Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Przyłapany przez matkę 17(25)

Rozdział XVII

W nocy starzy strasznie się walili. Nigdy nie mogłem dojść, czy ojciec w dobę po chlańsku odzyskiwał siły w dwójnasób, czy też przyczyną były moje akcje z matką. W dodatku mieli otwarte okno. Matka tak się darła, że rano nie było jak wyjść z domku. Mieszkańcy okolicznych domków też się pospóźniali na śniadanie, bo każdy chciał koniecznie zobaczyć moją matkę z ojcem.
    W końcu śniadanie w stołówce zjadłem sam. Starsi przyszli dopiero na obiad, jako ostatni, spóźnieni, i gdy wchodzili, zapadła kompletna cisza. Wstyd jak nie wiem. Mało brakowało, a sala wstałaby na ich widok.
    W końcu ojciec, wkurwiony, zamówił do stołu do obiadu butelkę wina. Taki charakterny. Ponoć legenda głosi, że w dziejach ośrodka była to pierwsza butelka wina zamówiona przed osiemnastą. Trochę dziwnie smakowało z jarzynową i kotletem pożarskim.
    Na plażę też nie dało się iść, tym bardziej że dwa razy więcej osób zaczęło nam mówić dzień dobry (głównie kobiety). Dobrze, że za parę dni koniec turnusu.
    Nie wiem, czy to za sprawą starych, których historia przetoczyła się echem po ośrodku (i niestety trwale przeszła do jego legendy), ale dziewczyny, czymś podekscytowane, wymusiły na nas po południu wycieczkę. Poinformowaliśmy starych, że możemy nie wrócić na kolację, co przynajmniej w osobach moich rodziców spotkało się z bardzo przychylnym przyjęciem. Na razie nawet w mojej obecności, czuli się nie do końca swojo.
    Poszliśmy z dziewczynami na długi spacer i rozłożyliśmy się w krzaczorach na jakiejś polanie. Podwalały się do nas już na chama. W dodatku okazało się, że panny przyniosły morze alkoholu.
    Najpierw zaczęły się prowokacyjne teksty, trochę zbyt głośno komentowały innych chłopaków z ośrodka, jedna drugą pytały np.: „Czy coś już było”, a ta odpowiadała: „No w sumie to już sporo, ale nie do końca mi odpowiada. Zastanawiam się, czy warto iść dalej”. Przekaz był jasny: „Jeszcze porządne, ale już zdecydowane. Chcemy być czyimś trofeum, ale jak chcecie, możemy być waszym”. Poza tym po brzmieniu ich głosu słychać było, że są podjarane albo – że wszystkie mają płodne dni. He, he. Tak, panowie, jakby kto jeszcze tego nie wiedział, to daje się słyszeć. Matka natura robi robotę.
    W powiedzeniu „Jak przyjdzie ochota, itd...” jest sporo prawdy. Tutaj objawiło się to faktem, że napalone laski nagle odzyskują całkiem przyzwoite umiejętności orientacji w terenie, bo szły w ciemno w konkretnym kierunku. Nie ma bata, na sto procent miały trasę obczajoną wcześniej. W dodatku dwie wysforowały się sto metrów do przodu, tak że na rozstajach musieliśmy podążać za nimi. Szliśmy jak nieświadome niczego barany na rzeź, a instynkt samozachowawczy straciliśmy, bo laski z przodu szły, trzymając się za ręce i co chwila się odwracały i śmiały, a zaraz za ośrodkiem rozebrały do samych kostiumów. Ich lekko falujące pośladki, zupełnie inne niż u modelek, z lekko nadmiarowym tłuszczykiem, dziwnie przyciągały, a naszej podejrzliwości nie wzbudził nawet fakt, że wszystkie rozpuściły włosy.
    No podeszły nas pięknie.
    Im bliżej docelowego miejsca, tym bardziej dowiadywaliśmy się, niby przypadkiem, z ich rozmów, że jednak jesteśmy bardzo fajni. Teraz inne chłopaki z ośrodka zaczęli nam nie dorastać do pięt. Polanę obczaiły idealnie. W koło żywego ducha. Impreza zapowiadała się na udaną, bo nie musieliśmy nic robić. Wystarczyło je obserwować. One tymczasem były w fantastycznym nastroju. Same. Nakręciły się bez naszej pomocy i jeszcze nam wmawiały, jakim to jesteśmy dla nich świetnym towarzystwem. Żyć, nie umierać. Tylko żeby tyle nie trajkotały...
    Jak już rozpiliśmy pierwsze słodkie wino, zaraz w ruch poszła pusta butelka. Środek dnia! Znaczy prawie wieczór, ale jeszcze zupełnie jasno. Na początek wypadło dziewczyna na dziewczynę. Coś tam chachmęciły z regulaminem, który zresztą same wymyśliły, ale wyszło, że dziewczyna na dziewczynę. To miał być namiętny pocałunek lesbijski, ale jak się tylko udaje, to wiadomo... Wyszło obleśnie. Swoją determinacją zdobyły jednak nasze uznanie.
    Teraz zmiana regulaminu. I żeby się nie wstydzić, chodzimy w nieodległe krzaki (wszystko przewidziały, idealna miejscówka). Poszedłem w ślinę i zmacałem w ostatecznym rachunku wszystkie sześć panienek. Nie powiem, smakowały, aczkolwiek wszystkie podobnie. Regulamin! Jak wypadnie drugi raz na tę samą parę, to się nie liczy. W końcu przestaliśmy udawać: „No to która para jeszcze nie szła?”. Długo te wymianki trwały, aż nam się to całkiem zaczęło podobać.
    A, jeszcze jedno – perfidia panienek. One ewidentnie mają coś nie tak z inteligencją, ale głupie nie są. Raczej coś w poprzek. Jak już się dostatecznie oddaliliśmy od ośrodka, to wszystkie rozebrały się do kostiumów (łapać ostatnie promienie słońca). Natomiast na polanie z powrotem pozakładały sukienki i bluzki. „A wieczór był upalny...”. Ewidentnie lubią być rozbierane albo jak im się pod ubranie wpycha łapy.
    Oczywiście po powrocie każdej pary siadaliśmy sobie w męskim gronie normalnie, informując pozostałych kolegów pełnym polotu stwierdzeniem: „Spoko”, natomiast dziewczyna, która aktualnie przed chwilą była „obracana” w krzakach, leciała do koleżanek, a one już nie mogły się doczekać i słychać było tylko: „I co, i co?”. A ta oczywiście się obficie produkowała. A te oczywiście zaraz się patrzyły na tego chłopaka. I oczywiście za każdym razem się śmiały. Znaczy chichrały. Kozy się chyba chichrają, tak? No to chichrały.
    Acha, i jeszcze jedno, ale teraz to mnie, kurna, nie zabijcie. W naszym gronie jest rodzeństwo. Też poszli. Oczywiście aplauz i pisk panienek (a to żmije) i zaczęły klaskać i skandować do rytmu „I-dzie-cie, i-dzie-cie”. Byli. Ale prędko wrócili.
    Jak już butelka się skończyła, a było jeszcze widno, to w końcu (a wszyscy mieliśmy już lekko w czubie) zaczęliśmy się po prostu po tej polanie przewalać w miękkiej trawie. Niby chciały, niby kusiły, były nawet – nazwijmy to – średnio odważne. My zachowaliśmy jednak resztki rozwagi. A może to po prostu nasz instynkt? W każdym razie staraliśmy się wszystkie panny obdarzać wdziękami po równo, raz jedną smyrałem po nodze, potem z drugą się niby siłowałem, żeby usiąść w objęciach trzeciej, gładząc (wysoko) kolana czwartej. No i oczywiście wszystkie się nadstawiały, żeby im pakować łapy tam, gdzie nie trzeba, ale tylko po to, by po chwili (uwaga: dokładnie po chwili, a nie od razu), że one to nie takie. Potem, na chłodno, jak zacząłem to wszystko analizować, to odkryłem, że dziewczyny uwielbiają się... wyrywać z objęć! Dobra, z jakich objęć? Z pettingowych macanek!
    Na szczęście dziewczynom było wszystko jedno, byle być w naszej orbicie. Która z którym, to już nie miało dla nich znaczenia. Tak przynajmniej nam się wydawało. Następnego dnia, gdy z chłopakami zrobiliśmy dogłębną analizę tych wydarzeń, doszliśmy do wniosku, że to była z ich strony... giełda. Acha, bo tego chyba wcześniej nie podałem: laski i my, to było sześć na sześć. Właśnie w takiej proporcji znaliśmy się od małego gnoja my, weterani, czyli najdawniejszy młody narybek ośrodka. Ewidentnie każda z nich chciała wrócić z wakacji z osobistą satysfakcją posiadania chłopaka. Niech będzie, że tylko wakacyjnego, ale swojego własnego chłopaka.
    Co ciekawe, mimo że były coraz bardziej pijane, to akurat w tej kwestii „przewalania” się z nami były całkiem przytomne i nawzajem kontrolowały. Można było ze stoperem mierzyć, ile sekund dawały na łapę pod bluzką, a ile w majtkach. No dobra, z jednym wyjątkiem – strasznie długo się całowały, ale też nigdy pod rząd dwa razy z tym samym.
    Kto wie, co by było, gdyby któraś odleciała i jakaś para zaczęła się walić? A zaczynał zapadać sprzyjający temu zmierzch. Niemożliwe, żeby wszystkie były dziewicami.
    Tak więc traktowaliśmy panny po równo i każdy miał mniej więcej taki sam kontakt z każdą. Nie wiem, co one sobie tam zaplanowały. Może miało być walenie? Może tylko mieliśmy się sparować? Może same nie wiedziały do końca, czego chcą? Ostatecznie można powiedzieć, że przechytrzyliśmy panny, bo planowały na nas gwałt zbiorowy, a tymczasem to my urządziliśmy im gangbang na sucho. Na sucho, bo bez rozbierania, a pakowanie łap w majtki albo pod bluzki się nie liczy. A gangbang? Bo potraktowaliśmy je demokratycznie. Każda dostała po równo od każdego.
    Chyba jednak ich plan nie do końca był przemyślany. Chciały się z nami walić przy wszystkich? A może mieliśmy się w nich pozakochiwać? W końcu nastrój prysł, panny zaczęły chlać i nieźle zważyły się w ten upalny wieczór. Trzeba je było jakoś dostarczyć do ośrodka, a oddaliliśmy się kawał drogi. Z premedytacją nas przecież wyciągnęły na takie odludzie. Z trudem zatargaliśmy je na następną polanę, w czym nam zupełnie nie pomagały. Pijane albo udawały. Zwaliliśmy ich cielska na trawę i sami dopiliśmy resztę tej baterii, którą zakupiły.
    I to był błąd.
    Teraz ja, sam pijany, niosąc jakąś laskę przerzuconą przez plecy, dotarłem do ośrodka koło północy. Dopiero pod jej domkiem dotarło do mnie, że to ta sama, którą już raz niosłem z dyski. Oparłem więc ją tylko o drzwi, w które kopnąłem ze dwa razy i zacząłem spierdalać, żeby nie natknąć się na jej ojca.
    Jednak mnie widział...
---
    Post scriptum:
    Od znajomej wiewiórki, która siedziała w krzakach na sośnie, mam relację co do tego rodzeństwa.
    No więc wypadła na nich butelka, a że zdążyli już pójść w te krzaczory każde z innym po kilka razy, to nie było się jak wymigać. W dodatku paskudne koleżanki zaczęły robić bydło tymi okrzykami. Widać było, że z dwojga złego lepiej tam iść i się jakoś dogadać w krzakach, niż się narażać, bo i tak by ich próbowali wypchnąć. Zabawa mogłaby się skończyć i niesmacznie, i przedwcześnie, a tego nie chcieli, bo każde z nich miało jeszcze ochotę na pozostałych. Szczególnie siostra napalała się strasznie, jak zresztą wszystkie, na Zbyszka.
    Faktycznie, dziewczyny zostawały z nim w krzakach najdłużej. I żeby było śmieszniej – najmniej korzystały. Zbyszek, trochę starszy od pozostałych, miał lekko na tę zabawę wyjebane. Niby fajne sikorki, jednocześnie napalone i porządne, a tam w krzakach nawet nieźle się otwierały, bo „trzeba, czy się chce, czy nie” oraz „można, bo się nie liczy”. Tylko że Zbyszek miał już ten etap za sobą i dla niego to było jeszcze kozy. Bardziej bawiło go ich zachowanie niż macanki.
    No więc stawały przed nim i zamykały oczy, połowa nie wiedzieć czemu chichrająca się jak głupie, połowa śmiertelnie przerażona, ale po chwili, gdy nic się nie działo, otwierały oczy i same leciały z łapami. I tu jest to całe zakłamanie dziewczynek. A może brak doświadczenia? Nie wiedziały, co robić, to prawie każda tak stoi, stoi, nie rusza się przed nim i w końcu, zawstydzone spuszczały wzrok. A że wzrok padał tam, a nie gdzie indziej, to skrępowane, niezgrabnie trącały go po spodniach na rozporku. Normalnie jak patentowane dziewice i to takie z dobrych domów. No to przelizał każdą delikatnie (zachwycone) i przemacał przez ubranie. Wychodziły dumne, jak nie wiem co, a koleżankom zasadzały całe legendy. Każda kolejna chwaliła się oczywiście, że „mnie to jeszcze więcej robił (ale się broniłam)”.
    Tylko z Hanką poszli w profesjonalną, namiętną ślinę, i to jeszcze patrząc sobie w oczy.
    Jeżeli później te przewalanki na polanie przybrały taki, a nie inny obrót, to w głównej mierze dzięki Zbyszkowi, bo była przynajmniej jedna korzyść – wracały po nim mocno rozzuchwalone, a potem się jeszcze podniecały swoimi wybujałymi opowieściami.
    No więc idą. Jeśli po każdej parze zapadała cisza przerywana tylko delikatnym chichotem, to po ich wyjściu słychać było nawet odgłos motorówki z dalekiego jeziora. Zadbali, żeby się dobrze ukryć. Brat startuje niepewnie z łapami, a ta do niego „Zważaj sobie!”. „No co ty, ale nie możemy przecież oszukiwać” – wytknął jej. Rozejrzała się dla pewności i mówi: „To wiem, ale nie tak. Wymyśl coś”. – „Lizanko i po cyckach”. – „Zwariowałeś! Nie będę przed tobą ściągać majtek”. – „No co ty. Lizanko do buzi. Cycki i pocałunek po francusku”. – „Nie, to za dużo. Wybieraj”. – „To po francusku”.
    Zwarli się, weszli w błyskawiczną ślinę i zaraz go odepchnęła, mówiąc: „Wystarczy?”.
    „Weź, nie oszukuj. Będę miał nerwicę” – nie zadziałało. „To było nieuczciwe” – jednak zadziałało. Dziewuchy w tych sytuacjach mają palmę na punkcie swojej dumy i tu akurat się to zupełnie wyjątkowo opłaciło. „Dobra” – mówi siostra. – „Jeszcze raz, ale szybko”.
    Zwarli się więc znowu, dziewczyna mocno wpiła się w brata z językiem do końca ust, stęknęła szybko ze dwa razy i natychmiast się oderwała.
    „Zaliczone?” – bardziej stwierdziła, niż spytała i zaczęli wracać. „A wiesz, całkiem dobrze smakujesz” – „No wiadomo. A co sobie myślałeś” – odparła z typową dziewczyńską dumą.
    Zaczęli się przedzierać przez krzaki, bo schowali się dalej niż inni.
    „OK, zaliczone” – pogodził się na głos z tym, co uzyskał. – „Zasejfuję sobie w głowie w dobrym miejscu na pamiątkę”. Ta wkurzona się odwraca: „Żebyś ty tam sobie innych rzeczy nie sejfował, zboku. Myślisz, że nie wiem, że mnie podglądasz w łazience?”.
    Jednak wiedziała? No to wypalił: „Podczas masturbacji jesteś piękna niczym kwiat. To są wrażenia estetyczne”.
    Ale zaraz, zaraz. Dopiero teraz to do niego dotarło w pełni. „Skąd wiesz, że ciebie podglądam?”. – „Bo jak siedzę na wannie, to widzę w kratce na dole drzwi twoje kolana”. – „I to ci nie przeszkadza?”. – „Oczywiście, że przeszkadza, ale jak już masz się stoczyć, to lepiej w domu. Dziewczyny w twojej klasie są wyjątkowo obleśne. Jak już musisz, to lepiej żebyś czerpał z poprawnych wzorców budowy ciała kobiety, zanim dorośniesz. Jeszcze jakąś paskudę przyprowadzisz”. Była raptem o rok starsza.
    Koleżanki z jego klasy nie były wcale takie obleśne, co najwyżej drażniły ją, że były o rok młodsze, bo rzeczywiście z jej punktu widzenia wyglądały nieciekawie, jak każda, której wciąż jeszcze rosną cycki i noszą je w niedopasowanych biustonoszach, a na twarzy co druga ma nadal syfy. No i dupska im co chwila chudły jak paletka od ping-ponga albo strzelały jak szafa. U niej, w minionej właśnie, maturalnej klasie hormony już tak nie miotały dziewczynami. I do tego te pierwsze nieudolne próby dziewczyn z klasy brata z makijażem! A ona czuła się przecież już prawdziwą kobietą.
    Była dokładnie o rok starsza od brata. Ani mniej, ani więcej. Nie na równi, ale i nie kilka lat do przodu. Fakt istnienia właśnie takiej niewielkiej, a przez to znacznie bardziej odczuwanej psychicznie różnicy (no iskrzyło, iskrzyło, ciągle się kłócili w domu bez powodu, ale właśnie tylko o drobiazgi), powodował u niej przyspieszone dojrzewanie. Właśnie tak działa natura na osobniki w stadzie. Nazywamy to „wymuszoną środowiskowo dywersyfikacją trzeciorzędnych cech płciowych”. Szczerze mówiąc, wyglądała już na studentkę po II roku (póki nie zaczynała się odzywać).
    „One wcale nie są takie złe” – zagaił po chwili. Faktycznie, w krzaki te dla bezpieczeństwa weszli daleko.
    „Litości, chłopaku, od tego walenia tobie chyba zaczęło walić dodatkowo w mózg”. – „Skąd wiesz, że walę?”. – „A to już moja sprawa”.
    „Zobaczysz. Przyprowadzę do domu najbrzydszą” – teraz już zaczynał się droczyć.
    „Tak? Ale ja wybieram. I wchodzisz z nią na moich oczach w ślinę” – siostra zaczynała czuć przewagę.
    „O co zakład, że dam radę?”.
    „No, proponuj” – czuła się już zwyciężczynią. W myślach błyskawicznie skatalogowała co najmniej kilka paskudnych i przy okazji wyjątkowo głupich panienek, które nadawały się zdecydowanie bardziej do dzikiej dżungli z Papuasami niż do ich szkoły.
    „W zamian wpuścisz mnie do łazienki...”.
    O cholera..., zagryzła wargi, tego nie przewidziała. Ale odpowiedziała hardo: „Zobaczymy”.
    Po powrocie wstawiła dziewczynom legendę mniej więcej taką: „Startował, dostał kopa, przygięłam go do ziemi i odczekałam, aż się uspokoi”.
    Nie przewidziała skutków. Pozostałe trzy panienki, które jeszcze nie szły z jej bratem, bardzo się tym zmartwiły i postanowiły wynagrodzić mu wszystkie cierpienia, tak jak tylko będą mogły. Teraz był wysoko – drugi po Zbyszku.
    I wynagrodziły. Były trzy przepiękne długie palcówki ze śliną.
    Wiewiórka potwierdza.
    Oczywiście po powrocie informowały koleżanki mniej więcej tak: „A, dostał trochę z litości, już się nie chciałam nad nim więcej znęcać”.

Lucjusz

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i obyczajowe, użył 3109 słów i 17453 znaków. Tagi: #dziewczyny #gangbang #lizanko #palcówka #sex #ślina #wymiana

Dodaj komentarz