Rozdział XV
Gdy wróciliśmy, ośrodek tonął w ciemnościach rzadkiego oświetlenia jeszcze z epoki Gierka. Zauważyliśmy jednak, że jeszcze kilku tatusiów ubyło. Tak to jest, jak się jeździ z ludźmi z pracy. Ale to był dla nas dobry prognostyk. Mamusie nie protestowały, za bardzo też nie potrzebowały babskiego grona. U nich giełda była w dzień na plaży. Teraz wolały skorzystać z okazji, żeby odpocząć.
Usiedliśmy na werandzie. Matka dla pewności narzuciła na siebie jakiś koc, ale było cieplej niż w lesie. Mnie wystarczył dres. Do tego jakaś herbata. W ośrodku panowała cisza większa niż zwykle. Matka wykorzystała okazję, żeby zapalić, co czyniła raczej rzadko i tylko przy specjalnych okazjach, właśnie takich, gdy nic się nie działo i mogła się oddać w spokoju celebracji palenia. Zresztą lubiła to robić sama i siedziała jeszcze długo po. Stary wiedział, żeby jej nie przeszkadzać. Zastanawialiśmy się z ojcem, o czym wtedy myśli. „Zostaw, niech ma ten swój azyl, w domu jest wciąż przecież młyn, nie mówiąc już o szpitalu” – mawiał ojciec.
Tym razem coś kombinowała i w końcu nie wytrzymała: „To opowiedz coś o tych dziewczynach”. Wiedziałem, o które chodzi i wyplułem się ze wszystkiego, sprawiając jej chyba tym zawód: „Takie tam, dwa razy, na imprezce, po alko, ale nie za dużym. Bardziej na spróbowanie, po prostu zrobiła się okazja, nawet bez rozbierania do końca. Po prostu wyszliśmy do pokoju rodziców. Koleżanki ze szkoły, z tych popularniejszych”.
„Czyli można powiedzieć, że jesteś jeszcze takim półprawiczkiem?” – dość ciekawie podsumowała.
„No..., coś w tym stylu” – odpowiedziałem i dodałem: „Potem wiesz, ten cały młyn, matura. Nie było okazji do czegoś bardziej komfortowego. Ale rozglądam się”.
To ostatnie ją ucieszyło i uspokoiło.
„Ale tutaj, jakby poszukać, macie warunki. Poza tym cały dzień gdzieś łazicie. Możecie kabinówką popłynąć w szuwary. Tyle tego narybku...” – matka zaczęła się rozpędzać. – „Jeżeli o to chodzi, mogę gdzieś wyciągnąć ojca na cały dzień”.
Już wiedziałem, że za chwilę wróci z tymi naszymi pannami znanymi od gnoja, więc wyjawiłem całą prawdę, że dla nas to raczej siostry.
„Chodź, zaczyna się robić zimno” – powiedziała i zniknęła w drzwiach domku.
Impra po drugiej stronie jeziora zaczynała się rozkręcać w najlepsze. Nie bawili się przy muzyce. Ognicho, śpiewy, i to raczej takie bardziej podpite. Sokoły i Kaczmarski. Chyba nawet słyszałem głos ojca.
Łazienka, uważne spojrzenia, zaczynamy grę, znaczy matka wyczekuje, aż sam spojrzę, po czym zaraz odwraca wymownie wzrok. I tak w kółko. W końcu mówi: „Weź jak facet, ściągaj te gacie” – i owinęła mi biodra długim ręcznikiem. W pokoju nie zapalamy światła. Tym razem, gdy usiedliśmy na łóżku, mocno ją całą objąłem. Szybko się poddała i zapadła w moich ramionach. Ramiączka halki szybko się zsunęły i zacząłem delikatnie przesuwać paznokciem po opalonej skórze jej ramion. Czasami dojeżdżałem jeszcze dalej, aż za łokcie, do gładkiej skóry od wewnętrznej strony jej przedramion. W końcu dojechałem do odsłoniętej skóry wewnętrznej strony dłoni. Szybko je odwróciła. Domyśliłem się, że to dla niej za dużo. Zatopiłem głowę w jej włosach. Gdy zacząłem ją tam zbyt intensywnie całować, powiedziała: „Nie szarżuj”. Zwolniłem, ale zrobiłem to jeszcze kilka razy.
Po tym, gdy dojechałem do końca jej rąk, poruszyła się i w końcu zmieniliśmy pozycję. Teraz ja opadłem na poduszki. Matka usiadła bardzo blisko, wbijając mi się przez halkę przyjemnym ciężarem biodra w bok. Rękę oparła się z drugiej strony brzucha. Teraz ona była nade mną. Poświata? Tak. Zawsze wiedziała, jak się ustawić. Światło zza okna tym razem tak rozświetlało jej włosy, że nie widziałem twarzy.
„Poczekasz?” – spytałem.
„Poczekam. Wiem, że chcesz, żebym została”.
„Przy tobie jest zupełnie inaczej”.
„Domyślam się. Dlatego jestem”.
Rozwiązała mi ręcznik na biodrach i rozchyliła go. Robiła to powoli. Przesunąłem ręką po jej udzie, czekając, aż nasyci wzrok sztywniejącym wackiem. Dałem jej chwilę, byłem ciekaw, co zrobi. Przejechała tylko dłonią koło niego po włosach na podbrzuszu. Gdy już cofała rękę, zatrzymałem ją jeszcze na chwilę w swojej i dopiero powoli wypuściłem, ale tak, żeby otarła wierzchem dłoni o wacka. Potem zacząłem się onanizować. Było cudownie, przyjemnie i pięknie. Jak zwykle.
Matka w tym czasie głaskała mnie po brzuchu.
„Chyba tak lepiej, prawda? Żeby się nie nazywało, że robisz to sobie sam. Jesteś już w takim wieku, że nie wypada, żebyś to robił w samotności” – powiedziała.
„No. Zdecydowanie” – odparłem. Miałem już przyspieszony oddech.
„Co ci szkodzi spróbować, wasze dziewczyny są naprawdę ponętne. A napalone są na pewno, mówi ci to kobieta. Przecież to może być tylko wakacyjna miłość. Skąd wiesz, czy one chcą czegoś więcej? Na pewno też chcą spróbować, choćby po to, żeby się potem na was dla przyzwoitości pogniewać. Nie traktujcie tego śmiertelnie poważnie. Potem możecie już nie mieć okazji, a takie wspomnienia warto mieć. Nie będzie ci żal, jak zaczną za rok przywozić kogoś z sobą? Masz którąś na oku?” – matka jednak była uparta.
„Laski są. Nie powiem”.
„No to bierzcie się z chłopakami do dzieła. Niedługo koniec turnusu, a zawsze pod koniec takie klimaty są najlepsze. Wszyscy czują, że coś się kończy i trzeba jeszcze zdążyć coś zrobić, żeby nie było żal wyjeżdżać. Mówię ci, to są takie chwile, że samo się robi”.
„Tak, to prawda, dziewuchy robią się coraz bardziej natarczywe” – przyznałem.
„Wiesz, że możecie to robić na różne sposoby?”.
„No pewnie, mamo, że się orientuję”.
„Czyżbym miała ciebie zachęcić?” – spytała przewrotnie. Była w dobrym nastroju. Dało się wyczuć w jej głosie, że podoba jej się sytuacja, w której teraz byliśmy.
„Co masz na myśli?”.
„To będzie takie przymiarka, dobrze? Bardzo przyjemna. Ale obiecaj, że dasz którejś koleżance szansę”.
„Dobrze. OK”.
Cały czas nieśpiesznie waliłem. Nie chciałem za szybko dojść. Matka zaczęła w rytm ruchów gładzić moje przedramię, potem położyła na nim swoją dłoń. Pod jej przyjemnym ciężarem moje ruchy zaczęły sprawiać wrażenie, jakby wacek był jeszcze większy. Pięknie to wykombinowała. Wyobrażałem sobie, że tym razem sperma spłynie także po jej ręce.
Myślałem, że o to jej chodzi, tymczasem matka po chwili oswobodziła wacka z moich rąk, sama objęła go dłonią, położyła palec na ustach, powiedziała „Ciii...cho...” i... zaczęła mnie onanizować. Ja wiem, to nie jest onanizm, tylko petting, ale czułem ją, jakby to była moja trzecia ręka...
„Nie powinieneś sam” – słyszę głos matki. – „Poczuj, jak to jest, gdy będzie ci to robić dziewczyna”.
„Oczywiście”.
Waliła mi tak kilka minut. Byłem tym zafascynowany. Znów wyższy poziom doznań. Podciągam kolano, zaczynam się na tym łóżku wyginać, niesamowite dreszcze przechodzą mi przez ciało. Chciałem włożyć rękę w jej włosy i złapać za szyję, ale się odchyliła. Zaczynam sapać, a matka mówi: „Oddychaj, oddychaj, tylko nie hałasuj”. Spojrzałem za jej wzrokiem, kurwa... okno było niedomknięte. Kiwnąłem głową, że widzę.
Wzięła moją rękę i z powrotem nasunęła na wacka, a sama usiadła obok, gładząc mnie po udzie. Przyglądała się przez chwilę z satysfakcją.
„Rozumiesz teraz?” – spytała. Po czym dodała: „Wakacje mają swoje prawa. Na coś takiego namówisz dziewczynę nawet na pierwszej randce. Oczywiście jak ją podniecisz. A z tym chyba nie masz problemów, sądząc po tym, jak próbujesz mnie dotykać”.
„Tak. Uczę się na tobie. Jesteś wspaniałym obiektem do... ćwiczeń” – wydusiłem. Roześmiała się, jakby trochę skrępowana.
Zaczynam walić mocniej. Przełożyłem rękę, a wolną wsunąłem pod halkę. Gładzę teraz jej gołe ciało, uda, biodro, całe plecy. Pozwala mi wsuwać rękę między kolana, ściskając uda dopiero w połowie drogi. Halka podwinęła się i zatrzymała dopiero na brzuchu. Niewiele zasłania. W momentach, gdy podjeżdżam ręką wyżej, wisi właściwie tylko na cyckach. Matka ma bardzo ciepłe ciało. Gdy zbliżałem się od strony pleców do linii z klatką piersiową, lekko się wycofywała. Z tej strony dawała dotknąć tylko swój brzuch. Nie nalegałem. Wiedziałem, że i tak będę miał jej piersi. Zapewne niedługo... Nie musi być dzisiaj.
Gdy już nie dawało się tego zatrzymać, zacząłem stękać głośniej. Matka widzi, że zaraz dojdę. Pochyla się nade mną i cycki razem z tkaniną halki wpycha mi w usta. Ostatni haust powietrza z niesamowitym zapachem ciała matki, zaczynam się dusić i strzelam.
Wystraszyła się i przytrzymała mnie chwilę. „Już” – wydusiłem z siebie z pierwszym oddechem i wyzwoliłem z jej ramion. Matka szybko obciąga halkę, bo była prawie naga.
Leżę i odpoczywam. Matka uważnie obserwuje mnie całego, jakby dokonywała przeglądu. W końcu dotknęła czegoś na moim brzuchu, podniosła palce do twarzy i powąchała.
A potem dotknęła czubkiem języka...
Zobaczyła, że się na nią patrzę z niekłamanym zainteresowaniem, ale i zaskoczony. Uśmiechnęła się: „Nie wyobrażaj sobie za dużo. Chciałam sprawdzić. Matka powinna wiedzieć to i owo o swoim dziecku. Co prawda okazja nietypowa... Poza tym nie zapominaj, że jestem pielęgniarką. Wiem o człowieku trochę więcej niż inni”. Zabrzmiało to bardzo enigmatycznie.
„No i jak?” – spytałem.
„Nie znasz tego smaku? Z tego, co wiem, wy chłopacy lubicie eksperymentować i wiedzieć więcej”.
„Kiedyś wąchałem. Nie pamiętam, chyba nic więcej. Chyba nie próbowałem. Odkładałem na później, a potem zapomniałem”. – Nawet za bardzo nie kłamałem, rzeczywiście coś mnie powstrzymywało. Teraz naszła mnie nagle ochota na... wiedzieć więcej. Kurna, z opóźnieniem, ale perwera przyszła. Nie wiem, jakby zareagowała matka, gdybym teraz wziął jej rękę. Ale zaczyna mi się kołatać we łbie, że jestem już gotów na takie eksperymenty. Zresztą nie tylko na takie. Mój, dotąd dość atawistyczny erotyzm, zaczął ostatnimi czasy nadrabiać zaległości i gnać ostro do przodu w stronę wyrafinowanych doznań. No ale akurat w tej chwili to nie był dobry moment.
„Takich eksperymentów nie powinno się robić z chłodnym umysłem” – znów matka zadziwia mnie swoją przemową. – „Jest czas na dużo... dziwnych rzeczy. Póki nie krzywdzisz drugiej osoby i nie zmuszasz jej choćby podstępem, to można sobie na wiele pozwolić. Nie namawiam, ale poszerzać swoje horyzonty seksualne...” – zastanawiała się chwilę. – „Widzisz, z seksem to jest tak, że wszystko jest inaczej niż w zwykłym życiu. Trzeba nauczyć się to rozdzielać, gdy się robi, i tak samo trzymać oddzielnie później. To są dwa zupełnie inne światy. Nie wszyscy to rozumieją”.
Jeszcze raz westchnęła i powiedziała: „Pamiętaj, żeby pewne rzeczy robić tylko, gdy jesteś podniecony. I pamiętaj, żeby dziewczyna też była podniecona. OK? Zapamiętaj to sobie”.
Mówiła to naprawdę poważnym tonem. Chyba definitywnie zeszliśmy na ziemię, ale coś mnie pokusiło i jeszcze spróbowałem. Nie mogłem przegapić takiej okazji.
„Ale gdy powąchałaś... Byłaś podniecona?”.
Matka głęboko westchnęła. Kurczę, rozmowa zrobiła się chyba ciut za poważna. Już zaczynałem żałować ostatnich słów. Niepotrzebnie wyskoczyłem. Przecież na pewno byłaby jeszcze niejedna okazja. Od pewnego czasu oboje to wiemy.
Dłuższą chwilę milczała, w końcu się zebrała i powiedziała: „Tak, podnieciłam się. W pewnym sensie tak. Ale nie tak ja ty. To inaczej działa. Poza tym pamiętaj, że to robimy dla ciebie”. Po czym uśmiechnęła się, poklepała po klacie i powiedziała: „Wstawajmy, trzeba posprzątać”. I pierwsza poszła do łazienki. Aluzju paniał. Miałem sam posprzątać ten pieprznik. W sumie miała rację.
Wziąłem prysznic, matka sprawdziła mój pokój. Potem kubek herbaty. Usiedliśmy u starych w pokoju na łóżku. Akurat był widok na jezioro. Księżyc odbijał się w wodzie, mieniąc się wraz z refleksami ogniska z drugiej strony jeziora. Usiadłem za nią. Dłuższy czas obejmowaliśmy się, patrząc w okno. Jej piersi były oparte na moich przedramionach, oczywiście przez halkę. Machinalnie głaskała moje ręce. W końcu powiedziała: „Martwię się o ojca”.
I to był sygnał, żeby pójść spać.
Dodaj komentarz