Nawiedzona Rezydencja (XXIII)

Nawiedzona Rezydencja (XXIII)Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     Coś było nie tak. Magdalena obudziła się w Nowy Rok z wyraźnym wspomnieniem świętowania Nowego Roku na kilka różnych sposobów. Czy to było normalne, kiedy człowiek się upijał? Ale wypiła zaledwie odrobinę szampana. Przypomniała sobie dreszczyk emocji związany z całowaniem Bartosza, gdy zegar wybijał północ. Niesamowite, naprawdę był nią zainteresowany. Ale w jakiś sposób spędziła też północ na całowaniu się ze swoją przyjaciółką Moniką. Potem przypomniała sobie też kilka nudnych finałów przyjęć w salonie. Każde kolejne wspomnienie było w jej pamięci tak samo prawdziwe, jak poprzednie.
     Kilka innych osób obudziło się tego dnia z tym samym, dziwnym uczuciem. Ewelina odsunęła się od wciąż chrapiącego męża. Była oszołomiona, ponieważ Bartosz wybrał ją aby świętować z nią wejście w nowy rok. Ale potem przypomniała sobie, że wychodził też z innymi kobietami i kilkukrotnie została na tym nudnym przyjęciu. Jak to się stało?
     Bartosz słyszał tajemniczy zegar sygnalizujący północ, kiedy spędzał czas z kilkoma kobietami. Był wdzięczny za to wszystko, ale zwłaszcza za to, że mógł podzielić się tą wyjątkową chwilą zarówno ze swoją siostrą, jak i mamą. W końcu były to dwie najważniejsze osoby w jego życiu. Wiedział, że dom znalazł dla niego miejsce i czas. Przypuszczał, że to właśnie otrzymał w zamian za przyjaźń z Synem Brzsku. Czy byli przyjaciółmi? Partnerami? Wziął głęboki oddech i wstał z łóżka. Bartosz włożył dżinsy oraz koszulkę i zszedł na dół.
     Na schodach wciąż leżały porozrzucane kubeczki i czapeczki. Ale nie wyglądało to aż tak źle. Westchnął i udał się w stronę kuchni po worek na śmieci. Bycie pierwszym Czerwińskim, który się obudził, oznaczało, że zabrałby trochę śmieci, aby inni obudzili się w nieco czystszym domu. Bartosz zamarł. Zauważył kontem oka coś, co przykuło jego uwagę. Powoli odwrócił się w prawo i otworzył usta. Ktoś nadepnął na narysowaną solą salamandrę, wykonaną przez Khadrę, a uszkodzenie było prawie niezauważalne na deskach podłogi. Nad nim drzwi do zamkniętego pokoju były szeroko otwarte.
     – Cholera.
Bartosz ruszył powolnym krokiem w stronę pokoju. W domu panowała cisza. Nawet wielki zegar nie tykał. W uszach słyszał własny puls.
     Na górze Ewelina przestała śnić na jawie, usiadła na łóżku i wskoczyła na zimną podłogę. Włożyła bluzę i wybiegła z pokoju, zostawiając za sobą śpiącego męża. Coś było nie tak i dom jej potrzebował.
     – Halo?
Bartosz nie mógł zajrzeć do wnętrza pokoju z miejsca, w którym stał, ale pomarańczowe, migoczące światło wydobywało się z pokoju na korytarz.
     – Jest tam ktoś?
Jego bose stopy zbliżały się coraz bliżej. Podszedł do otwartych drzwi i zajrzał do środka. Wielki niedźwiedź stał w rogu, wciąż w przerażającej pozie. Ostatni mężczyzna, jakiego Bartosz spodziewał się zobaczyć, siedział w fotelu przy przeciwległej ścianie i machał upominająco palcem na Bartosza.
     – Panie Samatar?
     Maxamed nic nie odpowiedział i nie poruszał się z wyjątkiem palca, którym wciąż upominał Bartosza. Miał na sobie jeden ze swoich ciemnych garniturów i czerwony krawat. Mała strużka szkarłatu spływała po jego ciemnym czole, owijała się wokół prawego oka i ściekała po policzku.
     – Um ... Wszystko w porządku?
Bartosz rozejrzał się po pokoju. Wszystko inne było takie, jak zapamiętał. Kredens, butelki, sofa, lampka oliwna były na swoim miejscu. Kiedy Bartosz spojrzał na niedźwiedzia zauważył, że znajdował się kilkanaście centymetrów bliżej drzwi. Teraz jego szklane oczy były skierowane na Bartosza.
     – Musimy iść, panie Samatar.
Bartosz wyciągnął rękę i mrugnął. W ułamku sekundy, kiedy miał zamknięte oczy, niedźwiedź przesunął się o kolejne kilkanaście centymetrów. Zastygły warkot wykrzywił pysk niedźwiedzia, jeszcze bardziej odsłaniając pożółkłe kły.
     Na twarzy Maxameda pojawiła się głęboka zmarszczka. Wciąż kiwał palcem.
     – Bartku? – Ze schodów dobiegał głos Eweliny.
     – Jestem tutaj.
Bartosz spojrzał w stronę schodów, a potem z powrotem do wnętrza pokoju. Niedźwiedź znalazł się jeszcze bliżej, stojąc nieruchomo jako posąg na środku pokoju, częściowo zasłaniając Bartoszowi Maxameda. Martwe zwierzę wyglądało na rozwścieczone.
     – Cholera.
Bartosz otworzył szerzej oczy, starając się nie mrugać.
     – No dalej, panie Samatar. Teraz albo nigdy. Zabierzemy pana stamtąd.
     Maxamed nie dał po sobie poznać, że w ogóle usłyszał Bartosza. Siedział rozparty w fotelu, kiwając palcem w przód i w tył.
     – Bartoszu, nie. Stopy Eweliny uderzały o podłogę gdy zbiegła ze schodów. Na jej gołych nogach pojawiła się gęsia skórka. Podbiegła do pokoju, odciągnęła Bartosza za koszulę od drzwi i zatrzasnęła je. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła w pokoju, był gigantyczny niedźwiedź brunatny, znajdujący się zaledwie kilkanaście centymetrów od drzwi, z rozpostartymi pazurami. Trzask zamykanych drzwi odbił się echem po korytarzu i przedpokoju. Ewelina oparła ręce na kolanach i wciągnęła powietrze.
     – To zły… pokój, Bartku.
Spojrzała na swojego osiemnastoletniego szwagra.
     – Tak… – Bartosz zebrał się w sobie. – Czekaj, pan Samatar wciąż tam jest. Musimy go wyciągnąć.
     – Nie ma tam... nikogo żywego.
Ewelina wstrzymała oddech.
     – Skąd wiesz?
Bartosz sięgnął do klamki w drzwiach. Próbował ją obrócić, ale była zablokowana.
     – Mam jakiegoś rodzaju połączenie ... z tym pokojem.
Ewelina wyprostowała się.
     Bartosz chciał zadać jej kilka pytań na ten temat, ale musiał poczekać. Przyszła mu do głowy niepokojąca myśl.
     – Pani Samatar powiedziała, że uwięziła tam pana Głowackiego. Więc wyszedł. Co on teraz robi?
     – Góra... – powiedziała Ewelina.
     – Góra... – powiedział w tym samym czasie Bartosz.
     Razem odwrócili się i wbiegli po schodach. Nie wiedzieli, kto będzie celem Fryderyka, ale Khadra, Tomasz, Monika, Sylwia oraz Dariusz, wszyscy spali i byli bezbronni.

***

     – Tutaj powitałem tych, którzy zostali przeznaczeni na ofiarę.
Fryderyk Głowacki usiadł w fotelu i machnął ręką, by wskazać mały pokój. Po jego prawej stronie stał ogromny wypchany niedźwiedź. Po lewej stronie stał kredens.
     – Stamtąd nalewałem im drinki i nie budzili się aż do ceremonii.
     – Na ofiarę?
Dariusz siedział na wygodnej sofie ze szklanką w dłoni. Lód zabrzęczał w szklance, gdy podniósł ją, by spojrzeć na bursztynową ciecz.
     – Co zrobiłeś tym ludziom?
     – Przelałem ich krew, panie Czerwiński.
Fryderyk uśmiechnął się. Pod jego czarnymi wąsami utworzyła się cienka biała linia. Odgarnął włosy z czoła i pociągnął za klapy swojego idealnie skrojonego garnituru.
     – Dało mi to prostą i wyraźną drogę do do celu. Ale to było tak dawno temu i od tego czasu świat stał się mniej wyraźny. Aby zmienić bieg rzeczy, potrzebuje więcej ofiar. Ale teraz jest ich tak mało i są nieosiągalne.
     – Bóg gardzi takimi jak ty. – Dariusz nie mógł pozbyć się drżenia w głosie.
     – Źle mnie zrozumiałeś. Zrobiłem to dla Boga.
Fryderyk spojrzał na szklankę Dariusza.
     – „A gdy skończą się dni jej oczyszczenia, czy to dla syna, czy dla córki, przyprowadzi kapłanowi przed wejście do namiotu spotkania jednorocznego baranka na całopalenie oraz gołębia lub synogarlicę na ofiarę za grzechy.”
Zatrzymał się, żeby zobaczyć, jakie zrobił wrażenie na rozmówcy.
     – Ale grzechy naszego gatunku zostały zebrane, a Bóg prosił o coraz większe zobowiązania. Potrzebuje naszej krwi, aby zmyć nasze grzechy. Zrobiłem to, o co prosił, zawsze jego pokorny sługa.
     – Zrobiłeś to dla Boga?
Dariusz upuścił drinka na bogato zdobiony dywan na podłodze. Rozlał się, lód rozsypał się od uderzenia.
     – Czy też  nie jesteś Jego sługą? – Fryderyk pochylił do Dariusza. – Czy nie chcesz zadośćuczynić za nasze grzechy?
     – To jest koszmar.
Dariusz przesunął się na drugą stronę sofy.
     – To nie jest mój dom. To jakaś perwersja.
     – Porozmawiajmy o perwersji, panie Czerwiński. Uśmiech Fryderyka poszerzył się.

***

     Kobiety upadały przed Bartoszem. Sylwia przyglądała się, jak upadają w jej śnie. Z jakiegoś powodu rozkoszowała się tym faktem. Widziała, jak żony rezygnują z dziesięcioleci wierności, by mieć szansę u jej syna. Tak samo jak Sylwia to zrobiła. Zachwycała się każdym jego podbojem. We śnie Sylwia widziała, jak nasienie Bartosza rozprzestrzenia się po ich mieście niczym infekcja. Nie, to nie było dobre porównanie. Rozprzestrzeniało się po mieście jak lekarstwo na jakąś nieuleczalną chorobę. Wykorzeniłby chorobę fałszywej hegemonii.
     Ale coś do niej dotarło. Coś szukało Bartosza w ciemności. Desperacko chciało przeciąć mu knot, zanim zdąży jasno się rozpalić. Coś bardzo mrocznego. To coś znajdowało się w pokoju z Sylwii. Otworzyła oczy, usiadła i krzyknęła.
     Po drugiej stronie łóżka przykucnął duży mężczyzna, którego Sylwia rozpoznała. Pochylał głowę tuż przy uchu Dariusza, szepcząc coś, czego Sylwia nie mogła usłyszeć. Gdy się obudziła, czarne oczy Fryderyka uniosły się, ale jego usta nadal pracowały.
     – Wyjdź... proszę... – wychrypiała Sylwia.
     – Nie wyjdę z tego domu.
Fryderyk uśmiechnął się radośnie i wyprostował do pełnej wysokości.
     Bartosz i Ewelina wpadli przez drzwi za Fryderykiem.
     Pomimo krzyku Sylwii, Dariusz nadal chrapał.
     – Mój własny pokój nie może być mym więzieniem. To był głupi pomysł. Kiedyś byłem więziony w pułapce z cierni i winorośli.
Fryderyk poruszył ramieniem do tyłu i odrzucił nacierającego Bartosza na bok. Bartosz uderzył w podłogę i ślizgał się, aż zatrzymał się na ścianie w pobliżu drzwi do łazienki, po drugiej stronie korytarza. Ewelina rzuciła się na zjawę i spotkał ją ten sam los, ślizgała się po podłodze, aż zatrzymała się obok Bartosza. Jęknęli razem.
     – Bartku! – Sylwia krzyknęła.
     – Trzymała mnie tam przez dziesięciolecia. – Głos Fryderyka niósł nienaturalny spokój. – Ciernie i winorośl, ciernie i winorośl. Ale jej poczynania za bardzo zależały od przypadku. Kiedy nie mogła usidlić tego, co żałosne i zepsute, jej moc osłabła. A On dał mi to, czego potrzebowałem. Ciernie i winorośl. Ciernie i winorośl.
     Sylwia spojrzała na swojego śpiącego męża.
     – Co mu zrobiłeś?
     – Nic, czego wcześniej nie robiłem.
Zrobił groźny krok w kierunku Bartosza i Eweliny, do miejsca gdzie leżeli na podłodze.
     – Ale to nie ja doprawiłem temu biedakowi rogi. Zrobiłaś z niego pośmiewisko.
     – Ja… ja… – Sylwia przytuliła swoje nagie piersi i wtuliła się w materac.
     – Odejdź demonie.
Khadra, ubrana tylko w majtki, weszła do pokoju z pudełkiem soli i ognistym temperamentem. Wysypała półkole soli na podłogę wokół Fryderyka, ale zachwiała się, gdy wbił w nią swoje ciemne spojrzenie. Jak mogła dostać się za to stworzenie, nie podchodząc zbyt blisko niego?
     – Spójrz, jaką się stałaś nierządnicą. – Fryderyk wypluł te słowa. – Twoja głowa odsłonięta. Twoje ciemne kule wystawione na widok mężczyzny. Mężczyzny, który nie są twoim mężem…
     Gdy mówił, Luiza nieprawdopodobnie cicho wyczołgała się spod łóżka tuż za nim. Wstała i nawiązała kontakt wzrokowy z Khadrą. Ciężarna kobieta w staromodnej sukni skinęła głową na pudełko z solą. Fryderyk nie widział za sobą swojej żony.
     – Moja oferta ciągle jest aktualna. – kontynuował Fryderyk. – Mogę ponownie połączyć cię z twoim mężem.
     – Nie rób tego. – Bartosz spojrzał na nią. – Pan Samatar chyba nie żyje. Widziałem go. Myślę, że zabił go pan Głowacki.
     Furia rozlała się na twarzy Khadry, wykrzywiając jej ładne rysy w coś nie do poznania. Spoglądała tam i z powrotem między Bartoszem, a Fryderykiem. Khadra następnie rzuciła przed siebie pudełko z solą i kopnęła ją prosto pomiędzy nogi Fryderyka. Luiza zatrzymała pudełko stopą, podniosła je i dokończyła krąg wokół swojego męża.
     – Zabrałeś mojego męża?
Khadra podeszła do Fryderyka, który stał nieruchomo.
     Fryderyk nie zrobił nic poza mrugnięciem do niej.
     – Żegnaj, kochanie.
Luiza machnęła ręką przez pierś Fryderyka. Zjawa rozpadła się na drobne kawałki i odparowała.
     – Odszedł?
Bartosz zdjął z siebie Ewelinę i usiadł, opierając się plecami o ścianę. Potarł tył głowy.
     – Na razie.
Luiza podeszła do nagiej Khadry i objęła ją.
     – Dziękuję. Nie wiedziałam, że przyszedł dzięki ofierze. Jest silniejszy niż myślałam. Współczuję utraty męża.
     – Czy on jest...?
Łzy spłynęły po policzkach Khadry. Dała się wciągnąć w zimne, demoniczne objęcia. Czy naprawdę znalazła sojusznika w kimś w tym rodzaju?
     – Czy on naprawdę odszedł?
     – Na to wygląda. – Luiza poklepała ją po plecach. – Fryderyk ukrył to przede mną. Nie wiedziałam.
Poprowadziła Khadrę do łóżka i posadziła ją na jego krawędzi. Luiza spojrzała na Dariusza, który dalej chrapał.
     – Czy z moim mężem wszystko w porządku?
Sylwia spojrzała na dziwną scenę i poczuła ucisk w piersi.
     – To była świetna sztuczka zaaranżowana przez naszą przyjaciółkę.
Luiza położyła bladą dłoń na ciemnym ramieniu Khadry. Kamienie na jej obrączce zalśniły w pierwszych promieniach słońca wpadających przez okno.
     – Pani Samatar i ja odsunęliśmy Fryderyka i jego wpływy od nas. Ale obserwuj uważnie swojego Dariusza. Jeśli będzie się wydawać, że błądzi, rozsądnie byłoby usunąć go na jakiś czas z domu.
     – Co miał na myśli, mówiąc cierniach i winorośli?
Bartosz wstał i pomógł wstać Ewelinie.
     – Mój partner i ja kiedyś uwięziliśmy mojego męża po jego śmierci w pułapce, którą sam sobie stworzył, tuż za domem. – Luiza zacisnęła usta. – Ale nie mieliśmy wystarczającej siły, żeby go w niej utrzymać.
     – Ale stajesz się silniejsza?
Bartosz podszedł do łóżka, usiadł obok Khadry i objął ramieniem płaczącą kobietę, próbując ją pocieszyć.
     – Tak. – Luiza skinęła głową. – Ale jeśli będziemy chcieli, spróbować go ponownie uwięzić, będziemy potrzebowali jeszcze więcej siły.
     – Zrobię, co będzie konieczne – powiedział Bartosz. – Wszyscy zrobimy, co w naszej mocy.
     Sylwia, Ewelina i Khadra skinęły na te słowa głowami. Dariusz kontynuował ciche chrapanie.
     – Bardzo dobrze.
Luiza uśmiechnęła się. Ciepło emanowało z jej piegowatej twarzy. Wytłumaczyła im, w jaki sposób mogą zebrać energię potrzebną do poradzenia sobie raz na zawsze z Fryderykiem i jego kłopotliwym Bogiem.

***

     Mijały dni, a Fryderyk trzymał się z dala. Khadra umieściła kolejną osłonę przed zamkniętym pokojem, ale wątpiła, by znajdował się w środku. Szukała w swoich uczuciach, czy Fryderyk mówił prawdę o jej mężu. Czy jej odchodzący Maxamed w jakiś sposób uległ urokowi złego człowieka? Khadra nie mogła odnaleźć jego ducha, ale takie zadania były trudne do wykonania bez kamienia marzeń.
     Bliźnięta nadal pocieszały Khadrę przy pomocy swoich ciał. Stało się oczywiste, że Bartosz z powodzeniem zapłodnił ciemnoskórą kobietę, gdy jej brzuch zaczął nabrzmiewać. To oznaczało, że zostanie ojcem czwórki dzieci. Co najmniej.

***

     Było nieuniknione, że Sylwia przyłapie bliźnięta. Stało się to późno, pewnej zimnej nocy. Włożyła koronkowy stanik i majtki, a na bieliznę narzuciła długi szlafrok. W domu było tak zimno, gdy temperatura na zewnątrz spadała prawie do zera. Spojrzała na swojego śpiącego męża. W ciągu ostatnich kilku tygodni radził sobie o wiele lepiej. Sylwia miała nadzieję, że biedak będzie nadal koncentrował się na pracy w domu i będzie prowadził swoje urocze życie, niczego nie podejrzewając. Zastanawiała się, co się stanie, kiedy Dariusz w końcu skończy zajmować się domem. Czy faktycznie go sprzedadzą? Mimo groźby powrotu Fryderyka ,Sylwia nie chciała opuszczać rezydencji.
     Sylwia wymknęła się z pokoju i pomaszerowała korytarzem w kierunku pokoju Bartosza. Poprzedniego wieczoru odwiedziła Monikę. Tak więc teraz przyszła kolej na jej syna, aby posiadł ciało i duszę swojej matki. Wewnątrz Sylwii płonął ogień. Każdego dnia coraz bardziej potrzebowała bliźniąt. Kiedy nie była z nimi, często łapała się na marzeniach o przyjemnościach, które jej dawali na okrągło.
     Wielki zegar tykał, odbijając się echem od starych ścian. Sylwia dotarła do drzwi Bartosza i weszła do środka. Zamknęła za sobą drzwi i odwróciła się do jego łóżka. Zamarła, kiedy usłyszała cichy jęk, a potem jej oczy dostrzegły drobne ciało Moniki, które powoli falowało na bracie.
     – O mój. – Sylwia przyłożyła rękę do ust. – Ja… nie chciałam wam przerywać.
     Monika odwróciła swoją piękną twarz do matki i uśmiechnęła się.
     – W porządku, mamo. My… uch… uch… chcemy abyś była tu obecna.
     – Zgadza się.
Bartosz miał rozmarzony uśmiech na twarzy z głową na poduszce.
     – Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy?
     – Masz na myśli... – Oczy Sylwii rozszerzyły się. – Robisz to z nią teraz, bez prezerwatywy?
     – Zgadza się – wymruczała Monika. – I on już... oooohhhhh... spuścił się we mnie dzisiaj wieczorem.
Zataczała powolne kręgi biodrami.
     – O mój...
Cipka Sylwii zrobiła się wilgotna na samą myśl o tym, czego była świadkiem.
     – W twojej pochwie?
     – Tak,w jej cipce.
Bartosz chwycił biodra Moniki i przycisnął ją do siebie z nieco większą siłą.
     – W jej cipce – wyszeptała Sylwia. – Na pewno ją zapłodnisz.
     – Prawdopodobnie już to zrobił.
Monika na sekundę odpłynęła i przewróciła oczami, gdy długi kutas Bartosza poruszał się po jej wnętrznościach. Ponownie skupiła się na swojej mamie.
     – To dobrze, mamo. Bartek i ja zawsze byliśmy... blisko. Teraz jesteśmy jeszcze bliżej. Będę miała jego dziecko.
     – Wszystkie będziemy miały dzieci Bartka, prawda?
Sylwia potarła o siebie nogi.
     – Dobrze, dam wam trochę przestrzeni.
Położyła rękę na klamce. Musiała pomasować swoją cipkę.
     – Nie, mamo. Zostań.
Monika odchyliła się nieco do tyłu, odsuwając swoje duże piersi od klatki piersiowej brata. Położyła ręce za sobą na udach Bartosza.
     – Co masz... oooohhhhhh... pod szlafrokiem?
     – Och… um… Bartek lubi, kiedy zakładam dla niego seksowną bieliznę.
Sylwia zdjęła dłoń z klamki.
     – Założę się, że… ugh… też bym to polubiła.
Monika zmierzyła wzrokiem swoją wysoką mamę od stóp do głów. Była taka seksowna.
     – To niesprawiedliwe, że pokazujesz to tylko Bartkowi.
     – Jesteś dziewczyną… więc nie sądziłam… Nie sądziłam, że ci się spodoba.
Sylwia wzięła głęboki oddech i upuściła szlafrok na podłogę.
     – Podoba ci się, skarbie?
Sylwia wykonała dla nich powolny piruet.
     – Cholera, mamo.
Oczy Moniki zaszkliły się.
     – Jesteś taka seksowna.
Bielizna została najwyraźniej kupiona po tym, jak Sylwia zawarła swoją umowę, ponieważ stanik był dopasowany. Ale mimo to jej cycki wylewały się górą, a jej majtki wyglądały na bardziej skąpe, niż zakładano, pod jej wypukłym brzuchem.
     – Czy mój głupi tata kupił to dla ciebie? A teraz… ach… zakładasz to dla nas.
     – Nie zaczynaj mówić o swoim ojcu, Moniko.
Sylwia zmarszczyła brwi, patrząc na wijącą się córkę.
     – Jest teraz kruchy. Nie chcę o nim rozmawiać w ten sposób.
     – Daj spokój, mamo.
Bartosz roześmiał się i lekko uderzył Monikę w prawą pierś.
     – Tata praktycznie przekazał cię nam. Swoim nastoletnim dzieciom. Jest dość głupi, jeśli chodzi o ochronę swojej żony.
     Sylwia poczuła, jak jej twarz płonie ze wstydu. Mieli zaledwie po osiemnaście lat i Dariusz pozwolił jej się w nich zadurzyć. Oczywiście bliźnięta miały rację. Dariusz był głupcem. Nie było innego wytłumaczenia.
     – Chodź, mamo.
Bartosz słyszał, jak cipka jego siostry chlupocze, wypełniona ich połączonymi płynami, gdy powoli go ujeżdżała. Dźwięk ten był słodki niczym muzyka.
     – W porządku.
Sylwia sięgnęła za siebie i rozpięła stanik. Pozwoliła mu opaść, a jej ciężkie piersi wypadły z uwięzienia. Wsunęła kciuki pod majtki i powoli przesuwała je po nogach, bardzo świadoma pokazu, jaki dawała bliźniętom, gdy jej piersi zwisały przed nią. Odrzuciła majtki i powoli podeszła do łóżka.
     – Naprawdę to zrobimy? Cała nasza trójka razem?
     – Chodź, usiądź mi na twarzy.
Bartosz skinął na nią, a jego uśmiech się poszerzył.
     – Naprawdę?
Sylwia czuła się tak niezdarnie, wspinając się na łóżko i okrakiem opuszczając się na przystojną twarzy syna. Była o wiele większa niż oni. Brązowe oczy Sylwii spoczęły na niebieskich oczach Moniki, gdy język Bartosza odnalazł szparę Sylwii.
     – Och, Monia, on jest naprawdę wspaniały, prawda?
Sylwia nie była pewna, co zrobić z rękoma, więc niezręcznie trzymała je w powietrzu, obserwując wypełnioną żądzą twarz córki.
     – On jest...  Och… więc… aaahhhhhh... jesteście. Oboje jesteście... ugh... wspaniali.
Monika zbliżyła się do kolejnego punktu kulminacyjnego.
     – Chwyć moje cycki, mamo.
     – Cycki?
Sylwia wyciągnęła rękę i podniosła piersi córki. Delikatnie ściskała nabrzmiałe sutki między palcami.
     – Och, Bartku. Zaraz... doprowadzisz mnie... do... – Ramiona Sylwii drgnęły, gdy narastała jej przyjemność.
     – Mmmppphhhhh...
Bartosz rozkoszował się tą chwilą. Jego pierwszy raz z obiema kobietami Czerwińskich. Ewelina oszaleje, kiedy jej o tym opowie.
     – Doooochooodzęęę...
Monika rzucała głową w przód i w tył, jej zmysły były całkowicie opanowane ekstazą. Jeśli nie była już w ciąży, miała nadzieję, że ta noc będzie tą nocą, w którą w nią zajdzie. Jak wspaniale było móc dzielić się tą chwilą ze swoją matką.
     Kilka godzin później Bartosz pracował nad swoim czwartym i ostatnim orgazmem tej nocy. Jego matka leżała na brzuchu na łóżku, a Monika leżała na plecach Sylwii, obejmując ją. Obie wypinały swoje tyłki Bartoszowi, który na przemian gościł w cipce i tyłku matki, oraz w cipce swojej siostry. Pokój był wypełniony bogatym tropikalnym zapachem jego spermy. Tak silnym, że przyćmiewał nawet zapach ich potu. Sperma zmatowiała i posklejała włosy Moniki oraz Sylwii oraz pozasychała na ich skórze.
     – Ooooochhhhhhhhhhhh...
Sylwia pozwoliła, by przeszył ją kolejny orgazm, gdy Bartosz posuwał ją w tyłek. Słodki głos jej córki rozbrzmiewał w jej uszach, mówiąc jej, jaką jest dobrą mamą dla nich obojga. Kiedy orgazm Sylwii minął, wielkie przyrodzenie Bartosza wyrwało się jej z tyłka. Poczuła, jak jej córka napina się na niej.
     – Nie, Bartku. Nie, nie, nie. Nie wejdzie.
Monika wsunęła się na swoją mamę, jej cipka ocierała się teraz o plecy Sylwii.
     – Mama cały czas go tam bierze.
Kutas Bartosza był pokryty spermą i wiedział, że wślizgnie się bez większego wysiłku. Potarł szeroką głową o jej śliczny, drobny tyłeczek.
     – Ona tylko… au… pozwala ci go wsadzać w tyłek, żebyś jej nie zapłodnił.
Właściwie to jeszcze jej nie zabolało, ale każde pchnięcie z tyłu sprawiało, że Monika spodziewała się bólu.
     – To prawda, Moniu. Ale potem to polubiła. Oczywiście nadal to robimy, mimo że jest w ciąży.
Bartosz pchnął delikatnie, tak że sam czubek głowy lekko naparł wciskając się do jej wnętrza.
     – Powiedz jej, mamo.
     Sylwia wciąż dyszała po orgazmie. Jej twarz była przyciśnięta do prześcieradła. Odwróciła głowę na bok, żeby przemówić.
     – Ja… lubię to… nigdy nie sądziłem, że będę… ale…
     – Widzisz?
Bartosz pchnął trochę mocniej.
     – To naprawdę nie boli.
Mięśnie Moniki napinały się i rozluźniały.
     – Naprawdę tak bardzo to lubisz, mamo?
Monika odsunęła swoje brązowe włosy na bok, a potem odgarnęła włosy mamy z twarzy, żeby mogła na nią spojrzeć.
     – Zgadza się.
Sylwia skinęła głową. Elektryzująca przyjemność wciąż igrała z jej zakończeniami nerwowymi.
     – Ale… musisz robić… to, z czym czujesz się… komfortowo.
     – Um…
Monika wiedziała, że to kluczowy moment. Gdyby mu na to pozwoli, Bartosz całkowicie zmieniłby jej rozmiar. Ale, ku jej zaskoczeniu, czuła się dobrze, gdy sam czubek ją rozciągał. Inaczej, ale też dobrze. Dlaczego nie miałaby pozwolić mu tego spróbować? Dawała mu wszystko, co mogła dać.
     – Wchodź powoli i zatrzymaj się, jeśli powiem, że boli.
     – Dobra.
Bartosz nieco bardziej naparł.
     Matka nie powinna przeżywać takich chwil. Sylwia czuła, jak Monika drży na niej, a uścisk jej córki zacieśnił się na jej matce. Cholera, bliźnięta nie powinny wspólnie przeżywać takich chwil.
     – Jest dobrze… jest dobrze…
Monika wzdrygnęła się. Trochę bolało, ale nie przypominało tego, o czym myślała. Pozwoliła mu pchać dalej.
     – Czy jest… już cały w środku?
     – Jesteś wspaniała, Moniu.
Bartosz nie mógł oderwać oczu od znikającego w niej penisa. Był pewien, że zawarta umowa była odpowiedzialna za sposób, w jaki jej tyłek przyjmował go do swego wnętrza.
     – Ale przed nami jeszcze długa droga.
     – O Boże.
Sylwia słyszała gwałtowny wdech córki, gdy Bartosz miażdżył jej wnętrzności.
     – Daj mu to, Moniu.
Sylwia zacisnęła dłonie na pościeli, pełna empatii dla Moniki.
     – Oddaj mu swój tyłek.
     Kilka minut później Bartosz uderzył biodrami w jej pośladki, całkowicie zanurzony w swojej siostrze. Minutę później wpadł w równy rytm. Podtrzymywał swój ciężar rękami przyciśniętymi do krzyża Moniki. Miał nadzieję, że nie był to zbyt duży nacisk na ciężarny brzuch jego mamy.
     – Jak się czujesz?
Zbliżał się. Jej tyłek był taki ciasny, a jej piski takie słodkie. Posiadanie mamy pod nią było wspaniałe.
     – Jest dobrze... myślę... że mi się podoba.
Przepłynął przez nią nowy rodzaj przyjemności.
     – Oooooohhhhhhhh... ja... to... uwielbiam...
     – Grzeczna dziewczynka...
Bartosz chciał oszczędzić mamie pełnego rżniecia. Próbował się uspokoić.
     – Spuść się w niej, Bartku. Sylwia nie była sobą. Nie miała podręcznika dotyczącego macierzyństwa. Ale nawet gdyby miała, z pewnością nie byłoby w nim rozdziału o tym, co działo się tej nocy w sypialni Bartosza.
     – Śmiało. Wystrzel swoim nasieniem... w tyłku swojej siostry.
Spojrzała przez ramię i zobaczyła zaciśnięte zęby Moniki i jej oczy wpatrzone w nicość.
     – Gggggggppppphhhhhhh...
Monika doświadczyła swojego pierwszego orgazmu analnego.
     Słysząc, jak jego siostra dochodzi, sprawiło że Bartosz też znalazł się na krawędzi. Jego miękkie pomruki wypełniły pokój, a jego sperma wypełniła wnętrze Moniki.
     Kiedy skończył, zsunął się i położył obok kobiet, które kochał. Monika zsunęła się z matki pomiędzy Sylwię i Bartosza. Objęła Bartosza ramieniem i przytuliła go do siebie. Sylwia obróciła się na bok, przycisnęła piersi do pleców Monika i zarzuciła ramię na oboje bliźniąt. Razem zasnęli.

***

     Pukanie do drzwi obudziło Bartosza, Sylwię i Monikę. Wszyscy szybko usiedli na łóżku. W pokoju panował nieład, a cała trójka była jego częścią. Zapach, który unosił się w pokoju, był jednoznaczny. Przez okna wpadało jasne światło poranka.
     – Bartku, obudziłeś się? – Dariusz ponownie zapukał.
     – Tak, tato.
Bartosz spojrzał na mamę ze zdziwioną miną. Co powinien powiedzieć? Sylwia potrząsnęła głową, szeroko otwierając oczy. Monika przykryła się kocem.
     – Co tam?
     – Mogę wejść? – Dariusz brzmiał na zmęczonego.
     – Czy zamknęłaś drzwi? – Bartosz szepnął do Sylwii.
     Sylwia wzruszyła ramionami. Naprawdę nie pamiętała. Była tak zaskoczona tym, że zeszłej nocy Monika ujeżdżała Bartosza. Czy powinna wstać i szybko się ubrać? Udawać, że tylko sprawdza, co u syna? Spojrzała w dół na swoje odsłonięte cycki pokryte wysuszoną spermą. A potem spojrzała na Monikę. Wszyscy byli w nieładzie. Nie mogli wpuścić Dariusza do tego pokoju.
     – Przepraszam tato. Jestem nagi.
Bartosz spodziewał się, że to go powstrzyma.
     – Cóż, widziałeś swoją matkę? – Rozległo się lekkie uderzenie, gdy Dariusz oparł głowę o drzwi. – Obudziłem się, a jej nie było. Nie mogłem jej znaleźć.
     – Um…
Bartosz nie był do końca pewien, jak sobie z tym poradzić. Potem przypomniał sobie, że to tylko jego głupi, stary tata. Mógł wprowadzić go w błąd.
     – Daj mi kilka minut, a pomogę ci jej poszukać. Pewnie naprawia coś w domu czy coś w tym rodzaju.
     – Nie widziałem jej w pralni. – powiedział Dariusz.
     – Są inne pokoje, które wymagają naprawy, tato. – zawołał Bartosz przez drzwi. – Może pójdziesz sprawdzić na pierwsze piętro, a ja do ciebie dołączę za minutę?
     – Jasne.
Dariusz odszedł w stronę schodów.
     Bartosz wstał i narzucił jakieś ubranie. Nadal śmierdział, ale nie miał czasu aby iść pod prysznic.
     – Pójdę sprawdzić co z tatą.
Pocałował mamę i siostrę w policzki. Wyglądały na trochę spięte.
     – Wy dwie wpadnijcie pod prysznic. Kiedy usłyszymy, że w łazienkach leje się woda , powiem mu, że musiał cię nie zauważyć w łazience.
     – On w to uwierzy?
Sylwia wstała z łóżka, podniosła bieliznę i włożyła szlafrok.
     – Prawdopodobnie.
Bartosz wzruszył ramionami.
     – Jeśli nie, wymyślimy inną historię. Trochę źle się czuję, gdy oszukuję staruszka, ale lepsze to, niż jakby się wszystkiego dowiedział. Prawda?
     – Tak. – zgodziła się Sylwia.
     Monika skinęła głową. Wstała i narzuciła pierwsze lepsze odzienie, jakie wpadło jej w ręce, piżamę Bartosza.
     – W porządku.
Bartosz otworzył drzwi i sprawdził korytarz.
     – Nie ma go.
     Bartosz wyszedł z pokoju i poszedł szukać ojca. Kobiety udały się pod prysznice.

***

     – Wyszłam za niewłaściwego brata Czerwińskich.
Ewelina uśmiechnęła się do swojego chudego, spoconego szwagra. Spojrzała w dół między swoje piersi, w kierunku swojej blond cipki, ale widziała jedynie spuchnięty brzuch. Ta myśl mocno ją uderzyła, Tomasz nie zasługiwał na to by wychowywać dziecko Bartosza.
     – Więc, co się stało po wejściu twojej mamy?
     – Było to takie podniecające.
Bartosz rżnął Ewelinę na jej łożu małżeńskim, chwytając ją za kostki i szeroko rozchylając jej długie, blade nogi. Widział wyraźnie, jak jego kutas bada jej cipkę. Uwielbiał ich zajęcia pozaszkolne. Opowiedział jej wszystko o tym, jak dał swojej siostrze jej pierwszy anal z matką leżącą pod spodem.
     – Mieścisz się w jej drobnym tyłku?
Ewelina pisnęła, gdy Bartosz uderzył głęboko w jej czuły punkt i pomyślała o świętoszkowatych kobietach Czerwińskich, które całkowicie oddały się Bartoszowi.
     – Tak.
Bartosz uśmiechnął się i pchnął w nią mocniej. Już spuścił się w jej cipce i nie spieszył się, aby ją ponownie wypełnić nasieniem.
     – Dasz jej dziecko? Obie urodzą twoje dzieci? Ewelina wcisnęła głowę z powrotem w materac. Dzięki Bogu dom wybrał ją, aby była częścią tej rozkoszy. Stał się centralnym filarem jej życia.
     – I pani Samatar i pani Halicka.
Bartosz użył miękkiej łydki Eweliny, aby wytrzeć pot z czoła.
     – Ale najpierw ja zaszłam w ciążę, prawda?
     – Nie, sądzę, że pierwsza była moja mama. – Bartosz potrząsnął głową, jego blond włosy przykleiły się do czoła.
     Ewelina nie mogła się zmusić do zmarszczenia brwi, czuła się zbyt dobrze.
     – Cóż, przynajmniej byłam druga, prawda?
     – Tak.
     – Dobrze, zaopiekuję się twoim dzieckiem, Bartku. – Ewelina położyła ręce na brzuchu. – Obiecuję.
     – Wiem, że tak będzie. Będziesz idealną mamą.
     – O Jezu. – Fala ekstazy wypełniła jej umysł. – Zmieniłeś mnie pod tak wieloma względami, a teraz uczyniłeś mnie matką. Zamknęła oczy, pogłaskała brzuch i doszła na jego gigantycznym penisie.
     Chwilę później leżeli razem w łóżku, Ewelina musnęła palcami chudą klatkę piersiową Bartosza. Sperma powoli wylewała się z jej cipki i plamiła pościel.
     – Co byś powiedział, gdybym powiedziała ci, że chcę opuścić swojego męża?
     – Naprawdę?
Bartosz podniósł się, opierając głowę o zagłówek z tkaniny.
     – No nie wiem. To znaczy... Tomek jest chujem.
     –  Jest... – szepnęła Ewelina.
Tak rozpaczliwie potrzebowała wsparcia Bartosza.
     – Czy to przeze mnie? – Spojrzał w jej ładne, niebieskie oczy.
     – Ależ oczywiście. – Ewelina skinęła głową, przesuwając palcami po jego płaskim brzuchu. – I przez dziecko.
     – Myślałem, że będziesz wychowywać dziecko z Tomkiem.
     – Chcesz, żeby Tomek wychowywał twoje dziecko? – Lekki uśmiech Eweliny był pełen nadziei.
     – Hmm... nie.
Teraz, kiedy Bartosz o tym pomyślał, nie chciał, aby Tomasz był blisko żadnego z jego dzieci.
     – Ani ja.
Sięgnęła w dół i ścisnęła jego miękkiego fiuta. Był o wiele większy niż Tomasza. Mogłoby się wydawać, że ci dwaj bracia należeli do różnych gatunków.
     – Więc, co zamierzasz zrobić?
Myśli Bartosza pędziły jedna za drugą. Jego mama nie będzie z niego zadowolona jeśli przyczyni się do rozpadu małżeństwa swojego brata.
     – Cóż, przemyślę to przez kilka dni. A potem prawdopodobnie powiem mu, że chcę się rozstać i zostawię mu dom. Ścisnęła jego kutasa trochę bardziej natarczywie. Sprężyste ciało odpychało jej palce. Ta rozmowa toczyła się tak dobrze, jak tylko mogła.
     – Och...
Bartosz zmarszczył brwi. Czy wróci do domu swoich rodziców?
     – Gdzie się podziejesz?
     – Porozmawiam z twoją mamą o zamieszkaniu z wami.
Ewelina głaskała go swoją dłoń w górę i w dół, pochyliła się i pocałowała główkę jego penisa. Jej cycki zwisając, opadły na brzuch Bartosza.
     – Co?
Bartosz obserwował, jak jego szwagierka fachowo zajmuje się jego penisem.
     – To znaczy, ciężko będzie przekonać do tego moją mamę. Będzie wkurzona na Tomka.
     – Będziesz musiał mnie wesprzeć, Bartku.
Znowu pocałowała głowę, jej obrączka była przyciśniętą do jego fiuta.
     – Zrobię... uch... co będę mógł. – Bartosz chciałby mieć ją cały czas w swoim domu.
     – Dziękuję. Mamy około godziny, zanim Tomek wróci do domu. Jeszcze jeden raz? Pozwolę ci wziąć mnie w tyłek, tak jak brałeś swoją mamę i siostrę. Ewelina wzięła go do ust. Był teraz w pełni twardy. Powoli wepchnęła go do gardła.
     – Dobra, zgoda.
Bartosz wplótł palce w jej jedwabiste blond włosy.

***

     Tydzień później Bartosz zastał Sylwię w swoim pokoju zbierającą rzeczy do prania.
     – Hej, mamo. Masz chwilę?
Podziwiał jej okrągły tyłek, pięknie zarysowany pod materiałem sukienki, gdy pochylała się, by podnieść kilka jego porozrzucanych skarpetek.
     – Nie, jeśli myślisz to, o czym myślę, że myślisz.
Sylwia wyprostowała się, uśmiechnęła i spojrzała na guzek w jego spodniach. Jak mógł ciągle to robić i robić, i nie mieć dość? Z Khadrą, Moniką i Sylwią seks był w ich domu niemalże stałym elementem. To był cud, że udało im się utrzymać to w tajemnicy przed Dariuszem.
     – Muszę zrobić pranie. Twój ojciec zgłosił się na ochotnika do prania jakiś czas temu, ale nie robi tego zbyt dobrze. Wzięła kosz na pranie, oparła go na biodrze i skierowała się do drzwi.
     – Mamo, nie zawsze musi chodzić o seks. Czasami po prostu chcę porozmawiać.
Wyszedł za nią na korytarz i zszedł po schodach.
     – Mam twój numer, kolego.
Sylwia zachichotała do siebie. Miło było wiedzieć, że wciąż może z nim ustalać jakieś granice.
     – Jeśli chcesz porozmawiać, to o co chodzi?
     – Czy mogę to dla ciebie ponieść?
Bartosz lubił patrzeć, jak jego mama zajmuje się domowymi obowiązkami, ale była w ciąży i być może nie powinna dźwigać tego ciężkiego kosza.
     – Tak, dziękuję, skarbie.
Sylwia zatrzymała się na schodach i podała mu koszyk. Następnie ruszyła na dół.
     – Czy słyszałaś coś ostatnio od Tomka lub Eweliny?
Bartosz nie mógł się powstrzymać od obserwowania jej kołyszącego się tyłka, gdy podążał za nią.
     – Od jakiegoś czasu nic nowego. Słyszałeś coś?
Sylwia spojrzała na niego przez ramię. Przeszli korytarzem obok kuchni.
     – Nie, tylko się zastanawiam.
Bartosz zszedł po schodach do piwnicy zaraz za Sylwią.
     –  Nie zakradłeś się, żeby spotkać się z Eweliną, prawda?
Sylwia zbliżyła się do syna, idąc w piwnicy i żartobliwie uderzyła go biodrem.
     – Nie musisz na to odpowiadać. Oczywiście, że tak.
     – Nie jesteś zła?
Bartosz czekał, aż jego mama otworzy drzwi do pralni.
     – Dlaczego miałabym być...
Sylwia otworzyła drzwi i zajrzała do niedokończonej części piwnicy.
     – ...o mój Boże.
     – Co to jest?
Bartosz zaglądał przez drzwi z szeroko otwartymi oczami.
     – Nie jestem pewien, na co patrzę.
To, co kiedyś było w większości pustą przestrzenią z paroma wiązkami przewodów i kilkoma rurami, teraz było labiryntem niebiesko-czerwonych rur. Pokój był wypełniony siecią utworzoną z rur ciągnących się od podłogi po sam sufit. Ledwie starczało miejsca, żeby tam się zmieścić. Całość wyglądała jak jakiś tor przeszkód.
     – Bartku? – Kolory odpłynęły z twarzy Sylwii. – Gdzie jest twój ojciec?
     – Myślę, że ucina sobie drzemkę.
Bartosz z łoskotem upuścił kosz na pranie pod nogi.
     – To właśnie tutaj robił? Próbowała prześledzić wzrokiem tylko jedną rurę, żeby zobaczyć, dokąd zmierza, ale zgubiła ją w chaosie.
     – My... um... musimy dać mu odpocząć od tego domu.
     – Jasne. – Bartosz skinął głową. – On zwariował.
     – Tak...
Sylwia położyła dłoń na ramieniu Bartosza.
     – Twój głupi ojciec trochę zwariował. Chodźmy spakować jego rzeczy.
     Odwrócili się razem i skierowali w stronę schodów.

Dodaj komentarz