Rozdział XII
„Co to było?” – wykrztusiłem z siebie, gdy zacząłem trochę wolniej, choć nadal ciężko, oddychać, a mój wzrok stał się bardziej przytomny. Wyciągnąłem do niej rękę. Podała swoją, choć jeszcze niepewnie, i spletliśmy dłonie. Pochyliliśmy się do siebie i oparliśmy czołami, odnajdując nawzajem wzrokiem. Czekaliśmy, aż wróci mi normalne tętno i oddech. Potem ją przygarnąłem i położyłem sobie głowę na jej karku.
Było mi nadal gorąco. Opadłem w tył na poduszki i powiedziałem powoli i wyraźnie „O kurwa”. Nigdy przy niej nie kląłem, ale nic nie powiedziała. Przyglądała mi się, jakby swoje dziecko widziała pierwszy raz w życiu. Halkę miała wciśniętą głęboko między uda razem z dłonią.
Po minucie dodałem: „Nawet nie wiesz, jaka jesteś piękna”. Popatrzyła na mnie z politowaniem i powiedziała: „Rozumiem, że zabawa sprawiła ci to trochę radości?”.
Ja: „A więc tak to wygląda...”.
Ona: „Tak, synku, właśnie tak. A przynajmniej powinno. I najczęściej tak jest, gdy kogoś kochasz...”.
Potem zaczęliśmy się śmiać z mojej reakcji, a matka powiedziała: „W sumie wszystko w porządku, tak to powinno wyglądać, nie powinieneś być zablokowany, a szczególnie podczas... ważyła słowa... finału. Nie powinieneś myśleć o niczym. Właśnie dlatego jest to takie ważne, żeby wiedzieć, kiedy to można zrobić. Jeśli masz to robić w skrytości, to lepiej w ogóle. Strach, że ktoś wejdzie do łazienki albo pokoju może utrwalić złe nawyki. A tak..., jak widzisz, do onanizowania się warto znaleźć odpowiednią chwilę i się przygotować, a nie tak na łapu-capu. I możesz się oddać dzikiej przyjemności, mój ty zwierzaku” – i poklepała mnie po klacie.
Wszystko fajnie, ale zacząłem się głupio czuć, że ona siedzi, a ja leżę rozwalony nago na pościeli. Podniosłem się na poduszki. W tej pozycji, siedząc, lepiej mi się z matką gadało, mogłem ją też lepiej obserwować. No i była z powrotem relacja jeden do jednego, bo mieliśmy twarze na tej samej wysokości. Dopiero dochodziłem do siebie, ale z zadowoleniem stwierdziłem, że kontroluję sytuację. Niby szczegół, ale przed chwilą leżałem jak dziecko, a teraz siedzę już jak mężczyzna. Kwestie odpowiedniej pozycji w stadzie są ważne. Zresztą ona również przyjęła to z zadowoleniem, zobaczyłem to w jej spojrzeniu.
Matka poprawiła mi włosy na czole, gdy nagle... Kurczę, ona mnie nigdy nie przestanie zadziwiać. Mianowicie wzięła do ręki mojego wacka, opadniętego, ale wciąż jeszcze całkiem sporego i starannie i równo ułożyła mi go w prostej linii na brzuchu. Potem jeszcze przez chwilę przyglądała się swojemu „dziełu”. Pedanteria najwyższych lotów.
Tak siedzimy, matka się na mnie patrzy, właściwie to przygląda mi się ciągle z dużym zainteresowaniem i dość tajemniczym wyrazem twarzy. Pomału zaczynam sobie przypominać szczegóły orgazmu i robi mi się coraz bardziej głupio. Słowa, które wtedy wypowiadałem, były niestety dość wyraźne.
Chrząknąłem, nie wiedziałem, co powiedzieć, kurczę, trzeba sprawę wyjaśnić, uwolniłem ze swojej wyobraźni trochę za dużo, teksty typu „będę cię jebał na wylot” czy „utopię gardło w spermie” były jednymi z lżejszych. Ja pierdolę, co ja z siebie zrobiłem. To były fajne fantazje na czas walenia. No co? Każdy chłopak tak ma, jak się podjara w samotności, każdemu wolno w myślach robić, co tylko przyjdzie do głowy, tego się przecież nikomu nie mówi, a tu taka wpadka. Ewidentnie za dobrze mi się zrobiło. Orgazm na pełnej petardzie przy własnej matce, marzenie każdego chłopaka... kurwww...wa mać, tego nie uczą w szkole. Zbieram się na wyjaśnienia, tym bardziej że matka cały czas badawczo na mnie patrzy... Ruszyłem machinalnie ręką i zatrzymałem na czymś lepkim.
„O właśnie!” – matka też to zauważyła i znaleźliśmy zajęcie na najbliższe minuty. Światło, oglądanie pościeli, ustaliliśmy, że pranie w środku nocy i wisząca pościel raczej mocno mogą zdziwić rano ojca. Matka poleciała po papierowe ręczniki, ja ogarniam pokój, robię przeciąg. Gdy matka wróciła, spojrzałem na nią i stanąłem jak wryty. Ona to widzi, odruchowo przejechała rękoma po halce i wodząc za moim wzrokiem, dotknęła włosów. No tak, całkiem spory glut zdążył już wsiąknąć i polepić jej włosy...
W końcu usunęliśmy ślady przestępstwa i w pojedynkę udaliśmy się do łazienki. Ponownie matkę spotkałem już w kuchni, gdy po ciemku stała z kubkiem przy otwartym oknie. Było ciemno. Firanka lekko falowała, a matka stała zadumana, wpatrując się w poświatę ulicznej latarni.
Stanąłem za jej plecami, przytuliłem i objąłem rękoma tuż pod cyckami, które właściwie spoczęły na moich przedramionach. Nie protestowała. Długo tak staliśmy, lekko kołysząc się. Przytuliłem twarz do jej włosów. Przyjemna śliskość jej halki chłodziła moje ręce. I tak pomału schodziły nasze mocje.
Potem poszliśmy spać. Znaczy poszliśmy do łóżka. Co zrobić z tą całą historią? Oboje nie mieliśmy pomysłu, co dalej, a iść teraz spać, jak gdyby nigdy nic, to nam nie pasowało. Po wielu roszadach na łóżku, przytulania matki, brania jej na kolana czy chowania głowy pod matki cycki w końcu położyliśmy się przyklejeni na łyżeczkę. Leżałem za nią i trzymałem, a właściwie obejmowałem matkę całym sobą, mieliśmy nawet splecione stopy.
„Tylko nie zaśnij” – wyszeptała. Coś tam niewyraźnie odpowiedziałem z nosem i ustami na jej wciąż zmysłowo pachnącej szyi tuż pod włosami.
„Nie możemy tak, jak ojciec wróci, może zajrzeć do pokoju” – kurna tracę instynkt, dobrze, że matka przytomna. Wpadam jednak na pomysł. Uruchamiam budzik na smartfonie na kilka minut do przodu, ekran ustawiam, żeby cały czas się świecił, i co chwilę przestawiam czas o kilka minut dalej. Gdzieś po godzinie w końcu obojgu nam zrobiło się za dobrze i sukinsyn zaczął wyć.
Za oknem był już brzask. Położyliśmy się normalnie.
Momentalnie zasnąłem.
Niedziela rano, kuchnia. Matka oparta o blat, z kawą w ręku. W domu dudni chrapanie ojca.
W ostatnie weekendy po tych „erotycznych” nockach, gdy w niedzielne poranki spotykaliśmy się w kuchni, patrzyliśmy na siebie wyczekująco, nie wiedząc, jak z sobą rozmawiać o tym, co się działo w nocy. Tym razem tylko czekała, żeby mnie zobaczyć, uśmiechnęła się wyczekująco, a gdy się do niej się zbliżyłem, powiedziała: „Zobacz, nic nie widać, wyczesałam” – i pokazała końce włosów tam, gdzie strzeliłem. Sądząc po jej twarzy, tym razem nie miała żadnych rozterek. Ja wprost przeciwnie.
Staję obok, w ręku jakaś herbata. „Słuchaj, powinienem chyba cię jednak przeprosić. W nocy, z tego co pamiętam, wymknęło mi się podczas orgazmu jedno słowo za dużo. Ja...”.
Matka położyła mi palec na ustach: „Nie jedno, tylko cała litania... Ale wiesz? To dobrze. Przynajmniej mózg ci pracuje. Nazywamy w psychologii prawem kompensacji. Gdybyś siedział po nocach, jak twoi koledzy, przy filmach porno, miałbyś spłyconą wyobraźnię”.
Mnie do śmiechu jeszcze za bardzo nie było, z trudem oswajałem się z faktem, że rodzona matka poznała najmroczniejsze tajniki mojej fantazji. Dopiero jak zaczęła się brechtać ze sceny, w której wbijam penisa w jej tyłek i wychodzę ustami, by jeszcze owinąć go kilka razy wokół jej szyi, zrobiło mi się tak głupio, że w końcu zrobiło mi się już wszystko jedno. Wyjaśniłem tylko, że to sceny z komiksów, oczywiście twórczo wzbogacone. Matce szczególnie spodobało się, że widziałem ją w krótkiej skórzanej spódniczce i zbroi w kształcie gorsetu z nabitymi ćwiekami.
„Ale żeby zalewać takie ładne wdzianko hektolitrami spermy?” – zapytała.
„Co robić?” – odparłem filozoficznie.
Niby wszystko się dobrze ułożyło, ale ani podczas śniadania, ani potem w ciągu dnia wolałem matce nie patrzeć w oczy. Poszedłem też wcześniej spać. Stary, widać, wziął sobie do serca pożegnalną popijawę z kolegami, bo z kacem zmagał się cały dzień. W sumie dobrze, bo i matka miała zajęcie. Czy się w nocy tłukli, nie wiem.
Poniedziałek. Śniadanie. Matka jakaś wesoła i wyluzowana, ale póki ojciec nie dotarł do nas do kuchni, powtórzyła ze trzy razy: „Zadowolony? W porządku? Co tam dzisiaj w szkole?”. A gdy ojciec wszedł, nie mogąc ukryć dobrego nastroju, zaczęła się do niego podwalać i w ogóle szybko wypchnęli mnie do szkoły. Pojechałem jeden autobus wcześniej. „Żebyś się nie spóźnił” – rzucili. Tak jakbym przez to wczesne kładzenie się spać i wstawanie choć raz spóźnił się do szkoły, kurna! I tak w szkole zwykle byłem jednym z pierwszych.
Ociec tego dnia zawalił robotę, bo pierwszy raz w życiu spóźnił się do pracy i musieliśmy czekać z kolacją godzinę. „Co tam, matka, masz. Pokaż”. W ogóle go nie martwiło, że dostał opierdol od szefostwa.
Za to w nocy oboje strasznie jęczeli, prawie w ogóle się nie hamowali.
Ponieważ jestem dobrym dzieckiem, następnego ranka ledwo minęliśmy się w kuchni. Znaczy z ojcem to w ogóle pożegnałem się przez drzwi kibla. Zrobiłem sobie dodatkowe kanapki zamiast śniadania i bryknąłem do szkoły dwa autobusy wcześniej z informacją, że umówiłem się z chłopakami.
Matka tego dnia pierwszy raz w życiu zamiast w koszulce nocnej wyszła z pokoju kompletnie ubrana. Chyba miała golf.
W maju?!
---
Reszta wiosny upłynęła spokojnie. Zresztą miałem co robić. Co prawda po konkursie ocen z matury polibuda była murowana, ale nadal ryłem matmę. Chciałem zdać dodatkowe egzaminy do specjalnej grupy z lepszymi wynikami. Ponoć wcale nie mieli w niej bardziej katować. Miała to być z założenia grupa dla tych, co rzeczywiście chcą studiować, bo z normalnych grup połowa wylatywała po pierwszym roku, a reszta wędrowała na płatne. Tak to sobie wymyślili.
Kwestię ruchu na świeżym powietrzu i gimnastyki zapewniła mi ciotka. Po hucznym rozstaniu z kolejnym „narzeczonym” postanowiła w większym niż zazwyczaj stopniu przemeblować mieszkanie i wyremontować to i owo. Trochę się tam najeździłem.
No. To już wiecie, kiedy była ciotka.
Dodaj komentarz