Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Przyłapany przez matkę 7(25)

Rozdział VII

Stary bryknął wieczorem, czule jak zwykle pożegnany przez kochającą żonę. Znów mieliśmy zostać sami. Ja, dla bezpieczeństwa, aby uniknąć niedokończonej rozmowy, a właściwie rozmowy ledwo zaczętej na początku tygodnia, wolałem zejść matce z drogi i wkrótce poszedłem spać. Zasnąć oczywiście nie mogłem. Matka nad wyraz długo krzątała się po kuchni, potem w łazience. Dopiero przed jedenastą przyszła do pokoju. Zdawało mi się, że wyczuwam zapach perfum, ale to raczej były jej kosmetyki na noc. Jest sobota, miała okazję w ten dzień zadbać o siebie trochę bardziej. Ja zazwyczaj nie zwracałem na to po prostu uwagi, pomijając już, że zwykle szybko zasypiałem. Ale nie dziś...
    „Nie śpisz?” – padło intencjonalne pytanie. Nie było sensu udawać. Usiadłem na łóżku. Matka usiadła zaraz obok, podwijając nogi. „Pięknie wyglądasz w tej poświacie z latarni za oknem...” – odważyłem się. „Rozumiem, że to taka forma przeprosin?” – uśmiechnęła się, po czym zaraz dodała – „Musimy jednak porozmawiać poważnie”.
    „To, co się wydarzyło..., przyznasz, było to nietypowe. Zresztą nie tylko dla ciebie, co oczywiste, ale również dla mnie. Takie rzeczy rzadko zdarzają się w rodzinie...” – mówiła, dobierając powoli słowa. „Wiem, że teraz każde słowo może mieć duże znaczenie, a nie chciałabym ciebie... wadliwie nakierować”. „Mamo...” – niemal wykrzyknąłem – „to się już więcej nie powtórzy”.
    „Co ty mówisz... Synku... Oczywiście, że się powtórzy. Będziesz to robić jeszcze wiele razy, nie mam co do tego złudzeń, to jest normalne w twoim wieku. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz tego robić więcej przy mnie?” – i uśmiechnęła się przymilnie. „Taka otwartość jest dla mnie trochę krępująca. Wiesz, jakby to wyglądało z boku, jakby to ktoś zobaczył?” – prawie się śmiała.
    Lody pękły. Dostaliśmy głupawki: „Syn onanizujący się przy własnej matce, i to na jej oczach?”, „Nie, mamo, to był wypadek przy pracy”, „Miałam cię złapać za rękę? Byłoby jeszcze gorzej! Ale mnie postawiłeś w sytuacji, nie wiedziałam, co robić”, „Samo się zrobiło, mamo”, „Oj, zrobiło, zrobiło się, synku, i to jak! Aż się wystraszyłam”, „Ale czego, mamo?”, „A wiesz, jaką miałeś buzię? Jakbyś anioła złapał za nogi”, „No trochę byłem w niebie” – przytaknąłem ośmielony.
    Matka westchnęła: „W sumie, z dwojga złego, dobrze, że to się tak skończyło. Najpierw wystraszyłam się, że to dalej robisz, mimo że mnie widzisz, a potem... bałam się, że przestaniesz...”.
    „Jak to?” – spytałem zdziwiony.
    „Szybko się zorientowałam, że to może być bardzo ważny moment w twoim życiu, który utrwali na przyszłość pewne odruchy. Że możesz wdrukować w swoją młodą głowę na przykład lęk przed obecnością innej osoby albo... strach przed ejakulacją”.
    „Ejakula..., a rozumiem, wytryskiem”.
    „Przed spuszczeniem się, synku. Bałam, że się nie spuścisz. Bo wy tak to nazywacie, prawda?”.
    Nie będę ukrywał, niektóre wyrazy padające z matczynych ust, których nigdy do tej pory u niej nie słyszałem, wywoływały we mnie pewne, jakby to nazwać... „dodatkowe emocje”.
    „Chciałabym, żeby kojarzyło się to tobie zawsze z przyjemnością, a nie z uczuciem skrępowania albo, nie daj Boże, wstydu. Nie wiem, co wy tam wyprawiacie w szkole po zajęciach albo po domach, ale mam nadzieję, że byłam pierwszą osobą, która na to patrzyła. To znaczy, przy której zrobiłeś to tak normalnie, a nie przyłapany na gorącym uczynku”.
    Zapewniłem ją gorliwie, że żadnym zboczeńcem nie jestem, kolegów też mam normalnych, a dziewczyny – pewnie sama rozumie – albo same nie wiedzą, czego chcą, albo aspirują wyżej. Te kilka, które to lubią, są zajęte przez chłopaków ze szkoły, do reszty nie warto startować (trochę kłamałem).
    Ponieważ jednak terminologia z podręcznika dla dojrzewających chłopców brzmiała w ustach mojej mamy jak poezja, postanowiłem nawrócić tory rozmowy w tym kierunku: „Zjebani to my jesteśmy po dodatkowym wuefie, ale fizycznie” – i... nomen omen zjebałem wszystko koncertowo. „Nie pozwalaj tak sobie. Nie mów przy mnie takich słów” – matka zgasiła mnie łagodnym tonem, ale poczułem się jak szczeniak.
    Przyszła pora na kazanie o rzeczach niewątpliwie ważnych, parę szczegółów było dla mnie nawet nowych, no ale mówi się trudno, bo liczyłem na coś innego. Zamieniam się w słuch.
    „Wielu twoich kolegów na pewno już to robi z dziewczynami, nawet jeśli połowa się przechwala, to druga połowa chyba jest już po, a opowiadają na pewno różnie – jeden, że było miło, drugi udaje kogoś twardego na wyrost. W moim pokoleniu też tak było. Nie chciałabym, żebyś czerpał wzorce z opowieści, bo wam się nieźle kiełbi tam w głowach. Za moich czasów w szkole połowa robiła, połowa nie, ale z tej połowy, która robiła, połowa tylko się przechwalała, a z tej, która nie robiła, było tak samo – połowa mówiła, że nie robi, a druga połowa robiła, tylko ukrywała. Nadążasz?”.
    Byłem wdzięczny za to pytanie, mogłem się odblokować po tym wyskoku ze „zjebaniem”. Powiedziałem coś w stylu „Yhm...”, ale wystarczyło, żebym poczuł się z powrotem partnerem w rozmowie. Matka to jednak dobry psycholog.
    „To są skomplikowane rzeczy i powiem ci..., że dobrze. Nie muszą wszyscy wiedzieć wszystkiego. Unikaj tylko tych, którzy gadają za dużo, a na pewno masz w klasie kilku niedojrzałych kolegów fantastów. Myślę, że więcej dziewczyn jest już gotowych na współżycie, niż ci się wydaje, i na pewno to robią, tylko w cywilizowany sposób, bez afiszowania się. Z Twoimi kolegami na pewno jest gorzej. Masz już osiemnaście lat i wkraczasz w dorosłe życie na wiele sposobów, a młodzież jest z pokolenia na pokolenie coraz głupsza. Powinieneś sobie teraz uważnie dobierać towarzystwo i z niektórymi kretynami pożegnać, a zbliżyć do chłopaków, którzy z głową wchodzą w nowy świat. Wiesz, że chłopcy dojrzewają emocjonalnie później niż fizycznie i niektórzy już to robią, chociaż jeszcze nie powinni. Nie chodzi mi oczywiście o onanizowanie się, tylko w ogóle o wszystko – współżycie płciowe, naukę, plany na przyszłość, zainteresowania i zadawanie się z wartościowymi ludźmi, a niestety będą to nowi ludzie. Z kolegami ze szkoły lub z dzieciństwa będą się tobie powoli kurczyć więzi. Taka jest kolej rzeczy, trzeba iść do przodu. I zdziwisz się, od wielu twoich dobrych koleżanek też zaczniesz się oddalać, a te, w których się być może podkochiwałeś albo po prostu wydawały się tobie atrakcyjne, przestaniesz tak traktować i zdziwisz się, w jak naturalny sposób zaczniesz nawiązywać znajomości z dziewczynami, które wydawały się tobie do tej pory niedostępne”.
    No..., dorzuciła trochę do mądrości ojca, którymi mnie obdarzał w miarę mojego chłopakowatego rozwoju (i różnych z tym związanych wybryków). Ale ojciec szedł raczej w ten deseń: „nie mów od razu wszystkiego, nie leć pierwszy do przodu, daj się innym wygłupić, korzystaj z okazji w przemyślany sposób, nie oceniaj po pozorach”, a w przypadku dziewczyn standardowo: „nie podlizuj się dziewczynom, odrobina presji nie zaszkodzi, dziewczyny co innego mówią, a czego innego oczekują, dziewczyny specjalnie okazują niezdecydowanie, żebyś się wykazał, dziewczyny lubią, jak się za nie myśli itp.”. Czasami matka protestowała, gdy o męskich sprawach gadaliśmy w jej obecności zbyt otwarcie.
    „Zaczniesz zupełnie inaczej postrzegać świat” – kontynuowała, „bardziej świadomie i odpowiedzialnie. I zaczniesz dostrzegać znacznie więcej uroków życia. Aż się zdziwisz, ile rzeczy do tej pory marnowałeś nieświadomie. A z onanizowaniem się jest tak samo, jak ze wszystkim”.
    „Jesteśmy w domu. Kocham cię mamo” – powiedziałem w myślach. A więc matka nie jest idealnym psychologiem i w dobrej wierze pakuje się w śliskie tematy. Tym razem na pewno tego nie „zjebię”.
    „Pamiętasz, jak zaczynałeś się onanizować? To było takie impulsywne i pewnie z początku pełne zaskoczenia, że tak to działa. I takie przyjemne. („Kocham, kocham, kocham, mamo”). Na szczęście w młodości życie jest pełne i innych przygód, doznań i nowości”.
    „O...kej... Jest dobrze”. Matka złapała dryf. Z chęcią poopowiadałem jej, kiedy to odkryłem i jak to robiłem. Chciała szczegółów – dostała wszyściutkie. Które koleżanki z klasy, które aktorki, które piosenkarki, wspomniałem o ciotce, co jej specjalnie nie zdziwiło. Dorzuciłem ze dwie sąsiadki i kilka matek kolegów (szczególnie to ostatnie ją uspokoiło). O nauczycielkach bezpiecznie nic nie wspominałem. Nie chciałem jej tego robić. Chodziła przecież na wywiadówki. He, he, „mój syn bardzo lubi chodzić do pani na dodatkowe zajęcia”. Choć właściwie to już przeszłość, właśnie mam matury. Trudno, zmarnowało się. (Co za perwera).
    I doczekałem się, choć nie sądziłem, że matka zajdzie aż tak daleko i tak dojrzale będzie ze mną rozmawiać. Mianowicie słyszę:
    „Skupianie się na samej fizycznej przyjemności robienia tego jest typowe dla dorastających chłopaków. Teraz jesteś już dojrzalszy, powinieneś to robić rzadziej, za to bardziej świadomie, przeżywać inaczej i czerpać z tego znacznie więcej nie tylko przyjemności, ale i... satysfakcji, żeby stało się to przygotowaniem do kochania z dziewczyną. Bo jak już zaczniesz z dziewczyną, ale wiesz, taką fajną, twoją” – musiała to koniecznie podkreślić – „to już nie będzie ci się chciało samemu”.
    Wystraszyłem się, że to koniec przemowy, bo ostatnie zdanie musiało być dla matki bardzo ważne. Szczególnie to o dziewczynie – „tej twojej” i „takiej fajnej”. No bomba, może od razu zaprosi ją na obiad? I może jeszcze dziewica?
    Ale nic, matka jedzie dalej...
    „Przecież dziewczyny nie złapiesz od razu za wiadome miejsce, trzeba ją najpierw popodrywać, potem poprzytulać i tak dalej. Na pewno wiesz, o co chodzi”.
    Trochę nakłamałem, trochę nie, w każdym razie uspokoiłem, że już się całowałem i miałem piersi w ręku.
    „Tak? Bardzo się cieszę” – matka roześmiała się, aż zarzuciła włosy do tyłu. Rozluźniło ją to i rozbroiło zupełnie. Przestała się pilnować. „Bo widzisz, z dziewczyną jest przyjemnie i przed, i w trakcie i po. I jeszcze jak wrócisz do domu, będziesz się świetnie z tym czuł. Tak wygląda normalny seks. Tu chodzi nie tylko o kopulację”.
    Po czym moja kochana mamusia uśmiechnęła się do mnie, pogłaskała po policzku i powiedziała:
    „I dlatego twoje onanizowanie się powinno coraz bardziej przypominać właśnie takie rzeczy, a nie jakieś okropne... marszczenie freda po omacku”.
    Ludzie! Do którego wieku ona się cofnęła? Rodzice jednak nie powinni naśladować młodzieżowego slangu. Zobaczyła moją reakcję, więc szybko objaśniłem najnowsze słownictwo fachowe w tym zakresie i zakończyłem mocnym akcentem „walenia Niemca w kask”.
    Trafiony. Zatopiony. Matce wrócił humor.

Lucjusz

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i obyczajowe, użył 1990 słów i 11445 znaków, zaktualizował 13 lut 2022. Tagi: #onanizm #masturbacja #matka #rodzina

Dodaj komentarz