Tytuł oryginału: „The Haunting of Palmer Mansion”
Autor oryginału: Rawly Rawls
Utwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!
Gdzieś w domu tykał zegar, gdy Bartosz wczesnym rankiem przemykał przez korytarz na parterze. Właśnie wyszedł z sypialni dla gości, zostawiając Khadrę napełnioną po brzegi spermą. Za każdym razem, gdy myślał, że życie osiągnęło szczyt szaleństwa, szaleństwo stawało się o stopień wyższe.
Przed drzwiami do sypialni zobaczył białą, połyskującą postać. Stopy Bartosza przyspieszyły, a jego serce zabiło mocniej. W szarym świetle przed świtem widział jej rude włosy i prawie dostrzegał jej piegi. Bartosz uśmiechnął się. Zrobił to. Uratował Luizę.
– Zrobiłem to, pani Głowacka.
Bartosz przebiegł resztę drogi i rzucił się w jej ramiona. Zdziwił się, że nie znalazł oparcia tam, gdzie spodziewał się napotkać ciało kobiety i wpadł na parapet. Odwrócił się i spojrzał w górę.
– Jakim jesteś dobrym chłopcem, Bartoszu.
Uśmiechnęła się do niego ciepło i serdecznie.
– Wspaniale się zająłeś panią Samatar.
– Nie rozumiem.
Bartosz powoli wstał. Wyciągnął palec i przycisnął go do jej prawego ramienia. Przeszył ją nim, jakby była powietrzem. Zauważył, że jej brzuch pod długą sukienką był płaski.
– Dlaczego nie mogę cię dotknąć?
Zmarszczki wykrzywiły w zmartwieniu piegowatą twarz Luizy.
– Chociaż byłeś wspaniały, gdy chodziło o zaciągnięcie do łóżka tej kłopotliwej kobiety, obawiam się, że to nie wystarczyło, aby przywrócić mnie do dawnej siebie.
Podeszła do Bartosza i uniosła rękę, jakby chciała musnąć jego policzek, ale oczywiście nie mogła.
– Musisz odbudować utraconą przeze mnie energię.
– W jaki sposób?
Bartosz był gotowy zrobić dla niej wszystko.
– Podbijaj, głuptasie.
Skinęła głową, a jej postać zniknęła.
– Pomóż im w upadku, a dom powstanie. – Luiza zniknęła z pola widzenia, ale jej głos pozostał.
– Zrobię to. – powiedział Bartosz do korytarza pogrążonego w mroku.
Chociaż nie wiedział dokładnie, o co poprosiła go Luiza, zrobiłby to i ufał, że wkrótce mu to wyjaśni.
***
Kiedy Khadra zasiadła do śniadania w domu Czerwińskich, spuściła oczy i większość tego, co mówiła, ograniczało się do „proszę” i „dziękuję”. Była niesamowicie zmęczona. Ten osiemnastoletni chłopiec, który teraz spokojnie siedział po drugiej stronie stołu, nie pozwolił jej zasnąć aż do świtu. Sprawił, że parzyła się z nim niczym zwierzę. Jego potworny organ z początku ranił jej małą pochwę, ale kiedy już się do niego przyzwyczaiła, w jej życiu nie było większej przyjemności. Zadrżała na myśl o tym, co zrobili.
– Khadra, masz ochotę na jeszcze jednego tosta? – Sylwia brzmiała radośnie.
– Nie, dziękuję.
Potrząsnęła głową i pociągnęła łyk kawy. Sięgnęła, żeby poprawić hidżab. Takim grzechem było pozwolić innemu mężczyźnie zobaczyć jej odkryte włosy. Pomyśleć, kilka godzin temu zrobiła to i o wiele więcej.
– A może trochę bekonu?
Sylwia uniosła talerz z chrupiącym bekonem prosto z patelni.
– Musisz odzyskać energię po tym, co się stało.
Twarz Khadry ściągnęła się w panice. Czy Sylwia wiedziała o tym, co zrobiła z jej synem? Nie. Khadra wzięła głęboki oddech. Sylwia odnosiła się tylko do tego, co stało się z kamieniem snów.
– Um… dziękuję, ale nie mogę jeść wieprzowiny.
– O Boże.
Uśmiech Sylwii nieco zbladł.
– Oczywiście. Ale głuptas ze mnie.
Wyciągnęła dzbanek z kawą.
– Może dolewkę kawy?
– Tak, poproszę.
Khadra sączyła kawę, zjadła tosty i odliczała minuty do momentu, w którym będzie mogła zadzwonić do męża i poprosić go, by ją odebrał. Poczuła potrzebę pozostania w tym domu na zawsze i pozwalania temu nastolatkowi traktować ją jak swoją prawowitą żonę. Wiedziała jednak, że to szaleństwo i miała nadzieję, iż pewien dystans sprawi, że znów będzie w stanie jasno myśleć.
***
Już prawie czas ruszać na autobus. Bartosz i jego mama stali tuż przed ciężkimi drzwiami wejściowymi i patrzyli, jak Maxamed zjeżdża podjazdem i parkuje na końcu chodnika, gdzie czekała na niego Khadra. Było to dokładnie to samo miejsce, w którym tamtej nocy czarny powóz czekał w polu widzenia Bartosza. On i Sylwia machali rękoma, kiedy Khadra ostrożnie wsiadała do małego, poobijanego sedana, ale tylko Maxamed machnął w odpowiedzi z siedzenia kierowcy. Potem Samatarowie odjechali w pochmurny poranek.
– Dzisiejszego ranka miałam dziwne przeczucia co do tej kobiety, Bartku?
Sylwia spojrzała na syna z ukosa.
– Może to nic takiego. Może to po prostu wszystko, co zrobiła, aby oczyścić nasz dom z tych duchów.
– Może. – zgodził się Bartosz.
– Jak się czujesz dzisiejszego poranka, skarbie?
Jej oczy opadły na miękki guzek w jego spodniach.
– Lepiej.
Bartosz spojrzał na nią i zauważył gdzie zerka jego matka.
– Miałem na myśli, że gorzej.
Wyglądała oszałamiająco pięknie w rozproszonym świetle poranka, z jej wypukłościami odznaczającymi się pod sukienką, zaciekawioną twarzą i oceniającym wzrokiem.
– To oznacza, że będę potrzebować pomocy, kiedy znajdziesz trochę czasu.
Cienki uśmiech pojawił się w kącikach jej ust.
– Pomyślałam… – Sylwia wypowiedziała te słowa powoli, spoglądając przez ramię w głąb domu.
Nigdzie nie było widać jej męża i córki.
– Może mógłbyś dziś rano opuścić autobus. Mogę cię podrzucić do szkoły. To może dać nam dodatkowe piętnaście minut.
Dziesięć minut później Monika wsiadła do autobusu bez swojego brata bliźniaka. Dziwne dla niej było to, że jej mama chciała go podrzucić, ale najwyraźniej tego ranka mieli coś ważnego do zrobienia.
W tym momencie w pralni, w piwnicy Sylwia opierała się łokciami o pralkę. Jej sukienka była podwinięta do talii, majtki spuszczone do kostek, a długie przyrodzenie jej syna ocierało się między jej pośladkami.
– Daj mi znać, kiedy nadejdzie czas, Bartku. Nie możesz znowu narobić bałaganu. W porządku?
– Jasne… Mamo…
Bartosz trzymał ją za biodra i się o nią ocierał. Tak dobrze było już nie martwić się o Luizę. Mógł skoncentrować się na rozkosznym łuku na plecach swojej mamy i jej jędrnym tyłku. Odsunął się i ustawił głowę w jej ociekającej sokami cipce i pchnął.
– Och… może to nie jest najlepszy… ooohhhhhh… pomysł, kochanie.
Rozciągnął ją tak cudownie. Jej ciało zatrzęsło się, gdy ten masywny penis wbił się w nią.
– Ale powiedziałaś, że możemy znowu uprawiać seks.
Dotarł do dna, wyciągnął prawie całego i wepchnął go z powrotem. Jej różowa wyściółka cipki tworzyła idealny rękaw wokół jego penisa.
– Och… rany… – wydyszała Sylwia. – Ale musimy… ruszać do… szkoły. A twój ojciec… może przyjść czegoś tutaj szukać…
– Tak będzie… uch… uch… w ten sposób szybciej.
Bartosz wbił się w nią, ciesząc się, jak całe jej ciało napinało się za każdym razem, gdy docierał biodrami do jej pośladków.
– Dobrze, skarbie.
Kogo ona oszukiwała? W ten sposób na pewno będzie szybciej.
– Tylko nie… w środku… to nieodpowiednie dni w miesiącu…
– Więc gdzie?
Sięgnął prawą ręką i owinął palce w jej długie, brązowe włosy. Odciągnął nieco jej głowę, sprawiając, że wygięła się bardziej w łuk. Uwielbiał sposób w jaki zapiszczała w odpowiedzi.
– Ja to… ugh… ugh… ugh… pooooooołknęęęęę...
Sylwia pozwoliła, by przeszedł przez nią orgazm. Była całkowicie zdana na łaskę syna. To było najbardziej rozkoszne uczucie.
Bartosz jeszcze przez chwilę walił ją od tyłu, doprowadzając ją do dwóch kolejnych orgazmów. Wkrótce był gotowy.
– Czy… mogę… dojść w środku?
Pociągnął trochę mocniej za jej włosy.
– Taaaaaaakk...
Sylwia ledwo wiedziała, co mówi. Wiedziała tylko, że pragnie wiecznie żyć czując tą przyjemność. Chciała, by zachwyt pochłonął ją w całości. Słyszała za sobą ciche, gardłowe jęki Bartosza, a potem poczuła w sobie ciepło jego nasienia. Sylwia zacisnęła zęby i wykrzyczała swój największy dotychczas orgazm.
W kuchni Dariusz przestał ładować zmywarkę po śniadaniu. Co to za dźwięk? Brzmiało to jak jakaś diva operowa. Rozejrzał się po kuchni. Dziwne. Może poszedłby, poszukać Sylwii zapytać, czy ona też to słyszała.
– Super, mamo.
Bartosz próbował złapać oddech. Poczuł, jak cipka Sylwii rytmicznie zaciska się na jego penisie, gdy kończyła dochodzić. Wyciągnął z niej swoje przyrodzenie i spojrzał w dół. Jego penis był cały pokryty spienioną spermą.
– Bartku myślałam, że… straciłeś zainteresowanie mną. Ale... wydaje się… że bardzo się myliłam… Całe ciało Sylwii zatrzęsło się. Jej umysł nie mógł się całkowicie oczyścić.
– Miałem po prostu dużo… na głowie. To prawie tak, jakbyś była moją dziewczyną… teraz.
Słowa brzmiały niezręcznie w jego uszach.
– Nie mów… takich rzeczy, Bartoszu.
Oczy Sylwii odzyskały ostrość i pochyliła się, żeby przynieść kilka ręczników. Rzuciła jeden Bartoszowi, a drugi włożyła między nogi.
– Jestem twoją… matką. Po prostu pomagam ci w trudnej sytuacji.
– W porządku.
Bartosz ręcznikiem wytarł powoli wiotczejącego penisa.
– A teraz pojedźmy do szkoły.
Sylwia podciągnęła majtki, wiedząc, że w drodze do szkoły wycieknie do nich sporo spermy Bartosza.
– I na przyszłość zachowajmy ostrożność.
– Ale mamo…
Bartosz podciągnął spodnie.
– Nie mówię, czyja to była wina. Ale nie możemy ryzykować zajścia w ciążę.
Potrząsnęła biodrami i jej sukienka opadła do kolan.
– Dobrze, ruszajmy do szkoły.
Sylwia się uśmiechnęła. Czuła się dobrze. Wchodząc na parter, zdała sobie sprawę, że czuła się naprawdę bardzo dobrze.
Bartosz chwycił swój plecak i podeszli do drzwi wyjściowych.
– Tutaj jesteście. – zawołał do nich Dariusz ze wschodnich schodów.
– Co Bartek robi w domu? Myślałem, że autobus do szkoły już odjechał.
– O...
Sylwia odwróciła się i starała się nie wyglądać na winną.
– My… hm… my… hm…
– Mama pomagała mi w odrabianiu pracy domowej, o której wczoraj zapomniałem.
Bartosz zmarszczył brwi, patrząc na ojca.
– Zawiezie mnie teraz do szkoły.
– Och, dobrze.
Dariusz nieświadomy ich dyskomfortu, uśmiechnął się do nich.
– Czy jakiś czas temu słyszałaś wysoki dźwięk? Brzmiało niemalże jak śpiew divy operowej.
– Nie, kochanie.
Sylwia potrząsnęła głową i kątem oka rzuciła Bartoszowi surowe spojrzenie.
– Okej, może to był wiatr.
Dariusz wzruszył ramionami.
– A może duchy wróciły. – Zaśmiał się. – Zamierzam posprzątać te absurdalne symbole z soli, skoro ci Samatarowie zrobili już swoje.
Machnął na pożegnanie, odwrócił się i wszedł po schodach, żeby założyć robocze ubranie.
– Musimy być bardziej ostrożni – powiedziała Sylwia pod nosem, prowadząc Bartosza do samochodu.
Czego się nie spodziewała, po niecałych dziesięciu minutach wychyliła się na bok z siedzenia kierowcy, robiąc loda synowi, siedzącemu na miejscu pasażera. Ich samochód lekko kołysał na pustej drodze pięć minut drogi od liceum. Chętnie wypiła jego słony napój, który wystrzelił wprost do jej gardła. Jej umiejętności poprawiały się do tego stopnia, że nie pozwaliła, by cokolwiek uciekło jej z ust.
Spóźnili się trochę do szkoły, więc musiała to zgłosić w recepcji. Sylwia czuła się niezręcznie, rozmawiając ze szkolną dozorczynią ze smakiem spermy w ustach i z wyciekającym nasieniem z pochwy do majtek. Ale Sylwia jakoś sobie z tym poradziła, pocałowała Bartosza w czoło i wysłała go do klasy.
***
– Więc to jest to, co zostało z naszego kamienia marzeń?
Khadra ostrożnie odwinęła szmaty otaczające kamień na stoliku do kawy. Odsunęła rękę i wciągnęła powietrze, kiedy zobaczyła, czym stał się ich cenny kamień.
– Maxamed, on był używany od pokoleń.
Duży, czarny kamień był teraz poprzecinany długimi czerwonymi żyłkami, pulsującymi w jakimś bezbożnym rytmie.
– Tak.
Maxamed stał z rękami założonymi na krawacie, uważnie obserwując żonę.
– Został wypaczony.
Wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć, ale zatrzymała się. Jakiś wewnętrzny instynkt podpowiadał jej, żeby tego nie robiła.
– Kiedy wrócę do Somalii, mogę załatwić nam następny.
Maxamed zacisnął usta.
– Wygląda na to, że ten wchłonął w siebie wszystkie demony i uwięził je. Przynajmniej nikogo już nie skrzywdzą.
– Ale kiedykolwiek słyszałeś o czymś takim?
Pulsujące światło hipnotyzowało Khadrę. Jej ręka ponownie wyciągnęła się w stronę kamienia.
– Nie słyszałem. – Maxamed potrząsnął głową.
– Ale popytam dookoła.
– To naprawdę fascynujące.
Palec Khadry dotknął skały i ciepło przebiegło po jej ramieniu. Głośny trzask rozległ się w ich salonie i kamień rozpadł się na trzynaście kawałków. Khadra cofnęła się zaalarmowana, uczucie ciepła przeniosło się do jej klatki piersiowej.
– Co zrobiłaś, kobieto?
Maxamed zanurkował i zbadał niegdysiejszy kamień marzeń. Popękał równo, bez żadnych odprysków.
– To nie może pozostać w naszym domu.
Zawinął kawałki w szmatkę i wybiegł frontowymi drzwiami.
Khadra patrzyła, jak jej mąż kładzie zawiniątko na chodniku, a potem powoli wrócił do domu. Maxamed zostawił drzwi otwarte, kiedy wrócił, stanął plecami do wyjścia.
– Jeśli demony są uwiązane w kamieniu, wydaje się, że istnieje spore niebezpieczeństwo.
Stał z rękami na biodrach.
– Jak najlepiej pozbyć się zła, które usunęliśmy z domu Czerwińskich? Może poślemy je na dno jeziora, a może jeśli zwrócimy się o pomoc do starszego, który…
Khadra przestała słuchać męża. Przyglądała się jak grupa nastolatków szła chodnikiem i rozwinęła szmatę, którą jej mąż zostawił na skraju ich trawnika. Trzej chłopcy i dwie dziewczynki sięgnęli w dół i porwali wszystkie trzynaście części. Następnie odeszli, śmiejąc się i drażniąc się nawzajem. W ten sposób jej mąż nie musiał się martwić w jaki sposób pozbyćź się kamienia marzeń.
– …lub jakaś stara wysuszona studnia.
Maxamed spojrzał na swoją spokojną żonę, zirytowany, że jakimś cudem złamała kamień marzeń, a potem nawet nie zaproponował własnego pomysłu na jego pozbycie się.
– Dlaczego twój dotyk go uszkodził?
– Myślę… hmm…miałam wizję jego unicestwienia – skłamała Khadra. – .. a mój dotyk go zniszczył. Założę się, że gdybyś teraz sprawdził co znajduje się w szmatce, byłaby pusta. Zło, które nękało Czerwińskich, zostało wypędzone z tego świata.
– To byłoby bardzo dziwne.
Maxamed powoli odwrócił się i wyszedł przez otwarte frontowe drzwi. Zszedł na dół i zatrzymał się obok szmaty. Schylił się, żeby ją podnieść. Była pusta. Ona miała rację. Nic z tego nie miało sensu. Maxamed wiedział, że będzie musiał zapytać społeczność, aby sprawdzić, co inni wiedzą o tego rodzaju dziwnych rzeczach. Wziął pustą szmatkę, wrzucił ją do kosza na śmieci sąsiada i wrócił do domu.
– Khadra, jak się czujesz?
– Jestem zmęczona, mężu. Mogę trochę odpocząć w naszej sypialni?
Odwróciła się i poszła do sypialni, nie czekając na jego odpowiedź.
– Oczywiście, nie będę ci przeszkadzać.
Potrzebował aby odzyskała siły. Otaczało ich teraz tyle dziwnych rzeczy, że trudno było stwierdzić, czy w końcu sytuacja się uspokoi. To zadanie wydawało się nie warte prac, które Dariusz Czerwiński obiecał wykonać w ich domu.
Kiedy Khadra zamknęła i zablokowała drzwi do swojej sypialni, nie była zaskoczona widokiem tego gigantycznego czarnego dildo czekającego na nią na starannie zaścielonym łóżku.
– Nawet gdybym chciała cię wykorzystać, jestem zbyt obolała od czasu. który spędziłam z tym chłopcem... – szepnęła do przedmiotu. – ...i wcale nie chcę cię wykorzystywać.
Podniosła go z łóżka i schowała do szuflady komody. Nie martwiła się, że Maxamed go znajdzie. Wiedziała, że wkrótce zniknie, grając w swoje przebiegłe gry.
– Mam silną wolę, rozumiesz?
Khadra spojrzała na zamkniętą szufladę, kiedy zdejmowała hidżab i sukienkę. Odpięła stanik i uwolniła małe piersi. Coś było nie tak z jej majtkami. Spojrzała w dół i zobaczyła mokrą plamę z przodu. Allahu dopomóż, z niej wciąż wyciekała sperma tego chłopca. Ile on w niej tego zdeponował? Włożyła nowe majtki i położyła się do łóżka. Była dumna ze swojej silnej woli w stosunku do tego ogromnego fallusa. Fakt, że mogła zaprzeczyć tej złej istocie dobrze wróżył. Widocznie dobrze jej zrobił czas spędzony u Czerwińskimi. Po cichu zasnęła.
***
Na drugiej lekcji o rachunkach różniczkowych Bartosz został wezwany do sekretariatu. Szedł długimi korytarzami, dochodząc do miejsca, do którego miał się udać i był zszokowany widząc, jak Ewelina pełna entuzjazmu dyskutuje z sekretarką.
– Witam, panie Czerwiński. Twoja szwagierka zwolniła cię na wizytę u lekarza – powiedziała sekretarka.
– Co ona? – Bartosz był bardzo zdezorientowany.
– Nie pamiętasz? Twoja mama nie mogła cię dziś zabrać, więc poprosiła mnie, żebym to zrobiła.
Ewelina uśmiechnęła się i skinęła głową. Jej niebieskie oczy przepełnione były szczerością.
– Jasne. – Bartosz skinął głową. Nie miał dobrej pamięci. – Moje książki i plecak zostały w klasie.
– Poprosimy kogoś, by je odebrał, a my zatrzymamy je tutaj.
Sekretarka posłała mu przemiły uśmiech.
– Miłej wizyty.
– Dzięki.
Bartosz wyszedł za Eweliną ze szkoły w milczeniu, patrząc, jak jej spódniczka buja się w tę i z powrotem. Kiedy byli na parkingu, podszedł do niej bliżej.
– Myślałem, że nie chcą posyłać mnie z tym do lekarza. Czy mama w końcu przestraszyła się mojego penisa?
– Jak na kogoś tak mądrego, czasami jesteś kompletnym głupkiem.
Spojrzała na niego z ukosa, z pokornym uśmiechem.
– Ja to wymyśliłam.
– Ty co?
Bartosz zatrzymał się.
– Muszę wracać. Nie mogę przegapić całek za nic w świecie. Będę miał zaległości.
– Chodź głupku. Możesz przegapić kilka zajęć. Opuściłeś wczorajszy dzień, pamiętasz?
Ewelina złapała go za rękę i pociągnęła w stronę swojego samochodu.
– Nie odsłuchałeś dzisiaj rano poczty głosowej?
– Nie.
Bartosz pozwolił jej poprowadzić się do SUV-a.
– Byłem… hm… zajęty.
– Zawsze jesteś... zajęty.
Otworzyła drzwi pasażera i wepchnęła go do środka.
– Jeśli nie odpowiadasz na wiadomości, otrzymujesz to.
– Porwanie? – powiedział Bartosz, a ona zatrzasnęła drzwi i podeszła do strony kierowcy.
Ewelina usiadła na swoim miejscu i spojrzała na niego z powagą.
– Słuchaj, wiem, że szkoła jest dla ciebie ważna, ale musisz wiedzieć, że to jest dla mnie ważne.
Położyła dłoń na jego udzie i ścisnęła jego penisa. Zostawiła swoją rękę tam, gdy jego kutas pęczniał. Jej wzrok opadł na wybrzuszenie w jego spodenkach.
– I mogę stwierdzić, że dla ciebie to też jest ważne.
Przeniosła dłonie na jego talię i ściągnęła jego spodenki.
– Ewelina, to parking przed moją szkołą.
Bartosz rozejrzał się ze zmarszczonymi brwiami. W pobliżu nie było nikogo, tylko zaparkowane samochody.
– Ktoś nas zobaczy.
– Po prostu chcę naprawdę tylko szybko na niego spojrzeć.
Ściągnęła jego bieliznę i spod niej wyskoczył jego półtwardy penis.
– To naprawdę niesamowite, Bartku.
Uruchomiła samochód i wyjechała z miejsca parkingowego. Jej lewa ręka powędrowała do kierownicy, a prawa dłoń opadła na jego penisa i zaczęła go pieścić.
– To jest ten rodzaj kutasa, dla którego mogą wznosić się i upadać narody.
– Nie… sądzę… aby tak w ten sposób działały społeczeństwa.
Mimo całej tej sytuacji było mu naprawdę dobrze. Pozwolił jej robić swoje.
– Może nie.
Ewelina prowadziła ich główną drogą i skręciła w stronę swojego domu. Trudno jej było skupić wzrok na drodze.
– Czy tak dobrze, Bartku?
Bartosz skinął głową.
– Również czuję, że ci dobrze.
Wjechała na swoją ulicę.
– Czy teraz jesteś szczęśliwy, że wyciągnęłam cię z lekcji, mądralo?
– Nie…
Bartosz przyglądał się, jak jego szwagierka zdejmuje rękę z kierownicy i wciska przycisk pilota do otwierania garażu umieszczonego na osłonie przeciwsłonecznej.
– Tak…
Wjechali do garażu.
– Nie wiem.
– Jesteś taki zagubiony. To słodkie.
Jej prawa ręka ciągle trzymała go za penisa, podczas gdy lewą nacisnęła przycisk zamykający drzwi garażu i wyłączała samochód.
– I pomyśleć, że byłam taka zdenerwowana, że przyjdę zobaczyć się z tobą w szkole.
Zbliżyła się do Bartosza, podciągnęła sukienkę i usiadła okrakiem na jego kolanach.
– Mam nadzieję, że cię nie zmiażdżę.
Odsunęła materiał majtek na bok i dotknęła jego penisa swoją śliską cipką.
– Nie, jest w porządku.
Bartosz spojrzał na nią, kiedy poruszyła biodrami i zaczęła się opuszczać. Jej blond włosy skryły jej twarz w cieniu, w tak słabo oświetlonym garażu, ale wyraźnie widział jej wyczekujący uśmiech, a potem wyraz zdziwienia, gdy poczuła, jak ją rozciąga.
– Ja… aaahhhhhhh… nie opuszczę twojego brata.
Ewelina powoli zaczęła na nim podskakiwać, mogła podnosić biodra tak wysoko nad jego kolanami, nie pozwalając mu wypaść, że było to prawie komiczne.
– Nie prosiłem... cię o to.
Sięgnął w górę i chwycił w dłonie przez bluzkę ciężkie piersi.
– Mam dziewczynę… pamiętasz? Nie opuszczę jej.
– Bardzo chciałabym… uch… uch… uch… ją poznać.
Biodra Eweliny przyspieszyły, zakończenia nerwowe zaiskrzyły przyjemnością.
– Myślę… że to nie jest... dobry… pomysł.
– Nie zawstydzę… cię… Bartku.
Słyszała mokre dźwięki dochodzące z jej cipki w zamkniętej przestrzeni samochodu. Za każdym razem, gdy sięgała dna, lekko skręcała biodrami i pochrząkiwała jak szalona kobieta. Nic innego nie przypominało penisa tego osiemnastolatka.
– Uprawiałeś z nią… już… seks?
– Tak.
Mocniej chwycił jej piersi i spojrzał w górę, by ujrzeć mocno zaciśnięte oczy i delikatnie uchylone usta.
– W takim razie… uch… uch… uch… mamy ze sobą wiele wspólnego. Obie… miałyśmy cię w sobie. Obie uprawiałyśmy… najlepszy seks… w naszym życiu.
Ewelina krzyczała, gdy orgazm napiął jej mięśnie, a jej cipka zacisnęła się na jego penisie. Agresywnie opadła w dół biodrami i drżała na jego kolanach przez kilka sekund.
Bartosz pozwolił jej spokojnie cieszyć się osiągniętym orgazmem, a następnie pociągnął jej cycki w górę i w dół, by zmusić ją by znów zaczęła na nim podskakiwać.
– Nie wiedziałem, że jesteś taka… zboczona, Ewelino.
– Ja też nie.
Westchnęła i położyła dłonie na rękach Bartosza. Mocniej przycisnęła jego palce do piersi.
– Tomek i ja myśleliśmy, że… wiemy, czym jest seks.
Jej cipka zadrżała. Cholera, zaraz znowu dojdzie.
– Ale jednak… nie wiedzieliśmy. O Boże… a Tomek ciągle nie wie.
Wrzasnęła przeżywając kolejny orgazm. Kiedy doszła do siebie, zeszła z niego i przeszła na tył pojazdu. Rozłożyła na tylnym siedzeniu ręcznik, który trzymała w samochodzie.
– Nie zabrudźmy tapicerki.
Skinęła na Bartosza aby do niej dołączył. Parzyli się w samochodzie przez dwie godziny, aż w końcu Bartosz w niej doszedł. Westchnęła, opadając na plecy z ciągle rozłożonymi nogami, tuląc jego spoconą głowę do swojej lewej piersi.
– Dojście zajęło ci sporo czasu. Twoja dziewczyna to wykorzystuje?
– Szczerze mówiąc… – westchnął i przycisnął nos do jej miękkiego ciała. Pachniała słodyczą i pożądaniem. Tan zapach był doskonały.
– Uprawiałem ostatnio dużo więcej seksu, niż myślałem, że kiedykolwiek będę w stanie...
– Cóż, zasługujesz na to Bartku.
Bawiła się jego blond włosami, kiedy tak leżeli. Spędzanie czasu na odpoczywaniu z Bartoszem, z jego wielkim kutasem wciąż tkwiącym w niej, było chyba najlepszym uczuciem na świecie. Oczywiście zaraz po uczuciu, że ją rżnął.
– Czy powinnam odwieźć cię z powrotem do szkoły?
– Prawdopodobnie.
Żadne z nich nie ruszało się przez dłuższą chwilę. W końcu wyczyścili się najlepiej jak mogli, ubrali się i Ewelina odwiozła Bartosza z powrotem do szkoły. Zdążył na ostatni dzwonek.
***
Dla Bartosza sprawy stawały się coraz bardziej przytłaczające, więc poza codziennym lodzikiem od mamy, wziął u niej kilka dni wolnego od seksu. Nie chciał, żeby Ewelina znowu pojawiła się w szkole, ani nie zrobiła czegoś innego, zupełnie nieoczekiwanego. Szczególnie nie chciał, żeby robiła cokolwiek, co mogłoby dać Sylwii powód do jakichkolwiek podejrzeń. Więc obiecał Ewelinie SMS-em, że wpadnie w poniedziałek po szkole. Miał nadzieję, że to ją powstrzyma.
Nadeszła piątkowa noc i Bartosz wcześnie położył się spać. Był w środku cudownego snu, kiedy zimna dłoń na jego ramieniu wyrwała go z letargu. Jego oczy gwałtownie się otworzyły w panice, ale potem w ciemności na jego twarzy pojawił się szeroki, oszałamiający uśmiech. Podniósł głowę i zobaczył promienną Luizę. Miała na sobie długą koszulę nocną. Bartosz zauważył, że nadal nie jest w ciąży.
– Twoje wysiłki przynoszą owoce, kochanie.
Luiza odwzajemniła uśmiech dla swojego przystojnego chłopca i delikatnie usiadła na skraju jego łóżka.
– Jak widzisz, mogę cię znowu dotknąć. Wypełniasz dom taką cudowną energią. Pozytywnym hałasem.
– Miło panią znowu widzieć, pani Głowacka.
– I jak zawsze, Bartku, ciebie również.
Złożyła jego koc i wsunęła go pod brodę.
– Czy dobrze widziałam, że znowu zasadziłeś swoje nasionka w swojej matce?
Bartosz skinął głową.
– Dobra robota. Naprawdę fenomenalna. Za to cię wynagrodzę.
Luiza bardzo powoli przekręciła swój pierścionek z podwójnymi diamentami wokół palca.
– Ale najpierw mam kilka próśb.
– Słucham? – Bartosz uniósł brwi.
– Chciałbym, żebyś zabrał cudowną panią Sylwię Czerwińską na spacer tylną aleją.
– Masz na myśli jej tyłek?
Bartosz nienawidził odmawiać Luizie, ale pokręcił głową:
– Mama nigdy by na to nie poszła.
– Zrobiłaby to. – Luiza dobrodusznie skinęła głową. – Albo to, albo urodzi kolejne dziecko, spróbuj. Obiecuję.
– Naprawdę? – Bartosz był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu.
– Chciałabym również, abyś przyprowadził żonę swojego brata z powrotem do domu i wziął ją tutaj.
Uśmiechała się cierpliwie, jak nauczycielka układająca zadania na tydzień.
– To było dobre dla domu, kiedy potrząsałeś jej powozem. Ale gdybyście to zrobili w tych murach, byłoby znacznie lepiej.
– Nie wiem. – Bartosz nie lubił tych próśb. – Zostaniemy przyłapani.
– Tak jak ty i twoja matka zostaliście przyłapani? – Luiza mrugnęła do niego. – Nie mogę sprawić abyś zniknął, ale mogę pomóc ukryć twoje schadzki, kochanie.
– Możesz?
Zastanawiając się nad tym, teraz nabrało sensu, że Monika lub jego ojciec nie odkryli, co robił. Nigdy nie był tak ostrożny, jakby chciał.
– Moim ostatnim zadaniem dla ciebie jest odwiedzenie pani Samatar jutro o jedenastej rano.
Luiza ściągnęła koc do kolan Bartosza i przyjrzała się jego bladej, chudej postaci. Uśmiechnęła się do jego twardej maczugi, wystającej poza pasek jego dziwnej bielizny. Spoczywała ona obok jego pępka.
– Jej mąż i dzieci opuszczą ją jutro na jakiś czas. Zorganizuj z nią ponownie spotkanie i zaproś ją z powrotem do domu na późniejszą randkę. Czy możesz to dla mnie zrobić?
Potarła opuszkami palców jego czubek i delikatnie ściągnęła jego bieliznę.
– Zgoda. – Bartosz skinął głową.
– Dobry chłopak.
Luiza wstała i naciągnęła koszulę nocną na głowę. Bez ciąży miała mniejsze piersi i znacznie młodsze ciało.
– Teraz, w nagrodę zamierzam cię nauczyć wiele rzeczy, których nie wiesz o kobiecym ciele.
Sięgnęła w dół, ułożyła palce w kształt litery V i rozchyliła wargi pochwy.
– Czy wiesz o guziczku miłości?
Drugą ręką wskazała łechtaczkę.
Bartosz skinął głową.
– Dobrze, pokażę ci, co z nim zrobić. Oto jak prawidłowo pielęgnować ten pączek.
Bartosz zapomniał, jak lodowata była skóra Luizy. Chętnie się uczył. Po tym, jak doprowadził ją do głośnego orgazmu, obserwował, jak jej alabastrowe ciało podskakuje na łóżku i kładzie się na plecach. Czerwony trójkąt włosów między jej nogami wygląda jakby płonął na jej bladej skórze.
– Przy tak długiej pałce masz możliwość zastosowania większej ilości pozycji niż większość mężczyzn, kochanie. Pokażę ci kilka. Luiza poinstruowała Bartosza jak zająć odwrotną pozycję misjonarską i robili to w ten sposób przez kilka minut.
– To jest wspaniałe.
Bartosz czuł, że naprawdę może traktować kobietę inaczej niż inny mężczyzna. To była odurzająca myśl.
– Większość mężczyzn odczuwa ból, ale masz wyraźną przewagę.
Uniosła jego biodra i wyparła go z siebie.
– Teraz nauczę cię irlandzkiego ogrodu.
Położyła go na plecach i opuściła się odwrócona od niego, tak że jej nogi wystawały poza jego ramiona, a jej piersi całowały prześcieradło. Wili się tak przez chwilę.
– Możesz mnie uderzyć, Bartku.
– W porządku.
Zamiast tego Bartosz chwycił ją za uda.
– Uderz mnie, Bartoszu. – Spojrzała na niego przez ramię z ponurą miną.
Bartosz klepnął ją w prawy pośladek. A potem lewy.
– Tak?
– Grzeczny chłopczyk.
Luiza nauczyła go wiele nowych pozycji, które nazwy brzmiały tak jak żelazny tron, tulipan czy królicze uszy. Dla Bartosza było to istne tornado pełne seksu, a nim skończyli, zdążył się spuścić w jej lodowatej cipce aż trzy razy.
Gdzieś w domu zegar wybił pięć razy. Nadchodził świt. Luiza położyła Bartosza z powrotem w łóżku i pocałowała jego spocone czoło.
– Teraz. Pamiętaj, czego się nauczyłeś. Te lekcje przydadzą się raczej wcześniej niż później.
– Dobranoc, pani Głowacka.
Bartosz zamknął oczy z zadowolonym uśmiechem. Miło było mieć ją z powrotem.
– Dobranoc mój książę. – Wraz z tymi słowami Luiza zniknęła.
***
Wszystkie domy wydawały się Bartoszowi małe, od kiedy zamieszkał w rezydencji. Ale dom Samatarów z zewnątrz wydawał się wręcz zbyt mały i pozbawiony wszelakich ozdób. Bartosz stał przed progiem, zacierając ręce w nerwowym napięciu. Gdyby Luiza go o to nie poprosiła, nigdy by tam nie przybył. Nawet za milion lat. Zebrał się na odwagę i zadzwonił do drzwi. Kiedy nic się nie wydarzyło, nieśmiało zapukał do drzwi.
Kilka sekund później drzwi się otworzyły i Khadra spojrzała na Bartosza. Jej serdeczny uśmiech zbladł, kiedy zobaczyła, kto stał u progu jej drzwi.
– Bartku. Co tutaj robisz?
W głębi duszy poczuła potrzebę ochrony i pobłażania chłopcu. Ale teraz wiedziała, że ma silną wolę i może oprzeć się wpływowi tego przeklętego domu.
– Muszę się z panią zobaczyć, pani Samatar. Czy mogę wejść?
Bartosz przeniósł ciężar ciała z jednej stopy na drugą i z powrotem. Pociągnął za koszulkę.
– Przepraszam, nie możesz.
Khadra miała na sobie swój zwykły hidżab i długą, zwiewną sukienkę. Była drobną kobietą, ale zablokowała przejście w drzwiach całym swoim ciałem. Nie wejdzie do jej domu.
– Nawet gdybym miała zapomnieć o tym wszystkim, co wydarzyło się między nami, nie mogę wpuścić mężczyzny do mojego domu gdy nie ma w nim mojego męża.
Rozejrzała się po okolicy. Nikt ich nie obserwował.
– Proszę?
Bartosz chciał wyciągnąć rękę i jej dotknąć, ale się nie odważył.
– Mam dopiero osiemnaście lat, jestem jeszcze dzieckiem. Na pewno pan Samatar nie miałby nic przeciwko.
Khadra wytrzeszczyła na niego oczy, jakby był szalony, ale odsunęła się na bok. Położyła dłoń na jego kościstym ramieniu i wciągnęła go do środka.
– Dobrze, ale nie przeciągaj. Nie powinnam tego robić.
Zamknęła za nimi drzwi i zaprowadziła go do salonu.
Dom pachniał dziwnymi przyprawami. Wystrój był inny niż w jakimkolwiek domu, w którym był wcześniej, widział w nim wiele małych posągów i ozdobnych tkanin na ścianach.
– Okej, niełatwo to powiedzieć, więc… – Bartosz wziął głęboki oddech. – …po prostu to powiem. Musimy znowu uprawiać seks.
– Oszalałeś?
Khadra nie była pewna, czego się spodziewała, ale na pewno to nie było to. Może przeprosin. Może aktualizacji dotyczącej demonów, które nękały ten dom.
– Powinnam cię pogonić moją miotłą.
– Słuchaj, przepraszam.
Bartosz rozpiął spodnie i zsunął je na kostki. Widział, jak jej oczy skupiają się na wybrzuszeniu w jego bokserkach.
– Ale ostatnio naprawdę ci się podobało, pamiętasz?
Opuścił również bieliznę. Jego kutas wypadł na wpół sztywny.
– I wciąż została w nim trucizna. Musisz wyciągnąć tę truciznę.
– Wygląda na to, że masz niewyczerpane zapasy trucizny.
Khadra podeszła do niego i sięgnąła w dół w kierunku masywnego penisa. Przesunęła paznokciami po żyłach i przyglądała się, jak pęcznieją. Jego głowa stawała się coraz ciemniejsza. Czy jej silna wola naprawdę ją teraz opuściła?
– Czy nie rozumiesz? Jeśli ci pomogę, wciągnę w siebie truciznę.
– Nie myślałem o tym w ten sposób.
Bartosz westchnął. Jej dotyk był taki przyjemny.
– Zatrułeś moją studnię.
Chwyciła jego dziwne przyrodzenie i pogłaskała je lewą ręką. Było teraz twarde niczym stal.
– Ale przypuszczam, że zrobiłam to, co trzeba było zrobić, by cię chronić.
Spojrzała w twarz nastolatka i zobaczyła przyjemność, jaką sprawiła mu jej ręka.
– Czy wiesz, że mój dotyk rozerwał kamień marzeń? Oraz, że przyglądałam się, jak jego małe, złe kawałki rozpierzchły się po świecie? Mogłam to powstrzymać. Ale tego nie zrobiłam.
Bartosz potrząsnął głową. Nie był pewien, o czym ona mówiła.
– Chodźmy do twojej sypialni.
– Jeszcze raz.
Khadra przygryzła wargę, gdy jej oczy powędrowały z powrotem do tego lewiatana.
– Jeszcze jeden ostatni raz, obiecaj mi.
– Obiecuję.
Bartosz spojrzał na jej ciemną dłoń poruszającą się na jego penisie.
– Dlaczego nie masz obrączki?
– To nie jest somalijska tradycja.
Khadra chwyciła jego penisa i poprowadziła go do sypialni, którą dzieliła z Maxamedem. Niedługo później ujeżdżała go z jego długim przyrodzeniem w głębi siebie. Wciąż miała na sobie sukienkę, podciągniętą dookoła bioder i nadal nosiła hidżab. Jej oczy zaszkliły się i zacisnęła zęby w ekstazie. Jak coś mogło być tak dobre?
– Czy znowu dochodzisz?
Bartosz spojrzał na ekstatyczną kobietę, która zakręciła na nim biodrami.
– Gggggghhhhhhhhh...
Khadra nie mogła wydobyć słów ze swoich ust. Gwiazdy eksplodowały przed jej oczami, jakby patrzyły na dzieło stworzenia Allaha. Odrzuciła głowę do tyłu i krzyknęła.
Ta mała, ciemna kobieta w hidżabie, całkowicie tracąca kontrolę na jego kutasie, była dla Bartosza wspaniałym widowiskiem. Chciał tylko, żeby Luiza też mogła to zobaczyć. Nagle Bartosz zaczął się zastanawiać, co powiedziałaby jego mama, gdyby mogła zobaczyć tę kobietę wijącą się z Bartoszem na jej małżeńskim łożu. Być może nie zaakceptowałaby tego.
Kiedy minął jej orgazm, Khadra zmieniła swój ruchy na długie podskoki. Położyła ręce na piersi Bartosza i podskakiwała z taką siłą, że całkowicie podnosiła się z łóżka przy każdym ruchu w górę.
– Co… uh… uh… mi... zrobiłeś…? – Jęknęła. – Jak mogę… – Przerwał jej dzwonek telefonu.
Odwróciła głowę. Jej komórka była tam, gdzie ją zostawiła, na swojej komodzie. Przerwała swoje ruchy i spojrzała na Bartosza w panice z szeroko otwartymi oczami.
– Muszę… to sprawdzić. To może być… Maxamed.
Próbowała uspokoić oddech.
– Niech się nagra na pocztę głosową.
Bartosz poruszył w niej swoim penisem i poczuł, jak jej cipka mimowolnie się ściska.
– Ja nigdy nie odbieram telefonu.
Ale mógł tylko patrzeć, jak z niego schodzi i biegnie przez pokój. Miał doskonały widok na jej krągłą pupę, zanim sukienka opadła z powrotem na kostki.
Było tak, jak się obawiała, dzwonił jej mąż. Khadra podniosła słuchawkę, ale zanim odebrała, spojrzała przez ramię na bladego, nagiego chłopca leżącego na jej łóżku. Jego penis stał dumnie w powietrzu.
– Bądź teraz cicho, on nie może się dowiedzieć, że tu jesteś.
Nie dając Bartoszowi szansy na odpowiedź, odebrała telefon i przyłożyła słuchawkę do ucha zakrytego hidżabem.
– Witaj… mężu – powiedziała po somalijsku.
– Brzmisz na zdyszaną. – powiedział Maxamed, również po somalijsku. – Coś jest nie tak?
– Po prostu… wykonywałam prace domowe.
Khadra oparła się łokciami o komodę, plecami do łóżka. Spięła się, kiedy poczuła ręce na swoim tyłku, unoszące sukienkę. Spojrzała przez ramię i zobaczyła za sobą Bartosza. Rzuciła mu gniewne spojrzenie.
– Powinnaś odpoczywać... – powiedział Maxamed. – ...wiele przeszłaś. Nie po to zawiozłem dzieci do mamy, żebyś się przemęczała w domu.
– Przepraszam, ja… ja…
Khadrze trudno było zebrać myśli, kiedy Bartosz wśliznął się z powrotem do jej wnętrza. Już w ogóle jej to nie bolało, do tego stopnia rozciągnął jej pochwę.
– Po prostu… chciałam zrobić… parę rzeczy.
Zdała sobie teraz sprawę, że po odejściu Bartosza będzie musiała zająć się obowiązkami, żeby Maxamed nie nabrał podejrzeń.
– Cóż, brzmisz okropnie, kobieto. – Maxamed brzmiał jakby był nieco wściekły. – Idź do łóżka w tej chwili.
– Dobrze.
Khadra odwróciła się i ruszyła małymi krokami w stronę łóżka, nastolatek wciąż ją powoli posuwał od tyłu. W ten sposób przeszli przez pokój, a ona oparła się na czworakach na materacu, a jego penis nie opuścił jej pochwy.
– Jestem teraz w łóżku.
W tej nowej pozycji Bartosz posuwał ją mocniej. Bała się, że Maxamed usłyszy uderzenie bioder o jej tyłek.
– Muszę… już… kończyć.
– Czy jesteś taka zdyszana podróżą do łóżka? Prześpij się. Nie mogę mieć żony w tak osłabionym stanie.
Maxamed był przyzwyczajony do wydawania rozkazów, ale nie wiedział, że w tej chwili miał niewielką kontrolę nad swoją żoną.
Khadra odsunęła telefon od ucha. Głos jej męża brzmiał tak cicho i mało znacząco.
– Już odpoczywam teraz, drogi mężu. Do widzenia.
Wyłączyła połączenie i położyła telefon na łóżku.
– Dlaczego… uch… uch… to zrobiłeś?
Z każdym pchnięciem wypychała do niego biodra.
– Gdyby nas przyłapał… – Ale przerwała, kiedy Bartosz przestał pchać. Poruszył jej nogami tak, że stanęła na nogach, z rękami umieszczonymi tuż przed palcami nóg.
– Przepraszam. Po prostu wyglądałaś tak uroczo pochylona w ten sposób. Nie mogłem się powstrzymać.
Trzymał ją za biodra i znowu zaczął ją posuwać.
– Co to jest?
Khadra czuła się tak odsłonięta. Nigdy nie śniła o takiej pozycji.
– Nie pamiętam… uch… uch… jak nazywała to pani Głowacka.
Uderzył ją w tyłek, a ona krzyknęła, ale nie protestowała.
– Nazywam… tę pozycję… żabim stylem – wydyszał Bartosz.
– Allahu, zmiłuj się. Jesteś… w ten sposób... jesteś jeszcze głębiej.
Khadra została porwana przez kolejny orgazm.
Obserwując, jak się trzęsie i wije w tej nowej pozycji, Bartosz poczuł, jak jego jaja się kurczą.
– Zaraz… dojdę.
Nie słysząc jej protestu, spuścił się głęboko w Khadrze. Spust za spustem gorącej spermy wypełnił ją, a wspaniałe uczucie rozkoszy przebiegło przez jego nerwy. Po spuszczeniu się Bartosz ściągnął ją ze swojego penisa, a ona upadła twarzą do przodu na łóżko. Jej sukienka wciąż marszczyła się nad jej tyłkiem. Bartosz widział, jak z jej cipki wycieka sperma. Po raz ostatni delikatnie uderzył ją w tyłek i opadł na łóżko obok niej.
– To było świetne.
– Mmmhhhmmm... – Khadra wymamrotał coś w koc.
– Więc wiem, że powiedziałem, że to będzie ostatni raz, ale… – Bartosz przesunął palcami po łuku jej tyłka. Była o wiele mniejsza niż Ewelina i Sylwia.
– Chcę, żebyś przyszła do domu. Obiecuję, że to będzie ostatni raz. W porządku?
– Na… pewno… ostatni raz?
Pochwa Khadry wciąż doznawała skurczów radości, nawet wtedy gdy nasienie Bartosz powoli z niej wyciekało. Więcej trucizny, pomyślała.
– Honor harcerza.
Bartosz nie był harcerzem, ale to wydawało się właściwą rzeczą do powiedzenia.
– Kiedy? – wymamrotała w koc.
– Co powiesz na jutrzejszą noc, dasz rade się wymknąć?
Bartosz wstał i powoli się ubierał.
– Maxamed nigdy by mi nie pozwolił.
Khadra wiedziała, że leży z wypiętym tyłkiem w jego stronę, ale nie mogła się zmusić do ruchu.
– A więc wykradnij się, jak pójdzie spać.
Bartosz pomyślał o tym przerażającym mężczyźnie, który jutro wieczorem będzie spał w tym łóżku. Jakie to dziwne, że był w wewnętrznym sanktuarium tego człowieka.
Przez Khadrę przeszła fala ciepła i potrzebę ochrony Bartosza. Przewróciła się na bok, żeby na niego spojrzeć. Jej hidżab był nie na miejscu, więc go poprawiła.
– Zrobię to dla ciebie. – Skinęła głową z poważnym wyrazem twarzy.
– Wspaniale.
Ubrany teraz Bartosz pochylił się i pocałował ją w policzek.
– Dziękuję. To o północy? Spotkamy się przy drzwiach wejściowych.
Skinęła głową.
– Nie chcę tu być, kiedy wróci twój mąż, więc wracam szybko do domu. W porządku? Do zobaczenia wkrótce.
– Wyjdź tylnymi drzwiami.
Khadra nie mogła powstrzymać uśmiechu, widząc entuzjazm Bartosza, z powodu przyjętego przez nią zaproszenia.
– Przesuwane drzwi przy salonie.
– Robi się. – Pomachał i wybiegł z sypialni.
Khadra westchnęła. W co się wpakowała? Zmusiła obolałe ciało do ruchu. Musiała jeszcze posprzątać.
2 komentarze
Melot
Serciu prosze o następne !!
C10H12N2O
@Melot Dziś około 20:00 wrzucę kolejną część.
Olf
I wyjaśniło się czym był kamień 😲