Wtorek
24 kwietnia
Dzisiaj można by powiedzieć, że przeżyłam najzwyklejszy dzień na świecie. Wstałam, nakarmiłam małego. Wyszykowałam Rysia do szkoły. Poodkurzałam pokoje. Uśpiłam małego. Ostrugałam ziemniaki. Poszperałam w Internecie. Zrobiłam obiad. Potem kolację. I poszliśmy spać. Dzień jak zawsze, tyle, że dla mnie był okropną tragedią! Straszną klęską, w której poległam na własne życzenie! Wiem, że dla innych, to nie byłoby nic wielkiego, ale dla mnie było to okropne i do końca dnia musiałam z tym żyć.
Dzisiaj po raz pierwszy nie napisałam ani najmniejszego słowa w swojej książce! A przecież obiecałam sobie, że będę pisała codziennie, choćby nawet miało to zawierać jedynie jedną linijkę! I co? Spaprałam wszystko!
Wiem, że nikt mnie w tym nie zrozumie, bo nie chodzi tylko o to, żeby pisać, pisać cokolwiek, chodzi o to, że przez cały dzień chodziły za mną słowa i wyrazy, których powinnam użyć w tej nowej książce, a ja nie miałam czasu ich nawet zapisać! Normalnie nie mogłam się na niczym skupić! Rysiu przyszedł ze szkoły i opowiadał mi, co się tam wydarzyło, a ja myślałam tylko o tym, żeby otworzyć laptop i pisać!
Potem mieliśmy odrabiać lekcje, ale też nic po mnie, bo wciąż ta mała dziewczynka z Boidudka, siedziała w mojej głowie i płakała, że nikt jej nie rozumie. Mówiła do mnie, a ja nie chciałam jej słuchać. W głowie opowiadałam sobie jej dalsze losy, ale nie miałam, kiedy ich opisać. Trzymałam to w sobie. Kotłowało się we mnie niczym w niezgaszonym czajniku, gdzie zaczyna brakować wody, lecz gaz wciąż podgrzewa stal, z której jest zrobiony. To było straszne!
Nie wiem, czemu tak się ze mną działo. Być może za bardzo wczułam się w postać dziewczynki i cierpiałam zamiast niej, a być może… Sama nie wiem, czemu. Trzymało mnie to aż do dwudziestej pierwszej, a potem nagle odeszło. Zupełnie jakby ktoś wyłączył telewizor i nagle zaległa cisza. Nawet mój Michał z Krzysiem śpiąc nie wydawali żadnego najmniejszego odgłosu. Zupełnie, jak by ta mała dziewczynka zabrała nagle z mojego świata cały dźwięk. Jakby zrobiła to specjalnie, bo nie chciałam opisać jej dalszych losów. Przecież cały dzień błagała mnie o to, abym pisała. Gadała w mojej głowie i gadała, a ja nie chciałam jej słuchać. I teraz jakby to ona nie chciała słuchać mnie. Wszystko we mnie odeszło. Zrobiłam się taka pusta, taka samotna. Zupełnie jak postać z mojej książki…
Dodaj komentarz