Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls
Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!
– Nie zapomnij spakować bielizny, Darku.
Sylwia otworzyła górną szufladę komody Dariusza i wyjęła jego białe majtki. Nigdy o nich nie myślała, ale podniosła jedną parę. Nie mogła się powstrzymać od porównania ich do bielizny, którą pomogła kupić Bartoszowi. Bartosz miał taką seksowną sakiewkę na wszystkie te rzeczy, które nosił ze sobą. Jego bokserki były obcisłe, co dodatkowo podkreślało jego męskość. Bielizna Dariusza wyglądała, jakby była stworzona dla dziecka. Wrzuciła kilka par do walizki męża.
– Jesteś pewna, że to w porządku, że jadę?
Dariusz siedział na łóżku i przyglądał się, jak jego żona go pakuje. Widział, jak jej krągły tyłek porusza się pod sukienką i zastanawiał się, jakie miał szczęście, że się z nią ożenił. Z wiekiem stawała się coraz piękniejsza.
– Musisz dać sobie trochę wolnego.
Sylwia szybko zerknęła na niego przez ramię, zawstydzona, że właśnie nieprzychylnie porównywała jego bieliznę do bielizny Bartosza.
– Najwyraźniej ten projekt nieco cię przerósł. Powinniśmy zrobić sobie trochę wolnego przed zakupem tego domu. Mieszkanie twojej siostry będzie idealne abyś trochę wypoczął.
– A dom?
Przyglądał się, jak cycki podskakują pod jej sukienką, gdy starała się zamknąć wypchaną walizkę.
– Będę nad tym pracowała. Może bliźnięta mi pomogą.
Sylwia zamknęła walizkę i odetchnęła z ulgą.
– Możesz odpoczywać tyle czasu, ile tylko potrzebujesz.
– W porządku. – Dariusz posłał jej słaby uśmiech. – Dziękuję, Sylwio.
– Nie ma za co, Darku.
Poklepała go po głowie, jakby był dzieckiem.
– Teraz zawiozę cię dworzec.
***
– Och, witam, Moniko.
Elwira wykrzywiła usta i lekko zmarszczyła brwi. Niewłaściwe bliźnię Czerwińskich czekało na nią w magazynie.
– Co… um… co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być teraz na lekcji?
– Jesteś zdenerwowana, że Bartka tu nie ma?
Monika widziała, jak dyrektorka wije się w kostiumie ze spódnicą. Brzuch kobiety naciągnął żakiet tak, że bluzka wystawała pod guzikami.
– Po Sylwestrze w piwnicy pomyślałam, że może zechcesz spotkać się ze mną sam na sam.
Monika uśmiechnęła się, podciągnęła lekko rąbek spódnicy i z gracją dygnęła Elwirze.
– Ja... um... ja... – Elwira była oszołomiona.
Tamtej nocy całowała się z inną kobietą i jakoś jej się to podobało. Ale czy oddałaby się osiemnastoletniej uczennicy? Dziewczęciu, której edukację jej powierzono? Sprawy podążały w złym kierunku. Coś podpowiadało Elwirze, że Monika mogłaby ją jeszcze paru rzeczy nauczyć.
– Cóż... ja nie... no... widzisz...
– Nie chcesz lepiej poznać swoich uczniów? – Monika mrugnęła.
– Um... um... um...
Elwira spojrzała za siebie na otwarte drzwi znajdujące się tuż za nią.
Monika roześmiała się miękkim, ładnym śmiechem.
– Tylko żartuję, pani Halicka. Bartek się spóźnia. Za chwilę tu będzie. Przekrzywiła głowę przyglądając się swojej dyrektorce.
– Ale... to znaczy, chyba nie żartowałam. Zamierzamy robić różne rzeczy. Nie przeszkadza ci to, prawda?
– Ja… ja… tak sądzę.
Policzki Elwiry były bardzo gorące, a jej majtki były jeszcze wilgotniejsze niż wtedy, gdy wchodziła do tego pomieszczenia.
– Przepraszam za spóźnienie.
Bartosz wszedł za Elwirą i zamknął drzwi oraz zablokował je od środka.
– Już jej powiedziałaś?
– Jeszcze nie.
Monika pokręciła głową z entuzjazmem. Umawianie się z dyrektorką było świetną zabawą.
– Ale zrobię to, jeśli chcesz.
– Pewnie.
Bartosz podszedł do Elwiry, zbliżył twarz do niej i pocałował ją w usta. Jej okrągły brzuch napierał na niego.
Podczas gdy dwa gołąbki całowały się, Monika podeszła za Elwirę, położyła rękę na jej tyłku i wspięła się na palce, by szeptać do ucha kobiety.
– Aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo, potrzebujemy twojej pomocy.
– Mmmppphhh...
Elwira wykonała ruch, by odsunąć się od pocałunku Bartosza, ale trzymał ją za biodra i przycisnął do niej swoje szczupłe ciało. Nawet z jego siostrą przy jej uchu rozpływała się pod jego pocałunkami. Co u licha planowali?
– Chcemy abyś zrobiła dla nas kilka rzeczy.
Monika delikatnie skubnęła płatek ucha Elwiry. Czuła, jak dyrektorka drży poprzez dłoń na jej tyłku. Monika uwielbiała władzę, jaką ona i jej brat posiadali nad kobietami. Napełniło ją to bezgraniczną pewnością siebie. Pomyślała o tym, jak bardzo była rozczarowana seksem z synem tej kobiety i jak zamierzała zmienić życie Arka. Zastanawiała się też, czy Elwira będzie nim tak samo rozczarowana jak ona.
– Musisz przyprowadzić nam kobiety z synami. Tylko starsi chłopcy, w wieku co najmniej osiemnastu lat.
Elwira w końcu przerwała pocałunek, ale drżąc pozostawała w objęciach bliźniąt.
– Chcesz, żebym przyprowadziła wam matki i synów? – Nie do końca rozumiała.
– Nie, tylko matki. Same zaopiekują się swoimi synami.
Bartosz ściągnął jej spódnicę, rajstopy i majtki. Włożył palec w jej mokrą szparkę.
– Ooochhh... Zaopiekują się? – Elwira zamknęła oczy.
– To nie przenośnia, pani Halicka.
Monika wsadziła palec wskazujący do swoich ust, by pokryć go śliną. Następnie sięgnęła w dół i włożyła go w tyłek Elwiry. Policzki biednej kobiety napięły się, gdy wśliznęła się w nią Monika. Bliźnięta posuwały ją palcami.
– Naprawdę bardzo dobrze się nimi zaopiekują. Zacznij od kobiet mieszkających blisko naszego domu. Im bliżej, tym lepiej.
– Co zamierzacie… ugh… zrobić? Umysł Elwiry zawirował.
– Przekonamy je, aby nam pomogły. Tak samo jak przekonujemy ciebie.
Bartosz penetrował ją palcem, obserwując jej twarz, na której malowała się rozkosz.
– Nie musisz nic robić, tylko przyprowadź je tutaj. Powiedz im, że to specjalne spotkanie matki z dyrektorką czy coś takiego.
– Ja... uch... uch... uuuuggghhhhhhhhhh...
Elwira osiągnęła orgazm, stojąc między rodzeństwem. Ich palce intensywnie pracowały w jej dziurkach podczas jej ekstazy.
– Zamierzam ją teraz wziąć.
Bartosz odwrócił oszołomioną dyrektorkę, ułożył jej ręce na pobliskiej półce i zatopił swojego penisa w jej cipce.
– Czy będę mogła się nią zająć po tobie?
Monika stała obok kopulującej pary. Rozpięła żakiet Elwiry, masowała jej rosnący brzuch i obejmowała jej ciężkie piersi, podczas gdy Elwira przyjmowała od tyłu pchnięcia Bartosza.
– O… ach… ach… oczywiście.
Bartosz miał rozmarzony uśmiech wymalowany na twarzy, który gościł na niej zawsze, gdy brał którąś ze swoich kobiet.
Wciąż obmacując Elwirę, Monika pochyliła się i szepnęła jej do ucha.
– Musisz też zrobić dla nas coś innego.
– Coooooooooooo?
Mózg Elwiry toczył bój między niesłusznością ich próśb, a wspaniałością rozkoszy, jaką ją zasypywali.
– Musisz uwieść Arka. To jest więź, która naprawdę buduje naszą moc.
Monika sięgnęła pod własną spódnicę i pogładziła swój guziczek.
– Ale nie martw się, to powinno być łatwe. Prawie wszyscy młodzi mężczyźni z pięknymi matkami, nie odmówiliby cipce swojej mamy. Prawda?
– Taa... to prawda...
Bartosz wszedł w nią mocniej na myśl, że Elwira miała dosiadać swojego kiepskiego syna. Czy powie Arkowi, że jest w niej dziecko Bartosza?
– Chcesz… żebym… uuuggghhhhh… – Myśl o zabraniu jej osiemnastoletniego syna do łóżka przeszyła jej mózg. – ... uprawiała seks... z Arkiem?
– To nie jest kwestia chęci, pani Halicka. Nie pytamy... – mruknęła Monika. – Potrzebujemy, abyś to zrobiła. Będziesz uprawiała seks z moim byłym chłopakiem. I zrobisz wszystko, co w twojej mocy, żeby mu się to spodobało. Aby później wrócił po więcej. A kiedy będziesz potrzebowała prawdziwego rżnięcia, kutas Bartka będzie na ciebie czekał.
– Ooooooohhhhhhhhhhh...
Umysł Elwiry płonął myślami, które zasiały w nim bliźnięta. Chciała to zrobić. Dałaby tym nastolatkom wszystko, czego zażądają. Jeśli chcą matek, przyprowadzi im najlepsze, jakie da radę znaleźć. Jeśli chcą, żeby zepsuła własnego słodkiego syna, tak się stanie. Masywny orgazm przejął kontrolę nad jej ciałem i duszą.
Chwilę później Monika stała z szeroko rozstawionymi nogami. Jej dyrektorka przykucnęła przed nią, liżąc jej cipkę starając się jak tylko mogła, robić to dobrze. Monika mogła stwierdzić, że Elwira po raz pierwszy zaspokaja inną kobietę, ale entuzjazm Elwiry zrekompensował jej brak umiejętności. Ta żona i matka z czasem nauczy się zadowalać kobiety. Monika z pewnością zapewni jej spora ilość praktyki.
– Jesteś blisko? Musimy niedługo wrócić do klasy.
Bartosz stał obok swojej siostry, z wciąż twardym kutasem przyciśniętym do jej biodra. Bawił się jednym z jej napuchniętych sutków i od czasu do czasu całował jej wąską szyję, nasłuchując jej rozkosznych jęków.
– Czy… robię… to… dobrze?
Elwira powiedziała między liźnięciami. Wiedziała, że na betonowej podłodze pod nią utworzyła się już kałuża spermy Bartosza, gdy jego nasienie powoli kapało z jej pochwy. Mimo nagości bliźniąt nadal miała na sobie żakiet i koszulę. Miała nadzieję, że wilgoć Moniki nie zanieczyści jej eleganckiego uniformu.
– Wystarczająco dobrze.
Nogi Moniki drżały w niekontrolowany sposób.
– Już… prawie…
Wbiła paznokcie głębiej we włosy dyrektorki, wpychając ładną buzię kobiety głębiej w swoją cipkę.
– Taaaaaaaaakkk...!
To nie był najlepszy orgazm, jaki kiedykolwiek miała. Cholera, prawdopodobnie nie byłby to najlepszy orgazm tego dnia. Ale był wystarczający. Zakończenia nerwowe Moniki nadal iskrzyły, gdy się ubierali.
Kiedy wszyscy mieli już na sobie ubrania, Bartosz spojrzał na Elwirę.
– Pani twarz jest nieco upaćkana, pani Halicka. Hej Moniu, masz ręcznik w plecaku?
– O... tak.
Monika otworzyła plecak i wyciągnęła mały ręcznik.
– Proszę bardzo.
Wręczyła ręcznik Elwirze i przyglądała się, jak wyciera jej śluz ze swojej twarzy. To był wspaniały widok.
– Wygląda lepiej.
Bartosz wziął ręcznik od zszokowanej kobiety.
– Napisz do mnie, kiedy będziesz miała dla nas mamę i spotkamy się tutaj. Dobrze?
Elwira skinęła głową.
– I nie zapomnij zaopiekować się Arkiem.
Monika zarzuciła plecak na ramiona.
– O mój...
Elwira miała takie dziwne uczucie w brzuchu, myśląc o tym, co zamierza zrobić. Czy Arek w ogóle ją zechce?
– Uznajmy to za potwierdzenie.
Bartosz podniósł kciuki do góry.
– Wyjdziemy pierwsi, poczekaj kilka minut. Dobrze?
Elwira ponownie przytaknęła tępo głową. Zrobi wszystko, o co ją prosi ta dwójka nastolatków.
***
Jak miło było mieć sypialnię tylko dla siebie. Sylwia rozebrała się, zadrżała z zimna i szybko weszła pod kołdrę. Za oknem ledwo widziała duże płatki śniegu, które miarowo spadały na ziemię. Zwinęła się z boku łóżka i wtuliła w poduszkę.
Po odejściu Dariusza miała dla siebie całe królewskie łoże. Wyciągnęła się i przesunęła na środek. Mogła spać, gdzie tylko chciała. Co za dziwne uczucie. Minęło tak dużo czasu, odkąd Dariusza nie było obok niej. Wyciągnęła swoje ciało na chłodnym prześcieradle i pozwoliła, by pochłonął ją sen.
Marzenia senne płynęły wokół niej. Sylwia wplątała się w kolczaste pnącza. Im dłużej walczyła, by się z nich uwolnić, tym mocniej ciernie wbijały się w jej ciało. Było ich zbyt wiele. Została uwięziona.
– Mamo. – Głos Bartosza wkradł się do jej snu. – Obudź się, mamo.
Pnącza potrząsały nią za ramiona. Otworzyła oczy. Jej syn stał nad nią spowity mrokiem, przyglądając się jej. Miał na sobie flanelową piżamę, a jego blond włosy sterczały we wszystkie strony. Wyglądało na to, że on też właśnie się przebudził.
– Bartku? O co chodzi, skarbie?
– Mamo… ja… um… – Przygryzł wargę i uśmiechnął się do jej głębokich, brązowych oczu, ledwo widocznych w mroku sypialni. – Czy mógłbym... to znaczy... czujesz się może samotna?
– Co?
Sylwia otrząsnęła się ze złego snu i usiadła, trzymając prześcieradło na swoich nagich piersiach.
– O czym mówisz?
– Zastanawiałem się, czy chciałabyś mieć towarzystwo w łóżku dziś w nocy, kiedy taty nie ma. – Uśmiech Bartosza był pełen nadziei.
– Czy potrzebujesz, żebym się tobą znowu zaopiekowała? Razem ze swoją siostrą wymęczyliście mnie już dziś wieczorem. A to było... – Spojrzała na nocny zegar. – ...to było zaledwie cztery godziny temu.
– Nie mamo.
Nie czekając na zaproszenie, Bartosz wszedł pod kołdrę. Wtulił się w ciepło łóżka, przesuwając się tuż obok Sylwii.
– Chcę tylko być blisko ciebie i... no wiesz... zastąpić tatę, kiedy go nie ma.
– Myślisz, że jesteś głową rodziny teraz, kiedy go nie ma, prawda?
Sylwia westchnęła i pozwoliła jego smukłemu ciału wtulić się w jej krągłości. Odwróciła się na bok, a jego twarz znajdowała się zaledwie centymetry od jej. Jego napęczniały penis uderzył w jej ciężarny brzuch, jakby chciał się dostać do jego wnętrza.
– Czy głowa rodziny dostaje nieograniczoną liczbę lodów?
Bartosz pocałował czubek jej nosa.
– No chyba.
Sylwia przewróciła oczami.
– Więc jestem głową rodziny.
Bartosz śmiał się razem ze swoją matką. Położył rękę na czubku jej głowy i powoli wepchnął ją pod kołdrę.
– Myślałam, że nie chodziło ci o to, żebym znów się tobą zaopiekowała.
Sylwia ustąpiła naporowi na jej głowę i zsunęła się na dół. Było tam tak ciepło i przytulnie. Kiedy jej głowa zrównała się z jego penisem, ściągnęła mu piżamę i bieliznę, przesuwając palcami po jego nabrzmiałej męskości.
– To było, zanim dowiedziałem się o moich przywilejach głowy rodziny.
Bartosz leżał na boku, gdy mama brała go do swych ust.
– Och, mamo. Mój głupi tata nie wie, co go omija.
– Mmmmmmmm...
Sylwia owinęła język wokół rozdętej głowy. Chyba nigdy nie zmęczy się tym wspaniałym kutasem.
Później, z brzuchem pełnym spermy, Sylwia westchnęła z zadowoleniem i pozwoliła Bartoszowi przytulić ją na łyżeczkę, gdy zasypiali. Jak miło, że nie musiała się budzić w panice i pośpiesznie wracać z powrotem do swojego pokoju. Była w swoim własnym pokoju, z kochającym synem, który obejmował ją ramieniem. Mogła się do tego przyzwyczaić.
We śnie Sylwia szukała serca rezydencji. Słyszała miarowe dudnienie za kominkiem w pokoju Bartosza. Znalazła ukryty przycisk, nacisnęła go i obserwowała, jak palenisko z płonącym drewnem obraca się w bok. Czas znaleźć centrum wszystkiego. Zeszła po schodach. Tyle schodów. Musiała wyjść poza piwnicę, poza fundamenty domu. Wchodziła coraz głębiej w ziemię, jej dłoń ocierała się o ścianę, a jej stopy ostrożnie badały każdy kamienny stopień krok po kroku. Po chwili ściana pod jej palcami zrobiła się cieplejsza. Bicie serca stało się głośniejsze.
Schody kończyły się przy kamiennej ścianie. Sylwia przez jakiś czas obmacywała ją, natrafiając palcem na mały guzik. Ściana zawirowała. Spojrzała przez szczelinę, którą stworzyła w długi pokój. Niski, mężczyzna ubrany w wełniany garnitur, siedział w fotelu i czytał Turgieniewa. Podniósł wzrok i uśmiechnął się do niej. Za nim, na ścianie, stał wysoki zegar z wahadłem. Jego mechanizm był otwarty i wyglądał naprawdę przerażająco. Mechanizm był wykonany z połamanych kości i plątaniny ścięgien. Wahadło zwisało na sznurach utworzonych z jelit, a samo wahadło było zastąpione ludzkim sercem, które biło przy każdym skrajnym wychyleniu. Krew tryskała z urządzenia za każdym razem, gdy serce pulsowało, gromadząc się u podstawy zegara.
Uśmiech mężczyzny zniknął, gdy spojrzał na jej przerażoną twarz. Odwrócił się, by spojrzeć tam, gdzie padał jej wzrok, a potem odwrócił się do niej.
– Ah, to. – Potrząsnął głową. – Nie nasza sprawka, zapewniam cię. Ale kiedy życie daje ci cytryny… – Wzruszył ramionami.
– Gdzie ja jestem?
Sylwia rozejrzała się po pokoju. Czy to była biblioteka? Ściany pokryte były półkami, a półki były zastawione książkami i innymi rozmaitościami.
– Dobre pytanie. Jesteś bystrą kobietą. – powiedział mężczyzna. – Zawsze to w tobie lubiłem. Jesteś... jesteś...
Pokój zamazał się, a głos mężczyzny rozbrzmiewał echem.
– Mamo? – Głos Moniki wypełnił umysł Sylwii.
– Co?
Otworzyła oczy i zobaczyła w ciemności piękną twarz swojej córki zaledwie kilka centymetrów od niej.
– Zapytałam, dlaczego Bartek sypia z tobą?
Monika wykrzywiła twarz, jakby Sylwia właśnie dała Bartoszowi wielkie opakowanie ciastek, ale nie dała żadnego pozostałym ze swoich dzieci.
Bartosz cicho chrapał za Sylwią, obejmując ją ramieniem, mocno trzymając ją za okrągły brzuch.
– O...
Sylwia zamrugała oczami.
– Obawiał się, że będę czuła się samotna.
Monika uśmiechnęła się.
– Próbuje zastąpić tatę.
– Nie, to nie to – wyszeptała Sylwia, starając się, żeby nie zbudzić syna.
– Cóż, jeśli Bartek zastępuje tatę, to ja też.
Monika wsunęła się pod kołdrę.
– W porządku?
Zacisnęła usta na dużym sutku Sylwii i zaczęła pić jej mleko.
– Ooooooooo...
Sylwia chwyciła tył głowy córki i pozwoliła jej ssać.
– Oboje możecie go zastępować, dopóki nie wróci.
Jak wspaniale było mieć Monikę przy piersi. Bartosz chrapał, Monika przełykała mleko, a Sylwia stwierdziła, że jej łóżko jest o wiele bardziej zatłoczone niż wcześniej.
W końcu, oczywiście, ręka Moniki dotarła do cipki Sylwii i doprowadziła matkę do wspaniałego orgazmu. Sylwia następnie odwzajemniła przysługę. Kiedy obie były usatysfakcjonowane, Monika odwróciła się na bok, tyłem do matki i cała trójka zasnęła na łyżeczkę.
Wielka biblioteka czekała na Sylwię w jej śnie. Mężczyzna spojrzał znad książki z ciepłym, dobrodusznym uśmiechem.
– Wróciłaś tak szybko?
– Ty... hm... nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Sylwia nie mogła oderwać wzroku od przerażającego zegara, który dalej tykał. Zdała sobie sprawę, że to, co kiedyś było sercem kobiety, stało się sercem rezydencji.
– Jesteś w moim domu.
Mężczyzna rozejrzał się po rozległym pokoju. Pofałdowany sufit był pomalowany jak nocne niebo. – Tak naprawdę to jest dzicz. Moje stare lokum było o wiele ładniejsze niż to, ale miałem zazdrosnych, zgorzkniałych współlokatorów.
– Jesteś diabłem.
Sylwia cofnęła się o krok i położyła rękę na piersi. Jej długa, staromodna suknia wiła się przed nią po kamiennej podłodze, gdy się cofała.
– To nieatrakcyjna perspektywa.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
– I brakuje w niej prawdy. Jestem najjaśniejszym z aniołów. Zwiastunem Dnia, wskrzesicielem wolności.
– No więc, Zwiastunie Dnia.
Sylwia ponownie podeszła do niego, stąpając stopami po kolorowym, drobno tkanym dywanie. Zwiastun Dnia nie wyglądała strasznie. Po prostu niezdarny, mały człowieczek.
– Czego chcesz od mojej rodziny?
– Ach, lwica chce chronić swoje młode.
Zwiastun Dnia wstał i skłonił się.
– Nie obawiaj się. Nie chodzi o to, co mogę wziąć, ale o to, co mogę dać. Chcę tylko złagodzić ciężar Jego zasad. Bóg tłamsi ludzkość tak mocno, że ludzie nie mogą się powstrzymać od buntu pod Jego naciskiem. Łagodzę Jego ograniczenia. Bóg i ja pokłóciliśmy się o to. Wydawało się, że nie ma zamiaru słuchać o żadnych innych punktach widzenia.
– Deprawujesz ludzi.
Sylwia przyjrzała mu się uważnie, odchodząc od huczącego paleniska, przez które weszła do tego pomieszczenia.
– Deprawacja to po prostu niszczenie czegoś złożonego, ściśle powiązanego ze sobą i przywracanie mu jego pierwotnej formy. – Zwiastun Dnia wzruszyła ramionami. – Więc jestem... winny. Chyba.
– Zdeprawowałeś mnie.
Brwi Sylwii zmarszczyły się.
– Dałem pani wybór. Pani wybrała, pani Czerwińska. Nie ja.
Zwiastun Dnia usiadł na krześle, wyglądał na znudzonego rozmową.
– W każdym razie, czy chciałabyś wrócić do tego co było? Mógłbym cię teraz umieścić w biurze nieruchomości, w czasie kiedy pan Przybylski właśnie ostrzegał was przed tym domem. Możesz tym razem posłuchać jego ostrzeżenia, odwołać transakcję i nigdy nie wprowadzić się do tej rezydencji. Jeśli chcesz, uczynię to dla ciebie. Uniósł palce, jakby miał zamiar zaraz nimi pstryknąć, oczekując na jej decyzję.
Sylwia nie wiedziała, co robić. Stała w milczeniu przez dłuższy czas.
– Widzisz?
Zwiastun Dnia opuścił rękę, nie pstrykając palcami.
– Jest już ranek. Czas się obudzić.
– Czas się obudzić, mamo.
Bartosz potrząsnął mamą, gdy przez okno wpadały złote promienie słońca.
– Och, dzień dobry, skarbie.
Sylwia zamrugała i otworzyła oczy. Co za niespokojna noc.
– Miałam właśnie najdziwniejszy sen w życiu.
Rozejrzała się. Jej łóżko było wypełnione. Bartosz po jednej stronie, siedział i uśmiechał się do niej. Monika wciąż spała po drugiej stronie. Poza córką Khadra również spała spokojnie. Kiedy weszła do pokoju?
– Czy możemy zacząć dzień od jakiegoś... no wiesz?
Pełen nadziei uśmiech Bartosza poszerzył się.
– Teraz kiedy nie ma twojego ojca, czy to będzie twoje nowe rutynowe zajęcie?
Sylwia westchnęła, sięgnęła pod prześcieradło, żeby zdjąć jego bokserki, ale stwierdziła, że nie miał ich już na sobie. Pozwoliła synowi wspiąć się pomiędzy jej nogami. Jej sen został wymazany z jej umysłu mniej więcej w tym samym momencie, w którym wsunął się w nią ogromny kutas.
– Tak.
Bartosz skinął poważnie głową, obserwując, jak jej ciężkie cycki kołyszą się pod wpływem ich ruchów. Tak bardzo podobał mu się sposób, w jaki zwisały po obu stronach jej klatki piersiowej.
– Ooohhhhhh. Jesteś taki duży dzisiejszego ranka. Uuuuggghhhhhhhh. Tak głęboko.
Sylwia otworzyła się na jego pchnięcia i pozwoliła mu zabrać się do pracy. Spojrzała na śpiące z nią kobiety. Bartosz miał teraz tak wiele możliwości, aż pochlebiało jej, że wciąż pragnął swojej matki. Odwróciła wzrok z powrotem na swojego pomrukującego syna.
– Tylko nie za... uh... uh... długo. Musisz... przygotować się do... szkoły.
– Wiem... uch... mamo. Będę... szybki.
Bartosz posuwał ją przez kolejne pół godziny, zanim osiągnął swój pierwszy tego dnia orgazm.
***
– Właśnie dostałem wiadomość od pani Halickiej.
Bartosz spojrzał na swoją siostrę. Wylegiwali się w głównym salonie odrabiając zadania domowe, w kominku wesoło trzaskał ogień.
– W piątek mamy pierwsze spotkanie z mamą ze szkoły.
– Czy ona ...?
Monika podniosła wzrok i zmarszczyła brwi. Nie była pewna, czy chce zadać to pytanie.
– Czy już to zrobiła z Arkiem?
– Daj mi chwilę, to sprawdzę.
Bartosz napisał do niej. Siedzieli w milczeniu, słuchając trzaskającego drewna w kominku. Telefon zawibrował i Bartosz odczytał wiadomość.
– Próbowała, ale Arek uciekł. Napiszę jej, żeby próbowała dalej.
– Wiesz, jeśli Arek oprze się swojej wspaniałej matce. Te kobiety będą mogły się nam oprzeć.
Monika żuła koniec ołówka, leżała na brzuchu na dywaniku przy palenisku, powoli machając stopami w powietrzu.
– Dużo czasu zajęło nam dojście do tego i przekonanie się, że to wszystko jest takie wspaniałe.
– Racja.
Bartosz nie chciał jej mówić, że niemal natychmiast uległ Luizie i jej propozycji. Nastoletni chłopcy zwykle nie stawiali oporu zbyt długo, pomimo oporu Arka.
– Więc, jak mamy przekonać te kobiety, żeby nam pomogły? To wielka prośba.
Monika spojrzała na swojego brata, który siedział na kanapie.
– Może powinniśmy porozmawiać z naszą dziewczyną.
Bartosz wstał i podał rękę Monice.
– Wie na ten temat więcej niż my.
– Dobry pomysł.
Monika wzięła go za rękę i poszli szukać Khadry.
***
– Chcesz, aby demony stały się potężniejsze?
Khadra składała pranie w swoim pokoju. Starannie układała stosy ubrań dla całej rodziny, ułożone na dokładnie zaścielonym łóżku. Jej kolana ugięły się, gdy bliźnięta weszły do jej pokoju, ale próbowała skupić się na swoim zadaniu. Chciała być użyteczna dla Czerwińskich. Cóż, przynajmniej chciała być użyteczna poza przyjemnością, której nauczyła się im zapewniać przy pomocy swojego ciała.
– Jeśli tak to ujmujesz... – Monika zmarszczyła brwi.
– Tak chcemy. – Bartosz skinął głową. – To jedyny sposób, by pozbyć się Fryderyka raz na zawsze.
– Wróg mojego wroga…
Khadra skończyła składać jedną z koszul Bartosza i ułożyła ją równo na stosie. Następnie odwróciła się i podeszła do swojej komody. Poszperała i odwróciła się do bliźniąt trzymających w dłoniach idealnie gładki, niebieski kamień. Kamień ten był kulisty i mniej więcej wielkości piłki do gry w piłkę nożną.
– To jest kamień snów. Poprosiłam aby mi go wysłali, abym mogła zastąpić ten, który… zaginął.
– To nam pomoże?
Bartosz wziął od Khadry kamień snów i spojrzał na swoje zniekształcone odbicie na jego błyszczącej powierzchni.
– Nie w taki sposób.
Khadra potrząsnęła głową. Sięgnęła do góry i zdjęła hidżab. Następnie zsunęła sukienkę, stając przed bliźniętami w samej bieliźnie.
– Poprzedni kamień snów przypadkowo nabył i zwiększył moc rezydencji. Gdybyśmy umieścili tę moc również w tym kamieniu, wtedy mógłby wam pomóc.
– Jak tego dokonamy?
Monika pomyślała, że mogła się domyślić, gdy patrzyła, jak Khadra zdejmuje stanik i majtki, by ukazać jej swoją ciemną urodę. Jej wypukły brzuch był teraz idealnie gładki.
– Połóż kamień snów na łóżku, podczas gdy my… będziemy wykonywać czynności, które pragnie dom.
Khadra podeszła do Moniki, objęła ramionami nastolatkę i pocałowała ją w usta. Kiedy się porozumiały, Khadra pociągnęła ją do łóżka i upadły na koc, rozrzucając starannie złożone stosy ubrań.
– Nieźle.
Bartosz rozebrał się i zaniósł kamień snów do łóżka Khadry. Wkrótce posuwał drobną, ciemnoskórą kobietę od tyłu, podczas gdy Khadra zaspokajała Monikę językiem.
Kiedy Bartosz spuścił się w cipce Khadry, na gładkiej powierzchni kamienia snów pojawiła się szczelina.
Monika zrobiła sobie przerwę, leżąc obok brata, gdy Khadra go ujeżdżała. Przyglądała się, jak tyłek tej ciemnoskórej kobiety się trzęsie, gdy wysoko podskakiwała na tym niewiarygodnie długim kutasie. Następnie Monika spojrzała na kamień i zobaczyła pulsujące czerwone żyły rozchodzące się na jego gładkiej, niebieskiej powierzchni.
Khadra zaczęła pocierać biodrami. Sięgnęła w dół i położyła lewą rękę na kamieniu snów. Był cieplejszy niż zwykle, spojrzała w dół i zobaczyła, że błękit przechodzi w czerń.
– Bartoszu... robisz to... sprawiasz, że ja... uuuugggggghhhhh... i sprawiasz, że to... się zmienia... ooooohhhhhhhh...
Z ręką wciąż na kamieniu Khadra zadrżała w boskim orgazmie. Kamień wydał trzask, a pulsowanie jego szkarłatnych żył nabrało tempa.
– To działa, Bartku. Niebieskie oczy Moniki odbijały czerwone światło, gdy położyła rękę na dłoni Khadry.
– Zaraz...
Bartosz niedbale położył dłoń na ich dłoniach i chrząknął ponownie dochodząc we wnętrzu Khadry.
Zanim Bartosz zakończył trzeci raz dochodzić w swojej siostrze, kamień był czarny jak smoła, a jego żyły emanowały dość mocnym czerwonym blaskiem. Khadra miała rację. Kamień snów był doskonałym nośnikiem mocy rezydencji.
***
Sylwia wyszła spod prysznica i weszła do sypialni z ręcznikiem owiniętym wokół piersi. Była wyczerpana. Bliźnięta przyszły do niej wraz ze swoimi potrzebami, a ona dała im to, czego chciały, na ponad godzinę przed kolacją. Dobrze było być czystym i samotnym w schludnej sypialni. Podeszła do kredensu, wyjęła parę majtek i je założyła. Sylwia była gotowa odpocząć, poczytać książkę i zastanowić się, co począć z Tomaszem i Eweliną.
Rozległo się pukanie do drzwi, które po chwili otworzyły się i weszli przez nie Bartosz z Moniką. Oboje mieli na sobie flanelowe piżamy i wyglądali na gotowych do spania.
– Twój mąż tutaj jest.
Bartosz uśmiechnął się do swojej mamy, która stała wystraszona z ręcznikiem u stóp i zakrywając ramieniem swoje ogromne piersi.
– Co?
Sylwia zastanawiała się, czy Dariusz jakimś sposobem wrócił od swojej siostry.
– Nie chcieliśmy, żebyś czuła się samotna, więc pomyśleliśmy, że będziemy twoim mężem, dopóki tata nie wróci.
Monika wyszła do łazienki i wróciła ze szczotką do włosów.
– Będę połową męża.
Bartosz uśmiechnął się, podszedł do łóżka i strzepnął poduszki.
– A ja jestem drugą połową twojego męża.
Monika zachichotała, czesząc długie, brązowe włosy swojej mamy.
Sylwia zmarszczyła brwi, patrząc na swoje dzieci.
– Jestem twoją matką, nie żoną. Niech wasza dwójka nie wariuje.
– Cóż, pod pewnymi względami jesteś jak nasza żona.
Bartosz podniósł kołdrę i wsunął się do łóżka.
– Jestem zmęczona, Bartku.
Sylwia westchnęła. Miło było, gdy ktoś czesał jej włosy i trzepał dla niej poduszki.
– Nie mam dziś ochoty na większą ilość seksu.
Bartosz i Monika roześmiali się, wypełniając pokój ciepłym, radosnym dźwiękiem.
– Co jest takie śmieszne?
Sylwia spojrzała na córkę.
– Tak... po prostu... – śmiech Moniki ucichł i skończyła szczotkować włosy mamy.
– … tak powiedziałaby żona. „Dzisiaj seksu nie będzie, kochanie. Jestem zmęczona.”
– W każdym razie. Nie przyszliśmy tu dla seksu.
Bartosz podskakiwał głową na poduszce, aż ułożył się wygodnie.
– Śpimy w twoim pokoju, dopóki tata nie wróci.
– Och, co robicie?
Sylwia opuściła rękę, nie wiedziała, dlaczego zadała sobie trud ukrywania przed nimi swoich piersi. Na okrągło widzieli jej cycki i regularnie ssali jej mleko. Tak jak niedługo będzie to robić dziecko Bartosza. Zadrżała i potarła swój okrągły brzuch.
– Dokładnie.
Monika pocałowała gładki policzek mamy, odłożyła szczoteczkę i weszła do łóżka.
– Jesteśmy teraz twoim mężem.
– W porządku.
Sylwia przewróciła oczami. Nie chciała psuć im humoru. Zgasiła światło i położyła się między nimi na plecach. Oboje zarzucili ręce na jej klatkę piersiową i przytulili się do niej.
– Jest coś, o czym musimy porozmawiać.
– Dobre małżeństwo opiera się na komunikacji. – Bartosz zachichotał, a Monika dołączyła.
Kiedy ucichli, Sylwia kontynuowała.
– Wygląda na to, że małżeństwo twojego brata stoi na włosku. Ewelina i ja jadłyśmy dziś drugie śniadanie, kiedy byliście w szkole. Chce się rozstać z Tomaszem.
– Och, to straszne. – powiedział Bartosz bez większego przekonania.
– Och, tak, szkoda. – Monika też nie wydawała się przejęta.
– Wiem, że nie zawsze żyjecie w zgodzie ze swoim bratem, ale to poważna sprawa. Musimy im pomóc w ich małżeństwie. On ma dziecko w drodze.
Sylwia wyjrzała przez okno w ciemność. Dobrze było mieć bliźnięta przytulone po obu swoich stronach.
– To nie jego dziecko – szepnęła Monika.
– O, Jezu.
Sylwii czasami tak trudno było z nimi rozmawiać.
– To nie jest powszechna informacja.
– Pomożemy w ich małżeństwie.
Bartosz pomyślał o spróbowaniu innej taktyki.
– Tak. – Monika szybko zrozumiała. – Przepraszam. Czego potrzebują?
– Cóż, Ewelina chce tu się zatrzymać, kiedy zrobią sobie małą przerwę od siebie. Jeśli wróci do domu rodziców, nie zobaczy Tomasza, żeby mógł popracować nad ich problemami. Ale jeśli ona się tu zatrzyma, będzie w pobliżu.
Sylwia wzięła głęboki oddech. Czy to naprawdę miało sens? Tak sądziła.
– A więc pozwolę jej zająć jedną z wolnych sypialni. Skoro ona tu zamieszka, chcę, abyście oboje zachęcili ją do pogodzenia się z Tomaszem. Dobrze?
– Jasne, mamo.
Bartosz uśmiechnął się w ciemności i potarł twarz o ramię Sylwii. Pachniała tak świeżo, czysto i cudownie.
– Brzmi świetnie.
Monika skinęła głową na drugim ramieniu Sylwii.
– Dziękuję. A teraz prześpijmy się.
Sylwia odwróciła głowę w stronę Bartosza na poduszce, czubek jego głowy spoczął na jej podbródku.
– Dobranoc.
– Dobranoc, mamo.
Bartosz uścisnął Sylwię.
– Dobranoc, mamo.
Monika odnalazła dłoń Bartosza i chwyciła ją mocno na piersi Sylwii.
Wszyscy zasnęli.
***
– Ewelina, możesz u nas zostać tak długo, jak będzie to konieczne.
Sylwia przyglądała się swojej ciężarnej synowej, gdy wieszała sukienki w szafie w pokoju gościnnym.
– Wiem… um… wiem, że ty i… – Sylwia nie wiedziała, jak ubrać w słowa to, co miała zamiar przekazać swojej synowej. – Cóż, powiem tylko, że naprawdę mi zależy na tym, abyście się pogodzili się z Tomaszem. Ale jeśli będziesz chciała spędzić trochę czasu z Bartoszem, kiedy tu będziesz, daję ci wolną rękę.
– Oh, dziękuję, Sylwio. – Ewelina uśmiechnęła się promiennie. – To bardzo wyrozumiałe. Obie wiemy, jak trudno jest przez jakiś czas obyć się bez Bartosza.
Ewelina obserwowała z satysfakcją, jak wzrok Sylwii opadł na podłogę, a jej policzki się zarumieniły. Jak mogła nadal być taka pruderyjna?
– Daj mi znać jeśli będziesz czegoś potrzebowała.
Nie nawiązując kontaktu wzrokowego Sylwia wymknęła się z pokoju.
Niecałe trzydzieści sekund później Bartosz wszedł i usiadł na łóżku.
– O wilku mowa.
Ewelina wciąż wieszała ubrania, udając obojętność.
– Właśnie rozmawiałam o tobie z Twoją mamą.
– Tak?
Bartosz uśmiechnął się spoglądając w stronę Eweliny, podziwiając kontury jej sukienki, która okrywała jej obfity tyłek.
– Chce, żebym pogodziła się z twoim bratem.
– Buuu... – Bartosz roześmiał się.
– Ale powiedziała też, że rozumie, że mogę nie być w stanie oderwać od ciebie swoich rąk.
Ewelina odwróciła się do niego i oparła rękę na biodrze.
– Tak?
Bartosz zlustrował ją od góry do dołu. Ciąża do niej pasowała. Była zaokrąglona, pełna i idealna.
– Sądzisz, że to prawda?
– O Boże, Bartku.
Ewelina opadła na czworaka z chytrym uśmiechem na twarzy. Jej niebieskie oczy błyszczały. Powoli zbliżała się w jego stronę, jej łopatki poruszały się jak u skradającego się kota.
– Czy wiesz, od jak dawna chciałam z tobą zamieszkać pod tym dachem?
– Nie. – Bartosz pokręcił głową.
– Nie chcę nigdy stąd odejść.
Ewelina dotarła do Bartosza, usiadła między jego nogami i wyjęła jego i tak już twardego kutasa ze spodni.
– Chcę urodzić twoje dziecko. A potem dać ci kolejne dziecko, jeszcze jedno i jeszcze jedno aapphhhhhh... – wciągnęła go do ust.
– To sporo dzieci.
Bartosz posłał jej rozmarzony uśmiech, gdy wpychała go sobie do gardła. Była w tym tak dobra.
– Ale pod tym dachem nie mieszkam sam.
– Arrrrrmmppppphhh?
Ewelina spojrzała na niego z uniesioną brwią, jego potężny kutas rozciągnął jej usta do granic możliwości. Z kącika jej ust wydostała się strużka śliny, która spłynęła po brodzie.
– Teraz dzielę się wszystkim z Moniką.
Bartosz odsunął kosmyk blond włosów z jej czoła.
– Nie przeszkadza ci to? Zaopiekujesz się też moją siostrą?
Ewelina skinęła głową na tyle, na ile pozwalał jej kutas w ustach. To było głupie pytanie. Oczywiście zrobi wszystko, o co poprosi ją Bartosz. Nawet jeśli oznaczało to, że miała po raz pierwszy spróbować innej kobiety.
Chwilę później Ewelina podskakiwała na tym długim, wspaniałym kutasie. Jej cycki i brzuch drżały i zderzały się ze sobą.
– Masz mnie, Bartku. Och... uch... uch... Boże, masz mnie. Jestem... ach... twoja.
– Wracasz do Tomka?
Bartosz dostrzegł, że Luiza obserwuje ich z szafy, z szerokim uśmiechem wymalowanym na piegowatej twarzy. Pokazał jej kciuki.
– Nie... – jęknęła Ewelina, spoglądając na swojego chudego szwagra.
– Czy kiedykolwiek go kochałaś?
Bartosz był naprawdę ciekawy.
– Tak... zgadza się... – Umysł Eweliny był zamglony, gdy owładnął nią kolejny orgazm.
– A teraz?
Bartosz patrzył, jak jej ciężkie cycki nisko zderzają się ze sobą raz za razem.
– Nie kocham go… ja… kocham… twojego kutasa…
Ewelina odrzuciła głowę do tyłu, jej ciało drżało. Przestała podskakiwać, a jej biodra zataczały małe, szybkie kręgi.
– Ja… kocham… ciebie… Bartku…
Przyznanie się do tego Bartoszowi dodało jej dodatkowy bodziec do orgazmu. Reszta jej słów eksplodowała przyjemnością. Kiedy trochę się uspokoiła, pochyliła się i oparła twarz na poduszce obok głowy Bartosza. Wciąż przeszywały ją sporadyczne dreszcze. Jej piersi spoczęły na jego kościstej klatce piersiowej.
– Ja też cię kocham, Ewelino.
Bartosz delikatnie pogładził jej spocone plecy.
– Myślę, że od zawsze tak było. Ale musisz się mną podzielić. Kocham więcej niż jedną kobietę.
– Ja… nie mam nic przeciwko… dzieleniu się. – wydyszała Ewelina. – Nie mam... nic przeciwko.
Jej biodra znów się zakołysały.
– Dobra dziewczynka.
Podniósł ją trochę, żeby móc przyjrzeć się jej twarzy.
– Teraz poujeżdżaj mnie jeszcze trochę. Chcę w tobie dojść.
– Sprawię, że dojdziesz... sprawię, że dojdziesz... – skandowała Ewelina.
A jakieś pięć minut później właśnie to uczyniła.
Dodaj komentarz