Empiria – rozdział 5

Empiria – rozdział 5Witam i na samym wstępie przepraszam, że tyle czasu minęło od ostatniego rozdziału, niestety moja wena jest teraz strasznie kapryśna ;_; ale w końcu się udało! Zapraszam :)


– Spałaś z nim? – Julie wydała z siebie jęk obrzydzenia.
– Wiem… – Z zażenowania ukryłam twarz w dłoniach. – Naprawdę wiem, jakie to idiotyczne, Julie, uwierz mi…
– Boże. Spałaś z nim. Dobrowolnie?!
– Ciszej! Byłam pijana.
– Pijana czy nie, co za różnica? Myślałam, że jesteś mądrzejsza…
– Tak. Jestem. A przynajmniej powinnam być. Może byłam, przed tym, zanim zrobił mi sieczkę z mózgu! – Nagle ogarnęła mnie wściekłość. Żałowałam, że jej powiedziałam. Bo nie rozumiała. Nikt nie rozumiał. – Nie rozumiesz, Julie, on… on przestał być agresywny. Podpuściłam go, specjalnie się z nim kłóciłam, po czymś takim jeszcze niedawno leżałabym na ziemi. A on… nie wiem, co mu się stało, ale nagle się zmienił.
– Ludzie się nie zmieniają, Aurora! – Znowu była na mnie zła. Widziałam to po jej twarzy. Z jednej strony próbowała być delikatna, a z drugiej była wkurzona, że musiała wszystko mi tłumaczyć jak dziecku. – Na pewno nie aż tak. Nie od razu. I na pewno nie Gavin. On coś knuje. Naprawdę muszę cię o tym przekonywać?
– Nie – westchnęłam ciężko. – Nie musisz. Ja to wiem. Ale… po prostu wtedy poczułam się tak normalnie… jak żona…  
Mina Julie dała mi jasno do zrozumienia, że powinnam się zamknąć. Łatwo jej było mówić, bo znała tylko jedną wersję tej historii – ja teraz zaczynałam poznawać inną.  
Obudził mnie deszcz – głośny, gwałtowny, bębniący w okna. Nie chciało mi się wychodzić do pracy, kiedy miałam przed sobą perspektywę szybkiego zmoknięcia. Leżałam jeszcze w łóżku, wpatrując się w pokrytą kropelkami szybę, gdy poczułam, że Gavin obejmuje mnie w pasie. Nic nie mogłam na to poradzić, od razu cała się spięłam, zaczęłam się zastanawiać, czy jego dobry nastrój nadal trwa, czy może zaraz się skończy i to ostatni raz, gdy tak mnie przytula.
Ale on wtulił twarz w zagłębienie moich pleców między łopatkami i pomyślałam, że to tak powinnam się budzić każdego ranka. Strach nie do końca odpuścił, ale wiedziałam, w tym momencie czułam, że nic mi nie groziło. Że cokolwiek w nim tkwiło, chwilowo zniknęło. Chciałam się tym nacieszyć. Czy to naprawdę było takie złe?
Chwilowa radość szybko się popsuła i zniknęła, uświadomiłam sobie bowiem, że naprawdę nie byłam normalna. Tak jak powiedziałam Julie – może kiedyś byłam, zanim poznałam Gavina. A może to trwało już od śmierci Olivii, a Gavin tylko to pogłębił. Bo czułam się szalona. Nie mogłam być normalna, skoro czułam strach przed mężem, a jednak go kochałam i chciałam być blisko niego. Gdy mnie nie bił, odczuwałam miłość i wdzięczność. Wdzięczność, że mogłam przytulić się do męża i nie zostać przy tym fizycznie skrzywdzoną! Brzydziłam się sama sobą. Jak mogłam go kochać? Jak mogłam chcieć być blisko po tym, co mi zrobił? Powinnam uciekać, wiedziałam to. Dlaczego nie mogłam wyłączyć swoich uczuć? Dlaczego nadal musiałam go kochać i mieć nadzieję?  
Harvey milczał, a ja nie byłam w stanie do niego zadzwonić. Zapewne myślał, że działam, że się pakuję, obmyślam plan ucieczki od Gavina. Jak miałabym mu powiedzieć, że chyba zmieniłam zdanie? Że nagle wszystko było dobrze? Zawiodłabym go, a on spojrzałby się na mnie tak samo jak Julie – z mieszanką zdumienia oraz przerażenia. Rodzice tak samo. To tylko udowadniało, że widziałam problem, byłam go świadoma, a jednocześnie nie potrafiłam go rozwiązać. Zaczynałam mieć wrażenie, że wariuję. Kochałam męża potwora. Chciałam od niego uciec, ale jednocześnie chciałam z nim być. Dać mu szansę, którą przecież obiecałam mu przed ołtarzem.
Głos Julie przywrócił mnie do rzeczywistości:
– Czyli co chcesz mi powiedzieć? Że się rozmyśliłaś? Że jesteście znowu idealnym małżeństwem? – Jej głos ociekał sarkazmem i kpiną. – Znowu wrócisz do bronienia go i krzyczenia na mnie, gdy znowu zauważę, że jesteś pobita?
– Nie… – powiedziałam cicho, ale skuliłam się w sobie pod naporem jej stanowczego głosu.
– No to otrząśnij się, dziewczyno! To, że teraz jest miły, nie oznacza, że ktoś zrobił mu przeszczep osobowości! Dobrze wiesz, że on coś knuje, a mimo wszystko się na to nabierasz!
Zaczynała mówić coraz głośniej, a ja coraz bardziej odpływałam, patrząc się na zielone drzewa. Znowu byłyśmy w parku. Po porannym deszczu świeciło słońce, a natura wokół nas wyglądała przepięknie. Wiosna rozkwitała w pełni sił. Słońce grzało mnie w odsłonięty kark. Chłonęłam je, jakby miało być moim ratunkiem.
– Czy to naprawdę takie złe, że choć raz chcę się poczuć, jakby mnie kochał? – szepnęłam, nie odrywając wzroku od drzew. – Że chcę choć przez chwilę zobaczyć, jak wyglądałaby nasza normalność, zanim od niego odejdę? – „Odejście” wydawało się niedomówieniem i wiedziałam to. Bo nie powinnam odchodzić. Powinnam uciekać. Natychmiast.  
– Aurora… ja wiem, że to trudne, ale przecież on może zrobić ci krzywdę. – Poczułam, jak bierze mnie za rękę. – Próbujemy cię ratować. Nie utrudniaj nam tego.
Nagle się otrząsnęłam, być może słysząc, że powiedziała to w liczbie mnogiej. Przed oczami stanął mi Harvey. Harvey, który ani razu się ode mnie nie odwrócił. Który nawet po takim czasie odebrał ode mnie telefon. Gdzie bym teraz była, gdybym do niego nie zadzwoniła? Gdyby nie myślał trzeźwo i nie kazał mi przyjechać do domu rodziców? Czy powiedziałabym komukolwiek prawdę, czy dalej oszukiwała samą siebie?
Ostrzegał mnie. Harvey mnie ostrzegał, że Gavin nie jest dobrym człowiekiem. Skoro to działo się już od tak dawna, było bardzo mało prawdopodobne, że teraz się zmieni.
– Aurora, wybacz, że to powiem, ale muszę być z tobą szczera. Wiesz, jaki on jest. Widziałaś, co ci robił. Dobrze wiesz, że on jest potworem, ale jeśli wierzysz w jego kłamstwa, w to, że się zmieni, to jesteś po prostu głupia. – Jej głos drżał. – Coś takiego nigdy nie powinno się wydarzyć. Nie powinien podnieść na ciebie ręki choć raz.  
– Wiem.
– Nie wiem, co ci naopowiadał, ale nic z tego, co się stało, nie jest twoją winą. To on jest tutaj tym złym. Może miał parszywe dzieciństwo, a może taki się urodził. Nieważne. Nieważne, jak czarujący i przystojny jest, to wciąż potwór! On musi wylądować w jakimś zakładzie zamkniętym. Wiem, że go kochasz, ale musisz mieć jakiś szacunek do samej siebie, cholera, do swojego życia i zdrowia! Musisz od niego odejść, bo on w końcu cię… – urwała wpół słowa, a ja dopiero wtedy na nią spojrzałam.
– Zabije? – dokończyłam, wiedząc, że dokładnie to miała na myśli.
Wydawała się przerażona samym tym słowem.
– Nie wiem, co siedzi mu w głowie – powiedziała po chwili. – Nikt tego nie wie. Ale on… Wydaje mi się, że od początku miał plan. Sama mówiłaś, że Harvey zachowywał się, jakby był zmuszony z tobą zerwać. Jestem prawie pewna, że Gavin maczał w tym palce. Może sam zrobił tej Kirze dziecko, a jej powiedział, żeby odegrała przed Harveyem przedstawienie, że to on jest ojcem. Może dlatego Harvey z tobą zerwał. Może… ona go zaszantażowała. Nie wiem, cholera! To wszystko jest tak popieprzone, że każdy scenariusz jest możliwy – mówiła, kręcąc głową z niedowierzaniem, a mnie w głowie nagle zapaliła się jakaś lampka. To, co mówiła… brzmiało realnie. Nie byłabym zdziwiona, gdyby wszystko okazało się prawdą. – Ale jeśli to Gavin doprowadził do waszego zerwania, wszystko jest już jasne. Niby przypadkiem wparował wtedy do ciebie do domu? Byłaś świeżo po rozstaniu, nie myślałaś jasno, a on zjawił się w twojej sypialni niczym pieprzony książę na białym koniu. Wyciągnął cię z łóżka, zabrał w góry… – Jej głos brzmiał, jakby rozwiązywała jakąś zagadkę. – Zbliżył się do ciebie tak, że nie mogłaś go już odtrącić. W końcu dał twojemu tacie pracę. Ciągle był obok. Oświadczył się, praktycznie zmusił cię, byś za niego wyszła… pamiętasz, jak nalegał na szybki ślub? A potem nagle ten dobry, kochany Gavin rozpłynął się w powietrzu. Z chwilą, gdy za niego wyszłaś! – Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. – Cholera, teraz to się wydaje takie oczywiste… Harvey o mało co nie pokrzyżował mu planów, ale jednak dopiął swego. Jesteś jego żoną. O co tu chodzi? Musiał cię zaobrączkować, bo żona nie może zeznawać przeciwko mężowi? Może… może tu chodzi o coś głębszego? Boże… Zaraz pęknie mi głowa.
Potrząsnęłam głową. Nie o to chodziło. A nawet jeśli – to nie był główny powód.
– Po prostu chciał, żebym była jego rodziną…  
Spojrzała na mnie ostro.
– Bo co? Bo chciał stworzyć własną, żeby wynagrodzić sobie dzieciństwo z pijakami? Chore.
– Chce, żebym zaszła w ciążę… – Znowu ściszyłam głos i czułam się, jakbym mówiła do siebie. – Nie powiedział tego wprost, ale raz… Był taki moment, gdy powiedziałam, że jestem strasznie głodna. A jego pierwszym pytaniem było, czy jestem w ciąży. Czasami przykłada ręce do mojego brzucha…  
– A jesteś w ciąży?
– Nie. A przynajmniej jeszcze nie… – Nagle zdałam sobie sprawę, że gdybym była, wtedy już chyba nie umiałabym od niego odejść. Gdyby pojawiło się dziecko, cały czas miałabym Gavina w głowie. A gdyby się dowiedział? Nie odpuściłby. Nie dałby mi odejść. Chciałby prawa do dziecka i walczyłby o nie.  
Poczułam się, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł lodowatej wody. Nie mogłam dopuścić do takiej sytuacji. Musiałam od niego uciec, jak najszybciej, dopóki w grę wchodziło tylko moje życie. A co, gdybym była w ciąży, a on nie powstrzymałby się od przemocy? Co, jeśli zaczęłoby się niewinnie, może by mnie popchnął, a ja upadłabym na brzuch i…  
Ta myśl przeraziła mnie tak bardzo, że nagle wyprostowałam się jak struna. Wszystkie moje uczucia nagle się rozpłynęły; uświadomiłam sobie, że Julie miała rację. Gavin to zaplanował. Od początku manipulował mną tak, żebym za niego wyszła, żebym była jego rodziną, żebym była mu tak wdzięczna, że nigdy nie zdecyduję się odejść.
– Julie, musisz coś dla mnie zrobić – powiedziałam już całkiem innym głosem, otwierając torebkę. – Mogłabyś to sprzedać? – Wcisnęłam jej w rękę małe pudełeczko. – Gdziekolwiek. Nie obchodzi mnie, kto to kupi, byleby było z tego trochę pieniędzy. Na pewno są dużo warte.
– Co to? Narkotyki?
– Nie, no co ty, jakie narkotyki? – Pokręciłam głową. – To… kolczyki. – Patrzyłam, jak Julie otwiera wieko pudełeczka i aż wciąga powietrze.
– O rany, są piękne…  
– Może i tak. Ale przede wszystkim są drogie. – Oczy delikatnie mnie zapiekły, więc szybko je potarłam. – Dostałam je od Gavina. I tak ich nie noszę. Na początku bałam się, że je zgubię, a teraz po prostu nie chcę. Zamiast leżeć w szafce, mogłyby przynieść jakiś zysk. Sprzedasz je dla mnie? Boję się, że gdy ja spróbuję, to Gavin się zorientuje…  
– Musisz pytać? Oczywiście, że to zrobię. – Schowała pudełeczko do swojej torebki. – Jeśli jeszcze tego nie wiesz, to powtórzę: zrobię wszystko, by ci pomóc. – Uśmiechnęła się blado, jakby się bała, że za chwilę znowu zacznę opowiadać o moich uczuciach do Gavina. – Skoro już sobie wszystko wyjaśniłyśmy, to powiedz, jaki masz teraz plan?
Uśmiechnęłam się lekko.
– Masz ochotę na drinka?

Julie nie popierała mojego planu, ale zgodziła się ze mną, że to może być jedyna rzecz, która obecnie zadziała na Gavina. Postanowiłam po raz kolejny przypomnieć mu dzieciństwo i matkę alkoholiczkę. Wypiłyśmy z Julie tylko parę drinków, ale czułam się na tyle pijana, by móc wkurzyć tym Gavina. Bałam się powrotu do domu, ale musiałam zacisnąć zęby i liczyć, że już dziś będę miała dowody, które będę mogła wykorzystać przeciwko Gavinowi. Chciałam czuć się silna, ale nie mogłam nic poradzić na to, że gdy wjeżdżałam windą na nasze piętro, cała aż trzęsłam się ze strachu.
W końcu winda otworzyła się z charakterystycznym dla siebie dźwiękiem, a ja wzięłam głęboki oddech, przyoblekając na twarz maskę. Czekało mnie kolejne przedstawienie.
– Cześć, kochanie! – zawołałam od progu, jednocześnie starając się pozorować na jeszcze bardziej pijaną niż byłam. Rozejrzałam się szybko po salonie i kuchni. Czysto. Być może Gavin był w sypialni. Poszłam tam pokracznym krokiem, czując przyspieszone bicie serca, które pompowało adrenalinę i sprawiało, że miałam ochotę wyskoczyć przez okno. Bałam się, że gdy mąż zobaczy mnie w takim stanie, to mnie uderzy. Bałam się, ale tego chciałam. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam się stąd wydostać i… może iść na jakąś terapię. Bo nie myślałam normalnie, a desperacko chciałam odzyskać normalne życie. Już nie pamiętałam, jak takie wygląda. Jak człowiek się czuje, gdy nie musi się bać drugiego człowieka, swojego męża.
Tak jak się spodziewałam, Gavin był w sypialni, siedział przy swoim biurku i – jak zwykle – nadal pracował, siedział wpatrzony w ekran. Gdy przeszłam przez drzwi, przeniósł na mnie wzrok i zmarszczył brwi.
– Jesteś pijana?
– Ja? Ależ skąd. – Zaśmiałam się histerycznie, zbliżając się do niego. Z nerwów plątały mi się nogi. – Nie jestem pijana. Jestem tylko… podlana alkoholem.
– Dlaczego? – Już podnosił się z fotela. – Zmieniliście kawiarnię na bar?
– Julie chciała pogadać. – Położyłam się na łóżku, bo ściany zaczynały falować. – A nie można rozmawiać z suchymi ustami.
Widziałam, że nie był zadowolony. Był wręcz zdegustowany moim obecnym stanem, ale wciąż nie podnosił na mnie ręki. Czekałam na to, aż pociągnie mnie za którąś z kończyn, bym się podniosła, by mógłby dać mi w twarz, ale on nagle wyszedł z sypialni i po chwili wrócił ze szklanką wody.
– Masz. – Podał mi ją, równocześnie pomagając mi usiąść. – Pij.
Byłam tak cholernie zaskoczona, że mało co nie upuściłam szklanki. Co to miało być? Jakim cudem tym razem też mi się nie udało? Co jeszcze miałam zrobić? Myślałam, że swoim stanem przypomnę mu matkę alkoholiczkę i wścieknie się tak jak poprzednio – na pewno nie sądziłam, że będzie przynosił mi wodę. Gdy piłam, usiadł obok mnie, poważnie patrząc mi w oczy.
– Nadal pamiętam wieczór, gdy po raz pierwszy zorientowałem się, że z moją mamą jest coś nie tak – odezwał się cichym głosem. – Byłem u siebie w pokoju i odrabiałem lekcje. Byłem głodny i czekałem, aż mama zawoła mnie na kolację. Dopiero, gdy wszedłem do kuchni, zorientowałem się, że nie dostanę jedzenia. Mama wtoczyła się przez drzwi i zaraz upadła na podłogę. Myślałem, że coś jej się stało, a ona po prostu była nawalona w trupa – mówił nieobecnym głosem, a ja czułam, jak z każdym kolejnym słowem ogarnia mnie przerażenie i współczucie. Nie, do cholery, nie chciałam mu współczuć. Chciałam, by pokazał swoje najgorsze oblicze, a nie obnażał przede mną wstydliwe i bolesne wspomnienia. – Chciałem ją reanimować, ale wtedy się podniosła. Gdy na mnie spojrzała… To było straszne, równie dobrze mogła mieć puste oczodoły. Miała puste spojrzenie, ledwo przytomne, rozbiegane. Coś bełkotała. Byłem przerażony. Uciekłem do pokoju i zamknąłem drzwi… A ona zaczęła się do nich dobijać. Płakałem. W końcu przyszedł tata. Myślałem, że mnie uratuje, że mnie obroni przed mamą, ale… zgadnij. – Zaśmiał się cicho. – On też był pijany. Nie tak jak mama, ale wściekł się, że za głośno płaczę i nie słyszy meczu. Zrozumiałem wtedy, że mogłem liczyć tylko na siebie. Że rodzice mnie nie obronią. Że to ja sam muszę się bronić przed nimi.
Jego słowa zawisły w ciszy między nami, która aż krzyczała. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Wyobraziłam sobie małego Gavina, który chował się w pokoju, bojący się własnej mamy. Nie dokończył swojej opowieści, ale można było się domyślić, jaki miała finał. Wściekły i pijany ojciec mógł oznaczać tylko jedno – wtedy go pobił. Tak jak Gavin bił teraz mnie.
Nie powiedziałam tego na głos, ale w tym momencie chyba go rozumiałam – chyba rozumiałam, dlaczego skłamał. Może faktycznie łatwiej było mu udawać, że nie miał rodziców.
Nienawidziłam siebie za to, że mu współczułam. Nie był dobrym człowiekiem. Nie mogłam z nim dłużej żyć.
– …dlatego, kiedy spotkałem ciebie, wiedziałem, że będziesz inna. Że będziesz matką, jakiej nasze dzieci nigdy nie będą musiały się bać.
Zaczęłam płakać – z bólu, z przerażenia, z wyobrażenia, jakie życie moglibyśmy mieć, gdyby tylko Gavin miał inne dzieciństwo i byłby kimś innym. Tą wersją, w której się zakochałam.
– Kocham cię, Aurora – mówił dalej, ocierając mi łzy z policzków. – I naprawdę chcę założyć z tobą rodzinę. Takiej, jakiej sam nie miałem.
On był po prostu… chory. Skrzywiony. Jak mógł chcieć zakładać rodzinę, gdy tak mnie traktował? Czy naprawdę nie widział swoich błędów? Nie widział, że mnie krzywdził, kiedy nie miał do tego prawa; nie widział, że się go bałam? Gdyby tylko nie doszło do tego… Naprawiłabym go. Spróbowałabym terapii. Ale czy aż takie skrzywienie dało się naprawić? Miałam pozwalać się bić, by go uzdrowić?
– Ja też cię kocham – chlipnęłam, bo przecież nie było to kłamstwem. Kochałam go. Chciałam go kochać, chciałam chociaż wyobrażać sobie, że w jakiejś alternatywnej rzeczywistości moglibyśmy być szczęśliwi.
Ale siebie kochałam bardziej. I nie zamierzałam dać się w końcu zabić.

– On chyba wie – powiedziałam do komórki grobowym tonem, jak zwykle chowając się za wielką zieloną monsterą.
Harvey wydawał się zaskoczony, choć ciężko było mi to jednoznacznie stwierdzić, bo milczał. Cisza była jednak przesycona zdziwieniem.
– Skąd wiesz? – zapytał w końcu.
– Bo przestał.
– Co przestał?
– Wszystko. – Westchnęłam cicho. – Przestał się czepiać. Przestał krzyczeć. Przestał mnie bić.  
Tym razem cisza po drugiej stronie była jeszcze dłuższa.
Nie chciałam mówić Harveyowi tego samego, co Julie – że przez chwilę łudziłam się, że Gavin naprawdę się zmienił. W głębi siebie wiedziałam, że to nie była prawda. Że życie nie było tak cudowne. Nawet jeśli nadal gdzieś we mnie tliła się nadzieja, było mi wstyd, że w ogóle tak myślałam. Było mi wstyd mówić to Harveyowi. Zabrzmiałabym jak głupia, naiwna idiotka. Dużo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że Gavin po prostu wiedział. Domyślił się, że próbowałam go przyłapać na gorącym uczynku, że tylko czekałam, aż coś zrobi, a ja będę mogła to nagrać i wynieść się od niego w cholerę. Być może nie wiedział, jak miałam zamiar to zrobić, ale na pewno stał się ostrożniejszy. To przecież nie mógł być przypadek, że nagle jego zachowanie kompletnie się odmieniło, akurat w momencie, gdy wyznałam rodzicom i Harveyowi prawdę. Może jednak włamał się na moją komórkę, może założył w niej jakiś podsłuch, może wiedział o wszystkim i tylko czekał na odpowiedni moment?
– Jesteś pewna? – zapytał w końcu Harvey.
– Nie. To tylko domysły. Mam jakieś… sześćdziesiąt procent pewności.
– I co teraz?  
– Nie mam pojęcia – powiedziałam szczerze.
– A ja mam. Skoro podejrzewasz, że się domyślił, to nie zrobi nic, co mogłoby stanowić dowód przeciwko niemu. To oznacza, że nie masz już żadnego powodu, by dłużej tam przebywać. Błagam cię, Aurora, przestań się w końcu upierać przy swoim pomyśle i po prostu uciekaj. Spakuj wszystko i zniknij, zanim on wpadnie na jakiś pomysł, żeby cię tam zatrzymać siłą.
Zacisnęłam mocno powieki. Harvey miał rację. Jeśli Gavin wiedział, co kombinowałam, to zamierzał dalej być idealnym mężem. Mogłam całymi tygodniami czekać, aż potknie mu się noga i będę miała jakiś dowód. Mogłam być tu uwięziona jeszcze długo.
– Harvey, ale co zrobię, gdy już ucieknę? – To brzmiało, jakbym była zbiegiem, planującym ucieczkę za granicę i ukrywanie się przed prawem. – Jak się z nim rozwiodę, jeśli nie będę miała żadnych dowodów przeciwko niemu? Sądzisz, że da mi rozwód ot tak? Będzie próbował nakłonić mnie do powrotu.  
– Będziemy się tym martwić później – rzucił zniecierpliwionym tonem. – Teraz najważniejsze jest to, żebyś była bezpieczna. Kto wie, może potem znajdzie sobie kolejną dziewczynę, którą będzie chciał zaciągnąć do ołtarza i sam będzie chciał rozwodu.
Jego słowa mnie zabolały – zwłaszcza te „zaciągnąć do ołtarza” – ale próbowałam nie dać po sobie tego poznać.
– Nie tego chcę. Nie chcę, żeby znajdował kolejną, której będzie niszczył życie. Jak ty możesz tego chcieć?
– Aurora, do cholery, myślisz, że obchodzi mnie jakaś hipotetyczna dziewczyna? Nie. Ty mnie obchodzisz! I proszę cię po raz kolejny, żebyś uciekała od tego skurwysyna, zanim stanie się coś gorszego!
Zamilkł, a ja przygryzłam mocno wargę, czując pieczenie w nosie i oczach, które po chwili wypełniły się łzami. Harvey był na mnie wściekły. Julie też była. Nic dziwnego. Powiedziałam im prawdę, a to oni musieli mnie namawiać do ucieczki przed agresywnym mężem.
Przez chwilę oddychał ciężko, po czym powiedział:
– Przepraszam. Nie chciałem na ciebie krzyczeć. Po prostu boję się o ciebie. Twoi rodzice też się boją. Próbowałaś. Jeśli domyślił się, co planujesz, to już nic tam po tobie. Uciekaj. Tylko o to cię proszę.
Otarłam łzy, które wypłynęły i powiedziałam:
– Dobrze.
Ale nie miałam zamiaru tego robić. Jeszcze nie. Musiałam coś mieć, cokolwiek, choćby najmniejszy dowód, że w naszym małżeństwie coś było nie tak.
Poczekałam, aż Gavin wróci z pracy. Nie ugotowałam obiadu ani żadnej kolacji. Nie zrobiłam prania. Wszędzie był bałagan. Gdy wrócił, byłam pod prysznicem i czekałam na wybuch. Wyszłam z łazienki z wilgotnymi włosami, a on akurat zdejmował krawat. Przeniósł na mnie chłodny wzrok.
– Chyba znowu zapominasz się w swoich obowiązkach – rzucił, a moje ciało od razu pokryło się gęsią skórką, gdy usłyszałam jego ton.
– To znaczy? – Udałam głupią.
– Jeszcze pytasz? Widziałaś ten burdel w kuchni? Na pewno widziałaś, w końcu sama go zrobiłaś. Nie rozumiem tylko, dlaczego jest tam taki syf, skoro niczego nie ugotowałaś. Muszę sobie teraz zamówić kolację. Skoro już siedziałaś cały dzień w domu, mogłaś coś zrobić mężowi, który wraca wieczorem z pracy. Czy proszę o wiele?  
– Nie musisz zamawiać. Mógłbyś sam coś sobie ugotować – powiedziałam, starając się nie drżeć. – Nie jestem kucharką ani twoją służącą. Czy stojąc z tobą przed ołtarzem, ślubowałam, że będę ci gotować, prać i sprzątać? Nie przypominam sobie.
– Robisz się pyskata. Wcześniej taka nie byłaś. – W jego głosie pobrzmiewała groźba. – Muszę ustawiać cię do pionu, czy sama to zrobisz?
– A jak zamierzasz to zrobić? – Wysunęłam podbródek, jakbym rzucała mu wyzwanie. Czekałam na cios. Czekałam, aż podejdzie i mnie uderzy. Już nawet zrobił krok w moją stronę, ale w tym momencie mój wzrok prześlizgnął się ponad jego ciałem na moją szafkę nocną. Chciałam się upewnić, że zegarek wciąż tam był. Przez moje ciało przebiegł nagle jakiś prąd i musiałam podeprzeć się o ścianę, bo szafka była pusta. Kamery już tam nie było. – Co się stało z zegarkiem? – zapytałam ze ściśniętym gardłem, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Spojrzałam znowu na Gavina, który nagle się zatrzymał.
– Wyrzuciłem go.
– Co? – Niemal wyszeptałam.
– Nie podobał mi się – powiedział powoli, a jego twarz rozświetlił uśmiech. Uśmiech drapieżnika – groźny, upiorny, znaczący. Zrozumiałam wiadomość kryjącą się za nim. Zrobiło mi się niedobrze i przez chwilę myślałam, że zwymiotuję mu pod nogi. Właśnie zyskałam stuprocentową pewność.  
On wiedział.  
I znowu odkrywał swoje prawdziwe oblicze.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 4488 słów i 25022 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Shy

    A ja sie pytam " Kiedy następna część.??" Bo po nocach nie mogę już spać 🙈🤣🤣

    22 maj 2021

  • candy

    @Shy ojejku! Nie spodziewałam się takiego komentarza :D tak jak pisałam, wena mi ostatnio ucieka, ale teraz bardzo się postaram, żeby był niedługo <3

    22 maj 2021