Czwartek
2 kwietnia
,, Gdy miałam dziesięć lat umarł mój wujek, brat mojej mamy. Jego również zabrała okrutna choroba w postaci raka krtani. Najdziwniejszy było, że mój wujek nigdy nie zapalił nawet jednego papierosa, a w chwili śmierci jego ciało przypominało jeden wielki nałóg nikotynowy.
Nie wiem dokładnie ile to trwało, ale mama powiedziała, że zwinął się w pół roku od przesądzenia jego stanu. Kilkanaście dni przed śmiercią całkowicie zaniemówił. Nie mógł jeść, ani pić, bo wszystko sprawiało mu ból. Umarł w wieku czterdziestu czterech lat i pozostawił dwójkę dzieci.
Gdy usłyszałam o jego wieku coś mną wstrząsnęło, bo jego liczby powtarzały się. Babcia sześćdziesiąt sześć lat, a on, jej syn, czterdzieści cztery. Aż gęsia skórka przechodziła przez moje ciało, gdy pomyślałam sobie, że niedługo skończę jedenaście lat, czyli dwie równe jedynki. Bałam się, że i mnie spotka ten sam los.
Mama wspominała go, jako człowieka, który nigdy się nie denerwował i był niczym Matka Teresa z Kalkuty. Wszystkim pomagał i nad wyraz kochał swoją rodzinę. Nie pił, nie przeklinał, nie palił i był czystym wcieleniem dobroci. Bozia podobno szybciej przywołuje ludzi dobrych, którzy niewyobrażalnie mocno cierpią, gdy umierają. I tak było też z wujkiem.
Na pogrzebie albo mnie nie było, albo byłam zbyt pochłonięta własnymi obawami o swój los. Coś tam kojarzę, że chyba byłam, bo oczami wyobraźni widzę, jak wchodzę po schodach do jakiegoś niskiego domku niedaleko ich pobudowanego domu w surowym stanie, ale czy jest tam coś więcej, to nie wiem. Nawet nie pamiętam jak on wyglądał. Wujek był zbyt zajęty pracą i rodziną, aby schodzić się w święta. Uważał, że rodzina w chwili ślubu oznacza żonę i dzieci, jeśli już są i to dla nich należy się poświęcić. Miał rację, choć zaniedbywać też nie należy rodziny w postaci brata, siostry, czy też rodziców, choć już ich wtedy nie miał. Jego syn stał się istnym wcieleniem swego ojca, kropka w kropkę do niego podobnym, podobno z głosu jak i wyglądu. Nawet ma jego charakter.
Wujek nigdy mi się nie przyśnił, chyba, jako jedyny.
W międzyczasie odszedł też jego drugi brat Jurek. On to był dopiero szalonym wcieleniem wariata. Oczywiście nie obrażając go, ale takie zdanie mieli o nim wszyscy z rodziny. Wiem, że zawsze nosił wąsy i trochę dłuższe włosy w kolorze lata. Był jasnym blondynem z bardzo wręcz chudą sylwetką, ale czy to była wina genów, czy też sposobu jego życia to nikt chyba nie wiedział.
Raz pamiętam, jak chyba, jako czterdziestolatek skakał i śpiewał biegając po podwórku i robiąc różne salta, gdzie niektóre z nich kończyły się upadkiem na plecy. Nic mu jednak nigdy nie było. Mama mówiła, że to z powodu tej niebieskiej, która była tańsza i szybciej brała niż wódka.
Wujek zawsze się śmiał. Raz tylko coś mi się przypomina, że gdy mocniej się upił, to skoczył na mojego drugiego wujka chcąc go za coś uderzyć, lecz zamiast jego doskoczył do niego syn wujka i to on się z nim bił. Polała się krew i wszyscy strasznie krzyczeli, łącznie ze mną. Nie wiem tylko po co wyniknęła ta bójka. Moim zdaniem wujek Jurek nie chciał się bić celowo z drugim wujkiem, tylko tak sobie żartował, lecz tamtego syn zezłościł się i porządnie skopał mu twarz. Krew leciała wujkowi Jurkowi z nosa i było mi go bardzo żal. No, bo co z tego, że wypił i miał dobry humor? Przecież nie robił nikomu krzywdy. Może i dziwnie to wyglądało, gdy śmiał się i wariował na podwórku, ale czy specjalnie kogoś skrzywdził? No, może swoją żonę i dwóch synów, ale przecież i tak się z nim rozwiodła. Zostawiła go, bo pił, ale ja tam do końca nie wiem, bo bardzo szybko przygruchała sobie następnego. Nie mogę jednak wnikać w ich życie domowe, bo nigdy go nie znałam. Nie można przecież wyrobić sobie zdania na temat osoby, która zjawia się raz w miesiącu i do wszystkich jest miła. Ja jednak bardzo go lubiłam i smutno mi było, kiedy nie zabrali mnie na jego pogrzeb. Nawet nie powiedzieli mi, kiedy dokładnie umarł, bo z góry brali go za pijaka i szajbusa. Ale czy sami nie widywali go raz w miesiącu jak ja? No, może mama go znała lepiej, jak był młody, ale potem szybko się wyprowadził i nie przychodził za często, więc czemu go potępiali?
Miałam o to żal do rodziców, ale i tak nikt nie słuchał przecież dzieci. Nikomu od jego śmierci się nie przyśnił. Nikomu, oprócz mnie. Pamiętam jak dokładnie kiedyś zastanawiałam się jak może wyglądać jego rodzina i tak dla żartów zapytałam go, czy nie mógłby przyjść mi na sen i pokazać mi swojej rodziny. Po dwóch dniach błagań przyśnił mi się i byłam w niemym szoku, bo we śnie zebrał całą swoja rodzinę. Widzę jak wszyscy ustawili się wzdłuż i wujek Jurek do mnie podszedł i powiedział:
- Prosiłaś mnie, abym pokazał ci swoją rodzinę, więc jestem. To jest mój najstarszy syn, bardzo podobny do matki, ale już z nią nie mieszka.
Chłopiec o krótko obciętych włosach podszedł do mnie i uścisnął mi dłoń, po czym mnie przytulił. Nic nie mówił, lecz był tak samo zakłopotany jak ja.
- A to jest mój drugi syn, jak zauważyłaś bardzo podobny do mojego brata syna, który kiedyś dał mi niezły wycisk.
- Pamiętam- powiedziałam i też go przytuliłam.
- A to moja córka najmłodsza. Co prawda może i nie moja, bo jak widzisz moja dawna zona ma teraz już nowego kochasia- i palcem wskazał mi na faceta, który stał obok ciotki i który zmierzył mnie wzrokiem. - Ale i tak uważam ja za swoją. W końcu jest dzieckiem mojej żony, byłej żony, której nie przestałem kochać.
- Na prawdę, czy musimy przez to przechodzić- szepnął nowy facet ciotki do jej ucha, na co skinęła mu głową, że takie było moje życzenie.
Uściskałam się z dziewczynką, ciotką i podałam rękę facetowi mojej ciotki, bo nie miałam ochoty się z nim spoufalać. A potem wujek podszedł do mnie.
- Dobra, więc teraz już znasz moją rodzinę, to mogę już iść.
- Ale wujku, czy musisz iść już tak szybko? Zostań jeszcze trochę.
- Niestety na mnie już pora. Spełniłem twoją prośbę, ale już mnie wzywają. Żegnaj- powiedział i zniknął odchodząc w stronę drzwi.
Obudziłam się zaraz po jego odejściu. Najbardziej zadziwiające było to, że ja nigdy ciotki, ani ich dzieci, ani też jego rywala nie widziałam na oczy, a gdy opisałam ich mamie, to zdziwiła się, bo tak właśnie wyglądali.
- To nie możliwe, o czym mówisz. Chyba widziałaś ich razem na zdjęciu i ci się przyśniło- starała się to wytłumaczyć mama.
- Ale jak? Przecież to nie mogło być możliwe, bo gdy wujek umarł, to dopiero ona urodziła dziecko tego już nowego faceta- spierałam się z nią powtarzając po niej kiedyś zasłyszane słowa.
- Więc w takim razie jesteś nienormalna- powiedziała do mnie i wyszła uznając, że rozmowa właśnie dobiegła końca.
Nikt nie potrafił mi wytłumaczyć, dlaczego tak mam. Zrzucali to jedynie na moją niewytłumaczalnie wielką wyobraźnię i zwykłe przypadki, zbiegu okoliczności. Potem mówili, że kłamię. W końcu sama uwierzyłam w to, że mógł to być zbieg okoliczności lub mój wymysł. Tak było prościej.”
Dodaj komentarz