Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Przyłapany przez matkę 13(25)

Rozdział XIII

Wakacje przed studiami spędziłem dość intensywnie z chłopakami z budy. Mieliśmy całkiem zgraną paczkę, ale wiedzieliśmy, że to koniec. Na studiach wszystko się rozpadnie. Świeżo zdobytą pełnoletność wykorzystaliśmy na rajd po górach, a potem w Europę... Sporo się działo, był nawet Amsterdam, ale wszędzie trafialiśmy na dupy, które pierwsze dziesięć minut były chętne od razu na wszystko, a potem zniecierpliwione leciały szukać innego bolca. Jakoś niespecjalnie chciało mi się z nich korzystać w roli szaletu i w końcu nic nie zaliczyłem. Poza tym nie przepadam za gumkami. Reszta kumpli różnie, ale też szału nie było. Zresztą poza panienkami świat też był pełen atrakcji i tak pod koniec wakacji wylądowałem ze starymi tam gdzie zawsze.
    Jest takie jezioro, Skiroławki, dwieście kilometrów od Warszawy. W ośrodku sami znajomi, wszystko na warszawskich blachach. Właściwie można by się w ogóle nie ruszać z miasta. Tym razem nie dało się uprawiać fikcji, bo starzy od paru miesięcy przeżywali drugą młodość i chcieliśmy wziąć dwa domki. Oficjalnie było, że to ja dorastam. Niestety skończyło się na tym, co zwykle i zajęliśmy domek z dwiema sypialniami. Starzy cieszyli się, gdy znikałem z domu, a ja wracałem przytomnie dopiero na posiłki. Ale i tak sporo czasu spędzaliśmy razem.
    Potwierdza się stara zasada, że w dobrze poukładanej rodzinie młodsze pokolenie późno zaczyna. Tylko jak to odnieść do mojej relacji z matką?
    Kiedy byliśmy na plaży, wykorzystaliśmy okazję, że ojciec poszedł się gdzieś przejść albo z kimś pogadać, zbliżyliśmy się ręcznikami i gdy mieliśmy przy sobie głowy, powiedziałem: „Wiesz mamo, wciąż nie mogę wyjść z zadziwienia, że to nam tak dobrze wyszło”. Odparła: „Bo jesteśmy normalną rodziną... Chyba... Ale pamiętaj, że robię to tylko dla ciebie, żebyś się nie stoczył”. Po czym dodała: „Jeszcze gdy byłam w szpitalu, znów mieliśmy na oddziale kretyna z wkładem do długopisu w penisie”. „I co się stało?”. „Gdy wychodziłam, był cały fioletowy, ale nie wiem, czy od atramentu, czy zakażenia. Nie pytaj. Twoje pokolenie jest chore. To już wolę, żebyś tak to robił przy mnie. Pamiętaj, że chcę, skoro już do tego doszło, żeby seks kojarzył ci się z ciepłem i kobiecością”.
    I opowiedziała mi o czymś, co mnie mocno zaskoczyło. Nie znałem tego epizodu jej życia. Zresztą nie wszystko wyznała i mogłem się wielu rzeczy domyślać. Okazało się, że po pielęgniarce poszła śladem siostry na psychologię, ale wytrzymała tam tylko dwa lata i uciekła do wyuczonego zawodu. Jak sama stwierdziła „Tam byli sami zboczeńcy, dziewczyny zresztą też”. „A profesorowie?” – spytałem. „Domyśl się”. I po chwili zastanowienia powiedziała: „Tam wszystko było w modzie oprócz normalności. Nie szło na dłuższą metę wytrzymać”. Po czym aż ugryzła się w język i wkurzona osunęła na swój ręcznik.
    Dłuższą chwilę delektowałem się tym fragmentem „na dłuższą metę”, pozwalając matce ochłonąć i zebrać myśli. Skurwysynem nie jestem, poza tym za bardzo ją szanuję. I wiem, że takie ciągnięcie za język może wszystko tylko zepsuć. Postanowiłem zmienić temat, w sumie go nie zmieniając: „Ale przy tobie czuję się komfortowo”. I dodałem: „W tych sytuacjach”.
    Matce wrócił dobry humor: „Chyba nie tylko w tych sytuacjach?”. „Oczywiście, że nie, jesteś w ogóle najwspanialszą matką na świecie”. I zacząłem się rozkoszować sytuacją, że coś takiego mogę mówić własnej matce zupełnie szczerze i to w wielu aspektach, z których każdy jest prawdziwy. Postanowiłem zrobić jej przyjemność: „Wiesz, jesteś oprócz wszystkich swoich zalet również moją seksterapeutką”. Wkurzyła się: „Nie jestem żadną seksterapeutką, nienawidzę tego słowa! Staram się ciebie wychować, a że jesteś już duży, to zostało mi wychowanie seksualne”. Po czym westchnęła: „O Boże, co my robimy najlepszego. Ale dobrze, że tak to odbierasz. Pamiętaj jednak, że chodzimy po cienkiej linie. Chcę, żeby zostało z tego coś dobrego dla nas wszystkich i twojej przyszłej żony, kimkolwiek ona nie będzie”.
    „Mamo” – przerwałem – „Ile się znamy”. „Ja ciebie od porodu, ty ile mnie pamiętasz, to nie wiem, ale chyba też tak coś koło całego życia”. Zauważyłem, że wrócił jej dobry humor: „Czyli zamierzasz być najlepszą teściową na świecie?”. „Tak, możesz być spokojny, żadnej patologii z mojej strony, jak mi się coś w niej nie spodoba, to zaraz ci powiem, ale tak ogólnie, to bierz ją, czmychaj z domu i rób z nią, co chcesz. Będziesz mi mógł najwyżej potem poopowiadać, co będziesz chciał..., tej twojej zboczonej matce. Boże kochany, syn się przy mnie masturbuje” – po czym zaraz poprawiła w zwolnionym tempie – „o-na-ni-zu-je, a ja na to patrzę”. I zaraz ugryzła się w język, tym razem potężnie, a twarz jej spoważniała. Chyba ostatnie słowa były pół tonu za głośno. Na szczęście inni plażowicze byli trochę dalej. Spojrzała na mnie i powiedziała: „Znów zaczynamy, a to nie jest miejsce na takie zabawy. Podejrzewam, że chyba zaraz będzie namiocik. Chodź do wody, to ci coś jeszcze opowiem i będziemy kwita”.
    „Jaka kwita” – myślałem, idąc pośpiesznie do jeziora. „Czym może mi się zrewanżować?”. Ale dobrze, że weszliśmy do wody. „Otóż, drogi synu, nie synku, tylko synu, skoro już chcesz wszystko wiedzieć o swojej mamie, to zrezygnowałam ze studiów po upojnej nocy z twoją ciotką, a moją rodzoną siostrą. Tak, dobrze słyszałeś. Oficjalnie, z naukowego punktu widzenia jestem biseksualna. Ale to było tylko raz”. I odpłynęła.
    Moja wspaniała matka, świetna pielęgniarka i jak się okazuje, psycholog nie tylko z zamiłowania, ale i ze sporą wyuczoną wiedzą, zdradziła się chyba ze wszystkich sekretów. W sumie ten o seksie nie był najważniejszy. Dziwne, ale jakoś uspokoiło mnie to, że studiowała. Teraz nabrałem do niej jeszcze większego zaufania i zrozumiałem to jej częste nieraz wtrącanie w naszych rozmowach, nawet jak byłem mały, frazy „z naukowego punktu widzenia”. Myślałem, że chciała podbijać w ten sposób autorytet w moich oczach i ukrywać różnicę w jej wykształceniu względem siostry. Myślałem, że miała na tym tle kompleksy.
    Matka w tym czasie zrobiła kółko, a ja następnie wyprodukowałem się na głos z tych przemyśleń. Zdziwiła się. „Ty naprawdę myślałeś, że mam jakieś kompleksy? Ta idiotka po psychologii jest niczym w porównaniu ze szkołą życia, jaką miałam w szpitalu, mimo że jestem tylko pielęgniarką. Jestem dziesięć razy większym psychologiem od niej i do tego praktykiem. Przy niej nikt nie stracił nikogo bliskiego, nie został kaleką na całe życie, nie walczył z rakiem. Zlituj się. Ale dobrze, że to powiedziałeś. Moja siostra, mimo że starsza, jest przeze mnie kochana, ale faktycznie traktuję ją trochę z pobłażaniem. Ech, jak to warto sobie wszystko mówić. I ile jest tego jeszcze przed nami?”.
    Skoro tak mówi, to skorzystałem z okazji i spytałem wprost: „No i jak było?”. Nie była zaskoczona, wiedziała, o co mi chodzi. Takich informacji nie wyrzuca się po pięciu sekundach z głowy. „Tak, to był świetny seks, niemal zabójczo świetny, i jak się zapewne domyślasz, stałyśmy się sobie od tamtego czasu jeszcze bliższe. Tylko że ja jestem mądrzejsza od twojej ciotki i wiem, że żeby ten zabójczy seks nie stał się dosłowny, postanowiłam stamtąd uciec i dać sobie spokój z tym wszystkim i całym tym towarzystwem. To nie dla mnie. Zwyciężył rozsądek. Potem przez jakiś czas patrzyłyśmy na siebie pytająco, aż w końcu rozeszło się po kościach. Możesz się domyślać, że gdy się witamy, czasem robi mi się troszkę wilgotno, ale to wszystko”.
    „Bo ciotka moczy się wtedy za każdym razem?” – uzupełniłem. „Znasz ciotkę. Wiadomo. Tam kisiel będzie zawsze, a dla mnie pewnie jeszcze jakiś specjalny” – uwielbiałem jej bezpośredni, ale rzeczowy humor. „Ustaliłyśmy z twoją ciotką strefę komfortu i się tego trzymamy. Parę razy na wakacjach spałyśmy razem, oczywiście wtulone jedna w drugą, ale rączki grzecznie leżały na kołdrze. Seks to nie wszystko, a obie doskonale wiemy, że mogłybyśmy przy powtórce zbyt wiele stracić. Ciotka aż tak głupia nie jest, albo może jednak te studia ją czegoś nauczyły. No i za każdym razem, gdy jesteśmy pod prysznicem, gwałci mnie swoimi oczami. A niech ma”.
    „A ty?” – zapytałem. Odpowiedziała: „Tylko twój ojciec. Niezły z niego skutkowiec, prawdziwy facet. Poszliśmy do łóżka po dwóch godzinach znajomości i stwierdził, że mnie bierze. Przed nim było dwóch, raczej eksperymenty. Pierwszy rozdziewiczył mnie po pijaku na jakiejś prywatce i tylko zrobił mi tym przysługę, z drugim poszłam z ciekawości, ale było tak sobie. Potem już wiesz – studia”.
    „Ale..., sama mówiłaś?”.
    „A to można tylko w jeden sposób? Macanki, pettingi, zabawki, wspólna masturbacja, ekshibicjonizm...”. „E... co?” zapytałem. „Ekshibicjonizm, czyli uprawianie seksu przez stałą parę na oczach całej grupy, w dodatku w oprawie jakiejś chorej czarnej mszy, wszyscy w maskach. Sikanie na siebie, związywanie, ciemny pokój, wszystko tam było, byle za każdym razem inaczej. Twoja ciotka mnie chyba chroniła, poza tym tak szalała, że potrzebowała przyzwoitki, a może i ochrony. Tak, tak, zbiorówki...” – to ostatnie powiedziała z politowaniem. I dodała: „...albo stadko uczennic z jednym z profesorów – oczywiście w celach naukowych. Czasami zastanawiałam się, czy jestem na psychologii, czy na seksuologii. W końcu przylgnęła do mnie rola przyzwoitki – chyba wszyscy kogoś takiego tam potrzebowali”.
    Zrobiliśmy w wodzie kolejne kółko. Stanęliśmy na dnie i matka odetchnęła. „No dobra, sześć na dziewięć, a szczególnie robienia lasek zaliczyłam chyba więcej niż kilka. Penetracji bałam się, patrząc na to, co oni wyrabiają”.
    Zrobiliśmy kolejne kółko. Byłem tak zaciekawiony, że zamiast stać mi pała, miałem czerwone policzki z podniecenia tymi wyznaniami. Znów stanęliśmy na dnie i matka znów wciągnęła więcej powietrza: „No dobra, tych lasek było sporo. Zadowolony?”.
    „Jak ciebie, mamo, nie kochać?” – odparłem. Zrobiliśmy kolejne kółko.
    Znów dopłynęliśmy do twardego dna. „Każdy jest w jakiś sposób zboczony” – kontynuowała matka – „...a ja akurat to lubię. Poza tym podobało mi się, że miałam nad nimi władzę. Tak to wtedy odbierałam. I to, że chłopcy umierali w moich ustach. Ale ty tego już nie zrozumiesz... To jest psychika kobiety”.
    Kolejne kółko. Ojciec z brzegu rozbawiony krzyczy: „Trenujecie na olimpiadę?”. Odmachaliśmy wesoło rękami. Prawdopodobnie zauważył, że każde kolejne kółko robimy szybciej. Ale nie mógł wiedzieć, co tu się naprawdę dzieje.
    Teraz i matka miała czerwone policzki. „E tam... Zwalimy nasz wygląd na wysiłek w wodzie” – matka z pąsami na twarzy wypaliła ze śmiechem. Chyba chciała takiej rozmowy, a nie sądziła, że będzie kiedyś okazja. „Wiesz, kim byli ci dwaj? To kumple twojego ojca. Dlatego tata nigdy z nimi nie pije u nas w domu”. Byłem już tak rozbrojony, że tylko się śmiałem. W sumie wszystko się zgadzało, matka była z sąsiedniego osiedla.
    „Ale...” – zacząłem. Widać, czytała mi w myślach, bo powiedziała: „To nie ma znaczenia, którzy to byli. To przeszłość. Ojciec nie pije z nimi u nas w domu głównie dla twojego bezpieczeństwa. Jeszcze by komuś coś odbiło przez przypadek. Byłabym gospodynią. Jeszcze zaczęliby komplementować panią domu, a stamtąd krótka droga do wygadywania głupot. Przy ludziach się pilnują, przecież spotykamy się czasem z ich rodzinami, ale na neutralnym gruncie jest inaczej. No i ojciec przyznał mi się, że zawsze z tych dwóch ma polewkę, choć ja myślę, że raczej duma go rozpiera. Nie był pierwszy, ale to z nim jestem”.
    Ojciec skończył właśnie gadać z kimś na plaży i zaczął kierować się pod nasz parasol. „Ostanie kółko!” – krzyknęliśmy. Odmachał nam radośnie niczym w jakiejś sielankowej rodzinnej scence. Tak to wyglądało z brzegu. My tymczasem uwalnialiśmy w wodzie kolejne potwory z przeszłości tylko po to, by przekonać się, że to niegroźne stworzenia.
    Kolejne kółko, już wolniej. Z tych emocji tracimy oddech, a jeszcze będzie trzeba doprowadzić się do jakiegoś porządku przed wyjściem na brzeg, żeby ojciec po oczach nie poznał, że przed chwilą leciały wyznania stulecia. Znów twardy grunt.
    „Byłam w akademiku polibudy, już nie wiem, kto mnie tam przyprowadził, chyba na przyczepkę z jakąś parą. Właśnie zerwałam ze studiami, no i byłam po tej całej historii łóżkowej z twoją ciotką. Troszkę rozbita i miałam potrzebę się wygadania. Słowa leciały jedno za drugim, ale miałam na szczęście do powiedzenia tyle innych rzeczy, że na własny temat mówiłam niewiele. Po dwóch godzinach wylądowaliśmy w jakimś łóżku i to w dodatku na trzeźwo, a rano ojciec popatrzył na mnie i powiedział: ‘Biorę’. Z początku nie zrozumiałam, o co mu chodzi, ale jesteśmy razem właśnie od tamtego momentu”.
    „A czy on wie to wszystko, co ja?”. Matka bardzo rzeczowo odpowiedziała: „Z naukowego punktu widzenia...” – po czym szybko się poprawiła – „Synku, ojciec wie trochę więcej i na pewno nie zdradziłabym tobie żadnej rzeczy, o której on nie wie. To jest nie tylko mój mąż i człowiek, któremu urodziłam dziecko, ale przede wszystkim mój facet. Nie chcę, żeby ktokolwiek znał mnie lepiej od niego”.
    „Ale przecież my...” – musiałem to powiedzieć. „Nie bój się. Zakładam, że jak dożyjemy z ojcem sędziwego wieku, to mu kiedyś o tym opowiem. Być może. Poznaję go na nowo całe życie i wciąż jest wspaniały, ale to może dlatego, że i ja się zmieniam. Zmieniamy się stale, ale razem. Jesteśmy parą przez duże P i będzie dla mnie zawsze najważniejszy. Jesteśmy dwuosobowym stadem z potomstwem. Ty jesteś ten drugi, a potem długo, długo nic i dopiero reszta świata. To znaczy rodzina, potem dom, klatka schodowa, blok, podwórko, ulica, dzielnica, miasto, region, kraj, kontynent, kula ziemska i Wszechświat. W tej kolejności trzeba kochać, jak to ktoś powiedział, ale pierwsze dziesięć miejsc zajmuje rodzina. A ty jesteś moim synem, w dodatku jedynym, i jesteś przez to moim drugim facetem, a że się trochę w tym zapędziliśmy, a może i pogubiliśmy...? Nie wiem. Nie czuję w tym niczego złego... To samo przyszło i jestem pewna, że to nic złego” – powtórzyła. – „Robię to dla ciebie, ty to rozumiesz, na szczęście wszyscy jesteśmy inteligentni i się kochamy. Gdybym nabrała jakichś obiekcji, na pewno bym ci o tym od razu powiedziała, ale nawet wtedy nie zostawiłabym ciebie z tym samego, tylko razem byśmy przez to przeszli. Chcę twojego dobra, a że ułożyło się nam troszkę inaczej niż w innych rodzinach... Z naukowego punktu widzenia to anomalia, ale one są częścią przyrody. Boże, co ja gadam! Po prostu kocham cię synku. I dobrze to rozumiesz, znaczy w poprawnych kategoriach, jakkolwiek nietypowe by one nie były z pozoru. Cieszę się, że udało nam się z ojcem wychować ciebie na człowieka, z którym można..., z którym można o tym mówić”. – Zastanowiła się chwilę i jeszcze dodała: „Wiesz, że nawet cielęcy wiek był w twoim wydaniu krótszy?”.
    Na plaży zapadła sjesta. Zrobiło się senne popołudnie. Patrzymy na siebie i robimy już na spokojnie jeszcze jedno kółko. Matka płynie teraz przede mną na plecach, a ja podziwiam ją w pełnej krasie mimo stroju kąpielowego. Cieszę się, że płynie tak wolno i czuję jej niesamowitą bliskość w każdym wymiarze.
    Znów twarde dno. „Czy masz jakieś pytania do tego, co ci opowiadałam?”. „Czuję się przepełniony i spełniony”. Popatrzyła na mnie uważnie. Poprawiłem: „Czy jakoś tak”. Uśmiechnęła się z politowaniem. „O, już wiem – z każdym dniem kocham ciebie coraz bardziej”. Podniosła brwi, więc dodałem: „Moja kochana matko”.
    Zaczęła się nad tym wszystkim zastanawiać. Musimy przecież wyjść na brzeg i musimy się do tego przygotować. Wracamy przecież do ludzi. Wyłapałem tę sytuację, dotknąłem jej ręki i powiedziałem: „Ale pod stopami czuję piasek”. Zaskoczyłem ją, więc zaraz dodałem: „...i chyba jakieś muszelki”. Widzę, że powaga zaczyna schodzić z jej twarzy, więc zacząłem pokazywać palcami i mówić: „To jest niebo, to jest woda, tam jest brzeg, tam są domki. O, a tam jest nasz tata”. I uśmiechnąłem się najbardziej dyplomatycznie, jak potrafiłem.
    „Chodź już, ty mój Arystotelesie” – powiedziała rozbawiona i zaczęliśmy iść w stronę brzegu. Nie wiem, skąd ten filozof, pewnie wzięła pierwszego z brzegu. Zatrzymała się jednak na chwilę. „A czy ja mogę ciebie o coś spytać?”. Kurna, już zaczynała się sielanka, a ta wyjeżdża prawdopodobnie z pytaniem o mnie i ciotkę. Na pewno bym jej powiedział prawdę, a nie chciałem tego. Nigdy w życiu matki nie okłamałem, zbyt ją kochałem, oszukanie jej w czymkolwiek odczułbym jak osobisty ból.
    „Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale czy miałeś już jakąś dziewczynę?”. Na szczęście pytała o dziewczyny, a nie kobiety, więc uznałem, że pominięcie ciotki nie będzie kłamstwem. Zresztą w przypadku ciotki zastanowiłbym się, czy jednak nie skłamać, to znaczy i tak w końcu bym jej powiedział, ale musiałbym ją jakoś na to przygotować. „Były. Dwa razy. Znaczy dwie koleżanki ze szkoły. Ale nie razem”. Uśmiechnęła się. „Znam już smak kobiety”. I szybko dodałem: „Były gumki”.
    „Cieszę się, że masz za sobą pierwszy raz. Będzie mi łatwiej o tym z tobą porozmawiać, bo mimo wszystko chyba jednak warto”. Odparłem zupełnie serio: „Z chęcią. Na pewno mi to nie zaszkodzi”. Przerwała mi: „Och przestań już z tym tonem, Arystotelesie. Mów normalnie. Powinnam wiedzieć, czego pragniesz, jakie masz plany, jak daleko warto się zapędzić, by było skąd wracać. Sam rozumiesz. Młodość ma swoje prawa. Każdy eksperymentował, jednych to rozwinęło, inni się zatracili, a my już ze sobą rozmawiamy tak otwarcie, że możemy sobie wszystko mówić”. „Mamo” – odparłem – „Ty i tak wiesz o mnie więcej niż niejedna matka”. Odparła: „W samej rzeczy, i wcale tego nie żałuję. Czuję się z tym bezpieczniej”. „Mnie też jest z tym lepiej” – dodałem. „Tobie niedawno to chyba w ogóle było bardzo dobrze” – uśmiechnęła się. Zaśmialiśmy się lekko.
    Znów chciałem jej powiedzieć, że ją kocham, ale ile można. Czułości też trzeba dozować. Powiedziałem więc „Kocham cię” w myślach. Oboje wiedzieliśmy, że i tak przy najbliższej okazji będę jej to mówić prosto w oczy z pałą w dłoni. „Chciałabym po prostu wiedzieć, ile masz za sobą eksperymentów albo co planujesz. I tak fantazja ciebie poniesie i sam nad wszystkim nie zapanujesz, ale przynajmniej trochę ciebie nakieruję, choć jak sądzę, opatrzność nad tobą ciągle czuwa. O, na przykład, czy znasz już smak swojej spermy?”. Zupełnie neutralnie odpowiedziałem, że nie, przecież wie, że podczas onanizowania się myślałem głównie o niej, a przy takiej konkurencji żadne inne panienki ani eksperymenty nie były mi w głowie. „Tak tylko zapytałam, dla przykładu. No dobra, kończmy, bo znów zaczniemy uprawiać grę” – po czym przesunęła ręką po wodzie i rozejrzała się po plaży.
    Rany... dopiero teraz sobie uświadomiłem, że te dwie koleżanki, które miałem przed matką, zupełnie mi wyparowały z głowy. Gdy pierwszą bzyknąłem, byłem taki zadowolony, ba, szczęśliwy, a jednocześnie nieszczęśliwy, że nie mogę jej o tym opowiedzieć. Była wtedy dla mnie zupełnie inną matką, bałem się jej i krępowałem. A teraz..., gdy przy niej to robię, czuję się jak prawiczek, który dopiero wchodzi w świat seksu.
    Wyszliśmy na brzeg. Na szczęście dno podnosiło się powoli i zanim doszliśmy do suchego piasku, nic już nie było po nas widać. Matka natychmiast położyła się koło ojca i go pocałowała, a ja dla bezpieczeństwa jeszcze kilka minut pospacerowałem po plaży. Na szczęście chuj nie stał, cała krew była w mózgu.

Lucjusz

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i obyczajowe, użył 3700 słów i 20919 znaków, zaktualizował 20 lut 2022. Tagi: #onanizm #masturbacja #matka #rodzina

1 komentarz

 
  • Użytkownik wram

    :bravo:  :yahoo:

    1 lip 2023

  • Użytkownik Lucjusz

    @wram Dziękuję!

    3 lip 2023