,, Gdybym tylko wiedziała" Cz.16

Cz. 16
Krzysiek

W końcu zdobyłem się na odwagę i powiedziałem jej, że ją kocham. Głupek tylko ze mnie, bo nie potrzebnie wyszedłem zaraz po wyznaniu. Nawet nie zostawiłem jej czasu, aby mogła mi cokolwiek odpowiedzieć. Obiecałem jej też, że zajmę się wszystkim, choć bałem się, że nic z tego nie wypali. Po ostatniej wizycie u Rafała, niezbyt dobrze mnie zapamiętał, więc mogło to być usiane fiaskiem, ale co tam. Skoro jej obiecałem, to muszę dotrzymać słowa.  
Wchodząc do domu prawie zapomniałem się z mamą przywitać.
- Witaj mamuś. Wybacz, że ostatnio cię trochę zaniedbuję. Nie powinienem, ale chyba wpakowałem się w coś strasznego.
Nie miałem zamiaru jej o niczym mówić, ale mama zawsze wiedziała jak mi pomóc. A gdy nie wiedziała, to przynajmniej pocieszała mnie w sposób tak czuły, że znów powracały mi siły. Kochałem ją za to.
- Oj dziecko, dziecko.
Przysiadłem się na jej łóżku starając się zając jak najmniej powierzchni materaca. Po krótce opowiedziałem jej o Sandrze i o zniknięciu jej siostry. Potem samo jakoś tak wyszło, że wyznałem jej sekret Sandry, odnośnie jej obaw o adopcję. Słuchała mnie z najwyższą uwagą.
- Cóż, faktycznie masz dużo spraw na głowie. Powinieneś je jakoś ponumerować i odpowiedzieć sobie na nie po kolei. Wtedy łatwiej ci będzie wszystko ogarnąć.
- Wiem mamo. Przecież zawsze tak robiłem, tylko nie wiem, czemu teraz nie potrafię się zorganizować- wyznałem jej speszony.
- Och kochany. Gdy jest się zakochanym, to cały świat potrafi zwalić ci się na głowę, albo nieraz nam się wydaje, że tak jest. Nie potrafimy wtedy myśleć logicznie, bo każdy nasz krok jest nie w stronę rozwiązania, ale w stronę osoby, którą darzymy uczuciem. Tylko proszę cię, abyś nigdy nie robił niczego głupiego w tym kierunku. Miłość jest ślepa i każdy o tym wie, ale nie każdy potrafi to zinterpretować. Twój ojciec tak właśnie kochał…
Mój ojciec…
- On tak kochał ciebie, prawda?
Spojrzałem w te oczka, które ledwo dostrzegalne jakby na moment znalazły się gdzieś w przeszłości. Widać było, że wspomina tamte chwile, więc miałem nikłą nadzieję, że powie mi coś więcej.
- Nie wolno kochać bez pamięci, synku. Wszystko ma swoje granice. Kochaj, aby było dobrze, ale i kochaj, gdy jest źle. Nie poddawaj nigdy miłości próbie, bo nawet największa może jej nie przetrwać. Miłość jest po to, aby nam dawała szczęście, a miłość, która tylko sprawie nam ból, nie jest miłością. Takiej miłości należy się wyzbyć. Porzucić ją, gdy jeszcze mamy na to siły, bo często jest tak, że wmawiamy sobie, iż kiedyś któreś z nas się zmieni, ale tak na prawdę gramy tylko na zwłokę. Nigdy nie proś o miłość, ani nigdy nie proś, aby ktoś przestał cię kochać. Pozwól się kochać, bo to uczucie, choć bywa wieczne, jest i czasem zmienne. Z miłości do nienawiści tylko jeden krok niepełny. A nienawidzić z miłości, jest rzecz gorszą od grzechu, bo z tego nie ma odwrotu.
Słuchałem i patrzyłem na moją matkę nie wiedząc, czy mówi to do mnie, czy do samej siebie. Być może wspominała młode lata, a być może opowiadała o sobie. W tamtej chwili postanowiłem zapytać ją o kilka nurtujących mnie spraw.
- Mamo, a co się stało z moim ojcem? On cię porzucił, prawda?
Nie patrzyła na mnie, gdy odpowiadała. Wciąż błądziła po suficie wzrokiem nie znajdując punktu zaczepienia.
- I tak i nie.
- Nie rozumiem. Możesz mi coś o tym opowiedzieć?
Mama wzięła głęboki wdech i ze świstem wypościła powietrze.
- Chyba na to najwyższy czas.


Halina, matka Krzyśka

Zbyt długo zwlekałam z tajemnicami przeszłości. Można by nawet powiedzieć, że wraz z kruchością moich kości i towarzyszącym im rakiem, ta tajemnica zżerała mnie tak samo.
To, że mam raka kości dowiedziałam się niedawno. W sumie to, dlatego prawie już nie jadam. Gdybym miała porównać swój ból towarzyszący mi od ostatniego czasu, to powiedziałabym, że jest to jak uderzanie młotkiem we wszystkie części ciała, w jednym tempie i w tym samym czasie i w tym samym miejscu. Nie mówiłam nic Krzysiowi, bo już zbytnio jestem dla niego ciężarem. Ten chłopiec prawie nie ma własnego życia. Wciąż tylko służy mi pomocą i gdyby nie on, zmarłabym już dawno temu. To kochane dziecko. Gdyby tylko jego ojciec żył, z całą pewnością byłby z niego dumny.
Mój ukochany Krzysiu. Robi dla mnie wszystko, co tylko może i przez to nie ma czasu na nic innego. Kiedyś, gdy jeszcze nie wiedziałam o swojej chorobie, a jedynie zastanawiało mnie, dlaczego od dawna boli mnie każdy skrawek ciała, odwiedziła mnie pani Rutka. Zapewne przyszła do mnie z ciekawości. Podobno po wsi krążyły plotki, że mój syn podtruwa mnie jakimiś specyfikami, ale ja tam jestem pewna, że wymyśliła to na poczekaniu. Nikt mnie już nie odwiedzał, więc rozmawiałam z nią jak z dobrą sąsiadką, nie wiedząc, że mówiąc jej coś w sekrecie, każde moje słowo ujrzy światło dzienne jeszcze szybciej, niż napływająca mi do głowy myśl. Było to coś w rodzaju ,,ja nikomu nie powiem, tylko rozgłoszę’’, ale z biegiem czasu przestało mi to przeszkadzać. I w sumie dzięki niej, gdy Krzysia nie było w domu, przyszedł do mnie lekarz i po kilku badaniach otrzymałam diagnozę. Rak kości. Nie dosyć, że chorowałam na chorobę kruchych kości, to jeszcze na dodatek wdał się tam rak, który czmychał w każdą część mojego ciała. Był to dla mnie szok, ale i radość, że w końcu przestanę być ciężarem dla swojego dziecka. Bo jestem nim, choć on sam nigdy tego nie powie.
Postanowiłam, że wyznam mu wszystko, co do najmniejszego szczegółu. Na dodatek, zanim mu wszystko wyznam, spiszę wszystko w zeszycie, abym w razie czego, niczego nie pomyliła, ani nie pominęła.  
O tak. Chyba nadszedł odpowiedni czas…

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1136 słów i 5966 znaków.

Dodaj komentarz