,, Czerwony autobus widmo" cz. 18

,, Czas wszystko zabiera i wszystko daje,  
każda rzecz się zmienia,
nic nie obraca się w nicość.’’
                  Giordano Bruno  
Rozdział siedemnasty
Opowieść

Po dźwięcznych słowach ojca burza jakby nagle się nasiliła. Co jakiś czas błyskawice trzaskały wokoło nas, jakby nie potrafiły się zdecydować kiedy i kogo pierwszego uderzyć. Wiatr smagał naszym seatem, a głośne wijuuuu wciąż wdzierało się między drzwiami. Nie wiem jak powinien wyglądać koniec świata, ale w moich odczuciach taki stan rzeczy na dworze był całkiem odpowiedni. To, że jeszcze ani razu piorun w nas nie uderzył było chyba największym szczęściem, jakie mogło nas spotkać, zważając na ponure okoliczności zawartości bagażnika.
- Chcesz wiedzieć jak to się zaczęło, synu? Och, przepraszam, chyba raczej powinienem był nazwać cię pasierbem, czy też dzieckiem mojego…
- Przestań!- wydarła się matka potęgując hałas gromu.
- Nie przestanę. Wiesz co? Chyba po tylu latach jesteśmy coś im winni, nie uważasz? Choćby krztę prawdy. Krztę tego, do czego sama doprowadziłaś i w co grałaś przez te wszystkie lata. A nie było mi miło, uwierz!
Mama łkała chowając się we wgłebieniu fotela. I choć wciskała się w niego całym swoim ciałem, to jednak i tak była dość widoczna, aby można było pluć w nią ostrymi słowami i żalami.  
Wciąż nie wiedziałem o co im wszystkim chodziło. Znów zdaje się zaczynali kłótnię, której chyba nigdy nie potrafili skończyć. Być może nadszedł właśnie moment, aby wyjaśnili sobie wszystkie niedomówienia, wszystkie żale i kłamstwa, jeśli takie były, abyśmy mogli na spokojnie i z czystymi sumieniami powrócić do domu.
Bez Sandry I Fabusia.
Bez mojego ukochanego rodzeństwa.
- Dobra, jeśli macie sobie coś do powiedzenia, to powiedzcie, ale nie róbcie z tego hałasu, co? Na dworze szaleje burza, pioruny walą na około, a wy dodatkowo się kłucicie. Co wam to daje? Nie możecie zwyczajnie wyjaśnić sobie wszystkiego po kolei i na spokojnie? Na litość boską, przecież to wy jesteście dorośli, nie ja!
Mój krzyk nieco ich opanował, ale tylko na chwilę. Jeśli to miał być mój koszmar, to przysiegam na Boga, że nigdy nie śnił mi się większy! A różne miewałem sny. Raz śniło mi się, że gonił mnie dzik i co jakiś czas mnie doganiał i gryzł bardzo boleśnie w zadek. Ja piszczałem, uciekałem i krzyczałem tak głośno, jak nigdy dotąd, ale nikt nie chciał mi pomóc. Gdy się jednak obudziłem byłem cały zlany potem i mamrotałem coś tam. Mama powiedziała mi wtedy, że byłem bardzo chory i gorączka nie pozwalała mi się ze snu wybudzić. A wszelkie boleści, jakich doznawałem we śnie okazywały się być zastrzykami, welfronami i pobieranymi próbkami mojej krwi w celu dalszych badań. Jednak po jakimś czasie się obudziłem i wciąż miałem swoją rodzinę. Tata głaskał mnie po głowie i mówił coś na skutek czego ja dosłyszałem tylko słowo ,,przepraszam’’ i nic wiecej. Potem o tym zapomniałem i dopiero teraz mi się to przypomniało.
Z zamysłu ocuciły mnie słowa ojca, który właśnie zaczynał swoją opowieść, czy coś, co miało zmienić moje życie.
- Gdy ją poznałem byłem taki młody- mówił do mnie, ale patrzył na matkę, która wciąż szlochała.- Nie widziałem świata poza nią. Pamiętam jak nosiła długie blond włosy, które falami opadały jej na ramiona. Wcześniej nie malowała swoich oczu, choć biłem się w głowę jak kobieta może mieć tak ciemne i tak długie rzesy jak ona? Błękitne oczy miała jak kryształy, które gdy na mnie spojrzały niemal porażały mnie prądem, bo pamiętam jak stałem sparaliżowany i gapiłem się na nią.
- A ja zastanawiałam się, czy nie złapał cię jakiś skurcz, bo gapiłeś się na mnie jak na ducha. Aż bałam się podejść, czy w ogóle zrobić jakikolwiek ruch- dodała mama pociągając nosem.
- Od razu się w tobie zakochałem. Wiedziałem, że nie znajdę nikogo takiego, kto by mnie swoim spojrzeniam przenikał aż do kości. Pamiętam, że nawet przez chwilę  pomyślałem sobie, że mogłabyś być aniołem i wtedy dałem krok na przód w twoim kierunku.
- A ja wstałam od stołu i chciałam uciec, bo myślałam, że jesteś jakimś zbokiem- zaśmiała się cicho.
Kto wie. Może i ta opowieść nie będzie tata zła na jaką wygadała. Być może, jeśli rodzice sobie przypomną co ich do siebie tak zbliżyło, zapomną o kłamstwach i pomówieniach, a skupią się na wydostaniu z tego lasu i powrotu do domu. Do Ryszyn.
Wciąż grzmiało i padało, ale teraz jakby nieco słabiej. Być może atmosfera miłości rodziców zmieniała pogodę w łagodniejszą? Och, aby tak było!
- Tego nigdy mi nie powiedziałaś.
- Bo nie chciałam cię zranić. Przecież nie mogłam tak po prostu do ciebie podejść- znów pociągnęła nosem, lecz tym razem odwróciła się i spojrzała na ojca.- Wygladałeś jakbyś chciał mnie zabić, a nie okazać zainteresowanie.
- Nie moja wina, że brat wysłał mnie do sklepu z narzędziami. Nasza siekiera się stępiła, a drzewo samo się nie rozłupie. A poza tym sklep z narzędziami był czynny tylko do godziny czternastej, a było już za dziesięć, więc najpierw popędziłem tam, a dopiero potem do biblioteki.
- To ty też czytałeś książki?- zapytałem z zainteresowaniem, że oto poznaję ojca, jakiego nigdy nie znałem.
- Pewnie- zaśmiała się mama.- Brał całe regały!
- Naprawdę?
Teraz i tata się zaśmiał.
- Ale tylko do skręcania. Po prostu pomagałem bibliotekarce z naprawą starych regałów. Dorabiałem w  ten sposób.
Przez chwilę na dworze zrobiło się tak jasno, jak chyba nigdy w życiu. Potem okropnie ogłuszajacy huk rozległ się gdzieś za nami i zaraz po tym coś tam z tyłu spadło. Samochodem tak zatrzęsło, jakby ktoś w nas wjechał.
- Cholera! Walło w drzewo! Ale mieliśmy szczęście!- ryknął ojciec. Drzewo zatrzymało się tuż za naszym samochodem rysując lakier bagażnika.
- Matko Boska! Gdyby spadło tutaj…
- Ale nie spadło. I ciesz się, bo dwa razy nie wali w to samo miejsce, więc jesteśmy bezpieczni. A przynajmniej na razie.
- No i co było dalej?- zapytałem ciekaw jak się potoczyły ich losy i dlaczego zaczęli się tak nienawidzić. Być może było to zwykłe niedomówienie, które truło ich dusze przez tyle lat? Być może jeszcze znów będzie dobrze…
Ja to naprawdę byłem głupim marzycielem…

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 1261 słów i 6500 znaków.

Dodaj komentarz