Nawiedzona Rezydencja (IX)

Nawiedzona Rezydencja (IX)Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls

Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!


     Sylwia uważnie obserwowała swoją synową i syna podczas śniadania. Musiała im to oddać, nie zachowywali się tak, jakby między nimi wydarzyło się coś niezwykłego. Jasne, Bartosz milczał, jedząc płatki. I oczywiście, Ewelina była nieco małomówna. Ale gdyby Sylwia na własne oczy nie widziała, jak parzą się niczym zwierzęta, nigdy by się nie domyśliła.
     Tomasz, Dariusz i Monika z pewnością niczego się nie domyślali. Sylwia przeprosiła, odeszła od stołu i poszła do kuchni, żeby nalać sobie kolejny kubek kawy. Słuchała paplaniny Dariusza o kafelkach do łazienki. Tomasz od czasu do czasu dodawał jakiś komentarz lub przytakiwał, aby dać znać ojcu, że go słucha. Sylwia wyłączyła się i patrzyła, jak para unosi się z jej filiżanki. Wirowała, skręcała się i kształtowała w dwie rytmicznie pulsujące smugi.
     O Boże. Dłoń Sylwii powędrowała do jej ust. Zerknęła przez ramię, ale nikt w jadalni jej nie obserwował. Smugi pary nabrały wyraźniejszych kształtów i utworzyły dwie postacie w przestrzeni nad kuchennym blatem. Wyraźnie reprezentowali mężczyznę oraz kobietę i przybrali takie pozy, w jakich znajdowali się Ewelina z Bartoszem robiąc to poprzedniego wieczoru. Podobnie jak sama Sylwia robiła ze swoim synem. Przyglądała się, jak kopulujące postacie się poruszają, aż zaczęła czuć motyle latające w jej brzuchu.
     Co było nie tak z Czerwińskimi? Kobiety, które przysięgały kochać i chronić swoich mężczyzn, odrzuciły swoje przysięgi jak niepotrzebne śmieci. Sylwia patrzyła, jak para się wzbija w powietrze cały czas uprawiając seks. Zrozumiała, że jeśli miałaby uniemożliwić Bartoszowi ponowne spółkowanie z Eweliną, musiałaby trochę dać od siebie i znowu zacząć mu pomagać z jego przyrodzeniem. Ta myśl wywołała większą ilość motyli w jej brzuchu oraz wilgoci w majtkach. Oczywiście nie musiałaby znowu uprawiać z nim seksu. Seks oralny nie był zdradą, a to powinno wystarczyć, by zadowolić napalonego nastolatka.
     – Mamo?
Monika przyniosła swój pusty talerz do kuchni.
     – Tak?
Sylwia gorączkowo pomachała nad kubkiem, usuwając postacie utworzone z pary.
     – Dasz mi parę złotych?
Monika postawiła talerz w zlewie.
     – Mam dziś zajęcia pozalekcyjne i muszę kupić coś na przekąskę.
     – Jasne skarbie.
Sylwia skinęła głową i wzięła torebkę. Wyciągnęła dwudziestozłotowy banknot i wręczyła go swojej córce.
     – Wystarczy?
     Monika skinęła głową, a jej elfie rysy rozpromieniały się w szczerym uśmiechu.
     – Dziękuję mamo. Jesteś wspaniała.  
     – Nie ma za co, Moniu.
Sylwia odwzajemniła uśmiech. Musiała dziś rano udać się do domu Samatarów. Nic poza tym, ochroniłaby tę słodką niewinność wypisaną na osiemnastoletniej twarzy Moniki.
     Sylwia odprowadziła swoje dzieci do drzwi. Bliźnięta zeszły długim podjazdem, aby udać się na autobus. Tomasz i Ewelina wsiedli do pickupa i pojechali do swojego domu. Kiedy wyszli, Sylwia wróciła do jadalni i zastała Dariusza kończącego kawę.
     – Wracam do wschodniej wieży. – Dariusz uśmiechnął się do swojej żony. – Chcesz mi pomóc z elektrycznością?
     – Ja… nie mogę. – Sylwia zmarszczyła brwi.
     – Coś się stało?
Dariusz wstał i podszedł do swojej żony.
     – Ja…
Sylwia nie potrafiła wymyślić kłamstwa. Nie była dobra w kłamaniu, pomimo wszystkich sekretów, które ostatnio skrywała przed Dariuszem.
     – Muszę wstąpić do domu Samatarów.
     – Czy to nie może poczekać? – Uśmiech Dariusza zbladł.
     – Nie, nie może. – Sylwia wzięła głęboki oddech. – Niedługo wrócę.
     – Nie dawaj im żadnych pieniędzy.
Dariusz klepnął żonę w tyłek i minął ją. Nie mógł nie zauważyć, jak okrągłe stały się jej pośladki.
     – Kiedy wrócisz, przyjdź do mnie do wieży. Przydałaby mi się dzisiaj twoja pomoc.
     – Dobrze kochanie.
Sylwia odwróciła się i przyglądała się, jak jej mąż odchodzi. Czuła się taka rozdarta. Dariusz jej potrzebował, by była jego prawdziwą i wierną żoną. Bartosz potrzebował jej, by opiekowała się nim jak tylko matka potrafi. Monika potrzebowała jej ochrony. Tomasz potrzebował jej, by uratować swoje małżeństwo. Nawet dom potrzebował jej, by dotrzymała jego tajemnic. Wzięła głęboki oddech, wyjęła torebkę i kluczyki do samochodu. Zrobiłaby wszystko, co w jej mocy, by dać wszystkim to, czego potrzebowali.  

***

     Pick-up odjechał z krótkiego podjazdu. Ewelina pomachała do Tomasza, gdy ten wyruszał do pracy. Weszła do domu. Przestrzeń w której mieszkali była wypełniona gustownymi meblami, oprawionymi grafikami oraz zdjęciami Tomasza i Eweliny. W salonie wisiało oprawione zdjęcie z ich ślubu oraz drugie z miesiąca miodowego. Wszystko wydawało się takie małe i puste.
     Ewelina zadrżała, gdy pomyślała o tym, jak rozciągnięta i pełna była jej cipka zaledwie kilka godzin temu, gdy osiemnastoletni Bartosz spuścił się w jej wnętrzu ogromnym ładunkiem nasienia. Wydawało jej się to tak surrealistyczne. Jej uda zadrżały. Jezu, ona chodziła w tej chwili ze spermą Bartosza w swoim wnętrzu. Wcześniej tego ranka umyła zęby z macicą pełną nastoletniego nasienia. Spokojnie rozmawiała z mężem w ich samochodzie jadącym do domu. Zjadła śniadanie z cipką pełną spermy. Ewelina rzuciła się do swojej sypialni, zrzucając po drodze ubranie.
     Naga na łóżku odnalazła swoją cipkę, potarła wargi i łechtaczkę. Miała około ośmiu godzin, zanim Tomasz wrócił do domu. Zamierzała mieć w tym czasie mnóstwo orgazmów. Cały czas myśląc o ogromnych kutasach. Myśli o gorącym ładunku Bartosza, oraz o niemożliwie zimnej spermie, którą Gabriel pozostawił w jej pochwie dzień wcześniej. Chłopcy w tym domu wykorzystywali ją dla własnej przyjemności, a ona to uwielbiała. Tak bardzo to kochała, że zawarła diabelski układ z widmem. Duże piersi Eweliny zadrżały, gdy doprowadzała się do pierwszego z wielu orgazmów, jakie zamierzała dać sobie tego dnia. Krzyknęła w małym, pustym domu. Kiedy doszła do siebie po pierwszym orgazmie, jej ręka od razu wróciła do pracy.

***

     Dom Samatarów różnił się od rezydencji Czerwińskich, pod każdym możliwym względem. Jednorodzinny klocek bez żadnych detali i uroku, położony w sąsiedztwie pełnym podobnych domów. Sylwia zadzwoniła do drzwi i czekała z dłońmi splecionymi przed sobą. Jej palce bezmyślnie błądziły gładząc niebieski materiał sukienki. Sylwia spojrzała w dół i zauważyła linię soli biegnącą tuż przed progiem. Sól zakręcała w bok, gdzie przechodziła w symbol, który Sylwii przypominał ziejącego ogniem smoka.
     Khadra otworzyła drzwi:
     – Och, witam pani Czerwińska.
Uśmiechnęła się do kobiety i stwierdziła, że Sylwia wygląda na zmartwioną.
     – Wejdź do środka.
     – Dzień dobry Khadro.
Sylwia przekroczyła próg i nagle poczuła się bardzo zmęczona, jakby dom wyssał z niej energię.
     – Potrzebuję pomocy.
     – Na pewno?
Khadra skinęła głową i poprawiła hidżab.
     – Ufam, że nasze symbole utrzymały demony pod kontrolą?
     – Um…
Sylwia musiała usiąść, czuła się taka wyczerpana.
     – Czy mogę?
Znalazła krzesło w salonie i usiadła.
     – Przepraszam za moje maniery. – Khadra skineła głową. – Czy mogę zaproponować herbatę?
     Sylwia potrząsnęła głową.
     – No więc.
Khadra usiadła na kanapie naprzeciw Sylwii, z kolanami złączonymi pod luźną sukienką.
     – Co mogę dla ciebie zrobić? Mojego męża nie ma w domu.
     – W porządku.
Sylwia oparła głowę o zagłówek i spojrzała w bok. Zauważyła więcej soli na parapetach i więcej symboli. Zobaczyła symbol węża i może coś, co wyglądało jak jeżozwierz. Szczegóły nie były dobrze odwzorowane w rysunkach wykonanych z soli.
     – Pani Czerwińska?
     – Przepraszam. Jestem taka senna.
Oczy Sylwii ponownie odnalazły Khadrę i skupiła się na swoim gospodarzu. Sylwia pomyślała, że Khadra była całkiem ładna, ze swoją gładką brązową skórą i uroczym uśmiechem.
     – Chciałabym abyś użyła jakiegoś uroku, który ochroni moją rodzinę.
     – To właśnie zrobiliśmy.
Khadra skinęła głową, a jej uśmiech zniknął. Jej klientka była blada. Cóż, zawsze była blada, ale teraz bardziej niż zwykle. Nawet alabastrowa.
     – Planujemy wrócić w środę, żeby sprawdzić stan symboli. Wszystko w porządku?
     – Czy możesz dać mi coś dla moich dzieci? Aby je ochronić. Może coś co mogłyby założyć na szyję, czy coś takiego?
Sylwia walczyła ze zmęczeniem. Niczego nie pragnęła bardziej, jak tylko odchylić głowę do tyłu i uciąć sobie krótką drzemkę w tym dziwnym pomieszczeniu.
     – Czy coś się stało, pani Czerwińska?
Khadra wstała z kanapy i podeszła do kredensu, uważając, aby jej gość znajdował się w jej polu widzenia. Otworzyła szufladę i wyjęła kilka woreczków z bawełnianych chusteczek wypełnionych groszem królewskim, czystą solą i srebrnym pyłem.
     – Widziałam ducha.
Sylwia nie chciała już kłamać, ale nie mogła powiedzieć tej kobiecie całej perwersyjnej prawdy.
     – Kobieta w ciąży z dziewiętnastego wieku. Uprawiała cudzołóstwo ze swoim synem.
     – Przeklęty grzech.
Khadra podeszła do Sylwii.
     – Syn też był duchem?
     – Tak. Oczywiście.
     – To będzie kłopotliwe.
Khadra wręczył Sylwii saszetki.
     – Są tu cztery torebki, po jednej na każdego członka rodziny. Niech każda osoba ma je zawsze przy sobie.
Khadra potarła ramię biednej kobiety.
     – Zaczynam rozumieć, z czym mamy do czynienia. Maxamed i ja przyjdziemy przygotowani w środę. Możemy przegnać te demony.
     – Dziękuję.
Sylwia włożyła saszetki do torebki i zebrała w sobie wszystkie siły, aby wstać.
     – Muszę teraz wrócić do męża.
Na drżących nogach podeszła do drzwi wyjściowych, otworzyła je i wyszła na chłodne powietrze poranka. Na zewnątrz czuła się ożywiona i odświeżona. Odwróciła się i uśmiechnęła do Khadry, która teraz przytrzymała otwarte drzwi.
     – Nie jesteśmy zbyt bogaci, pani Czerwińska.
Khadra nie mogła nie zauważyć, że Sylwia się zmieniła.
     – Oczywiście.
Sylwia sięgnęła do torebki i wyjęła sto czterdzieści złotych, wszystkie pieniądze, jakie miała przy sobie.
     – Obecnie brakuje nam też funduszy. Ale przyjmij to.
Wręczyła Khadrze pieniądze.
     – Dziękuję.
Khadra wzięła pieniądze i schował je do swojej długiej, pozbawionej formy sukienki.
     – Do zobaczenia za kilka dni.
     – Tak, do zobaczenia.
Sylwia pomachała i szybkim krokiem wróciła do samochodu.
     Khadra patrzyła, jak Sylwia odchodzi, po czym zamknęła drzwi. Odwróciła się, żeby zająć się swoimi obowiązkami i znieruchomiała. Na podłodze w korytarzu spoczywał ten bezbożny, czarny fallus. Zmagała się ze swoim następnym krokiem przez kilka minut, wpatrując się w przedmiot. W końcu podniosła go szybkim energicznym ruchem i pobiegła do łazienki.
     Kilka minut później, kiedy poruszała wielkim dildem w swojej ciasnej pochwie, pomrukując i klnąc, podczas penetrowania swojego wnętrza, zastanawiała się, czy Sylwia była w jakiś sposób odpowiedzialna za ponowne pojawienie się dildo. Khadra raz po raz zanurzała je w sobie, gdy siedziała na sedesie, z sukienką owiniętą wokół talii. Całe jej ciało drżało z przyjemności i poczuła zbliżający się niemal apokaliptyczny orgazm. Musiałaby pozbyć się tego silikonowego koszmaru, ale najpierw potrzebowała go, aby zaspokoić swoją żądzę.
     Khadra osiągnęła punkt kulminacyjny. Kiedy jej ekstaza minęła, przysięgała, że zakopie fallusa na podwórku. Jej pochwa drgnęła wokół potwora. Ale po kilku minutach znów zaczęła ją pompować i pozwalała, by wzniosła się na nowe wyżyny.
     Po trzecim orgazmie dildo w niewytłumaczalny sposób ponownie zniknęło. W jednej chwili masa tego przedmiotu ciążyła jej w rękach, w następnej nic. Sprzątnęła i przeszukała cały dom, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. W końcu wróciła do swoich codziennych obowiązków i postanowiła w środę pokonać dom Czerwińskich. Ona i jej mąż pokonają zarazę, która zmusiła ją do robienia tak niestosownych rzeczy.  

***

     Po szkole Bartosz odnalazł matkę w gabinecie, przeglądającą plany rezydencji.
     – Gdzie jest tata?
Widział  bok jej dużej piersi wciśniętej w krawędź biurka, gdy pochylała się, żeby obejrzeć plany.
     – Cześć Bartku.
Sylwia zdjęła okulary do czytania i spojrzała znad biurka. Zamrugała, patrząc na syna, gdy jej myśli wracały do teraźniejszości.
     – Poszedł na piwo z przyjaciółmi.
     – A Monika jest na zajęciach pozalekcyjnych.
Bartosz konspiracyjnie rozejrzał się po gabinecie.
     – Mamy cały dom tylko dla siebie.
     – Musimy o czymś porozmawiać Bartku.
Sylwia wstała i wygładziła swoją skromną niebieską sukienkę.
     Bartosz zmarszczył brwi.
     – Przepraszam mamo, że mówiłem takie rzeczy.
Bartosz spojrzał na podłogę, aby uniknąć chłodnego spojrzenia matki.
     – Pani Głowacka chciała, żebym mówił ci sprośne rzeczy i…
     Sylwia uniosła rękę, żeby mu przerwać.
     – Przyjmuję przeprosiny. Ale nie będziesz już słuchać pani Głowackiej, rozumiesz?
     – Tak.
Bartosz nie odrywał oczu od podłogi. Włożył ręce do kieszeni.
     – Ale nie o tym chciałam z tobą rozmawiać.
Sylwia podeszła do Bartosza i położyła palec pod brodą. Podniosła jego twarz, tak by jego niebieskie oczy spojrzały w jej brązowe.
     – Widziałam cię zeszłej nocy.
     – Ty co?
Puls Bartosza przyspieszył. Ewelina zostawiła otwarte drzwi do biblioteki. O Boże, miał kłopoty. Bartosz wzdrygnął się.
     – Widziałam ciebie i Ewelinę na fotelu.
Sylwia zmarszczyła brwi. Nie było to łatwe do powiedzenia.
     – Wiem, że miałeś spory kryzys ze swoim wielkim wiesz-czym i problemami ze znalezieniem odpowiedniego ujścia dla swoich stłumionych uczuć. – Sylwia wzięła głęboki oddech. – Ale nie możesz go wbić w pierwszą lepszą kobietę. Rozumiesz?
     Bartosz bardzo powoli skinął głową.
     – Na niebiosa, Bartku. To twoja szwagierka.
Sylwia spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich ból i dyskomfort. Ale ta rozmowa musiała się odbyć.
     – Wiem, że ty i Tomek nie zawsze się dogadujecie, ale nigdy więcej nie możesz dotknąć jego żony. Rozumiesz?
     – Tak mi przykro. – Bartoszowi bardzo trudno było powstrzymać się od płaczu.
     – Wiem skarbie. Chodź tu.
Objęła go rękoma i położyła jego głowę na swoim ramieniu. Poklepała go po plecach.
     – Wiem, że masz problemy z kontrolowaniem swoich emocji. Większość nastoletnich chłopców ma podobne problemy, u ciebie po prostu jest tego więcej niż u większość chłopców. Ale nie należysz do przeciętnych nastolatków. Dlatego nadal będę ci pomagać, dopóki nie znajdziemy alternatywnego rozwiązania. Ale koniec z seksem, dobrze? Żadne z nas nie powinno robić tego twojemu ojcu.
     – Dobrze, mamo.
Dłonie Bartosza objęły biodra Sylwii i znalazły jej okrągły tyłek. Chwycił dłońmi jej duże pośladki i przyciągnął ją do siebie.
     – Przepraszam za to, co powiedziałem.
Potarł sztywniejącego penisa o jej brzuch.
     – I przepraszam za Ewelinę.
     – Wszyscy popełniamy błędy, Bartku.
Sylwia wyciągnęła rękę i bawiła się jego włosami.
     – Jesteś w wieku, w którym będziesz popełniać wiele błędów. Ważne jest, żebyś się na nich uczył.
Pozwoliła mu pocierać się o siebie. Sposób, w jaki chwycił ją za tyłek, wywołał dreszcz wzdłuż jej kręgosłupa.
     – Teraz mogę powiedzieć, że potrzebujesz ulgi.
     – Tak, proszę.
Bartosz puścił jej tyłek, gdy opadała na kolana. Patrzył, jak starannie układa rąbek sukienki pod sobą oraz patrzy na niego z miłością i niecierpliwością.
     – Obiecaj, że będziesz podejmował lepsze decyzje.
     – Obiecuję.
Bartosz skinął głową.
     Sylwia złożyła pocałunek na wybrzuszeniu jego spodni.
     – Mamo, będziesz potrzebowała ręcznika? – Bartosz starał się być taktowny.
     –  Nie, dziękuję Bartku. Stałam się całkiem niezła w połykaniu... tego.
Zarumieniła się, rozpięła mu spodnie i upuściła je. Ciemny czubek jego penisa wystawał zza gumki jego bokserek. Opuściła bieliznę i gwałtownie wciągnęła powietrze.
     – Zawsze zapominam, jaki jesteś duży. Wtedy to widzę i… – Pochyliła się i wzięła go do ust.
     Piętnaście minut później Sylwia odchyliła się do tyłu i penis wyskoczył z jej ust. Potarła go obiema rękami, spojrzała w górę i wstrzymała oddech.
     – Jesteś blisko?
     Bartosz potrząsnął głową na boki.
     – O rany… Bartku.
Jej ramiona były zmęczone.
     – Twój ojciec skończyłby… dawno temu.
     – „Nie bądźmy… zmęczeni czynieniem dobra, gdyż we właściwym czasie… będziemy zbierać plony, jeśli się nie poddamy.”
Bartosz uśmiechnął się do swojej matki, gdy ta gorączkowo go zaspokajała. Nigdy nie była piękniejsza niż wtedy, gdy próbowała wydusić z niego jego spermę, z lekkim maniakalnym błyskiem w oku.
     – Teraz nie czas… na cytowanie mi..  Biblii…
Sylwia puściła jego penisa, wstała i ostrożnie zdjęła sukienkę. Powiesiła ją na pobliskim krześle i pochyliła się nad biurkiem, opierając dłonie o plany domu.
     – Możesz go pocierać o mój tyłek.
Spojrzała na niego przez ramię. To był niebezpieczny ruch z jej strony, była ubrana jedynie w stanik i majtki, z wypiętym tyłkiem. Bartosz może nie być w stanie oprzeć się pokusie. Ale chciała zapewnić mu ulgę.
     – No dalej, kochanie.
     – Jasne, mamo.
Bartosz stanął za nią i przesunął palcami po alabastrowym łuku jej pośladków. Zadrżała, a on był podekscytowany, widząc, jak się trzęsie. Opuścił jej majtki po jej udach i ułożył swojego penisa pomiędzy jej pośladkami.
     – Masz najlepszą dupę.
     – Język, młody człowieku. To tyłek… lub tyłeczek… lub… oooohhhhhhh… to jest wspaniałe uczucie.
Odepchnęła się w jego kierunku, gdy jego kutas ślizgał się po jej tyłku, a końcówka wielokrotnie wciskała się w jej plecy.
     Luiza stała w drzwiach, obserwując matkę i syna. Biblia nie zachwycała ją tak jak Czerwińskich. Ale też miała ulubiony fragment albo dwa. Oczywiście Pochodził on z Księgi Ezechiela. Było tam coś o pożądaniu kochanków, których genitalia były jak u osłów, a ich wydzieliny były jak u koni. Ale cytat Bartosza o cierpliwości był najbardziej odpowiedni dla powołania Luizy. Zjawa przez stulecia torowała sobie stały kurs i będzie w nim trwać, prędzej czy później zdeprawuje wszystkich tych, którzy znajdą się w jej zasięgu. Luiza uśmiechnęła się i weszła do pokoju, jej zwiewna sukienka lekko zaszeleściła.
     – Możesz go spryskać Bartku.
Sylwia poruszyła tyłkiem, gdy jej syn przesuwał swój długi sprzęt w przód i w tył.
     – Po prostu nie myśl o tym.
     – Ja… nie będę.
Wojna w głowie Bartosza między posłuszeństwem, a pożądaniem dobiegła końca. Zakręcił jej biodrami i odwrócił ją twarzą do siebie, a jej cycki zadrżały w staniku od tego nagłego ruchu.
     – Co robisz?
Sylwia stała tuż przed nim ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. Zobaczyła Luizę stojącą za Bartoszem, a jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
     – Ona jest za tobą.
     – Kto?
Bartosz zamarł i obejrzał się przez ramię. Odprężył się, kiedy zobaczył, kto to.
     – Pani Głowacka jest przyjacielska.
     – Nie jest.
Sylwia ponownie odwróciła się plecami do Bartosza i schyliła, żeby wyjąć jeden z woreczków z torebki.
     – Odejdź, diable. Rozkazuję ci… och… Bartku? … Uch… uch… uch…
Kiedy pochyliła się z majtkami wokół kostek, jej syn wsunął swojego potwora do jej mokrej pochwy. Dziwne było, jak tak wielkie przyrodzenie mogło tak łatwo wślizgnąć się do jej wnętrza. Poczuła, jak jego palce wbijają się w skórę wokół jej bioder i tak po prostu walił ją od tyłu. Jej pochwa rozciągnęła się, żeby go pomieścić.
     – Zrobiłaś… to… –  syknęła Sylwia do Luizy.
     – Ja?
Luiza ze zdziwieniem uniosła brew.
     – Nie odmówiłbym sobie tej przyjemności oglądania, jak to robisz.
Luiza uśmiechnęła się swoim słodkim, niewinnym uśmiechem i położyła ręce na ciężarnym brzuchu.
     – Jasne, może trochę pomogłam z krnąbrną Eweliną. Ale ty?
Powoli pokręciła głową, gdy Bartosz zwiększył siłę swoich pchnięć.
     – Tobie tylko wskazałam ścieżkę.
     – O mój Boże, to… dzieje się… ooooohhhhhhhhh...
Sylwia zadygotała z orgazmu, gdy potwór Bartosza zdobywał jej głębiny. Zaledwie kilka minut temu była taka pewna, że nigdy więcej nie będzie uprawiać seksu ze swoim synem. A teraz, kiedy doszła do siebie po orgazmie, aktywnie mu się oddawała. Dariusz nie mógł konkurować ze swoim synem. Do licha, przyziemność życia nie mogła konkurować z dreszczem i pasją, którą czuła na tym ogromnym penisie. Czy to prawda? Czy Sylwia sama sobie to zrobiła? Wątpiła w to. Ale tak czy inaczej, nie mogła się tym przejmować. Woreczek wypadł z dłoni Sylwii na podłogę.
     – Czy mogę …? – Bartosz zacisnął zęby. Był tak blisko. – Czy mogę dojść w środku?
     – Ja… nie… wiem…
Kolejny orgazm uderzył w Sylwię. Odwróciła głowę i spojrzała na Luizę, która odwzajemniła jej spojrzenie z wyczekującym uśmiechem. Sylwia zamknęła oczy.
     – Tak… Bartku… wypełnij mnie do końca.
W mgnieniu oka wyobraziła sobie siebie w dniu, w którym przeprowadzili się do tej rezydencji. Kobieta, którą wtedy była, nigdy nie zdradziłaby męża. Z pewnością nigdy nie pozwoliłaby synowi skonsumować jej cudzołóstwa. Byłaby zniesmaczona na myśl, że ktoś przygląda się, jak uprawia seks, a tym bardziej gdyby była to jakaś diabelska zjawa. Nigdy nawet nie śniła o penisie wielkości tego, który jest w jej wnętrzu. Co więcej, kobieta, którą była, nie grałaby w ciążową ruletkę. Ta kobieta stoczyła się na dno, do samego źródła pragnienia i pożądania.
     – Wypełnij… mnie… swoimi nasieniem.
     – Dziękuje ci, mamo.
Bartosz przyglądał się jak fale uderzeniowe rozchodzą się po jej tyłku, za każdym razem kiedy w nią agresywnie wchodził. Zamknął oczy.
     – Dooochoodzęęę....
Jego biodra same drgnęły, gdy kutas wystrzelił w jego mamie. Słyszał, jak Sylwia krzyczy, dochodząc wraz z nim. Jej wysoki, słodki głos był zniekształcony i gardłowy.  
     Minutę później, nie pozwalając mu się z niej wysunąć, Sylwia wyprostowała się, sięgnęła do tyłu i pogłaskała jego wąskie biodra. Westchnęła, gdy ręce Bartosza przesunęły się po jej bokach i objęły jej piersi. Jej tyłek tak ciasno przylegał do niego, że jego penis zaklinował się w niej idealnie.
     – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś, kochanie.
     – Ja też nie.
Bartosz zacieśnił uścisk na ciężkich piersiach Sylwii. Delikatnie uderzył biodrami o jej szeroki tyłek.
     – O mój Boże, Bartku – zagruchała Sylwia. – Znowu? Właśnie we mnie doszedłeś.
Ale nie opierała się jego ruchom.
     – Nikogo nie ma w domu, mamo.
Bartosz wyrwał się z niej, lekko opuścił głowę i rozchylił jej pośladki, żeby zobaczyć, jak sperma kapie z jej cipki. Jego biała maź wyciekała z jej rozchylonych warg i spływała po wewnętrznej stronie ud.
     – Zróbmy to jeszcze raz.
     – W porządku.
Sylwia nie mogła wymyślić lepszej odpowiedzi. Zarumieniła się, gdy Bartosz oglądał jej pochwę, a potem pozwoliła mu się nią zająć. Odwrócił ją twarzą do siebie, odsunął jej prawą nogę delikatnie na bok. Chrząknęła, gdy jego penis wsunął się z powrotem w jej wnętrze, wydając surowy dźwięk, który powstał, gdy wypierał z niej obfite ilości spermy.
     Zwróceni teraz do siebie, pocałowali się. Oboje objęli się czule ramionami.
     Sylwia przerwała pocałunek.
     – Nigdy nie robiłam tego stojąc w taki sposób.
Była zdumiona wytrzymałością i energią swojego syna, gdy przyciskał swoje biodra do niej.
     Luiza klasnęła i zachichotała z boku.
     – Jest pani teraz otwarta na wszelkiego rodzaju nowe rozkosze, pani Czerwińska. Poczekaj tylko... – Luiza wybuchła radosnym śmiechem. – …tylko poczekaj.
     Minęła godzina, a Sylwia ujeżdżała syna jak kowbojka siedząc na nim okrakiem na podłodze.
     – Ja… czuję się jak... nastolatka…
Dawno pozbawiona biustonosza, trzymała swoje piersi  mocno przyciskając je do swojej klatki piersiowej, podskakiwała na długim przyrodzeniu.
     – Possij swój… hm… hm… sutek.
Bartosz chwycił ją za biodra i pomógł nadać rytm jej ruchom.
     – Ja… nigdy…
Sylwia dodała coś do swojej listy pierwszych razów. Ujęła lewą pierś i podniosła ją do ust. Wciągnęła swój duży różowy sutek i otoczyła go językiem. To uczucie było niesamowicie niegrzeczne i wzniosłe.
     Widok jego mamy, zaspokajającej swój własny cycek, wyprowadził Bartosza z równowagi. Z serią naglących chrząknięć ponownie spuścił się we wnętrzu Sylwii.
     Sutek wyskoczył z jej ust, kiedy poczuła gorące strumienie spermy pokrywające jej wnętrze.
     – Ochhhhh..., Baaartkuuuu...
Odchyliła się do tyłu i pozwoliła, by ogarnął ją kolejny orgazm. Jej ramiona rozchyliły się na boki, a jej palce wykonały niezręczne, bezmyślne gesty.
     – Czuję to… czuję to…
Całe ciało Sylwii zaczęło drżeć w konwulsjach, a jej pochwa rytmicznie kurczyła się wokół penisa Bartosza.
     Kilka minut później Sylwia otworzyła jedno oko i spojrzała na swojego słodkiego synka. Wyglądał na całkowicie wyczerpanego i szczęśliwego. Zapach ich potu i spermy wisiał w powietrzu. Otworzyła drugie oko i leniwy uśmiech pojawił się na jej twarzy.
     – Czy… w końcu… jesteś zadowolony?
Wzięła głęboki wdech i wydech.
     – Tak dobrze się mną zajmujesz. – Bartosz westchnął.
     – Mój mały mężczyzna.
Sylwia pochyliła się do przodu, przyciskając piersi do jego chudej klatki. Złożyła pocałunek na jego czole i oparła policzek o jego potargane blond włosy. Jej pochwa mimowolnie skurczyła się wokół wciąż znajdującego się w niej grubego penisa.
     – Mój bardzo duży, mały mężczyzna.
     – Czy możemy znowu uprawiać seks?
Penis Bartosza drgnął w jej wnętrzu i w odpowiedzi poczuł szarpnięcie cipki swojej mamy.
     – Musimy posprzątać skarbie.
Ale Sylwia w tej chwili nie miała ochoty się ruszać.
     – Nie mam na myśli tej chwili. Mam na myśli później.
Jego kutas znów drgnął, a jej cipka zareagowała. Cóż za cudowna gra, którą właśnie odkrył.
     – Chodzi mi o to, że w przyszłości chcę nadal uprawiać z tobą seks. Nie chcę nigdy przestawać.
     – Założę się.
Sylwia pomyślała, jak najlepiej się z tym uporać, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
     – Jesteś nastolatkiem, Bartku. Wkładałbyś to we mnie na okrągło każdego dnia, przez cały dzień, jeśli tylko bym ci na to pozwoliła.
     – Właśnie to mam na myśli mamo.
Bartosz złapał ją za ramiona i lekko ją uniósł, żeby mógł spojrzeć jej w oczy.
     – Nie chcę przestawać.
     – Jak mogę odmówić patrząc w twoją uroczą twarz?
Sylwia powoli skinęła głową.
     – Ale jeśli to zrobimy, musisz zostawić Ewelinę w spokoju. I musimy być bardziej ostrożni.
Sylwia spojrzała przez ramię na otwarte drzwi.
     – Obiecujesz?
     – Obiecuję.
Bartosz posłał jej szeroki, głupkowaty uśmiech, na co ona w odpowiedzi również się uśmiechnęła.
     – A teraz posprzątajmy.
Sylwia zeszła z niego i jego penis wypadł z jej pochwy. Spojrzała w dół między wiszące piersi na swoją zajechaną szczelinę. Rozwartą i ociekającą spermą.
     – O rany, Bartku. Mamy sporo do posprzątania.

***

     Bartosza obudził głośny huk. Otworzył oczy i zamrugał w sypialni pogrążonej w ciemnościach. Okno było otwarte, a zasłony delikatnie unosiły się w świetle półksiężyca. Gdzieś w domu rozległ się trzask i Bartosz spiął się. Spojrzał na drzwi swojej sypialni i zobaczył, że są uchylone na jakieś piętnaście centymetrów. Myślał, że je zamknął. Zawsze je zamykał.
     – Zrobiłeś to Gabrielu.
Głos Fryderyka dotarł z korytarza.
     – Musiałeś zasiać swoje ziarno, prawda?
Tajemniczy zegar zaczął wybijać godzinę, po czym uciszył go potężny trzask.
     Bartosz zadrżał. Zamknął oczy.
     – Gdzie jest ta rozjechana kobyła? Gdzie jest moja żona, która rozkłada nogi przed każdym napotkanym rumakiem?
Kolejna seria głośnych huków i niemelodyjnych dzwonków wypełniła dom, gdy Fryderyk niszczył zegar.
     – Wyłaź Luizo.
     Zimna dłoń musnęła policzek Bartosza i otworzył oczy. Luiza wyglądała jak anioł, a jej blada, piegowata skóra promieniała w świetle księżyca. Miała na sobie koszulę nocną, która wisiała na tyle rozchylona, że spokojnie można było ujrzeć dekolt.
     – Musimy ruszać, Bartoszu. Wyczuwa, co zrobiłeś swojej matce.
     – Co ja zrobiłem? – wyszeptał Bartosz.
     – Poskromiłeś ją oczywiście.
Luiza uśmiechnęła się lekko przestraszona.
     – Chodź już.
Wzięła go za rękę i wyciągnęła z łóżka.
     Bartosz podążył za duchem, mocno ściskając jej zimną dłoń. Zadrżał, nago mając nadzieję, że zdąży założyć swoje obcisłe bokserki.
     – Usuń tę nienawistną osłonę, żebyśmy mogli uciec.
Luiza zaprowadziła go do kominka i wskazała na symbol soli na podłodze obok paleniska.
     – Jasne.
Bartosz przesunął bosą stopą w stronę symbolu, aby go usunąć, ale jego stopa zatrzymała się tuż przed solą. Spróbował drugą stopą, ale stwierdził, że nie może go dotknąć.
     – Nie mogę.
     – Nie jest dobrze.
Luiza przekrzywiła głowę i spojrzała w dół. Magiczny rysunek spojrzał na nią, gdy jarzył się chorobliwą zielenią.
     – Wygląda na to, że rezydencja wywarła na tobie zbyt duży wpływ, kochanie.
Mocno ścisnęła jego dłoń.
     – Nie chciałam tego robić, ale wyjdź przez to okno. Na zewnątrz jest gzyms. Idealny dla tak drobnego chłopca, jak ty. On cię tam nie znajdzie.
     Bartosz spojrzał na otwarte okno sypialni.
     – No dalej, ruszaj się.
Luiza przyciągnęła go do okna, ale Bartosz się nie poruszył.
     – Nie mamy dużo czasu.
     – Mam lęk wysokości.
     – Posłuchaj mnie Bartku. Masz przed sobą jeszcze tak wiele. Ale nie doczekasz się tego wszystkiego, jeśli mój drogi mąż dorwie cię w swoje ręce.
Puściła jego rękę i opuściła koszulę nocną, odsłaniając mlecznobiałą lewą pierś.
     – Chodź, już się uspokój.
Mocno chwyciła Bartosza obejmując jego głowę od tyłu i przyciągnęła jego usta do sutka.
     Chętnie przełknął zimny, słodki płyn. Jego strach chwilowo odepchnął na bok.  
     – Ćśśś...
Luiza delikatnie pogłaskała go po włosach.
     – Już, już drogie dziecko.
Delikatnie oderwała go z piersi i spojrzała mu w oczy.
     – Czy teraz jesteś gotowy, aby wspiąć się na gzyms?
     – Przepraszam, ale nie. – Bartosz potrząsnął głową.
     Luiza westchnęła z irytacją.
     – W takim razie skoczymy w paszczę lwa.
Znów mocno chwyciła go za rękę i wyciągnęła przez drzwi sypialni do ciemnego przedpokoju. Stukot odbijał się echem po wielkich schodach. Luiza dyskretnie podeszła do schodów.
     – Zabiorę cię do twojej matki. Będziesz tam bezpieczny. – szepnęła przez ramię.
     Posiadłość wypełniło teraz głośne tupanie, które stawało się coraz głośniejsze z każdą sekundą.
     – Odkryłem zdradę. – Głęboki głos Fryderyka rozbrzmiał, gdy wchodził po schodach.
     – Nie tyle chłopiec, co żmija pośród nas. Odsuń się Luizo.
     – Znalazł nas.
Luiza zamarła u szczytu zachodnich schodów. Odwróciła się do Bartosza i złapała go za ramiona. W jej zielonych oczach pojawił się słaby cień paniki.
     – Biegnij do zachodniej wieży i zamknij za sobą drzwi. Umieść to u stóp drzwi.
Twarz Luizy wykrzywiła się w wielkim wysiłku, gdy wyciągnęła jeden z woreczków Samatarów i umieściła ją w dłoni Bartosza.
     – Co zamierzasz zrobić?
Woreczek wydawał się tak ciężki w dłoni Bartosza, jakby był wypełniony ołowiem. Ogarnęło go wielkie zmęczenie. Docierał do niego odgłos zbliżających się kroków. Bartosz mógł już zobaczyć wysoki, szeroki cień wspinający się po wschodnich schodach w oczywistym celu.
     – Opóźnię biednego Fryderyka.
Luiza posłała Bartoszowi smutny uśmiech i odwróciła się do męża.
     – Biegnij. – szepnęła.
     Bartosz odwrócił się i pobiegł korytarzem. Za sobą słyszał ostre słowa.
     – Jeśli w twym sercu od zawsze była żądza mordu, możesz po prostu przebić mnie stalą.
Głos Fryderyka zniżył się:
     – Byłoby lepiej dla nas wszystkich. Gdybyś zeszła mi z drogi.
     – Jeśli go chcesz, ścieżka wiedzie przeze mnie. – Luiza wydawała się zrezygnowana.
     – Bardzo dobrze. – głos Fryderyka przeszedł teraz niemal w syk węża.
     Bartosz wskoczył po schodach do wieży, otworzył drzwi do pokoju siostry i zamknął je za sobą. Kiedy umieścił woreczek zgodnie z instrukcją, poczuł, jak wraca do niego energia. Nie słyszał już, co mówią, ale wkrótce stłumione odgłosy przemocy dotarły do drzwi.
     – Bartek?
Monika usiadła na łóżku, przecierając oczy.
     – Co robisz?
     – Monia?
Bartosz podszedł do łóżka na drżących nogach.
     – Słyszysz to?
     – Nie.
Monika odrzuciła blond włosy na bok i nasłuchiwała.
     – Nie, nic nie słyszę.
     – Naprawdę?
Bartosz wciąż słyszał odgłosy bójki dochodzące z piętra niżej. Wziął głęboki oddech. Uspokoił się na myśl, że jego siostra tego nie słyszała. To sprawiło, że Fryderyk wydawał się bardziej odległy.
     – Słuchaj, miałem koszmar, czy mogę spać z tobą dzisiejszej nocy?
     – Tak jak wtedy kiedy byliśmy dziećmi?
Monika uśmiechnęła się oszałamiająco i uniosła koc. Pod kołdrą miała na sobie ciepłą piżamę.
     – Jasne, Bartku.
Poklepała prześcieradło obok siebie. Patrzyła, jak jej chudy brat kładzie się z nią do łóżka. Odwróciła się od niego tyłem i ułożyła wygodnie na boku.
     – Dzięki.
Bartosz przytulił się do jej pleców i położył rękę na jej boku, uważając, aby nie dotknąć jej piersi. To było więcej niż pocieszające. Dźwięki z dołu ucichły. Leżeli przez chwilę w ciszy.
     – Bartku? – Monika sennie szepnęła.
     – Tak?
     – Szturchasz mnie swoim przyrodzeniem.
Sposób, w jaki to powiedziała, był bardzo rzeczowy. Byli bliźniętami i nie było między nimi żadnego powodu do udawania.
     – Przepraszam.
Bartosz odwrócił się na drugą stronę. Czuł się źle, że zesztywniał w łóżku swojej siostry, ale kiedy strach minął, a jej ciepło i zapach otoczyły go, nie mógł się powstrzymać.
     – W porządku. To było trochę niewygodne.
Obróciła się, przytuliła się do niego na łyżeczkę i położyła rękę na jego boku.
     – Rano nie będziesz pamiętał, że miałeś zły sen. Dobranoc.
     – Dobranoc.
Bartosz czuł, że koszmar ustępuje w objęciach siostry.
     Wkrótce oboje cicho chrapali.  

***

     Słaby blask poranka wypełnił okrągły pokój w wieży, gdy Monika się obudziła. Przeciągnęła się i wyczołgała z łóżka. Jesień zadomowiła się na zewnątrz, a chłód w pokoju przyprawił ją o dreszcze. Cieszyła się, że ma swoją ciepłą piżamę. Podeszła do drzwi zmierzając do łazienki. Zanim otworzyła drzwi, schyliła się i podniosła mały woreczek leżący na podłodze. Miał taki sam ziołowy zapach, jak ten, który dała jej matka. Monika wzruszyła ramionami. Sylwia musiała też dać jeden Bartoszowi, a on upuścił go, uciekając przed swoim koszmarem. Ich matka naprawdę poważnie traktowała te duchy.
     Monika otworzyła drzwi i rzuciła małą saszetkę na pobliską półkę. Zeszła po schodach bosymi stopami. Ciche tykanie zegara podążało za nią korytarzem. O świcie wszystko było czyste, ciche i przytłumione. Tak jak powinno.  

***

     Pick-up zjechał z  krótkiego podjazdu. Ewelina stała, na stopniu przed domem machając do swojego męża, gdy ten wyruszał do pracy. Odwróciła się i weszła do swojego domu, zamykając za sobą drzwi. Zwykle to był ten moment, kiedy rano przyrządzała kawę i czytała wiadomości. Lecz zamiast tego rzuciła się do sypialni.
     W ciągu minuty leżała naga na łóżku, a jej ręka wściekle pracowała nad cipką. Obrazy młodych kutasów tańczyły przed jej oczami. Pomyślała o Gabrielu i jego okrutnym wyglądzie. Jej wspomnienia z czasu spędzonego w zamkniętym pokoju były spowite mgłą. Ale pamiętała moment, w którym wcisnął swojego penisa w jej niechętną cipkę. Dopiero po około trzydziestu sekundach penetracji zdała sobie sprawę, co ją ominęło, gdy poślubiła Tomasza. Skończyło się na tym, że chętnie przyjmowała z Gabrielem pozycje, o których nigdy wcześniej nie śniła. Było jej tak dobrze, że błagała go o więcej.
     Gabriel był objawieniem, ale większy kutas Bartosza był obrazem, który odgrywał główną rolę w jej fantazjach, gdy ze wszystkich sił starała się doprowadzić do porannego orgazmu. W przeciwieństwie do Tomasza i Gabriela, Bartosz był słodki i najwyraźniej cierpiał z powodu swojego szczenięcego zauroczenia żoną swojego brata. Jego kutas uderzył we wszystkie właściwe miejsca w jej wnętrzu. Ewelina osiągnęła orgazm, myśląc o ujeżdżaniu swojego szwagra. Musiała to zrobić ponownie.
     Naga, spocona Ewelina pochyliła się i podniosła telefon ze stolika nocnego. Wykręciła numer Bartosza. Było jeszcze wcześnie, więc prawdopodobnie jeszcze nie wyszedł do szkoły. Gdy słyszała sygnał po drugiej stronie, serce waliło jej w piersi. Włączyła się poczta głosowa.
– Um… Bartku… cześć, tu Ewelina. Ja… hm… my… musimy porozmawiać. Oddzwoń.
Rozłączyła się i położyła telefon na łóżku obok siebie. Jej dłoń ześlizgnęła się z powrotem ku jej jasnym włosom łonowym. Jej palce wsunęły się w nią i zaczęła pracować nad osiągnięciem kolejnego orgazmu.

2 komentarze

 
  • Użytkownik C10H12N2O

    Obi, widzę, że za duże tempo narzuciłam, skoro po wrzuceniu jedenastej częsci, ty komentujesz dopiero dziewiątą  ;)

    31 maj 2021

  • Użytkownik obi

    @C10H12N2O ręka mi się obslizła na numerze części  :redface:

    1 cze 2021

  • Użytkownik Mirka

    @C10H12N2O  Widzę, że zbyt duże tempo ma wpływ na ortografię.   :lol2:

    5 cze 2021

  • Użytkownik obi

    C10H12N20 uważaj na siebie Bartosz działa jak niewidzialna ręka!!

    31 maj 2021