Każdy z nas czegoś się boi…
Każdy z nas ma jakieś obsesje…
Podobno strach ma wielkie oczy…
Podobno nasze lęki powstają z naszych wyobrażeń…
A co, jeśli nie zdążymy na czas się ich pozbyć?
Czy jest możliwe, aby to śmierć dopiero nas z nich uwolniła?
Czwartek
20 marca
Niedawno wróciłam od ginekologa, do którego nie chodziłam od przeszło dwóch lat. Nie, dlatego, że nie miałam czasu do niego pójść, ale ze zwyczajnej obawy, że gdybym tam poszła mogłoby się okazać, że jestem śmiertelnie chora i tylko dni liczyć zanim opuszczę swój świat, w którym nie zawsze jestem szczęśliwa.
No i co? I prawie tak jak się spodziewałam. Jestem chora na grzybicę pochwy! Teraz, to już na pewno umrę! Wyląduję w jakimś szpitalu, w którym będzie przebywał jakiś obleśny doktor, który bez mrugnięcia okiem będzie się patrzył na moje najintymniejsze części ciała i być może kiwał głową, udając, że się zastanawia, co ze mną zrobić. A ja? Będę tam leżała w rozkroku czując się jak pieczony befsztyk, który każdy może oglądać, lecz który nie wszystkim by smakował. Jednym słowem całkowita porażka!
Siedząc tam i słuchając mojej pani doktor czułam jak serce mi podchodzi do gardła, a ja sama chciałabym już być w domu. Zapytałam się jednak jej, czy to, co mam jest normalne.
- Oczywiście- odparła bez zażenowania, którym jej nie zaraziłam.- Większość par ma taki problem. Niektórym się to nawet powtarza, co miesiąc- dodała, żeby mnie pocieszyć, choć nie widziałam w tym nic pozytywnego.
- Czy to jest coś strasznego?- Zapytałam, bo skoro tak bardzo mnie tam szczypało i swędziło, to nie wróżyło nic dobrego.
- Straszne to może nie jest, ale nieprzyjemne, to na pewno.- Dodała zdejmując jednorazowe rękawiczki i dając znać, żebym już zeszła z fotela, gdzie pozostawiłam ślady swojej godności.
- No tak- zaczęłam niepewnie.- Ale skąd się to u mnie wzięło?
Już sama nazwa ,,grzybica pochwy’’ była dla mnie nowością i zagadką, nie wspominając już o tym, że kojarzyło mi się to z kawałkami mojego wewnętrznego ciała, które zasuszając rozpada się na małe kawałki, które wypływają z mojego wnętrza niczym kora odpada z drzewa.
- Wie pani- zasiadła na fotelu i zaczęła mówić starając się nie patrzyć jak zakładam majtki- to mogło mieć przeróżny początek. Nieraz wystarczy, że ktoś załatwi się przy śmietniku, skorzysta z brudnej ubikacji, albo też załatwi się w miejscu, z którego korzysta wiele osób. Zarazić się mogła pani, jak i równie partner, gdyż nigdy nie wiadomo, od kogo to wyszło.
Super, pomyślałam. Teraz w dodatku jestem uważana za brudasa, który być może nigdy się nie kąpie, albo też, który oddaje własny mocz akurat tam gdzie nie trzeba. Zabrzmiało to tak, jakby mnie ktoś nazwał po prostu brudasem, tyle, że nie wprost. Założę się, że na mojej twarzy wystąpiły wypieki jak na buraczku, albo i jeszcze gorzej. Oblała mnie fala gorąca, niczym właśnie przyjęty policzek. Doktorowa zauważyła moje zmieszanie, dlatego natychmiast przyjęła pozę profesjonalisty i zaczęła mi zapisywać leki, które będą miały mi pomóc.
- Jeden z tych leków proszę trzymać w lodówce- wskazała na kartce, który- a tamten drugi zapiszę pani jak trzeba przyjmować.
- Dobrze- odparłam zezując na jej niewyraźne pismo, gdzie nazwa drugiego była podobnie napisana jak nazwa pierwszego, tyle, że ten drugi miał dwie kreski więcej. Typowe dla lekarzy. Teraz przynajmniej wiem, że gdy ktoś będzie w szkole bazgrał jak kura pazurem, to znak, że wkrótce zostanie lekarzem.
Na karteczce zapisała mi dawkowanie dla mnie i dla mojego partnera, jakby nie przeszło jej przez gardło słowo ,,mąż’’ i dziękując jej za nazwanie mnie brudasem wyszłam z przychodni z zadowoloną miną. Tuż przed powiedzeniem kobitkom, które czekały w poczekalni zwykłego i grzecznego słowa ,,do widzenia’’ jednak z nich spojrzała na mnie i uśmiechając się rzuciła:
- Ja też tak się cieszyłam, gdy się dowiedziałam, że jestem w ciąży.
Natychmiast moje spojrzenie powędrowało na rozciągnięty brzuch po dwóch wcześniejszych bobasach, który wylewał mi się z przyciasnych spodni i odwzajemniłam jej swój uśmiech. Dopiero po wyjściu na dwór stwierdziłam, że jestem bardziej beznadziejna, niż kiedykolwiek ktokolwiek. Nie potrafiłam przecież zadbać o swój brzuch tak jak inne laleczki, ale z drugiej strony czy miałam na to wpływ? Przecież mój pierwszy syn ważył 4370g jak się urodził, a drugi 4660g i do tego przytyłam prawie 35 kilo. Czy ona rozumiała, co to znaczy dla mnie po porodzie?
Wsiadłam w samochód i niemal przepełniona rozpaczą wpadłam jak burza do apteki, aby jak najszybciej kupić leki, które miały mi pomóc i żeby wrócić już do domu, gdzie jak zwykle wyleję swoje smutki na papier, bo on, jako jedyny mnie nie obraża.
Zamiast tego przemiła pani z apteki zaczęła prowadzić ze mną dyskusje na temat dawkowania środka przeciwgrzybicznego przy czterech osobach za mną, z czego dwóch było facetami.
- Ja przepraszam, że pytam, ale czy ma pani dawkowanie tego leku na grzybicę pochwy?
To był pierwszy policzek.
- Tak- odparłam purpurowa starając się patrzeć tak, aby nikt nie widział moje twarzy.
- A można wiedzieć jak wygląda dawkowanie?
Uśmiechnęła się łagodnie, a ja natychmiast sięgnęłam do torebki, bo gdzieś machnęłam tą kartkę. Pośród książki Nory Roberts, szminki, komórki, podkładu, portfela, kalendarzyka i wielu innych potrzebnych rzeczy znalazłam w końcu tą karteczkę.
- Najpierw jedna, trzeciego dnia druga, potem po czternastym dniu i dalej, co czternaście dni.
- A partner też ma takie dawkowanie?
Drugi policzek. Doszło właśnie jeszcze dwóch facetów, z czego jeden z nich stanął obok mnie i zaczął się przyglądać wystawie z lekami na przeziębienie.
- Nie, najpierw razem przez pierwszy, trzeci i czternasty dzień, a potem tylko ja.
- Ojej, to musi być zaawansowane stadium grzybicze- zmartwiła się kasjerka, a facet obok spojrzał na mnie smutno pokiwując głową.
Nic nie odpowiedziałam, bo niby, po co?
- To będzie już wszystko- rzekłam pochylając swoją głowę możliwie jak najniżej, bo nie chciałam, aby cała kolejka posłała mi smutne spojrzenia, bo mam grzybicę pochwy!
Zapłaciłam i wyszłam nie patrząc na nikogo obok. To było zbyt upokarzające i uwłaczające. A jedyne, czego byłam pewna, to fakt, że już nigdy do tej apteki nie zawitam!
Wsiadłam do samochodu i zamknęłam drzwi z hukiem, a potem się rozpłakałam. Po obu stronach stały puste samochody, więc w końcu mogłam dać upust emocjom, które kotłowały się we mnie niczym woda w czajniku gotująca się od pięciu minut, przy czym nikt o niej nie pamięta. Przez moment miałam ochotę zadzwonić do swojego męża, ale ta myśl była tak samo zła, jak i moja niedbałość o higienę. Wydmuchałam swój nos, lecz znów zalała mnie fala łez. Potem niespodziewanie ktoś zapukał mi w szybę samochodu. Wystraszyłam się na śmierć, lecz uchyliłam nieco okno, aby ujrzeć starszego mężczyznę z kolejki w aptece.
- Pani nie płacze- rzekł uspokajającym głosem.- Ja też kiedyś miałem grzybice z moją żoną, ale nich mi pani wierzy, że to minie. A najlepszym sposobem, żeby do tego nie wrócić jest myć się przed każdym stosunkiem- i tu mrugnął do mnie okiem i odszedł.
Boże! Czy każdy sprzysięgał się dzisiaj przeciwko mnie!? Co ja takiego w życiu zrobiłam, że mnie taka przykrość w życiu spotkała? To już nie mogę normalnie żyć? Czy każdy musi wiedzieć ,co mi dolega?
Odpalając kluczykiem samochód całą drogę powtarzałam sobie na głos ,,Boże! Co za wstyd! ’’
*
Takich dni jak dzisiaj było wiele w moim życiu. Wciąż na każdym kroku bałam się o swoje życie, a także o życie moich dzieci i męża. W duchu i przed spaniem modliłam się do Boga, aby dał im zdrowie, gdy byli przeziębieni i prosiłam Go o opiekę nad nimi, gdybym umarła w tej chwili.
Bałam się śmierci. Bałam się tego, że nie miałby się, kto nimi zaopiekować gdy byłabym martwa. Bałam się, że gdyby mi się coś stało w domu zapanowałby totalny chaos, a mój mąż winiłby mnie o to, że opuściłam ich w chwili, gdy one były jeszcze małe. Boję się tego i gdy tylko coś takiego wpadnie mi do głowy natychmiast to z siebie wyrzucam przytulając swojego synka, lub głaszcząc jego słodką buziuchnę, gdy śpi. To pomaga mi się uspokoić.
Wieczorem, gdy mąż w końcu miał chwilkę wolnego czasu przysiadł obok mnie i zapytał, dlaczego jestem smutna. Jak miałam mu odpowiedzieć, gdy sama nie wiedziałam, czemu mam ponury nastrój? Choć w sumie martwił mnie nasz problem, on nie wykazywał żadnych obaw zmartwienia. Powiedział tylko, że gdyby umarł, to mam go spalić. Uśmiechnął się po tym, nawet nie zdając sobie sprawy z wypowiedzianych właśnie słów. Nie wiem, czy nie przywiązywał wagi do śmierci, czy też zwyczajnie robił sobie ze mnie żarty. Nie potrafiłam tego odgadnąć. Nabuzowana wstałam od stołu i poszłam do drugiego pokoju pozostawiona sama sobie. Po chwili przybiegł do mnie synek, który ma półtora roczku i wskoczył mi na kolana, gdy ujrzał, że siedzę przed komputerem. Jedną sprawną rączką wyciągnął mi ze stanika pierś i zaczął ssać. Objął swoimi małymi jeszcze dłońmi moją lewą pierś i popatrzył na pulpit komputera, który właśnie zaczął się otwierać. Pociągnęłam nosem, bo wzruszyła mnie ta chwila, a potem on spojrzał na mnie znad piersi i się uśmiechnął.
- Ko- powiedział, co oznaczało, że mam mu włączyć bajkę o listonoszu Pacie, po czym spojrzał na myszkę i wyciągnął w tym kierunku rączkę.
- Mam ci włączyć bajeczkę?- Zapytałam, choć wiedziałam, że o to mu właśnie chodzi.
- Tak- odparł i znów przycisnął się do piersi.
- Oj tak cię kocham!- powiedziałam do niego po czym pocałowałam go w główkę i robiąc pulpit na dwie strony w jednej otworzyłam mu plik ,,Listonosza Pata’’, a w drugiej przeglądarkę Google, gdzie wpisałam ogłoszenia Tureckie i zaczęłam je przeglądać. To był mój sposób, aby jak najszybciej zapomnieć o dzisiejszym dniu i skupić się na czymś innym. Tylko tak w tej chwili potrafiłam sobie poradzić.
Dodaj komentarz