce od razu poderwało mi się do szaleńczego biegu i wstałam z fotela, by podejść do niego i mocno go przytulić. Julie cicho poszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Stałam, wtulona w Harveya, w duchu rozpływając się nad tym, że jednak wrócił. Gavin nigdy w życiu nie zrobiłby czegoś takiego.
— Tak strasznie cię przepraszam. — Odsunęłam się, by na niego spojrzeć. — Nie chciałam tego powiedzieć. Nie miałam tego na myśli. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Nie wiem, dlaczego tak mi pomagasz, ale naprawdę to doceniam i jestem ci niesamowicie wdzięczna…  
— Wiem. — Zamknął drzwi i objął mnie ramionami. — Przepraszam, że wyszedłem.  
— Najważniejsze, że wróciłeś.
— Po prostu… Poczułem się okropnie. Zacząłem się zastanawiać, czy aby nie przesadzam z tym wszystkim, czy może jestem zbyt… — Przez chwilę szukał słowa. — Nie wiem. Zbyt obecny. Zbyt nachalny. A nie chcę, żebyś mnie tak postrzegała.
— Jesteś cudowny. Pomagasz mi, choć wcale nie musisz. I jesteś cudowny z tym martwieniem się o mnie, ale ja nie chcę, żebyś się martwił. A przynajmniej nie aż tak. Rozumiesz mnie? — Spojrzałam na niego błagalnie. — Potrzebuję jakiegoś kredytu zaufania z twojej strony, że jestem w stanie to znieść. Już nie jestem skrzywdzona ani niezdolna do podejmowania własnych decyzji. Nie chciałam iść z tobą do łóżka, bo mam traumę. Chciałam tego, bo cię kocham i za tobą tęsknię, tęskniłam za tobą od tak dawna…  
— Wiem. Rozumiem. Ja też tego chciałem. — Przytulił mnie mocniej i westchnął. — Tylko poczułem się, jakbym zrobił coś niewłaściwego. Nie chcę być… jak on.
— Nie jesteś. Nigdy nie będziesz. Nie mógłbyś mnie skrzywdzić.  
Przez chwilę milczeliśmy, aż w końcu Harvey powiedział:
— Dobrze. Spróbuję się opanować. Spróbuję nie być… aż taki. Nie przejmować się aż tak. Obiecuję, że się postaram. Przepraszam.
— Ja też przepraszam. Za to, co powiedziałam i za to, że na ciebie naskoczyłam. Wiem, że tobie jest równie trudno, bo… to nie twoje dziecko… — Nieco się zmieszałam, mówiąc o tym, bo przecież nigdy nie poruszaliśmy tematu dzieci. Ledwo zaczęliśmy być razem. Nikt nie mówił, że musieliśmy wiązać się na całe życie i w dodatku rozmnażać.
Zamilkł i miałam wrażenie, że przez jego twarz przebiegł jakiś grymas bólu.
— Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała — powiedział w końcu, bardzo powoli, jakby ostrożnie dobierał słowa. — Nie będę ukrywał, że nie czuję się gotowy na bycie ojcem. Zwłaszcza zastępczym.
— Wiem… nie mogłabym nawet tego od ciebie wymagać…  
— Ale nie chcę się odsuwać od ciebie i twojej sytuacji. Oczywiście, tylko od ciebie będzie zależało, kim będę dla tego dziecka. Zaakceptuję każdą twoją decyzję.  
— Nie wiem jeszcze… to jest tak cholernie skomplikowane. Nie wiem, Harvey, kim dla niego będziesz. Nawet nie wiem, kim jesteś dla mnie.
— Jestem twój — powiedział tonem tak szczerym, że aż mnie zatkało. — Po prostu. Wiem, że mówiłem, że nie chcę od razu do ciebie wracać, bo byłbym wtedy samolubny, ale chyba i tak już samowolnie się to stało, nie sądzisz?
— Być może. — Uśmiechnęłam się lekko.
— Chcę z tobą być. Na dobre i na złe, więc jeśli ty też tego chcesz… — Nie dokończył, bo objęłam go za szyję i mocno pocałowałam, czując, jak na nowo rozpierało mnie szczęście.
Nie mogłam trafić lepiej.
Nikt nie był dla mnie lepszy niż on.  
I wiedziałam, że z nim u boku poradzę sobie ze wszystkim.

W dziewiętnastym tygodniu zaczynałam już powoli czuć ruchy dziecka, których zawsze wyczekiwałam z ciekawością godną małego brzdąca, którego interesowały najbardziej banalne rzeczy. Zanim się obejrzałam, zaczynałam już dwudziesty tydzień, będący oficjalnie połową ciąży. Czasem zaczynało być mi już ciasno w butach, bo stopy zaczynały mi puchnąć. Nie mogłam się nadziwić temu, że nadal wszystko przebiegało dobrze. Miałam wrażenie, że to dziecko bardzo chciało żyć, nawet mimo fatalnych początków i, nie ukrywając, fatalnych genów. W końcu mogłam poznać płeć i tak bardzo czekałam na USG, że wszystko leciało mi z rąk, ale okazało się, że spotkało mnie rozczarowanie. Jagódka nadal musiała pozostać Jagódką, ponieważ dziecko ułożyło się tak, że nie można było zobaczyć narządów płciowych i nic nie można było z tym zrobić, bo nie chciało się obrócić.  
— Miejmy nadzieję, że na następnym USG postanowi zmienić pozycję — powiedziała z uśmiechem pani wykonująca badanie. — Najważniejsze, że wszystko wygląda zdrowo, ale jeszcze potwierdzi to lekarz.
Tak, wszystko było dobrze, ale i tak czułam niedosyt, bo bardzo chciałam już wiedzieć, czy nosiłam córkę, czy jednak syna. Odczuwałam potrzebę powolnego przygotowywania mojego pokoju pod dziecko i chciałam wiedzieć, czy powinnam iść bardziej w stronę różowych czy niebieskich barw. Niby to nie było aż tak ważne, ale chciałam w końcu zaspokoić ciekawość.
Po wyjściu z gabinetu od razu zadzwoniłam do Harveya, który dziś nie mógł przyjechać ze mną, bo był w pracy, a ja nie chciałam przekładać USG. Odebrał od razu.
— No i co?
— Moje uparte dziecko ułożyło się tak, że nie było nic widać — poskarżyłam się.
— No nie. — Wydawał się rozczarowany. — Specjalnie to robi. Chce cię dłużej potrzymać w niepewności, żebyś miała niespodziankę.  
— Kiedy ja nie chcę niespodzianek. Chciałabym już wiedzieć. — Westchnęłam. — Coś czuję, że da mi popalić, jak już się urodzi.
— Z pewnością. Ale przynajmniej szybko zgubisz brzuch po ciąży.
— Zawsze to jakiś plus.
— Otóż to. Dobra, muszę kończyć. Napisz, jak dotrzesz do domu, dobrze?
— Dobrze.
Rozłączyłam się, po czym zadzwoniłam jeszcze do rodziców, wychodząc na zewnątrz, gdzie od razu uderzyło mnie ciepłe powietrze. Nie miałam ochoty wsiadać do dusznego autobusu, ale nogi miałam lekko spuchnięte i powrót na piechotę wydawał się jeszcze gorszą alternatywą, a przystanek był zaraz obok. Ruszyłam w jego stronę, rozmawiając z rodzicami, po czym schowałam telefon do torebki, a gdy podniosłam wzrok, przed sobą zobaczyłam jakąś kobietę. Serce od razu zaczęło bić mi dużo szybciej, bo rozpoznałam w niej mamę Gavina.
Wyglądała strasznie. Mimo że było bardzo ciepło, była w długich spodniach i bluzie, która była podarta. Śmierdziała alkoholem, włosy miała w strąkach, oczy przekrwione. Rozglądała się dookoła, jakby czegoś szukała. Wyglądała jak obłąkana, jak ktoś, kto uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Sparaliżował mnie strach, zwłaszcza w momencie, w którym na mnie spojrzała. Błagałam świat, żeby mnie nie rozpoznała. W końcu widziała mnie jeden jedyny raz, na trzeźwo. Wtedy wyglądała dużo lepiej niż teraz. Znowu wróciła do nałogu?
Próbowałam ją wyminąć, ale ona cały czas na mnie patrzyła i przez to nie mogłam się zmusić do zrobienia kroku. Zastanawiałam się, czy wiedziała, kim byłam, czy w tym pijackim amoku po prostu nie pojmowała, co działo się dookoła niej. Nagle jednak stęknęła głosem, który przyprawił mnie o ciarki:
— Mój syn…  
Czyli chyba jednak mnie rozpoznała. Cała napięta czekałam, co powie dalej.
— Mój syn… on nie żyje — jęknęła, wbijając we mnie wzrok przekrwionych tęczówek.
Przez całe moje ciało przebiegł jakiś prąd. Mimo że przed chwilą było mi gorąco, nagle zaczęło być mi zimno. Ręce pokryła mi gęsia skórka. Czy ona w ogóle wiedziała, co mówiła? Czy to była prawda czy tylko pijacki bełkot? A może podejrzewała to samo, co ja? Może dlatego wróciła do nałogu, bo do niej Gavin wykonał podobny pożegnalny telefon… a może miała pewność? Boże…  
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie znałam tej kobiety. Była podobna do Gavina, ale w odróżnieniu od niego, kompletnie zniszczona także na zewnątrz. Po nim nikt nie domyśliłby się, jakie zło w nim tkwiło, bo doskonale je maskował. Ona nie.  
— Gavin nie żyje? — wykrztusiłam, wstrzymując oddech, by nie wdychać smrodu alkoholu.
— Mój syn… mój kochany synek… — zaczęła jęczeć i wyrywać sobie włosy z głowy, czym przeraziła mnie jeszcze bardziej. — Zniknął… już go nie ma…
To w końcu zniknął czy umarł? Wątpiłam, że dowiem się od niej czegoś konkretnego.
— Potrzebuje pani czegoś? — zapytałam w końcu. — Zamówić pani taksówkę?
Pewnie nawet nie rozumiała, co do niej mówiłam, ale potrząsnęła głową.
— Potrzebuję mojego syna… — wystękała, po czym minęła mnie i ruszyła dalej, jak gdyby nigdy nic.  
Patrzyłam za nią, będąc w kompletnym szoku. W głowie miałam pustkę. Ten krótki moment całkiem mną wstrząsnął. Ruszyłam na przystanek, ale czułam się już dużo gorzej. Nie miałam pojęcia, co myśleć. Czy ona była świadoma tego, co mówiła? Gavin naprawdę nie żył, czy to były tylko jej przeczucia? W końcu była jego matką… i ja też byłam przekonana, że się zabił…
W autobusie na nowo zaczęłam przeglądać nekrologi, szukałam wiadomości, ale niczego nie znalazłam. W końcu nakazałam sobie się uspokoić, bo dziecko zaczęło się niespokojnie poruszać. Musiałam się opanować. Przecież moje życie prawie wróciło do normy. Gavin jeszcze czasami mi się śnił, ale mimo wszystko zniknął, nie było go w pobliżu, nic nie zapowiadało, że miałby wrócić, nic nie było o nim słychać. Chyba naprawdę mówił wtedy serio. Czułam się dobrze, dziecko było zdrowe. Nie mogłam znowu zacząć o nim myśleć i się przejmować.  
Dlatego nie powiedziałam nikomu o tym przerażającym momencie.

— Denerwujesz się? — zapytałam Harveya z uśmiechem.
— I to bardzo.
— Niepotrzebnie.
— Czyżby? — mruknął. — Znają mnie jako kogoś, kto wbiegł na ślub ich córki. Nienajlepsze pierwsze wrażenie, nie sądzisz?
— Wtedy mama myślała, że Gavin był najlepszym, co mi się przytrafiło. Trochę się pozmieniało. Pomogłeś mi się od niego uwolnić, więc naprawdę myślisz, że cię nie polubią?
Pewnie wstrzymalibyśmy się jeszcze z oficjalnym zapoznawaniem, ale przez ciążę wszystko nabierało tempa i uznałam, że to najwyższy czas, by rodzice poznali się z Harveyem w normalny sposób, skoro życie wracało już do normy. Fakt, do tej pory znali go tylko jako chłopaka, który przeszkodził w ślubie, ale przecież teraz już wiedzieli, dlaczego to zrobił. Harvey nie był do końca chętny, widać było, że się stresował, ale przecież w końcu ustaliliśmy, że jednak byliśmy razem, na dobre i na złe, więc postawił mi warunek — zgodzi się na poznanie moich rodziców, jeśli ja zgodzę się na poznanie jego. Też się momentalnie zestresowałam, ale to było uczciwe. Ucieszyłam się też, że on chciał mnie przedstawić rodzinie; no i nie ukrywałam, że sama byłam ciekawa jego rodziców. Poznawanie ich wydawało się takie… normalne. Bałam się jednak, co powiedzą na naszą sytuację. Na pewno wiedzieli, że byłam w ciąży z Gavinem. Obawiałam się, że mogło im się to nie do końca podobać. Żadna mama nie chciałaby, żeby jej syn wychowywał dziecko innego, zwłaszcza w tak młodym wieku. Nie chciałam jednak oceniać, nie znając ich. Zaczynaliśmy od moich rodziców, a w weekend mieliśmy jechać do domu Harveya.
U moich rodziców siedzieliśmy około trzech godzin, co i tak uznałam za sukces. Harvey od razu zaprzyjaźnił się z Olivierem, który niemal cały czas siedział u niego na kolanach i mruczał. Nagle w ogóle nie było po nim widać, że się denerwował, był spokojny i uśmiechnięty. Widziałam, że moja mama potrzebowała chwili, by się oswoić z tym, że już nie byłam mężatką, tylko dziewczyną chłopaka, o którym nic nie wiedziała, a zobaczyła go dopiero na ślubie i to w dość nieciekawym momencie, ale potem jakby o tym zapomniała i normalnie z nami rozmawiała. Na szczęście nikt nie zadawał niewygodnych pytań dotyczących naszego związku i ciąży. To by na pewno popsuło nastrój, zwłaszcza że żadne z nas nie znało na nie odpowiedzi.
Gdy tylko wyszliśmy, Harvey odetchnął z ulgą.
— Przeżyłem — oznajmił z dumną miną.
— I to jak. Mówiłam, że cię polubią.
— Nie posuwałbym się aż do takich stwierdzeń, ale przynajmniej twoja mama przestała na mnie patrzeć jak na kogoś, kto rozbija związki innych.
— Bardzo dobrze, że rozbiłeś ten związek.
— Moja mama już pytała, kiedy przyjeżdżamy.
Jęknęłam.
— Teraz ja się będę stresować.
— Lepiej nie, bo zestresujesz też Jagódkę, a ona nie ma pojęcia, co się dzieje.  
— Ona albo on.  
— Albo on — zgodził się. — Jednak Jagódka nie jest najlepszym imieniem.
— Może na następnym USG dowiem się czegoś konkretnego.  
— Oby, bo też jestem ciekawy. To co, odpisać mamie, że będziemy w sobotę?
— Ok. — Akurat doszliśmy na przystanek autobusowy, więc mogłam usiąść. — Wcale nie będę się denerwować. Wcale.
— Pomyślałem sobie… — Usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem. — Że moglibyśmy pojechać trochę wcześniej. Do domu cioci. Spędzić trochę czasu razem, w innym miejscu. Co ty na to?
Uśmiechnęłam się szeroko.
— To super pomysł — przyznałam. — Dobrze mi to zrobi. — Wychyliłam się, by go pocałować. — Dziękuję.
— Nie masz za co — powiedział, oddając pocałunek. — Myślę, że dobrze zrobi to nam obojgu.
Jednak życie mogło być dobre.  




W końcu udało mi się dokończyć rozdział, bo jestem już po obronie i nadal cieszę się z bycia panią magister 😃 taki prezent na dzisiejsze urodziny. 24 lata brzmią strasznie, ale cóż zrobić 😅 mam nadzieję, że od tej pory rozdziały będą bardziej regularne i wróci mi wena 🙊❤️

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 4519 słów i 25385 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto