Nawiedzona Rezydencja (VI)

Nawiedzona Rezydencja (VI)Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     – Wyglądasz jakoś inaczej. – Dariusz spojrzał na żonę siedzącą po drugiej stronie stołu. – Zmieniłaś fryzurę?
     – Nie. – Sylwia potrząsnęła głową i się zarumieniła. Czy jej mąż naprawdę nie miał o niczym pojęcia? Zawarła umowę z martwą kobietą. Ta umowa w jakiś sposób zmieniła jej ciało. Co ważniejsze, zrobiła ze swoim osiemnastoletnim synem rzeczy, których nie da się cofnąć.
     – Nic nie zmieniłam.
     – Tato, mama po prostu ma na sobie inne ubrania.
Bartosz spojrzał na swoje brokuły i widelcem przesunął je po talerzu.
     – Tak, mamo. Zawsze miałaś słabość do skromnych rzeczy, ale teraz naprawdę poszłaś o krok za daleko.
Monika wskazała na za dużą bluzkę, którą Sylwia miała założoną na sukienkę.
     – Czy to jedna z bluz taty?
     – Tak. – Sylwia skinęła głową i napiła się wody. – Myślę, że chciałabym dziś wieczorem napić się trochę wina. Darku, masz ochotę na wino?
     – Tak, poproszę. – Dariusz pogładził brodę. – Ale to nie ubiór. Coś się zmieniło, ale nie potrafię dokładnie określić co.
     – To nic takiego. – powiedziała Sylwia ściszonym głosem.
Szybko wstała i pobiegła do kuchni po butelkę wina i dwa kieliszki.
     – Ja też chętnie napiję się wina! – zawołała za nią Monika.
     – Monia, ty lepiej dzisiaj nie pij. –  Dariusz rzucił córce surowe spojrzenie. – Jeszcze będą cię dręczyły koszmary związane z dzisiejszym zajściem.
     – Proszę bardzo, Darku.
Sylwia wróciła do jadalni z dwoma kieliszkami i butelką. Postawiła kieliszek wina przed mężem i spojrzała na czerwony płyn chlupoczący tam i z powrotem, myśląc o piekielnym blasku, który emanował z jej piersi, bioder i spomiędzy jej nóg. Czym był układ, który zawarła? Sylwia, nie wiedziała.
     – Dziękuję.
Dariusz spojrzał na swoją żonę, która stała obok niego, spoglądając na swoje wino. – Możesz teraz usiąść.
     – Co? – Policzki Sylwii zarumieniły się głębiej i wróciła na swoje miejsce. – Przepraszam, zamyśliłam się.
Postawiła butelkę wina na środku stołu i pociągnęła długi łyk wina ze swojego kieliszka.
     – Smaczne… brokuły.
Bartosz jeszcze nie ugryzł. Jego policzki również zaróżowiły się, gdy pomyślał o tym, dlaczego jego mama może być taka zdenerwowana. Bartosz brał ją wcześniej tego dnia. Splądrował ją i mocno rozciągnął. Udawanie, że wszystko jest normalne, było naprawdę dziwne. Bartosz poczuł się lekko oszołomiony. Czy jej cipka wróci do poprzednich rozmiarów, czy teraz będzie inna?
     – Co z wami się dzieje? – Monika uważnie obserwowała swojego brata. – Bartek, dziwnie się zachowujesz.
     – Moniu, to był tylko długi, zwariowany dzień.
Dariusz przyglądał się, jak jego żona dopija wino i nalewa sobie kolejny kieliszek.
     – Z tym włóczęgą i wszystkim innymi rzeczami.
     – Darku, chcę żebyśmy sprowadzili eksperta od zjawisk nadprzyrodzonych. Czuję, że nasz dom może być nawiedzony.
Sylwia spojrzała na męża łagodnymi, brązowymi oczami.
     – Znowu się zaczyna. – Dariusz ugryzł kurczaka i przeżuł. – Nawet jeśli bym uważał, że to dobry pomysł, to nie mamy pieniędzy na takie pierdoły. No i duchy nie są prawdziwe.
     Sylwię kusiło, by obalić jego zawziętość, opowiadając Dariuszowi o swoich przeżyciach z tego dnia. Mogła rozebrać się przy stole i pokazać mu, co zrobiła jej ta nawiedzona rezydencja. Ale nigdy nie skrzywdziłaby w ten sposób swojego męża. Wybrała inną taktykę:
     – To jest zapisane w Biblii. Wystarczy spojrzeć na księgę Samuela. Król Saul sprowadza wiedźmę z Endor, aby komunikowała się z duchem proroka Samuela i to zadziałało. Duch z nimi rozmawiał.
Wypiła kolejny łyk wina.
     – Znajdę kogoś, kto pomoże nam za darmo. Obiecuję.
     – Twoja własna wiedźma z Endor? – Dariusz czuł, że przegrywa tą dyskusję.
     – Coś w tym stylu. – Sylwia skinęła głową i wypiła drugi kieliszek wina. Nalała sobie trzecią porcję.
     – W porządku. – Dariusz westchnął. – Ale nie chcę, żeby cokolwiek przeszkadzało w naszym remoncie.
     – W porządku. – Sylwia skinęła głową. Mogła opanować sytuację.

***

     Tej nocy Sylwia zamknęła się w gabinecie. Dokonywała przez internet zakupu nowych staników, ale tak naprawdę do końca nie wiedziała, jakiego rozmiaru potrzebowała. Pijana i wyczerpana, czekała, aż jej mąż zaśnie, zanim sama pójdzie spać.
     Dużo później, w ciemności swojej sypialni, rozebrała się do majtek i wślizgnęła się pod kołdrę obok chrapiącego Dariusza. Zastanawiała się co mu powie, kiedy w końcu zauważy jej bardziej kobiece ciało? Czy w ogóle zauważy zmianę, która w niej zaszła?
     Sylwia długo leżała w łóżku, a jej umysł ciągle wracał do głębokiej penetracji przy pomocy ogromnego przyrodzenia Bartosza. Wiedziała, że po tych wydarzeniach już nigdy nie będzie taka sama. Miała jednak nadzieję, że jeśli uda im się egzorcyzmować dom, ona i Bartosz będą mogli powrócić do bardziej normalnego wyglądu. Nie świadomie jej dłoń powędrowała do wnętrza majtek. Po cichu dążyła do osiągnięcia orgazmu, podczas gdy jej mąż chrapał obok niej. Bała się, że ją przyłapie, ale nie mogła się powstrzymać. Po około dziesięciu minutach zadrżała z ekstazy i starała się uspokoić swój oddech, dochodząc do siebie.
     Masturbacja miała dla niej działanie uspokajające. Chwilę później pochłonął ją sen i śniła o oddaniu się jakimś mrocznym stworzeniom. To była dla niej niespokojna noc, rzucała się i przewracała.  

***

     W nocy korytarz był przerażającym miejscem. Oczywiście Bartosz był na tyle dorosły, że ciemność nie powinna go przerażać. I tak było, dopóki Fryderyk Głowacki tego nie zmienił. Teraz wielka rezydencja stała się dla niego wielkim zagrożeniem, gdy po całym dniu, wszystkie światła w niej gasły. Niestety Bartosz musiał się wysikać i jedyny sposób, by dostać się do łazienki, to przejść przez ten ponury korytarz.
     Bartosz zrzucił koc na grzbiet i pokuśtykał przez swój pokój. Światło księżyca skąpało deski podłogowe bladą poświatą. Poprawił swoje bokserki, jedyną rzecz, jaką miał na sobie i zadrżał. Rozejrzał się w obie strony, ale w długim korytarzu nie było nic poza ciemnością. Chciał rzucić się do łazienki, ale jego spuchnięta kostka mu na to nie pozwalała. Powoli przeszedł przez korytarz, włączył światło w łazience i poczuł ulgę. Kiedy skończył, odwrócił się w stronę drzwi łazienki i zamarł. Wciąż trzymał w dłoniach swojego odrętwiałego penisa.
     – Nie cieszysz się, że mnie widzisz Bartoszu?
Luiza stała w holu i spoglądała na niego. Miała na sobie długą białą koszulę nocną i lewą ręką obejmowała swój duży brzuch. Luiza spojrzała na miękkiego penisa.
     – Widzę, że twój lewiatan śpi. Rozumiem, że może być zmęczony. Miał dziś zapracowany dzień.
     – Przepraszam, pani Głowacka.
Bartosz włożył penisa z powrotem do bokserek. Spłukał toaletę i umył ręce przy zlewie.
     – Zaskoczyłaś mnie. Myślałem, że możesz być… nim.
     – Panem Głowackim?
Luiza uniosła brew i konspiracyjnie spojrzała w prawo i lewo.
     – On rzeczywiście szuka, nawet teraz. Ale jego gniew go zaślepia kochanie. Obecnie jest… osłabiony. Nie musisz się go obawiać. – Rozłożyła przed sobą ramiona. – Teraz pozwól mi objąć mojego małego zdobywcę. Mamy wiele powodów do świętowania.
     Bez namysłu Bartosz w końcu posłał jej swój uśmiech i pokuśtykał w jej ramiona. Pomimo chłodnej temperatury jej skóry, czuł się przytulnie jak w domu, przyciśnięty do jej napuchniętych piersi i brzucha. Ścisnął ją mocno i spojrzał w jej wesołe, zielone oczy.
     – Pani Głowacka, zrobiłem to. Nie wiem, czy powinienem, ale to zrobiłem.
     – Dokonałeś tego.
Luiza pocałowała go w czoło i ujęła jego dłoń. Zaprowadziła go z powrotem do sypialni i zamknęła za nimi drzwi.
     – Nigdy nie wstydź się tego, co robisz ze swoją matką, Bartku. Jest to najbardziej naturalna rzecz i przyniesie wam obojgu ocean szczęścia.
Poprowadziła go do łóżka, poruszając się powoli, by nie naciskał zbyt mocno na swoją skręconą kostkę. Usiedli na krawędzi materaca. Spojrzała na obraz na ścianie z wieloma zakrzywionymi liniami i okręgami.
     – Co przedstawia ta ilustracja?
     – Ten plakat? – Bartosz spojrzał na ścianę. – On pokazuje każdą misję poza orbitę Ziemi. Widzisz, to jest Ziemia. To Mars, Jowisz, Saturn i tak dalej.
     – Misje? Chyba nie rozumiem.
Na jej piegowatej twarzy pojawiła się lekka zmarszczka. Tyle było rzeczy w tym nowym świecie, których jeszcze nie rozumiała.
     – Cóż… hm… może mógłbym ci to później wyjaśnić?
Bartosz przyjrzał się delikatnemu łukowi jej kobiecej szczęki i delikatnej, ponętnej szyi.
     – Rozmawialiśmy o mojej mamie?
     – Tak oczywiście.
Smutek zniknął, a białe zęby Luizy ukazały się ponownie, otoczone promiennym uśmiechem.
     – Wykonałeś zadanie godne tej potężnej pałki.
Spojrzała na jego bieliznę i zobaczyła, jak twardnieje jego penis.
     – I nie było to tak męczące, jak myślałam. Wszystko jest dobrze.
     – Więc jesteś zadowolona?
Bartosz odgarnął swoje blond włosy z powrotem na głowę i posłał jej pełne zapału spojrzenie.
     – Czy możemy …?
     Luiza zaśmiała się żwawym, melodyjnym śmiechem.
     – Młodzi mężczyźni myślą tylko o jednym. Ale najpierw pogadajmy. Chociaż cieszę się, że wmanewrowałeś Sylwię Czerwińską do łóżka, trochę niepokoję się twoim zachowaniem, kiedy otworzyła przed tobą swój kwiatek.
     – Co masz na myśli?
Palce jego dłoni zacisnęły się na kocu. Czy zrobił coś złego? Cóż, oczywiście, że zrobił coś złego. Uprawiał seks z matką.
     – Przejmij inicjatywę Bartoszu.
Luiza wyciągnęła rękę i pogładziła jego miękki policzek opuszkami palców.
     – Nie jesteś już tą potulną istotą, którą byłeś. Jeśli będziesz kopulować jedynie za przyzwoleniem, stracisz kobiety na rzecz ogiera z sąsiedniego pastwiska. Rozumiesz? Nie chcesz odgrywać roli wałacha, jak twój ojciec.
     – Poczekaj chwileczkę, on…
Bartosz opadł na łóżko, gdy jej lodowate ręce nacisnęły na jego nagą klatkę piersiową.
     – Ale nie bój się młody.
Luiza podniosła koszulę nocną do pasa i usiadła okrakiem na Bartoszu.
     – Nauczę cię wszystkiego, co musisz wiedzieć. A teraz chwyć mnie za biust.
     – Co? – Bartosz spojrzał na nią zmieszany.
     – Okaż swoją tęsknotę. Weź moje piersi w swoje ręce i szarpnij za nie kochanie.
Uśmiechnęła się do niego słodko, jakby poprosiła go, żeby przyniósł jej lody.
     – Nie powinienem. Nie powinienem był nawet ciągnąć cię za włosy poprzednim razem. To znaczy, chcę, ale wiem, że to nie w porządku.
Bartosz patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.
     – Nie każ mi się złościć.
Twarz Luizy pociemniała, a jej uśmiech zniknął. Nagle wyglądając groźnie, machnęła prawą ręką i otwartą dłonią uderzyła Bartosza w lewy policzek. Odgłos uderzenia rozszedł się po pokoju.
     – Rób, o co cię proszę.
     – Dobrze, pani Głowacka.
Policzek Bartosza płonął. Postanowił nie zawieść ponownie Luizy.
     – W ten sposób?
Sięgnął w górę i pomasował jej piersi, szarpiąc i pociągając. Były tak pełne, jędrne i tak zimne.
     – Widzę, że będę musiała uzbroić się w cierpliwość. Jesteś taką czułą istotą.
Luiza westchnęła, a na jej ustach powrócił delikatny uśmiech. Ciemność zniknęła.
     – Masz narzędzia kochanie. Ale musisz się wiele nauczyć. Będziemy robić małe kroki.
Sięgnęła pod siebie i ściągnęła jego bokserki do ud.
     – Ale nie chcę cię tylko karcić w dzień twej chwały. Możesz otrzymać swoją nagrodę.
Chwyciła jego pulsującego kutasa i wsunęła go do swojej pochwy. Kutas był tak ciepły i wypełniał ją wspaniałym ciepłem.
     – Pozwól, że cię trochę poprowadzę.
Sięgnęła w dół i ujęła jego dłonie w swoje. Położyła jego drobne dłonie na swoich kołyszących się biodrach.
     – Leżałeś tam jak kłoda, podczas gdy twoja matka wykonywała całą pracę. Możesz myśleć, że twoja cudowna pałka wystarczy każdej kobiecie. Ale tak nie jest.
     – Nie chcę… uch… uch… nikogo skrzywdzić.
Bartosz chrząknął, gdy jej zimna cipka zacisnęła się na jego penisie.
     – Nie bój się… oooohhhhhh… Proszę tylko, żebyś mnie w tej chwili mocno chwycił. Kobiety pragną czuć się pożądane.
Luiza przyspieszyła ruch biodrami. Ściągnęła koszulę nocną przez głowę, wystawiając bladą skórę na światło księżyca.
     – Wszystkie kobiety chcą być ugniatane.
Rzuciła koszulę nocną na podłogę. Okrągłe kopce jej piersi i brzucha trzęsły się z wysiłku związanego z ich połączeniem.
     – To dowód dla kobiety, że pragniesz uwolnić dla niej swoją męską naturę. Kontynuuj na mnie swoją praktykę. Teraz.
     – W porządku.
Bartosz usiadł, żeby móc sięgnąć dookoła i ująć jej tyłek. Wcisnął się mocno w jej lodowate ciało i masował każdy pośladek.
     – Taaaak...
Luiza cieszyła się, gdy jego chuda klatka piersiowa napierała na jej ciężarny brzuch. Idealnie do siebie pasowali. Młody dżentelmen i dojrzała dama, oboje u szczytu witalności.
     – Nie potrzebujesz pozwolenia. Zdobądź moje serce poprzez moje ciało, tak jak zrobiłby to jakiś brutal. Bierz co chcesz. Tego pragnie kobieta. Właśnie tego pragnie twoja matka.
     – Ja… hm… hm… rozumiem. Radość Bartosza narastała, gdy blada kobieta falowała na jego udach. Pochylił się do przodu bez pytania i przycisnął usta do chłodu jej piersi. Delikatnie skubnął miękki sutek między zębami.
     – To wszystko kochanie – syknęła Luiza. Ujęła jego głowę w dłoniach, przeczesując palcami jego blond włosy.
     – Bierz… bierz… bierz… wszystko, co oferuję. A potem zmuś mnie do zaoferowania jeszcze więcej.
     – Mmmmmmmmm...
Bartosz ssał sutek, aż  do ust napłynęło mu zimne, słodkie mleko. Wypił odurzający napój. Jego ręce chwyciły mocno jej tyłek, przyciskał ją do swojego penisa przy każdym ruchu jej bioder do przodu.
     Luiza ujeżdżała w ten sposób Bartosza przez dłuższą chwilę. Pomrukiwała i chrząkała, kiedy przesuwał usta z jednej piersi na drugą, spijając jej mleko. W końcu poczuła skurcze w jego udach i biodrach. Był gotowy.
     – Teraz jest… oooohhhhh… Twoja kolej Bartku. Napełnij mnie swoim piekielnym nasieniem.
     Bartosz ledwie słyszał jej słowa, był tak pogrążony w ekstazie trwającej chwili.
     – Aaaaahhhhhhhhhhh...
Spuścił się w cipce zjawy, szarpały nim konwulsje przy każdym wystrzale spermy. Kiedy skończył i świadomość zaczęła do niego powracać, zdał sobie sprawę, że był już przykryty pościelą. Był taki zmęczony. Podniósł głowę i zobaczył, jak nagi rudy duch pochyla się nad nim i całuje go w czoło.
     –  Dobranoc. –  powiedział Bartosz i zamknął oczy.
     – Dobranoc mój książę. – szepnęła Luiza.
     – Obyś ujarzmił wiele kobiet w swoich snach.
Wyprostowała się i uśmiechnęła do chłopca, który zapadał w sen. Ona sama też odpłynęła, znikając z pokoju niczym kurz na wietrze.  

***

     Bliźnięta siedziały w jadalni, jedząc śniadanie przed wyruszeniem do szkoły.
     – Jak kostka? – zapytała Monika między kęsami bajgla.
     – Przeżyję. – Bartosz zatrzymał łyżkę płatków w drodze do ust. – Jak twoja ręka?
     – Przeżyję. – Monika uniosła lekko zabandażowaną dłoń i uśmiechnęła się lekko. – Po prostu nie chcę więcej widzieć tego mężczyzny w cylindrze.
     – Ja też. – Bartosz skinął głową i wziął do ust łyżkę z płatkami. To była prawda.
     Zadzwonił dzwonek do drzwi, odgrywając pierwszych osiem nut z piątej symfonii Beethovena.
     – Otworzę.
Sylwia wyszła z kuchni i przeszła przez jadalnię. Miała na sobie spódnicę i obszerną koszulkę.
     – Wyglądasz… inaczej mamo. – zawołała za nią Monika.
     – Nie bądź niegrzeczna kochanie.
Sylwia uśmiechnęła się do córki. Jej dzisiejszy plan polegał na udawaniu, że nic się nie stało. Udawać, aż uda jej to osiągnąć.
     Bartosz ledwo słyszał, jak Sylwia z kimś rozmawia, gdy otwierzyła drzwi. Kilka minut później wróciła do jadalni, a za nią dwie osoby.
     – Bartoszu i Moniko, poznajcie naszych gości.
Sylwia uśmiechnęła się do swoich dzieci:
     – To jest pan Maxamed Samatar i pani Khadra Samatar.
Sylwia odsunęła się na bok, żeby jej dzieci mogły się przywitać. Maxamed był wysokim mężczyzną o ciemnej skórze, krótkich czarnych włosach w szeleszczącym niebieskim garniturze oraz krawacie. Nie uśmiechał się do bliźniąt. Khadra była niską, szczupłą kobietą, mającą na sobie sukienkę zakrywającą wszystko oprócz dłoni i chustę zakrywającą włosy oraz szyję. Jej cera pasowała kolorem do męża, lecz ona w przeciwieństwie do niego uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając białe zęby.  
     – Witajcie dzieci. – Khadra po kolei skinęła głową każdemu z bliźniąt.
     – Dzień dobry.
Monika odwzajemniła uśmiech i spojrzała na sprzęt, który trzymał każdy z ich gości. Mnóstwo sprzętu elektronicznego trzymali w swoich dłoniach oraz zwisał z ich ramion.
     – Dzień dobry.
Bartosz nigdy wcześniej nie spotkał kobiety w hidżabie, ale widział je w okolicy. Pomyślał, że Khadra jest dość atrakcyjna ze swoją ładną twarzą w kształcie serca. Zastanawiał się, jak wyglądają jej włosy. Ale domyślił się, że o to chodzi w hidżabie.
     – Czy pomagacie przy remoncie?
     – Jesteśmy tutaj, aby… –  Khadra zaczęła coś mówić, ale jej mąż przerwał.
     – Jesteśmy ekspertami w dziedzinie zjawisk paranormalnych.
Twarz Maxameda wyglądała ponuro.
     – Jesteśmy tutaj, aby zbadać i uwolnić wasz dom od wszelkich demonów, które mogą w nim zamieszkiwać. Mam wrażenie, że możemy być potrzebni. Czuję obecność Dhegdheera. Czujesz to Khadra?
     – Nie straszmy dzieci.
Uśmiech Kahdry rozszerzył się jeszcze bardziej, gdy próbowała uspokoić dwójkę młodych ludzi.
     – Nie jesteśmy dziećmi. Mamy po osiemnaście lat.
Monika uniosła brew i spojrzała na Sylwię:
     – O co chodzi mamo?
     – O nic skarbie.
Sylwia podeszła do córki i poklepała ją po ramieniu.
     – Duchy?
Twarz Bartosza zbladła. Nagle zaczął się martwić o Luizę.
     – Jesteście tutaj, aby oczyścić dom z duchów?
     Podczas gdy Bartosz rozmawiał z gośćmi, Monika wstała i nachyliła się do Sylwii.
     – Duchy mamo? To jest dziwne. Nie sądzę, żeby byli nawet chrześcijanami. – szepnęła Monika.
     – Byli wolni. – szepnęła Sylwia do córki, gdy Bartosz zasypywał gości pytaniami.
     – Nie mam nic przeciwko temu, kogo czczą. Chcę tylko, żeby sprawdzili dom. To tylko środek ostrożności.
Sylwia odsunęła się od Moniki i zwróciła się do pokoju.
     – Bliźnięta właśnie wychodzą do szkoły. Czy chcielibyście odłożyć swoje rzeczy?
     – Zostawimy je przy głównych schodach i zaczniemy. Może to nam zająć cały poranek.
Maxamed spojrzał na Sylwię, jakby nie podobało mu się to, co zobaczył.
     – Gdzie jest twój mąż?
     – Jest w zachodniej wieży.
Sylwia przeszła obok swoich gości, kierując się do drzwi od jadalni.
     – Zaprowadzę cię do niego. Po drodze możesz zostawić swoje rzeczy.
Odwróciła się do bliźniąt.
     – Ruszajcie do szkoły.
Następnie wyszła  prowadząc gości tuż za sobą.
     – Nie podoba mi się to wszystko.
Bartosz zmarszczył brwi i spojrzał na puste drzwi.
     – To dziwne, ale kogo to obchodzi.
Monika podniosła swój plecak z miejsca, w którym stał oparty o ścianę.
     – Czy mama wygląda, jakby przybrała na wadze?
     – Może trochę.
     Bartosz powoli wstał i ruszył w stronę swojego plecaka. Nie chciał wychodzić z domu i pozwolić tym ludziom skrzywdzić Luizę. Ale co mógł zrobić?
     – Wygląda dobrze, nie zrozum mnie źle.
Monika nie zauważyła nieobecnego spojrzenia w oczach swojego brata.
     – Martwię się tylko, że ten ruch mógł być dla niej trudniejszy niż zwykle. Przybieranie na wadze jest oznaką…
Monika mówiła, kiedy szli w kierunku frontowych drzwi.
     Poza głosem swojej siostry Bartosz usłyszał szept dobiegający z głębi korytarza. To był słodki głos Luizy.
     – Nie bój się, kochanie –  powiedziała Luiza. – Zmierzyłam się z gorszymi. Będę tutaj, kiedy wrócisz.  
     Bartosz uśmiechnął się i spojrzał na swoją siostrę. Nadal mówiła o wadze. Wydawało się, że nie słyszy już Luizy. Wziął głęboki oddech. Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. Bliźnięta wyszły z domu, aby zdążyć na autobus.

***

     Kiedy Maxamed i Khadra rozpoczęli dochodzenie, Maxamed przeszedł na mówienie po somalijsku. Wiedział, że jego żona woli polski, ale od zawsze sądził, że język ojczysty da im przewagę nad białymi, złymi duchami.
     – Mają mnóstwo książek dla białych ludzi. – powiedział Maxamed w somalii. Przeszukał bibliotekę, trzymając przed sobą detektor pola elektromagnetycznego.
     – Co to są książki dla białych ludzi? – Khadra również mówiła po somalijsku. Była dobrą żoną i starała się robić to, o co ją proszono.
     – Odbieram coś z licznika. Jakieś mocne fale.
Maxamed podszedł bliżej książek i zatrzymał się, gdy jego detektor dotknął książki zatytułowanej „Pierwsza miłość”.
     – To, Khadra, jest książka białych ludzi.
     – Czy to jest?
Khadra zbliżyła się do męża i przeczytała grzbiet książki.
     – To rosyjska...
     – Rosjanie to biali ludzie.
Maxamed wyłączył swój detektor i uważnie przyjrzał się grzbietowi każdej książki w okolicy.
     – Na tym polega problem z tobą, mężu.
Khadra zadrżała pomimo wysokiej temperatury w pomieszczeniu.
     – Dla ciebie zawsze jesteśmy my i oni. Jestem Polką. Też teraz jesteś Polakiem. Teraz jesteśmy po prostu my.
     – Uważaj na język kobieto.
Maxamed wyciągnął „Pierwszą miłość” i zajrzał w szczelinę, której powstała między książkami.
     – Przepraszam.
Khadra spuściła oczy.
     – Jest coś za książkami.
Maxamed zdjął więcej książek z półki i zaczął się przyglądać.
     – Allahu, zmiłuj się.
     – Co to jest?
Khadra zajrzała do szczeliny, który zrobił jej mąż i sapnęła.
     – Jaki zły duch tak się z nas naśmiewa?
     – W mojej torbie są szczypce.
Maxamed przyglądał się, jak jego szczupła żona grzebie w jego torbie.
     – Myślisz, że to ta kobieta? Była ubrana jak nierządnica.
     – Nie. Ona jest niewinna.
Khadra wstała z torbą i szczypcami, które wręczyła mężowi.
     – Spójrz na ten rozmiar. Jaka kobieta mogłaby to w sobie zmieścić?
     – Jak pomieścisz w sobie mój narząd, z pewnością pomieścisz i to.
Maxamed zaśmiał się do siebie.
     – Nie odpowiadaj. To przyrodzenie giganta.
     Khadra nie odpowiedziała, ale zachichotała. Patrzyła, jak jej mąż ostrożnie podnosi to i wkłada do torby.
     – Jakie inne sztuczki ma w zanadrzu ten duch?
     – Zobaczymy.
Maxamed odłożył książki z powrotem na półkę.
     – Zobaczymy...

***

     Badacze zjawisk paranormalnych siedzieli naprzeciwko Dariusza i Sylwii przy stole w jadalni. Spędzili cały poranek, chodząc po domu. Gdzieś w głębi domu zegar wybił południe.
     Khadra przechyliła głowę i nasłuchiwała. To było dziwne, nie pamiętała, aby widziała duży zegar, gdy przeszukiwali dom.
     – Czy możemy zaoferować wam obiad? – Sylwia uśmiechnęła się do pary.
     – Nie, dziękujemy, pani Czerwińska.
W odpowiedzi Maxameda ledwo wykrzywił usta.
     – Wyganianie ze świata złych duchów jest wystarczającą zapłatą. Oczywiście niektórzy decydują się na darowizny na naszą rzecz. Byłoby to bardzo mile widziane.
     Dariusz rzucił Sylwii szorstkie spojrzenie.
     – Przepraszam, panie Samatar. – Sylwia poklepała dłoń Dariusza znajdującą się na stole. – W tej chwili brakuje nam funduszy.
     – Cóż, może kiedy spędzicie trochę czasu w swoim uroczym domu bez towarzystwa duchów, znajdziecie trochę pieniędzy. Zgadza się? – Maxamed skinął głową. – Nasze instrumenty uzyskały wiele anomalnych wyników. Szczególnie interesowała nas biblioteka. Znaleźliśmy przedmioty, które posiadały utrzymujące się ślady istoty.
Maxamed położył na stole kopię „Pierwszej miłości” Sylwii.
     – Czy znacie tę książkę?
     – Tak. – Sylwia skinęła głową i pomyślała o zainteresowaniu Luizy tą powieścią. – To moja książka.
     – Dziwne.
Khadra otworzył książkę i spojrzał na pierwszą stronę.
     – Być może...
     – Może to mało interesujące...
Maxamed przerwał swojej żonie:
     – Znaleźliśmy również ten przedmiot w bibliotece. Muszę was ostrzec, to jest… hm… dla nas niezręczne. – Sięgnął do torby. – Ale tego właśnie pragną duchy. Aby nas zaniepokoić.
Wyciągnął z torby masywne, czarne dildo. Wciąż znajdowało się w przezroczystej plastikowej torbie. Położył je na stole.
     Oczy Dariusza rozszerzyły się, ale nic nie powiedział.
     – Hm… hm… – wyjąkała Sylwia. Jakim sposobem wróciło do biblioteki? – Ja… nigdy wcześniej tego nie widzieliśmy.
     Khadra uważnie przyjrzała się Sylwii. Czy to w końcu jej fallus? Khadra nie mógł sobie wyobrazić tej niewinnej kobiety przyjmującej w siebie coś takiego. Poprawiła chustkę i starała się oczyścić swe myśli.
     – Dokładnie jak myślałem.
Maxamed skinął głową z powagą.
     – Te złe duchy uwielbiają sztuczki. Zlikwidujemy to dla was.
     – Dziękujemy. – Dariusz spojrzał na żonę.
     – Zrobiliśmy symbole ochrony solą na podłodze biblioteki, w głównym salonie i w pokoju chłopca na piętrze. – powiedział Maxamed. – Zabezpieczyliśmy również kominki. Wszędzie tam, gdzie nasze czujniki wykryły aktywność. Proszę nie przeszkadzać narysowanym symbolom.
     – Czy to naprawdę konieczne? – Dariusz westchnął.
Nie mógł uwierzyć, że jego żona skłoniła go, by się na to zgodził.
     – Jak najbardziej konieczne.
Ciemne usta Maxameda zacisnęły się. Nie lubił być przesłuchiwany.
     – Ostatnią rzeczą do omówienia jest zamknięty pokój przy głównych schodach. Musimy uzyskać do niego dostęp.
     – Nie mamy klucza. – Dariusz wzruszył ramionami. – W końcu do tego dojdziemy. Z pierwotnego planu domu wynika, że był to jakiś rodzaj salonu. Nieco mniejszego niż pozostałe salony.
     – Nie sądzę, aby to była prawda. – Maxamed powoli pokręcił głową. – To mi się nie podoba. Umieszczę bardzo silny symbol ochronny przed tymi drzwiami. Za tydzień wrócimy, by odświeżyć nasze symbole. Jeśli drzwi zostaną do tego czasu otwarte, byłoby bardzo dobrze dla wszystkich.
     – Pewnie.
Dariusz dojdzie do tego, kiedy przyjdzie na to czas.
     – Skończymy teraz z twoim domem.
Khadra posłała im swój łagodny uśmiech i wstała.
     – Za tydzień wrócimy. Zachęcamy do rozważenia w tym czasie darowizny, abyśmy mogli kontynuować naszą nieocenioną pracę. – Maxamed zebrał swoje rzeczy i stanął obok żony.
     – Cóż pomyślimy o tym. – Julie też wstała.     – Dziękujemy.
Maxamed skinął głową i para wyszła z jadalni.
     – Co to za przekręt – szepnął Dariusz.
     – Uspokoili mi nerwy kochanie.
Sylwia poklepała Dariusza po ramieniu.
     – Może przekażemy im niewielką darowiznę, kiedy wrócą.
     – A jak to się, Sylwio, stało, że to wielkie czarne przyrodzenie znalazło się w bibliotece? Myślałem, że to wyrzuciłaś.
Dariusz wstał nagle, bardzo zdenerwowany, że jego żona używała tego potwora za jego plecami.
     – To nie byłam ja.
Sylwia spojrzała mu w oczy z całkowitą szczerością.
     – Nie wiem, jak to się dostało do biblioteki.
     – Ok dobrze.
Zabawne było to, że Dariusz uwierzył swojej żonie. Nie położyła tego tam. Może dom był nawiedzony, a może lunatykowała. Cokolwiek się działo, Dariusz chciał, aby jego lista projektów nie była tak długa. Nie chciał, aby jego rodzina spędziła więcej czasu w tej rezydencji, niż było to konieczne.

***

     Bartosz wpadł przez frontowe drzwi zaraz po szkole. Jego siostra wciąż podążała za nim chodnikiem.
     – Mamo?
Wszedł do sieni i rozejrzał się. Coś przyciągnęło jego uwagę po lewej stronie. Coś białego na podłodze przed zamkniętymi drzwiami. Podszedł i spojrzał w dół. Na podłodze białą solą narysowany był dziki ptak ze strzałą w szponach.
     – Co to jest? – Monika podeszła do swojego brata i spojrzała w dół.
     – To uwolni nas od problemu z naszym małym duszkiem. Podobno.
Dariusz zszedł po schodach i spojrzał na swoje dzieci.
     – W domu jest kilka takich symboli. Nie niszczcie ich, a nie zmierzycie się z gniewem waszej matki.
     – To dziwne tato. – Monika spojrzała na swojego ojca.
     – Zgadzam się. W niedzielę porozmawiam o tym z proboszczem. – Dariusz dotarł na sam dół schodów. – Do tego czasu nie sprzątaj z solnych obrazków. Nikogo nie skrzywdzą.
     – Jasne tato. – powiedziała Monika.
     – Pewnie.
Bartosz nie odrywał oczu od symbolu. Dopóki nie zobaczy ponownie Luizy, będzie się martwił. Powiedziała mu, że wszystko będzie dobrze, ale tego rodzaju symbolika wydawała się… cóż, Bartosz nie był pewien, ale z pewnością te znaki uczyniły więcej, niż się spodziewał.
     Bartosz pozwolił swojej siostrze odejść, aby odrabiała lekcje, a jego tata wrócił do pracy w głębi domu. Wędrował po domu i odnalazł więcej symboli w bibliotece oraz przed kominkami w swoim pokoju i głównym salonie. Znalazł również swoją mamę biegającą na bieżni w piwnicy. Zamarł, kiedy zobaczył, jak jej szerokie biodra i piersi podskakują przy każdym kroku. Nawet w obszernej koszulce i luźnych szortach wyglądała wspaniale.
     – Cześć, mamo.
     – O, witaj, skarbie.
Sylwia spojrzała na niego przez ramię i przyłapała go na wpatrywaniu się w jej tyłek. Nie przypominała sobie, aby Tomek spoglądał na nią w taki sposób, kiedy był nastolatkiem. Z drugiej strony nigdy nie robiła nieprzyzwoitych rzeczy z Tomaszem. Zarumieniła się i ponownie odwróciła głowę do przodu.
     – Czy tata mówił ci o symbolach?
     – Tak, mamo.
     – Powinniśmy być teraz spokojni i wolni od Głowackich. Wszystko wróci do normy.
Sylwia zmarszczyła brwi i wcisnęła przycisk, żeby zatrzymać bieżnię. Jeśli wszystko miało wrócić do normy, dlaczego jej ciało nadal było tak cholernie kształtne? Odkąd zawarła ten układ, opierała się kupowaniu nowych ubrań w ciągu dnia, ale wkrótce będzie musiała nabyć kilka nowych staników. Biedne piersi bolały ją i wylewały się ze sportowego stanika pod koszulą. Może potrzebowałaby też nowych spodni. Nie mogła teraz nawet zmieścić się w żadnych z jej starych dżinsów.
     – Mam nadzieję, że nie.
Bartosz zdał sobie sprawę, że wciąż ma na sobie plecak. Wyśliznął się z niego i opuścił go przy schodach.
     – Co masz na myśli?
Bieżnia zatrzymała się i zapiszczała. Sylwia musiała się jej przyjrzeć, biegła ze średnim tempem czterech minut i czterdziestu-czterech sekund na kilometr. Nie biegała w taki sposób, odkąd była nastolatką w liceum.
     – Ci państwo Samatarowie wydawali się bardzo profesjonalni. Myślę, że możemy to wszystko już za nami.
Chwyciła ręcznik i wytarła spoconą twarz.
     – Pani Głowacka nam pomaga, mamo.
Bartosz zmniejszył dystans między nimi. Czuł jej pot z odległości kilku stóp. Pachniała świeżą, surową energią. Kochał to.
     – A skoro mowa o pomocy, potrzebuję pomocy z moim…
     – Nie ma szans, Bartku.
Sylwia stała do niego plecami, ręcznik wciąż przykrywał jej twarzą.
     – Odkąd Samatarowie zrobili swoje, odczuwam trzeźwość umysłu. Myślę, że to, co zrobiliśmy, było bardzo złe. Może powinniśmy usiąść i porozmawiać o…
Sylwia wciągnęła powietrze, czując, jak jego ręce suną po jej biodrach.
     – Co robisz?  
     – Przyjąłem kilka rad, mamo.
Bartosz sięgnął do Sylwii i wbił palce w przód jej miednicy. Przyciągnął ją do tyłu, do twardego penisa w swoich spodniach.
     – O Boże – szepnęła Sylwia. – On jest naprawdę twardy, prawda?
     – Tak, mamo.
Bartosz poruszył biodrami i otarł się o tył jej spodenek. Jego dłonie powędrowały do góry i objęły jej piersi przez koszulę i sportowy stanik. Ten poziom asertywności nie wydawał się naturalny, ale nie chciał być wałachem, jak powiedziała Luiza.
     – Możesz znowu po prostu użyć swoich piersi. Nie musimy uprawiać seksu.
     – Nie mogę…
Sylwia zamknęła oczy. Cała jej uwaga skupiła się na tym goliacie przyciśniętym do jej tyłka.
     – Nie potrafię jasno myśleć. Pomyślałam, że moglibyśmy odejść… od tego… ale…
Ręce jej syna były tak silne, gdy ugniatały jej piersi. Wyraźnie czuła, jak bardzo jej pragnął. Jego własną matkę. W myślach błagała niebiosa o pomoc. Odwróciła się w jego ramionach i spojrzała w dół, na jego delikatne niebieskie oczy.
     – Nie tutaj, kochanie. W każdej chwili ktoś może zejść po tych schodach.
     – Kocham cię, mamo.
Bartosz pochylił się i delikatnie skubnął jej miękką, pełną dolną wargę. Jego język wszedł do jej ust i wkrótce zaczęli się całować.
     – Mmmmmmmm...
Sylwia też chciała mu powiedzieć, jak bardzo go kocha, ale nie chciała przerwać ich pocałunku. Jej dłonie poruszały się wokół jego ramion, gdy on obmacywał i masował jej plecy. Całowali się przez dłuższy czas. W końcu się odsunęła.
     – Nie tutaj, powiedziałam.
Wzięła go za rękę i poprowadziła w stronę drzwi do części piwnicy, gdzie znajdowała się pralka, suszarka i inne urządzenia mechaniczne. Zauważyła, że nadal chodził lekko utykając, ale wydawał się być w znacznie lepszym stanie. Wyglądało na to, że kostka goiła się bardzo szybko. Otworzyła drzwi, zapaliła światło i weszli do niewykończonego pokoju. Zamknęła za nimi drzwi.
     – Dzięki, mamo. Naprawdę doceniam twoją pomoc.
Bartosz ściągnął bieliznę wraz ze spodniami i zostawił je na betonowej podłodze. Podszedł do pralki i podciągnął się, aby usiąść na górze. Zdjął koszulę i rzucił ją na podłogę. Jego kutas wyróżniał się dumnie, a ciemnofioletowa głowa kołysała się lekko na boki wraz z podwyższonym pulsem.
     – Tutaj?
     – Tak.
Sylwia chciała nawiązać kontakt wzrokowy ze swoim synem, ale jej wzrok był przyciągany przez  potwora między jego nogami. Ściągnęła koszulę, a potem sportowy stanik. Przeszedł ją dreszcz, gdy jej spocone piersi były wystawione na chłodne powietrze piwnicy. Podeszła do swojego syna.
     – Jest w tobie coś czarującego, Bartku. Nigdy nie myślałam…
Zatrzymała się przed pralką i chwyciła jego penisa.
     – Po prostu nigdy nie sądziłam....
Jej ręce głaskały go w górę i w dół.
     – Jesteś taka piękna.
Oczy Bartosza przesunęły się od pełnych piersiach Sylwii, z ich dużymi, różowymi sutkami i małą otoczką, do zahipnotyzowanego wyrazu jej ładnej twarzy.
     Wkrótce Sylwia pochyliła się w talii, otulając przyrodzenie syna swymi piersiami. Wykonała tę czynność tak, jak robiła to z nim wcześniej, trzymając dłoń na zewnątrz każdej piersi, przyciskając je do siebie, posuwając w górę i w dół. Splunęła na tę fioletową głowę dla nawilżenia. Zerknęła na twarz Bartosza. Wnioskując po jego wyrazie twarzy, domyśliła się, że stała się całkiem dobra w tej czynności.
     – Co za grzeczny chłopiec –  szepnęła.
Nie miała przy sobie ręcznika, żeby zebrać jego nasienie. Cóż, przypuszczała, że będzie musiała to wszystko połknąć. Nic poza tym nie mogła zrobić. Zaspokajała go w ten sposób przez ponad dziesięć minut.
     – W ten sposób… uh… hm… nie dojdę... mamo.
Twarz Bartosza była czerwona, chrząkał, ciężko pracując nad tym, aby powstrzymać orgazm.
     – Czy mogę go znowu… w ciebie włożyć?
     – Żadnego seksu, Bartku.
Sylwia potrząsnęła głową ciągle przyglądając się, jak potworny organ przesuwa się między jej piersiami.
     – Nie zamierzam ponownie zdradzać twojego ojca. Czy możesz sobie wyobrazić, co by zrobił, gdyby się dowiedział?
     – Tak, on by oszalał.
Bartosz nie wspomniał, że myślał, że jego tata prawdopodobnie oszaleje, jeśli przyłapie swoją żonę na robieniu ich synowi dobrze cyckami. Bartosz rozważał kłamstwa, które byłyby dobrą wymówką.
     – Czy mogę po prostu włożyć chociaż sam koniec? Proszę?
     – Powiedziałem nie.
Sylwia spojrzała w jego słodką twarz. Widziała, jak pot ścieka mu z czoła.
     – Bez marudzenia. Powinieneś być szczęśliwy, że robię to dla ciebie.
     – Jestem.
Bartosz położył ręce na ramionach mamy. Czuł, jak pracują jej drobne mięśnie, gdy poruszała piersiami w górę i w dół rękoma.
     – Przepraszam.
Próbował skupić się na rozkoszowaniu się Hiszpanem. W końcu było to cudowne samo w sobie.
     W tym momencie Luiza zeszła boso po schodach do piwnicy. Jej sukienka z trenem ciągnęła się za nią. Miała rude włosy upięte na środku, a modny mały kapelusik przypięty tuż obok koka. Weszła do piwnicy i spojrzała w lewo.
     Jeden z tych upiornych symboli oświetlał ją bladą zielenią z podłogi przy kominku. Ten przedstawiał prymitywną żabę trzymającą trójząb. Luiza podeszła do tego stwora i próbowała unicestwić żabę, rozprowadzając sól stopą. Ale stwierdziła, że nie może jej dotknąć. Skrzyżowała ramiona i zmarszczyła brwi. Symbol żaby wydawał się na nią spoglądać. Dlaczego wydawało to z siebie ten chorobliwy blask? Luiza odwróciła się od symbolu i cicho przeszła przez piwnicę. W końcu pokaże tym Samatarom gdzie ich miejsce. Ale najpierw musiała pomóc Bartoszowi.
     Drzwi do niedokończonej połowy piwnicy otworzyły się bezgłośnie i do środka weszła Luiza. Słyszała śliską wilgoć piersi Sylwii, gdy próbowała doprowadzić syna do końca. Luiza napotkała spojrzenie Bartosza, zamykając za sobą drzwi, ale Sylwia była zbyt zajęta gapieniem się na jego wierzchowca, by zauważyć jej przybycie. Luiza uśmiechnęła się do Bartosza i przyłożyła palec do różowych ust, prosząc o ciszę. Następnie przeszła po podłodze, aż znalazła się tuż za Sylwią.
     – Jesteś już blisko?
Ramiona Sylwii były zmęczone.
     – Prawie.
Bartosz obserwował, jak Luiza osuwa się na kolana za jego matką, tuląc w ramionach spuchnięty brzuch.
     – O.
Sylwia drgnęła i przestała pieścić Bartosza piersiami.
     – Coś zimnego na plecach. Ohhhh...
Sylwia zadrżała i poczuła, jak jej szorty wraz z majtkami opadają na podłogę.
     – W jaki sposób?
Sylwia próbowała się odwrócić, ale Bartosz zacieśnił uścisk na jej ramionach i trzymał ją twarzą do siebie.
     – To pani Głowacka – szepnął Bartosz.
     – O nie. Miała być… ooooohhhhhhh....
Jednym ruchem te zmarznięte dłonie rozłożyły nogi Sylwii i podciągnęły jej pośladki do góry, tak by była bardziej zgięta w talii. Potem przeszedł przez nią szok przyjemności, gdy coś niesamowitego stało się z jej pochwą.
     – Co ona robi?
Ale Sylwia wiedziała. Czuła te lodowate dłonie, po jednej na każdym pośladku. Wiedziała również, że lodowata rzecz wijąca się wzdłuż jej warg sromowych to język innej kobiety. Po raz drugi w życiu i drugi raz w ciągu dwóch dni ktoś uprawiał z nią seks oralny.
     – Mamo, to niesamowite, ona robi ci minetę.
Bartosz mógł po prostu zobaczyć kapelusz Luizy i jej idealnie ułożone włosy zza tyłka swojej matki.
     – Język… Bartoszu… uh… hm… nie… – Sylwia zamilkła.
Jej ręce opuściły jej cycki i chwyciły penisa syna. Opuściła usta i umieściła jego głowę w swoich ustach. Gdy przepływała przez nią przyjemność, której doznawała z tego lodowatego języka, podskakiwała głową krótkimi ruchami na przyrodzeniu syna.
     Po kilku minutach Luiza wycofała się z wnętrza Sylwii i wstała.
     – Jest już gotowa. Zeskocz stamtąd.
     – W porządku.
Bartosz wyciągnął swojego kutasa z ust mamy i zsunął się z pralki. Stał obok dyszącej matki, która położyła ręce na krawędzi maszyny i próbowała się skupić.
     – Masz zwierzęce narzędzie Bartku...
Luiza rozłożyła trochę bardziej nogi Sylwii i opuściła jej biodra, żeby Bartosz mógł ustawić się w jednej linii od tyłu.
     – ...więc weź ją jak zwierzę.
Luiza klepnęła Sylwię w tyłek i cieszyła się dźwiękiem, który rozbrzmiewał w pokoju.
     – Tylko końcówka?
Bartosz stanął za matką i spojrzał na jej szerokie biodra i wspaniały blady tyłek.
     – Dość już tych bzdur chłopcze.
Następnie Luiza klepnęła Bartosza w mały tyłek.
     – Weź ją tak, jak chcesz.
     – Nadchodzę, mamo.
Bartosz ustawił swojego penisa w różowych wargach cipki. Czysty preejakulat wymieszał się z wydzielinami Sylwii.
     – Nie sądzę, żebyśmy… uuuuugggghhhhhh...
Mięśnie Sylwii doznawały skurczu, gdy centymetr po centymetrze wślizgiwał się w jej wnętrze. Chwyciła krawędź pralki tak mocno, jak tylko mogła. Potwór jej syna był kluczem, a ona idealnie dopasowanym zamkiem. Zostali stworzeni, aby tacy być.
     – Bądź… delikatny. – poprosiła.
     – Nie bądź delikatny.
Luiza oparła się o suszarkę i obserwowała parę. Cóż za czyste piękno widzieć tę bogobojną matkę oddającą się własnemu synowi.
     – W porządku.
Bartosz złapał Sylwię za biodra i mocno ją przytrzymywał. Kiedy dotarł już do samego końca, wycofał się większą część i wsunął się z powrotem. Patrzył, jak fale rozprzestrzeniają się na tyłku Sylwii i słuchał jej pochrząkiwania. Wpychał się w nią raz po raz. Na początku bez wyraźnego rytmu, ale potem z każdym gwałtownym pchnięciem wpadał w przewidywalne metrum. Bartosz powstrzymywał swój orgazm, chciał już zawsze orać swoją mamę w ten sposób. Widział boki jej piersi kołyszące się pod nią, oraz drobne mięśnie na jej plecach napinające się i rozluźniające z każdym wchłoniętym pchnięciem.
     – Ja... ja... ja zaraz ... zaraz ... zaraz sprawisz, że... oooooooohhhhhhhh...
Sylwia nie miała zbyt wysokiego głosu, ale brzmiała wręcz operowo, gdy osiągała orgazm, machając przy tym głową na boki.
     – Jej włosy kochanie. Chwyć jej włosy. – Luiza klaskała w dłonie, kibicując im.
     – Czujesz się… tak… dobrze… mamo.
Bartosz puścił jej biodro prawą ręką i chwycił w garść pęk brązowych włosów Sylwii. Odciągnął ją do tyłu, tak że spojrzała w sufit i wygiął ją w łuk.  
     – Och… och… nikt… nikt… nie…
Sylwia traciła rozum. Bartosz miał nad nią całkowitą kontrolę. Dochodziła raz po raz, kiedy brał ją tak, jakby był jej właścicielem. W głębi umysłu wiedziała, że to nie był już słodki chłopiec, którego wychowała. Że ten dom, ta Luiza, miała na niego wpływ i go uwiodła. Ale w tej chwili nie mogła zmusić się, by przejmować się czymkolwiek. Chciała tylko pozwolić mu używać siebie, tak jak tego potrzebował.
     – Zbliżam się… jestem blisko.
Uścisk Bartosza mocniej zacieśnił się na jej włosach. Spojrzał w dół, aby zobaczyć, jak groteskowo rozciągnięta była jej cipka wokół jego penisa.
     – Nie w środku.
Sylwia zadygotała podczas kolejnego orgazmu. Czuła, jak tryska z pochwy. O nie, znowu wytrysnęła. Drugi raz w życiu. Zanim poczuła jakikolwiek wstyd, orgazm porwał jej umysł.
     – Niesamowite...
Bartosz spojrzał w dół, gdy betonowa podłoga, jego nogi i jego penis zostały nagle pokryte płynem. Nawet z dodatkowym nawilżeniem nadal była taka ciasna. Spojrzał na Luizę ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
     – To tylko powódź na dole. To znaczy, że to lubi. A teraz posłuchaj swojej matki, Bartku. – Luiza przytaknęła stanowczo. – Nie w środku.
     – Tak.
Oczywiście. Jak Bartosz mógł kiedykolwiek rozważać spuszczanie się we własnej matce? Wszystko zmieniało się tak szybko.
     Luiza pochyliła się do przodu i szepnęła mu do ucha:
– Zaczekaj aż sama o to poprosi. Pewnego dnia będzie o to błagać. Nie chcemy żadnej regresji, prawda?
     Bartosz nie mógł uwierzyć, że Sylwia kiedykolwiek mogła błagać o jego spermę. Ale z drugiej strony kazał jej pochylić się nad pralką, więc wszystko było możliwe. Wyszedł z matki, a Luiza złapała jego penisa zimnymi dłońmi. Bartosz spojrzał na jej blade palce, na pierścionek z podwójnymi brylantami, gdy Luiza doprowadzała go do końca.
     – To jest… aaaaaaahhhhhhhhhhh...
Bartosz puścił włosy swojej mamy, krzycząc, spuścił się na tyłek Sylwii i na jej plecy. Pokryły ją grube strugi spermy.
     – Bartku, Bartku, Bartku – mruczała Sylwia. Zwiesiła głowę i poczuła, jak gorące bryzgi sięgają jej łopatek. Było tego tak dużo. Kiedy skończył, Sylwia wyprostowała się i odwróciła. Zjawa zniknęła. Objęła syna, tuląc jego głowę do górnej części lewej piersi. Jego wciąż twardy penis wsunął się ciasno między jej uda.
     – To było… niesamowite.
Bartosz ujrzał plamy tańczące przed jego oczami.
     – Tak, takie było.
Sylwia mocno ścisnęła jego szczupłą sylwetkę.
     – Przez całe życie nie wiedziałam, że tak może być. Wydałam cię na świat, a ty dałeś mi to.
Przycisnęła uda razem ściskając między nimi jego penisa.
     – Co teraz zrobimy?
     – Runda druga?
Bartosz z nadzieją spojrzał w jej miękkie, brązowe oczy.
     – Nie ma mowy.
Sylwia odepchnęła go. Czuła, jak sperma spływa po jej plecach.
     – Twój ojciec i siostra są w domu.
Jej oczy odzyskały nieco ostrości.
     – Mam na myśli... Boże.... Oni są teraz w domu, a my jesteśmy w takim stanie. I prawie zapomniałem, że Tomek z Eweliną przyjdą dziś wieczorem na obiad.
Rozejrzała się po podłodze w poszukiwaniu swoich ubrań i zauważyła mokrą plamę, którą zrobiła na betonie przed pralką.
     – Tomek?
Bartosz zmarszczył brwi. Nie zdawał sobie sprawy, że napatoczy się jego brat. To sprawiło, że lekko otrzeźwiał. Nienawidził swojego brata, ale kochał swoją mamę. Widział zmartwienie w jej oczach.
     – Czego ode mnie potrzebujesz?
     – Pomóż mi posprzątać i się ubrać.
Sylwia podeszła do kosza i pochyliła się, żeby zajrzeć do środka.
     – Najpierw znajdę coś, w co się wytrzemy. Oboje będziemy potrzebować prysznica. Później możesz mi pomóc przy kolacji. W porządku?
     – Jasne mamo.
Bartosz spojrzał na jej okrągły tyłek, kiedy pochyliła się nad koszem. Sposób, w jaki jej cycki zwisały przed nią, był tak zachęcający. Ale był dobrym synem. Nie wziąłby jej ponownie, jakkolwiek kuszące to było. Pomógłby jej posprzątać i się przygotować.
     – Jestem do twoich usług.

1 komentarz

 
  • Użytkownik obi

    Czekam z niecierpliwością na otwarcie pokoju ☺

    14 maj 2021