,, Gdybym tylko wiedziała" Cz.14

Cz. 14
Krzysiek

Jej usta smakowały niczym sok truskawkowy. Pełne wargi i tak delikatne, jak skrzydła motylka, muskały moje usta, a ja nie chciałem, aby kiedykolwiek przestała to robić. Nie wiem, ale wydaje mi się, że zakochałem się w niej bez pamięci. Tak bardzo chcę ją chronić, być przy niej, gdy jest w potrzebie i pomagać, aby nie zostawała z kłopotami sama. Chciałbym móc trzymać ją za rękę i nie, dlatego, że tak mamy udawać, ale z powodu naszego uczucia, które chyba i ją zaskoczyło.  
Pragnę przedstawić ją mamie i powiedzieć, że to dla niej chcę rzucić się w ogień i z nią zastarzeć. Pragnę nie tylko mamie, ale i jej robić poranne śniadania, obiady, a nawet i kolacje, aby tylko pozostała ze mną. Wiem, że ma dopiero szesnaście lat i szanuję jej wiek, jak i ją samą. Przy mnie nie musi się obawiać, że zmuszę ją do czegokolwiek, bo tak nigdy się nie stanie. Kocham ją i wszystko, co się z nią wiąże. Jedyny problem to taki, że wciąż nigdzie nie znaleźliśmy Ani. Jej rodzice mają niebawem wrócić, a ja nie wiem, co zrobić, żeby znów pojawiła się w swoim oknie. Martwię się o nią, choć już mi na niej nie zależy. Zbyt wiele w życiu już słyszałem, żeby wciąż podążać za czymś i za kimś, kto sobie tego nie życzy.
I na całe szczęście pojawiła się Sandra. Dziewczyna i kobieta zarazem, która wiem, że liczy na mnie i moją pomoc. Oczywiście zrobię wszystko, co tylko będę mógł, aby była szczęśliwa. Mam tylko cieniutką nadzieję, że gdy jej siostra się znajdzie, nie zakłuci to moich relacji z Sandrą.

Ania

Po ostatniej nocy uświadomiłam sobie, że żyłam zbyt lekko i bezmyślnie. Obiecałam też sobie wiele rzeczy, modląc się o przeżycie w swoim własnym pokoju. Wcześniej na wiele rzeczy nie zwracałam uwagi. Zajmowałam się tylko sobą i odtrącałam wszystkich po kolei, obierając sobie za jedyny cel pozostanie dziewczyną Rafała. Były to marzenia dziesięciolatki, a przecież ja miałam już dwadzieścia lat i świadomość tego, że wczoraj mogłam stracić życie przez własne zaniedbanie. Mieszkając w domu z rodzicami, nie zwracałam uwagi na to, że mój pokój każdego dnia zamieniał się w kłębowisko pająków, pajęczyn i brudu. Weźmy, chociaż te kamienie na dywanie. Będąc malutka, miałam je za kamienie, ale będąc dużą, nie zwracałam uwagi na to, że wcale nie odkurzałam swojego dywanu. Nawet nie układałam swoich rzeczy w półkach, ani tym bardziej nie podlewałam kwiatków, czy też mamy aloesów, bo zwyczajnie mi się tego nie chciało. Nie myślałam nad tym, że one też żyją i też potrzebują wody, dopóki sama nie byłam spragniona, a mój mały kształt, uniemożliwiał mi wejście do kranu. Tak samo miały moje aloesy. Widziały butelkę z wodą, ale przecież same nie mogły się podlać. Dopiero dziś to zrozumiałam.
Wczoraj w nocy bałam się tak bardzo, że to moje ostatnie chwile życia. Przemyślałam sobie wszystko i żałowałam, że nie jestem znów normalna. Te zwykłe pająki, które zamieszkiwały moje kąty pokoju, powinny już dawno go opuścić, a nie czekać do chwil, aż się namnożą i w przebłysku pragnienia wypiją ze mnie życie. Bo to by właśnie się ze mną stało, gdyby nie pewna mucha, która była ciekawa, kim, czy też czym, jestem. Zadziwiające było to, że ona widziała mnie w mroku, podczas gdy ja byłam prawie ślepa. Wtedy uciekając przed tym stworem, którego ugryzłam w jedną z odnóg, biegłam, co sił, aby tylko znaleźć się jak najdalej tej bestii. Biegnąc, wpadłam na coś, co wyglądało jak wata cukrowa i kleiło się niczym kropelka super kleju. Krzycząc i miotając się na wszystkie strony, praktycznie odliczałam w myślach sekundy, które pozostały mi do śmierci. I gdyby nie przelatująca nad ranem mucha, pewnie już byłabym jego pożywieniem.  
W nocy praktycznie wszystko mi się zlewało, ale gdy zaczęło świtać, stwór przybrał postać grubaśkiego pająka, czekającego na innej sieci, tuż pod wanną. Gapił się na mnie, choć nie mogłam dostrzec jego wzroku, tak wielkie i czarne były jego oczy. Jedynie zacierające ramiona odnóg dawały mi sygnał, że przygotowuje się do starcia ze mną, albo do swojego posiłku.
Stał na dwóch tylnych odnogach, zacierając dwie przednie łapy. Zauważyłam, że ta środkowa po prawej stronie jest dziwnie zgięta, więc musiał mnie trzymać tymi środkowymi odnogami. Ta wygięta była pewnie moim dziełem, gdy wżarłam się w niego jak najmocniej, byle tylko mnie puścił. Strach ogarniał mnie tak bardzo, że pociłam się i trzęsłam na przemian, zlizując pot znad swoich ust. Brak wody sprawiał, że kręciło mi się w głowie, ale widok, co jakiś czas przelatującej nade mną muchy sprawiał, że chciałam, aby podfrunęła bliżej. Pająk pewnie liczył na to samo, sądząc, że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu, ale spóźnił się. Mucha krążąc mi nad głową, niczym ćma nad lampą, w pewnej chwili podfrunęła bliżej, a ja korzystając z sytuacji uczepiłam się jej skrzydełek. Ooderwałam się od pajęczyny. Reszta ruchów mojego ciała była tak szybka, że w mig wbiegłam pod umywalkę. Potem jednak żałowałam, że się odwróciłam. Pająk zły na ucieczkę swojego obiadu, schwytał muchę i właśnie obracał ją wokół siebie nakładając na nią stos pajęczyn. Biedna wiła się, co rusz nadaremnie próbując uciec przed wściekłym pająkiem, który ani razu nie spojrzał w moją stronę. Potem, gdy dostatecznie już ją unieruchomił, wbił się w nią swoimi kolcami, czy też czymś, co wyszło z jego buzi i wtedy nie wytrzymałam i zwymiotowałam. Żałowałam jej krótkiego życia, ale i jednocześnie cieszyłam się, bo gdyby nie ona, to ja byłabym teraz na jej miejscu.
Co za ironia losu.
Gdy tylko mój żołądek się uspokoił, rozglądając się wokoło, ujrzałam nieco jakiejś brei niedaleko sedesu. Podeszłam do niej i chcąc nie chcąc nałożyłam nieco tego na dłonie. Jak dziwnie było smakować wodę, która na moich oczach dzieliła się na małe kawałki. Teraz przynajmniej miałam wyobrażenie, jak owady spijają wodę z liści. Tyle, że ich wodą do picia była rosa, a ja wolałam nie wnikać w składniki cieczy, którą właśnie spożywałam. W tej chwili liczyło się tylko przetrwanie. Oczywiście wciąż miałam nadzieję, że jakimś cudownym sposobem znów stanę się normalna, ale jakoś tak z chwili na chwilę, coraz bardziej w to wątpiłam. A gdy bardziej w to wątpiłam, byłam skłonna przyznać, że chyba ktoś nakarmił mnie jakimś narkotykiem, bo takie rzeczy nie mogły być normalne. Nikt tak po prostu nie staje się malutki, a przynajmniej nie w świecie realnym. Co innego, gdy zażywa się jakieś grzybki, czy inne paskudztwa, ale ja przecież niczego takiego nie brałam. Może i chciałam zwrócić na siebie uwagę Rafała, ale nie aż takim poświęceniem.
Kiedy jednak usiadłam na puszku zebranym wokół sedesu, wiedziałam już, że to nic innego, jak kurz, którego też nie sprzątałam. A nie sprzątałam, bo niby i po co? Mama przecież była od utrzymywania porządku w domu i wiem, że u mnie też sprzątała, gdy mnie nie było. Nie powiedziała mi tego nigdy, wprost, ale przecież kto inny mógłby tego dokonać?
Przerywając swoje myśli już miałam wstać z puszku, który po dłuższym leżeniu robił się klejący, gdy nagle usłyszałam jakiś donośny tupot gdzieś pode mną. Ten tupot sprawił, że natychmiast skuliłam się pod kawałkiem sedesu, gdzie ledwo się wcisnęłam. Nagle do łazienki weszła Sandra.
- Siostra! Jestem tutaj!- Krzyczałam na cały głos, machając na próżno obok spływu, ale ona mnie nie słyszała. Rozglądała się tylko nerwowo jakby czegoś szukając i potem zaczęła zwyczajnie sprzątać!- Hej! Jestem tutaj! Sandra!- Darłam się już niemiłosiernie, ale ona pozostawała niewzruszona usłyszeniem jakiegokolwiek dźwięku. Potem jednak zaczęła mówić do siebie, a ja bladłam słuchając każdego jej słowa.
Przecież, to nie mogła być prawda! Ona nie mogła sprzątać w moim pokoju, ani układać mi ubrań, bo przecież to zawsze robiła mi mama. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co słyszałam. Gadała sama do siebie, myjąc mi lusterko, kran i ścierając kurze. Wrzuciła też kilak pająków do sedesu i spłukała kilka razy, zapewne, aby nie wyszły z powrotem i na koniec umyła podłogę. Wcisnęłam się jak najgłębiej potrafiłam w dziurkę, gdzie sedes był nieco ukruszony na spodzie, więc nie wylądowałam na ścierce, jak mądrala, który niedawno zjadł muchę, która uratowała mi życie.  
Niech zdechnie w kanałach!  
Wykrzyczałam na głos, choć i tak nikt mnie nie usłyszał. Potem, gdy chciałam wyjść, miałam duży problem, bo wszędzie była woda. Też zakończona jakąś dziwną mgiełką, która nie wchodziła głębiej. Starając się oddychać przez usta, siedziałam skulona, aż ona wyschnie. Siedząc, miałam nadmiar czasu na przemyślenie wielu spraw, które kiedyś były dla mnie nie do pomyślenia. I spoglądając na swoją kosztowną sukienkę, poczułam ukłucie wstrętu do siebie, bo przecież kupiłam ją za pieniądze, które zabrałam Sandrze. Nie wiem, czy już o tym wiedziała, ale prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw, a ja? Czy wciąż będę taka maleńka? Czy dożyję kolejnej nocy? I jak mam żyć, skoro do najbliższych okruszków po ciastkach mam tak daleko? Już sama myśl o wspinaniu się po nitce była ogromnym wysiłkiem, a brzuch mój coraz głośniej protestował z braku jedzenia. Gdybym tylko wiedziała, że tak kiedyś będzie, to z pewnością zaopatrzyłabym się w chleb i masło i ciastka, abym nie musiała głodować. No i w wodę, bo przecież pić też coś musiałam. No, ale skąd ja mogłam wiedzieć, że tak kiedyś będzie?
Odczekując jakiś czas w brudzie i ostrym zapachu chemikali, o mało nie zwymiotowałam. Całe wieki utrwały, zanim podłoga zrobiła się sucha. A najgorzej było czekać tak bezczynnie. Z nerwów, to zaczęłam nawet na nią dmuchać ze złudną nadzieją, że to pomoże jej szybciej wyparować. Było to lepsze, niż bezczynność. I pomyśleć, że kiedyś mogłam tak nie robić nic przez całe dnie. Jak widać, życie każdego dnia uczy nas czegoś nowego.
Czując niepohamowane szczęście, że podłoga wyschła, wyszłam z pod sedesu i skierowałam się w stronę drzwi. Na dole słyszałam jak ktoś odwiedził Sandrę, ale nie rozpoznałam głosu. Potem zadzwonił telefon i wszędzie odbijało się echo głosu. Siostra coś mamrotała, ale nie wiedziałam, co. Dźwięk był tak dziwnie rozproszony, że dochodziły do mnie tylko pojedyncze słowa, z których i tak nic nie rozumiałam. A najgorsze było to, że wkrótce mogli zadzwonić nasi rodzice! Ciekawa byłam, co im może Sandra powiedzieć o mojej nieobecności. Czy powie im prawdę, że gdzieś zaginęłam, czy też będzie obojętna i powie, że nocuję kolejną noc u koleżanki? A może już o mnie zapomniała? Nie, nie mogła o mnie zapomnieć. Nie po tym, co usłyszałam w łazience.  
Przecież ona to robiła dla mnie. Pomagała mi, choć nawet o tym nie miałam najmniejszego pojęcia. Musiała, więc mnie na swój sposób kochać. Tylko, dlaczego nic nie mówiła, że mnie szuka? Czemu nie zawiadomiła policji, ani nikogo, kto by się zainteresował moim zaginięciem? Czyżby moje zniknięcie było jej na rękę?

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2222 słów i 11566 znaków.

1 komentarz

 
  • AnonimS

    Mądra Ania po szkodzie. Jakbym ja utopił razem z pająkami. Za głupotę i pustkę. Pozdrawiam

    26 cze 2018

  • Obca

    @AnonimS nawraca się, choć po czasie. Dzięki za komentarz :)

    26 cze 2018