Nawiedzona Rezydencja (XVIII)

Nawiedzona Rezydencja (XVIII)Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     Chód chodnikiem przed rezydencją mógł być zdradliwy, trzeba było ostrożnie stąpać po betonowych płytach pokrytych lodem. Khadra uważała jak stąpa, ostrożnie stawiając obute stopy, gdy szła w kierunku rezydencji Czerwińskich. Śnieg zasłonił złowieszczy obraz tego miejsca. Pod białym kocem znajdował się spadzisty dach i wieże szczytowe. Spojrzała na dom przyozdobiony lodowatą fasadą i mocniej otuliła się płaszczem.
     Nie planowała, by przybyć w to miejsce. To był dom, który zniszczył jej kamień marzeń i zmusił ją do kopulacji na oczach jej szalejącego z zazdrości męża. Minęły tygodnie, odkąd zniknął Maxamed, a ona musiała coś zrobić. Cokolwiek, a to miejsce było najbardziej dynamicznym punktem zwrotnym w jej życiu. Przynajmniej tak podpowiadał jej rozum.
     Chwyciła starą żelazną poręcz i weszła po kilku stopniach do drzwi. Spojrzała na swój samochód zaparkowany na odśnieżonym podjeździe. Śnieg dookoła domu odbijał popołudniowe promienie słońca. Odwróciła się do drzwi i nacisnęła dzwonek. Wewnątrz zagrało osiem pierwszych dźwięków z piątej symfonii Beethovena, rozbrzmiewając zza drzwi wydawały się stłumione i złowieszcze.
     Khadra odczekała chwilę. Poprawiła hidżab i podciągnęła rękawiczki. W końcu drzwi się otworzyły i stanęła w nich Sylwia, ubrana w długą, prostą sukienkę, w której wyglądała olśniewająco. Mimo wszystkich kłopotów, jakie ten dom spowodował Czerwińskim, Sylwia wyglądała na bardziej pełną życia, niż Khadra kiedykolwiek ją widziała.
     – Cóż za niespodzianka. Witaj, Khadro.
Sylwia uśmiechnęła się i szeroko otworzyła drzwi.
     – Minęło trochę czasu. Wejdź.
     – Witam, pani Czerwińska.
Khadra weszła, ale nie zamknęła za sobą drzwi, mimo zimna, które odczuwała.
     – Mów mi Sylwia, kochanie.
Sylwia stała cierpliwie czekając, aż Khadra wyjaśni powód swojej wizyty.
     – Dobrze, Sylwio.
Khadra zaczęła przebierać rękawiczkami.
     – Mam nadzieję, że ty i Maxamed czujecie się dobrze.
Sylwia wyjrzała przez drzwi za Khadrą i zobaczyła inną kobietę mozolnie kroczącą chodnikiem. Kobieta miała na sobie długi, puszysty płaszcz, szalik i wełnianą czapkę. Sylwia nie potrafiła stwierdzić, kto krył się pod tym płaszczem, ale mogła stwierdzić, że z pewnością była to kobieta, gdyż miała na nogach buty na obcasach. Sylwia się domyśliła, że to nie był nikt z jej znajomych.
     – Właściwie to zaginął.
Khadra zadrżała. Jej uwagę zwrócił zamknięty pokój po drugiej stronie wielkiej sieni.
     – Zaginął?
Sylwia cofnęła się jeszcze bardziej, gdy nowy gość wchodził po schodach.
     – To straszne. Co się stało?
     – Nie wiem. Nie wiem nawet, po co tu dzisiaj przyjechałam. Ja… – Pukanie do otwartych drzwi przerwało Khadrze.
     – Tak mi przykro, Khadro. Naprawdę współczuję.
Sylwia ze współczuciem położyła dłoń na ramieniu małej, ciemnoskórej kobiety, po czym zwróciła swoją uwagę na nowego gościa.
     – Dzień dobry, Sylwio.
Elwira odwinęła szalik z twarzy i weszła do domu.
     – Pani dyrektor Halicka. Cóż za niespodzianka.
Sylwia gestem zaprosiła ją do środka.
     – Wejdź.
     Khadra odsunęła się na bok, by wpuścić Elwirę. Nie odrywała oczu od zamkniętego pokoju.
     – Mów mi Elwira.
Elwira rozejrzała się za wieszakiem na ubrania.
     – Nie widziałam cię ostatnio w kościele, Sylwio.
     – Byliśmy zajęci domem. Ale nie martw się, On nadal jest częścią naszego życia.
Sylwia wyciągnęła rękę.
     – Pozwólcie, że wezmę wasze ubrania.
Kobiety rozpięły suwaki i wręczyły jej okrycia wierzchnie, a w przypadku Elwiry również kapelusz i szalik. Dyrektor miała na sobie żakiet ze spódnicą i grube rajstopy. Sylwia podeszła do szafy i powiesiła trzymane w rękach rzeczy.
     – Khadro, to jest Elwira. Elwiro, Khadra. Więc, Elwiro, co mogę dla ciebie zrobić?
     Elwira skinęła głową Khadrze, ale mała, ciemnoskóra kobieta nie odwzajemniła jej skinienia. Khadra był zbyt zajęta gapieniem się na drugą stronę sieni.
     – Przyszłam tutaj, aby porozmawiać z tobą o Bartoszu.
     – Ma jakieś kłopoty?
Sylwia uśmiechnęła się, jakby to był jakiś żart. W końcu zamknęła drzwi, odcinając się od zimna i zwróciła się ku swoim gościom.
     – O wilku mowa.
Bartosz i Monika przechodzili razem korytarzem i zatrzymali się, gdy zobaczyli kobiety stojące przy drzwiach wejściowych.
     – Cóż, właściwie to Bartosz był… – Elwira próbowała wytłumaczyć powód swojej wizyty, ale Khadra jej przerwała.
     – Krew.
Khadra wskazała na zamknięty pokój. Spod drzwi, kałuża krwi rozlewała się po drewnianej podłodze.
     – Kreeew...
Wskazywała bardziej gorączkowo.
     Wszyscy spojrzeli w kierunku wskazanym przez Khadrę, ale nikt inny nie spostrzegł niczego dziwnego.
     – Co się dzieje? – Zapytała Elwira.
     – Khadra, wszystko w porządku?
Sylwia podeszła do Khadry.
     – Kreeeeeww...
Khadra cofnęła się o krok i przez chwilę się chybotała, a potem osunęła się na bok. Sylwia złapała ją pod ramiona.
     – Co to za zamieszanie?
Dariusz szedł korytarzem, wycierając z rąk smar.
     – Musiałem znowu wymienić ten przeklęty zawór w piwnicy. Czy możesz w to uwierzyć?
     – Pomóż mi, Darku. – Sylwia spojrzała na męża. – Ona zemdlała.
     – Co? Ona? Znowu?
Ale pośpieszył korytarzem i pomógł żonie podnieść bezwładną kobietę.
     – Zabierzmy ją do sypialni dla gości.
     Bartosz i Monika stali w wejściu na korytarz z otwartymi ustami.
     – Pomogę... – powiedział Bartosz.
     – Nie.
Sylwia spojrzała na swoje dzieci.
     – Wydaje mi się, że dyrektor Halicka przyszła tutaj z twojego powodu, bądź dobrym gospodarzem i zostań z nią, dopóki nie zajmiemy się Khadrą. Pomogła Dariuszowi wnieść Khadrę po schodach.
     – Monia, przydałaby mi się twoja pomoc.
     – Dobrze, mamo.
Monika poszła za nimi na górę.
     Kiedy zniknęli na piętrze, Bartosz spojrzał na Elwirę.
     – Więc, pani Halicka, czy mogę zaproponować coś do picia?
Odwrócił się i prowadził ją do kuchni.
     – Nie, dziękuję.
Elwira podążała za osiemnastoletnim uczniem.
     – W porządku.
Kiedy powiedziała „nie”, Bartosz zmienił kierunek na główny salon.
     – O co chodzi?
Elwira podążyła za nim do wielkiego pokoju z dużym, starym kominkiem. Pozwoliła mu usiąść na kanapie i stanęła tyłem do paleniska, z rękami opartymi na biodrach.
     – Co się z tobą dzieje, młody człowieku? Kiedyś byłeś takim dobrym uczniem, a teraz słyszę dziwne opowieści od Arka. Dość szalone opowieści. – Uniosła brew.
     – O nie. – Bartosz zauważył, jak palenisko kominka obraca się za jej plecami, ukazując ciemną otchłań tajnego przejścia.
     – O nie, to prawda. Opowiada mi naprawdę dziwne historie o twoim lubieżnym zachowaniu. W co nigdy bym nie uwierzyła, gdyby nie wszystkie inne dziwne rzeczy. Czy te wizyty lekarskie, rzeczywiście nimi są?
Elwira poczuła lekki powiew na twarzy. Boże, ten stary dom był pełen przeciągów.
     – Nie.
     – Czy to wszystko, co jesteś w stanie… powiedzieć?
Zerwał się wiatr. Teraz naprawdę dął, niemalże popychając ją do tyłu.
     – Co to ma być?
Odwróciła się, by spojrzeć za siebie, tuż przed tym, jak jej pięty straciły podparcie i czarna, ziejąca dziura, w miejscu paleniska pędziła jej na spotkanie.
     – Nie.
Uświadomiła sobie, że leci w powietrzu. Ułamek sekundy później straciła przytomność.
     Wiatr ucichł, a Bartosz obserwował dziurę, która zasysała jego dyrektorkę.
     – Więc to jest ten problem, o którym mówiłaś?
Rozejrzał się po pokoju, ale nie otrzymał odpowiedzi.
     – Mam ją przekonać?
Gdzieś w domu zegar wybił piątą godzinę.
     – Dobra – mruknął, wstał i poszedł za Elwirą do sekretnego przejścia.

***

     – Gdzie ja jestem?
Elwira zamrugała i otworzyła oczy, usiadła i rozejrzała się dookoła. Leżała na małym łóżku w małym pokoiku wyłożonym boazerią. Na zewnątrz, w szarym świetle dnia, leniwie padał śnieg. Bartosz siedział na ławce stojącej pod oknem. Miał śnieg na nogawkach dżinsów i skarpetkach. Miał też śnieg w swoich blond włosach i na rękawach podkoszulka. Elwira widziała topniejące, śnieżne ślady stóp prowadzące od solidnie wyglądających drzwi do ławki na której siedział Bartosz.
     – Nie wiem.
Bartosz spojrzał na nią z troską na twarzy.
     – Wszystko w porządku?
     – Ja… – Elwira się obejrzała. Wciąż miała na sobie żakiet, który był suchy. Brakowało tylko jej torebki. – Nie mam torebki.
     – O... –  Bartosz powoli skinął głową. – Więc, nie jest tak źle, biorąc pod uwagę...
     – Biorąc pod uwagę co?
     – Biorąc pod uwagę, że jesteśmy w domku w szczerym polu, bez żadnych dróg, które dałoby się zauważyć i z tylko tym kominkiem jako źródłem ciepła.
     Elwira po raz pierwszy zwróciła uwagę na ryczący ogień w kamiennym palenisku.
     – Co zrobiłeś?
     – Nic nie zrobiłem.
Bartosz skulił ramiona i wyjrzał prze okno. Kiedy wychodził na zewnątrz, nie zaszedł zbyt daleko odziany jedynie w to co miał aktualnie na sobie. Ale zaszedł wystarczająco daleko, by się przekonać, że są sami, gdziekolwiek się znajdują.
     – Kłamiesz.
Elwira rozejrzała się po pokoju, podbiegła do drzwi i otworzyła je. Na zewnątrz był prawie metr śniegu. Wyszła na zewnątrz i zatrzasnęła za sobą drzwi.
     Piętnaście minut później wróciła do środka, szczękając zębami i obejmując się ramionami. Zrzuciła bezużyteczne obcasy i podeszła do ognia. Z jej żakietu i rajstop spadał śnieg na szorstką drewnianą podłogę. Wyciągnęła ręce, żeby je rozgrzać.
     – Co się z nami stało?
Nie spojrzała na swojego nastoletniego ucznia.
     – Nie wiem?
Bartosz powiedział prawdę, ale nie wyjaśnił jej tego, co wiedział.
     – Kiedy spałaś, znalazłem paczkę jedzenia na śniegu przed drzwiami.
Bartosz skinął głową w stronę blatu i szafek, które służyły w domku jako aneks kuchenny. Na ladzie leżał zamrożony kawałek mięsa, marchewki i ziemniaki.
     – Nie ma bieżącej wody. Brak elektryczności. I widziałaś wychodek na zewnątrz.
     – Zostaliśmy tu porwani i porzuceni.
Elwira rozejrzała się po małej chatce. To był tylko jedno pomieszczenie ze stołem, krzesłami, małym łóżkiem, kuchnią, kominkiem i wielkim oknem, w którym siedział Bartosz.
     – Mój mąż będzie mnie szukał.
     Bartosz wzruszył ramionami. Nie sądził, że jej mąż ich znajdzie.
     – Jestem głodny. Myślę, że powinniśmy na tym coś przyrządzić.
Bartosz wskazał na rożen, ruszt i patelnię przy palenisku.
     – Wiesz, jak tego używać?
     – Nie.
Jej żołądek zaburczał. Skrzywiła się, patrząc na prymitywny sprzęt.
     – Dobra, może spróbuję to rozgryźć.
Bartosz podszedł do kominka.

***

     Dyrektorka i uczeń niewiele rozmawiali przez kilka następnych dni. Elwira przez większość czasu siedziała ponuro, oparta o parapet. Bartosz zastanawiał się, jak najlepiej wykorzystać swój pobyt w chatce. Całkiem dobrze wyszło mu pieczenie mięsa i wymyślił, w jaki sposób używać patelni na rozżarzonych węglach.
     Każdego dnia w tajemniczych okolicznościach przed drzwiami ich drzwi pojawiała się nowa paczka z prowiantem. W szufladzie znalazł dwie szczoteczki do zębów, pastę do zębów oraz szczotkę do włosów, więc przynajmniej mieli podstawowe środki higieny. Aby uzyskać wodę, Bartosz topił śnieg w dzbanku. Próbował nakłonić Elwirę, by dołączyła do niego przy stole podczas posiłków, ale mało jadła. Kiedy przemawiała, rozważała jak jej dzieci i mąż radzą sobie bez niej i wyrażała swoją wiarę, że w każdej chwili zostanie uratowana.
     W pomieszczeniu chatki nie było zbyt wiele rozrywki. Tylko jedna stara książka rosyjskiego pisarza o chłopcu zakochanym w starszej pani. Elwira przeczytała ją kilka razy. Była dobrze napisana, ale ile razy można czytać tę samą historię?
     Gdyby nie jego ciągła praca, Bartosz byłby bardzo znudzony. Każdej nocy Bartosz sypiał na parapecie przy oknie, pozwalając Elwirze zająć łóżko. Zasypiał, marząc, że jest z powrotem w domu z matką. Często budził się w środku nocy i masturbował się, spuszczając się pod kocem.
     Elwira słyszała, co Bartosz robił w środku nocy. Starała się to ignorować. W końcu był nastolatkiem i ledwo panował nad swoim ciałem.
     Wycieczki w śnieg w samych skarpetkach nie były zabawne, ale Bartosz codziennie wychodził, aby zbierać drewno na opał, przynieść pakiet prowiantu i oczywiście korzystać z wychodka. Elwira nie zaoferowała ze swojej strony żadnej pomocy.
     Czwartego dnia śnieg przestał padać. Widzieli, że znajdują się w górach, w szczycie długiej, wąskiej doliny otoczonej wiecznie zielonymi roślinami. Było pięknie, ale też beznadziejnie. Bartosz wiedział, że musi jakoś przekonać Elwirę do zawarcia umowy, ale Luiza się nie pojawiała i tak naprawdę nie wiedział, co zrobić z tą oporną kobietą. Oboje się do siebie przyzwyczaili, więc może kąpiel sprawi, że wszystko się jakoś potoczy. Wyszedł na zewnątrz z dużą miską wyjętą z szafki i zebrał śnieg. Potem wrócił i zaczął wszystko organizować. Po lewej stronie kominka znajdował się wyłożony kafelkami kwadrat, który opadał do małego odpływu. Pomyślał, że to do suszenia mokrej odzieży po przyjściu z polowania, czy coś. Posłużyłoby ono jako miejsce do kąpieli.
     – Śmierdzę, więc wezmę kąpiel.
Bartosz spojrzał na Elwirę, kiedy siedziała i wyglądała przez okno.
     – Prawdopodobnie tobie też przydałaby się kąpiel. Zgadza się?
Obserwował ją uważnie. Nie zdjęła tego żakietu, odkąd  się tam znaleźli.
     – Znalazłem mydło w paczce z wczorajszej nocy. A w jednej z tych szuflad jest szczotka do włosów. Więc …
     – Zwariowałeś, jeśli myślisz, że zamierzam się rozebrać na oczach jednego z moich uczniów.
Elwira rozejrzała się po pokoju. Nie było tutaj żadnej prywatności.
     – Wypiorę też nasze ubrania.
Bartosz uśmiechnął się przyjaźnie. Powoli się rozebrał i ułożył ubrania na podłodze.
     – Jeśli masz zamiar to zrobić, zrób to na zewnątrz.
Elwira starała się nie patrzeć na chudego osiemnastolatka, ale jej wzrok padł na duże wybrzuszenie w jego bieliźnie. Czy ten zdeprawowany chłopiec coś tam włożył?
     – Przepraszam, ale nie mogę. Zamarznę.
Bartosz ściągnął bieliznę i wypuścił na zewnątrz miękkiego penisa. Zwisał i kołysał się, gdy się poruszał. Wszedł na płytki, wziął garść śniegu i zaczął czyścić pachy.
     – Och, mój – szepnęła Elwira. Jej uczeń był jakimś dziwadłem. Jego miękki kutas był dłuższy niż twarde przyrodzenie jej męża. Podniosła rękę do ust i patrzyła, jak Bartosz się obmywa.
     Kiedy Bartosz prawie kończył, zauważył wyraz zachwytu w ładnych, brązowych oczach Elwiry. Krew napłynęła do jego penisa. No cóż, tego właśnie chciała Luiza. Prawda?
     – Rzuć mi koc, to też będę musiał wyczyścić.
     – Co jest z tobą nie tak?
Elwira nie poruszyła się, jej lewa ręka nadal zakrywała usta w szoku. Jej wzrok był skupiony na jego penisie, gdy powoli rósł, odstając od ciała. Chłopiec miał penisa brutalnego ogra.
     – Nic na to nie poradzę.
Bartosz odwrócił się do niej i stanął przy ogniu, jego czyste ciało wciąż lśniło od topniejącego śniegu, a jego około trzydziesto-centymetrowy penis sterczał dumnie w kierunku Elwiry.
     – Musisz wiedzieć, że chłopcy w moim wieku cały czas stają się twardzi. Mam na myśli, że jesteś dyrektorką liceum, prawda?
     – Mówię o rozmiarze. To… nie w porządku.
     – Jestem po prostu większy niż większość.
Bartosz spojrzał w dół. Jego penis był jak wyrzeźbiony, pokryty krzyżującymi się żyłkami, a głowa przybrała barwę fioletu i była nabrzmiała. Wyglądał naprawdę wspaniale.
     – Dobry Boże.
Elwira wyciągnęła spod siebie koc i rzuciła go Bartoszowi.
     – Dziękuję.
Bartosz podniósł go i zaczął prać koc oraz swoje ubrania, jego kutas czasami przeszkadzał mu w pracy. Kiedy skończył, wziął miskę i nago wyszedł za drzwi, aby zebrać więcej śniegu. Wrócił, drżąc, na swoje miejsce przy ognisku.
     – Teraz twoja kolej.
     – Nie ma mowy.
Elwira potrząsnęła głową i skrzyżowała ramiona.
     – Dobrze, ale w końcu będziesz potrzebować kąpieli.
Bartosz podszedł do łóżka i usiadł. Złapał swojego penisa obiema rękami i powoli go pompował.
     – Co robisz? – W głos Elwiry wkradła się panika.
     – Sposób, w jaki na mnie patrzysz, bardzo mnie podniecił.
Bartosz spojrzał na nią w jej brudnej spódniczce. Była ładną kobietą, tylko trochę pulchną.
     – Nie mogę się zaspokajać tylko raz dziennie. Wygląda na to, że tutaj utknęliśmy. Nie chcę zbytnio narzucać ani nic w tym rodzaju, ale muszę to zrobić, skoro już zacząłem. – pomyślał, że Luiza byłaby z niego dumna.
     – Przestań.
Elwira próbowała odwrócić wzrok, ale stwierdziła, że nie może oderwać oczu od masturbującego się nastolatka. Nie mogła uwierzyć, jak daleko w górę i w dół musiały wędrować jego ręce. Cholera, na penisie jej męża, nie było miejsca nawet na dwie dłonie.
     – Jestem twoją dyrektorką i mówię ci, żebyś przestał.
     – Naprawdę… przepraszam...
Bartosz przyspieszył, jego oczy wędrowały po całym odzianym ciele Elwiry.
     – ...ale nie mogę.
     Jedynymi odgłosami w małej chatce były trzask kominka, stukot dłoni Bartosza na jego penisie i jego ciche pomruki. Tak to trwało przez dłuższy czas.
     – Więc… dobrze… hm… uch… dochodzę.
Bartosz poczuł znajomy przypływ przyjemności, gdy jego jądra się skręciły.
     – O Boże.
Elwira widziała, jak jego masywne jądra pulsowały, gdy uwalniały z siebie nasienie, które wystrzeliło z jego penisa i wzbiło się w powietrze, opadając z powrotem na Bartosza i jej łóżko.
     – Jest tego tak dużo – szepnęła Elwira pod nosem.
Dotarło do niej, że między nogami jest nieprzyjemnie mokra. Kiedy ostatnio widziała masturbującego się mężczyznę? Może podczas jej miesiąca miodowego, a to i tak nie było nic takiego. To jak porównanie Toyoty do Ferrari. Kiedy skończył pompować, klatka piersiowa, brzuch i uda Bartosza były pokryte spermą. Czuła ją z drugiego końca pokoju, wyraźny, przejrzały zapach, jak jakiś nieodkryty tropikalny owoc. Ten zapach ją oczarował. Elwira odwróciła się i wyjrzała przez okno.
     – Świetnie… teraz znowu muszę się myć… twoje koce.
Bartosz powoli wstał, ciężko oddychając.
     – I siebie.
Podszedł do topniejącego śniegu w swojej misce i zabrał się do mycia. Kiedy to robił, przyłapał Elwirę jak ukradkiem spoglądała na jego miękkiego penisa. Cóż, to był dopiero początek.

***

     W ciągu następnych kilku dni Bartosz gotował, sprzątał i doglądał ognia. Zdecydował również, że biorąc pod uwagę reakcję Elwiry na jego penisa, może się zaspokajać, kiedy tylko zechce. Kilka razy dziennie robił sobie przerwy w obowiązkach, żeby sobie zwalić. Elwira często protestowała i mówiła mu, żeby przestał. Ale zawsze przyglądała się mu przerażonym, głodnym wyrazem oczu.
     W końcu jej własny odór stał się zbyt silny. Ustąpiła i zrobiła sobie śnieżną kąpiel przy palenisku. Kazała Bartoszowi obiecać, że będzie odwrócony przez cały czas. Bartosz zgodził się i wyglądał przez okno. Było późny wieczór i ogień rzucił na Elwirę wystarczająco dużo światła, by jej odbicie było widoczne w szybie. Widział, że miała lekko pulchną sylwetkę, szerokie biodra i duży tyłek, które razem okładały się w kształt litery V, obfite piersi i odrobinę krągłości na brzuchu. Bartosz uważał, że wygląda absolutnie pięknie.
     Kiedy skończyła kąpiel na stojąco, dokładnie wyczyściła ubranie, powiesiła je do wyschnięcia i owinęła się kocem. Gdy tylko wyschły jej ubrania, włożyła ten sam szary żakiet i wróciła do cichego siedzenia, podczas gdy Bartosz zajmował się ich potrzebami.
     Odtąd oboje kąpali się codziennie.

***

     – Zaczynam myśleć, że nikt nas nie szuka.
Elwira siedziała przy oknie i spoglądała na dolinę poniżej.
     – Może kiedy nadejdzie wiosna, będziemy mogli wyruszyć w wędrówkę.
Odwróciła się i spojrzała podejrzliwie na obcasy rzucone w najdalszy kąt pomieszczenia.
     – Co do tego...
Bartosz wstał i podszedł do jednej z szuflad w kuchni. To był pierwszy raz, kiedy wyraziła swoje wątpliwości co do ratunku. Bartosz na to czekał.
     – Ktokolwiek podrzucał nam paczki, zostawił tę notatkę kilka dni temu.
Wyjął z szuflady podartą kartkę papieru i podszedł do Elwiry. Notatka została napisana węglem na podartym, brązowym papierze. Wręczył notkę Elwirze.
     – Nie możesz odejść... – przeczytała głośno Elwira. – ...dopóki nie dasz i nie weźmiesz mrocznej przyjemności. Jedno od drugiego.
Spojrzała na Bartosza szeroko otwartymi oczami.
     – Jak myślisz, co to oznacza? – Bartosz dokładnie wiedział, co to znaczy.
     – Chodź, usiądź obok mnie, Bartoszu.
Drżącymi dłońmi Elwira odłożyła kartkę i poklepała siedzisko obok siebie.
     – Czy jesteś tego częścią? Czy to jakiś okropny, żart nastolatków?
     – Jesteśmy tu od tygodni, pani Halicka. – Bartosz starał się nie kłamać. – Czy zrobiłbym coś takiego? To znaczy myję się w śniegu i gotuję w kominku… od tygodni. Tęsknię za moją mamą.
     – Przepraszam. Masz rację. – Elwira przygryzła dolną wargę. – Po prostu… przy twoim rozmiarze… musisz cały czas robić sobie dobrze… a teraz ta notatka… i to, co Arek o tobie opowiadał… to wszystko jest bardzo dziwne.
     – Nie zaplanowałem tego wszystkiego.
     – Wierzę ci, kochanie.
Elwira poklepała go po udzie i westchnęła.
     – Zastanawiam się, czy mój kochany Romek myśli, że nie żyję.
Westchnęła ponownie i wyjrzała przez okno, myśląc o swoim mężu.
     – Więc co zrobimy z notatką?
Bartosz patrzył, jak jej klatka piersiowa unosi się i opada. Zauważył, że jej żakiet był luźniejszy niż wtedy, gdy tutaj trafili.
     – Nic.
Elwira nadal trzymała dłoń na udzie Bartosza. Poruszyła palcami i poczuła szorstki materiał jego dżinsów.
     – Chcą, żebyśmy zgrzeszyli, Bartoszu i nie damy im tej satysfakcji.
     – Oh...
Bartosz rozgrzał się, czując na sobie jej dłoń. Od tak dawna nie dotykała go kobieta.
     – Cóż, więc odejdziemy na wiosnę.
     – Zgadza się. Elwira skinęła głową. To był jedyny rozsądny pomysł.

***

     Tygodnie zamieniły się w miesiące, a para spędzała swoje odosobnione życie w domku. Nie było widać oznak wiosny. Opady śniegu przychodziły i mijały, ale odwilż nie nadchodziła. Elwira zrezygnowała z części swojej skromności, wieszając spódnicę i żakiet przy drzwiach, których używała tylko wtedy, gdy odważyła się wyjść na mróz. Pozwoliła, by bluzka zwisała na jej tyłku, więc przynajmniej młody mężczyzna nie mógł zobaczyć zbyt wiele z tego, co ujawniały jej rajstopy.
     Elwira zaczęła bardziej pomagać w chatce. Od czasu do czasu wychodziła, przedzierała się przez śnieg i przynosiła drewno na opał ze stosu przy drzwiach wejściowych. Czasami gotowała, ale tak łatwo było spalić jedzenie w ogniu paleniska. Musiała przyznać, że Bartosz był lepszym kucharzem niż ona.
     Kiedy Bartosz się masturbował, już nie protestowała. Był chłopcem z potrzebami, a Elwira potajemnie korzystała z każdej okazji, by zobaczyć jego wielką, młodzieńczą męskość. Na jego widok znów poczuła się młoda. W nocy, kiedy słuchała jego pochrząkiwań, podczas masturbacji, często pozwalała swojej dłoni opadać pod swoje rajstopy i majtki, by masować łechtaczkę tak cicho, jak to możliwe. Elwira usilnie walczyła by myśleć o swoim mężu, kiedy się dotykała, ale trudno jej było przypomnieć sobie, jak wyglądał jego penis. Widziała jak Bartosz się masturbował już tyle razy, że obraz jego gigantycznego penisa został wyryty w jej umyśle.

***

     – Pomyślałem.
Bartosz stał przy ognisku, jak co dzień obmywając się śniegiem. Jego szczupła, naga sylwetka kontrastowała z wystającym przed nim długim, twardym kutasem.
     – Nie sądzę, że wyjdziemy stąd, dopóki nie zrobimy tego, co jest zapisane w notce. Może… – Dokładnie przemyślał swoje słowa. – ...gdybyśmy patrzyli na siebie nawzajem, byłby to rodzaj mrocznej rozkoszy, a potem mogliśmy odejść. Widziałaś już, jak robię to milion razy. Musisz tylko odwzajemnić przysługę.
     – Ale nie mogę pozwolić ci zobaczyć mnie nago. I…
Elwira była właśnie po kąpieli i praniu swojego odzienia. Siedziała owinięta kocem na łóżku, podczas gdy jej ubrania schły, obserwowała uważnie nastoletnie ciało Bartosza. Zarumieniła się na myśl o dotykaniu się przed nim.
     – Nawet nie robiłam tego przed Romanem.
     – Chcesz zobaczyć swojego męża, Zgadza się?
Bartosz skończył szorowanie i odwrócił się, żeby ogrzać płomieniem swoje chłodne plecy.
     – Na pewno chcę zobaczyć moją rodzinę. W tym momencie oczywiste jest, że nigdy nie wyjdziemy, dopóki nie zrobimy tego, co mówi ta notatka. Mroczna rozkosz.
     – Nie mogę.
Elwira spojrzała na niego pod kątem. Jej mokre, brązowe włosy opadały bezwładnie na ramiona.
     – Nawet nie chciałbyś widzieć mnie nago.
     – Tak, chciałbym.
Bartosz podszedł do parapetu i usiadł naprzeciw niej po drugiej stronie małego pomieszczenia. Chwycił swojego penisa i powoli pompował.
     – Moim zdaniem jesteś piękna.
     – Naprawdę?
Elwira zarumieniła się.
     – Od dłuższego czasu nikt mi tego nie powiedział.
Jej źrenice rozszerzyły się, gdy patrzyła, jak Bartosz się zaspokajał.
     – Więc, w porządku. Tylko po to, żebyśmy mogli wrócić do domu.
Zsunęła się na skraj łóżka i usiadła ze stopami na podłodze twarzą do Bartosza. Opuściła koc i ostrożnie rozłożyła nogi.
     – Naprawdę jesteś bardzo przystojny, Bartoszu.
Sięgnęła w dół i delikatnie dotknęła warg sromowych, przesuwając palcami w górę i w dół.
     – To znaczy jak na licealistę.
     – Dziękuję, pani Halicka.
Bartosz spoglądał na nią. Jej piersi wisiały na jej klatce z lekkimi rozstępami u góry, miała duże, ciemne otoczki z grubymi sutkami. Jej brzuch był w większości płaski. Najwyraźniej straciła na wadze, odkąd tu przybyli. Między nogami miała całkiem okazały brązowy zarost.
     – Może włóż palec?
     – W porządku. – Skinęła nieśmiało głową i włożyła do cipki lewy palec wskazujący.
     – O mój...
Czy kiedykolwiek była tak podniecona? Co jej zrobili ci porywacze?
     – Jeśli oboje… dojdziemy… czy pozwolą nam odejść?
     – Może.
Bartosz patrzył, jak Elwira się w to wkręca. Jej oczy leniwie przymknęły się, a oddech stał się płytki. Oboje masturbowali i obserwowali się przez dłuższy czas.
     – Bartoszu… to się… stanie.
Elwira szybko poruszała lewą ręką, a prawą pocierała łechtaczkę.
     – Czy  ty też... jesteś… już blisko? – Jej głos piszczał.
Pot ściekał pomiędzy jej drżącymi piersiami.
     – Tak… zróbmy to w… w tym samym czasie.
     – Będziesz musiał… się pospieszyć… Bartoszu.
Dłonie Elwiry szalały pocierając jej pochwę.
     – Aaaaaaahhhhhhhhhhh...
Chciała zamknąć oczy i pozwolić, by porwał ją orgazm, ale nie mogła przegapić orgazmu Bartosza. Więc obserwowała go przez ciężkie powieki, gdy warknął dochodząc.
     – Ooooooohhhhhhhhhh, Baaartooooooszzz... – pisnęła.
Sperma wydobywająca się z jego męskiego penisa była taka podniecająca. Jego miękkie, niegrzeczne pomruki, które początkowo tak ją denerwowały, teraz rozpalały głębokie pragnienia.
     Oboje obserwowali się nawzajem z przeciwległych końców pokoju, gdy dochodzili do siebie po przeżytych orgazmach. W końcu Bartosz wstał i wziął kolejną kąpiel.
     – Myślisz, że to zadziałało?
Elwira zdała sobie sprawę, że nadal siedzi z szeroko rozwartymi nogami i je złożyła. Znowu przykryła się kocem.
     – Myślę, że będziemy musieli poczekać i się przekonać.
     Ale nie zabrano ich z chatki. Obudzili się następnego dnia i zajęli się swoimi rutynowymi czynnościami. Tylko, że tym razem, kiedy nadszedł czas na kąpiel, najpierw spróbowali ponownie masturbować się przed sobą. Potem dodali wspólną masturbację do swojej codziennej rutyny. Wciąż śnieg otaczał dom. Paczki z jedzeniem były dostarczane każdej nocy. Nie byli nawet o krok bliżej powrotu do domu.

***

     Minął tydzień. Pod koniec dnia Bartosz i Elwira masturbowali się przed sobą, tak jak robili to ostatnio wiele razy. Tym razem Elwira siedziała na parapecie okna, a Bartosz siedział na skraju łóżka.
     – Mam… pomysł… pani Halicka.
Bartosz wstał i przeszedł przez pokój, cały czas masując swojego penisa. Usiadł obok Elwiry, a ona skuliła się, kiedy ich kolana się zetknęły.
     – Nie tak… blisko, Bartoszu.
Pomimo jej dyskomfortu, Elwira nadal pieściłą swoją pochwę.
     – Myślę, że musimy… pójść trochę dalej.
Bartosz poczuł się teraz komfortowo z niegdyś przerażającą kobietą. Zwłaszcza w ciągu ostatnich kilku dni, kiedy mógł cieszyć się udręczonym wyrazem jej twarzy za każdym razem, gdy miała orgazm. Odjął jej prawą dłoń od łechtaczki i położył ją na głowie swojego penisa. Wciąż trzymała dwa palce lewej dłoni w cipce. Następnie sięgnął w dół lewą ręką i masował jej mały guziczek drobnymi kółkami.
     – Ludzie, którzy napisali list, chcą, żebyśmy… posunęli się dalej – szepnął jej do ucha.
     – Oooooohhhhhhhhh... –  Elwira zadrżała.
Nikt nigdy nie dotykał jej tak umiejętnie. Ani jej mąż, ani jej chłopak z liceum. W jakiś sposób jeden z jej uczniów był mistrzem w zajmowaniu się jej pochwą. Jej oczy mrugały spazmatycznie, ramiona drżały, a z gardła wydobywały się bardzo niewłaściwe dla kobiet odgłosy. Elwira osiągnęła orgazm dotykana przez młodego mężczyznę. Jej dłoń mocno ścisnęła jego męskość, gdy przeżywała ekstazę, a potem automatycznie zaczęła ją głaskać, gdy dochodziła do siebie.
     – Musimy dawać sobie nawzajem mroczne przysmaki, prawda?
Bartosz przeniósł mokrą dłoń z jej cipki do piersi. Potoczył jej tłusty sutek między palcami i rozkoszował się jej cichym piskiem, który wydobył się z jej ust. Jego ręka opuściła jej piersi i przesunęła się za jej szyją, jego palce sięgnęły do jej brązowych włosów. Próbował wyobrazić sobie, jak Luiza go dopinguje. Tego właśnie by chciała. Lekko nacisnął tył głowy Elwiry i powoli pchnął ją w dół.
     – Nie mogę.
Elwira spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Wyraz twarzy chłopca wydawał się skonfliktowany w tej chwili, ale dłoń z tyłu jej głowy była wystarczająco pewna siebie. Jej twarz zbliżała się coraz bardziej do jego penisa. Jej lewa ręka opuściła pochwę i przesunęła się, aby dołączyć do prawej ręki na tym niewiarygodnie grubym przyrodzeniu.
     – Nie mogę. Mój mąż… mmmmmmppppppphhhhhhhhh...
Następnie głowa tego potężnego penisa rozciągnęła jej wargi wdzierając się do wnętrza jej ust. Nagle zaczęła oddychać przez nos i kiwała głową na tym potworze. Elwira spędziła lata zdobywając przewagę nad niesfornymi uczniami, przechytrzając ich swoją pewnością siebie, wiarą i perswazją. Ale teraz jeden z jej uczniów całkowicie podważył jej autorytet i małżeństwo, sprawiając, że znów poczuła się jak nastolatka. Dała Bartoszowi najbardziej niechlujnego i chciwego loda, jakiego kiedykolwiek robiła, uwielbiając moc zawartą w jego penisie i nacisk jego dłoni z tyłu jej głowy.
     – Spuszczę się… w twoje gardło… pani Halicka.
Bartosz zadrżał.
     – Ugh… ugh… uuuuuggghhhhhhhh...
Zalał jej usta spermą.
     – Ggggggggpppphhhhh...
Elwira była zdumiona ilością odwagi, jaką dysponował ten chłopiec. Zakrztusiła się i podniosła się z niego, tylko po to, by poczuć ciśnienie uderzające w jej twarz, gdy spryskał ją spermą. Och, co by teraz pomyślał o niej biedny Romek? Była zaskoczona, jak bardzo polubiła smak gorącej, słonej masy, nawet gdy wypluwała ją z ust. Otaczał ją teraz ten piżmowy, tropikalny zapach, do którego Elwira była przyzwyczajona wąchając go z drugiego końca pokoju. Zamglona odchyliła się do tyłu. Potem ręce Bartosza znów były na niej, chwytając ją i ugniatając. Pragnienie, które wyrażał palcami, sprawiło, że zadrżała.
     – To było naprawdę… świetne.
Bartosz zdjął pognieciony koc z siedzenia przy oknie i rzucił go na podłogę przed kominkiem.
     – Tak będzie lepiej.
Podszedł do koca i pociągnął za sobą oszołomioną kobietę. Położył się plecami na podłodze, pociągnął ją na siebie cipką nad swoją twarzą i głową nad jego penisem. Bartosz wyciągnął ręce i chwycił jej kształtny tyłek obiema dłońmi i przyłożył swoje usta do jej cipki. Po jej zaskoczonym krzyku mógł stwierdzić, że nikt wcześniej nie robił jej minetki.

***

     W ciągu następnego tygodnia Elwira zrobiła więcej lodów niż w ciągu dwudziestu lat małżeństwa. Na początku wypluwała, ale w ciągu kilku następnych dni zaczęła połykać jego nasienie. Dzień lub dwa później nauczyła się brać go prawie do połowy gardła. Pod koniec tygodnia robiła mu loda trzy razy dziennie. Zaspokajał ją oralnie niezliczoną ilość razy. Nie miała żadnego punktu odniesienia do tego okresu rozpusty. Jak mogli się nudzić w tej chacie? Teraz wydawało się, że w ciągu dnia nie ma wystarczająco dużo czasu na wykonanie obowiązków domowych i wzajemną przyjemność.
     Nie było zaskoczeniem dla Elwiry, gdy któregoś dnia po tym, jak Bartosz zrobił jej minetę, próbował jej go włożyć. Po tym pierwszym lodziku wiedziała, że to nieuniknione. Jej wola oporu słabła i zanikała z każdym kolejnym orgazmem.
     – Tylko końcówka.
Bartosz znajdował  się między jej nogami na łóżku.
     – Notatka wymaga, abyśmy poszli dalej.
Byli nadzy, tak jak przez większość dnia od jakiegoś czasu.
     Elwira spojrzała między swoje piersi na ciężkiego, kołyszącego się potwora zbliżającego się do jej cipki.
     – Chcę, Bartoszu.
Elwira zapomniała o notatce. Tak bardzo była zgorszona. Robiła te rzeczy teraz, ponieważ chciała. Nie dlatego, że musiała.
     – Ale on nie będzie pasować. Po prostu nie jesteś… naturalny… nnnnnnnnnniiieeeee...
Spojrzała w dół na swoją biedną pochwę, gdy wślizgiwała się do jej wnętrza głowa penisa. Widziała jak jest atakowana przez to drapieżne przyrodzenie i nie stawiała oporu.
     – Jest w środku...
Bartosz poruszył lekko swoimi smukłymi biodrami i wbił się w nią o centymetr.
     – Jest naprawdę ciasno, pani Halicka.
     – Rozciągasz… Bartoszu. O Boże, rozciągasz... mnie. – Praktycznie wykrzyczała te słowa.
     – Jeszcze... odrobinę.
Bartosz obserwował grymas na jej twarzy. To było takie seksowne widzieć, jak stara się go przyjąć. Dostał się mniej więcej do połowy jej wnętrza, a potem nie było mowy o czymkolwiek więcej.
     – Utknął.
     – Och, Bartoszu. Och, Bartosz. Och, Bartoszu – zagruchała Elwira.
Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała w jego niebieskie oczy.
     – To boli… ale… to także… takie... przyjemne. Jestem pełna.
I była. W połowie było wszystko, co mogło się w niej zmieścić.
     Sfrustrowany Bartosz marzył o pojawieniu się Luizy i przedstawieniu jej propozycji. Potem sam próbował sobie przypomnieć te słowa.
     – Więź, pakt, podpisany kontrakt... – powiedział Bartosz. – ...zapłaciliśmy i otrzymaliśmy, a diabeł wziął swój dług. Wszystko, czego potrzebujemy od ciebie, to twoja… hm… zgoda.
     – Co?
Elwira zmarszczyła brwi, słysząc te słowa, a potem zacisnęła zęby, gdy to wielkie przyrodzenie pchnęło jej malutką pochwę.
     – Po prostu zaakceptuj umowę i będzie pasować.
     – Potrzebuję tego… żeby pasował.
Nawet nie myśląc o tym, na co się zgadza, zgodziła się. Jakie to miało znaczenie? Wszystko stanęło na głowie, odkąd kilka miesięcy temu przeszła oblodzonym chodnikiem do domu Czerwińskich.
     – Zgadzam się.
W jednej chwili jej cycki, pochwa oraz biodra zdawały się płonąć, a dziwny czerwonawy blask wypełnił pokój.
     – Aaaaaaahhhhhhhh... Pomóż mi!
     – Zrozumiałem.
Bartosz wiedział, co robić. Wyciągnął z niej penisa, podniósł ją z łóżka i wyniósł frontowymi drzwiami na śnieg. Położył ją na plecach i pocierał śniegiem po jej rosnących piersiach. Jeszcze trochę krzyczała, ale mógł stwierdzić, że gorąc już zelżał. Wziął garść śniegu i przycisnął go do jej cipki. Krwistoczerwony blask przygasł po kilku minutach. Elwira osunęła się na śnieg, wyczerpana, jej zmiana była kompletna. Bartosz podniósł ją, zaniósł z powrotem do wnętrza i rzucił na łóżko. Rozłożył jej nogi i wsunął swojego penisa w jej mokrą cipkę.
     – Oooohhhhhhhhh... Co się stało?
Elwira poczuła, jak jej cycki kołyszą się na piersi, gdy Bartosz posuwał ją długimi, powolnymi pchnięciami. Spojrzała na swoje piersi. Dziwnie się poruszały. Były cięższe i zdecydowanie większe. Kiedy skupiła się na widoku pomiędzy nogami, zobaczyła, że długi penis znika całkowicie z każdym ruchem bioder Bartosza.
     – Ooooohhhhh… wchodzi do… końca. To naprawdę… taaaaak...
Chata, miesiące spędzone z dala od rodziny, dziwne okoliczności, pożar, który ją chwilowo pochłonął, zostały wymiecione z jej umysłu. Pozostało tylko skupienie się na niesamowitym doznaniu, jakie stworzył jego penis. Musiała parzyć się z tym młodym mężczyzną. Chciała, aby jej pożądał. Pragnęła dawać mu to, czego od niej oczekiwał.
     – Wygląda pani… tak… pięknie… pani Halicka.
Bartosz przez długi czas posuwał ją na łóżku. Dochodziła raz za razem pod nim, drżąc i wrzeszcząc, wcale nie przypominając zachowaniem dyrektorki liceum. Kiedy nadszedł czas, aby się spuścił, chętnie rozłożyła nogi szerzej i pozwoliła mu ją posiać. Trzydzieści minut później znów w nią wszedł. Zrobił to ponownie godzinę później. Przegapili obiad i zasnęli spleceni spoconymi ciałami. To była pierwsza noc, kiedy Bartosz spał w łóżku w chatce.
     Zasypiając, Bartosz uśmiechnął się, pewien, że wykonał swoje zadanie i w mgnieniu oka wróci do swojej mamy.

***

     Rano Bartosz obudził się i otworzył oczy. Nadal był w chatce. Spojrzał na Elwirę śpiącą spokojnie obok niego. Leżała na boku, a jej duże mlecznobiałe piersi rozpływały się na prześcieradło. Jej niechlujne, brązowe włosy zakrywały część jej twarzy, ale dostrzegał zaschniętą spermę na jej prawym policzku.
     Czy Bartosz nie zrobił wystarczająco dużo, by zasłużyć na bilet do domu? Wyślizgnął się nogami z łóżka i poczłapał po szorstkiej drewnianej podłodze. Ostrożnie położył kilka kłód na żarze w kominku, aby ponownie rozpalić ogień. Dlaczego wciąż tu byli? Narastała w nim frustracja. Chciał wracać do domu. Wciąż nagi otworzył frontowe drzwi i wyszedł w śnieg. Zatrzasnął za sobą drzwi.
     – Pani Głowacka?
Głos Bartosza odbił się echem od wysokiej linii niebieskich świerków.
     – Zrobiłem to! Chcę już wracać do domu! – krzyknął w niebo, gdy małe płatki śniegu powiewały wokół niego. – Przegapię zakończenie roku! Nie pozwolą mi ukończyć szkoły! Luizo? Słyszysz mnie? Synu Jutrzenki? Chcę wrócić do domu! Tęsknię za moją rodziną!
Nie otrzymał odpowiedzi, oprócz echa, które odbiło się echem wracając do małej chatki. Bartosz nie wiedział, czy trząsł się z frustracji, czy z zimna. Kopnął śnieg bosą stopą i podszedł pod drzewo, aby się wysikać. Kiedy wracał do chatki, wziął pakiet prowiantu, który ktoś zostawił przy drzwiach, i ponownie wszedł do wnętrza.
     – Z kim rozmawiałeś, Bartoszu?
Elwira usiadła na łóżku. Lewą ręką trzymała koc na piersi. Jej potargane włosy rozchodziły się w różnych kierunkach. Nie mogła powstrzymać się od patrzenia, jak jego miękki penis kołysał się, gdy wchodził. Zawierał tak dużo potencjalnej energii. O Boże, dzień wcześniej zmieniła się ona naprawdę w energię kinetyczną. Zacisnęła szczękę, gdy pomyślała o całym nasieniu, które pozostawił w jej niezabezpieczonym łonie.
     – Z nikim.
Bartosz podszedł do kuchni i rzucił owiniętą w papier paczkę na blat. Odwrócił się twarzą do niej i grzbietem dłoni otarł łzy z oczu.
     – Chyba tylko krzyczałem w stronę lasu. Naprawdę chcę już wrócić do domu, wiesz?
     – Wiem, kochanie.
Elwira zmarszczyła brwi, widząc go w takim stanie. Wyciągnęła do niego ramiona, świadoma, że puszczając koc, odsłoniła przed nim swoje piersi. To nie tak, że wcześniej ich nie widział.
     – Chodź tu.
     – Muszę zrobić śniadanie.
Bartosz spojrzał na zachęcające łóżko, ale pomyślał o wszystkich swoich obowiązkach. Ogień w palenisku był rozpalony i rozprzestrzeniał swoje ciepło po zimnym pomieszczeniu. Więcej łez spłynęło po jego policzkach. To było takie krępujące.
     – Śniadanie może poczekać. Pozwól, że cię przytulę.
Elwira czuła potrzebę zaopiekowania się tym biednym chłopcem. Gdyby tylko mogła coś zrobić, żeby mu pomóc. Ale już dawali sobie przyjemność zgodnie z instrukcjami zawartymi w notatce i nadal tutaj tkwili. Z wyciągniętymi rękami skinęła na niego palcami.
     – W porządku.
Bartosz podszedł i usiadł na skraju łóżka. Objął Elwirę i położył głowę na jej miękkim ramieniu, gdy szlochał. Stopniowo wysychały mu łzy. Zauważył, że wciskają się w niego wszystkie jej urocze kształty. Wbił palce w gładką skórę na jej plecach.
     – Co się stało zeszłej nocy?
Elwira poklepała go po plecach i poczuła znajomą obecność jego penisa, która zaczyna naciskać na jej biodro. Boże, był duży.
     – Dlaczego byłam taka gorąca, a potem… większa?
     – Zawarłaś pakt z diabłem.
Bartosz odchylił się do tyłu, żeby spojrzeć jej w oczy.
     – Mówię poważnie, Bartoszu.
I starała się wyglądać poważnie, ale było to trudne, gdy wysuszone nasienie sprawiało, że jej włosy rozchodziły się w różnych kierunkach.
     – Co się stało?
     – Chyba…
Bartosz pochylił się i pocałował ją w miękkie, różowe usta.
     – … tutaj utknęliśmy…
Ponownie ją pocałował.
     – … i musimy wykorzystać to jak najlepiej.
Na jego ustach igrał chytry uśmiech. Czuł się trochę lepiej.
     – Myślę, że nie powinniśmy znowu uprawiać seksu, Bartoszu.
Serce Elwiry biło głośno w piersi.
     – Mogłabym zajść w ciążę. I jest… źle. Co pomyślałby o mnie Roman? Zadowolę cię ustami, dobrze? Pomyśl o swojej matce, kochanie. Czy chciałaby, żebyś… uuuupppphhhhhh...
Elwira pozwoliła Bartoszowi się pocałować i zaakceptowała jego język, który wszedł do jej ust. Upadła na plecy i po kilku minutach znowu zaczęli się pieprzyć jak zwierzęta. Pozwoliła chłopcu dojść w swoim wnętrzu jeszcze dwukrotnie przed śniadaniem, Boże dopomóż. Roman był ostatnią rzeczą, o której myślała.

***

     Kiedy opory znikały, para nieustannie pokonywała następne. Albo wykonywali prace domowe, albo się parzyli. Tak wyglądało ich życie w domku.
     – Myślisz, że twój mąż… uch… uch… uch… nadal nas szuka?
Bartosz brał ją na łóżku na pieska. Jego ręce trzymały mocną ją za biodra. Przyglądał się, jak jej szeroki, matczyny tyłek trzęsie się przy każdym potężnym pchnięciu.
     – Nie… ooohhhhh… wieeemmm...
Elwira nigdy wcześniej nie pozwoliła żadnemu mężczyźnie brać ją jak psa. Teraz cieszyła się, jak ją traktował. Odepchnęła do niego swój tyłek i patrzyła, jak jej wiszące cycki uderzają o siebie pod nią. przy każdym uderzeniu.
     – Jak by się czuł… gdyby odnalazł nas teraz?
Bartosz uderzył ją w tyłek i cieszył się jej cichym krzykiem w odpowiedzi.
     – Źź... źźź… źźllleee...
     – Wiedziałby, że to teraz... moja… cipka.
Bartosz próbował jakiejś sprośnej gadki Luizy. Sądząc z rosnącej intensywności pomruków Elwiry,dochodził do wniosku, że jej się to podoba.
     – Tak. – Elwira była całkowicie oczarowana chłopcem.
     – Czy twój mąż… ugh… ma małego fiuta?
Bartosz wbił w nią swojego kutasa, ale Elwira nie odpowiedziała.
     – Zapytałem, czy… twój… mąż… ma… małego kutasa?
Znowu klepnął ją w tyłek.
     – O mój Boże. Tak… tak… tak… jest mały.
     – A ja mam… dużego?
Bartosz patrzył, jak jej mięśnie pleców napinają się za każdym razem, gdy wchłaniała w siebie impet uderzenia.
     – Jesteś… o wiele… większy… niż Roman.
Elwira zacisnęła zęby, chciała oddać Bartoszowi… wszystko.
     – Zdejmij pierścionek… i wyrzuć go.
     – Och, Bartoszu… nie…
Ale Elwira sięgnęła prawą ręką i zdjęła obrączkę z palca. Jednym ruchem nadgarstka rzuciła nim przez pokój i usłyszała, jej stukot na podłodze.
     – Jesteś moją dziewczyną… w tej chacie… nie jego żoną.
Bartosz złapał garść brązowych włosów i odchylił jej głowę do tyłu, wyginając jej plecy w łuk.
     – Och, proszę… och, proszę…
Elwira wiedziała, że ma zamiar znowu się w niej spuścić. Jej orgazm przejął wszystkie wyższe funkcje mózgu i jęknęła, gdy ciepła sperma obmyła jej wnętrze.

***

     Następne tygodnie w chatce nauczyły Elwirę dziesiątki nowych pozycji. Pokręcone rzeczy, których dokonywali, zszokowałyby i przeraziły osobę, którą była wcześniej. Zniknęło jej poczucie bycia dyrektorką, wyparte przez jej zwierzęcą dziką naturę. Nie trzeba dodawać, że jej pochwa była stale zalewana nasieniem.
     Oboje prawie nigdy się nie ubierali, nawet po to, by wyjść na śnieg. Dla Elwiry wydawało się to w porządku i tak większość jej ubrań już na nią nie pasowała, przez powiększony biust i biodra.
     Tygodnie zamieniły się w miesiące i rzeczywiście, brzuch Elwiry zaczął puchnąć. Jak mieli wychowywać dziecko w chatce otoczonej wieczną zimą? Elwira nie miała pojęcia. Ale jej myśli o jej starym życiu rzadko wtrącały się w miarę upływu czasu. Była oddana temu nowemu życiu z Bartoszem. Z nim w ramionach i pomiędzy nogami.

***

     Pewnego ranka zamiast codziennej paczki pod drzwiami Bartosz znalazł notatkę. Szybko wrócił do środka i obudził Elwirę. Wręczył jej list.
     – Przeczytaj to.
     – Ubierzcie się i razem opuśćcie wnętrze. Dzisiaj wracacie. – przeczytała Elwira. Odłożyła notatkę i spojrzała na Bartosza.
     – Dom?
     – Wracamy do domu.
Bartosz podskoczył z podniecenia i poszedł po swoje ubranie do kąta.
     – Naprawdę?
Elwira zmarszczyła brwi i ponownie spojrzała na notatkę.
     – Nie jesteś szczęśliwa?
Bartosz włożył bieliznę i spodnie.
     – Będziesz mogła zobaczyć się ze swoim mężem i dziećmi.
     – Tak.
Elwira spojrzała na Bartosza, kiedy naciągał koszulę na wąskie ramiona.
     – Mam na myśli. Kopę lat. Co sobie pomyślą? Co im powiem?
Spojrzała na swój zaokrąglony brzuch. Nie była ogromna, ale jej ciąża z pewnością była widoczna. Tam było dziecko Bartosza.
     – Nie wiem. Dowiemy się tego, kiedy wrócimy do domu.
Bartosz podskoczył na jednej nodze, wciągając skarpetkę. Podniósł ubrania Elwiry i zaniósł je do łóżka.
     – Tego chcieliśmy przez cały ten czas. Wracamy do domu.
Rzucił ubranie obok niej i podał jej rękę, aby pomóc jej wstać. Chwyciła ją i wstała.
     – Czy w ogóle będę miała jeszcze swoją pracę?
Elwira zignorowała stanik. Zostawiła go, teraz jest już bezużyteczny. Wciągnęła majtki i rajstopy. Jej spódnica nie pasowała, więc zostawiła ją w większości rozpiętą.
     – Nie wiem.
Bartosz pocałował ją w policzek.
     – Co się z nami stanie, Bartoszu?
Elwira przestała zakładać bluzkę i do jej oczu wkradł się głęboki smutek.
     – Co chcesz, aby się stało?
Bartosz naprawdę nie wiedział, jaka będzie jej odpowiedź.
     – Powiedz mi...
Wciągnęła żakiet i szarpnęła za rękawy, aby się zmieścić. Żakiet został uszyty dla innej kobiety.
     – Ty i twoja szwagierka… wszystkie te fałszywe wizyty u lekarza… czy…?
     – Tak.
Bartosz przekrzywił głowę. Nie było powodu, aby kłamać.
     – Ewelina to moja dziewczyna.
     – Rozumiem.
Elwira skinęła głową. Podejrzewała to od dawna. Coś takiego kiedyś by ją zszokowało, ale teraz po prostu przyjęła wiadomości ze spokojem.
     – Kiedy wrócimy, czy mogę… hm…
Poszukała swojej porzuconej obrączki na podłodze, znalazła ją w kącie w pobliżu okna i założyła z powrotem.
     – Czy mogę…
Wróciła do Bartosza, z nerwowym oczekiwaniem owijając pierścień wokół palca.
     – Czy ja też mogę być twoją dziewczyną?
     – Co?
Bartosz westchnął z ulgą.
     – Oczywiście. Obiecuję. Cokolwiek stanie się z twoim mężem, nadal będziemy razem.
     – W porządku.
Elwira pozwoliła pół uśmiechowi zagościć na jej ustach. Włożyła buty, wzięła Bartosza za rękę i razem wyszli na zewnątrz.

***

     Wciąż trzymając się za ręce, Elwira i Bartosz przeszli przez sekretne przejście w kominku. Za sobą usłyszeli zgrzytanie, gdy palenisko wracało do swojej normalnej pozycji. Oszołomieni, rozejrzeli się po głównym salonie rezydencji.
     – Nic się nie zmieniło.
Bartosz nie mógł pozbyć się uśmiechu z twarzy. Ogarnęła go euforia po powrocie.
     – Dzięki bogu.
Elwira ścisnęła jego dłoń.
     – Naprawdę wróciliśmy.
     – Jesteście tutaj.
Sylwia wetknęła głowę w szparę w drzwiach. Jej oczy natychmiast przyciągnęły splecione dłonie Elwiry i Bartosza.
     – Wszędzie was szukałam.
     – Co?
Bartosz nie był pewien, jakiej reakcji spodziewał się po ponownym spotkaniu ze swoją dawno niewidzianą matką, ale nonszalancja tym nie była.
     – Spędziłam dobre pięć minut, szukając was.
Sylwia weszła do pokoju i patrzyła, jak Elwira i Bartosz nerwowo oddalają od siebie ręce.
     – Khadra dochodzi do siebie w pokoju gościnnym. Powiedziała, że po prostu się przestraszyła.
Sylwia zwróciła swoją uwagę na Elwirę.
     – Więc co takiego zrobił Bartosz, że zasłużył sobie na wizytę dyrektorki szkoły?
     – Ja… ja…
Elwira nie potrafiła jasno myśleć. Czy naprawdę minęło zaledwie kilka minut, odkąd zniknęli?
     – Przepraszam, Sylwio. Muszę iść.
     – Szybko podeszła do drzwi.
     – Twoja torebka.
Sylwia schyliła się, podniosła torebkę kobiety i wręczyła ją jej.
     – Dziękuję.
Elwira spojrzała na Bartosza, kiedy opuszczała pokój, jej oczy były zamyślone.
     Bartosz skinął jej głową i zniknęła. Jej obcasy stukały w korytarzu. Kilka sekund później usłyszał trzask drzwi wejściowych.
     – Cóż, to było dziwne.
Sylwia spojrzała na niego od góry do dołu.
     – Czy wyglądała jakoś… inaczej?
     – Nie.
Bartosz potrząsnął głową.
     Wyczuwając jego dyskomfort, Sylwia odpuściła. Może później mogłaby go podpytać. Podeszła do syna i pocałowała go w policzek.
     – O rany, Bartku. Jesteś przepocony. Czas na prysznic, wielkoludzie. Sylwia spojrzała w stronę przedpokoju, a potem uderzyła w jego mały, jędrny tyłek.
     – Tak bardzo cię kocham, mamo.
Bartosz złapał Sylwię i mocno ją przytulił. Odetchnął głęboko i poczuł kwiatowy zapach jej szamponu. Naprawdę brakowało mu szamponu.
     – Ja też cię kocham, skarbie.
Sylwia zachichotała i odepchnęła go.
     – A teraz idź i weź ten prysznic, panie śmierdzielu.
     – Dobrze.
Bartosz ścisnął ją ostatni raz, a potem popędził pod prysznic. Długi, gorący prysznic brzmiał wspaniale. Tak dobrze było być w domu.
     Na zewnątrz domu Elwira zatrzasnęła drzwi samochodu, uruchomiła silnik i zamarła na fotelu kierowcy. Chwiejnymi rękami rozpięła zimowy płaszcz i rozchyliła żakiet. Rzeczywiście, jej piersi były większe, a pod bluzką mogła zobaczyć obrzęknięty brzuch. W jej wnętrzu rosło dziecko Bartosza. Uruchomiła samochód i ruszyła do domu, do nieświadomego męża.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Mirka

    Przeczuwałam, że pojawiająca się nowa postać, czyli dyrektorka Elwira, stanie się kolejną "ofiarą" niesamowitego Bartosza, a tym samym nawiedzonego domu. Ona też zaciążyła, tak jak jego matka, siostra i bratowa, co pozwala przypuszczać, że będą następne.
    Świetna książka i równie świetne tłumaczenie treści pełnej erotyzmu, horroru i niespodziewanych zwrotów akcji.
    Czekam wraz z innymi na kolejne rozdziały i pozdrawiam.  
    :smile:

    22 cze 2021