Nawiedzona Rezydencja (XIX)

Nawiedzona Rezydencja (XIX)Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     – Nieźle, mamo. Tak bardzo tęskniłem za twoimi cyckami.
Bartosz spojrzał na Sylwię z krawędzi łóżka, na którym siedział. Jego oczy były pełne uwielbienia.
     – O rany, Bartku.
Sylwia mocno ścisnęła piersi wokół penisa syna i poruszała nimi w górę i w dół w równym rytmie.      – Po pierwsze, nie nazywaj ich cyckami, dobrze?
     – Właśnie powiedziałaś… cycki, mamo. – Bartosz uśmiechnął się. – To… ugh… takie podniecające.
     – Po drugie, robiliśmy to już dzisiejszego ranka. Jak możesz już tak bardzo za mną tęsknić?
Sylwia uśmiechnęła się do swojego nadętego syna. Naprawdę pochlebiało jej, jak bardzo poświęcał jej swoją uwagę.
     – Opowiem ci o tym… kiedy indziej. Teraz… zaraz dojdę...
Bartosz odchylił się do tyłu. To było boskie.
     – Dobra, śmiało, skarbie.
Sylwia puściła cycki i opuściła usta na jego penisa.
     – Nie… chcę spuścić się… na ciebie.
     Sylwia wypluła go z pluskiem.
     – Naprawdę?
Wzięła jego długiego penisa w obie dłonie i głaskała go w górę i w dół.
     – Nie chcę narobić bałaganu, Bartku.
Jej usta rozchyliły się, gdy spojrzała w dół na tę nabrzmiałą, fioletową głowę. Była tak przyzwyczajona do przyjmowania jego nasienia w jedną ze swoich trzech dziur, nie spuszczał się na nią już od jakiegoś czasu.
     – Proszę… Mamo?
Bartosz był blisko. Uwielbiał każdy orgazm, jaki miał z Elwirą, ale nic nie było w stanie zastąpić matczynej miłości.
     – Cóż, w porządku. Jeśli naprawdę tak bardzo tego chcesz. Daj mi swoje nasienie.
Sylwia przyspieszyła pracę rękoma, jego przyrodzenie było śliskie od jej śliny.
     – Powiedz mi… żebym dał ci… moją spermę.
     Sylwia zatrzymała się. Powiedziała, „cycki”, chociaż to był przypadek. Zaczęła mówić „cipka”, teraz miała zamiar powiedzieć „sperma”. Mówiła jak jakaś wulgarna nastolatka, ale Bartosz wydawał się to lubić. Wzięła głęboki oddech.
     – Daj mi swoją spermę, Bartku. Okryj mnie swoim gorącym nasieniem.
     – Taaaakk... maaaammmmmmmooo...
Bartosz chrząknął i się spuścił. Jego masywny spust wylądował na twarzy Sylwii, na jej włosach i na jej piersiach. Część jego spermy wylądowała również na podłodze wokół niej.
     – O mój...
Sylwia zamknęła oczy i pozwoliła osiemnastoletniemu penisowi Bartosza zrobić swoje. Była płótnem, na którym Bartosz udoskonalał swoje arcydzieło. Kiedy skończył, Sylwia wytarła spermę z oczu i spojrzała na niego.
     – No, powinnam chyba wziąć prysznic i wrócić do twojego ojca. Pracuje ciągle nad tym samym nieszczelnym zaworem w piwnicy.
     – Cały czas… ten sam… zawór?
Bartosz rozszerzył swój rozmarzony uśmiech.
     – Tata jest takim… frajerem.
Bartosz spojrzał na obrączkę na palcu mamy. Jej ręce wciąż trzymały jego twardego kutasa. Sperma spływała po diamentach.
     – Dom… bawi się z nim. On jest frajerem, mamo.
     – Miej szacunek dla swojego ojca, Bartoszu.
Sylwia starała się brzmieć surowo, ale trochę pisnęła, gdy penis szarpnął się w jej dłoniach. Wbrew siebie znowu zaczęła powoli go pompować.
     – Ale on jest głupcem, mamo.
Bartosz podciągnął ją na swoje uda.
     – To on chciał kupić ten dom, prawda?
     – Tak.
Chętnie usiadła na nim okrakiem, jej ciężkie, pokryte spermą cycki trzęsły się, gdy się poruszała. Bez namysłu wprowadziła go do swojej cipki.
     – O Boże.
Jej ciało zadrżało, gdy uderzył w jakieś wrażliwe miejsce w jej głębi.
     – Widział nawet mojego kutasa, mamo. Cała rodzina widziała, jaki jest duży, ale on cię przed tym nie uchronił.
Chwycił miękkie ciało wokół jej bioder i podrzucił ją na swoim penisie.
     – Albo jest głupi, albo chciał, żebym cię posiadł. Powinien był wiedzieć. Powiedziałaś, że sprzedawca nawet was ostrzegł przed tym domem, prawda?
     – Tak. Ostrzegał. O Boże.
Sylwia zastanawiała się, jak wygląda jej kobiece ciało, gdy drży na swoim młodym mężczyźnie. Musiałaby go kiedyś poprosić, żeby nakręcił kolejny film.
     – Ale… to nie… wina twojego ojca.
     – On jest głupkiem, mamo.
Bartosz był ośmielony spędzonym czasem z Elwirą. Widział, jak bardzo chciała dosłownie wyrzucić obrączkę.
     – To znaczy, lubię mojego tatę. Ale on jest nieświadomy. Ile razy spałaś obok niego z moją spermą w sobie?
     – Wiele… wiele razy.
W Sylwii narastał orgazm.
     – Jego żona sypia z synem tuż pod jego nosem.
Bartosz żartobliwie klepnął jeden z jej wiszących cycków. Rozległ się mokry, mlaskający dźwięk, gdy uderzył w kapiącą spermę.
     – Przyznaj, że jest głupkiem, mamo.
     – O rany ... o rany ... o rany ... twój ojciec ... jest ... głupkiem ... Bartku. Aaaaahhhhhhhhhh...
Jej biodra zakołysały się dziko i doszła na potężnym penisie swojego syna. Wbiła palce w jego skromną klatkę piersiową.
     – Nieźle, mamo. Jesteś niesamowita.
Bartosz spojrzał na jej wykrzywioną, piękną twarz. Sperma spływała po jej lewym policzku i brodzie. Czy to ta sama kobieta, która wychowywała go przez osiemnaście lat? Ta sama kobieta, która tak dawno temu czytała mu bajki na dobranoc? I całowała go, kiedy zdarł kolano?
     Sylwia doszła jeszcze trzy razy na swoim synu, zanim w końcu się w niej spuścił.
     – Och, kochanie. Wygląda na to, że naprawdę mnie dzisiaj potrzebowałeś.
Leżała na nim, jej piersi wciskały się w jego chudą sylwetkę, a głowę miała na poduszce obok jego  głowy. Zapach spermy wypełnił pokój ziemską witalnością. Jego penis naprężył się w niej, kiedy to powiedziała i westchnęła lekko.
     – Tak.
Sięgnął w dół i delikatnie uderzył ją w pełny pośladek.
     – Jesteś najlepszą mamą na świecie. Jestem ci bardzo wdzięczny za mówienie takich rzeczy.
     – Cóż, nie przyzwyczajaj się do tego.
Usiadła i spojrzała na niego. Sylwia doskonale zdawała sobie sprawę, że w tej chwili wygląda jak zużyta szmata do podłogi, ale nie mogła się tym przejmować.
     – I nie ma za co.
Odrobina spermy spłynęła jej do ust. Zebrała ją językiem i przełknęła.
     – Teraz lepiej pójdę przygotować obiad. Miejmy nadzieję, że twój ojciec jeszcze nie skończył z tym zaworem.
     – Mój głupi ojciec?
     Sylwia westchnęła.
     – Miejmy nadzieję, że twój głupi ojciec jeszcze nie skończył.
     – Dzięki, mamo.
Bartosz wyciągnął rękę i ścisnął jej sutek. Trochę ciepłego mleka wylało się na jego palce.
     – Mam wrażenie, że nadal ciężko pracuje.
     – Jest jeszcze coś, o czym chciałabym porozmawiać.
Sylwia wyciągnęła z siebie Bartosza niechlujnym pluskiem i wstała. Podeszła do ubrania, sperma spływała po wewnętrznej stronie jej ud. Podniosła koszulę i wytarła część nasienia swojego syna, które ją pokrywało.
     – Pani Samatar zostanie tu przez kilka dni, aby otrząsnęła się ze strachu. Odsyłanie jej z powrotem do pustego domu wydaje się niewłaściwe.
     – O?
To zabrzmiało dla Bartosza dość interesująco.
     – Jest w bardzo złym stanie.
Sylwia spojrzała na syna. Wyglądał tak przystojnie, opierając się na łóżku. Jego ogromne przyrodzenie wciąż było twarde, zresztą jak prawie zawsze. Sylwia wytarła spermę z brwi.
     – Proszę, nie… no wiesz… hm… nie uprawiaj z nią seksu.
     – W porządku.
     Sylwia próbowała nawiązać kontakt wzrokowy z Bartoszem, ale on odwrócił głowę. Wciągnęła spódnicę.
     – Cóż, jeśli coś się z wami zadzieje, to znaczy, nie powinno, ale jesteś młodym mężczyzną i wydaje się, że możesz po prostu dochodzić i dochodzić, więc… – Sylwia przygryzła dolną wargę. – Jeśli do czegoś dojdzie, użyj prezerwatyw, które ci kupiłam.
     – Jasne, mamo.
Bartosz spojrzał z powrotem w brązowe oczy swojej matki i uśmiechnął się.
     – Dzięki.

***

     Tego wieczoru jadalnia Czerwińskich tętniła życiem. Monika zaprosiła przyjaciółkę. Magdalenę Farmerczyk, która była koleżanką z klasy Moniki i niedawno zaprzyjaźniła się z nią, kiedy Monika pomogła jej w odrabianiu lekcji z matematyki. Magdalena opowiadała dowcipy i wydawała się dobroduszną towarzyszką posiłku. Przez cały wieczór odgarniała niebieskie włosy do tyłu, za lewe ucho, żeby móc ukradkiem spojrzeć na Bartosza.
     Tomasz też tam był, chociaż jego żona odeszła od stołu. Próbował dopasować się do humoru Magdaleny, ale oczywiście posunął się za daleko.
     – Hej, Bartek – zaśmiał się Tomasz. – Jedyna różnica między twoją mamą, a pralką polega na tym, że za każdym razem, gdy pakuję pralkę, nie chodzi za mną przez tydzień i nie prosi o jeszcze. Oooohhhhhhhh...
     – Ona też jest twoją mamą, durniu – Monika spojrzała surowo na Tomasza.
     – Darku? – Sylwia zmarszczyła brwi. – Zapanuj nad swoim synem.
     – Co?
Dariusz nigdy nie lubił angażować się w takie sprawy, ale ten komentarz był przesadzony.
     – Wystarczy, Tomaszu. Nikt nie będzie w taki sposób mówił o twojej matce. To niestosowne.
     – To tylko żart. – Tomasz zacisnął usta.
     – Zapowiadają więcej opadów śniegu.
Khadra również siedziała przy stole. Nie była przyzwyczajona do takiego sprośnego języka. Desperacko chciała zmienić temat. Kiedy nikt nie podjął jej tematu o pogodzie, spróbowała innej taktyki.
     – Gdzie jest twoja żona, Tomaszu?
     – Zadzwoniła jej mama. Rozmawia gdzieś przez telefon.
Tomasz wzruszył ramionami.
     – No cóż… – Khadra już miał pochwalić posiłek, kiedy do jadalni weszła wysoka blond-włosa żona Tomasza.
     – Muszę iść.
Ewelina w oszołomieniu usiadła obok Tomasza. Położyła telefon starannie obok nietkniętego talerza z jedzeniem.
     – Coś jest nie tak?
Sylwia nagle zaniepokoiła się, że coś się stało z dzieckiem Bartosza rosnącym w ciele jej synowej.
     – Moja mama upadła na lodzie. Jest w szpitalu.
Popielata twarz Eweliny była nieruchoma.
     – Muszę ją zobaczyć.
Rozejrzała się po ścianach w poszukiwaniu zegara, ale w jadalni  go nie było. Tylko tykanie tego wielkiego zegara gdzieś w domu.
     – To długa podróż. Wybiorę się z tobą, skarbie. – Sylwia wstała. – Dariusz, nie masz nic przeciwko utrzymywaniu tu porządku przez kilka dni?
     – Żaden problem – mruknął Dariusz. Mógłby skorzystać z jej pomocy przy domu, ale teraz, kiedy zawór był w porządku, mógł przynajmniej zabrać się do pracy w kolejnej sypialni.
     – Ale, Maaaammmmmmmooo... –  oboje bliźniąt chórem powiedziało i spojrzało po sobie podejrzliwie.
     – Co, nie jestem wystarczająco dobry?
Dariusz spojrzał na bliźnięta.
     – Mały Bartek to synek mamusi.
Tomasz wykrzywił wargi w kpiącym uśmiechu.
     – Przestań. – Ewelina uderzyła Tomasza w ramię ze zdecydowaną siłą. – Zostaw Bartka w spokoju.
     – Co? – Tomasz potarł ramię. – To ja powinienem narzekać. To moja żona mnie zostawia.
     – Wygląda na to, że narzekasz. – Ewelina zmarszczyła na niego brwi. – I musisz się skupić, Tomaszu. Moja mama jest w szpitalu.
     – Przepraszam.
Tomasz nie był przyzwyczajony do besztania przez żonę.
     Magdalena patrzyła na całe przedstawienie z uśmiechem na twarzy. Tak bardzo uwielbiała patrzeć na inne dysfunkcyjne rodziny. Jej uśmiech poszerzył się, gdy zauważyła, że Bartosz na nią patrzy. Ponownie odgarnęła niebieskie włosy za ucho i spojrzała w swój talerz.
     – Ja też się wybiorę. – Khadra się odezwała.
Mała ciemnoskóra kobieta spojrzała na Ewelinę.
     – To znaczy, jeśli uważasz, że byłoby to pomocne. Z Maxamedem… hm… nie tutaj… chciałabym wam pomóc.
     Ewelina spojrzała na Sylwię, a Sylwia skinęła głową.
     – Dziękuję, Khadro. Jestem pewna, że będzie dobrze mieć cię przy sobie.
     – Ja też chcę.
Bartosz spojrzał błagalnie na matkę.
     – Masz szkołę.
Dariusz wyciągnął rękę i zmierzwił jego włosy.
     – Ale cieszę się, że chcesz pomóc rodzinie w potrzebie.
     – Już prawie ferie zimowe. Mogę odpuścić kilka dni.
Bartosz starał się mówić po męsku, jeśli chodziło o jego prośbę, ale nie był pewien, czy mu się udało.
     – Twój ojciec ma rację. Nadal nie wiemy, dlaczego pani Halicka przyszła do nas wczoraj tylko po to, by zaraz uciec.
Sylwia uważnie przyjrzała się synowi.
     – Nie chciałbym, żebyś wpadł w jakieś kłopoty w szkole.
Nie chciała też, żeby podróżował wraz z Eweliną. Sylwia chciała, żeby Ewelina skupiła się na byciu dobrą żoną Tomasza.
     – Um… kim jest ta pani i dlaczego wybiera się na wycieczkę z moją żoną?
Tomasz skinął głową na kobietę w hidżabie i spojrzał na matkę.
     – Nie bądź niegrzeczny, kochanie.
Sylwia zmarszczyła brwi, patrząc na swojego najstarszego syna.
     – Jest przyjaciółką rodziny.
Odwróciła się do Khadry.
     – I tak miałyśmy zabrać kilka twoich rzeczy. Czy po drodze zatrzymamy się w twoim domu i spakujemy walizkę?
     – Tak, dziękuję.
Khadra skinęła głową. Dziwne było poczucie przynależności do tej rodziny, w domu niegdyś opanowanym przez demony. Uśmiechnęła się, spojrzała na Bartosza i szybko odwróciła wzrok. I w domu, w którym poznała tego męskiego nastolatka, którego jakoś nie raz wpuszczała między swoje nogi. Ale ten rozdział był już przeszłością.

***

     Bartosz przyglądał się, jak kobiety wsiadają do minivana Sylwii i powoli odjeżdżają. Na szczęście Tomasz wyszedł w tym samym czasie, jego pickup zaryczał przed minivanem. Bartosz westchnął, zamknął drzwi, odwrócił się i zobaczył stojącą za nim Luizę w jednej ze swych długich, zwiewnych sukienek.
     – Jak szczęście.
Śliczna, piegowata twarz Luizy rozpromieniła się w uśmiechu do Bartosza.
     – Wróciłeś. A teraz dobra pani Halicka jest na haczyku jak sandacz. Po prostu musisz się dalej kręcić kołowrotkiem, Bartoszu.
     – Czy byłaś powodem, dla którego spędziłem cały ten czas w chatce?
Bartosz zmarszczył brwi, patrząc uważnie w jej zielone oczy.
     – To był mój partner, kochanie.
Luiza przechyliła głowę i posłała mu spojrzenie, jakby był niewdzięcznym dzieckiem, które właśnie rozlało mleko.
     – I nie wiem, czy to aż tak długo. Nie było cię tylko przez kilka minut.
     – Nie podobało mi się to.
Bartosz przeszedł obok niej w kierunku schodów, a ona opadła obok niego, trzymając swój duży, okrągły brzuch. Bartosz starał się nie pocieszać jej obecnością.
     – No cóż, może trochę mi się podobało. Ale nie podobało mi się, być tam uwięzionym.
     – To było trochę… nieoczekiwane.
Luiza w zamyśleniu skinęła głową.
     – Ale tak się dzieje, gdy masz partnera, który lubi łamać zasady. Co nie?
     – Partnera?
Bartosz wszedł po schodach i spojrzał na jej rozwiane rude włosy.
     – Nie mam partnera.
     – Zaproponował pan pani Halickiej umowę. Czyż nie?
Luiza weszła ostrożnie po ostatnich kilku schodach, jakby chciała chronić swoje nienarodzone dziecko przed przypadkowym upadkiem.
     – Ty i on… i ja… – Ciepły, przyjazny uśmiech rozchylił jej usta. - … jesteśmy teraz sprzymierzeńcami.
Położyła lodowatą dłoń na jego ramieniu i zatrzymali się w holu na pierwszym piętrze.
     – Wiem, że twoje towarzyszki odeszły na jakiś czas. Nie może być łatwo patrzeć, jak twoja matka odchodzi po waszym zejściu. Pozwól mi cię pocieszyć.
Pocałowała go w ciepły policzek.
     – Pociesz się ramionami pani Halickiej, kiedy będziesz w szkole.
Pocałowała go w drugi policzek.
     – A może znajdziesz jeszcze kogoś innego.
Pocałowała go delikatnie w usta.
     – Nie chcę nikogo innego.
     – Życie może cię zaskoczyć.
Pocałowała go ponownie i badała językiem jego młodzieńcze usta. Przerwali pocałunek, a ona zaprowadziła go do jego pokoju, zamykając za nimi drzwi.
     – Ale jak powiedziałam, pozwól mi cię pocieszyć, Bartoszu.
Wyszła z sukienki, całkowicie naga pod spodem.
     – Och. Ja… hm…
Bartosz obiął ją wzrokiem od góry do dołu. Piegi spływały jej z twarzy na ramiona i na klatkę piersiową, obsypując jej bladą skórę na dużych piersiach. Jej biodra, piersi i brzuch były pełne. Luiza uosabiała pożądanie i płodność.
     – Zapomniałem, jaka jesteś piękna – mruknął Bartosz.
     – Wiedziałam, że spodoba ci się to, co jest pod spodem.
Oparła o niego swoje nagie ciało. Jego ciepło przeniknęło do niej przez jego ubranie.
     – Co moje to twoje.
Skubnęła jego ucho.
     – Jestem z ciebie taka dumna, kochanie. Wiele się nauczyłeś podczas swojej nieobecności. Spójrz, do czego przyznała się twoja mama. Ściągnęła jego spodnie i bieliznę. Jego spuchnięty penis napierał na jej palce, przygotowując się na to, co miało nadejść.
     – Masz na myśli to, że tata jest głupcem? – Bartosz się uśmiechnął. – Fajnie było mówić takie rzeczy. A jeszcze lepiej, gdy mama to mówi.
     – Jaki z ciebie dobry chłopak.
Luiza opadła na kolana.
     – Pozwól mi zająć się tobą pod nieobecność twojej matki.
Otworzyła szeroko usta i wciągnęła go do nich.
     – Oooch… pani Głowacka… twoje zimne usta… są takie przyjemne.
Bartosz wplótł palce w jej włosy i odchylił głowę do tyłu.
     Później, gdy Luiza ostro ujeżdżała Bartosza, Bartosz spojrzał na jej rozchwiane ciało. Jeszcze nie tak dawno był bezpłciowym nastolatkiem. Dlaczego dąsał się, że jego mama wyjeżdża, by pomóc rodzinie? To było głupie. Tutaj ta piękna bogini ujeżdżała go niczym konia. Wsłuchiwał się w niskie, gardłowe dźwięki, które wydawała. Wpatrywał się w jej cycki, odbijające się w kółko od jej brzucha i jej szczupłych ramion, które wyginały się, gdy podtrzymywała swój ciężarny brzuch. I miał też Elwirę, na którą nie mógł się doczekać.
     – Dojdę… znowu… pani Głowacka.
     – Taaaakkk... – syknęła Luiza. – Napełnij mnie swoim… ciepłem.
     – Och… jesteś… taka ciasna.
Bartosz wiedział, że będzie dobrze, pod nieobecność jego mamy, Eweliny i Khadry.

***

     – No więc... Bartosz się z kimś spotyka?
Magdalena usiadła na kanapie w piwnicy i odwróciła wzrok od nudnego filmu o kosmosie, który był odtwarzany w telewizji.
     – Nie.
Monika siedziała pogrążona w akcji. Obcy uciekał z ładowni i po prostu wiedziała, że zrobi coś okropnego kobiecie-naukowcowi, która stała naprzeciw, gapiąc się na niego.
     – Naprawdę? Po prostu założyłam, skoro on… no… wiesz.
Magdalena była zwykle dość szczera, ale z jakiegoś powodu Czerwińscy sprawiali, że czuła się zakłopotana.
     – Nie, nie wiem.
Monika odwróciła wzrok od filmu i spojrzała na swoją nową przyjaciółkę.
     – Powiedz mi.
     – Cóż, ja i kilka innych dziewczyn w szkole zauważyłyśmy, że on… hm… – Magdalena bawiła się bransoletką. – Ostatnio był naprawdę uroczy. Nie wiem, coś w nim jest. I… cóż… zauważyłyśmy, że ma spore wybrzuszenie w spodniach.
     – Fuj, Magdo. – Monika skrzywiła się z kwaśną miną.
     – Cóż, to twój bliźniak. Czy ty …?
Magdalena szybciej obracała bransoletkę.
     – Widziałaś to?
     – Eeeejjj...
Monika wzięła poduszkę z kanapy i ze śmiechem rzuciła nią w Magdalenę.
     – Jesteś zboczona.
     Magdalena złapała poduszkę i przytuliła ją do piersi.
     – No więc, widziałaś to?
     – Nie mogę uwierzyć, że pytasz mnie o penisa mojego brata. Jezu, Magda.
Monika przewróciła oczami.
     – Cóż, jeśli musisz wiedzieć. Moi rodzice myśleli, że coś jest z tym coś nie tak i cała rodzina dobrze się przyjrzała, kiedy zastanawiali się, czy zabrać go do lekarza.
     – Coś z nim nie tak? Jak choroba przenoszona drogą płciową? – Szepnęła Magdalena.
     – Nic takiego. – Monika pokręciła głową. – To było po prostu takie duże. I myślę, że go to po prostu niepokoiło. Rozmawiamy o wielu rzeczach, ale Bartek i ja nigdy nigdy nie poruszaliśmy tego tematu.
     – Więc jak duże to było?
Oczy Magdaleny rozszerzyły się.
     – Zwisał naprawdę nisko.
Monika poczuła ciepło w brzuchu, myśląc o tamtym dniu.
     – Nie mów innym dziewczynom w szkole, że widziałam jego penisa, dobrze? Pomyślałyby, że jestem jakaś zboczona.
     – Pewnie.
     – Powiedziałabym, że może osiemnaście lub dwadzieścia centymetrów długości?
Monika zdecydowanie czuła motyle w żołądku. Biorąc pod uwagę wszystko, co wydarzyło się pomiędzy nią, a jej matką, była przekonana, że jest lesbijką. Ale teraz nie była tego już taka pewna.
     – Widziałaś go jak stał?
Usta Magdaleny rozwarły się w szoku.
     – Nie, był miękki.
     – O mój Boże.
Magdalena poczuła, jak jej majtki przemakają.
     – To jest za duże. Twój brat to jakieś zwierzę.
Magdalena rzuciła poduszkę z powrotem w Monikę.
     – Zamknij się.
Monika złapała poduszkę, zaśmiała się i położyła ją sobie na kolanach.
     – Dobrze. Zamknę się.
Magdalena zbliżyła się do swojej przyjaciółki, położyła głowę na poduszce i obejrzała resztę filmu. Nie rozmawiali już więcej o Bartoszu, ale Magdalena miała wrażenie dziwnego uczucia poruszającego się po jej ciele, kiedy myślała o tym, co opisała Monika.
     Monika wplotła palce w niebieskie włosy przyjaciółki i bawiła się nimi, gdy film osiągnął punkt kulminacyjny. Straciła zainteresowanie obcym, zamiast tego myślała o ciepłym ciele swojej przyjaciółki i niemożliwym kutasie swojego brata.

***

     Dom Czerwińskich z pewnością był przewiewny. Magdalena opuściła na palcach pokój Moniki i wyszła schodami z wieży. Jej piżama ledwo ją ogrzewała w mroźnym korytarzu. Nie wiedziała, która jest godzina, ale musiała się wysikać. Magdalena przypomniała sobie, że łazienka była po prawej stronie, naprzeciw pokoju Bartosza. Wcześniej myła zęby razem z Moniką w innej łazience po drugiej stronie drugiego piętra. Ale ta była bliżej.
     Drzwi do łazienki były zamknięte. Zimna gałka nie chciała się obrócić się w jej dłoni. Nasłuchiwała pod drzwiami i słyszała wodę lejąca się pod prysznicem. Potem prysznic został wyłączony. O cholera. Bartosz Czerwiński znajdował się po drugiej stronie tych drzwi. Nagi. Zwykle Magdalena nie przepadała za uczuciem zadurzenia, ale było coś w kontraście tego chudego, delikatnego chłopca z męskim wybrzuszeniem, którego nigdy nie potrafił do końca zakamuflować.
     Przez drzwi rozległo się ciche buczenie. Nucił temat z gwiezdnych wojen. Co za frajer. Co za uroczy frajer. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Bartosz, nagi, z jeszcze mokrymi blond włosami i zaskoczonym wyrazem twarzy.
     – Magda... –  było wszystkim, co Bartosza był w stanie powiedzieć.
     – Muszę się wysikać.
Słowa Magdaleny więzły jej w gardle. Nie miała zamiaru tego powiedzieć. Jej wzrok powędrował po jego chudej sylwetce i zatrzymał się, gdy dotarł do jego zwisającego penisa.
     – Jasna cholera.
Monika mówiła prawdę. To było ogromne. Wyglądał, jakby należał do jakiegoś grubego zwierzęcia, a nie niezbyt rosłego, małego Bartosza Czerwińskiego.
     – Muszę się wysikać – powtórzyła.
Przecisnęła się obok Bartosza i pchnęła go w plecy, tak, że wypadł się na korytarz. Magdalena odwróciła się do niego z ręką na drzwiach. Kiedy prawie odwrócił się w jej stronę ze zaskoczonym wyrazem twarzy, Magdalena pochyliła się do przodu.
     – Przepraszam, że cię popycham...
Pocałowała go szybko w policzek. Co ona robiła? Zachowywała się jak ktoś znacznie młodszy niż przystało na jej osiemnaście lat.
     – ...ale muszę siusiu.
Zamknęła drzwi.
     – To było dziwne – szepnęła do siebie Magdalena.
     Bartosz podrapał się w głowę. Lubił Magdalenę, ale była dziwną dziewczyną. Drżąc w zimnym korytarzu, Bartosz odwrócił się i wszedł do swojego pokoju. Włożył piżamę i zgasił światło. Co Luiza mówiła o kimś nowym? Może miała na myśli Magdalenę. Bartosz poczuł się męsko, kiedy pomyślał o drobnej, niebieskowłosej dziewczynie z nagim ciałem przyciśniętym do niego. To nie byłoby takie złe.

***

     Elwira Halicka siedziała tępo gapiąc się w monitor komputera. Nosiła duży, bezkształtny sweter, by ukryć nowe piersi i rosnący brzuch. Nosiła też długą luźną spódnicę, ponieważ spódnice od żakietu już na nią nie pasowały. Jeśli ktoś zauważył, że zmieniła swój normalny strój, nikt nic nie powiedział.
     Kursor na monitorze mrugał na tym samym słowie przez ponad dziesięć minut. Nie mogła się skupić. To było takie dziwne powrócić. Ale dla świata tak naprawdę nigdy nie odeszła.
     – Pani Halicka? – Zabrzmiał jej interkom.
     Wybudzona z odrętwienia wcisnęła przycisk interkomu.
     – Tak?
     – Bartosz Czerwiński przyszedł, żeby się z panią zobaczyć. Mówi, że jest umówiony.
     – Okej, wpuść go.
Nagle puls Elwiry wyraźnie zatętnił jej w uszach. Czy naprawdę była dziewczyną tego ucznia? Spojrzała na swoją obrączkę. Podniosła wzrok, kiedy Bartosz otworzył drzwi, wszedł, a potem zamknął je za sobą.
     – Myślisz, że sekretarka zauważyła mój wzwód?
Bartosz miał szeroki uśmiech na twarzy. Bardzo polubił swoją dyrektorkę.
     – Ćśś...
Elwira wstała, zerkając na jego spodnie. Jego erekcja była wyraźna i pomyślała, że sekretarka prawdopodobnie ją zauważyła. To było już dość skomplikowane. Nie chciała wzbudzać podejrzeń.
     – Mogą cię usłyszeć... – szepnęła. – ...nie możemy tu rozmawiać.
Szybko podeszła do tylnych drzwi biura, otworzyła je, rozejrzała się po korytarzu, a następnie zeszła do sali konferencyjnej. Był to pokój bez okien, z zamkniętymi drzwiami. Zwykle używali go do przesłuchiwania uczniów.
     – Tutaj.
Odwróciła tabliczkę informującą o tym, że pomieszczenie jest zajęte, żeby ktoś z kluczem im nie przeszkadzał.
     – Szybko, Bartoszu.
Wprowadziła go do środka, zamknęła drzwi i przekręciła zamek. Odwróciła się twarzą do niego i dopasowała swój uśmiech.
     – Możemy teraz rozmawiać?
Bartosz podszedł do niej bliżej.
     – Nie wiedziałam, czy chcesz… mnie zobaczyć. Po naszym powrocie… hm… masz swoją szwagierkę i… bardzo się cieszę, że tu przyszedłeś… ale tak naprawdę nie możemy rozmawiać w szkole. – jąkała się jak nastolatka, obficie się rumieniąc.
     – Tęskniłem za tobą.
Bartosz podszedł do niej i położył ręce na jej szerokich biodrach.
     – Tęskniłeś?
Spojrzała w głąb jego niebieskich oczu i zamrugała w tym surrealistycznym momencie.
     – Tak.
Bartosz pochylił się i pocałował ją w usta. Czuł, jak napięcie w jej ciele topnieje, kiedy wsuwał język do jej ust.
     – Mmmpphhhhhh...
Elwira chciała mu powiedzieć, że nie mogą tego robić w szkole, ale nie mogła zmusić się do oderwania od niego swoich ust. Poczuła, jak jej piersi wciskają się w jego klatkę piersiową, gdy jego ręce przesunęły się do jej tyłka i przycisnął ją do siebie. Jego penis wbił się w jej brzuch. Był taki duży.
     Pół godziny później była zawieszona w powietrzu, podrzucana na długim kutasie. Majtki miała wciśnięte między zęby i próbowała stłumić jęki. Sala konferencyjna nie była całkowicie dźwiękoszczelna. Jej spódnica podwinęła się wokół jej talii, a jej stopy w wysokich obcasach podskakiwały bezradnie w powietrzu, gdy raz po raz gwałtownie spadała w dół. Gwiazdy błysnęły jej przed oczami, a świat wokół niej płynął. Była w trakcie zdrady swojego słodkiego, nudnego męża. Nie wspominając o jej dzieciach. Robiła to w miejscu, w którym była szanowana i od której tak wiele zależało. Ale myślała tylko o tym, jak dobrze byłoby mieć znowu w sobie gorące nasienie Bartosza i jak bardzo potrzebowała następnego orgazmu. Z Bartoszem kolejny obezwładniający orgazm był zawsze tuż za rogiem.
     – Zaraz... się w w tobie spuszczę... pani Halicka.
Bartosz mocniej ścisnął jej miękkie pośladki i wbijał ją na swojego penisa z większą siłą.
     Elwira chciała mu powiedzieć, żeby mówił ciszej, ale nawet gdyby nie miała swoich majtek w ustach, wątpiła, czy byłaby w stanie cokolwiek powiedzieć. Jej powieki zatrzepotały, gdy usłyszała jego ciche jęki i poczuła w sobie znajome uderzenie ciepła. Doszli jednocześnie.
     Kiedy się uspokoili, Bartosz wyciągnął z niej swojego penisa i postawił ją na nogi.
     – Na pewno nie chcesz tego robić w szkole?
Sięgnął po bieliznę i ściągnął ją z blatu.
     – Ja… nie sądzę, kochanie.
Elwira nie była już niczego pewna. Jej majtki były przesiąknięte śliną i jej własnymi sokami, ale potrzebowała czegoś, co spowolniłoby wyciekanie z niej spermy, która już z niej się wydobywała. Pochyliła się i weszła w nie.
     – Czy mój dom będzie odpowiednim miejscem?
Bartosz znalazł swoje spodnie i włożył je. Jego penis zaczął opadać.
     – Nie mogłabym. Ludzie by się domyślili.
Elwira wciągnęła majtki i spojrzała na niego ze zmartwieniem w oczach
     – Twój dom będzie dobry?
     – Boże, nie.
Elwira potrząsnęła biodrami, a spódnica opadła do kolan.
     – Cóż, więc będzie musiała to być szkoła.
Bartosz podszedł do niej bliżej i położył dłoń na jej swetrze powyżej brzucha.
     – Czy powiedziałaś już swojemu mężowi o dziecku?
     – O mój Boże, Bartoszu.
Jak ten osiemnastolatek miał taki wpływ na nią?
     – On jeszcze niczego nie zauważył. Nie sądzę, żeby jeszcze mi się uważnie przyglądał.
     – Co za idiota.
Bartosz delikatnie uderzył ją w tyłek przez spódnicę.
     – Pamiętaj, to jego dziecko. Oficjalnie.
Elwira nie poprawiła Bartosza przecząc, że jej mąż był idiotą. Z pewnością nie był mężczyzną, za którego niedawno go uważała.
     – Niedługo mu powiem. Nie będę w stanie dłużej tego ukrywać.
     – A więc już ustalone. Będziemy to robić w szkole?
Bartosz pocałował ją w policzek.
     W ogóle nic nie było ustalone.
     – Tak, coś wymyślę.
Elwira z roztargnieniem otarła dłonią pocałunek z policzka.
     – Teraz muszę obmyć się w łazience. Kieruj się korytarzem po lewej stronie. Trafisz nim do pomieszczenia zaopatrzeniowego, przez które trafisz z powrotem do głównego korytarza. Jeśli kogoś spotkasz na zewnątrz, tylko dyskutowaliśmy…
Nie mogła wymyślić wiarygodnej wymówki.
     – Mam kłopoty z powodu opuszczenia zbyt wielu zajęć, pamiętasz?
     – Tak, właśnie o tym.
Elwira wzięła głęboki oddech i spróbowała się uspokoić. Była znakomitą kobietą. Mogła poradzić sobie z tą sytuacją. Położyła rękę na klamce i otworzyła drzwi. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Kochankowie rozstali się ostatni raz spoglądając na siebie. Bartosz wrócił do klasy. Elwira wyszła, aby spróbować zmyć z siebie dowody jej niewierności.

***

     Bliźnięta podążały podjazdem, gdy szkolny autobus odjechał. Temperatura była już na plusie, a śnieg powoli topniał, sprawiając, że chodnik przed domem stał się nieco błotnisty. Zazwyczaj Monika pędziła, by być w środku przed Bartoszem, ale dziś szli ramię w ramię.
     – Myślę, że moja przyjaciółka się w tobie podkochuje. – Monika powiedziała to tak nonszalancko, jak tylko było to możliwe.
     – Też tak myślę.
Bartosz uśmiechnął się i spojrzał na swoją siostrę.
     – Wpadłem na nią zeszłej nocy i pocałowała mnie w policzek. Ah i powtarzała mi, że musi się wysikać.
     Monika się roześmiała.
     – Tego mi nie opowiadała. Cóż, Magda jest trochę hop do przodu. Ale jest słodka, nie sądzisz?
     – Jasne. – Bartosz skinął głową.
     – Czy myślisz, że mógłbyś się z nią umówić?
Monika zwykle nie wtrącała się w życie miłosne Bartosza.
     – Nie wiem.
Bartosz wspiął się po schodach przed domem i otworzył drzwi. Przytrzymał je aby Monika mogła wejść do środka.
     – Czy to dlatego, że…?
Monika weszła do środka, zdjęła plecak i buty. Rozejrzała się za ojcem, ale go nie zauważyła. Prawdopodobnie znowu coś naprawiał w jakimś odległym krańcu domu.
     – Czy to dlatego, że martwisz się wielkością swojego wiesz-czego? Martwisz się, że dziewczętom to się nie spodoba?
Motyle w jej brzuchu znowu zatrzepotały. Dlaczego Magdalena mówiła takie rzeczy? Monika musiała wyrzucić je z głowy, żeby móc widzieć swojego brata bliźniaka, jak zawsze. Swojego kochanego, frajowatego brata.
     – Co?
Bartosz zamknął drzwi i rzucił plecak na podłogę. Nie spodziewał się, że rozmowa potoczy się w ten sposób.
     – Po prostu wszyscy widzieliśmy go pewnego dnia. A Tomek naśmiewał się z niego. A ty się nie umawiałeś. Więc… – Monika wzruszyła ramionami i uciekała wzrokiem, aby tylko nie spojrzeć mu w oczy.
     – Cóż…
Bartosz powoli zdjął buty i położył je na macie przy drzwiach.
     – Gdybym chciał umówić się z Magdą, myślę, że to mógłby być problem.
     – Myślę, że jej się to podoba, Bartku. Myślę, że jest ciekawa.
Monika zdjęła kurtkę i powiesiła ją w szafie.
     – Może…
Zdjęła kurtkę z Bartosza i ją również powiesiła.
     – Może gdybyś mi go znowu pokazał, mogłabym ci powiedzieć… hm… czy byłby za duży, czy coś. Po prostu, wiesz, jako bezstronna siostra i tak dalej.
Boże, co jej zrobiła ta rozmowa z Magdaleną? Monika czuła, jak wilgotne są jej majtki. Czy była po prostu napalona, ponieważ jej matki nie było w pobliżu?
     – Ty… chcesz… – Bartosz zniżył głos na wypadek, gdyby jego nieświadomy ojciec przechodził obok. – …zobaczyć mojego penisa?
     – Tylko po to, żeby ci pomóc z Magdą – powiedziała szybko Monika.
Złapała go za rękę.
     – Nie bądź głupkiem, niewiele sióstr zrobiłoby to dla swojego brata.
Pociągnęła go zachodnim korytarzem do biblioteki, zamknęła i zablokowała za sobą drzwi. Następnie odwróciła się do Bartosza i skrzyżowała ręce na swetrze, z łatwością zakrywając swoje małe piersi.
     – Daj spokój. Opuść spodnie, głupku.
Serce waliło jej w piersi.
     – Poważnie?
Bartosz mógł się z nią kłócić, ale wiedział jaka Monika jest uparta gdy się zafiksuje na jakiś temat.
     – W porządku.
W każdym razie chciał zobaczyć wyraz jej jasnych, niebieskich oczu, kiedy znów spojrzy na jego kutasa. Ściągnął spodnie oraz bieliznę i uwolnił swojego penisa. Zawisł w powietrzu, pół odrętwiały.
     – On jest piękny, Bartku.
Monika wpatrywała się w nieprawdopodobną długość i obwód.
     – To znaczy, jest trochę przerażający. Ale także śliczny.
Jej oczy błądziły po nim, gdy katalogowała każdą żyłę wzdłuż trzonu. Mogła nawet zobaczyć niebieskie żyły na kapturze jego napletka.
     – Czy on…? Czy on się powiększa?
     – Nic na to nie poradzę.
     – Chyba rozumiem.
Jej wzrok powędrował do twarzy jej brata, zobaczyła głód w jego oczach, a potem opadł z powrotem, gdy to coś wypełniało się równomiernie krwią, z każdym uderzeniem serca jej brata. Wyglądało prawie jak budząca się istota. Za każdym razem, gdy była pewna, że nie może się już powiększyć, to się działo. W końcu ten proces się zatrzymał. Odstawał od ciała jej brata. Klatka piersiowa Moniki unosiła się i opadała w nierównym oddechu, a ona objęła się mocniej ramionami.      – Jak długi jest?
     – Trzydzieści trzy centymetry.
     – Czy mogę go dotknąć? – Jej głos był ledwo słyszalny w pomieszczeniu.
     – Nie sądzę, że to dobry pomysł, Moniu.
Bartosz wiedział, że może poczuć zapach połączonej spermy i mokrej cipki dyrektorki szkoły. Nie chciał obrzydzić Moniki. Podciągnął spodnie wraz z bielizną i wsunął penisa za pasek.
     – Co?
Monika zmarszczyła brwi. Jej brat musi być naprawdę wrażliwy na punkcie swojego penisa.
     – Och, chodziło mi tylko o to, że chciałam go dotknąć, żeby zobaczyć, czy, no wiesz, Magdzie by się to spodobało.
     – Może innym razem.
Bartosz żartobliwie szturchnął ją pięścią w ramię.
     – Ok, muszę lecieć.
Bartosz ominął ją i otworzył drzwi. Poszedł prosto pod prysznic. Musiał sobie zwalić.
     Monika przyglądała się, jak jej brat odchodzi z niedowierzaniem. Czy naprawdę był taki pruderyjny? Może mogłaby go jakoś wydobyć z tej twardej skorupy. Choćby po to, żeby pomóc swojej przyjaciółce.

Dodaj komentarz