,, Boidudek" cz. 3

Sobota  
       22 marca


Nie wiem jak inni, ale ja najbardziej nie lubię sobót. Nie chodzi o to, że wszyscy są w domu, tylko o to, że na sobotę planuje się najwięcej zadań. I choć zaraz po przebudzeniu mój najwspanialszy małżonek zaparzył mi kawę, która wspaniale podziałała na moje narządy ukryte i choć dzień budził się słonecznie i miało być ciepło, to jednak nie miałam najlepszego nastroju. Tego dnia mieliśmy zrobić podłogę w pokoju u Rysia, gdyż jedna z desek się zarwała, ale zamiast na odbudowie całej podłogi skupiliśmy się na przykręceniu tej deski, która już niestety skończy swój żywot w piecu. Co z tego, że mieliśmy wspólne chęci, skoro nikt nie miał pomysłu jak to do końca zrobić tak, aby wystarczyło na dłużej? No w sumie, to i pomysł by się znalazł, tyle tylko, że był zbyt drogi do wykonania, a nasz budżet ograniczał się do minimum. Ja nie pracowałam, więc nie było, z czego dołożyć, bo po odliczeniu wszystkich rachunków mieliśmy całe pięćset złotych na przeżycie trzydziestu dni, lecz ze względu na małego nie było innego wyjścia. Karmiące piersi niezbyt nadawały się do pracy, więc żyliśmy tak jak przeciętny polak- skromnie, ale szczęśliwie. Najważniejsze było dla nas to, że dzieci były zdrowe, bo nic tak nie przybija gwoździa do trumny jak chore dzieci. Dzięki Bogu niedane nam było tego doświadczyć.
Tak, więc po całej naszej robocie, gdzie myślenie zajęło nam ponad trzy godziny, a cała praca dwadzieścia minut, pozostał czas na śniadanie i najgorszą pracę, za którą sama nie przepadałam. Trzeba było powkładać to wszystko z powrotem do pokoju. Meble? Jeszcze nie tak źle, ale ubrania? Tu działo się najwięcej! Mimo iż Rysiu nie miał zbyt wielu ubrań, to jednak znalazły się w nich takie, które były już na niego za małe, a w dodatku w ogóle ich nigdy nie miał na sobie! No myślałam, że oszaleję! Trzy nowe bluzki z kapturem, dwie pary dżinsowych spodni i jedne dresowe wraz z czterema podkoszulkami pozostały nietknięte i na dodatek o dwa rozmiary za małe.
- Skarbie, ale to chyba nie jest jego wina, że ich nie nosił- powiedział ściszonym głosem mój mąż, aby tylko Rysiu tego nie podchwycił.
- Miśku, to ja mam mu szykować ubranie do szkoły? Przecież ma całe dziesięć lat!- Oddałam szeptem nieco głośniej niż zamierzałam.
- No tak, ale gdybyś mu czasem poukładała w szafie ubrania, to może zacząłby je w końcu nosić.
To nie było zbyt sprawiedliwe. Ja odkąd pamiętam musiałam sama wszystko układać i gdy tata wpadał do pokoju i widział, że szafa się nie domyka otwierał ją na oścież i wyrzucał z niej wszystko, do ostatniej pary skarpetki. Potem wychodził mówiąc, że za godzinę tu wróci, więc od razu zabierałam się do roboty. Nawet, gdy co drugi raz kończyłam płaczem, bo robiło się ciemno i nie mogłam odwiedzić mojej koleżanki.
- Kotek, wiem, że chłopaki nie są zbyt dbałymi o porządek, ale czy rozpieszczanie ich aż nadto nie będzie skutkiem odwrotnym? No sam powiedz? Jak zobaczy, że co rusz układam mu w szafie, to jeszcze trochę i nie złoży nawet samej skarpetki, bo będzie wiedział, że ja mu to zrobię. A co będzie, gdy dorośnie? Pomyślałeś o tym? Nie wiem, czy tak łatwo jest znaleźć żonę służącą…
Chwila ciszy z jego strony.
- No, może masz rację.
Jednak i tak pomogłam mu poukładać wszystkie rzeczy. Nie mogłam patrzeć jak miota się zastanawiając się, czy ta bluzka jest jeszcze na niego dobra, czy może powinien ją odłożyć do rzeczy za małych. I w gruncie tego wszystkiego wyszło z tego coś całkiem dobrego. Zapakowałam wszystkie rzeczy do jednej reklamówki robiąc im wcześniej zdjęcie i wpuściłam do Internetu na stronę turecką. Był to dobry pomysł, bo jeszcze tego samego dnia przyjechała jakaś pani i zapłaciła mi piętnaście złotych za ubranka. Niby mało, ale dla nas było to coś. Dałam mężowi zarobione pieniądze, aby schował do swojej skrytki, gdzie zbierał na jego wymarzony motor. Może i nie na nowy, ale to nie miało znaczenia. Chciałam, aby kupił sobie ten motor, gdyż odkąd pamiętam wciąż o nim marzył. Postanowiliśmy, więc, że będziemy puszczać drobne ogłoszenia, gdzie może w jakimś czasie wystarczy na tyle, aby mógł sobie ten motor kupić. On będzie wtedy szczęśliwy, a ja będę podwójnie szczęśliwa widząc jego szczęście.
A może i kiedyś ja też uzbieram na wydanie swojej książki? Kto wie? Podobno w życiu człowiek ma po to marzenia, aby dążył do ich spełnienia. I tak my właśnie teraz robimy.
Pod wieczór jednak nasze marzenia nieco osłabły. Okazało się, że z tych sześciuset złotych, które sobie odłożył musiał zatankować samochód za pięćdziesiąt złotych, aby jutro rano pojechać na giełdę. Okazało się jednak, że nigdzie w pobliżu nie ma opon do naszego samochodu. No, choć może byle jakie by były, ale takie jak Michelin, czy Pirelli nie wchodziły w grę. Szukaliśmy Barum Bravuris 2 215/60/15 i nigdzie nie był takich. Nowe w promocji kosztowały po dwieście czterdzieści złotych za sztukę, przy czym jeszcze wysyłka trzydzieści złotych, a używanych nigdzie nie było. Nie chodziło o to, że mieliśmy takie wymagania, ale chodziło tu o bezpieczeństwo nasze i przede wszystkim o bezpieczeństwo dzieci. A życie było dla nas wyjątkowo cenne, abyśmy mogli je zaprzepaścić. Znowu.
Wieczorem, gdy kładliśmy się spać, a Krzysiu usnął w pięć minut postanowiliśmy mową ciała, że się do siebie zbliżymy. Początkowo nie bolało, dopiero później…
- Nie chciałem ci zrobić krzywdy- powiedział ze smutną miną.
- Nawet tak nie żartuj. Ja też cię przepraszam, że wyszło tak jak wyszło.
- Wszystko w swoim czasie kochanie.
- Tak, wszystko w swoim czasie.
- A wzięłaś tabletkę?
- Acha. To już trzecia. I chyba jest już lepiej.
- Mam taką nadzieję.
Przytuliłam się do jego pleców, lecz po chwili obudził się Krzysiu. Ciepła pierś na policzku i odruchy ssania uspokoiły jego maleńkie serduszko.  
Gdy zasypiał wciąż jedną ręką trzymał mnie za pierś. Był taki słodki, że nie miałam serca go od siebie odciągać. Pocałowałam go w króciutkie ciemno blond włoski i zasnęłam razem z nim.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 1233 słów i 6352 znaków.

Dodaj komentarz