Cz. 22
Ania
I pomyśleć, że minął już tydzień od pogrzebu naszych rodziców. Czas płynie tak nieubłaganie, że aż boję się myśleć o własnej starości. Bo ona jest wciąż coraz bliżej, a ja jestem całkiem sama.
Jestem starsza od Sandry o cztery lata, ale czasami to ona zachowuje się dojrzalej. Potrafi myśleć racjonalnie i chyba tego jej zazdroszczę. No i chłopaka, ma się rozumieć, bo choć wciąż pogrążone jesteśmy w żałobie, to jednak ona ma ramię, na którym może się wypłakać i do którego może się przytulić. Ma Krzyśka, chłopca, który kiedyś kochał się we mnie, a ja go nie zauważałam. Gdybym tylko wiedziała wcześniej…
Śmierć rodziców już na zawsze pozostanie dla nas zagadką. Nikt nie prowadził żadnego dochodzenia, bo ewidentnie była to ich wina, że spowodowali ten wypadek. Nam pozostaje się tylko domyśleć, dlaczego nie zauważyli nadjeżdżającej ciężarówki i dlaczego tuż przed śmiercią, zdążyli się znienawidzić, a przynajmniej tak uważa Sandra. Teraz, to już na pewno nigdy nie dowiemy się czy byłyśmy adoptowane, czy też źle zrozumiałyśmy przesłanki naszych rodziców.
W życiu trzeba czasem podejmować decyzje, które dla nikogo, nawet dla nas samych nigdy nie pozostaną zrozumiane. I ja właśnie taką decyzję podjęłam. Nie wiem, czemu akurat taką, choć może i wiem, ale z obawy przed konsekwencjami wolałam iść prostą drogą.
Kiedyś uważałam, że tajemnice są po to, aby ktoś się nami zainteresował. Abyśmy wzbudzali w kimś ciekawość, kto mógłby nas poznać bardziej, gdyby tylko chciał. Teraz natomiast, znacznie zmieniłam kierunek swojego rozumowania. Teraz uważam, że tajemnice są po to, aby nigdy nie ujrzały światła dziennego. Coś, co jest trzymane w sekrecie, nie powinno wpaść w niepowołane ręce, bo to groziłoby ujawnieniem treści zgubnych dla wielu osób.
I taką rzeczą właśnie dla mnie, była znaleziona rzecz w pokoju mamy. Policja przekazała ją w moje ręce. Było tam wszystko, co policjanci pozbierali w wyniku wypadku.
Miedzy innymi właśnie jej pamiętnik.
Zawsze uważałam, że pisanie pamiętnika jest tak oklepane, że już nikt tego nie robi. Dlatego w pierwszej chwili, chciałam wyrzucić zwykły zeszyt z samolotem na okładce. Nawet miałam do niego nie zaglądać, ale… coś mnie tak tknęło i otworzyłam na środkowej stronie, gdzie moją uwagę przykuł tytuł :
,, Najdroższa zdobyczo mojego serca’’
a potem podtytuł,
,,Mój Pamiętniczku!’’.
Ciekawość wzięła górę nad wszystkim, co rozsądne i dlatego przerzuciłam kartki, aż do pierwszej strony, gdzie staranne pismo mamy ujawniło straszne rzeczy, o ile tak można nazwać to, co zrobiła.
,,Najdroższa zdobyczo Mojego serca!
Mój Pamiętniczku!
Piszę do ciebie jak do przyjaciela, którego nigdy nie miałam. Piszę, bo bardzo chcę się wyspowiadać z rzeczy da mnie tak ważnych, a tak okrutnych, jeśli dowiedziałby się o tym mój Tomasz. Możesz nie wierzyć, ale byłam już nawet u spowiedzi, lecz nie odważyłam się wyznać tego, co zrobiłam w następną noc, zaraz po naszej nocy poślubnej.
Zanim jednak ci ją wyznam, chcę abyś wiedział, że zrobiłam ją z miłości do Tomasza, mojego męża, którego kocham nad życie. Nigdy go nie okłamałam, ani nigdy tego nie zrobię, lecz to, co mam do wyznania, musi pozostać w tym miejscu, przez nikogo nietknięte, ani nieprzeczytane. W przeciwnym razie groziłoby to rozpadem mojego małżeństwa, czego bym nie zniosła. Tomasz zawsze był i zawsze będzie miłością mojego życia. Nikt i nic tego nie zmieni.
Zanim jednak wyznam ci prawdę, muszę powiedzieć ci, że kiedyś w sekrecie przed Tomkiem, a było to już trzy lata naszej znajomości, pobrałam próbkę spermy i zaniosłam ją do laboratorium. Nie to, że mu nie wierzyłam, ale przez trzy lata staraliśmy się o dziecko i za każdym razem, gdy czekałam okresu, on przychodził, czym zawodził moje pragnienia. Po dwóch latach chciałam ubłagać i błagałam Tomka o to, aby zgodził się na badanie płodności nas obojga, ale jak to facet, stwierdził, że to badanie zabierze mu dumę i za nic w świecie nie chciał tam pójść. Mówił, że po prostu za bardzo je chcemy i dlatego nam nie wychodzi. Cóż, uwierzyłam mu, ale kolejne miesiące były tak kaleczące dla mojego serca, że to właśnie wtedy podsunęło mi pomysł o cichym badaniu. I na nieszczęście moje i jego wynik wykazało, że Tomasz, mój ukochany Tomasz, nigdy nie będzie miał dzieci, gdyż jego plemniki są zbyt mało ruchliwe, a nawet większość z nich jest po prostu martwa.
Nie zrozum mnie źle, bo ja po prostu nie mogłam tak tego pozostawić. On za nic w świecie nie chciał się zgodzić na badania, ani na przygarnięcie jakiegoś maleństwa, które byłoby jak nasze, więc pewnej nocy nie wytrzymałam i przeszłam się ulicą, szukając odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
Odpowiedź przyszła następnego dnia po nocy poślubnej. Nie myśl, że byłam wtedy samolubna, bo ja tylko chciałam ratować nasze małżeństwo. Z powodu braku dziecka coraz częściej się kłóciliśmy. Bałam się, że nawet nie dojdzie do ślubu, ale on dzień przed ceremonią przyszedł do mnie i powiedział, ze gwarantuje mi dziecko. Powiedział, że to tylko trema przed ślubem i że gdy będzie już po wszystkim, on da mi dziecko. Rozpłakałam się wtedy, bo tylko ja byłam pewna, że nigdy do tego nie dojdzie, ale nie powiedziałam mu o niczym. Chęć zatrzymania go przy sobie i ofiarowanie mu dziecka było dla mnie o wiele silniejsze, niż powiedzenie mu prawdy, przez którą mógłby mnie zostawić. Więc, gdy zobaczyłam tego kelnera… I to tak podobnego do Tomka, nie miałam już złudzeń. Czułam, że tego dnia jeszcze dam mu dziecko. Dziecko, które będzie do niego tak podobne, że uwierzy, iż jest jego.
Zwabienie kelnera nie zajęło mi dużo czasu, gdyż on sam, gdy tylko weszłam do tej restauracji, zwrócił na mnie uwagę i zaproponował wspólny wypad na spacer. Zgodziłam się oczarowując go na tyle, że już tego wieczora wziął mnie na tylnym siedzeniu swojego auta. Pytał, czy jestem zabezpieczona, więc powiedziałam mu, że tak. Prawie każdy brał w tych czasach pigułki, więc uwierzył mi. Potem, już po wszystkim udałam, że boli mnie głowa i wychodząc niby przypadkiem, niby nie, zostawiałam mu pod kocem kopertę z dziesięcioma tysiącami złotych, wraz z prośbą, żeby nigdy mnie nie szukał. Zaraz po tym wróciłam do domu starannie się myjąc i prosząc męża o powrót do domu. Zgodził się, gdyż powiedziałam mu, że jakoś dziwnie się czuję. Nic nie powiedzieliśmy sobie, ale wiem, iż czuł, że począł ze mną dziecko, a ja wcale mu tych myśli nie odbierałam.
Następnego dnia wróciliśmy do domu, do Miasta Bez Nazwy, gdzie z oczekiwaniem modliłam się o cud, który potwierdził się w następnym miesiącu brakiem miesiączki.
Szczęście mojego męża, było dla mnie wszystkim, czego wcześniej nie miałam, więc nie żałowałam swojej wycieczki po dziecko.
Dla niego byłam gotowa na wszystko.
Czytałam wszystko z zapartym tchem i nie potrafiłam uwierzyć w żadne z tych słów. Moja matka miała mnie kupić za dziesięć tysięcy złotych? I to od kelnera, który o niczym nie wiedział? Nie wiem, co powinnam teraz myśleć, ale to nie mogła być prawda. Czyżby faktycznie każda z nas miała innego ojca? A może kiedyś matka wróciła i znów zrobiła to z tym samym facetem? Może jednak Sandra jest moją siostrą?
Nie wiem, co dalej zrobić. Czy powinnam powiedzieć o tym Sandrze? Nie. Tylko potwierdziłoby się, że jestem bękartem, z którego wszyscy by się śmiali. Oczerniłabym nie tylko siebie, ale i pamięć rodziców, do czego nie mogłam dopuścić.
Za dziesięć tysięcy złotych…
Moim ojcem był zwykły przypadkowy kelner…
Nawet nie wiedział, że służył, tylko jako dawca…
Gniew narastał we mnie coraz mocniej, jednak zanim siła zranionego serca nakazał mi rozerwać ten zeszyt na strzępy, musiałam znaleźć kawałek, gdzie będzie pisało o Sandrze. Może i o niej coś mama napisała? Przerzuciłam, więc kilkanaście stron zapisanych jedno pod drugim i zatrzymałam się na dacie dwunastego maja, czyli dniu urodzin Sandry, ale rok wcześniej.
,,Najdroższa zdobyczo mojego serca!
Mój Pamiętniczku!’’
Witaj mój przyjacielu od pogody i od niepogody. Strzeżesz moich tajemnic jak nikt inny, więc coś ci powiem. Jak już wiesz mam śliczną córeczkę, której nadałam imię Ania. Ma piękne ciemne włoski i słodki uśmieszek, który jest nawet podobny do Tomasza. I nawet jak się złoszczą, to też razem opuszczają buzię na dół, co śmiesznie wygląda, ale jest cudowne, bo sprawia, że prawie sama wierzę, iż tamto zdarzenie nigdy się nie stało.
Jednak teraz, gdy Ania ma już niecałe trzy latka, mogłabym obdarzyć Tomka drugim dzieckiem. Niby nic nie mówi, ale wciąż kochamy się bez zabezpieczenia i Bóg mi świadkiem, że bardzo chciałabym, aby to on był ojcem Ani i kolejnych dzieci, których nie jest nam dane mieć.
Niedługo mija nam trzy lata, jak jesteśmy razem. I pomyślałam sobie, że mogłabym znów dać mu radość i przyjemność gładzenia mnie po brzuszku, co tak bardzo uwielbiał. Nie wiem tylko, gdzie tym razem chce mnie zabrać. Mam tylko nadzieję, że nie w tamto miejsce, gdzie poczęła się Ania, tylko może gdzieś daleko…, daleko od złych wspomnień.
Już się zastanowiłam. Dam mu kolejne dziecko. Mam nadzieję, że tym razem będzie to syn.
Przestałam czytać i przerzuciłam kilka następnych stron czując narastającą panikę z każdym przeczytanym słowem. Moja matka planowała kolejne dziecko na lewo zrobione z kimś podobnym do ojca, aby niczego się nie domyślił. Chyba powinnam ją za to znienawidzić, ale wciąż nie dociera do mnie absurd tej sytuacji. Wciąż mam nadzieję, że gdzieś tam napisze, iż to tylko wymyślona opowieść, a nie prawda. Jednak kolejny wpis dołuje mnie bardziej niż poprzedni.
,,Super kumplu!’’
Jest! Udało się! Znowu noszę dziecko pod sercem! Tomasz jest wniebowzięty, a ja jeszcze bardziej, bo mój plan doszedł do skutku. Jestem już dwa miesiące w ciąży i nadal nic złego się nie dzieje. Co prawda drugim razem bałam się jak szalona, bo ten bezdomny Arczi niezbyt wierzył mi, gdy mówiłam, że używam pigułek, ale jakoś go przekonałam. Chciał potem, abym go jakoś podratowała finansowo, bo nie miał domu, ani nawet przyczepy. Żona podobno wyrzuciła go z domu i wraz z rozwodem odebrała mu dom i dzieci. Dałam mu tysiąc złotych i jeszcze tego samego dnia wyjechaliśmy z Tomkiem, bo bardzo się przeziębił. Oczywiście ja prowadziłam całą drogę, bo martwiłam się, że mógł coś strasznego złapać. Po powrocie do domu naszykowałam mu ciepłą kąpiel i dałam mu lekarstwa, wciąż zmieniając mu okłady. Trzeciego dnia poczuł się lepiej, więc w zamian za opiekę to on zaopiekował się mną.
Teraz wciąż mu powtarzam, że noszę pod sercem dzidzię dzięki niemu, że wtedy był taki czuły i kochany, z czego bardzo się cieszy.
A więc ja jestem córką kelnera, a ona bezdomnego rozwodnika…
Nie potrafię zapanować nad sobą i w jednaj chwili rozdzieram cały zeszyt na milion drobnych kawałeczków. Potem zbieram wszystko w jeszcze większym szale i wkładam niedbale do kosza. Przykrywam wierzch torebką, w którą owinięty był chleb i wychodzę na dwór. Idę i choć łzy powinny mi płynąć strumieniami, w tej chwili zamiast łez jest złość i gniew. Wyrzucam dwa śmietniki dalej podarty na strzępy zeszyt i zamykając pojemnik, wracam do domu. Nie wiedząc, co dalej ze sobą począć, wchodzę do sypialni rodziców i z impetem pakuję wszystkie ich rzeczy do kilku toreb. Znajduje się tam wszystko, co stanowiło zawartość sypialni, począwszy od ubrań i kosmetyków, a skończywszy na pościeli, którą w tej chwili się brzydziłam. Zadzwoniłam do domu samotnej matki i porosiłam o kogoś, kto mógłby zabrać te rzeczy z mojego domu w najszybszym terminie, najlepiej natychmiastowym. Pani po drugiej stronie linii bardzo mi za wszystko dziękowała, choć nie widziała jeszcze niczego, co chcę jak najszybciej wyrzucić. Żegnam się z nią powtórnie prosząc o szybki przyjazd, tłumacząc się własnym wymyślonym wyjazdem i nie dziwi mnie, gdy po piętnastu minutach wchodzi do mnie dwóch facetów przysłanych z ośrodka.
Po niecałej godzinie stoję w pustym pokoju rodziców i kładąc się na oliwkowym dywanie w mozaiki, zanoszę się płaczem.
Jestem dzieckiem przypadkowego kelnera...
Sandra jest dzieckiem bezdomnego rozwodnika…
Mój ojciec nigdy nie był moim ojcem…
A teraz matka i ,,ojciec’’ nie żyją…
Czy życie może być bardziej okrutne?
1 komentarz
AnonimS
To faktycznie szok dowiedzieć się o takich sprawach z pamiętnika. I po co było jej ta pisanina? Pozdrawiam
Ewelina31
@AnonimS Wszystko wyjdzie z czasem:-)