,, Czas nie ma właściciela,
Czas tylko wytwarza i niszczy,
Daje i odbiera każdą rzecz.’’
Mahabharata
Rozdział czwarty
Pomocy!
Obudziły mnie krzyki mamy.
- Tomek! Tam stał się jakiś wypadek! Zobacz! Ona wymachuje rękoma! Musimy się zatrzymać!
Wyjrzałem spocony od upału i snu przecierając zmęczone oczy. Potem faktycznie dotarło do mnie, że musiało się coś stać, bo po prawej stronie ulicy stał czerwony autobus, a obok niego jakaś kobieta desperacko wymachiwała do nas rękami. Była to niewysoka blondynka z włosami do ramion w koszulce polo i krótkich spodenkach.
- Pomocy! Błagam, niech mi ktoś pomorze!- krzyczała i jej głos w miarę jak się zbliżaliśmy zaczął docierać do nas coraz głośniej.
- No rusz się Tomasz!- krzyknęła mama prawie wypychając go z auta, gdy tylko stanęliśmy obok autobusu.
- Co się stało?- pytał roztrzęsiony tata, bo kobieta prawie na całej twarzy miała krew.- Jest pani ranna?
- Co? Nie! Nie! To było straszne! Pomóżcie mojemu synkowi! Błagam!
Tarmosiła tatę za rękaw, więc poszedł za nią, a my z mamą pospiesznie też wysiedliśmy z samochodu.
- O Boże! O Boże! Mój synek! Mój mały synek!- darła się, gdy razem z tatą weszli do autobusu. Tata szedł pierwszy rozglądając się na boki, lecz nigdzie nie widział nikogo.
- Gdzie on jest?- pytał głośno, a jego oczy rozszerzały się z chwili na chwilę.
- O Boże! Moje dziecko!- krzyczała za nim.
Wszedłem ciekawy do autobusu, choć mama mi tego zabroniła. Chciała mnie odciągnąć od drzwi, ale jej się wyrwałem. Byłem bardzo ciekaw co takiego mogło się stać jej dziecku, więc szedłem za nią i jej lamentem.
- Gdzie jest kierowca?- pytał tata, a ja przeglądałem każde siedzenie, bo nie miałem pewności, czy jej dziecko nie jest małe, bo kobieta tylko histerycznie krzyczała, a my doszliśmy już do połowy autobusu i nadal nikogo nie było widać.
- Tam jest!- krzyknąłem tacie zauważając kogoś leżącego w rowie. Tata odruchowo spojrzał tam gdzie pokazywałem mu palcem i zaczął wychodzić z autobusu, a ja razem z nim. Dziwnie było zobaczyć kogoś nieprzytomnego w rowie, ale jeszcze dziwniej było potem, gdy wyszliśmy, a tam nikt nie leżał.
- Gdzie on jest?- pytałem taty, kiedy i on przecierał oczy rozglądając się dookoła.
- Nie wiem! Ale tu był! Nie wiem czy żył, czy nie, ale tato, tu coś leżało!
- Wiem, bo sam widziałem- powiedział i spojrzał na ucichły autobus.
- A gdzie jest ta kobieta?- spytałem.
Tata popatrzył na mnie z przerażeniem i wskoczył z powrotem do autobusu.
- Halo! Gdzie pani jest? Gdzie jest pani syn?
Widziałem jak przemierzał koleje siedzenia i robił wielkie oczy, gdy nikogo tam nie było. Ja sam dostałem dreszczy, bo autobus był bardzo stary i widziałem jak gdzieś po bokach zaczął mu już odpadać lakier, a na dodatek kobieta gdzieś się zapodziała.
Tata przeczesał cały autobus, ale nigdzie nikogo nie znalazł.
- Widziałeś ją?- zapytał obchodząc autobus dookoła.
- Nie, ale może mama ją widziała. Została przecież w samochodzie, to gdyby gdzieś poszła, to by ją zauważyła.
Podeszliśmy do naszego Seata Alhambry, gdzie mama uspakajała Sandrę. Siostra zaciskała uszy i śpiewała na cały głos ,,Nie daj się, ludzie niech swoje myślą’’ Dody, a Fabian patrzył na nie spokojnie wciąż bawiąc się autobusami.
- Widziałaś ją?- zapytał tata.
- Kogo?
- No tą kobietę! Krzyczała coś o swoim synu, a teraz zniknęła!
Widzieć strach w oczach przewodniego ducha, to tak jakby dowiedzieć się, że już niedługo stanie się coś okropnego. Człowiek wtedy czuje, że jedyne co powinien wtedy zrobić, to uciekać.
- No to poszukają ją! Przecież była taka roztrzęsiona- powiedziała zdenerwowana mama przekrzykując Sandrę.
- Nie daj się…- wciąż powtarzała trzymając kciuki w uszach i palce wskazujące na zamkniętych oczach.
- Przestań!- wydarł się ojciec szarpiąc ją za rękę.
- Ała! To boli!- skarżyła się.
- To zadzwoń na policję- powiedziała cicho mama.- Ta kobieta może być obłąkana. A co jeśli chodzi teraz sama po lesie i ktoś ją napadnie? A co jeśli ona- ściszyła głos.- napadnie na nas?
Z przerażeniem spojrzałem, że niecałe kilka metrów od nas zaczynał się las. Był gęsty i ciemny, choć słońce biło po oczach. Czuć było temperaturę powyżej dwudziestu stopni. Jak na zawołanie oboje z ojcem wytarliśmy pot z czoła i nie sądziłem, aby należał tylko do podwyższonej temperatury.
- Idę jeszcze raz zobaczyć- powiedział ojciec i pobiegł w stronę autobusu. Ja tym razem zostałem w środku samochodu razem z mamą i rodzeństwem. Słyszałem jak mama wybiera numer na policję, bo miała włączone głośne wybieranie numerów w telefonie. Z każdym jej piknięciem strach coraz bardziej nachodził moje ciało.
- Halo? Policja? Nazywam się Elżbieta Przeska i chciałam zgłosić, że na drodze numer 101 do Miasta Umarłych stoi czerwony autobus z cienkim białym paskiem wzdłuż i jest pusty. Tak, nikogo w nim nie ma, ale niedawno była tam kobieta, która krzyczała, że coś się stało jej synowi, choć nigdzie nie mogliśmy go znaleźć. Tak!- krzyknęła zdenerwowana.- Nie, niczego nie dotykaliśmy, ale ta kobieta nagle zniknęła. Mąż poszedł ją szukać, ale jeszcze nie wrócił. Dobrze.
Rozłączyła się w chwili, gdy tata podchodził do samochodu.
- Nigdzie jej nie ma- powiedział siadając za kierownicą.
- Nie ważne, zadzwoniłam już na policję i o wszystkim im opowiedziałam. Podejrzewają, że kobieta mogła być szalona i uciekła z jakiegoś zakładu. Być może nawet ukradła ten autobus, bo nic lepszego nie przyszło jej do głowy. Pewnie gdzieś się ukrywa.
- Tato, jedźmy już…- po raz pierwszy poprosiła Sandra przestraszonym głosem.
- Tato, spadajmy stąd. Jeśli ona jest szalona, to lepiej, żeby nas tu nie było- powiedziałem poważnie, choć sam bałem się jak nigdy.
- Może macie rację- powiedział i zapalił silnik.
- Pani- powiedział Fabianek pokazując mi swój mały czerwony autobus.
- Tak, pani była, ale jej już nie ma.
- Ma- powtórzył i rozłożył bezradnie rączki.
W tej chwili miałem wrażenie, że on jako jedyny zachował zimną krew.
Dodaj komentarz