Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls
Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!
Gospodarstwo rolne wokół niej wydawało się rozciągać na wiele kilometrów. Sylwia w staromodnej, długiej, zwiewnej sukience ruszyła w stronę stodoły. Tuliła w dłoniach spuchnięty brzuch. Chmury jarzyły się różem na horyzoncie, ale nie była pewna, czy to wschód, czy zachód. Czy były to narodziny nowego dnia czy jego zmierzch?
Uwagę Sylwii zwrócił rytmiczny dźwięk pluskającej wody. Przeszła przez drzwi stodoły. Nie woda, ale mleko. Wieśniaczka siedziała na stołku i doiła krowę z opuchniętymi wymionami. Dziewczyna była brudna, szczupła o blond włosach. Odwróciła się, gdy usłyszała kroki Sylwii.
– Zgubiła się pani?
Uśmiech wieśniaczki był ciepły i przyjacielski.
– Nie wiem. Nie mogę znaleźć domu.
Sylwia rozejrzała się po stodole. W kącie była jeszcze jedna krowa, dwa konie i kilka cicho kwaczących kaczek.
– Och, mówisz o rezydencji Głowackich. – Oczy wieśniaczki spochmurniały z troski. – Ale nie chcesz tam mieszkać. Nie uwierzyłbyś, co pan Głowacki zrobił swojej żonie. Odwróciła się, wracając do swojego zajęcia, wciąż dyskutując niedbale, jakby to były jedynie sąsiedzkie plotki.
– U szczytu schodów znajdował się wielki stary zegar. Wściekły otworzył go, usunął jego wnętrze i poszedł szukać swojej ciężarnej żony.
– Chyba nie chcę już słuchać.
Sylwia zadrżała z zimna. Nadal nie wiedziała, czy to świt, czy zmierzch. Mleko chlapało rytmicznie w wiadrze.
– Kiedy znalazł panią domu, rozciął jej brzuch i wyciągnął z niej jej wnętrzności. Tak po prostu. Następnie wepchnął w nią to, co wyjął z zegara.
Dziewczyna nadal ściskała wymiona, nie patrząc na Sylwię.
– Ale to nie jest najgorsze. Mężczyzna zaniósł jej wnętrzności do tego wydrążonego zegara i starannie umieścił je w środku. I ... jakoś zegar zaczął znowu tykać. To rozwścieczyło pana Głowackiego. Ale nawet gdy pozbyto się zegara, ten wybijał godzinę, jakby cały czas się tam znajdował.
– Boże, pomóż mi.
Sylwia odsunęła się od dziewczyny, patrząc, jak jej blond włosy lekko trzęsą się przy jej ruchach.
– Nie zauważyłaś?
Dziewczyna kontynuowała swoją pracę, gdy mówiła.
– Bóg nie chce ci pomóc. Pan Głowacki jest posłańcem Boga. Musisz szukać pomocy u tych, którzy go skrzywdzili. Nie tych, którzy robią takie straszne rzeczy.
Mleko rozprysnęło się w wiadrze. Plusk, plusk, plusk, plusk.
Sylwia obudziła się gwałtownie. Rytmiczny dźwięk płynącego mleka jakimś cudem wyrwał ją ze snu. Zamrugała oczyma w ciemności. Leżała na wznak na łóżku, a ktoś na niej leżał. Sylwia wiedziała, kto to był.
– Khadra... – szepnęła Sylwia. – Mówiłam ci, nie kiedy Dariusz jest tutaj.
– Mmmmmppphhhh... – Khadra nie odpowiedziała, ciągle przełykała ciepłe mleko z lewego piersi Sylwii.
– Ooohhhhhhh, Khadra... – Sylwia nie mogła się powstrzymać.
Ujęła falujące włosy kobiety i przycisnęła jej głowę do swej piersi. Dariusz chrapał zaledwie kilkanaście centymetrów dalej. Tego było za wiele. Dariusz dowie się wszystkiego, jeśli nie powstrzyma nagiej kobiety, wijącej się na niej. O nie. Sylwia zdała sobie sprawę, że Khadra zapomniała o swojej skromności. Czuła, jak skóra styka się ze skórą. Kobieta była taka ciepła. Udo Khadry wbiło się między nogi Sylwii i otarło się o jej majtki.
– Aaaaaahhhhhh... – Sylwia wciągnęła powietrze. Udo ocierało się o cipkę Sylwii.
Khadra oderwała usta od sutka Sylwii.
– Nigdy nie czułam się bardziej bezpieczna niż przy twojej piersi. Pozwól, że też sprawię, że poczujesz się dobrze.
Zakołysała biodrami na większej kobiecie. Z dźwięków wydawanych przez Sylwię wiedziała, że to działa. Przyjemność pochłonęła resztę świata tak całkowicie, że Khadra nawet nie przejmowała się tym, że jej kołysanie może obudzić męża Sylwii. Przyłożyła usta do prawego sutka Sylwii i upiła jeszcze odrobinę.
– Ugh… ugh… ooohhhhhh...
Sylwia pokochała nacisk piersi Khadry na swój okrągły brzuch.
– Khadra… Khadra… zaraz mnie... doprowadzisz…
Biodra Sylwii poruszały się wraz z Khadrą.
– Jest… dobrze…
Sylwia ugryzła koc i zadygotała z orgazmu.
– Mmmmmmmppppphhhh...
Kiedy Sylwia doszła do siebie, Khadra wciąż się na niej poruszała, ssąc mleko.
– Musimy… przestać – szepnęła Sylwia.
– Sylwia? – Dariusz poruszył się. – Co ...? – Sen nie do końca go opuścił, gdy próbował się obudzić.
Sylwia spanikowała. Zepchnęła Khadrę z siebie, tak że biedna kobieta spadła z łóżka na podłogę ze słyszalnym „uff”. W tym samym momencie Sylwia wyciągnęła rękę i wypchnęła męża z drugiej strony łóżka. Z hukiem uderzył o podłogę.
– Ouu...
Dariusz potarł głowę.
– Co się stało?
Usiadł i spojrzał na swoją żonę siedzącą w łóżku, skąpaną w świetle gwiazd.
– Musiałeś mieć koszmar, Darku. Wyskoczyłeś z łóżka.
Sylwia spojrzała na niego ze szczerą troską.
– Co zrobiłem?
Dariusz wstał i wrócił do łóżka.
– Miałem koszmar.
– Jesteś ranny?
Sylwia potarła jego ramię.
– Nie, wszystko w porządku.
Dariusz położył głowę na poduszce.
– Jestem po prostu zmęczony. Jutro znowu muszę się zająć pracą w piwnicy. Muszę trochę odpocząć. Po dwudziestu sekundach znowu chrapał.
– Khadra?
Sylwia spojrzała przez krawędź łóżka. Ciemnoskóra naga kobieta przytuliła się do zimnej podłogi. Przynajmniej Khadra miała rozsądek, by pozostać w ukryciu.
– Musimy porozmawiać – szepnęła Sylwia.
Wyślizgnęła się z łóżka, podniosła kobietę na nogi i wyprowadziła ją za rękę z sypialni. Cicho zamknęła drzwi.
– Przepraszam.
Khadra stała naga w korytarzu, drżąc. Spojrzała w oczy Sylwii.
– Nie wiem, co mnie naszło. Ja… po prostu… cię potrzebuję.
– Spokojnie, rozumiem.
Sylwia, naga, jeśli nie liczyć przemoczonych majtek, położyła ręce na ramionach Khadry i pochyliła się do przodu, aby zrównać się z Khadrą. Była świadoma, że jej piersi zwisają teraz na otwartej przestrzeni.
– Ale moje małżeństwo jest święte. Musimy szanować Dariusza. Jeśli mnie potrzebujesz, obudź mnie, a dołączę do ciebie w twoim pokoju.
– Co? – Na twarzy Khadry pojawił się nieoczekiwany uśmiech. – Naprawdę?
– Naprawdę. – Sylwia skinęła głową. – Czy masz już dość mleka na dzisiajszą noc?
– Mogę prosić o więcej? – Khadra nie był pewna, czy zbyt zachłanna.
– Oczywiście.
Sylwia wzięła ją za rękę i zaprowadziła do pokoju gościnnego.
– Wszystko, co musisz zrobić, to poprosić.
***
Czerwińscy postanowili zaprosić gości do swojego domu na Sylwestra. Zaprosili przyjaciół z kościoła, szkoły i ich dawnej okolicy. Nie spodziewali się, że po sprzedaży rezydencji znów będą mieli tak duży dom. Tak więc świętowanie nadejścia nowego roku było doskonałą okazją na zorganizowanie większej imprezy.
– Czy powinnyśmy pić szampana?
Magdalena stała plecami do płonącego kominka w głównym salonie domu, a Monika od niechcenia trzymała rękę na ramieniu Magdaleny.
– To nie jest drogi szampan. To, że mieszkamy w rezydencji, nie oznacza, że jesteśmy bogaci.
Monika miała zaróżowione policzki i traciła zahamowania. To nie był jej pierwszy łyk szampana tego wieczoru.
– Chodzi mi o to, że nie chcę się przypadkiem upić.
Magdalena spojrzała na swój plastikowy kubek z bulgoczącym, złotym płynem.
W pokoju kręcili się ludzie. Śmiech i gwar wypełniły przestrzeń.
– Daj spokój, dziewczyno. Na litość boską, masz niebieskie włosy. Napij się ze mną.
Monika stuknęła filiżanką o kubek Magdaleny i pociągnęła łyk.
– Pani Samatar.
Monika uśmiechnęła się do swojej nowej dziewczyny.
– Chodź, napij się ze mną.
– Szczęśliwego nowego roku, Moniko.
Khadra podeszła do osiemnastolatki, przytuliła ją i pocałowała w policzek.
– Ale to nie dla mnie, dziękuję.
– Jesteś...?
Monika spojrzała na długą, bezkształtną sukienkę kobiety. Trudno było stwierdzić, czy jej brzuch rośnie. Ale z drugiej strony widziała w tym tygodniu kobietę nago, a brzuch Khadry wydawał się całkiem płaski.
– Nie, nie. To zabronione przez moją religię.
Khadra nadal się uśmiechała, poprawiając hidżab. Spojrzała na śliczną przyjaciółkę Moniki. Dziewczyna była w tym samym wieku co Monika i wydawała się dostatecznie niewinna. Ale Khadra nie potrafiła czytać ludzi, tak jak kiedyś. Poczuła, jak jej twarz robi się ciepła. To było tak niedawno, że nigdy nie pomyślała w ten sposób, zwłaszcza o innych kobietach. Czasy się zmieniły. – Czy twoja mama jest w pobliżu?
– Tam jest.
Monika wskazała drugą stronę pokoju, gdzie stała Sylwia rozmawiając z Elwirą Halicką i jej mężem.
– Czy nie będziesz miała nic przeciwko jeśli ja ...?
Khadra czuła się taka zawstydzona, prosząc o pozwolenie na opuszczenie nastolatki.
– Śmiało. Idź. Spotkamy się później. – Monika uśmiechnęła się i pomachała Khadrze, gdy ciemnoskóra kobieta przeciskała się przez tłum.
– To było dziwne.
Magdalena zmarszczyła brwi, patrząc na kobietę.
– To chyba różnica kultur, tak myślę.
Monika wzruszyła ramionami. Jej uśmiech poszerzył się, gdy Bartosz podszedł do nich, ramię w ramię z Eweliną.
– Czy dziś wieczorem słyszysz jakby zegar tykał głośniej?
Bartosz od niechcenia wolną ręką wziął od Moniki filiżankę i pociągnął łyk.
– Tak. – Ewelina skinęła głową, spoglądając na profil Bartosza.
Monika skupiła się, żeby nasłuchiwać. Teraz, kiedy o tym wspomniał, słyszała tykanie nawet przez gwar rozmów w pokoju.
– To wydaje się bardziej wyraźne.
– Um…
Magdalena nie słyszała żadnego zegara przez gwar w pokoju. Słyszała tylko rozmowy i wesoło trzaskający ogień za sobą.
– Za pięć minut północ. – krzyknął ktoś z tłumu.
– Cześć, Magda.
Bartosz spojrzał na przyjaciółkę Moniki, która stała niepewnie.
– Nie słyszysz?
– Um… uch…
Magdalena zastanawiała się, jak patrzyła na niego szwagierka Bartosza. Ewelina wydawała się być tak samo zauroczona Bartoszem jak ona sama. Ale to było niemożliwe.
– Hm… cześć.
– Właściwie to chciałem z tobą porozmawiać.
Bartosz puścił ramię Eweliny, oddał drinka swojej siostrze i wyciągnął rękę do Magdaleny.
– Masz minutę?
Z każdym tyknięciem zegar stawał się coraz głośniejszy.
– Pewnie.
Magdalena obficie się zarumieniła i chwyciła Bartosza za dłoń.
– Zaraz wracam.
Bartosz mrugnął do swojej uśmiechniętej siostry i spochmurniałej szwagierki. Poprowadził Magdalenę przez zatłoczony pokój, na korytarz i schodami do piwnicy. Na szczęście piwnica była pusta. Gdzieś w domu zegar tykał ku północy.
– Co słychać, Bartku? – Magdalena starała się brzmieć swobodnie.
Kiedy usiedli obok siebie na sofie. Wygładziła fantazyjną sukienkę, którą założyła na siebie na przyjęcie.
– Myślę, że jesteś piękna, Madziu.
Bartosz położył dłoń na jej udzie.
– Naprawdę? – Rumieniec Magdaleny pogłębił się.
Nastąpiła pauza.
– Więc, co o mnie myślisz?
Bartosz delikatnie potarł jej udo. Zaufanie było tak łatwe do utrzymania, gdy się je tylko zdobyło. Przed zamieszkaniem w rezydencji Bartosz umarłby ze wstydu, gdyby się znalazł w takiej sytuacji.
– Myślę, że jesteś słodki.
Magdalena zganiła się. To nie była właściwa rzecz do powiedzenia.
– To znaczy, lubię cię.
Nie, to było zbyt śmiałe.
– To znaczy, widziałam twojego kutasa i…
O cholera, to było naprawdę zbyt śmiałe.
– Nie martw się, rozumiem.
Bartosz pochylił się do przodu i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Odgarnął jej z czoła kosmyk niebieskich włosów. Pocałował ją ponownie, gdy zegar wybił północ. Odsunął się i spojrzał w jej niebieskie oczy.
– Słyszysz to?
– Zegar? Tak, jest północ. – Magdalena skinęła głową.
Uświadomiła sobie, że wstrzymywała oddech. Wypuściła powietrze z płuc. Pokój wokół niej szumiał. Nie wypiła aż tyle szampana.
– Za więcej pocałunków w nowym roku.
Bartosz pochylił się i wsunął język do jej ust.
– Yyymmmm...
Magdalena położyła ręce na jego ramionach. Czuła się rozkosznie, tak dobrze całował. Był też na tyle uprzejmy, że spojrzał przychylnie na to, iż czuła się niezręcznie. Gdy dźwięczne dzwonienie zegara odbijało się echem po całym domu, Magdalena pomyślała, że to najlepszy sposób, by przywitać nowy rok. Tłum świętował wybicie północy w salonie. Nawet nie odepchnęła dłoni Bartosza, kiedy objął jej lewą pierś. Moment był tak magiczny, że gdy zegar skończył dwunaste uderzenie, poczuła, jak jego wibracje trwają, sprawiając, że dom pływa wokół niej. Było prawie tak, jakby zagubili się w czasie.
– Przepraszam.
Dariusz zszedł po schodach i starał się nie patrzeć na całujących się nastolatków, kiedy przechodził obok nich w piwnicy.
– Muszę coś naprawić w pralni.
Bartosz przerwał pocałunek, ale ciągle trzymał dłoń na piersi Magdaleny.
– Tato? Jest Sylwester. Co do cholery?
– Przepraszam.
Dariusz przeszedł obok.
– Jak powiedziałem.
Wszedł do pralni i zamknął drzwi.
– Dlaczego twój tata teraz coś tam naprawia?
Magdalena czuła się trochę dziwnie, wystraszona przez starszego mężczyznę.
– Od jakiegoś czasu ma obsesję na punkcie zaworu.
Bartosz wzruszył ramionami.
– Gdzie skończyliśmy?
Ponownie pocałował Magdalenę. Tym razem poczuł jej napięcie, ale szybko się rozluźniła.
Luiza stała w cieniu, obserwując parę gołąbków. Najwyraźniej władza domu uległa zmianie. Ona górowała, a Fryderyk zanikał. Czerwińscy byli naprawdę rozkoszni.
Magdalena i Bartosz całowali się przez około pół godziny, a dom nadal płynął i wibrował wokół nich. Oboje osiemnastolatków przypisali to endorfinom, zapominając o Dariuszu w sąsiednim pomieszczeniu. W końcu odsunęli się od siebie i wrócili na przyjęcie, trzymając się za ręce.
***
– To chyba różnica kultur, tak myślę.
Monika wzruszyła ramionami. Jej uśmiech poszerzył się, gdy Bartosz podszedł do nich, ramię w ramię z Eweliną.
– Czy dziś wieczorem słyszysz jakby zegar tykał głośniej?
Bartosz od niechcenia wolną ręką wziął od Moniki filiżankę i pociągnął łyk.
– Tak. – Ewelina skinęła głową, spoglądając na profil Bartosza.
Monika skupiła się, żeby nasłuchiwać. Teraz, kiedy o tym wspomniał, słyszała tykanie nawet przez gwar rozmów w pokoju.
– To wydaje się bardziej wyraźne.
– Um…
Magdalena nie słyszała żadnego zegara przez gwar w pokoju. Słyszała tylko rozmowy i wesoło trzaskający ogień za sobą.
– Za pięć minut północ. – krzyknął ktoś z tłumu.
– Jest prawie północ.
Bartosz przycisnął nieco bliżej Ewelinę, poczuł na boku jej rosnący brzuch.
– Czy Tomek jest w pobliżu? Rozejrzał się po pokoju, szukając swojego starszego brata.
– Myślę, że jest zajęty rozmową z jednym ze swoich kumpli.
Ewelina skinęła głową w głąb pokoju.
– Dobrze.
Bartosz mrugnął do swojej siostry.
– Do zobaczenia za chwilę.
Uśmiechnął się do Magdaleny, która miała dziwny wyraz twarzy. Poprowadził Ewelinę korytarzem, mijając kilka śmiejących się i rozmawiających ludzi, przeszli po schodach i skierowali się do biblioteki.
– Chciałem przywitać z tobą w nowy rok. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli nie pocałujesz męża gdy wybije dwunasta.
– Nie mam nic przeciwko.
Ewelina podciągnęła sukienkę, odsłaniając parę koronkowych majtek, które włożyła wcześniej dla Bartosza, mając nadzieję, że do tego dojdzie między nimi.
– Ale ja nie chcę jedynie pocałunku.
Odwróciła się, rozłożyła nogi i wypięła tyłek w stronę szwagra.
– Jesteś taka romantyczna, Ewelino.
Bartosz był już boleśnie twardy. Zsunął spodnie oraz bokserki i stanął za nią.
– Taki piękny tyłek.
Uderzył ją w alabastrowy pośladek.
– Oh... Dziękuję, Bartku.
Ewelina zadrżała. Poczuła, jak odsuwa jej majtki na bok i wsuwa się do środka. Była dla niego taka mokra.
– W przyszłym roku ... ugh ... urodzę twoje dziecko.
– Powinniśmy… a… ach… ustalić imię.
Bartosz złapał ją za biodra i posuwał ją w stałym rytmie.
– Ooohhhhh... Chcesz... dać imię ... dziecku?
Ewelina była zdumiona, jak głośne było tykanie zegara.
– Jest... moje...
Bartosz usłyszał, jak zegar wybija północ. Z salonu dochodził stłumiony dźwięk wiwatującego tłumu. Dom wirował wokół niego, kiedy pompował ją mocniej. Pochylił się do przodu, złapał jej blond włosy i przekręcił głowę na bok, żeby móc dać jej tradycyjny pocałunek o północy.
– Tak jest ... zgadza się.
I nagle całowała Bartosza przez ramię, gdy zegar wybijał przejście w następny rok. W zeszły roku najbardziej współczuła Bartoszowi. Teraz współczuła swojemu mężowi. Tomasz był zaledwie kilka pomieszczeń dalej, ale w jej umyśle znajdował się daleko od niej. Świat wokół niej rozmywał się, gdy przyjemność ogarniała jej ciało.
Kiedy zegar skończył wybijać północ, Bartosz przerwał pocałunek. Wciąż czuł wibracje wewnątrz pokoju.
– Jesteś moja. Ale pożyczę cię mojemu bratu.
– Tak. – Ewelina zadrżała, prawie osiągnęła orgazm. – Dziecko jest twoje i ja jestem twoja. Na zawsze, Bartku.
Bartosz nadal trzymał ją za włosy, ale poluźnił uchwyt, gdy dochodziła na jego penisie. Miał nadzieję, że nie była zbyt głośna. Nie chciał alarmować żadnego z gości o ich poczynaniach.
Luiza patrzyła na parę, która kopulowała, pocierając swój okrągły brzuch. To będzie wspaniały rok. Ciepły, jasny uśmiech pojawił się na jej pięknych ustach. Zegar był prawie tego wart. Prawie. Patrzyła, jak kopulują przez chwilę i zniknęła zaraz po tym, jak Bartosz opróżnił swoje jaja, spuszczając się głęboko we wnętrzu Eweliny.
***
– To chyba różnica kultur, tak myślę.
Monika wzruszyła ramionami. Jej uśmiech poszerzył się, gdy Bartosz podszedł do nich, ramię w ramię z Eweliną.
– Czy dziś wieczorem słyszysz jakby zegar tykał głośniej?
Bartosz od niechcenia wolną ręką wziął od Moniki filiżankę i pociągnął łyk.
– Tak. – Ewelina skinęła głową, spoglądając na profil Bartosza.
Monika skupiła się, żeby nasłuchiwać. Teraz, kiedy o tym wspomniał, słyszała tykanie nawet przez gwar rozmów w pokoju.
– To wydaje się bardziej wyraźne.
– Um…
Magdalena nie słyszała żadnego zegara przez gwar w pokoju. Słyszała tylko rozmowy i wesoło trzaskający ogień za sobą.
– Za pięć minut północ. – krzyknął ktoś z tłumu.
– Jest prawie północ.
Monika spojrzała na swojego brata i mrugnęła.
– Zatrzymaj szampana, Bartku.
Wzięła Magdalenę za rękę i wyprowadziła ją z pokoju.
– Chcę ci coś pokazać.
Monika poprowadziła Magdalenę po schodach, uderzając lekko w tyłek swojej przyjaciółki, gdy ta wchodziła przed Moniką.
– Jezu, Monika.
Magdalena spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się.
– Ręce precz od towaru.
– Oszczędzasz się dla mojego brata?
Monika uderzyła ją jeszcze raz lekko, gdy schodziły ze schodów. Pchnęła żartobliwie Magdalenę na sofę ukrytą w cieniu otwartego salonu. Kanapa była ustawiona tak, by można było z niej wyglądać przez wielkie okno, podziwiając ośnieżone pola wokół domu. Idealne miejsce.
– Nie drażnij się.
Magdalena usiadła obok Moniki i położyła głowę na ramieniu przyjaciółki.
– Oczywiście. Wiesz, że go lubię.
Magdalena miała dziwne przeczucie, że spotkało ją coś bardzo miłego, związanego z Bartoszem, ale nie mogła sobie przypomnieć, co to takiego było.
– A co ze mną?
Monika wyjrzała na oświetlony księżycem śnieg. Objęła ramieniem wąskie ramiona Magdaleny. Zegar tykał głośniej. Brzmiał, jakby znajdował się tuż za nimi, ale oczywiście tak nie było.
– Jesteś moją przyjaciółką.
Ramiona Magdaleny lekko napięły się pod ramieniem Moniki.
– Ja… hm… nie przepadam za dziewczynami.
Zegar ociężale wybijał północ głębokimi, melodyjnymi dźwiękami. Magdalena słyszała wiwatujący tłum w salonie. Dom trochę się zatrząsł i poruszył ... nienaturalnie. Czy rzeczywiście się poruszał?
– Pocałuj mnie, mogę cię zaskoczyć.
Monika położyła palec na delikatnym podbródku Magdaleny i odwróciła jej ładną twarz w kierunku swoich oczekujących ust. Gdy jeden rok przechodził w kolejny, wsunęła język w usta Magdaleny. Przez jedną przerażającą sekundę Monika pomyślała, że Magdalena naprawdę nie przepada za dziewczynami i popełniła ogromny błąd. Ale dziewczyna w jej ramionach złagodniała, jej język się poruszył i oddała pocałunek Monice.
– Mmmppphhhh...
Magdalena poddała się serii pocałunków. Naprawdę myślała, że nie przepada za dziewczynami, ale Monika szybko zmieniła jej zdanie na ten temat. Pozwoliła nawet dłoni Moniki unieść się w górę i chwycić lewą pierś Magdaleny. To było takie wspaniałe uczucie.
Monika przerwała pocałunek i zaczęła składać drobne pocałunki wędrując aż do ucha Magdaleny. Skubnęła ją i spojrzała na śnieg. Widziała rudowłosą kobietę spoglądającą na nią z zewnątrz. Kobieta była w wyraźnej ciąży i miała na sobie długą sukienkę. Monika pomachała do Luizy, podczas gdy Magdalena wiła się i piszczała od języka Moniki w swoim uchu. Luiza pomachała do Moniki.
Nastolatki przez dłuższą chwilę całowały się w ciemności na piętrze, a potem niechętnie powróciły na imprezę.
***
– To chyba różnica kultur, tak myślę.
Monika wzruszyła ramionami. Jej uśmiech poszerzył się, gdy Bartosz podszedł do nich, ramię w ramię z Eweliną.
– Czy dziś wieczorem słyszysz jakby zegar tykał głośniej?
Bartosz od niechcenia wolną ręką wziął od Moniki filiżankę i pociągnął łyk.
– Tak. – Ewelina skinęła głową, spoglądając na profil Bartosza.
Monika skupiła się, żeby nasłuchiwać. Teraz, kiedy o tym wspomniał, słyszała tykanie nawet przez gwar rozmów w pokoju.
– To wydaje się bardziej wyraźne.
– Um…
Magdalena nie słyszała żadnego zegara przez gwar w pokoju. Słyszała tylko rozmowy i wesoło trzaskający ogień za sobą.
– Za pięć minut północ. – krzyknął ktoś z tłumu.
– Monia, czy mogę cię pożyczyć na minutę?
Bartosz puścił ramię Eweliny i podał jej szampana Moniki.
– Jasne, o co chodzi?
Monika wzięła brata za rękę.
– Wrócimy za chwilę.
Bartosz mrugnął do Eweliny, która zmarszczyła brwi. Magdalena miała bardzo dziwny wyraz twarzy, jakby próbowała coś sobie przypomnieć. Stały zakłopotane razem, gdy Bartosz prowadził Monikę przez pokój.
– Znam doskonały sposób, by przywitać nowy rok.
– W porządku.
Monika dała bratu wolną rękę. Ostatnio udowodnił, że jest godny jej zaufania.
Bartosz szepnął Monice do ucha, a ona skinęła głową.
Bliźnięta weszły w krąg ożywionej dyskusji. Sylwia uśmiechnęła się do bliźniąt. Khadra też tam była. Podobnie jak Elwira, jej mąż i syn. Arek nie chciał nawiązać kontaktu wzrokowego ze swoją byłą dziewczyną, więc spuścił wzrok. Dariusz stał obok swojej żony, aby zamknąć krąg.
– Pani Samatar… pani Halicka…? – Monika uśmiechnęła się do kobiet. – Czy możemy porwać was na minutę?
– Mój drogi? – Elwira spojrzała na męża. Pomyślała, że prośba była dziwna, ale chciała być uprzejmym gościem.
– O ile wrócisz po pocałunek o północy. – Jej mąż uśmiechnął się do Elwiry i poklepał ją po dłoni.
– Oczywiście. – Elwira pocałowała męża w policzek i odeszła z Khadrą i bliźniętami.
Cała czwórka wyszła z salonu, skręciła w korytarz i zeszła do piwnicy. Monika i Bartosz usiedli na kanapie i poklepali poduszki.
– Co się dzieje?
Elwira niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym usiadła na końcu sofy obok Bartosza. Motyle trzepotały w jej brzuchu. Ale nic się nie wydarzyło. Bartosz nie zrobiłby nic w obecności swojej słodkiej siostry i gościa.
Khadra usiadła obok Moniki. Tykanie ukrytego zegara wydawało w tym miejscu głośniejsze. Khadra zdjęła hidżab z głowy i rzuciła go na podłogę. Dziwnie było pokazywać swoje włosy Elwirze, ale Khadra podejrzewała, że to najmniej istotna rzecz, która wydarzy się w piwnicy tej nocy.
– Pomyśleliśmy, że nie ma nic lepszego niż świętowanie nowego roku z naszymi koleżankami.
Monika podziwiała piękne czarne włosy Khadry. Potarła opuszkami palców miękki, ciemny policzek kobiety.
– Co ona właśnie powiedziała?
Ciśnienie krwi Elwiry wzrosło. Po tym, co stało się z Bartoszem w chatce, przypuszczała, że nic nie powinno jej już zaskoczyć, ale słowa Moniki z pewnością to zrobiły.
- Ćśś... Już prawie czas.
Bartosz odwrócił się do Elwiry i przycisnął swoje plecy do pleców bliźniaczki. Jak w drużynie. Zegar wybił północ i Bartosz pocałował Elwirę w usta.
Elwira z przyzwyczajenia odwzajemniła pocałunek nastolatka, nawet gdy słyszała na górze tłum wiwatami witający nowy rok. Zimny pot pojawił się na jej czole, gdy pomyślała o swoim mężu, który nie ma nikogo, z kim mógłby całować się na górze. Ale nie przestawała. Dom wokół niej wydawał się oddychać wraz z nią. Przez chwilę zapomniała o drugiej kobiecie i nastolatce na kanapie, ale potem też usłyszała, jak się całują. Co się działo?
Zegar przestał bić, a Monika sięgnęła rękoma do ciężkich piersi Khadry. Ciemnoskóra kobieta jęknęła w odpowiedzi. Pokój wirował wokół nich.
– Przepraszam.
Dariusz wszedł do piwnicy i starał się nie patrzeć na całujących się nastolatków, kiedy przechodził obok nich.
– Muszę coś naprawić w pralni.
W końcu to tylko jakieś dzieciaki, które dobrze się bawiły i którym trochę zazdrościł.
Cztery osoby na kanapie przestały się całować i przyglądały się, jak Dariusz z szeroko otwartymi oczyma przechodzi przez słabo oświetlone pomieszczenie. Wszyscy byli przekonani, że zostali nakryci, ale on nawet nie spojrzał w ich stronę.
– Przepraszam.
Dariusz przeszedł obok.
– Jak powiedziałem.
Wszedł do pralni i zamknął drzwi.
– Cholera.
Monika spojrzała przez ramię na swojego brata i zachichotała. Jej śmiech był zaraźliwy i wkrótce cała czwórka śmiała się z głupiego mężczyzny w średnim wieku, który właśnie przeszedł przez największy skandal swojego życia. Wciąż chichocząc, Monika wróciła do całowania Khadry.
– Wyglądasz dziś tak ładnie. Bartosz dotknął ciężkich, wiszących piersi Elwiry.
– Dziękuję, Bartoszu, ale powinniśmy przestać.
Elwira rozejrzała się dookoła, gdy dwie kobiety całowały się na drugim końcu kanapy.
– Mój mąż będzie mnie szukał, a to wydaje się więcej niż trochę dziwne.
– Mówiłaś to samo w chatce. Pamiętasz?
Bartosz ponownie pocałował kobietę, a ona rozpłynęła się w jego ramionach.
Chwilę później cała czwórka była naga. Wszyscy zapomnieli, że Dariusz był w sąsiednim pomieszczeniu, chociaż od czasu do czasu słychać było huk lub brzęk, kiedy pracował przy hydraulice.
Elwira jęczała, ujeżdżając wielkiego kutasa Bartosza, jej prawe kolano napierało na lewe kolano Khadry.
Khadra pocierała pochwę o lewe udo Moniki, jej biodra kołysały się w rytm jakiegoś głęboko zakorzenionego w niej zwierzęcego instynktu.
– Powinny… ugh… się pocałować.
Bartosz spojrzał na swoją bliźniaczkę z błogim uśmiechem.
– Jasne.
Monika odwzajemniła uśmiech.
– Dlaczego nie… pocałujecie się nawzajem?
Kiedy kobiety ujeżdżające bliźnięta niczego nie zrobiły, Monika uderzyła Khadrę w jędrny tyłek.
– Dajcie spokój... pani Halicka i pani Samatar… zróbcie to.
Luiza stała przy drzwiach do pralni, upewniając się, że Dariusz nie przerwie rozwijającej się sytuacji w piwnicy. Uśmiechnęła się i potarła brzuch. Bliźnięta zostały do tego stworzone. Tama utworzona przez tysiąclecia patriarchalnych rządów pękła i rozpłynęła się żądza.
– Naprawdę?
Khadra spojrzał na atrakcyjną, spoconą kobietę, która podskakiwała na udach Bartosza. Wielkie, blade piersi Elwiry trzepotały przy każdym podskoku jej pochwy na rozdętym penisie. Khadra pochyliła się w stronę Elwiry, jej biodra wciąż wbijały jej pochwę w jędrne udo Moniki.
– O rany. Nigdy nie pomyślałam…
Elwira pozwoliła pięknej, ciemnoskórej kobiecie się pocałować. To był taki miękki, wysublimowany dotyk ust i języka. Całowały się przez dłuższą chwilę, a Elwira, miażdżąc głęboko w swoim wnętrzu penisa, pozwoliła swojemu językowi zbadać usta Khadry. Obcowanie z tą kobietą w niczym nie przypominało całowania się z Bartoszem. Elwira czuła pośpiech i natarczywość ze strony swojego chudego chłopaka. Natomiast w przypadku Khandry była to cierpliwość i uległość.
– Mmmppphhh...
Elwira zbliżała się do orgazmu, jednego z największych w swoim życiu, podczas robienia najbardziej zdeprawowanych rzeczy, jakie była w stanie sobie wyobrazić.
– Gggggpppphhhhh...
Khadra całowała już trzy kobiety w tym domu, a jedna z nich była w jakiś sposób jej dziewczyną. Oddała się szaleństwu, gotowa osiągnąć punkt kulminacyjny.
– Kto… ugh… by pomyślał… Moniu?
Bartosz spojrzał na swoją siostrę obok czterech wiszących piersi. Chwycił jej dłoń i mocno ścisnął.
– Jesteśmy… nie do powstrzymania, Bartku.
Monika również ścisnęła jego dłoń. Niemalże się roześmiała, widząc piersi, które kołysały się między nią, a Bartoszem, ale była zbyt blisko własnego orgazmu.
– Zaraz ... dojdę.
Bartosz wypchnął biodra do góry, naprzeciw ujeżdżającej go kobiety.
– Dojdź… Bartku… dojdź…
Głowa Moniki drgnęła, gdy została porażona elektryzującym orgazmem.
Cała czwórka doszła w tym samym momencie na kanapie w piwnicy, podczas gdy Luiza przyglądała się temu wszystkiemu.
Po kilku minutach powoli się ubrali i wrócili na przyjęcie. Elwira miała nadzieję, że jej mąż był na tyle pijany, że nie zauważy, jaka była spocona i rozczochrana. Będzie musiała mu później wynagrodzić to,że nie było jej przy nim, aby go pocałować o północy.
***
– To chyba różnica kultur, tak myślę.
Monika wzruszyła ramionami. Jej uśmiech poszerzył się, gdy Bartosz podszedł do nich, ramię w ramię z Eweliną.
– Czy dziś wieczorem słyszysz jakby zegar tykał głośniej?
Bartosz od niechcenia wolną ręką wziął od Moniki filiżankę i pociągnął łyk.
– Tak. – Ewelina skinęła głową, spoglądając na profil Bartosza.
Monika skupiła się, żeby nasłuchiwać. Teraz, kiedy o tym wspomniał, słyszała tykanie nawet przez gwar rozmów w pokoju.
– To wydaje się bardziej wyraźne.
– Um…
Magdalena nie słyszała żadnego zegara przez gwar w pokoju. Słyszała tylko rozmowy i wesoło trzaskający ogień za sobą.
– Za pięć minut północ. – krzyknął ktoś z tłumu.
– Już?
Bartosz puścił ramię Eweliny i oddał szampana swojej siostrze.
– Muszę porozmawiać z mamą przed północą. Zaraz wrócę.
Mrugnął do Moniki, która mrugnęła do niego w odpowiedzi. Magdalena i Ewelina zmarszczyły brwi, gdy Bartosz przechodził przez tłum.
– Mamo?
Bartosz zastał Sylwie zaangażowaną w ożywioną dyskusję z grupą ludzi, w tym Elwirą, jej mężem i synem Elwiry, Arkiem, który próbował wydać Bartosza Monice. Arek spuścił wzrok.
– O co chodzi, skarbie? – Sylwia spojrzała zaskoczona na Bartosza.
– Możemy porozmawiać? – Bartosz posłał jej delikatny uśmiech.
– Tak, oczywiście.
Sylwia wzięła Bartosza za rękę i wyprowadziła z pokoju. Wyglądało na to, że Bartosz pilnie jej potrzebował, więc poprowadziła go korytarzem, do schowka przy bibliotece. Zapaliła światło i zamknęła za nimi drzwi.
– O co chodzi, Bartku?
– Jest prawie północ, mamo.
Bartosz podszedł bliżej i położył ręce na jej zgrabnym ciele. Jej rosnący brzuch przycisnął się do niego. Opuścił ręce na jej idealny tyłek.
– I nie ma nikogo, kogo bardziej chciałbym pocałować, żeby przywitać nowy rok.
– Jesteś taki słodki, skarbie.
Sylwia objęła go ramionami i oparła brodę o jego głowę. Jej nos wypełnił kwiatowy zapach jego szamponu.
– Ale chyba powinnam pocałować twojego ojca o północy. To tradycja.
Nie poruszyła się. Tykanie wielkiego zegara odbijało się echem w całym domu.
– Tata jest głupi. Zostań ze mną. Ścisnął jej tyłek, marszcząc sukienkę swoimi dłońmi na każdym pośladku.
– Tak, twój ojciec jest trochę głupi. Nie wiem, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam. – Sylwia westchnęła. – Ale mimo to, chyba powinnam wrócić… – Przerwało jej bicie zegara.
Ciasny schowek trząsł się i wibrował przy każdym dźwięcznym uderzeniu, prawie tak, jakby w ogóle ich tam nie było.
– Za późno, mamo.
Bartosz skierował swoją twarz do jej i odnalazł jej usta, swoimi. Matka i syn stali przyciśnięci do siebie, gdy dom wokół nich się rozpływał. W oddali słychać było wiwatujący tłum w salonie.
Minęła północ, a oni nadal stali ze zwartymi ustami. Żadne nie zauważyło widmowej kobiety siedzącej w fotelu po drugiej stronie ciasnego pomieszczenia.
– No dalej – szepnęła Luiza.
Sylwia przerwała pocałunek.
– Musimy wracać na imprezę.
Położyła palec na brodzie Bartosza.
– Nie wyglądaj na tak przygnębionego. Jaką matką byłabym, gdybym zostawiła cię napalonego i niezaspokojonego? Myślisz, że dasz radę szybko skończyć?
– Tak. – Bartosz z zapałem skinął głową.
– Dobry chłopiec.
Sylwia odwróciła się, uniosła sukienkę i oparła ręce o ścianę.
– Chcesz moją cipkę czy mój tyłek, kochanie?
– Fantastyczne majtki. Czy założyłaś je dla taty?
Bartosz ściągnął spodnie oraz bieliznę i stanął za nią. Podziwiał jej tyłek ubrany w koronkowe czerwone majtki.
– Założyłam je dla ciebie, Bartku. Domyśliłam się, że coś takiego może się wydarzyć. Podobają ci się?
Sylwia zauważyła Luizę siedzącą i obserwującą ich, ale nie powiedziała o tym Bartoszowi. Wydawało się prawie naturalne, że ta rudowłosa zjawa była w pokoju w tak szczególnym momencie, takim jak nowy rok.
– Uwielbiam je.
Bartosz zsunął jej majtki do kolan.
– Może wezmę twoją cipkę, a potem tyłek?
Bartosz potarł fioletową główką swojego penisa o jej wargi sromowe.
– Cokolwiek chcesz. Ale musimy być szybcy, dobrze. Ludzie będą... aaaaahhhhhhhhhh... – Sylwia drgnęła.
Jej syn dopiero co wsunął w nią swojego penisa, a ona już osiągała szczyt.
– To rok, w którym urodzisz moje dziecko, mamo.
Bartosz wbił palce w jej biodra i posuwał ją w szybkim tempie.
– Taaaaakkk... – Sylwia dochodziła do siebie po orgazmie, przyjemność mrowiła na całym jej ciele.
– A tata myśli, że to jego.
Bartosz spojrzał na jej obrączkę przyciśniętą do ściany. Cokolwiek symbolizowały te diamenty, kiedy Dariusz po raz pierwszy włożył je na jej palec, prawie całkowicie to się rozpadło.
– Ale to nie jest jego dziecko.
– Nie… nie jego… uh… uh… to ty będziesz… ojcem…
Sylwia wygięła dla niego plecy w łuk.
– Masz dopiero osiemnaście lat… ale… powiększasz naszą rodzinę… Bartku.
Rytmiczne uderzenia w jej szeroki tyłek, jego wąskimi biodrami wypełniło pomieszczenie.
– To jest rok… ach… ach… ach… narodzin.
Bartosz naprawdę się w to angażował. Po raz pierwszy zauważył Luizę siedzącą w fotelu. Rudowłosa opiekunka uśmiechnęła się do niego zachęcająco. Odwzajemnił uśmiech.
– Nie chcę… używać tych prezerwatyw, mamo. Z… nikim.
– O Boże.
Sylwii ciężko było zaprzeczyć, że chciała, aby rozsiewał swoje nasienie.
– Zamierzam zapłodnić je wszystkie.
– Nie wszystkie.
Sylwia zadrżała, kolejny orgazm nadchodził.
– Nie… swoją siostrę.
– Monika tego chce, mamo. Nie… ugh… chcesz, żeby nasza rodzina… bardziej się rozrosła?
– Och… taaaaaaaaaaaaak... – Sylwię porwał orgazm. Jej umysł zagubił się. Kiedy doszła do siebie, potworny kutas jej syna, znajdował się w jej tyłku.
– Zamierzam… również... zapłodnić… Monikę.
Biodra Bartosza wypadły z rytmu. Jego mama prosiła go, aby był szybki, a cała rozmowa o dzieciach naprawdę pchnęła go na skraj rozkoszy.
– Powiedz mi, że chcesz, żebym sprawił aby zaszła w ciąże. To rok narodzin, mamo.
– Tak… ugh… ugh… – Sylwia chrząknęła jak świnia.
Jej syn był tak głęboko w jej wnętrznościach.
– Rok… ugh… narodzin. Proszę... zapłodnij… ooochhhh… swoją siostrę.
– Dooochooodzęęęę...
Bartosz kilka razy cicho chrząknął i spuścił się w dupie swojej mamy.
Luiza klasnęła w dłonie z podniecenia i zniknęła.
Minęło kilka minut, zanim Bartosz zdołał zmusić się do cofnięcia swoich bioder.
– Och... To było wspaniałe.
– Tak… – Sylwia wciąż dyszała. – Tak było.
Odwróciła się automatycznie, uklękła i oczyściła go językiem. W najmniejszym stopniu jej to nie przeszkadzało, że to wielkie przyrodzenie przed chwilą było w jej tyłku. Dziwne.
– Czy miałaś to na myśli?
Bartosz schylił się i delikatnie pogłaskał jej piękną twarz, kiedy kończyła go wylizywać.
– Czy Monika i ja...?
– Och, Bartku.
Sylwia ostatni raz pocałowała jego penisa i podciągnęła mu bieliznę oraz spodnie, chowając jego penisa pod materiałem.
– Po prostu nie potrafię ci odmówić. Wstała, poprawiła majtki i opuściła sukienkę na nogi.
– Pomyślę o tym, dobrze?
– Dzięki, mamo.
Bartosz pochylił się i pocałował ją w policzek. Wiedział, że to co powiedziała, było równoznaczne z wyrażeniem zgody.
– Jesteś najlepszą mamą wszech czasów.
– I nie zapomnij o tym.
Sylwia klepnęła go w chudy tyłek i skierowała go do drzwi.
– A teraz wracajmy na naszą imprezę.
Sylwia zadrżała, gdy pomyślała o odgrywaniu dobrej gospodyni z litrami spermy swojego syna w swoim tyłku. Wyszli na korytarz i wrócili na imprezę.
1 komentarz
Mirka
Nietuzinkowy pomysł na światy równoległe w tym samym czasie, aby niezmordowany Bartek mógł na swój sposób powitać nowy rok.
Ciekawe kogo on jeszcze wyobraca i zapłodni, bo chyba nie poprzestanie na tych pięciu partnerkach.