Środa
8 kwietnia
,,Po raz pierwszy pomyślałam o pisaniu książek, gdy miałam dwadzieścia sześć lat. Była to decyzja z dnia na dzień. No, być może sama bym się na to nigdy nie zdecydowała, choć myślałam o tym nie raz, ale to wyłącznie za sprawą męża, który pewnego dnia do mnie powiedział,, Dlaczego sama nie napiszesz jakiejś książki? Spróbuj.” I te słowa wystarczyły, aby otworzył we mnie coś, co następnego dnia przerobiło się w dziesięć zapisanych stron zeszytu i każdego dnia, a nawet w każdej wolnej porze pisałam wszystko to, co podpowiadało mi serce, czy też rozum.
Książka jeszcze do dzisiaj nie ma tytułu, choć minęło ładnych kilka lat, ale nie, dlatego, że nie potrafiłam żadnego wymyślić, tylko dlatego, że nie potrafiłam się zdecydować na najwłaściwszy. Tak ogólnie, to była o tym jak kiedyś przed laty młody chłopak zakochał się w pewnej dziewczynie, lecz gdy tylko ona zaszła z nim w ciążę, jej ojciec wywiózł ją daleko, mówiąc, że zginęła w wypadku. Wyprawił jej nawet skromny pogrzeb, gdzie spotkała się cała rodzina i niemal każdy uwierzył w jej śmierć. Zrozpaczony chłopiec długo nie miał nikogo, aż po dziesięciu latach spotkał kogoś, w kim mógłby się zakochać więc się z nią związał. Urodziła mu dwójkę dzieci, lecz niedługo po tym sama zginęła w wypadku. Na pogrzeb przyjechała jej bliźniacza siostra, która nie była zbyt podobna do swojej siostry, lecz głosem sprawiała, że on się zapominał i pewnego dnia zapomniał się bardziej. Córka jego zaledwie dziesięcioletnia, lecz nad wyraz inteligentna znalazła na strychu niewielkie pudełko, gdzie w środku znajdowały się zdjęcia, których nigdy nie widziała. Odkryła tajemnicę ojca i postanawia mu pomóc, choć nawet nie zdawała sobie sprawy jak blisko była jej rozwiązania. Pewnego dnia w parku spotkała pewną kobietę ze zniekształconą twarzą po pożarze, z którą nieświadomie się zaprzyjaźnia. Zapoznała ją ze swoim ojcem, który rozpoznał w niej swoją dawną ukochaną.
Miłość, choć nieraz krucha i niewinna potrafi przetrwać wszelkie zło i odrodzić się w najmniej spodziewanych okolicznościach. Mężczyzna wyznał kobiecie swoje uczucia i opowiedział jej o cierpieniach swoich i bliskich i tak kończyłam tą historię, która miała piękny koniec.
Miłość jest wieczna, lecz tylko ta prawdziwa.
Zaraz po skończeniu tej książki zaczęłam ją przepisywać na komputer, ale nie wiem, dlaczego utknęłam w martwym punkcie. Przepisałam jej zaledwie połowę i nie wiem, czemu, ale do dziś jej nie dokończyłam. Wciąż tkwi na komputerze pod postacią pierwszej książki i sama nie wiem, kiedy zacznę cokolwiek z nią robić. Być może musi pozostać niedokończona, a być może nie przyszła jeszcze na nią pora.
Drugą książkę napisałam zaraz po tej pierwszej i nosiła tytuł ,,Pamiętnik Klaudii ku pamięci Maćkowi’’. Następną była ,,Niedokończona historia starszej kobiety’’, kolejną ,,A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem’’, następną ,,To nie jest książka tylko o chłopakach”, jeszcze kolejną ,,Przekleństwo Przespobratewskich cz 1’’, Przekleństwo Przespobratewskich cz 2”, no i teraz ta ,,Boidudek’’.
Oczywiście powysyłałam kilka do wydawnictw, ale żadne z nich nie chciało wydać jej na własny koszt, jedynie za dopłatą z mojej strony, ale tak po przeliczeniu, to wychodziło na to, że sama kryłam wszystko. Co mi da wydanie pięciuset egzemplarzy za sześć tysięcy złotych, skoro inni chcieli, abym pokryła wszystko w cenie jedenastu tysięcy za tysiąc egzemplarzy? Na jedno wychodziło i na tym samym się kończyło. Nie miałam zwyczajnie pieniędzy na wydanie własnej książki, ani potencjału, który ktoś mógłby we mnie dostrzec.
Jest mi bardzo smutno z tego powodu i czasem sobie myślę, że się zwyczajnie na to nie nadaję. Moje książki są proste i zwyczajne. Nie ma w nich nad wyraz inteligentnego słownictwa, ale nie, dlatego, że go nie znam, ale dlatego, że nie chcę tak pisać. W książkach często denerwuje mnie, gdy na zwykłe określenie ,,dawno’’ niektórzy piszą ,,oniegdyś’’. Co to za słowo? Potem, gdy czytam dalej, to łapię się na tym, że nie pamiętam tekstu, bo wciąż zastanawiam się na tym słowem, dlaczego nikt nie napisał po ludzku, tak dla wszystkich, tylko używał słów, które normalne i proste osoby albo nie znają, albo gdzieś im to słowo się odbiło, ale nie mają pojęcia gdzie. Jednak właśnie tym sposobem dostaję odmowną treść maila. Smutno trochę, ale co poradzić?
Tłumaczę sobie to tym, że nie jest mi dane pisać i być na okładce książki. Jestem niedokształcona i nie dla psa kiełbasa, ale mówić to jedno, a czuć to drugie. I zawsze, gdy kolejna książka okazuje się być fiaskiem powtarzam sobie, że już nie napiszę drugiej, że ta będzie ostatnia… i na drugi dzień otwieram laptopa i piszę…
Nie wiem, czy moja potrzeba pisania jest czymś normalnym, czy też hoduję w sobie jakąś chorobę, o której jak zwykle dowiem się w ostatniej chwili, gdy będzie już za późno. A być może brak mi czegoś, co w moim mniemaniu jest potrzebą pisania, a tak naprawdę jest czymś innym. Nie wiem i póki, co piszę, bo gdy piszę, to wiem, że jeszcze tu jestem.
Kiedyś usłyszałam coś od kogoś, kto jest mi bliski i potem długo się zastanawiałam nad tym, gdzie popełniam błąd? Otóż pewnego dnia opowiedziałam mojej siostrze, że napisałam książkę, która spodobała się wydawnictwu, ale muszę dołożyć do tego połowę kwoty, która wynosi sześć tysięcy.
- Głupia jesteś? Tyle kasy! Lepiej byś sobie kupiła coś nowego do domu, jakiś samochód, czy ubrania. Po co ci książka?
Zabolało. Sądziłam, że nad wyraz przytoczyłam jej moje pojęcie o pisaniu, o tym, że to moja pasja, o tym, że lubię to robić, ale najwyraźniej ona tego nie zrozumiała.
- Siostra, ale ja lubię pisać. Chcę, aby kiedyś ktoś przeczytał moją książkę i żeby stwierdził, że mu się ona podoba, że do czegoś mu się w życiu przydała, bo to nie są zwykłe książki. Ja opisuję tam nie tylko zwykle problemy ludzi, ale i to jak je rozwiązują i gdzie na koniec popełniają błąd. One przestrzegają przed pomyłkami i ujawniają, co będzie, gdy zrobimy coś wbrew sobie.
- E tam. Gadanie. Każdy i tak sam rozwiązuje swoje problemy tak jak umie. Nie trzeba czytać twojej książki, żeby wiedzieć, co trzeba w życiu robić.
- Ale to nie prawda. Przecież ja sama kiedyś czytałam książkę, która bardzo weszła mi w życie. Pisało tam o takim małżeństwie i ich problemach i dopiero, gdy ją przeczytałam stwierdziłam, że oni mieli rację, że człowiek nie docenia tego, co ma, póki tego nie straci.
- Też ci mogę to powiedzieć. A swoją drogą, to za dużo czytasz książek. Nie masz wrażenia, że przez to można zgłupieć?
I tak wyglądało moje podzielenie się z siostrą moim szczęściem i smutkiem zarazem, bo tym było dla mnie to, co usłyszałam. Łatwo jej było mnie oczerniać, podczas gdy sama nie widziała swoich wad. Dla niej zakup sukienki za sto pięćdziesiąt złotych było przeceną, bo im kupi sobie coś droższe, tym sądzi, że jest lepsze, ale czy w tym nie ma zgubnej logiki? Ja tam wolę kupić coś za dwadzieścia złotych, a za sto pięćdziesiąt złotych będę miała na buty, bluzkę, rajstopy, sukienkę i jeszcze jakąś tanią książkę. Ubiorę się cała, a nie tylko założę coś, co nie jest powiedziane, że wytrzyma długo. Ale ludzie tacy są. Raz nawet zrobiłam taki trik w Internecie. Wystawiłam swoją sukienkę, w której byłam tylko raz na imieninach za cenę dwudziestu złotych, choć zapłaciłam za nią trzydzieści pięć złotych. Oczywiście nikt się nie odezwał. Odczekałam miesiąc i wystawiłam tą samą sukienkę za osiemdziesiąt złotych do małej negocjacji i zaraz mój telefon dzwonił, co chwila. Kobiety pytały, czy mogę ją odłożyć, bo one ją chcą, ale będą dopiero po południu i zadowolone, że utargował pięć złotych przyjechały i bardzo mi za nią dziękowały.
Szaleństwo! Za te siedemdziesiąt pięć złotych miałyby prawie dwie takie same, ale nie. Cena wysoka sprawiła, że uznały ją za bogatą, a cena niska, że nie warto się fatygować. I faktycznie tak właśnie jest w prawdziwym świecie”.
Dodaj komentarz