Nawiedzona Rezydencja (XVI)

Nawiedzona Rezydencja (XVI)Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     – Jeśli jego oblubienicą jest moja żona, dom odbiera mi moje życie.
Maxamed kołysał się w przód i w tył na sofie, w ciemnym pokoju szepcząc do siebie.
     – To kolonizator. Moja nacja, ale jego plantacja. Dom wbije się w nią jak w żyzną glebę, ale to ona będzie obciążona jego plonem. – Sam nie był pewien, co mówi. – Dom mnie zastąpi, gdy się w nią zagłębi. Widziałem to. To jest proroctwo. To była przepowiednia. Dom przemówił.
     – Maxamed?
Khadra weszła do salonu i zapaliła światło.
     – Z kim rozmawiasz?
     – Z nikim, kochanie.
Maxamed wstał, wziął żonę za rękę i delikatnie pocałował jej ciemne knykcie.
     – Promieniejesz dzisiejszego wieczoru.
     – Zachowujesz się dziwnie. Myślę, że rezydencja Czerwińskich wciąż wywiera nacisk na twój umysł, mężu.
Delikatnie odsunęła od niego rękę.
     – Może powinnam tam wrócić i zobaczyć, czy uda mi się jakoś to zakończyć.
     – Nie, nie, nie... – syknął Maxamed. – Nigdy tam nie wracaj. On chce ciebie.
Rozejrzał się po pokoju jak zwierzę w potrzasku.
     – Gdzie są dzieci?
     – U mojej matki. – Khadra westchnęła.
Tęskniła za dziećmi, które ostatnio często bywały u jej rodziców.
     – Dobrze, dobrze.
Maxamed skinął głową i całym ciężarem oparł się o ramię Khadry.
     – Jesteś moja i nie może cię zdobyć... – szepnął jej do ucha. – Widziałem, co by ci to zrobiło i już nigdy nie byłabyś taka sama.
     – Już, już, Maxamed.
Khadra delikatnie poklepała go po plecach i poprowadziła w kierunku ich pokoju.
     – Jestem twoja, nie masz się czego bać. Chodź do łóżka. Jest już późno.
     – Zdecydowanie. Obawiam się, że jest już za późno.
Maxamed pozwolił swojej żonie zaprowadzić się do łóżka.
     – Ale może mogę zmienić bieg wydarzeń, które nadciągają.
     – Może.
Khadra pocałowała męża w policzek.
     – Teraz odpocznij. Rano poczujesz się lepiej.

***

     – Mamo?
Bartosz spojrzał na zegarek przy swoim łóżku. Był już prawie poranek.
     – Obudź się.
W raz z matką naprawdę dali się ponieść zeszłej nocy, a ona zasnęła z nim w środku. Jego kutas był wystarczająco duży, by pozostać w niej nawet nie będąc w zwodzie. Bartosz przesunął dłońmi po jej miękkich bokach i cudownym łuku bioder. Jej duże piersi przycisnęły się do jego obojczyka, a jej głowa spoczywała na poduszce z ustami tuż obok jego ucha. Słyszał jej delikatny oddech, kiedy spała.
     – Już prawie poranek, mamo. Musisz wrócić do taty.
     – Co… co jest… skarbie?
Sylwia otworzyła oczy. Zajęło jej chwilę, zanim zorientowała się, gdzie się znajduje. Kiedy zdała sobie sprawę, że to pokój Bartosza, krew stężała w jej żyłach.
     – Która godzina?
Boże, czy to jego miękki penis wciąż był w jej pochwie? Jej cipka mimowolnie się ścisnęła. O nie, a on pęczniał.
     – Jest czwarta trzydzieści.
Palce Bartosza wcisnęły się w miękką, jędrną skórę jej tyłka, nawet gdy wiedział, że musi z niej wyjść.
     – Och, kochanie, och, kochanie.
Sylwia uniosła biodra i wydobyła go z siebie. Zimne nasienie spłynęło po jej nogach.
     – Martwiłam się, że to nastąpi. Jeśli twój ojciec kiedykolwiek się dowie…
Podniosła stanik i majtki, które znalazła na podłodze w świetle księżyca. Zimne powietrze przyprawiło jej ręce i nogi o gęsią skórkę. Owinęła swoją nagość szlafrokiem.
     – Muszę iść, kochanie.
Sylwia odwróciła się do drzwi.
     – Pa, mamo. Kocham cię.
     – Też cię kocham.
Sylwia wróciła do łóżka i pospieszyła do Bartosza. Pocałowała go w usta i w miękki policzek, po czym rzuciła się do drzwi.
     – Do zobaczenia przy śniadaniu za parę godzin.
Kiedy otworzyła drzwi, obejrzała się przez ramię i zobaczyła, jak penis jej osiemnastoletniego syna znów jest sztywny. To był taki piękny widok.
     – Mamo?
     – Tak?
Sylwia zatrzymała się w drzwiach.
     – Pamiętasz, jak robiliśmy to po bieganiu na bieżni w piwnicy?
Bartosz obserwował jej miękką, ładną twarz majaczącą w ciemności.
     – Tak.
Sylwia zadrżała, kiedy pomyślała o tym, jak brał ją od tyłu na pralce.
     – Czy mogłabyś, może… hm… pobiegać nago na bieżni, kiedy wrócę ze szkoły?
     – Nago? Nie, Bartku. Nie mogę tego zrobić. Moje piersi potrzebują podparcia. Twój ojciec będzie w domu po południu, podobnie jak twoja siostra. Dlaczego w ogóle o coś takiego pytasz? – Jej pytanie zabrzmiało ostro.
     – Przepraszam.
Bartosz zwiesił głowę.
     – Po prostu pomyślałem, że to byłoby seksowne.
     – Seksowne?
Myśl o zadowalaniu tego nienasyconego nastolatka była wciąż dla Sylwii świeża i podniecająca. Naprawdę ją pożądał.
     – Może innym razem, dobrze?
     – W porządku.
Bartosz patrzył, jak jej odziana w szlafrok postać znika za drzwiami. Musiał sobie zwalić. Samo myślenie o jej trzęsącym się ciele na bieżni wysyłało fale przyjemności przez jego nerwy.

***

     – Słyszysz to, kochanie?
Dariusz przestał docinać płytę kartonowo-gipsową w sypialni dla gości, klęczał na podłodze i nasłuchiwał.
     – Co?
Sylwia przestała ścielić łóżko. Tomasz i Ewelina mieli przyjechać do nich jutro wieczorem i zostać na noc, a ona chciała, żeby pokój gościnny był dla nich gotowy. Nasłuchiwała odgłosów domu.
     – To brzmi jak tykanie. To zegar, Darku.
Skończyła naciągać prześcieradło.
     – Wiem, że to zegar.
Dariusz odłożył narzędzia, zdjął rękawiczki i wstał. Sposób, w jaki jego żona wypełniała tę sukienkę, był niesamowity. Patrzenie na jej piękno, sprawiało mu ból.
     – Ale nie mamy zegara z wahadłem. Ani żadnego tak głośno tykającego zegara.
Podszedł do niej i złapał ją za szerokie biodra. Jego ręka przesunęła się w górę jej brzucha. Było tam więcej wypukłości, niż pamiętał. Może te większe piersi były zwiastunem zalewania się tłuszczem. Dariusza w tej chwili to nie obchodziło.
     – Przestań, Darku. Ścielę łóżko.
Sylwia odepchnęła jego ręce.
     – Może to gdzieś kapie woda. – Ale Sylwia wiedziała, że to zegar. Nigdy go nie widziała, ale słyszała go od miesięcy.
     – Mam nadzieję, że nie. Czy możesz sobie wyobrazić tę katastrofę?
Obrócił ją i pocałował żonę w usta.
     – Jesteś cały brudny, Darku. Może później.
Sylwia bez przekonania znów go odepchnęła.
     – Za dobrze wyglądasz, Sylwio. Z uśmiechem Dariusz pchnął ją na łóżko, podniósł sukienkę i usiadł na niej.
     – Załóż prezerwatywę. – Ale Sylwia nie nalegała. Pozwoliła mu wziąć ją po swojemu. To było sprawiedliwe, że nadeszła jego kolej po tym, co jego syn zrobił z nią zeszłej nocy.
     – Będę ostrożny.
Dariusz odsunął jej majtki i wszedł w nią. Trzy minuty później leżał na niej dysząc, całkowicie wyczerpany.
     – Jak było?
     – Niesamowicie – skłamała Sylwia.
Ledwo go czuła. Skończyło się zanim w ogóle się zaczęło. Zmarnowała sporą część swojego życia, myśląc, że seks z Dariuszem, to dobry seks. Tak bardzo się myliła.
     – A teraz zejdź, muszę znowu pościelić łóżko.
     – Daj mi minutę. – Dariusz sapał i sapał.
     – Twój syn i synowa będą tu jutro spać. W tym łóżku. Czy nie ma pan wstydu, panie Czerwiński?
Sylwia poklepała go żartobliwie po ramieniu, myśląc o wszystkich momentach, w których Bartosz rozciągał jej cipkę w małżeńskim łóżku Dariusza i Sylwii.
     – Żadnego.
Dariusz zsunął się z żony i podciągnął spodnie.
     – Chyba wrócę do pracy.

***

     – Stary, twoja szwagierka znowu przyszła.
Kamil szturchnął Bartosza, gdy patrzył na cudowną blondynkę przechadzającą przez bibliotekę. Wyglądała wręcz idealnie z czarną torebką przewieszoną przez ramię, zieloną sukienką do kolan, która wspaniale obejmowała jej krągłości i tylko odrobiną delikatnego makijażu. Kamil starał się nie ślinić.
     – Naprawdę?
Bartosz podniósł głowę. Siedział na podłodze obok regału, z książką na kolanach. Umieścił w niej zakładkę i zamknął swój egzemplarz Psychozy.
     – Lepiej pójdę zobaczyć, czego chce.
     – Spoko. – Kamil skinął głową i przyglądał się, jak Bartosz wstaje i idzie przez bibliotekę.
     Bibliotekarka, pani Natalia Pawlik, zauważyła Ewelinę.
     – Panno Ostrowska? Co tu robisz?
     – Teraz to pani Czerwińska. – Ewelina uniosła lewą rękę, żeby Natalia mogła zobaczyć jej pierścionek. – Jestem tutaj, aby zabrać mojego szwagra.
     – Ach, więc mimo wszystko poślubiłaś Tomasza. Gratuluję.
Chociaż Natalia tak naprawdę nie miała tego na myśli. Tomek był okropny. Nie ma to jak jego ułożony, młodszy brat. Natalia przyglądała się, jak młodzieniec wita swoją szwagierkę. Natalia spojrzała na Bartosza.
     – Ostatnim razem, kiedy widziałam tę młodą damę, była królową balu. Wyglądała olśniewająco.
     – Dziękuję uprzejmie, pani Pawlik.
Ewelina zwróciła się do Bartosza i wzięła go za ramię.
     – Chodź, czas na wizytę u lekarza.
     – Dobrze.
Wychodząc, Bartosz podniósł plecak i szybko machnął Kamilowi. Jego przyjaciel machnął w odpowiedzi, ale jego oczy bacznie obserwowały tyłek Eweliny.
     – Musiałem zapomnieć – powiedział Bartosz. – Do widzenia, pani Pawlik.
     – Do widzenia, panie Czerwiński – zawołała za nim bibliotekarka.
     Bartosz pozwolił Ewelinie poprowadzić się korytarzem.
     – Skąd ten pośpiech? Mówiłem, że jutro wpadnę.
     – Minęły już trzy dni – szepnęła mu do ucha. – Cztery dni to za długo.
Rozejrzała się po holu, nie zauważyła nikogo i klepnęła go w jego mały tyłek.
     – Masz kurtkę?
Ewelina zdjęła puchową kurtkę z haczyka przy głównym wejściu do szkoły.
     – Nie. – Bartosz miał tylko dżinsy i sweter.
     – Pada śnieg, Bartku.
Posłała mu poważne spojrzenie.
     – Jeśli się przeziębisz i umrzesz, będę bardzo zdenerwowana.
     – Będziesz musiała mnie ogrzewać.
     – Misja zaakceptowana.
Znowu uderzyła go w tyłek i posłała Bartosza w padający śnieg.

***

     Pani Elwira Halicka przyglądała się z ciepłego wnętrza swojego biura, jak para Czerwińskich idzie ramię w ramię przez parking. Wokół nich wirowały małe, białe płatki. Bartosz, co typowe dla chłopców z liceum, zapomniał przynieść kurtki. Jako dyrektorka, Elwira zawsze starała się przypominać chłopcom, że nie są odporni na zimno. Młodość sprawiała, że czuli się niezwyciężeni. Lecz to nikogo nie czyniło niepokonanym.
     Ta dziwna para zwróciła uwagę Elwiry. Stukała palcami w biurko, sącząc kawę. Widziała swoje własne odbicie nałożone na idących Czerwińskich. Była pulchną kobietą w średnim wieku, w ciemnym żakiecie, o brązowych włosach, związany w praktyczny kucyk. Czerwińscy byli parą młodych ludzi, którzy dobrze się bawili, popychając, szturchając żartobliwie i ogólnie byli zbyt blisko siebie. W wyszkolonym oku Elwiry wyglądali jak kochankowie. Ale oczywiście to było niemożliwe. Zgadza się? Elwira nie znała rodziny Eweliny, ale znała Sylwię i Dariusza Czerwińskich z kościoła. Bartosz był dobrym dzieckiem. Para wsiadła do SUV-a. Elwira odwróciła się do monitora i zaczęła przeglądać pliki na komputerze.
     Ewelina często odwiedzała Bartosza w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Czy to rzeczywiście były wizyty lekarskie? Elwira musiałaby się tym zająć. Sprawdziła oceny Bartosza. Ostatnio się pogorszyły. Syn Elwiry przez jakiś czas spotykał się z siostrą bliźniaczką Bartosza. Kiedy wróci do domu, będzie musiała zapytać Arka o Czerwińskich. Westchnęła, odwróciła się i patrzyła, jak SUV wyjeżdża z parkingu. Elwira nie wiedziała, co się dzieje, ale ufała swojemu przeczuciu. Jej wnętrzności mówiły, że coś podejrzanego dzieje się tuż pod jej nosem.

***

     – Już zapomniałem, że byłaś królową balu.
Bartosz spojrzał na Ewelinę. Wydawała się taka poważna ze swoimi niebieskimi oczami wpatrującymi się w drogę. Podobało mu się to, w końcu nie chciał, żeby wpadli w poślizg na śliskiej nawierzchni i wylądowali w rowie.
     – O tak. Najśmieszniejsze było to, że Tomek nie został królem balu.
Ewelina zdjęła prawą rękę z kierownicy i sięgnęła nią do Bartosza ud. Zręcznie rozpięła mu spodnie, a potem wyciągnęła jego ciężkiego, półsztywnego kutasa. Był taki ciepły w jej zimnej dłoni.
     – Może po prostu trzymaj obie ręce na kierownicy?
Bartosz lubił gdy zwracała na niego swoją uwagę, ale jeszcze bardziej lubił być żywy. Śnieg uderzał w przednią szybę i przypominał mu gwiazdy, gdy statek kosmiczny z jednego z jego ukochanych filmów osiągnął prędkość świetlną.
     – Tomek był bardzo zazdrosny o króla balu. Myślał, że zdradzam go z kapitanem drużyny piłkarskiej. Co za głupek, prawda?
Ewelina uśmiechnęła się i zaryzykowała spojrzenie na Bartosza. Jej dłoń gładziła jego penisa w górę i w dół. Z każdym ruchem stawał się coraz większy.
     – Może pomyślał, że będę go zdradzać, bo sam by to zrobił.
Ewelina roześmiała się na tę myśl, cichym, przyjemnym śmiechem.
     – Mam na myśli dziewczynę. Wszyscy zakochiwali się w królowej balu. Wszyscy kochali króla. Ale głupia mała nastolatka, jaką byłam, zapatrzona była tylko w Tomka.
     – Uch… Ewelina?
Bartoszowi spodobała się myśl o Tomaszu zazdrosnym o króla balu i niezłomnej wierności Eweliny. Ta myśl tak poruszyła jego wyobraźnię, że jego jaja się skurczyły.
     – Pamiętasz bójkę, którą Tomek stoczył w ostatniej klasie? – Biały uśmiech Eweliny poszerzył się.      – Miał podbite oko na zakończeniu szkoły, pamiętasz? Podbił mu je król balu. Tomek jest tak głupi, że oskarżył króla balu o kradzież jego dziewczyny i zamachnął się na niego. Oczywiście, król balu się bronił.
     – Ewelina... zaraz się… spuszczę…
     – O.
Ewelina zjechała do krawężnika na opustoszałej podmiejskiej ulicy.
     – Nie możemy narobić bałaganu w moim samochodzie.
Rozejrzała się, pozostawiła samochód pracujący na jałowym biegu, a potem opuściła głowę nad kolana Bartosza. Zakrztusiła się trochę, gdy wcisnęła jego potworną długość wprost w głąb jej gardła. Co za potężne uczucie. Lewą ręką masowała jego ciężkie jądra. Pomyśleć, że te zwisające jaja wkrótce będą obijać jej tyłek. Jej cipka była już mokra.
     – Moja… królowa… balu – powiedział Bartosz.
Kiedy śnieg opadał delikatnie wokół ich samochodu, Bartosz chrząknął i opróżnił się prosto do jej brzucha. Odgłos jej zachłannego przełykania wypełnił samochód.
     Ewelina starannie wyczyściła głowę kutasa językiem. W końcu oparła się na swoim miejscu i się uśmiechnęła.
     – A teraz, zabiorę cie do mnie.
Wrzuciła z powrotem bieg i wyjechała na drogę. Zauważyła, że Bartosz nie schował swojego wciąż twardego penisa. To jej odpowiadało. Każda chwila, w której mogła go widzieć, była dla niej jak prezent.
     Dziesięć minut później Ewelina odziana jedynie w stanik. Przyciskała ręce do ściany korytarza. Oprawione obrazy tańczyły przed jej oczami z każdym pchnięciem, które wchłaniała od tyłu.
     – Ja… uch… uch… uch… uwielbiam to, Bartku. Wypychasz moje wnętrzności.
Czuła, jak jego palce wciskają się w skórę wokół jej bioder, a pragnienie, które wyrażały, było wysublimowane.
     – Nie uprawiaj seksu z… Tomkiem… przez tydzień.
Bartosz spojrzał na jedno ze zdjęć, kadr ślubny z odsuniętym welonem Eweliny i szerokim uśmiechem na jej twarzy. Ta kobieta nie wiedziała, że za jakiś czas odda się chłopcu siedzącemu tamtego dnia w tłumie gości.
     – Dlaczego?
Ewelina spojrzała na inne zdjęcie. Ona i Tomasz podczas miesiąca miodowego, oboje w strojach kąpielowych na plaży. Tomek był taki opalony i umięśniony. Ale okazało się, że nie był duży, tam gdzie się to liczyło.
     – Chcę tylko… żebyś go odstawiła… na jakiś czas.
Bartosz wyciągnął rękę i pociągnął ją za włosy.
     – Dooobrzeeee… ooochhh… – Ewelina doszła, spoglądając na swoją przeszłość uwiecznioną na zdjęciu, była taka szczęśliwa wtedy na plaży. Kiedy doszła do siebie, Bartosz nadal posuwał ją od tyłu długimi, zdecydowanymi pchnięciami.
     – Ja… ja… muszę ci… coś powiedzieć.
     – Tak?
     – Jestem… jestem… – Tak trudno było jej to powiedzieć, ale desperacko pragnęła, żeby Bartosz o tym wiedział. – Jestem w ciąży.
     – Co?
Bartosz przestał się poruszać z penisem całkowicie zatopionym w jej wnętrzu.
     – Naprawdę? To Tomka?
Rozluźnił uścisk na jej włosach.
     Ewelina potrząsnęła głową i pchnęła go swoim bladym tyłkiem.
     – To moje?
     Ewelina skinęła głową i obejrzała się przez ramię.
     – To dobrze, Bartku. Chcę twojego dziecka.
     – Myślałem, że bierzesz pigułki?
Bartosz czuł, jak zaciska się na nim jej cipka, gdy tkwił w niej tak bez ruchu. Zalał go potop skrajnych emocji.
     – Zdarza się.
Ewelina wzruszyła ramionami. Nie dodała, że zdarza się gdy z jakiegoś szalonego powodu zapomni się wziąć pigułkę.
     – Powinienem się wycofać? To znaczy, czy nie skrzywdzę dziecka?
     – Nie. W porządku.
Ewelina uderzyła go tyłkiem, żeby dać mu do zrozumienia, że powinien kontynuować.
     – Ruszaj się, Bartku.
     – Super.
Bartosz oparł ręce z powrotem na jej biodrach i powoli wchodził i wychodził, stopniowo zwiększając tempo.
     – Co zamierzamy z tym zrobić?
     – Nie… och… wiem, Bartku. Będę wychowywać dziecko… z Tomaszem… tak myślę.
Ewelina czuła, jak zbliża się kolejny orgazm. Powiedziała mu, że jest ojcem. To ona pierwsza dała mu ten prezent, a nie jego głupia dziewczyna. To sprawiło, że czuła się taka dumna.
     – Będziemy się tym martwić… aaahhhhhhhh… później.
     Bartosz zbliżał się do własnego orgazmu. Zasiał ziarenko życia wewnątrz własnej szwagierki i teraz ono w niej kiełkowało. Myśl była niepokojąca, ale także głęboko przekonująca. Myślał o wszystkich momentach, kiedy spuszczał się we wnętrzu swojej matki. Czy na pewno udało im się tego uniknąć? Z Khadrą podobnie.
     – Aaaaaaaahhhhhhhhh...
Spuścił się w cipce Eweliny, myśląc o wszystkich dzieciach, które mógł spłodzić.
     Kiedy oboje trochę się uspokoili, Ewelina wydobyła go z siebie, odwróciła się i opadła na kolana. Pracowała językiem, aby oczyścić ich połączone płyny ustrojowe. Między liźnięciami spojrzała na Bartosza.
     – Czy mogę zostać twoją dziewczyną?
Smakował tak słono i tak wspaniale.
     – To znaczy… wiem, że masz już tę tajemniczą dziewczynę.
Włożyła go do ust, zakręciła językiem, a potem znów go wyciągnęła.
     – Ale czy ja też mogę być twoją sekretną dziewczyną?
     Co Bartosz mógł odpowiedzieć? Przed chwilą ją posuwał.
     – Oczywiście. Ty też jesteś moją sekretną dziewczyną.
     – Och, więc twoja druga dziewczyna jest sekretna?
Ewelina pocałowała jego jaja i wstała. Poszła korytarzem, po swoje ubrania. Musiała odwieźć Bartosza z powrotem do szkoły.
     – Nie powiedziałem tego.
Bartosz ubrał się, obserwując, jak szeroki, blady tyłek Eweliny jak błyszczy, gdy wkładała majtki.
     – Tak, powiedziałeś.
Ewelina odwróciła się i mrugnęła do niego.
     – Kiedyś to rozgryzę, mądralo.
     – Jak uważasz. – Bartosz westchnął i włożył buty. – Za chwilę mam sprawdzian, czy możesz odstawić mnie do szkoły?
     – Oczywiście. – Ewelina poszła po torebkę. – Jestem pewna, że dasz radę. Od zawsze byłeś takim kujonem. – Przewróciła żartobliwie oczami, ale uważnie przyglądała się jego reakcji. Roześmiał się i Ewelina odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że czasami był wrażliwy na takie żarty i czasem go to drażni. – Jutrzejszy dzień nadal aktualny?
     – Jasne.
Bartosz podszedł i klepnął ją w tyłek przez materiał sukienki. Zastanawiał się, czy nie powiedzieć coś na temat dziecka, ale nadal nie miał pojęcia co rzec.
     – Nie martw się o dziecko, Bartku. – Ewelina położyła dłoń na brzuchu. – Tomek pomyśli, że to jego. Wszystko będzie dobrze.
     – Tak. – Bartosz skinął głową. – Będzie dobrze. – Poszedł za Eweliną do garażu, żeby na czas wrócić na test.

***

     Zimne powietrze w piwnicy owiało Sylwię, gdy się rozbierała. Najpierw zdjęła buty do biegania. Następnie skarpetki, spodnie do jogi, majtki, koszulkę i stanik sportowy. Stała nago i zadrżała. Bieżnia ożyła, kiedy nacisnęła przycisk start, weszła na nią. Stopniowo zwiększała prędkość, aż biegła wolnym truchtem. Jej cycki wykonywały długie, podskoki, z boku na bok, w górę i w dół. Bolały, ale nie aż tak bardzo, jak Sylwia tego oczekiwała.
     Nadeszła pora, by bliźnięta wróciły ze szkoły do domu i normalnie nie spodziewałaby się, że ktoś zejdzie do piwnicy. Ale zostawiła Bartoszowi bardzo miłą notatkę na jego biurku, mówiącą mu, gdzie ją znaleźć i w jakim stanie ją znajdzie. Tak więc Sylwia spodziewała się, że jej syn przyjdzie lada chwila.
     – Sylwia, co robisz, na miłość boską?
Dariusz stał na szczycie schodów do piwnicy, obserwując swoją nagą żonę biegającą na bieżni. Sposób, w jaki jej tyłek trząsł się przy każdym kroku, był hipnotyzujący, ale także skandaliczny. A co by było, gdyby ktoś inny niż jej mąż wszedł do piwnicy?
     Sylwia obejrzała się przez ramię i prawie spadła z bieżni. Złapała równowagę ręką na poręczy i zdjęła stopy z obracającego się pasa.
     – Darku. Ja tylko… – zeszła całkowicie z bieżni i zakryła dłońmi oraz ramionami swoje piersi i kocze.
     – Co? Po prostu co?
Dariusz przeszedł przez piwnicę do pralni.
     – Masz szczęście, że to ja zauważyłem, jak biegasz nago niczym szalona hipiska. Bliźnięta za chwilę wrócą do domu. A jeśli któreś z nich tu zejdzie?
     – Bieganie nago… podobno jest dobre dla… – Sylwia spojrzała na sufit, kiedy wymyślała kłamstwo. – Czytałam w internecie, że bieganie nago jest dobre dla starszych kobiet. Pomaga naszemu ciału powstrzymać wpływ grawitacji. Wiesz, w czasach paleolitu kobiety nie miały żadnej podtrzymującej bielizny.
     – Masz biegać jak jaskiniowiec?
Dariusz zatrzymał się przy drzwiach do pralni i przechylił głowę. To była interesująca teoria.
     – Jaskiniowiec. Dokładnie. – Sylwia skinęła głową i ubrała się.
     – Nie musisz się martwić grawitacją, Sylwio.
Dariusz patrzył, jak jej cycki znikają w sportowym staniku.
     – To znaczy, pewnie, że twoje piersi trochę zwisają. Ale wyglądają cudownie. Lepiej niż w dniu naszego ślubu.
     – Dziękuję, kochanie. – Sylwia zarumieniła się i włożyła spodnie.
     – Och, mamo, ja… – Bartosz zamarł u szczytu schodów. – Och, cześć, tato.
     – Odwróć wzrok, Bartku. Twoja matka się ubiera.
Dariusz spojrzał na Sylwię
     – Mówiłem ci.
Kiedy włożyła koszulę, spojrzał na Bartosza.
     – Witaj w domu. Właśnie ostrzegałem kogoś przed dokładnie taką sytuacją.
     – Co?
Bartosz uniósł brwi i rozejrzał się po rodzicach.
     – Słuchajcie, przepraszam, że przeszkadzam. Znalazłem twoją notatkę, mamo, i pomyślałem… – Bartosz przesadnie wzruszył ramionami.
     – Notatkę? – Dariusz czuł, że czegoś nie rozumie.
     – Och, właśnie zostawiłam notatkę na biurku Bartka, witając go w domu i gratulując mu udanego testu.
Sylwia uważnie przyglądała się Dariuszowi, aby zobaczyć czy to kłamstwo zadziałało. Wydawało się, że załatwiło sprawę. Kiedy kłamanie zaczęło przychodzić jej tak łatwo? Kiedy stała się w tym tak dobra?
     – Test? – Dariusz się ożywił. – Dobrze ci poszło na tym teście?
     – Tak, dzisiaj zdałem sprawdzian z matematyki.
Bartosz zmarszczył brwi. To było kłamstwem. Ledwo zdał ten test z matematyki, po tym jak Ewelina podrzuciła go do szkoły. Nie był w stanie się skoncentrować po wiadomościach, które na niego spadły. Brak nauki też nie pomógł.
     – Doskonale. Dostaniesz dzisiaj dodatkowy deser. – Dariusz uśmiechnął się, otworzył drzwi i zniknął w pralni.
     Bartosz rzucił Sylwii szybkie spojrzenie, które pytało: „Co on tutaj do cholery robi?”
     Sylwia powiedziała bezgłośnie „przepraszam” do Bartosza.
     – Tak, dużo prezentów dzisiaj cie czeka, Bartku. Biegnij teraz na górę, a później się z tobą spotkam. – mrugnęła do niego. – Jeśli będziesz czekał w swoim pokoju, mogę przynieść ci deser za parę minut.
     – Och, dobrze. Dzięki, mamo.
Bartosz uśmiechnął się i wbiegł po schodach.
     – Darku. Czy będziesz zajęty przez następną godzinę? – Sylwia zawołała do pralni.
     – Tak, muszę popracować nad tym nieszczelnym zaworem w pobliżu podgrzewacza wody. Czegoś potrzebujesz? – Dariusz odpowiedział.
     – Nie. W porządku, kochanie. –  Sylwia nie mogła powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy. – W takim razie spotkamy się na kolacji.
     – Brzmi dobrze. Woda na chwilę przestanie działać.
Dariusz wyłączył główny zawór i zabrał się do pracy. Ten dom nie pozwalał mu się nudzić.
     – Żaden problem.
Sylwia odwróciła się i skierowała w stronę schodów. Miejmy nadzieję, że woda będzie, zanim będzie potrzebowała prysznica. Musieliby to zrobić naprawdę szybko. Obiecała sobie, że zajmie im to nie więcej niż godzinę.

***

     – Pomyślałam, że możesz dziś włożyć go w mój tyłek. Chcesz tego, kochanie?
Sylwia pocierała jego penisa piersiami, co jakiś czas liżąc głowę.
     – Co do tego… – Bartosz wziął głęboki oddech.
Naprawdę miał nadzieję, że nie będzie na niego zła. Lepiej jej to powiedzieć, kiedy miała cycki owinięte wokół jego penisa. Uznał, że w tych okolicznościach go nie skarci.
     – Prawdomówny język trwa wieki, a chwilę język kłamliwy. Zgadza się?
     – Nie cytuj Biblii, kiedy ja to z tobą robię, skarbie.
Sylwia spojrzała na niego z uwielbieniem. Kiedy miał zamiar ją dosiąść? Lepiej zrobić to szybko, bo zabraknie im czasu.
     – Mam dziewczynę w ciąży.
     – Ty co?
Sylwia przestała poruszać swoimi piersiami w górę i w dół, trzymała je z jego penisem wciąż pomiędzy nimi. Spojrzała na swojego przystojnego syna z niedowierzaniem, szeroko otwartymi oczami.
     – Co ty znowu zrobiłeś?
     – To była wpadka.
     – Cóż, tak myślałam.
Jej ręce poruszały się, niemalże samoistnie, ściskając jej piersi w górę i w dół.
     – Kim ona jest? Czy to jedna z twoich koleżanek z klasy? Używałeś prezerwatyw, które ci kupiłam? Nie, to musiało się wydarzyć, zanim je kupiłam. Czyli spóźniłam się?
Jej ręce przyspieszyły.
     – Ona nie jest koleżanką z klasy.
Bartosz oparł się na swoim łóżku. Nie mógł uwierzyć, że nadal robi mu dobrze po tym, jak przekazał jej tą wiadomość.
     – Uwiodłeś nastolatkę tym ogromnym przyrodzeniem, zgadza się?
Sylwia wstała, usiadła okrakiem na synu i przyłożyła jego penisa do swego wejścia. Naprawdę powinna być zła. Nawet wściekła. Ale myśl o tym, że brał jedną z licealistek, zagłębiał się w nią i wypełnił swoim nasieniem, przyprawiała Sylwię o zawrót głowy. Żałowała, że nie widziała oczu tej dziewczyny, kiedy Bartosz wypełniał jej łono.
     – Aaaaaahhhhhhhhh...
Sylwia opuściła się na jego penisa i czuła, jak wsuwa się w nią cal po calu.
     – To jest penis, który… uuugggghhhhhhh… spenetrował jakąś niewinną dziewczynę.
     – Mówiłem ci… hm… hm… hm… mamo.
Bartosz chrząknął, gdy jego matka postawiła stopy na łóżku i zaczęła ujeżdżać go długimi, podskakującymi ruchami.
     – Ona jest starsza.
     – Co powiedziałeś?
Sylwia, z twarzą wykrzywioną pożądaniem, spojrzała w niebieskie oczy Bartosza i wiedziała. Matka zawsze wie takie rzeczy.
     – Ty… oooggghhh… nie przestałeś tego robić z Eweliną. Zgadza się?
     Bartosz potrząsnął głową i patrzył, jak jej wielkie cycki podskakują i się trzęsą.
     – O Boże, Bartku. Zapłodniłeś żonę własnego brata?
Ta myśl podnieciła Sylwię. Zmieniła ruchy i pocierała o niego łechtaczką mocnymi, krętymi ruchami.
     – Co ty zrobiłeś?
     – Ona… brała pigułki.
     – Twoje nasienie było tak silne, że… oooohhhhhh… pokonało jej zabezpieczenia?
Ile różnych warstw zła zostało starannie zaimplementowanych w tej jednej chwili? Ogromny orgazm ogarnął Sylwię, dostała konwulsji podskakując szybko na Bartoszu.
     – Aaaaaahhhhhhhhhhhh...
Gdy dochodziła do siebie po orgazmie, poczuła w swoim wnętrzu gorące fale nasienia i usłyszała znajome miękkie pomruki Bartosza. To wszystko sprawiło, że zbliżała się do kolejnego punktu kulminacyjnego, jednego po drugim. Zamknęła oczy i pozwoliła by poniósł ją orgazm.
     Kilka minut później Sylwia otworzyła oczy i spojrzała na Bartosza. Miał, jak zwykle po orgazmie, rozmarzony wyraz twarzy, ale wyglądał też na odrobinę zmartwionego. Położyła ręce na jego piersi i poczuła, że długie, sztywne przyrodzenie wciąż w niej tkwi.
     – W porządku.
Nie chciała być hipokrytką. Nie była osobą, która ignoruje problemy swojego dziecka.
     – Wiem, że Tomasz i Ewelina myśleli o założeniu rodziny za rok lub dwa. Jest trochę za wcześnie, ale wszystko będzie dobrze. Cieszysz się, że będziesz wujkiem?
     – Tak? – Bartosz nie był pewien, jaka była prawidłowa odpowiedź.
     – Dobrze.
Sylwia pomyślała o czymś i jej ramiona napięły się.
     – Powiedziałeś jej o nas? Wiem, jak czasami w dziwnych kierunkach zmierzają łóżkowe pogawędki.
     – Nie. – Bartosz stanowczo pokręcił głową. – Nikomu nie powiedziałem.
     – Dobry chłopiec.
Sylwia zacisnęła swoją cipkę na jego penisie i poczuła, jak Bartosz pręży się w niej swoim gigantycznym przyrodzeniem.
     – Jestem rozczarowana, że mnie nie posłuchałeś i ciągle się z nią spotykałeś. Ale rozumiem, jak to jest z nastolatkami. Jesteś bardzo napalony. – Sylwia uśmiechnęła się do niego. – Obiecaj mi, że od teraz będziesz używać prezerwatyw. Bez względu na to, co dziewczyna mówi o antykoncepcji.
     – Obiecuję. – Bartosz z pewnością spróbuje.
     – I nie możesz znowu sypiać ze swoją szwagierką.
Sylwia próbowała wyglądać na złą, ale było to trudne, gdy była naga i siedziała okrakiem na kolanach syna.
     – Nie pozwolę, żeby złamała serce Tomaszowi.
     – Obiecuję.
Bartosz wyciągnął rękę i zaczął pieścić jej cycki. Był przekonany, że tak naprawdę nie będzie miał żadnych kłopotów. Pomyślał o tym, co by się stało, gdyby powiedział swojej mamie o posuwaniu swojej szwagierki, zanim przeprowadzili się do tej rezydencji. Czekało by go piekło. Ale teraz, aż tak bardzo się nie złościła.
     Sylwia westchnęła, a jej biodra zakołysały się w przód i w tył.
     – Okej, może jeszcze raz, zanim wezmę się za robienie obiadu. Twój ojciec powinien jeszcze przez jakiś czas być zajęty w piwnicy.
Właściwie minęła już godzina, którą sobie dała, ale Sylwia czuła, że będzie wszystko w porządku.
     – Wypełnij mnie… jeszcze… jeden… raz.
Podskoczyła biodrami i usłyszała siorbanie, gdy twardy kutas wypierał spermę, którą już wcześniej w niej pozostawił. Dlaczego seks z jej synem musiał być taki wspaniały?

***

     Samochód zatrzymał się na zaśnieżonym parkingu. Maxamed znajdował się kilka kilometrów od domu Czerwińskich, ale nie chciał zaparkować bliżej. Nie chciał, żeby dom wyczuł, że nadchodzi. Koła ślizgały się, zanim Maxamed zatrzymał się w miejscu. Dzisiejszy wieczór był dla Maxameda wystarczająco wyraźny. Miał trzeźwy umysł. Obudził się o drugiej w nocy, wymknął się z łóżka i wiedział dokładnie, co powinien zrobić.
     Maxamed wysiadł z samochodu, otworzył bagażnik, wyjął pochodnię i zapalił ją od zapalniczki. Nie był to ryczący ogień, ale wystarczający, by spalić to podłe miejsce na popiół. Spacer ulicą z zapaloną pochodnią wydawał się dziwny, ale w trakcie padania śniegu potrzebował czegoś, co oświetli mu drogę. Jego buty zaskrzypiały na świeżym puchu, gdy rozpoczynał swój spacer.
     Chwilę później przybył na miejsce. Otulony mocno kurtką i z wciśniętą w kieszeń lewą ręką, Maxamed podniósł pochodnię. Zamigotała w śniegu, w cieniu dwóch wznoszących się nad nim wież.
     – Nie możesz posiąść mojej żony – szepnął.
     Maxamed powlókł się chodnikiem. Śnieg pokrył to ciche miejsce. Kiedy dotarł do drzwi, z zaskoczeniem stwierdził, że są szeroko otwarte. Czy dom zapraszał go do środka, by dokonał jego zniszczenia? Maxamed wszedł, niosąc przed sobą pochodnię. Rezydencja nie była taka, jak ją zapamiętał. Na ścianach pojawiły się dziwne, ciemne obrazy i nowe meble. Biali ludzie często zmieniali wystrój wnętrz. Drzwi po jego lewej stronie były otwarte, a ze środka migotał ciepły blask.
     Błysk pamięci uderzył w Maxameda. To tam zabrał chłopca na egzorcyzmy i wydarzyło się tam coś jeszcze. Coś okropnego. Maxamed postanowił wzniecić tam ogień, a następnie obudzić Czerwińskich by uciekli. Gdy już wybuchnie pożar, nie będą w stanie go powstrzymać. Przeszedł przez dużą sień, minął główne schody i wszedł do niegdyś zamkniętego pokoju. Zatrzymał się jak wryty, gdy wszedł do środka, jego serce prawie wyskoczyło z piersi. Drzwi za nim cicho się zamknęły.
     – Witaj w moim ulubionym pokoju, panie…?
Wysoki mężczyzna w trzyczęściowym garniturze i cylindrze siedział w fotelu na drugim końcu pokoju.
     – Samatar.
Maxamed spojrzał na mężczyznę i jego otoczenie. Mężczyzna miał gęste, ciemne wąsy i najciemniejsze oczy, jakie Maxamed kiedykolwiek widział. Dym powoli unosił się z fajki w jego lewej ręce. W pokoju była sofa, kredens, świecąca lampa naftowa i fotel. Maxamed nagle przypomniał sobie przywiązywanie Bartosza Czerwińskiego do tego krzesła. Jednak najbardziej uderzającą cechą pokoju był ogromny niedźwiedź brunatny, który stał tuż obok fotela i opierał lewą przednią łapę na prawym ramieniu mężczyzny. Obserwował Maxameda gotowy do ataku.
     – Pan Samatar. Ach.
Mężczyzna wskazał kapeluszem Maxameda.
     – Nazywam się Fryderyk Głowacki i to jest mój dom.
Zaciągnął się z fajki i wypuścił dym, obserwując, jak ten wije się i skręca.
     – Mylisz się, to jest dom demona.
Maxamed trzymał przed sobą pochodnię, jakby miała odeprzeć to nowe zło.
     – Z pewnością diabeł zarzuca w tym miejscu swoje sidła. – Fryderyk skinął głową w zamyśleniu. – Ale podobnie jest z Bogiem. Jestem jego wysłannikiem, posłańcem i opiekunem. I jest on pełen gniewu. Nasz Bóg jest mściwym Bogiem.
     – Nie znam twojego Boga.
Maxamed spojrzał na sofę. Dobre miejsce na rozpalenie ognia. Niedźwiedź poruszył się nieznacznie, przesuwając swój ciężar. Allah dopomóż, ta rzecz żyła. Maxamed miał nadzieję, że to tylko wypychane zwierzę. Kolana Maxameda zaczęły drżeć.
     – Ale On rozpoznaje twoje oblicze... – Spojrzenie Fryderyka promieniowało we wnętrzu pokoju. – ...i nie dba o to, że jesteś tak zawładnięty obsesją władzy nad kobietą, że podpaliłbyś mój dom i spalił żywcem jego mieszkańców.
     – Najpierw ich wyciągnę.
     – To kiepski plan.
Uśmiech Fryderyka wydawał się bardziej lodowaty niż ludzkie zwłoki.
     – Mówi się, że aby skolonizować ziemię, kolonizator musi najpierw uprawiać ziemię, zużywać jej żyzność i zbierać plony.
     – Mówisz zagadkami.
     – To metafora.
Fryderyk westchnął i spojrzał przez ramię na niedźwiedzia. Kiwał głową. Niedźwiedź spojrzał w dół ze smutną, niedźwiedzią miną i odwzajemnił skinienie głową.
     – Nie widzę tak wyraźnie jak niegdyś. W miarę upływu lat moja wizja blaknie, a cienie przesuwają się po moim domu. Ale On mi powiedział, że twoja żona została już skolonizowana przez tę wiedźmę.
     – Kto? Jaka wiedźma? – Maxamed był całkowicie zdezorientowany.
     – Słyszysz ten zegar?
Fryderyk przerwał i przyłożył dłoń do ucha. Tykanie wielkiego zegara jakimś cudem przedostało się do dźwiękoszczelnego pokoju.
     – To był prezent ślubny od ojca mojej żony. Kiedy jej zdrada stała się oczywista, poćwiartowałem ją i zawiesiłem jej różne organy w miejsce wahadła i mechanizmu zegara. Ta pierdolona rzecz wciąż tyka. To był naprawdę przerażający widok. Te poruszające się wraz z jej wnętrznościami, wskazówki zegara. Cieszę się, że mogę ci powiedzieć, że już nie była taka puszczalska.
     – To okropne.
Maxamed cofnął się o krok i obejrzał przez ramię, by zobaczyć, że drzwi są za nim zamknięte.
     – To nie może być prawda.
Słyszał teraz w uszach własne tętno.
     – „Jest on bowiem na służbie Boga, tobie ku dobremu. Ale jeśli czynisz źle, bój się, bo nie na próżno miecz nosi, wszak jest sługą Boga, który odpłaca w gniewie temu, co czyni źle.” – Fryderyk wyrecytował jeden ze swoich ulubionych fragmentów biblijnych i wstał z krzesła, żując fajkę.
Kiedy wciągał, żar w jego oczach jarzył się czerwienią.
     – Przyszedłeś dziś, żeby wzniecić pożar i popełnić morderstwo, ponieważ nie chcesz cierpieć. Nie mogę na to pozwolić.
Skinął głową do Maxameda i niedźwiedź wyszedł zza fotela. Stojąc na tylnych łapach, miał ponad trzy metry wysokości. Szedł na tylnych łapach przez pokój.
     – Cofnij się. Wycofaj się.
Głos Maxameda zadrżał. Odwrócił się do drzwi, ale były zamknięte. Następnie odwrócił się twarzą do bestii.
     – Pomocy! Niech ktoś mi pomoże!
Trzymał przed sobą pochodnię. Niedźwiedź był około dwa metry od niego. Maxamed czuł jego mdląco-słodki oddech i widział światło pochodni połyskujące na jego ostrych, pożółkłych siekaczach.
     – Oni cię nie słyszą. – Fryderyk zaśmiał się. – Nikt cię nie usłyszy.
     Niedźwiedź potężną łapą wytrącił pochodnię z ręki Maxameda. Płomień zgasł, gdy pochodnia upadła na podłogę.
     Maxamed wydał swój ostatni doczesny dźwięk, którym był przenikliwy, żałosny krzyk. Ale Fryderyk miał rację. Nikt go nie usłyszał. Nikt nie przyszedł na ratunek.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Dyzio55

    To się wzięło i narobiło. Cy będzie cd? :bravo:

    18 cze 2021

  • Użytkownik C10H12N2O

    @Dyzio55 Oczywiście, że będzie ciąg dalszy, dziś około 19-20

    18 cze 2021

  • Użytkownik Mirka

    Ciekawe co będzie jak się wszystkie trzy dowiedzą, że je Bartosz zapłodnił, a on sam  będzie jednocześnie ojcem, bratem i podwójnym wujkiem.

    16 cze 2021