Przypadek Michała cz.VII

Przypadek Michała cz.VII****

W poniedziałek obydwie najstarsze klasy ruszyły na wyczekiwaną wycieczkę do Karpacza. Humory dopisywały, nauka odeszła chwilowo na dalszy plan, a i pogoda zdecydowała się nam sprzyjać. Jako jedna z ostatnich na miejscu zbiórki pojawiła się Wiktoria, co bardzo mnie ucieszyło. Po sporym zamieszaniu przy pakowaniu i wsiadaniu, z niewielkim opóźnieniem ruszyliśmy na podbój Karkonoszy. Autobusy w jednej chwili wypełniły się śmiechem i rozmowami. Gwar niesamowity. Istne targowisko wesołości.  

Miałem straszną ochotę porozmawiać z Wiką przed podróżą ale nie było na to szans. Zbyt wiele się działo, Rozgardiasz był potężny. Trzeba było to odłożyć na później. Nie rozmawiałem z nią, od tamtego wieczoru, gdy pojawiła się w moim domu, nakrywając mnie na niezbyt grzecznej zabawie z Anastazją. Liczyłem, że podczas wycieczki uda mi się znaleźć odpowiedni moment na rozmowę. Tak naprawdę, nastawiałem się na dużo więcej, ale postanowiłem nie dzielić skóry na przysłowiowym niedźwiedziu. Nie uszło jednak mojej uwagi, że nim weszliśmy do autokarów, rzuciła w moją stronę znaczące spojrzenie.  

Podróż umilałem sobie telefonem i rozmowami z chłopakami. Co pewien czas z przyjemnością obserwowałem panią Anitę. Piękna belferka była w wyjątkowo doskonałym humorze, którego nie psuła nawet moja osoba. Przyjemnie było patrzeć, gdy uśmiechała się i wesoło trajkotała z koleżanką lub dziewczynami z pierwszych siedzeń. Pamiętając o czym mówiła mi Wiktoria, odnotowałem, że była to Laura Banaś ze swoją świtą.  

W Karpaczu zakwaterowano nas w przyjemnym pensjonacie położonym na niewielkim wzniesieniu. Nie był to "Gołębiewski", ale standard był dość wysoki, biorąc pod uwagę, że byliśmy grupą szkolną. Chodziły słuchy, że tatuś Laury okazał się nad wyraz hojny. Chciał wszystkiego co najlepsze dla jedynaczki, a my na tym również skorzystaliśmy. Z trzyosobowego pokoju w którym wylądowałem z Adamem i Szymkiem mieliśmy widok na górską panoramę. Przy odpowiednim wychyleniu i skręcie szyi mogliśmy nawet dostrzec Śnieżkę. Właściwie jej mglisty kontur, bo powietrze nie było tak przejrzyste jak latem. O tym jednak mogliśmy się przekonać dopiero następnego dnia, bo gdy dotarliśmy na miejsce było juz późne popołudnie i ciemno na dworze.  

Po rozlokowaniu się w pokojach i zjedzeniu posiłku mieliśmy czas wolny. Liczyłem, że uda mi się pogadać z Wiką, ale moje plany wzięły w łeb. Dosłownie. W pewnym momencie zaczęła mnie boleć głowa. Od wypadku przyzwyczaiłem się, że to się zdarza. Wziąłem tabletkę i walnąłem się na łóżko, by przeczekać pierwszy atak migreny. Ból jednak nie ustępował jak to miało miejsce zazwyczaj. Co więcej, narastał i stawał się nie do zniesienia. Gdy wstałem, aby napić się wody, w jednej chwili świat zawirował mi przed oczami i opadłem na wyrko. To nie było normalne. Zrobiłem piorunujące wrażenie. Wystraszony Szymek pędem pobiegł do nauczycielek, a ja zapadłem się w koszmarny ból.  

Wszystkie belferki dostały ataku paniki. Znając historię mojego wypadku, obawiały się o moje zdrowie. Nawet Anita zapomniała chwilowo o swojej wrogości i troskliwie zerkała na moja bladą twarz. Oczywiście wezwano jakiegoś miejscowego doktora, który miał się pojawić za godzinę.  Zamieszanie zrobiło się wokół mnie straszne, poczułem się mało przyjemnie. Nie lubię zbyt dużo szumu wokół swojej osoby. Uspokoiłem całą zgraję miłosiernych samarytan i zostawili mnie w spokoju, zostawiając z Adamem, który podjął się pilnowania mnie. Miałem naprawdę świetnych kumpli.  

Trochę pogadaliśmy we dwóch, ale rozmowa wychodziła nam średnio. Głownie z mojego powodu. Adam poddał się i z telefonem w łapie zajął strategiczną pozycję na swoim łóżku. Dzięki temu mogłem się skupić na tym co się działo w mojej głowie. Ból był naprawdę duży, ale - ku swojemu zdziwieniu - skupiając się mogłem go kontrolować. Stawał się wtedy mniej dokuczliwy. Przejmującym doznaniem było natomiast co innego. Nie potrafiłem tego dobrze określić, ale czułem namacalnie tą część mózgu, o której z takim przejęciem opowiadał mi profesor Jaroszewski. Miałem wrażenie, że niewidzialnymi palcami dotykam neuronów i synaps. Formuje je niczym rzeźbiarz. Impulsy nerwowe niczym wyładowania elektryczne rozchodziły się po mojej głowie, wykwitając bólem. Jednocześnie przed oczami przewijały mi się upojne sceny, te które się wydarzyły, ale i zupełnie nowe. Pod czaszką miałem chaos, ale podświadomie czułem, że to proces twórczy.  

Lekarz, który przyjechał dopiero po dwóch godzinach, nie stwierdził niczego mądrego. Był jednak tylko internistą, więc pierwsze co zalecił, to wizyta u specjalisty. Uspokoiłem wszystkich, że ból odpuszcza, co nie do końca było zgodne z prawdą. Owszem nie dokuczał mi już tak bardzo, ale tylko dlatego, że go kontrolowałem. Udało mi się nawet usnąć, ale całą noc śniły mi się sceny rodem z pornosów.  

Rano, dokładniej po śniadaniu, pojawiła się kwestia, czy zostaję w Karpaczu, czy pod opieką jednej z nauczycielek wracam do domu. Byłem za tą pierwszą opcją, zwłaszcza, że Anita nie kwapiła się do podróżowania w moim towarzystwie.  Ból głowy, choć zdecydowanie mniejszy był nadal dokuczliwy. Cała grupa miała w planach wycieczkę na Śnieżkę, więc ustalono, że pójdą, a w pensjonacie zostanie najstarsza z nauczycielek - pani Ignasiak. Kobieta sama przyznała, że wejście na Śnieżkę byłoby dla niej zbyt męczące, a była juz tam kilka razy. Oczywiście miało to związek z moją osobą, która miała ćwiczyć powstawanie odleżyn na wyrku. Trochę mnie to wkurzyło, ale nie dano mi prawa odwołania się od tej decyzji.  

Nawet przez myśli mi nie przeszło, że ta sytuacja obróci się na moją korzyść. Po obiedzie, który przyniosła mi pani Ignasiak, leżałem spokojnie, czując, że leniwe ciepło w brzuchu. Gdyby nie rewolucja w mojej głowie, dawno już zżarła by mnie nuda. Tylko dzięki obrazom powstałym w moim chorym mózgu radziłem sobie z nieoczekiwaną kwarantanną.  

Gdy po raz enty analizowałem swoją przypadłość, uchyliły się drzwi od pokoju i stanęła w nich Wiktoria.  

- Cześć. Mogę wejść? - spytała.  

- Jasne, ale czemu nie poszłaś z innymi? - Machnąłem by weszła głębiej. Zazwyczaj pewna siebie dziewczyna sprawiała wrażenie nieco zagubionej.  

- Ściemniłam belferkom, że zaczął mi się okres i kiepsko się czuję, wiec mi odpuściły - odparła, rumieniąc się lekko.

- Spryciula. - Uśmiechnąłem się pod nosem. - Czemu tak zrobiłaś?

- Chciałam pogadać z tobą w cztery oczy.

- Ok.. Rozgość się - Szerokim gestem objąłem powietrzu pokój.  

Śmiało usiadła na brzegu mojego łóżka. Uznałem to za dobry znak. Miała do wyboru wyrka chłopaków, a jednak zdecydowała inaczej.  

- Chyba wiem o czym chcesz pogadać... - zacząłem, chcąc jak najszybciej zmierzyć się z trudnym tematem.  

- Daj spokój Michał, nie tłumacz się, większość z nas ma to za sobą. - Wiktoria  odważnie podjęła rzuconą rękawicę. - W całym zajściu bardziej chodzi o nietypowe okoliczności. Uwierz mi, nie chciałam cię nachodzić, ale te słuchawki i...  

- Wika, spokojnie...

- Jestem spokojna, ale cholera, czemu nie zamknęliście drzwi?

- No cóż, emocje. - Uśmiechnąłem się na wspomnienie tamtych chwil.  

-  W sumie się nie dziwię.

Na moich oczach rosło jej podekscytowanie. Mówiła coraz głośniej i szybciej. Wlepione we mnie oczy Wiktorii błyszczały tajemniczo. Czułem, że wydarzy się nieuniknione. O dziwo, ból głowy od paru chwil stał się mniej dokuczliwy. Odniosłem wrażenie, że ustępuje.  

- Wika, daj już spokój, bo teraz ja czuje się głupio. - Krygowałem się, wiedząc, do czego zmierza sytuacja.  

- Niepotrzebnie, bo to było... . - Dziewczynie wyraźnie zabrakło określeń.  

- Jakie?

- Nieważne! Michał, ja też tak chcę! - Wybuchła emocjami, wsuwając dłoń pod koc.

Świadomość tego, po co tak naprawdę przyszła do nie Wiktoria zadziałała odpowiednio na moje libido. Tym samym ukryty pod pledem członek został postawiony w stan gotowości bojowej. W chwili, gdy odnalazła go dłoń Wiki był już twardy i całkiem spory.  

- Nie powinniśmy. Ignasiak może tu wpaść w każdej chwili. - Zdobyłem się na rozsądek, którego w tej chwili nie chciałem.

- Spoko. Po obiedzie robiłam jej herbatę i dorzuciłam środki nasenne - Wiktoria mrugnęła łobuzerko. - Od dobrych paru minut śpi jak zabita. Chrapie przy tym jak stary troll.  

Mówiąc to wsunęła rękę jeszcze głębiej. Leżałem w dresach, więc bez problemu wcisnęła pod nie ciekawską dłoń.  

- Jesteś tego pewna? Może...

- Przestań psuć ta chwilę! - Wika, kładąc się obok mnie zamknęła mi usta pocałunkiem. Ręka dziewczyny utorowała sobie drogę do fiuta, ściągając mi na uda dres i slipy. Koc odleciał na bok.  

Skupiłem się na miętowym pocałunku i ruchach dłoni blogerki. Nasze języki splotły się w egzotycznym tańcu. Smakowałem nową kochankę, czując rosnące podniecenie. Pieszczota sprawiła, że członek nabrzmiał i stał się twardy kamień. Było mi wspaniale, ból głowy zniknął. Zastąpił go cudowny przypływ wzbierającej żądzy. Chciałem odwdzięczyć się Wice pieszczotami, poczuć skórę dziewczyny pod palcami..., chciałem wszystkiego.

Uniosłem się z łóżka, a Wiktoria wraz ze mną. Pomogłem jej ściągnąć sweterek. Gdy jego koniec znalazł się na odpowiedniej wysokości, wystrzeliły spod niego dwa fajne cycuszki. Nie były duże, lekko stożkowate, z dość szeroką przerwą między nimi. Miałem ochotę natychmiast ich dopaść, ale powstrzymałem emocje. Oboje w kilka chwil byliśmy nadzy.  

Pieszcząc, zacząłem odkrywać ciało Wiktorii. Nasze dłonie nie miały siebie dość. Wtuliłem twarz w biust kochanki i uruchomiłem język. Wodząc jego koniuszkiem po miseczce, brodawkach i małych sutkach, czułem niemal namacalnie przyjemność jaką sprawiam Wiktorii. Drżała, oddychając płytko i wydmuchując rozkosz na zewnątrz.  

- Tak mi tego brakowało - westchnęła.  

- Jak to? - Nie mogłem się powstrzymać przed pytaniem. Na chwilę zaniechałem pieszczot.  

- We Wrocławiu miałam mnóstwo znajomych, przez pewien czas chłopaka. - Wiktoria tłumaczyła, między kolejnymi porcjami pocałunków, złożonych na moim torsie i brzuchu. - Jeśli liczysz dziś na trofeum w postaci mojego dziewictwa, to zaliczyłeś spore spóźnienie. Tutaj jestem wciąż nowa, na uboczu, dopiero zyskuje znajomych i...

- I mnie już masz - Wszedłem jej w słowo. Znów oplotłem wargami sterczące sutki. Tym razem jednak moja dłoń powędrowała między uda Wiktorii.

Delektowałem się miękką fakturą skóry na płaskim brzuchu. Pod palcami poczułem kształt kolczyka w pępku, ale brnąłem dalej. Jedwabistość ustąpiła na chwilę szorstkości, gdy zawędrowałem na czarną łączkę włosów łonowych. Wiktoria była wydepilowana w spory, odwrócony trapez. Mierzwiłem go przez moment, ale cierpliwości nie starczyło mi na długo. Szybko dotarłem do celu, z przyjemnością odkrywając, że szparka Wiki jest już nieźle wilgotna. Trąc zaróżowione płatki, czułem jak dziewczyna eksploduje pod wpływem tej pieszczoty. Szczupłe ciało nagle ożywiło się bardzo, reagując na każde dotknięcie. Zwłaszcza, gdy celem moich pieszczot stawała się żołądź łechtaczki.  

Wiktoria nie pozostała mi dłużna. Gdy nacieszyła się moim dotykiem, zmieniła konfiguracje naszej miłosnej gry. W jednej chwili uwolniła żołądź fiuta i oplotła ją ciepłymi wargami. Przyjemne mrowienie, które opanowało moje ciało ustąpiło dreszczom rozkoszy. Usta i place Wiki cudownie zgrywały się w pieszczocie. Dawkowały ją, pomału zmierzając do całkowitej dominacji nad moim fiutem. Gdy to nastąpiło byłem już u kresu wytrzymałości. Głowa blogerki unosiła się i opadała. Uwolniony na moment ze słodkiej niewoli ust dziewczyny kutas, znikał w nich po chwili. Cały wypełniłem się rozkoszą. Zamknąłem oczy i poddałem się woli kochanki. Koniec nadszedł szybko. Nie miałem sił zareagować. Wiktoria przytrzymała członka u nasady, jednocześnie połykając go całego. Uderzenie ekstazy targnęło mną i uwolniło falę nasienia. Soczysty dowód mojego spełnienia wypełnił usta kochanki. Zakrztusiła się lekko, ale problem zniknął, gdy przełknęła sporą porcję spermy. Mały świat pokoju zawirował mi przed oczami. Zanurzyłem się w błogostanie.  

Spod przymkniętych powiek zerknąłem na Wiktorię. W życiu bym nie przypuszczał, że taka dziewczyna, zaangażowana i pewna swoich przekonań zachowa się w taki sposób. Tymczasem, od twarzy dziewczyny bił promienny blask. Zuchwałość w spojrzeniu zastąpiła mglista namiętność. Na zaczerwienionych policzkach i w kąciku ust błyszczały krople nasienia.  

- Byłaś cudowna - pochwaliłem kochankę.  

- No, ja myślę - zaśmiała się serdecznie. Pierwsze napięcie musiało z niej zejść. Nie bawiąc się w wycieranie buzi, złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. Smak spełnienia i mięty w jednym. Rozkoszny duet.  

- Wiesz, że to jeszcze nie koniec - wymruczałem.  

- Na to liczę. - Przyznała. - Tak naprawdę od chwili. gdy cie zobaczyłam z tą dziewczyną. Na początku czułam tylko podniecenie tym widokiem, ale później... - zarumieniła się bardziej.

- Tak?

-  Później to już tylko chciałam, żebyś tak samo zrobił ze mną. - Wika położyła się koło mnie.  

- Miło być spełnionym pragnieniem - stwierdziłem z przekonaniem. Rzeczywiście, czułem się rewelacyjnie.  

Leniwie sięgnąłem po drobne piersi i zacząłem się nimi zabawiać. Kreśliłem palcem nieokreślone linie i okręgi. Rozpalone ciało dziewczyny drżało pod wpływem dotyku. W końcu znudzony, otuliłem jeden z sutków ustami. Ssąc go i kąsając rozkoszowałem się reakcją Wiki na tą pieszczotę. Gdy obydwa cycki zostały potraktowane odpowiednią ilością pieszczot, zacząłem opuszczać się w dół. Po raz drugi sunąłem płaskim brzuchem ku niezbyt odległej wilgotnej grocie. Docierając tam, od razu wpiłem usta w wilgotne wargi sromowe. Wsuwając między nie język zanurzyłem się w lepkie wnętrze. Wiktoria niemal natychmiast odpowiedziała ruchem bioder. Niczym budząca zgorszenie rzeźba stworzyliśmy jedność. Naszym epicentrum było krocze dziewczyny, gdzie tkwiła moja głowa.
Zatraciłem się w oralnych pieszczotach Wiki. Nie umiałem powiedzieć, jak długo to trwało, ale kochankę doprowadziłem do stanu wrzenia. Płonęła z podniecenia. Uznałem, że to ostatni moment, by zacząć ją pieprzyć. Na szczęście mój fiut przybrał postawę twardziela.  

Przekręciłem kochankę na brzuch, a ona domyślnie uniosła się na rękach i kolanach. Wypięty tyłek Wiktorii, podobnie jak reszta jej ciała lśnił od potu. Nakierowałem kutasa na szparkę, po czym wszedłem w nią bez żadnego oporu. Dwa pchnięcia sprawiły, że cały zanurzyłem się w cipce.  

- Zerżnij mnie Michał. - Wydyszała Wika.  

Staram się nie odmawiać prośbom płci przeciwnej. Naparłem z mocą, od razu narzucając mocne tempo, Wiktoria była już tak podniecona, że subtelności mogłem sobie darować. Rżnąłem ją, rokoszując się widokiem falujących bioder i odgłosami uniesienia, których sobie nie szczędziła. Doszła bardzo szybko. Orgazm usztywnił ciało dziewczyny. Zamarła, po czym jęcząc poddała się potężnej sile spełnienia. Opadła bez sił na łóżko, pozostawiając mnie skaleczonego żądzą. Nie byłem w stanie wejść w nią po raz kolejny. Klęknąłem obok niej i ręką doprowadziłem się do bolesnej erekcji. Po raz drugi przystroiłem skórę Wiki w perliste krople. Tym razem jednak swój koniec znalazły na plecach mojej kochanki.  

Po chwili leżałem obok Wiktorii. Milczeliśmy, zapatrzeni w sufit. Przyspieszone oddechy wypełniały ciszę.  

- Nie pytasz czy było mi dobrze? - Cicho zapytała Wika. - Każdy z którym byłam po wszystkim pytał.

- Po co mi to? Wiem, że było - Mruknąłem z przekonaniem.

- No proszę, arogancki z ciebie typek. - Zaśmiała się serdecznie. - Dobrze ci z tym, muszę przyznać.  

- Tylko taki bywam - odparłem. - Cieszę się, że nasza rozmowa przybrała taki obrót.  

- Musiałam być mocno spragniona bzykania - wyznała Wika. - Od paru dni myślałam tylko o takim rozwiązaniu.  

Nie mogłem się powstrzymać. Pocałowałem Wiktorię, wkładając w to całe swoje całuśne zdolności. Nadzy, kotłowaliśmy się jeszcze ponad kwadrans w moim łóżku. Później moja nowa kochanka wymknęła się do swojego pokoju. Mieliśmy wprawdzie chęć na dodatkowe figle, ale nie warto było ryzykować. Grupa mogła w każdej chwili wrócić, a pani Ignasiak to nie Śpiąca Królewna. Nie będzie spała wiecznie.  
Ból głowy oczywiście ustąpił niemal zupełnie. Kuracja Wiktorii okazała się skuteczna. Byłem pewien, że nie wróci prędko, a pobyt w Karpaczu zmieni się w świetną wyprawę.

c.d.n. ...

Iks

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 3128 słów i 17266 znaków, zaktualizował 6 lut 2019.

1 komentarz

 
  • Lordvader

    Hmmm, miło, seksownie. Twoja zdolność oddawania piórem czaru chwili jest świetna. Czekam na ciąg dalszy. :P

    12 lis 2017