,, Gdybym tylko wiedziała" Cz.1

Ania
Już nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie rodzice wyjadą na tą swoją wycieczkę w góry. Nie to, żebym nie chciała gdzieś z nimi jechać, ale mogli przecież wybrać coś bardziej odpowiedniejszego niż Tatry. Mogli na przykład wybrać się gdzieś nad morze, nie wiem, może do Stegny, albo Ustronia Morskiego, albo może nawet do Gdańska. Z chęcią bym wtedy z nimi pojechała. Ciepła woda, piasek i słońce to byłoby wszystko, czego byłoby mi trzeba, ale nie. Wybrali Tatry. Mróz, ziąb, śnieg, grube ubranie, czapki, szaliki i niekończąca się ilość ubrań pod kombinezonem, który już sam w sobie dodawał mi, co najmniej dziesięć kilo. Nie po to przecież przeszłam na dietę, żeby teraz udawać grubasa.
- No i jak- zapytała mnie mama wpadając do mojego pokoju bez pukania.- Jedziesz z nami?
Włosy miała najeżone od tego całego latania w kółko po pokojach, bo wciąż coś jej się przypominało, czego brakowało jej zdaniem w ich bagażach.
- Już ci mówiłam, że nie. Nie moja wina, że robicie mi na złość jadąc na taki mróz, choć wiecie, że tego nie lubię- naburmuszyłam się splatając swoje ręce i siadając nerwowo na łóżku.  
- No wiesz, co Aniu? Nikt nie robi ci na złość. A poza tym nad morze jeździliśmy przez ostatnie trzy lata, więc teraz możemy mieć małą zmianę- odparła obojętnie stawiając na stoliczku moje czyste pranie.
- No i nie mógłby też taki być czwarty rok? Po co w ogóle te zmiany? Mnie tak było dobrze.
Mama przewróciła oczami i odruchowo zajrzała mi na parapet.
- Tyle marudzenia, a tu sucho jak na Saharze. Kiedy w końcu podlejesz te kwiaty?
- Jutro- odparłam znudzona i wściekła, że moje starania na przekonanie rodziców o wyjeździe nad morze, a nie w góry wciąż lgną w gruzach.
- Jutro, jutro…. Wciąż to samo powtarzasz. Czy nie słyszysz jak wołają cię i proszą o wodę?
Jak zwykle musiała mieć swoje zdanie. ,,Kwiaty wołają o wodę’’, dobre sobie. Jakoś ich nie słyszę. Ta bajka o podlewaniu kwiatków, bo poumierają, była dobra, gdy miałam dwa latka. Teraz stłukła mi dwudziestka i nie wierzę w takie rzeczy.
- Mamo daj spokój. Ja tu mówię o poważnych sprawach, a ty tylko gdakasz, abym je podlewała. Po co w ogóle tutaj są? Nie możesz ich sobie wziąć do swojego pokoju?
Mama wstała i poprawiła mi firankę. Jak zwykle była nieco odsłonięta, ale mnie to nie przeszkadzało. I tak pewnie niedługo ją odsłonię, bo Rafał będzie wracał ze sklepu, a ja muszę go zobaczyć.
- Dobrze wiesz, że w moim pokoju jest ich już cały parapet. I w kuchni też i w przedpokoju, więc nie mam ich nawet gdzie położyć, a poza tym nie o to tutaj chodzi.
Zwęziła swoje błękitne oczy wyglądając niemal jak Chinka i stanęła tuż przed moim łóżkiem.
- A o co?
- O dorosłość, odpowiedzialność i słowność.
- A już myślałam, że mam je tylko podlewać…
- Nie kpij ze mnie, proszę. Zresztą, spójrz wreszcie w lustro. Ty masz już dwadzieścia lat- powiedziała twardo.- a wciąż zachowujesz się jak małe dziecko. Nie sprzątasz, nie zmywasz, nie wyrzucasz swoich śmieci i nawet nie podlewasz swoich kwiatów. Wszystko muszę robić za ciebie.
Mówiąc machała rękoma jakby odganiała się od pszczoły, ale nie powiedziałam jej tego. Oczywiście udawałam, że ją słucham, choć tak na prawdę zerkałam już czy Rafał idzie powrotną drogą. Na szczęście tego nie zauważyła. Niech sobie pomyśli, że ją słucham, to może w końcu da mi święty spokój. A najlepiej, to niech już dzisiaj jadą na te swoje zasrane góry i niech siedzą i marzną tam jak najdłużej. Przynajmniej sobie od niech odpocznę.
- … i gdy w końcu wyjdziesz za mąż, to czy będziesz umiała się zająć swoim dzieckiem? Czy też zapomnisz go nakarmić?
Mama skończyła swój wywód i wyszła. Zamknęłam za nią drzwi i z powrotem opadłam na łóżko. Potem natychmiast się zerwałam i podskoczyłam pod okno, bo już był ten czas. Czas, w którym wszystko się zatrzymywało. Pokój sam się sprzątał, naczynia same się zmywały, a kwiatki same podlewały. To był czas, kiedy nawet najzwyklejszy deszcz był błogosławiony, a ja chciałam się w nim zatopić, aby tylko Rafał okrył mnie swoim płaszczem. Och… Rafał…
W Rafale kochałam się od Liceum. Co prawda on uczęszczał do szkoły dla chłopców, a ja do damskiej, ale mieliśmy tą samą drogę powrotną. Czasami nawet zostawałam dłużej w szkole mówiąc, że mam dodatkowe zajęcia z angielskiego, byle tylko wrócić z nim razem. Co prawda rozmowa nie zawsze nam się kleiła, bo nieraz nie wiedziałam, co mam powiedzieć i zwyczajnie nie mówiłam nic, ale to nie było ważne. Ważne było to, że był blisko mnie i z daleka wyglądało jakbyśmy byli parą.  
To było cudowne!
Raz nawet zaprosił mnie do kina. Nie pamiętam tylko, na co poszliśmy, bo przez cały czas czekałam aż wyciągnie się teatralnie, aby objąć mnie swoją ręką wokół mojej szyi, jednak Krzysiek wtedy wszystko zepsuł.  
Krzysiek to mój sąsiad z na przeciwka, który jest ode mnie rok młodszy. Często kręci się koło mojego domu jakby na kogoś czekał, ale ja do niego nie wychodzę. Raz jak przyszedł, akurat w chwili, gdy po drugiej stronie ulicy szedł Rafał, to powiedziałam mu, że mam nagły ból głowy i zamknęłam mu drzwi niemal przed nosem. Na szczęście zdążyłam wbiec pędem na górę i otworzyć okno, aby pomachać Rafałowi. Jak zwykle odmachał mi i była to najszczęśliwsza chwila w moim życiu.
A wracając do kina, to było to tak, że przeszła już chyba połowa filmu i nagle obok Rafała pojawił się Krzysiek. Przywitali się i wtedy Krzyśkowi wypadła z kieszeni komórka, która poleciała w moim kierunku. Ja oczywiście udałam, że tego nie widziałam i gdy Krzysiek poprosił mnie, abym się schyliła pod swoje krzesełko, bo prawdopodobnie jest tam jego komórka, to odpowiedziałam, że nic nie słyszę gestykulując dłońmi i wtedy Rafał schylił się i mu ją podał. Krzysiek podziękował i odszedł gdzieś tam skąd przyszedł, ale Rafał stał się wtedy jakiś taki inny. Potem po skończonym filmie odprowadził mnie do domu, ale jakoś tak nie zamieniliśmy ani słowa. Odszedł nawet mnie nie całując, co przeżywałam przez dwie noce, ale potem mi przeszło. Od tamtego czasu, czyli chyba od trzech miesięcy Krzysiek przestał przychodzić i o mnie pytać. No i dobrze, bo przynajmniej teraz mam z nim spokój.
Niespodziewanie moje rozmyślenia przerwała mi siostra wpadając jak burza do mojego pokoju i zastając mnie na obserwacji mojego lubego.
- A ty, co? Znowu się do niego mizdrzysz? Nie przesadzasz trochę?
Jak zwykle wypaliła jak Filip z Konopi sprawiając, że zaschło mi w ustach, bo Rafał mógł to wszystko słyszeć.
- Zwariowałaś? Czemu drzesz się jak opętana?- wkurzyłam się jak mało kiedy, zerkając nerwowo przez firankę.
- Bo dziczejesz w tym pokoju! Weź idź gdzieś na spacer, czy coś, bo zaraz całkiem zapuścisz tutaj korzenie.
Siostra wstała z łóżka i poprawiła sobie kasztanowe włosy, które miała zaczesane w kucyk, który kończył jej się gdzieś w okolicy pasa. O dziwo jak na szesnastolatkę nie używała tuszu do rzęs, cieni, ani podkładów, już nie wspominając o błyszczykach na usta. Wyglądała przy tym dziecinnie, ale i niewinnie. Kto jej nie znał mógł wziąć ją za ledwo dwunastolatkę, choć piersi miała już znaczne. Prawie bez przerwy ubierała się na niebiesko, czym dopasowywała się do koloru swoich okrągłych oczu.
- Przesadzasz! Ale mogłabyś przynajmniej mówić ciszej. To, że ty nie masz żadnego chłopaka wcale nie oznacza, że i ja go nie mam.
- A masz?
- Mam!
- Ha! Ciekawe, kogo. Bo chyba nie tego Rafała, za którym wciąż się mizdrzysz. To niezdara i fajtłapa. A do tego ma dwie lewe ręce. Nawet śmieci nie potrafi wyrzucić.
Oj przesadziła! Nie powinna tak na niego mówić, bo wcale go nie znała! Nie widziała, jakie ma cudowne i długie rzęsy na tych idealnie błękitnych oczkach. Nie widziała jak ćwiczy na siłowni, bo przypadkiem usłyszałam kiedyś, że dba o swoje ciało. Nie czuła jego zapachu piżmowo- bryzowego, który potrafił powalić każdą kobietę, nawet tą starszą mającą kupę wieku za sobą. Nie widziała jego idealnie wybalsamowanych ust o smaku truskawki, bo były tak czerwone jak właśnie truskawki. No i do tego te bielutkie zęby! Ktoś, kto ma dwie lewe ręce, nie dbałby tak o swój wygląd. Zwyczajnie mi zazdrościła.
- Widocznie ma kogoś, kto to za niego robi.
- Tak, a to, dlaczego ciągle zmienia dziewczyny jak rękawiczki? Najdłużej, to chyba był z kimś tydzień i zaraz potem je zostawiał. Chyba, że chcesz być jego numerem osiemnaście.
- Mów sobie, co chcesz, ale przynajmniej nie obrażaj go przy mnie. Nie znasz go, a po za tym zazdrościsz mi, że do mnie macha, a do ciebie nie.
Sandra wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale chyba się rozmyśliła. Najwyraźniej trafiłam w jej czuły punkt.
- Jak sobie chcesz. Ale nie zdziw się, gdy już z tobą będzie, że skupi się wyłącznie na sobie i zaraz po pierwszej nocy poszuka sobie inną. I nie wkurzaj się za to, co powiedziałam, bo chcę cię tylko ostrzec.
- A co? Spałaś z nim?
Wiem, że głupio się zapytałam, ale co mi szkodziło. Sandra zaczynała mi już działać na nerwy. Wciąż by mnie tylko pouczała, a sama nie była w związku jeszcze z żadnym chłopakiem.
- Nie mów tak do mnie! Ja nie puszczam się z byle kim! Moja dusza, czysta dusza podkreślam, będzie dla tego, który na prawdę mnie pokocha i będę mogła z nim stworzyć jakąś przyszłość. Nie potrzebuję przelotnych numerków, ani sama nie chcę zostać żadnym z nich, bo w przeciwieństwie do innych dziewczyn mam coś takiego jak rozum i duma. Wiesz, co to jest?
Zamilkłam, bo doszczętnie mnie zraniła. Pewnie, że miałam swoją dumę i też byłam dziewicą, ale to wcale nie oznaczało, że nie mogę komuś pomachać.  
- A myślałam, że jesteś moją siostrą…
- Bo jestem! I powtarzam ci jeszcze raz tak dla twojego dobra, żebyś nie zgodziła się być jego kolejnym numerkiem, z których kpi z kolegami. Nie chcę, abyś była wyśmiewana i żeby ktoś opowiadał, czy byłaś wygolona, czy zarośnięta jak krzaczysko, albo czy ciągnęłaś komuś loda…
Nie wiem, co chciała powiedzieć potem, ale w każdym razie nie zdążyła, bo uderzyłam ją w twarz. Po raz pierwszy w życiu uderzyłam swoją młodszą siostrę w twarz, bo uważałam, że na to zasłużyła. Oczywiście nie powiedziała nic, ale była nieźle zdziwiona. Nic dziwnego, że zaraz potem wyszła i trzasnęła drzwiami, aż nieco tynku z góry się posypało. Widząc skrawki zieleni na moim dywanie porównałam się do tego właśnie domu, gdzie granica między dobrocią, a zrozumieniem właśnie została przerwana.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2131 słów i 10970 znaków.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Trudne relacje rodzinne i cielęcy zachwyt nad chłopakiem.... Dobre ... Pozdrawiam

    6 cze 2018

  • Ewelina31

    @AnonimS Dzięki :)

    6 cze 2018