,, Boidudek" cz. 14

Środa  
   1 kwietnia  
Pryma – Aprilis              



Nie Wiem jak mam to wytłumaczyć, ale dzisiaj przyśnił mi się dziadek, który od dawna już nie żyje. Twarz miał jakby młodszą, tak jak go zapamiętałam i na sobie miał swój odświętny garnitur w kolorze szarej pogody. Siedział sobie spokojnie na krzesełku w kuchni u mojej babci w Dobrej i patrzył się na mnie szczerze uśmiechając. Babcia, mama mojego taty, urabiała jakieś ciasto na stolnicy i mówiła do mnie nawet na mnie nie patrząc.
- No nie przywitasz się? On przyszedł tu specjalnie dla ciebie- powiedziała spokojnie i dopiero wtedy wpadłam w jego rozłożone ramiona i przytuliłam się, choć ciałem moim wstrząsnął mały dreszcz obawy. Bałam się, że gdy do dotknę będzie zimny i ta myśl mnie przerażała.
- Ale przecież ty nie żyjesz?- Powiedziałam mu, na co skwitował to uśmiechem.
- Tak się dopominałaś jego wizyty, więc przyszedł do ciebie. Przecież chciałaś go zobaczyć, prawda?
Patrzyłam to na babcię, to na dziadka i wciąż siedząc u niego na kolanach, co rusz bałam się go i cieszyłam zarazem, że jest. Dotykałam jego dłoni, które były ciepłe, a nie jak u nieboszczyka, lodowate. Dziwne było to, bo wciąż wiedziałam, że on nie żyje i nie mogłam uwierzyć, że przyszedł do mnie, bo tego chciałam.
- Dziadku, dasz mi swój autograf, bo nikt mi nie uwierzy, że do mnie przyszedłeś- powiedziałam do niego i podeszliśmy do jakiegoś stolika, gdzie podałam mu jakąś książkę, na której miał mi się podpisać.
- Nie ma sprawy- powiedział i wziął długopis do rąk. Jednak zamiast jego podpisu namalował mi dużą falę na całej stronie. Uznałam, że zapomniał jak się podpisywał i podałam mu drugą książkę, na której było jego imię i nazwisko. Już chciałam mu ją podać, ale nagle jego dane zmieniły się na moich oczach w jakieś liczby. Zdziwiłam się, ale podałam mu ją i też zrobił identyczne fale.
- Ale dziadku, ja chciałam, abyś mi się podpisał.
- No i zrobiłem to. Teraz tak się podpisuję.
Na twarzy zrobił się nieco jaśniejszy, więc złapałam go za rękę i zauważyłam, że w niektórych miejscach zaczynał być lodowaty. Nie zimny, lecz lodowaty jakby siedział w zamrażalniku.
- Nie zamęczaj dziadka- mruknęła babcia wciąż urabiając ciasto na stolnicy w kuchni.
Zignorowałam go, ale wpadł mi do głowy szalony pomysł.
- Dziadku, zabiorę cię do domu i zobaczysz jak tam teraz jest.
I w jednej chwili znaleźliśmy się na podwórku, gdzie kiedyś mieszkał, tylko nieco zmienionym. Trawa była równo przycięta, króliki siedziały w klatkach, zupełnie jak dawniej i wszystko wokół było jasno zielone i pełne życia. Zupełnie kwitło tu wszystko, co tylko mogło. W kurnikach i na dworze chodziło mnóstwo kur, gdzie niektóre na naszych oczach znosiły jajka. Między kurami były też jakieś dziwne zwierzęta, gdzie tułów był gołębia, a zamiast skrzydeł były oskubane skrzydła kurze. I głowy też były od kury. Te dziwne zwierzęta nie chodziły, tylko leżały, bo nie potrafiły się podnieść. Wpatrywaliśmy się w nie z niedowierzeniem, gdy nagle mój kuzyn, który kiedyś z nim mieszkał stanął za moimi plecami i zaproponował, że pokaże mu te dziwne ptaki, bo tak je nazwał
-I zobacz- rzekł biorąc do ręki jednego ptaka i na moich oczach przekręcił mu głowę i wyrzucił ją gdzieś na bok. W rękach zatrzymał sobie tułów ptaka i pokazał go dziadkowi.- Zobacz, nie wiem, kiedy i kury skrzyżowały się z gołębiami i teraz takie nam się lęgną.
Dziadek się skrzywił i posmutniał. Ciało jego zrobiło się chłodniejsze i rzadko gdzie teraz było ciepłe.
- To nie jest już mój dom- powiedział ze smutkiem.- To życie jest zatrute. Nie chcę tu być.
Zabrałam, więc dziadka za stodołę i znów znaleźliśmy się w domu babci w Dobrej, gdzie ona wciąż urabiała ciasto. Z trudem spostrzegłam, że dziadek nagle zniknął.
- Gdzie jest dziadek?- Zapytałam zaniepokojona babci.
- Już poszedł. Mógł być tylko na krótko. Był smutny, ale cieszył się, że się z tobą zobaczył.
- A przyjdzie jeszcze?- Zapytałam z nadzieją w głosie, choć zdawałam sobie sprawę z tego, że przecież odszedł już dawno temu.
- Nie.
I to był koniec mojego snu. Wciąż mam w głowie ten uśmiech dziadka i wyczuwalne ciepło, gdzie z czasem zaczynało chłodnieć. Ucieszyłam się, że dziadek przyszedł, choć wciąż nie potrafię tego wytłumaczyć. Wciąż nie wierzę, że mnie odwiedził, bo minęło już tyle lat odkąd byłam małą dziewczynką. Lecz zapamiętałam jego twarz dokładnie. Pociągła i szczupła z siwą czupryną na głowie, która zawsze była ugnieciona przez beret, którego prawie nigdy nie zdejmował. Najważniejsze, że on też się cieszył na mój widok, bo przecież sądziłam, że wciąż się na mnie gniewa. Jak widać wybaczył mi.
Jego uśmiechnięta twarz i ręce, które tak mocno mnie ściskały kazały mi odczuć, że bardzo mnie kocha. Samym uściskiem przekazał mi więcej niż bym sobie życzyła.
Jeśli gdzieś tam jesteś dziadku, to dziękuję ci za to, że mnie odwiedziłeś. Możesz nawet nie wiedzieć, ale zrzuciłeś z moich barków ciężar, który nosiłam przez te wszystkie lata. Dziękuje ci za to. Pozdrów ode mnie babcię, jeśli też gdzieś tam jest i wasze dzieci, a moich wujków i ciocię. Mam nadzieję, że jesteście tam razem i czuwacie nad nami. Ja sama nigdy was nie zapomnę.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 1051 słów i 5515 znaków.

Dodaj komentarz