,, Czerwony autobus widmo" cz. 9

,, Kto oskarża czas o to,  
że zbyt szybko mija,  
niech siebie samego oskarży,  
że nie potrafi go wykorzystać.’’
                             Friedrich v. Logau  
Rozdział ósmy
Ból, żal i rozgoryczenie

Wciąż nie może do mnie dotrzeć wiadomość, że mój braciszek nie żyje. Jak to się w ogóle stało? Jak matka mogła go pozostawić samemu sobie i spokojnie iść spać? Przecież to było nierozsądne i takie niedojrzałe! Przez nią straciliśmy coś ważnego w swoim życiu, a przynajmniej mnie się wydaje, że jakaś cząstka mnie umarła.
Nie wiem nawet jakim sposobem z powrotem znaleźliśmy się w samochodzie. Mimo sprzeciwów taty Fabianka trzymałem owiniętego kocem na swoich kolanach. Tuliłem go, zupełnie jakby żył i nie zdając sobie sprawy śpiewałem mu kołysankę z dziecięcych lat:
,, Mój malutki Fabianek, bardzo piękny jest jak poranek, mój malutki robaczek, bardzo kocham go gdy nie płacze…’’
- Przestań to śpiewać!- pohukiwała Sandra, kiedy nie przestawałem kołysać braciszka do snu.
- Nie przestanę. On zasługuje na to, aby go godnie….- nie dokończyłem, bo słowo pochować nie chciało mi przejść przez usta. Znów rozpłakałem się jak dziecko pozwalając, aby łzy smutku i rozpaczy spływały na jego maleńkie ciało. W duchu miałem nadzieje, że jakimś cudownym sposobem mój braciszek ożyje i zaczynając kaszleć zbudzi się ze snu i powie radośnie ,,auto!’’.  
Wszystko bym dał, żeby tylko to usłyszeć.
Starając się być lojalnym wobec mojego braciszka wyłowiłem z wody jego zielony autobus i zabrałem drugi, który leżał niedaleko wody, jeszcze przy brzegu. Nie mogłem pozwolić, aby pozostały tam samotne i czekały na opady, które pokryją je rdzą i w końcowej fazie ulegną całkowitemu zniszczeniu.
Gdy śpiewałem tak po cichutku, tata tylko raz powiedział mi, żebym przestał.
- Nie mogę. Nie potrafię. Nie chcę. On lubi te piosenki. Muszę mu śpiewać, bo inaczej nie będę wiedział co mam ze sobą zrobić.
- A ty myślisz, że ja wiem, co mam teraz zrobić? Myślisz, że nie pluje sobie w twarz, że pojechałem tym cholernym skrótem? Sam się zastanawiam, Czemy jeszcze gdy twoja matka mnie o to poprosiła nie zawróciłem i …- zapłakał.
- Tato patrz na drogę- powiedziała oburzona Sandra bardziej rozkazująco niż prosząco.
Upał na dworze zdawał się zelżeć. Nawet ten dziwny zapach śmierci jakby przygasł, choć może zwyczajnie do niego przywykłem. Mama wciąż spała w najlepsze mając wszystko gdzieś i nie zdając sobie sprawy, że jej pragnienie, które w niedawnej kłótni określiła ,,zbyt dużą ilością dzieci’’ właśnie się spełniło.
,,Chciałam mieć tylko jedno’’
Dźwięczało mi w głowie i odbijało się echem od mojego zranionego serca. Przytuliłem mocniej brata i wyjrzałem zza okno dostrzegając zbliżający się początek mroku. Wciąż migały mi przed oczami choinki, brzozy i jakieś inne gatunki drzew, które w ogóle nie pasowały do tego otoczenia. Nawet owady zdawało się, że wyprowadziły się do lepszego miejsca. Miejsca gdzie w jeziorze nie pływają trupy, tylko kaczki.
- Widziałeś tą tabliczkę?- zapytałem niespodziewanie ojca.
- Jaką tabliczkę? Minęliśmy coś?
- Tam w tej polanie. Była przewrócona. Podszedłem do niej gdy szukałem Fabka…
Na moment mnie zatkało, bo gula w gardle zamiast maleć nasilała się z każdą chwilą w której zdawałem sobie sprawę, że już nie pobawię się autobusami z bratem. Nie zbuduję mu wierzy z klocków lego, ani nigdy nie nauczę go jeździć na rowerku na dwóch kółkach. Nie usłyszę jak woła mnie po imieniu, ani nie zobaczę go w szkole. Nie pochwalę się przed kolegami, że to jest mój młodszy brat.
Bo go już nie ma…
- Co to była za tabliczka?- zapytał obojętnie ojciec.
- Pisało na niej drukowanymi literami JEZIORO DUSZ. Zupełnie jakby ktoś specjalnie nazwał tak to jezioro, bo widział co tam było.
- Ale to bez sensu. Dlaczego nikt tych ciał zwyczajnie nie pogrzebał, tylko wrzucali je do tego jeziora? Przecież to jest chore!
A co ostatnio było normalne?
- Mnie to mówisz?
Ojciec był równie oburzony co ja. Sandra zdawała się nie słuchać naszej rozmowy, tylko gapiła się w szybę udając, że jej tu nie ma. Sam miałem ochotę poudawać, że to tylko zły sen, koszmar na jawie z którego gdy będziemy na miejscy niedługo się zbudzimy i znów wszystko będzie tak jak zawsze. Ojciec nadmucha nam materace i razem będziemy się bawić na plaży i cieszyć słońcem. A jedynym naszym zmartwieniem będzie to, żeby pamiętać o kremie z filtrem, bo inaczej dostaniemy poparzenia słonecznego.
- Jak myślisz, zgłosić to policji?
Zapytał mnie jak dorosłego. Wypadało dorośle odpowiedzieć, choć nic takiego nie przychodziło mi do głowy.
- Nie wiem. W końcu są tam i nasze ślady. Mogliby na przykład osądzić, że już dawno o wszystkim wiedzieliśmy i tylko głupich udajemy, że nie mamy z tym nic wspólnego.
- No ale tamte ciała musiały leżeć tam do dłuższego czasu. Przecież zaczynały się już rozkładać…
Na wspomnienie galaretowatej wody znów mnie zemdliło, jednak późniejsze nerwy niepilnowanego brata pohamowały tamte emocje.
- Nie wiem.
Niespodziewanie do rozmowy wtrąciła się Sandra. Wciąż gapiła się w okno, lecz mówiła do nas.
- Trzeba było powkładać je wszystkie do tego autobusu- syknęła ze złością.
- Jakiego znowu autobusu?
- Głupka udajesz? Tylko mi nie mów, że go nie widziałeś.
- Bo nie widziałem! A gdzie on był?
- Za jeziorem. Stał na polanie i nawet wyglądał, jakby się na nas gapił. A potem przeleciał nad nim ptak i spadł. Nawet przez moment sądziłam, że ktoś go zastrzelił, ale nie było słychać żadnego wybuchu. Zwyczajnie leciał i spadł.
Słowa siostry prawie wytrąciły mnie równowagi. Po plecach przeszedł mnie dreszcz, aż wzdrygnąłem się. Mocniej otuliłem braciszka kocykiem, jakby to miało go ogrzać.
- Głupoty gadasz- skwitował ojciec.- Przecież sam tam byłem i nic takiego nie widziałem. Musiało ci się coś przestawić.
- W takim  razie spójrz w lusterko wsteczne i wtedy oceń, czy mi się coś przywidziało, bo ten zwid jedzie za nami przez całą drogę.
Jak na zawołanie obaj odwróciliśmy głowy do tylu.
- Jasna cholera!- wrzasnął ojciec, gdy autobus zatrąbił.- Czego on od nas chce?
- Nie wiem, ale zaczyna mnie to wkurzać. Dokądkolwiek byśmy się nie udali ten autobus jedzie za nami. Wtedy, gdy mama stała w rowie i wymiotowała on też za nami stał- dodałem z wyrzutem.
- Jak to stał? Przecież nic tam nie było. Wiem ponieważ gdy wyciągałem twoją matkę z rowu rozglądałem się na boki. Musiało ci się coś przywidzieć.
- Nic mi się nie przywidziało, tato. Nie rób ze mnie głupka, bo wiesz dobrze, że nim nie jestem. Z tym autobusem musi być coś nie tak. A weź przyhamuj nieco. Zobaczymy co zrobi.
Tata posłuchał i przyhamował odrobinę. Autobus też zwolnił. Tata praktycznie zatrzymał się. Oboje gapiliśmy się na szybę z tyłu jak i on zatrzymał się nagle.  
- A nie mówiłam? A może i wam coś się przywidziało? Może wcale go nie ma? Może woda, którą pijemy posiada duże ilości koki, więc wciąż jesteśmy na haju, a tak naprawdę żadne z nas nigdy nie ruszyło się z domu.
Słowa siostry były bardzo dorosłe, ale nie tak bardzo, żebym nie zauważył wrogiego spojrzenia taty.
- A ty niby skąd wiesz o tej koce, co? Ktoś sprzedał ci jakąś działkę, czy co?
Teraz spojrzała na tatę i Bóg mi świadkiem, że wyglądała, jakby chciała go spalić wzrokiem.
- W twoim wozie jest martwe dziecko, mój brat, który wciąż jest traktowany jakby żył, a ty mi próbujesz powiedzieć, że to ja zwariowałam? Sory, ale mama dopiero osiem lat i nie zamierzam tracić czasu na zabawę w udawanie kogoś, kim nie jestem. Może i nie mam jeszcze planów na przyszłość, ale na pewno nie mam w niej miejsca na używki. Zamierzam dożyć stu lat i pokazać światu, że jest to możliwe.
Osłupiałem wraz z ojcem. Sandra jeszcze nigdy tak poważnie nic nie mówiła. Co prawda zdarzało jej się czymś nas zaskoczyć, ale nigdy bym nie pomyślał, że jej iloraz inteligencji może przekroczyć mój łącznie z ojcem. I tata też chyba zdał sobie z tego sprawę, bo teraz to on patrzył na nią jak na sto dolarów.
- Kiedy ty tak urosłaś?- zapytał.
- Po prostu nie gram na komputerze, ani nie siedzę przed telewizorem jak inni.- I tu zerknęła na mnie, ale zaraz odwróciła wzrok.- Chcę iść na studia i skończyć Psychologię z wyróżnieniem, a potem będę tańczyć i śpiewać.
Matko święta, a ja nawet nie pomyślałem gdzie pójdę jak skończę gimnazjum. Najwyraźniej mieliśmy w domu prymusa o którego istnieniu nikt wcześniej nie wiedział.
- Błagam cię, wrzuć go do bagażnika- oświadczyła prosząco patrząc na nas obu.- Wiem, że żadne z nas nie potrafi w to uwierzyć co się dzieje, ale widok jego coraz to bardziej sinej buźki zaczyna mnie kłóć w serce tak boleśnie, że trudno mi się oddycha.
Po twarzy popłynęła jej mała łza. Już chciała ją zetrzeć, gdy nagle coś w nas uderzyło z tyłu. Poleciałem głową w przód uderzając policzkiem w taty siedzenie. Sandra uderzyła głową w mamy fotel, a ta w szybę po swojej stronie.
- Co to u diabła?- ryknął ojciec próbując dostrzec zagrożenie z tyłu samochodu.
- Odpal samochód i wiejmy!- wykrzyknąłem, gdy obróciwszy się ujrzałem przód czerwonego autobusu tuż za tylnią szybą.
- On znów chce w nas uderzyć – ryknąłem gdy tata spoglądał na głowę mamy. Na szybie pozostała mała plama krwi, ale nie było czasu teraz jej sprawdzać.
- Do cholery, co się dzieje!- krzyczał starając się odpalić silnik. Na szczęście zapalił od razu i tata wrzucając jedynkę dodał gazu, aż zapiszczały nam koła.
- Nie tak szybko! Bo nas pozabijasz!- wrzeszczała Sandra widząc jak ojciec opętany strachem wrzuca coraz to większy bieg i za każdym razem wciska gaz do końca.
Autobus znów w nas uderzył, choć tym razem lżej, gdyż tata jechał teraz ile fabryka dała. Drzewa migały mi w tak szybkim tempie, że zlewały się w jedną całość. Zupełnie, jakby ktoś rozłożył za szybą zieloną kartkę papieru. Barierki z oznakowaniem mijaliśmy tak szybko, że i one migały mi przed oczyma niczym biała pozioma kreska co sekundę. Obejrzałem się do tyłu, lecz autobus z wolna zostawał za nami. Był bez szans w porównaniu z naszym Seatem Alhambrą, która z napędem stu trzydziestu koni gnała na przód ku wolności.
Siostra wyciągnęła spod nóg autobusy braciszka i ustawiła je z boku. Starając się nie patrzyć na rzeczywistość dłużej w dłoni zatrzymała czerwony autobus brata bacznie mu się przyglądając.
- On jest taki sam jak ten co nas ściga- powiedziała.
- Bo to jest zabawka zrobiona na podobieństwo oryginalnych- zakomunikowałem ostro. Co mnie tam obchodziła jakaś zabawka, gdy prawdziwy potwór ścigał nas i sami walczyliśmy, aby przetrwać.
- Ale wygląda identycznie. Sam zobacz. Mam nawet poobdzierany lakier dookoła i jego biały pasek też jest wydrapany- mówiła z przekąsem.
- W takim razie chcesz mi powiedzieć, że uciekamy przed autobusem zabawką? Pięknie. Zobacz jak mi się trzęsą kolana.
Na potwierdzenie tego zacząłem poruszać nimi tak szybko jak tylko potrafiłem. Skoro chciała mieć mocnych wrażeń, to niech sobie popatrzy. Mnie tam było już wszystko jedno.
- Jesteś okrutny- powiedziała i spojrzała na mnie jak patrzy się na spadający liść z drzewa, który sugeruje, że lato przeminęło, a zaczyna się jesień.
- To świat jest okrutny- skwitował ojciec udając, że to nie łza spływa mu po policzku, tylko ociera pot.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 2249 słów i 11826 znaków.

Dodaj komentarz