,, Boidudek" cz. 7

Środa  
    25 kwietnia
Po wczorajszym dniu, kiedy to pustka zawładnęła moim ciałem postanowiłam, że dzisiaj, choćby się waliło i paliło, to usiądę i przynajmniej przez kilka minut coś napiszę. Wszystko wydawało się być proste i naturalne. Powiedziałam sobie, że usiądę przed laptopem i zwyczajnie zacznę pisać.  
I tak też zrobiłam. Gdy tylko mały Krzysiu zamknął swoje powieki usiadłam na łóżku i natychmiast otworzyłam swój plik tekstowy. Zatarłam nawet ręce, jakbym przygotowywała się do jakiegoś maratonu pisania, lecz widząc migoczący punkcik moja głowa nie potrafiła nic z siebie oddać.
No pisz! Przecież teraz masz czas! Krzyczałam do siebie, lecz nic w mojej głowie się nie pojawiało. Dziewczynka z mojej książki wciąż czuła się poniewierana, a ja nie umiałam nic z jej historii napisać. Była to kara? Czy też złapała mnie jakaś niemoc pisarska? Niby współcześni autorzy często powtarzali, że gdy ktoś pisze musi to robić codziennie i trzeba pisać, choćby nic ciekawego do głowy nie przychodziło, jednak jak miałam napisać cokolwiek, gdy faktycznie w głowie miałam nic? Totalną pustkę. Przestrzeń miedzy czasoprzestrzenią, która nie zamierzała się niczym wypełniać.  
Kiedyś czytałam, że są takie osoby, które znalazły się w czasoprzestrzeni, lecz czy był to tylko pic na wodę, czy prawda, to nie umiałam powiedzieć. Niby nauka nasza wciąż posuwa się do przodu, bo przecież wymyślili już psy androidy, które mają podróżować w przestrzeń kosmiczną, ale czy to, co one robią jest całkowicie legalne? No, bo powiedzmy, gdy taki pies ma jakąś tam zaaplikowaną pamięć i określony rozum, to czy zabicie takiego stworzenia nie jest zabójstwem? I naprawdę nikomu nie będzie go szkoda, gdy zginie gdzieś tam na obcej planecie? No a powiedzmy, że zginie tam takich psów ca najmniej sto, to czy gdy ich szczątki będą tam leżały, to czy nie zaszkodzi to naszej planecie, albo tamtej? Będą to w końcu ciała obce i taka planeta może różnie na to zareagować. Ciekawe, czy taki ktoś, kto się tym zajmuje zdaje sobie z tego sprawę?  
Tylko im o tym wiedzieć.
,, Ciekawe jak długo człowiek w środku może być smutny. I jak najdłużej to trwa? Czy można smucić się bez przerwy przez godzinę? Albo przez cały dzień?
Jak najbardziej tak. Ja doskonale pamiętam taki dzień, gdzie trwało to znacznie dłużej. I ten dzień nie był wcale taki stary, bo zdarzył się zaledwie pięćdziesiąt jeden dni temu.  
Był to dzień moich dziesiątych urodzin.
Ranek zapowiadał się znakomicie. Wstałam i ubrałam się w najbardziej odświętne ubranie, jakie w szafie posiadałam, czyli w czerwoną mini spodniczkę z malutką falbanką na dole i do tego biała bluzeczka na krótki rękaw, bo w domu był bardzo ciepło. Do tego nowe rajstopy z lajkry, które dostałam od babci na gwiazdkę i skarpetki antypoślizgowe. Taka wystrojona zeszłam na dół w oczekiwaniu na głośne ,, Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!’’, lecz na dole nie zastałam nikogo. Auto taty z garażu też zniknęło, więc wiedziałam, co jest grane. Oczywiście zakupy i prezenty! Dla mnie! Nadal, więc cała w euforii poszłam do pokoju siostry, ale o dziwo żadnej z nich też nie było. Wtedy nieco zwątpiłam. No przecież nie mogli wszyscy tak po prostu zniknąć. Tylko w filmie o Kevinie takie rzeczy się zdarzały, ale nie tutaj w Turkowicach. Jedynym wytłumaczeniem dla mnie był fakt o moim dniu urodzin. Być może rodzice zabrali wszystkich, bo każdy chciał mi coś kupić, choć pozostawienie mnie całkiem samej w domu nie było moim zdaniem rozsądne. Ale co tam. Postanowiłam, że zwyczajnie zaczekam za nimi oglądając jakiś film, albo bajkę w telewizji. W końcu była sobota. Coś tam poprzerzucałam pilotem i obejrzałam chyba ze dwa filmy, ale w końcu zgłodniałam, więc poszłam do kuchni zrobić sobie kanapki. I tu napotkało mnie nie lada zasmucenie, bo był chleb, ale przed wczorajszy. Po wczorajszym pozostała tylko mała kromka, więc powróciłam do pokoju. Coś tam znowu obejrzałam i nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Niemal z radością wbiegłam do korytarza, ale zamiast radości tylko dreszcz przeszedł moje ciało na widok twarzy ojca i sióstr.
- Co się stało?- Wydedukowałam tylko osobno sylabizując słowa.
- Babcia jest w szpitalu. Mama jest przy niej, to znaczy w poczekalni, bo wciąż robią babci jakieś badania.
- Ale co się jej stało?
Siostry były złe i smutne jednocześnie. Wciąż nic nie mówiły, a ja tylko ogarniałam wzrokiem raz to siostry, a raz tatę. W końcu Patrycja przechodząc obok mnie wysyczała przez zęby:
- To wszystko przez ciebie!
Młodsza nic nie powiedziała, bo nawet się na mnie nie spojrzała przechodząc obok. Potem wyminął mnie ojciec i zginął w kuchni. Pognałam za nim nic nie rozumiejąc, bo przecież jak coś mogło być przeze mnie, skoro ja nic nie zrobiłam nikomu. Zupełnie nic!
- Tato, dlaczego ona mówi, że to przeze mnie babcia jest w szpitalu?
Ojciec wzdechnął tylko zaglądając do chlebaka i robiąc taką samą zgorzkniałą minę na widok przed wczorajszego chleba zupełnie jak ja.
- Cholera! Zapomniałem kupić chleb! To wszystko przez…- i się zahamował.- Ubierz się i pognaj do sklepu po dwa chleby. Najlepiej krojone.- wyciągnął z kieszeni pieniądze i wręczył mi popychając mnie w kierunku drzwi.- Tylko ciepło się ubierz, bo wyglądasz jak stróż w boże ciało.- Powiedział i wyszedł z kuchni kierując się do sypialki.
Jak ja wyglądałam? Jak stróż w boże ciało? To zapomniał już o moich urodzinach? No przecież dzisiaj jest moje święto!
Ojciec wychodząc z sypialni widząc moje wahanie stanął i tak na mnie popatrzył jakbym zrobiła mu coś złego.
- Jeszcze tu jesteś?
- Ale tato… Samochodem będzie…
- Żadne samochodem! Ręce mi się wciąż trzęsą z głodu. No już!
Ze Łazami w oczach ubrałam się szybko i pognałam do sklepu oddalonego o kilometr od naszego domu. Biegłam, co sił w nogach szamocząc się z zadurzą kurtką już nie wspominając o tym, że nóg nie czułam, bo było bardzo zimno, a ja miałam tylko cieniutkie rajstopki z lajkry od babci. Od babci, która leżała teraz w szpitalu, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego wszyscy winią o to mnie! Przecież ja na prawdę nic jej nie zrobiłam!
Wiatr wiał mi we włosy i w twarz. Skóra zrobiła mi się czerwona na dłoniach, bo zapomniałam rękawiczek, a nie mogłam przecież biec z rękami w kieszeniach. Do sklepu wpadłam jak szalona ledwo dysząc i trzy razy musiałam powtarzać, co chcę, bo tak mi twarz zmarzła, że aż sepleniłam. A z powrotem, gdy przestałam czuć nogi, bo tak mi zamarzły to wywinęłam takiego pajaca na śniegu, że długo nie mogłam się podnieść. Noga bardzo mnie bolała i tym razem w grę wchodziło tylko pójście, a nie bieg.  
Nie miałam pojęcia jak długo mnie nie było, ale gdy weszłam do domu cała przemarznięta, to jedyne, co usłyszałam to, to, że wyglądam jak łachudrak. Potem tata wziął ode mnie reklamówkę z chlebami i zapytał gdzie jest reszta. Była w kieszeni, ale gdy ją wyjęłam brakowało złotówki. Ojciec szybko to zauważył, i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć dał mi takiego klapsa, jakiego nigdy jeszcze nie miałam. Aż nogi się pode mną ugięły i upadłam na rozbite jak się potem okazało kolano.
- Mam nadzieję, że usiądzie ci na żołądku to, co sobie kupiłaś i zjadłaś!- Powiedział i poszedł nie słuchając nawet moich słów, że nic takiego nie kupiłam.
- Ale tatuś, ja nic nie kupiłam!- Łkałam, bo teraz wszystko mnie bardzo bolało.- To chyba wypadło mi z kieszeni jak się przewróciłam!
- I do tego łamaga!- Krzyknęła Agata wciąż na mnie nie patrząc.
- Ale czemu mnie obrażacie?!- Krzyczałam do nich, bo inaczej nie umiałam. A każdy krzyk przelany był moimi łzami.- Co ja wam takiego zrobiłam! Mówicie, że babcia jest prze ze mnie w szpitalu, ale nie wiem, o co chodzi!
- Daj spokój! Nie wiesz, o co chodzi?- Przedrzeźniała mnie Patrycja.- A, to dlaczego tak wyglądasz, co? Ubrałaś się tak, ale nie wiesz, dlaczego, co?
Nadal nic nie rozumiałam.
- Ale co mój ubiór ma wspólnego z babcią?!
Patrycja podeszła i ze zgrozą spojrzała na mnie. Mówiła cicho, ale twardo. Jej każde słowo raniło mnie niewyobrażalnie, a płacz nie chciał ustać. Gdyby ktoś zmierzył objętość moich łez, miałby pewnie dwa pełne wiadra.
- Babcia leży w szpitalu przez ciebie głupolu. Szyła ci nową sukienkę i gdy wstawała od maszyny musiała zahaczyć materiałem o nią, bo ta z hukiem spadła na jej palce, kiedy chciała podnieść materiał. Być może babcia straciła przez to wszystkie palce, a ty się głupio pytasz, czemu to twoja wina!
Wyszła z kuchni, lecz nikt nie zareagował na jej słowa. Ojciec smarował dalej chleb masłem, a Agata udawała, że czyta gazetę. Jakim cudem nikt mnie nie bronił? No przecież to nie była moja wina, że tak się stało! Ja wciąż nic nie rozumiałam! Błagam! Dlaczego oni obwiniali mnie!
Wybiegłam z kuchni z płaczem i ryczałam tak głośno i tak boleśnie, że gdyby zmierzyć mój żal, osiągnąłby skalę największych okropności świata. Mój ból był ciężki i przeszywający wszystko na wskroś. Płakałam nie tylko z powodu rozbitej nogi, czy też bolącego tyłka po klapsie od ojca, ale też z powodu biednej babci, która chcąc sprawić mi przyjemność być może już nigdy nie usiądzie za maszyną. Być może już nigdy nie złapie gorącego kubka z kawą, ani nie ugotuje zupy. I nie upiecze placka, ani też nie załatwi się sama, ani nie podetrze, bo do tego wszystkiego potrzebne były właśnie palce.
A gdy tak płakałam po cichu weszła do mojego pokoju Patrycja i z miną oskarżyciela zaczęła wyrzucać z siebie wszystko, co wcześniej trzymała dla siebie.
- Ty głupia krowo! Babcia przez ciebie leży w szpitalu i cierpi!
- Nie prawda!- Odkrzyknęłam się.- Ja jej nic nie zrobiłam!
- A właśnie, że zrobiłaś! Zachciało ci się sukienki i babcia chciała ci ją uszyć i teraz, co ma z tego?!
- Jak możesz tak mówić? Przecież nawet o niczym nie wiedziałam!
- No pewnie! I z tego nie wiedzenia ubrałaś się jak szczur na otwarcie kanału?
- Przestań!
- Wiesz, co ja przez ciebie przeszłam? Musiałam szybko się ubrać, bo tata wpadł w panikę, gdy babcia do niego zadzwoniła wciąż krzycząc i głodna musiałam tam z nim jeździć i słuchać jak babcia się drze! Nie jadłam nic od trzech godzin i brzuch mnie od tego boli! Jak zwykle wszystko spaprałaś!
- Przestań! Dobrze wiesz, że to nie…
Nie dała mi dokończyć. Wzrok stał jej się pusty, lecz bardzo gniewny. Nienawidziła mnie. Ona, moja młodsza siostra na prawdę mnie nienawidziła.
- Nienawidzę cię!- Wydarła się tak głośno, że aż tata z dołu przyleciał, żeby zobaczyć, co się dzieje. Patrycja nagle zaczęła płakać, więc ojciec gniewnie spojrzał na mnie.
- Coś…- klaps- jej…- klaps - zrobiła!
- Ała!- Płakałam, bo tak bardzo mnie bolało!- Nic jej nie zrobiłam! Przysięgam!
Płakałam jak nigdy dotąd. Ból przeszywał całe moje ciało, aż w chwilach, gdy chciałam nabrać powietrza zdawało mi się, że go właśnie dla mnie brakowało. Dusiłam się i płakałam jednocześnie nie wiedząc, dlaczego i w jaki sposób zawiniałam. Już nawet nie próbowałam składać żadnych wyjaśnień, bo i tak byłam wszystkiemu winna. W końcu zachciało mi się obchodzić mojej urodziny i teraz taki był tego skutek.
Nawet nie wiem, kiedy wszyscy wyszli z mojego pokoju, bo wciąż szlochałam leżąc na podłodze i czując pulsowanie na tyłku, plecach i na łydce, tam gdzie tata mnie pobił. Nie zwracałam już uwagi na kolano, z którego jakimś cudem zaczęła płynąć krew, bo upadając mocniej je sobie rozbiłam. Płakałam tak, jakby ktoś mi rozdzierał serce. Ból stawał się być nie do zniesienia, gdy wyobrażałam sobie jak babcia musi się teraz czuć i jak może teraz cierpieć. Zapewne bardziej niż ja, lecz nie zmieniało to faktu, że byłam pobita zupełnie nie słusznie. I choć każdy na około mnie krzyczał, że to moja wina, że tylko ja jestem temu winna, to jednak ja gdzieś tam w środku wiedziałam, że to nie była moja wina. Że, to nie ja zawiniłam. To nie ja zawiniałam…”
Kończąc pisać starłam niewidzialną łzę z policzka. Nie spodziewałam się, że tak bardzo przeżyję to opowiadanie, a już na pewno nie to, że przy nim zapłaczę. Całym sercem chciałam przytulić tą małą dziewczynkę i powiedzieć jej, że ma rację, że nie jest niczemu winna. Chciałam jej powiedzieć, że wszystko się ułoży.
Tylko jak miałam to zrobić, skoro to była tylko postać z mojej książki?

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 2490 słów i 12898 znaków.

Dodaj komentarz